Dziennik wojny - dzień dwudziesty szósty

Można sparafrazować tytuł powieści Remarque’a i powiedzieć, że na Wschodzie bez zmian. Front stoi i jedynie obie strony okładają się ogniem artyleryjskim. Rosjanie zwiększyli intensywność ataków lotniczych. Nie ma jednak porównania z pierwszymi dniami. Dowództwo ukraińskiej obrony przeciwlotniczej zaczęło przepraszać, że nie realizuje planu redukcji lotnictwa rosyjskiego, ale nie ma do czego strzelać. Według Amerykanów sowieci nie uzyskali przewagi w powietrzu. Wskazują, że jest to wynik kreatywnego podejścia Ukraińców do obrony przeciwlotniczej.

Za to Ukraińcy z powodzeniem cisną, uwalniając kolejne obszary. Nie zmienia to sytuacji strategicznej, ale podtrzymuje inicjatywę wojsk ukraińskich, zmuszając sowietów do życia w ciągłym pogotowiu i zwiększając ich frustrację. To jest bardzo ciekawa strategia, którą określiłbym jako nacisk statyczny. W miejsce gwałtownego uderzenia stałe parcie. W efekcie obiekt, na który wywiera się presję ulega zmęczeniu materiału i pęka samoczynnie. Tak to działa w fizyce, ale w przypadku ludzi jest podobnie. Żołnierz wytrzyma i odeprze gwałtowny atak, ale poddana przez jakiś czas stałej presji jego psychika w końcu nie wytrzyma i pęknie, wtedy albo sam porzuci pozycję, albo ucieknie przy pierwszym symptomie ataku.

Pod Odessą doszło do wymiany ognia między rosyjskim okrętem a ukraińską artylerią nabrzeżną. Bez strat po obu stronach.

Nocny ostrzał Sum doprowadził do uszkodzenia pojemnika z amoniakiem i niewielkiego wycieku tej substancji. Wieczorem wciąż jeszcze unosiły się w powietrzu jej „śladowe ilości”.

Nad ranem Rosjanie zażądali kapitulacji Mariupola. Usłyszeli w odpowiedzi, że nie mają na co liczyć. Wkrótce potem z portu w Berdjańsku (niedaleko Mariupola) ukradli statki ze zbożem i zaczęli w nim rozładowywać transportowce ze sprzętem wojskowym. Być może oznacza to rezygnację z desantu pod Odessą.

Trwa terror na okupowanych terytoriach. Nie mogąc sobie poradzić z manifestantami w Chersoniu sowieci otworzyli ogień do tłumu. Są ofiary. Nadal uprowadzani są przedstawiciele lokalnych władz ukraińskich. Mieszkańcy okupowanych obszarów starą sowiecką modłą są deportowani w głąb Rosji.

Rozwija się polowanie na rosyjskich dowódców, do których dołączyli kolaboranci. Zamachy na tych drugich przypominają najlepsze tradycje naszych oddziałów szturmowych AK. Cel jest oczywisty: potencjalni zdrajcy muszą bardziej bać się odwetu państwa ukraińskiego, niż agresji Rosji. Z jednej strony to odpowiedź terrorem na terror (taka sama, jak naszej AK na terror niemiecki). Kogoś może to razić. Z drugiej jednak coraz częściej ciosy trafiają w tych, którzy ponosząc odpowiedzialność ukrywają się za plecami innych. Marzenie wszystkich pacyfistów, by generał był tak samo zagrożony, jak żołnierz, któremu wydaje rozkazy. Parafrazując Marię Konopnicką: „a najpiękniej walczą chłopi, a najgęściej giną pany”.

Samochód Pawło Słobodczikowa, zastępcy mera Chersonia, 
który włączył się w tworzenie prorosysjkich władz miasta, 
po egzekucji z rąk ukraińskich komandosów lub partyzantów. 


Wciąż niewiadomą jest, co zrobi Łukaszenka. Dużo symptomów świadczy o tym, że będzie chciał jednak włączyć się do wojny. Może liczyć na to, że uderzenie białoruskiej armii (realnie będzie to taki układ, jak w Ludowym Wojsku Polskim: białoruscy żołnierze pod komendą rosyjską) przeważy wynik wojny i on wobec Putina wystąpi jako ten, który uratował carowi tyłek.

W praktyce jednak najprawdopodobniej będzie to katastrofa dla niego. Białoruska opozycja otwarcie mówi o rozwijaniu w swoim kraju ruchu partyzanckiego, który ma rzekomo atakować stanowiska rosyjskiej armii (głównie centra logistyczne) i linie kolejowe. Na Ukrainie działa szczątkowy na razie Legion Białoruski. Ale jeśli pojawią się białoruscy jeńcy, może on szybko rozwinąć się w batalion, a nawet brygadę na podobnej zasadzie, jak formowane były Legiony Polskie Dąbrowskiego. Łukaszenka nie ma w społeczeństwie i armii nawet ułamka tego poparcia, jakie miał Putin zanim zaczął wojnę.

Godzinę temu pod Zaporożem rosyjscy bandyci ostrzelali ewakuacyjne autobusy wiozące dzieci. Są poważnie ranni. Wczoraj z kolei rosyjska artyleria ostrzelała dom starców (56 zabitych emerytów) i szkołę (400 dzieci).

Nie ma jeńców spośród rosyjskich artylerzystów. I być nie może. Nie zasługują na to.


P.S. Rosjanie oficjalnie przyznali się do straty prawie 10 tysięcy zabitych i ponad 16 tysięcy rannych. To daje 26 tysięcy wyeliminowanych z walki żołnierzy, z czego trwale (zabici, ciężko ranni i inwalidzi) około 12-14 tysięcy.
To wynik zbliżony do szacunków ukraińskich.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - dzień trzysta sześćdziesiąty szósty trzeciego roku, pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty, siódmy, ósmy i dziewiąty dzień czwartego roku (1096, 1097, 1098, 1099, 1100, 1101, 1102, 1103, 1104, 1105)

Dziennik wojny - dzień sto siedemdziesiąty dziewiąty i sto osiemdziesiąty trzeciego roku (909 i 910)

Dziennik wojny - doba dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta, trzydziesta, trzydziesta pierwsza i trzydziesta druga czwartego roku (1121, 1122, 1123, 1124, 1125, 1126, 1127, 1128)