Dziennik wojny - dzień sto sześćdziesiąty siódmy

To było jak rajd pułkownika Doolittle’a na Tokyo, czy pierwszy nalot aliancki na Berlin. A nawet lepsze. Tamte dwie akcje bezpośrednio nie miały istotnego znaczenia militarnego, a jedynie propagandowe. Zmusiły jednak Japonię i Niemcy do zmiany strategii, co ostatecznie doprowadziło je do klęski.
Tutaj jednak sprawa ma się zupełnie inaczej. 

Nie licząc normalnego ostrzału pozycji rosyjskich i ich logistyki, SZU wykonały dziś dwa potężne uderzenia na głębokie tyły Rosjan. Jedno to poranne zbombardowanie moskiewskich magazynów amunicji koło Heniczeska, u wejścia na Krym. Uderzenie nastąpiło w trakcie przeładowywania się oddziałów 29 Armii przed skierowaniem na front. Cel znajdował się w odległości 150 kilometrów od linii ukraińskich, więc teoretycznie był poza zasięgiem ukraińskiej artylerii. A jednak…

Drugi strzał, około południa, był znacznie potężniejszy i ważniejszy. Tak, że o pierwszym szybko zapomniano. Rosyjską bazą lotniczą w Nowofedorówce na Krymie, kilka kilometrów na północ od Sewastopola, wstrząsnęła seria pięciu naprawdę gigantycznych wybuchów, po której zaczęły się pożary i wybuchy wtórne zgromadzonego na lotnisku paliwa i amunicji. Lekko licząc w ślad za krążownikiem „Moskwa” poszło od 25 do 40 rosyjskich samolotów bojowych wraz z całą logistyką i zapasem amunicji, w tym być może hipersonicznymi rakietami „Kindżał”. Smaczku dodaje to, że właśnie samoloty z tej bazy wielokrotnie ostrzeliwały terytorium Ukrainy, jak również to…. że Ukraina oficjalnie nie ma precyzyjnych pocisków o takim zasięgu! 

Rosyjscy plażowicze na Krymie w panice po wybuchach w Nowofedorówce.

Ukraińskie Ministerstwo Obrony oświadczyło od razu, że nie wie, co spowodowało wybuch, ale przypominają rosyjskim żołnierzom o zasadach ochrony przeciwpożarowej. 

Za to Rosjanie… Rosjanie oszaleli. Najpierw przez dłuższą chwilę nie potrafili podać powodu wybuchów. Wykluczali ostrzał rakietowy i wskazywali sabotaż. Szybko jednak się połapali, że to nie stawia ich w korzystnym świetle i zmienili narrację na zawalenie się magazynu amunicji. Ktoś musiał im jednak zwrócić uwagę, że to też bez sensu (magazyny amunicji w takich bazach są w specjalnych bunkrach, które nie mają prawa się zawalić), więc podtrzymali że to w magazynie przypadkowy wybuch spowodowany naruszeniem zasad bezpieczeństwa pożarowego. A potem jeszcze, że zapłon nastąpił przy tankowaniu samolotu.
Mimo to ogłoszono żółty stopień zagrożenia terrorystycznego. 

Władze Krymu najpierw zaprzeczyły, że zarządzono ewakuację, a potem przyznały, że ewakuowano całą okolicę. Najpierw mówili, że nie ma ofiar, potem, że są ranni, a w końcu, że jeden zabity i pięciu rannych. Miejscowi jednak zgłaszają wiele karetek i przepełniony szpital. Takie wybuchy nie mogły nie spowodować ofiar. Zbyt potężne. 

Oczywiście, wersja z przypadkowym wybuchem też bez sensu, bo to nie był jeden wybuch, tylko pięć, w nieco oddalonych od siebie miejscach. Według rosyjskiego portalu Kommiersant (artykuł szybko zdjęto, ale od czego są skriny?) celami były lotnisko i dwa pobliskie składy amunicji. Wszystko przy często odwiedzanych kurortach – to tak dla Amnezji International, odnośnie chowania się za ludnością cywilną. 

Ludność, konkretnie rosyjscy osadnicy, bo miejscowi czekają na wyzwolenie, a szczególnie turyści wypoczywający na Krymie rzucili się do ucieczki, blokując w korku Most Krymski.
Armageddon!

Oczywiście, wszyscy życzący Rosji szybkiej deimperializacji mają uciechę. Moskale poczuli na własnej skórze, czym jest wojna i zrozumieli, że na Krymie nie będą bezpieczni. 

Oficjalnie nie wiadomo, co było przyczyną wybuchów, ale nieoficjalnie Ukraińcy robią „oko”, że chodzi o rakiety ATACMS, czyli średniodystansowe o zasięgu do 300 km. Oficjalnie Ukraina ich jeszcze nie dostała, choć Waszyngton powoli się do tego przychyla. Przypomnę tylko, że decyzja o przekazaniu systemów HIMARS zapadła oficjalnie kiedy pierwsze wyrzutnie były już na Ukrainie, a załogi zostały przeszkolone. Wiemy tyle, ile nam powiedzą.
Michał Podolak, doradca prezydenta Zełeńskiego w tweecie rzucił niedwuznacznie, że to dopiero początek.
No właśnie. „To nie my, ale jeszcze nie skończyliśmy”. 

Media rosyjskie zatkało. Tylko główna twarz telewizyjnej propagandy Putina, nazywana jego żelazną lalką, Olga Skabiejewa puściła post na Telegramie: „Tego już za dużo”.
Znaczy zabolało. 

Na profilach proukraińskich zaczęły pojawiać się zdjęcia ukraińskiej wyrzutni średniego zasięgu (do 280-500 km) o nazwie GROM. Trudno powiedzieć, czy to rzeczywisty trop, czy jego mylenie i gra psychologiczna. Nie wiadomo, czy ta broń została wprowadzona na stan uzbrojenia SZU.

