Dziennik wojny - dzień sto osiemdziesiąt trzeci

 Rosję nazywano więzieniem narodów i przy okazji „operacji specjalnej”, jak bezczelnie nazywają w Moskwie najazd na Ukrainę, więzienia rzeczywiście się zapełniają. A jednocześnie zwalniani są nawet recydywiści. Niektórzy korzystają z okazji i jadą „legalnie” kraść i mordować na Ukrainie.

Więzienia, w tym najcięższe, jak osławione Lefortowo, zapełniają się… pracownikami FSB. Putinowska władza czyści służbę, z której Car się wywodzi.

Oficjalnie osadzeni są podejrzewani o świadome lub wynikające z niedbalstwa przekazanie władzom rosyjskimi fałszywych informacji o przygotowaniach Ukrainy do wojny. Nikt nie pamięta, że Putin nie chciał słuchać prawdy, co wszyscy mogli zobaczyć, kiedy podczas transmitowanego cyrku, zwanego naradą, na której rzekomo podjęto decyzję o ataku, próbował go mitygować szef Służby Wywiadu Zagranicznego.

Ale co, jeśli sprawa ma drugie dno?
Przypomnijcie sobie niedawną informację, że V Służba FSB, odpowiedzialna za „obsługę” krajów posowieckich (swoją drogą, charakterystyczne, że Rosja na te kierunki przeznacza służbę kontrwywiadowczą, jaką jest FSB, a nie wywiad zagraniczny, stanowiący osobną strukturę) tuż przed inwazją zaczęła masowo werbować agenturę na Ukrainie, nie weryfikując zbytnio kandydatów, co spowodowało, że większość nowo zwerbowanych nie podjęła współpracy. Oczywiste jest też, że z okazji skorzystały służby ukraińskie.
A co, jeśli Ukraińcy podjęli z Rosjanami grę operacyjną?

Co, jeśli GUR, ukraiński wywiad wojskowy skorzystał z okazji i podsunął FSB swoich ludzi do zwerbowania? Szybko zorientowali się, że Służba Bezpieczeństwa Ukrainy, MSW i prokuratura są mocno zinfiltrowane przez Rosjan, więc wyłączyli kolegów z operacji. Nikt poza kierownictwem GUR o niczym nie wiedział. A podstawieni agenci przekazywali FSB informacje odpowiednio spreparowane.
To mogła być świadoma operacja dezinformacyjna służb ukraińskich.

I nie tylko dezinformacyjna. Na podstawie zdobytych informacji GUR rozbił zasadniczą strukturę prorosyjskiego spisku (w skład którego wchodzili członkowie kierownictwa służb). Rosjanie naprawdę mogli być pewni, że im się uda. Nie wiedzieli po prostu, że GUR rozpracował ich zanim doszło do najazdu.
Ale do moskiewskich łbów nie dotrze, że pogardzane przez nich „Ukry” okazały się sprytniejsze i bardziej inteligentne. Dlatego robią łapankę wśród swoich, szukając winnych klęski.
Podobnie było w 1920, kiedy przez kolejne lata szukano winnych katastrofy pod Warszawą, nie wiedząc, że Polacy czytali sowieckie szyfry. Do moskiewskich łbów nie docierało, że „Pszeki” ich ograły na polu wywiadowczym.

Oczywiście, nie wyłapano od razu wszystkich zdrajców. To byłoby niewykonalne. W Kijowie siatkę „koordynatorów” zdjęto „w marcu” (pytanie, ilu z jej członków współpracowało z ukraińskimi służbami, na przykład naprowadzając oddział kadyrowców w pułapkę, w której został zniszczony). Ale skala zdrady mogła być znacznie większa.

To zadaje kłam opowieściom, że Ukraina nie była gotowa na atak. Była doskonale gotowa, ale do ostatniej chwili nie dawała po sobie poznać, że jest gotowa. Czemu? Bo gdyby się zdradziła, Rosjanie wstrzymaliby napaść i uderzyli później, znacznie lepiej przygotowani.
Wojnę zaczyna się w trzech sytuacjach:
- kiedy jest się gotowym,
- kiedy przeciwnik nie jest gotowy,
- kiedy nie ma innego wyjścia.
Ukraina przekonała Moskwę, że jest gotowa do inwazji, że Ukraina nie jest gotowa do jej odparcia i że czas gra na korzyść Ukrainy, więc albo teraz, albo wcale.
W taką grę musiały być zaangażowane wszystkie służby ukraińskie od samego szczytu, samego prezydenta począwszy.

