Dziennik wojny - dzień trzydziesty drugi

Rano pojawiła się informacja o zajęciu przez Rosjan Mariupola i wybiciu pułku „Azow”. Prorosyjskie profile pisały o tym, że zorganizowana obrona padła i trzymają się tylko pojedyncze, izolowane punkty oporu. Nie znalazły jednak te newsy potwierdzenia. Z mapy opublikowanej przez amerykański Institute for the Study of War wynika, że owszem, miastu grozi rozcięcie na dwie połowy, ale Rosjanie kontrolują nie więcej, niż 25-30% jego terytorium. To, że izolowane i podzielone miasto może się bronić długo, a „pojedyncze punkty oporu” mogą sprawić wiele problemów, wiemy choćby z Powstania Warszawskiego. Rosjanie powinni pamiętać to choćby ze Stalingradu. Obecnie w Izjumie też połowa miasta jest kontrolowana przez sowietów, ale nie są w stanie zdobyć części południowej. 

Walki skupiały się dziś w rejonie Doniecka, gdzie wojsko ukraińskie odparło kilka sowieckich ataków. Wspomniany wcześniej ISW ostrzega jednak, że Kijów wciąż jest celem numer jeden rosyjskiej inwazji i żeby przeniesienia ciężaru walk na południe i wschód nie brać zbyt dosłownie, bo może to być zmyłka. 

Osobiście też uważam, że zapowiadane wycofanie oddziałów z rejonu Kijowa i Czernichowa nie ma sensu. Rosjanie uwolniliby wtedy część swoich sił do działań na lewym brzegu Dniepru, ale jednocześnie nastąpiłoby uwolnienie znacznych sił ukraińskich, które mogłyby z tyłu zaatakować jednostki uderzające na południe. 

Podobna sytuacja jest zresztą w Mariupolu: nawet jeśli miasto padnie, część obrońców przetrwa i będą walczyć dalej. Rosyjskie uderzenie na północ może mieć z nimi ogromne problemy. Więc owszem, zdobycie Mariupola uwolni spore siły rosyjskie, ale tylko pozornie, bo uwolni też nieregularne oddziały ocalałych azowców i żołnierzy piechoty morskiej. A to jednostki, które do rozprawy z Rosjanami szykowały się od kilku lat. 

Zdobyte przez wojsko ukraińskie rosyjskie ciężarówki
z wyrzutniami rakiet Tornado.


Rosjanie mogliby zredukować siły wokół głównych miast w celu przerzucenia nadwyżki na wschód, a resztą blokować oblężone miasta, ale sytuacja pod Kijowem, Czernihowem, czy Mikołajewem pokazuje, że minimalne choćby zluzowanie powoduje natychmiast kontrakcję ukraińską. Sytuacja przypomina więc stare powiedzenie: złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma. Rosjanie blokują ukraińskie miasta, ale sami nie mogą ruszyć tych sił bez ryzyka, że wszystko im się zawali.

Tak powstał obecny klincz, w którym sowieci nie są w stanie zdobyć Ukrainy, ale Ukraina na razie ma za mało sił na wygonienie sowietów. 

Na razie. Bo od kilku dni do walki wchodzą oddziały Legionu zagranicznego (na razie pisano o Gruzinach i Amerykanach, ale oni byli na Ukrainie jeszcze zanim wojna się zaczęła, Białorusini dopiero złożyli Przysięgę), a szkolenie powinni kończyć ochotnicy ukraińscy, którzy zgłosili się do wojska na początku wojny. Ukraina odtwarza swoje rezerwy i pewnie niedługo usłyszymy o sukcesach Stefana, czy Nataszy, którzy rzucili dobrze płatne prace na Zachodzie i wrócili bronić kraju. 

Być może oddziały te zluzują odcinek białoruski i naddniestrzański, a regularne wojska, które teraz tam stoją, zostaną przerzucone na front.

W tym wszystkim zastanawiają nielogiczność wielu rosyjskich decyzji. Mariupol już dawno utracił znaczenie strategiczne. Pomost lądowy z Donbasu do Krymu istnienie poza nim. Wystarczyłoby blokować miasto i nie marnować sił na jego zdobywanie. Prędzej, czy później miasto odcięte od reszty kraju musiałoby paść. Ale sowieci wiedzeni urazą z 2014 roku, kiedy mieszkańcy Mariupola odmówili przyłączenia się do „ruskiego miru” pcha dziś Rosjan do absurdalnej zemsty, z której nic nie wynika w znaczeniu operacyjnym. 

Podobnie jest w Sławutyczy, którą po kilku dniach walk Rosjanie zajęli. No zajęli. I co? Znów nic z tego nie wynika, poza koniecznością skierowania sił i środków do kontroli miasta. A tych sowieci mają coraz mniej.

Sowieci kontynuują terrorystyczny ostrzał miast i terror wobec ludności na terenach podbitych. Porywają przedstawicieli władz lokalnych, strzelają do protestujących cywili. Szef ŁDR zapowiada referendum w sprawie wcielenia tego tworu do Rosji. Jednocześnie kontynuują „rozmowy pokojowe”. Ich stanowisko w zasadzie nie zmieniło się od początku wojny. Stanowisko Ukrainy także nie. Rozmowy nie mają zatem sensu, ale są kontynuowane dla pozorów.

Ukraińcy podali dwie dość istotne informacje. Pierwsza jest taka, że Rosja zaczyna stosować starszą amunicję i składuje ją w rejonie Czernobyla. Amunicja ta ma ponoć skłonność do samozapłonu i wybuchania w niespodziewanych momentach. Druga zaś, że pali się las w rejonie Czernobyla. 

Cóż… To może być przygrywka do wywalenia w kosmos tego składu amunicji i obciążenia odpowiedzialnością Rosjan (samo wybuchło, bo pożar). 

Skutki takiej eksplozji i wyrzucenia w powietrze ton skażonej gleby mogą być poważne. 

Ale oczywiście, może to być blef, mający na celu zmuszenie Rosjan do szukania innych, łatwiejszych do zaatakowania, miejsc składowania amunicji.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)