Dziennik wojny - dzień dwieście dwudziesty szósty

Proszę umyć ręce po sikaniu.



Wojny wygrywają rezerwy. Zawodowe stałe wojsko wytraca się w pierwszych jej tygodniach i albo idzie na stanowiska dowódcze w nowotworzonych jednostkach, albo wypada z gry. 
Ostatnie bitwy toczą rezerwiści prowadzeni przez weteranów. 
Właśnie wchodzimy w fazę użycia przez obie strony rezerw na skalę masową. Co prawda rezerwiści, szczególnie po stronie ukraińskiej, walczyli prawie od początku, ale teraz wchodzą do akcji jednostki, które w całości składają się z rezerw i powołanych w drodze mobilizacji.

I tu widać podstawowe różnice między funkcjonowaniem systemów obronnych obu armii. Ukraina mimo trudnej sytuacji postawiła w pierwszej kolejności na jednostki zawodowe, wspierane obroną terytorialną. Powołani na początku inwazji rezerwiści weszli do akcji pod Kijowem i na północy Ukrainy w marcu, czyli po czterech tygodniach od ogłoszenia mobilizacji. 
W następnej kolejności jednostki nazwijmy to kadrowe plus część jednostek rezerwy trzymały główne fronty. Wymieniane na nowe zaczęły być w połowie sierpnia. 
Od przełomu sierpnia i września do akcji weszły siły do tej pory trzymane na tyłach (często w ramach już wcześniej walczących jednostek, co pozwoliło skutecznie ukryć wzmocnienie). Te bataliony i brygady, które atakują na Ługańszczyźnie i pod Chersoniem w znacznym stopniu składają się już z młodych żołnierzy, powołanych i wyszkolonych po 24 lutego, trenowanych nie przez dwa dni, ale przez pół roku, operujących zachodnią bronią i walczących według zachodnich standardów. Prowadzeni przez frontowych wyjadaczy, ale zupełnie świeży i głodni wojennej chwały. 

Tymczasem podejście Rosji do tematu polega, jak zawsze, na tandetnej masówce. Nawet jeśli zostanie wstrzymane dosyłanie mobilków na front bez przeszkolenia (a nie zostanie, bo straty nieodwracalne są zbyt wysokie), to i tak czas, jaki mają oni na szkolenie jest zbyt krótki. Nawet jeśli założymy, że wejdą w całości do działania w marcu, to miesiące zimowe nie są najlepszym okresem do szkolenia wojska. Nie, że się nie da, ale po prostu warunki atmosferyczne i to, że dni są krótkie wprowadzają pewne ograniczenia. Związane z jesienią roztopy również.
Efekty zimowych ćwiczeń widzieliśmy zresztą w lutym i marcu. 

Innymi słowy, pomijając już kwestię uzbrojenia, Ukraina wykorzystała w pełni czas na wyszkolenie rezerw, które teraz pokazują, co potrafią na polu walki. Decyzja prezydenta Zełeńskiego, żeby odwołać jesienny pobór pokazuje też, że armia ukraińska całkowicie wykorzystuje swój potencjał w tym zakresie i nie może przyjąć nowych żołnierzy. 
Rosja swój czas przespała. Jej rezerwy, choć liczniejsze, są na tyle niższe jakościowo, że nie mogą odegrać istotnej roli na polu walki. 
I zupełnie pomijam tu kwestię motywacji obu stron. 

Jakie siły mają teraz Ukraińcy na froncie? Rosjanie piszą o przewadze 3-4-krotnej. Co daje mniej więcej 60-80 tysięcy żołnierzy SZU pod Chersoniem i 80-100 tysięcy na Ługańszczyźnie. Jak dodać odcinek zaporoski i gromadzone tam siły, o czym piszą Rosjanie, to mamy około 300-350 tysięcy na samej linii frontu i na bezpośrednim zapleczu. Do tego trzeba doliczyć jednostki tyłowe i logistyczne, oddziały obsadzające granicę z Białorusią oraz w wyzwolonych już rejonach Ukrainy, odwody operacyjne i strategiczne. 
To daje na pewno pół miliona, a przypuszczam, że realnie milion ludzi pod bronią. Dobrze wyszkolonych, doświadczonych, dobrze dowodzonych, dobrze wyposażonych i uzbrojonych. 