Wobec ciężaru faktów zmienia się zatem narracja na świecie w sprawie przygotowania Ukrainy do wojny. Odchodzi się od opowieści o jej nieprzygotowaniu, bo gdyby tak było, to po prostu „specjalna operacja zajęcia Kijowa w trzy dni” uwieńczona zostałaby sukcesem. Teraz pojawia się wersja, że wojsko się przygotowało wbrew politykom. Zełeński, Reznikow, Jermak mieli lekceważyć zagrożenie, a wojsko za ich plecami się przygotowało.
Taką bajkę sprzedał „Washington Post”. Gazeta, słynna z uwalenia najbardziej antysowieckiego prezydenta przed Reaganem Richarda Nixona i… wystawienia naszych agentów od operacji wyciągnięcia amerykańskich wywiadowców z Iraku w 1991 roku. Powiązania „WP” są co najmniej dziwne, a ich dziennikarze są dobrze zorientowani w świecie służb. Zaś CIA jest za wyhamowaniem pomocy dla Ukrainy.
I wisienka na torcie: jakiś tydzień temu na jednym z analitycznych kanałów Telegrama pojawił się opis nowej strategii medialnej Moskwy. Jednym z elementów (głównym) było stymulowanie konfliktu w strukturach władzy ukraińskiej poprzez promowanie głównodowodzącego SZU generała Załużnego przeciw Zełeńskiemu. Pierwszy ma być bohaterem, drugi, „klaunem”.
Czemu narracja „Washington Post” jest fałszywa? Trzy kluczowe punkty:
- porozumienie Kijów-Warszawa-Londyn zawarto na początku lutego br., na trzy tygodnie przed napaścią, to na tej podstawie Ukraina dostała chociażby wyrzutnie rakiet przeciwpancernych Javelin. Takich układów nie zawierają generałowie, tylko właśnie politycy (w tym przypadku premierzy), a prace nad dokumentem trwały co najmniej od początku roku. Jeśli w grudniu USA ostrzegały Zełeńskiego o możliwości inwazji, to on zareagował natychmiast. A czemu w trakcie telefonicznej rozmowy z Bidenem Zełeński wypowiadał się lekceważąco? Bo telefony bywają na podsłuchu, a przeciwnika nie wolno uprzedzać, że się wie;
- pierwszy „obserwacyjny” batalion Amerykanów był obecny na Ukrainie przed 24 lutego i od razu włączył się do walki,
- jako przykład porażki przygotowań „Washington Post” podaje rosyjski atak na lotnisko Hostomel. Tak, ten, w którym skasowano nieodwołalnie pół brygady specnazu, wciągając ją w zasadzkę (polecam wpis z pierwszych dni, gdzie to omawiam).
Nie, Hostomel to właśnie przykład znakomicie przygotowanej pułapki, w którą Rosjanie elegancko wlecieli (dosłownie).

I teraz mamy całość obrazu.

Zgodnie z tradycją, kiedy Rosjanie dostają łomot, natychmiast gdzieś na świecie umiera komórka mózgowa i pojawia się artykuł, że Ukraina przegrywa. I oczywiście, tradycji stało się zadość. Ledwie „hodowca reniferów” Szojgu ogłosił, że Rosjanie spowolnili „ofensywę”, a już w naszej „Rzeczypospolitej” wypowiada się „ekspert”, że powoli, ale Siły Zbrojne Ukrainy się cofają.
Panie „ekspercie”, od połowy marca, kiedy obszar zajmowany przez Rosjan był największy, Ukraińcy odzyskali 450 tysięcy kilometrów kwadratowych. Od połowy czerwca, kiedy Rosjanie „wznowili” ofensywę, udało się im zająć 450 kilometrów kwadratowych. Jedną tysięczną tego, co od marca utracili.
Poza tym, co już pisałem, nie terytorium jest tu kluczem, a możliwość jego utrzymania, a ta po stronie rosyjskiej się kurczy.