Pewne jest, że Rosja na Krymie nie ma już lotnictwa. Baza w Nowofedorówce była po bazie floty w Sewastopolu i po Moście Krymskim trzecim najważniejszym obiektem strategicznym Rosji na Krymie. 

To co? Teraz port w Sewastopolu?

Noc była dla wyrzutni rakiet naprawdę pracowita i poza tymi dwoma celami zniszczono również wiele innych magazynów, „poprawiono” mosty i uzyskano wiele innych trafień, ale żadne nie uzyskało takiego efektu strategicznego, propagandowego i moralnego, jak uderzenie w bazę lotniczą w Nowofederówce. 

Front generalnie jest stabilny. Atak na Błahodatne został rozbity przy pomocy ukraińskiego lotnictwa (mówiłem, że to kierunek bez sensu), a przyczółek inhulecki jest zabezpieczony.

Na kierunku zaporoskim Rosjanie próbują odzyskać utracone tereny, co im zupełnie nie idzie, a dodatkowo Ukraińcy kontratakują, więc niejeden moskiewski atak kończy się odwrotem głębszym, niż rubież wyjściowa. Ukraińcy zniszczyli rosyjskie magazyny pod Wołnowachą i zaczynają tu wgryzać się we front.
Pozostałe odcinki bez zmian, nie licząc Werszyny koło Bachmutu, gdzie Moskale trochę się posunęli do przodu. 

Pozostając na Krymie, zastanawiająca jest ostatnio epidemia niestrawności u Rosjan. Jeszcze można zrozumieć u jakiejś podejrzanej babci na Chersońszczyźnie. Ale w szpitalu wojskowym w Sewastopolu nagle zatruła się większa grupa leczących się tu bojców. Ośmiu zmarło, osiemnastu jest w stanie ciężkim.
I nie ma to związku z tym, że niedawno w szpitalu przeprowadzono deratyzację…

Ukraińcy są tak zdecydowani, żeby nie dopuścić do prorosyjskich „referendów” na swoim terytorium, że eskalują terror przeciw kolaborantom. W nocy w obwodzie zaporoskim partyzanci pozbawili głów dwie kobiety, które współpracowały z Rosjanami przy organizacji „referendów”. Brutalnie? Pewnie tak, ale stawką jest nie tylko byt narodowy i państwowy, ale fizyczne przeżycie mieszkańców tego regionu. Rosyjskich planów przywrócenia stalinowskich metod terroru po tym, co już Moskale pokazali, nie wolno lekceważyć. 

Służba Bezpieczeństwa Ukrainy opublikowała dane najważniejszych pracowników okupacyjnego „resortu spraw wewnętrznych” na Zaporożu. To ci, którzy na polecenie Rosji tropią ukraiński ruch oporu. 

Opór tężeje nawet na terenach Donbabwe i Ługandy. Oczywiście, na otwartą partyzantkę będziemy musieli poczekać (choć na zajętych niedawno obszarach Ługańszczyzny partyzanci brykają). Rejony okupowane od ośmiu lat są jednak zbyt sterroryzowane. Ale…

Z powodu narastających problemów z uzupełnieniami „armii” obu „republik” ogłoszono kolejny pobór wojska. To nic, że kopalnie stanęły z braku rąk do pracy. Jak się okazuje kobiety na przodku słabo sobie radzą. Nic to, trzeba kolejnych mężczyzn wysłać na front. Po raz kolejny zaczęły się łapanki, ale tym razem „komisarze wojskowi” na ulice wyszli… zamaskowani! Wcześniej robili to jawnie. Teraz już się kryją. Strach?

Żeby nie było za różowo, Moskale też mają swoich dywersantów. Skrytkę sprzętu takiej grupy wraz z rosyjskimi mundurami, bronią i amunicją zlikwidowała Państwowa Służba Graniczna Ukrainy koło Czernihowa. Hipotetycznie jest możliwość, że to po okupantach, którzy zdezerterowali, ale lepiej założyć gorszą wersję i sprawdzić.

A jak jesteśmy przy sprawdzaniu, to prywatna wywiadownia Belingcat i jej bułgarski szef Christo Grozew wypuścili info o zwerbowanej przez rosyjski wywiad wojskowy GRU programistce, która była podstawiona i która pracowała przy systemach obrony jądrowej. Miała ona przeprogramować rakiety tak, że wybuchną na wyrzutniach.
Wstępnie wygląda to na prowokację i trolling, ale żaden kontrwywiad nie może czegoś takiego zlekceważyć. Teraz muszą prześwietlić wszystkie programistki (a podejrzewam, że jest niejedna) i zweryfikować oprogramowanie rakiet. Do tego czasu nikt nie podejmie decyzji o użyciu broni jądrowej. 

Rosjanie przenoszą na Białoruś systemy przeciwlotnicze, a opozycja białoruska spotkała się w Wilnie i doszła po tygodniach kłótni do porozumienia. Swietłana Cichanowska utworzy rząd tymczasowy wolnej Białorusi, w skład którego wejdą też przedstawiciele innych, niż jej ugrupowań i Pułku im. Kalinowskiego. Oby przekształcił się w dywizję.

Ukraińskie szefostwo elektrowni jądrowej w Energodarze ostrzega przed możliwością radioaktywnego wycieku, a Rosjanie planują (znowu) podpiąć ją do sieci energetycznej Krymu.

Ponieważ rosyjski Transnieft z powodu sankcji jest niewypłacalny, Ukraińcy wyłączyli przesył ropy rurociągiem „Przyjaźń”. Nie ma kasy, nie ma przyjaźni.
Ale przecież sankcje nie działają.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)