Przepaść technologiczna. Ukraińska interaktywna tablica z mapą...

I rosyjska mapa. Po prostu mapa.

Tymczasem całość rosyjskich możliwości mobilizacyjnych, przynajmniej na papierze, to około dwóch i pół miliona, wliczając w to RoSSgwardię, wagenerowców i kadyrowców. Na papierze brzmi groźnie, ale jak uwzględnimy realną wartość tych formacji i choćby fakt, że w armii rosyjskiej rolę piechoty szturmowej muszą pełnić spadochroniarze i specnaz, bo zwykłe jednostki nie dają rady, jak dodamy fakt, że najlepsze, elitarne jednostki zostały rozbite, to okaże się, że te dwa i pół miliona ma wartość jednej trzeciej tego. Plus pozostałe czynniki, czyli złe wyszkolenie, coraz większy udział bojców niedoświadczonych, złe dowodzenie, złe wyposażenie i przestarzała, często niesprawna broń. 

I nie, to nie jest tak, że zawsze masa wygrywa nad jakością. W historii są dziesiątki przykładów, kiedy dobrze wyszkolona, zmotywowana, uzbrojona i dowodzona nieduża armia gromiła znacznie liczniejsze wojska, którym właśnie tych cech zabrakło. 

Dziś Rosjanie przeżyli szok, kiedy lotnisko wojskowe koło Kaługi, ledwie 100 kilometrów od Moskwy, zostało zaatakowane dronem kamikadze, który nadleciał z południa. W wyniku ataku zniszczone miały zostać dwa bombowce strategiczne Tu-22M3, z których odpalane są na ukraińskie cele rakiety Kindżał. 
Oficjalnie Rosjanie zaprzeczają, jakoby mieli straty, ale sam atak potwierdzają. Ukraińcy milczą. 

Co to było? 
Jeśli to akcja ukraińska, to jest to potężny policzek wymierzony służbom rosyjskim, bo albo dron pokonał dystans z Ukrainy do Kaługi (minimum 300 kilometrów, co już byłoby wyczynem), omijając rosyjską obronę przeciwlotniczą. Albo ukraińscy komandosi z całym majdanem przedostali się do Rosji i przeprowadzili atak z jej terytorium. To znaczy, że mogą dosięgnąć też Kremla i "ośrodków kierowniczych" w Moskwie. 
Ale nie słychać jakoś paniki u Rosjan.

Jest też taka możliwość, że atak wykonali sami Rosjanie, żeby podbić temat ukraińskiego "zagrożenia" i/lub coś ukryć. Na przykład... fakt, że tych dwóch tupolewów już nie mają? Bo nawet jeśli stały na lotnisku, to może były już tak zużyte, że nie mogły latać, a przyznać się przed szefami, że się zajeździło taki sprzęt, to trochę nie tenteges? 
Zagadka. Zobaczymy, jak to się rozwinie. 

Nieco wyjaśniła się sytuacja na froncie. Informacja sprzed kilku dni o wyzwoleniu Mylowego i Czerwonego Jaru była nieco zbyt optymistyczna. Ktoś poszalał, albo zadziałały tam wysunięte jednostki zwiadu, ale nie opanowano miejscowości. 