W ramach próby ratowania sytuacji Putin podpisał dekret o powiększeniu stanu armii o 137 tysięcy ludzi.
Brzmi groźnie? To uwzględnijmy, że obecnie armia rosyjska liczy formalnie 1,9 miliona ludzi, a po tym powiększeniu będzie miała nieco powyżej 2 milionów. To nawet nie 10%.
Za to warto na tę liczbę spojrzeć od innej strony. To mniej więcej tyle, ile zabitych, rannych, wziętych do niewoli i zaginionych na Ukrainie (zakładając 30 tysięcy zabitych i trzykrotnie więcej rannych mamy już 120 tysięcy – Brytyjczycy mówią o 80 tysiącach wszystkich strat, ale to są wyliczenia na podstawie potwierdzonych danych, więc zaniżone).
Rosja nie podaje liczby swoich zabitych, a żeby ją ukryć, nie wypłaca odszkodowań rodzinom poległych. Poza propagandowymi przekazaniami samochodów marki Łada. Oficjalnie zatem od lutego z armii rosyjskiej ubyło tylko kilka tysięcy ludzi, wliczając tych, którzy zakończyli i nie odnowili kontraktu (na krążowniku „Moskwa” zginąć miało bodaj sześciu marynarzy, co się stało z ponad setką pozostałych, nikt oficjalnie nie wie).
A zatem na papierze armia rosyjska zwiększy się do ponad 2 milionów. Naprawdę będzie liczyła nadal niecałe tyle. A ile w rzeczywistości?

Jak jesteśmy przy gazetach, to „Wall Street Journal” podał, że USA szykuje powołanie amerykańskiej misji wojskowej na Ukrainie z szefem w randze równorzędnej naszemu generałowi brygady.
Przypomnę, że odwiedzając na początku inwazji amerykańskich żołnierzy w Rzeszowie prezydent Biden rzucił „Jadę teraz na Ukrainę i wy też wkrótce tam będziecie”.
Kto wie, może braki kontaktu Bidena są tylko kolejną zasłoną dymną, ukrywającą całkiem przytomnego i sprawnego intelektualnie polityka?

Wracając do agentury, to pięć tysięcy wiernych Putinarcharu Moskiewskiego wędruje sobie procesją z Kamieńca Podolskiego do Poczajowa mimo zakazu organizowania imprez masowych i mimo, że żaden z hierarchów putinosławia moskiewskiego nie autoryzował tej pielgrzymki.
Prowokacja.
Nielegalna pielgrzymka wiernych Putinarchatu Moskiewskiego.

Jak władze nie wykażą się stanowczością, będzie bulwersacja społeczna. Jak się wykażą i rozgonią towarzystwo, Moskwa rozkręci imbę o prześladowaniu putinosławnych.

W Energodarze Rosjanie aresztowali dwóch pracowników elektrowni, zarzucając im patriotyzm. To znaczy współpracę z ukraińską armią. Aresztowani mieli ukraińskiej armii podać miejsca ukrycia na terenie elektrowni rosyjskiego sprzętu, którego Rosja tam nie przechowuje.
W wyniku ostrzału elektrowni zapalił się pobliski las, co spowodowało zwarcie linii przesyłowych, a w efekcie odłączenie prądu dla całego południa Ukrainy.

Dym z płonących lasów nad Energodarem.


Mieszkańcy mają problem, ale Rosjanie jeszcze większy, bo wiele systemów bojowych wymaga zasilania elektrycznego. Oczywiście, mają generatory, ale to ogranicza ich mobilność (paliwa jest tyle samo, więc albo zużyje je generator, albo silnik). Akumulatory też wymagają ładowania.
Nie pierwszy raz Moskale sami sobie komplikują życie. Jak to ujął znajomy z Ukrainy, walczący na froncie: „To są idioci, nie żołnierze”.
Zdesperowani mieszkańcy Energodaru nagrali film, który wrzucili do sieci, na którym mówią, że wszyscy razem są zakładnikami Rosjan i proszą o pomoc.


To może być szczere, a może być podpuchą, żeby SZU podjęły akcję zaczepną w celu uwolnienia miasta, a w czasie walk „dojdzie do wypadku” w elektrowni.

Przed 5 września elektrownię chce odwiedzić delegacja Międzynarodowej Agencji Atomistyki MAEA.

Rosjanie chwalą się, że we wczorajszym ataku rakietowym na pociąg na stacji Czaplino (tak się to chyba powinno spolszczać) zginęło 200 ukraińskich żołnierzy rezerwy (To znaczy co? Niezmobilizowanych cywili? Żołnierz rezerwy podlega obowiązkowi obrony kraju, ale nie jest w służbie czynnej).
Tak, najmłodsi z tych „żołnierzy” mieli 6 i 11 lat.
Ale papież będzie jęczał nad trupem trzydziestoletniej propagandystki.


W Mariupolu wybuchł pożar, który sztormowe wiatry roznoszą po mieście. Pali się coraz większy obszar. Straż pożarna nie działa, a prorosyjskie władze ograniczają się do wożenia mobilnych ekranów, z których nadawane są przemówienia Putina.
RuSSkij Mir.

Pod Melitopolem partyzanci wysadzili w powietrze siedzibę rosyjskich władz, gdzie wydawano rosyjskie paszporty.



Okazuje się też, że monopol na zarządzanie i działania na okupowanych terenach ma NSDAP… proputinowska partia „Jedna Rosja”.
W Sewerodoniecku z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy, a w Mariupolu anonimowy bohater wywiesił ukraińską flagę na fabrycznym kominie.

 


Po wczorajszych bandyckich „życzeniach” Baćki Traktorzysty, dziś ich egzegezy dokonał białoruski propagandysta-analityk Awdonin. Wyjaśnił, że życzenia były skierowane do narodu ukraińskiego i że Białoruś nie może się wycofać i popiera naród ukraiński w dążeniu do obalenia ustanowionego w 2014 roku reżimu okupacyjnego.
Czyli klasyka bolszewickiej propagandy.

Równocześnie jednak na korytarzach Rady Najwyższej Republiki Białorusi mówi się o… konieczności zerwania z Rosją, wycofania rosyjskich wojsk i wyjścia z wojny. Przez pół roku od początku inwazji Białoruś nie zyskała nic, a straciła nawet tę resztkę pozycji międzynarodowej, jaką jeszcze miała.

Na froncie bez zmian. Jedynie niejasna sytuacja pod Błahodatnem koło Śniegórówki (Chersońszczyzna). Według jednych informacji SZU wycofały się z wioski, odgradzając się od Rosjan rowami melioracyjnymi, według innych nie ma zmian.
Daje się odczuć zmniejszenie aktywności artylerii, którą Moskale próbują zastąpić atakami lotniczymi spoza zasięgu ukraińskiej obrony przeciwlotniczej.
Mosty koło Chersonia nie nadają się do użytku, a ich stan artyleria ukraińska regularnie „poprawia”.
Rosjanie budują nową przeprawę mostowo-promową koło Mostu Antonowskiego. Poprzednia jednocześnie poleciała i popłynęła.

 Rosjanie na Aliexpress kupują ukraińskie okładki na paszport. Takie, żeby zakryć „zmutowanego kurczaka”, bo to wstyd z takim potworkiem po świecie jeździć.

Największa frakcja w Parlamencie Europejskim poparła zakaz wydawania Rosjanom wiz turystycznych. Czechy proponują zawieszenie umów o uproszczonym trybie uzyskiwania wiz.

Rosja na azjatyckich giełdach przecenia swoją ropę o 30%. Próbuje tak uciec przed forsowanym przez USA górnym pułapem ceny.

FSB odnotowała kolejny sukces. W Obwodzie Kaliningradzkim (Królewieckim) zatrzymano „terrorystę”, który miał 5 kilo trotylu, symbole Azowa i książki. Ciekawe, co będzie głównym dowodem w sądzie? Obstawiam, że jak zawsze książki, bo ich Moskwa boi się bardziej, niż trotylu.

Tymczasem od wielu dni pod Riazaniem w Rosji płoną lasy, a dym dochodzi do Moskwy. Pożar spowodował wzrost stężeń zanieczyszczeń.
Putin nie widzi problemu. Nie tylko tego problemu nie widzi.


Chiny dewaluują swoją walutę, osiągając najniższy poziom do dolara w historii. Jaki to ma związek z wojną na Ukrainie? Tylko taki, że po zamrożeniu jej aktywów zagranicznych z powodu sankcji większość swoich rezerw Rosja ulokowała w juanie.
Chiński smok uśmiecha się, ale konsekwentnie dusi zmutowanego kurczaka.

Francuski koncern Total Energies wciąż mimo embarga dostarcza Rosji paliwo lotnicze do samolotów bombardujących Ukrainę.
Świat sklepikarzy, gdzie wszystko ma swoją cenę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)