W każdym razie SZU na razie spowolniło. Likwiduje ominięte wcześniej stanowiska i punkty oporu Rosjan i szykuje się do następnego skoku. Ukraińcy znajdują się między Mylowe a Dudczanami, a Rosjanie umocnili się na razie na wspomnianej już linii Mylowe-Borozeńskie-Bruskińskie-Kostromka. 
Rosjanie starają się równocześnie blokować natarcie ukraińskie od południa, szturmując Ternowe Pody. Miejscowość ta leży na osi ataku ukraińskiego w kierunku Mostu Antonowskiego. Kontratakując Moskale chcą powstrzymać lub spowolnić atak na tym kierunku, żeby nie dopuścić do przecięcia swojego zgrupowania. 
Pojawiają się z rosyjskiej strony informacje o przerwaniu w kilku miejscach frontu przez Ukraińców i że SZU w wyrwy pakują "dziesiątki czołgów".

Ukraiński żołnierz ratujący rosyjskiego bojca. 
Wojna to straszna rzecz, ale w niej ujawnia się pełnia człowieczeństwa.


Podobnie na Ługańszczyźnie, Ukraińcy trochę przycichli, szykując się do kolejnego uderzenia. Krzemienna i Swatowe są pod ciągłym ostrzałem ukraińskiej artylerii, a na rosyjskich tyłach operują kilkunastoosobowe grupy dywersyjno-rozpoznawcze, które paraliżują rosyjską logistykę. 
Wieczorem pojawiła się informacja, że w dwóch miejscach obrona rosyjska została przerwana.

Moskiewscy komentatorzy, jak Girkin-Striełkow, nie są optymistami i uważają, że Chersoń, Krzemienna i Swatowe są nie do utrzymania. Oglądanie ich sfrustrowanych twarzy zapewnia głębię radosnych doznań. 

Rosyjskie obiekty są bombardowane dzień i noc. 
Tu ostrzał stacji kolejowej w Iłowajsku koło Doniecka, gdzie w wagonach mieszkali zmobilizowani rezerwiści.

Dziś się okazało, że Ukraińcy posuwają się do przodu tak szybko, że przekazany przez Elona Muska (za 3 miliony dolarów od rządu USA) system Starlink zaczął się zacinać. Okazało się, że nie nadąża on z aktualizowaniem mapy i kiedy dostaje sygnał z terenu, który identyfikuje jako wrogi, a według danych ten sygnał nie powinien przychodzić z wrogiego terenu, system odcina połączenie.

Rosjanie uparcie i bezskutecznie atakują pod Bachmutem i Andijówką. Ukraińcy zaprzeczają, jakoby szykowali uderzenie na kierunku zaporoskim 

W Rosji trwa festiwal szukania winnych porażek. Generał Łapin, oskarżany o oddanie Limana, powiedział w telewizji, że to nie była porażka, tylko sukces. Otóż oszukał on Ukraińców zostawiając im niebronione miasto.
Pewnie rozbite czołgi i pojazdy oraz trupy przy drogach ewakuacyjnych służyły uwiarygodnieniu manewru. 


Armia jest atakowana i krytykowana z każdej strony. Sołowiow, jeden z głównych propagandystów Putina pyta dramatycznie, gdzie się podziały te dwa miliony wojska, skoro trzeba ogłaszać mobilizację?
Nie wie (lub udaje, że nie wie), że na jednego żołnierza liniowego pracuje dziewięciu żołnierzy służb tyłowych, łączności, wywiadu, logistyki, sztabów itp. Dziesięć procent z dwóch milionów to dwieście tysięcy, czyli dokładnie tyle, ile od lutego zostało zaangażowanych na Ukrainie. Użyto nawet bojców z obsługi kosmodromów, a częściowo przeniesiono także sztabowców. 

W walce buldogów pod dywanem Putin wziął stronę krytyków armii i przyłączył się do chóru radykałów. Oczywiście, rozgrywając to po swojemu, po spacyfikowaniu opozycji w wojsku, zabierze się za Prigożyna, Kadyrowa i resztę. I to pozwoli mu znów pozostać jako jedynemu na szczycie władzy.

My z okazji siedemdziesiątych urodzin Putlera życzymy mu, żeby jak najszybciej i najskuteczniej pogrążył Rosję w chaosie, który da światu oddech na przynajmniej sto lat.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)