Dziennik wojny - dni dwieście trzydziesty czwarty i dwieście trzydziesty piąty

 


Girkin-Striełlkow został gwiazdą. Zawsze marzyła mu się sława, więc teraz ją ma. Wyceniają go na około 200 tysięcy dolarów, ale tylko żywego. Z tego ukraiński wywiad wojskowy GUR daje 100 tysięcy baksów, a prywatni darczyńcy resztę. Wczoraj suma kwot zadeklarowanych jako wynagrodzenie za wzięcie Girkina-Striełkowa do niewoli osiągnęła 150 tysięcy dolarów, zatem dziś może już dochodzić do tych 200 tysięcy. 
Tak, Girkin-Striełkow poszedł w kamasze. Spełniło się jego marzenie (już kilka miesięcy temu próbował nielegalnie dołączyć do zgrupowania chersońskiego, ale go rozpoznali i odesłali na Krym). Już po 48 godzinach pojawiła się w sieci informacja, że został szefem sztabu jednej z jednostek walczących na wschodzie. I tak władze wojskowe zamknęły mu twarz. Jako żołnierz czynnej służby ma trzymać język za zębami, a przy okazji ma pokazać, jak dobrze potrafi prowadzić działania bojowe. Szef sztabu to najważniejsza funkcja po dowódcy, bo to on koncepcje przełożonego przekształca na język planów i rozkazów, opierając się na danych zwiadu i wywiadu oraz na wiedzy o posiadanych siłach i środkach. 
Jak myślicie, czy tyle razy krytykowani przez Girkina-Striełkowa rosyjscy dowódcy dadzą mu się wykazać? 
Pytanie retoryczne. 

Tak zatem mamy gwiazdę internetu wrzuconą w realną wojnę w otoczeniu wrogów i przeciwników (przeciwnicy to Ukraińcy) oraz 150-200 tysięcy dolarów zachęty. 
W opowieściach bandyckich tutaj pojawia się łasa na forsę umiłowana bandyty, która wydaje go za pieniądze, by potem ponieść sprawiedliwą zemstę z rąk jego kumpli.


Tyle, że Girkin-Striełkow nie ma kumpli, a wystawić go może nawet jego bezpośredni dowódca. W końcu dolary to konkretna waluta. 
Tak to jest panie Girkin-Striełkow, kiedy się pluje we własne gniazdo. Nawet kiedy ma pan rację, a zwłaszcza, gdy ma pan rację, jest pan znienawidzony za to, że ma pan rację. 
Miejmy nadzieję, że ta kasa przypadnie jakiejś fajnej ekipie z SZU, która za te pieniądze kupi nowe meble do swoich zrujnowanych przez kacapów mieszkań. 

Wiele dobrego dzieje się w Rejonie Białogrodzkim, którego mieszkańcy długo będą pytać: "A na Putina myśmy tę wojnę zaczynali?".

Cyrkulacja rakiet w Obwodzie Białogrodzkim. 
"Tutaj tak rodzinnie/domowo".


Zacznijmy od tego, że wydobyte z głębokich magazynów na rozkaz Surowikina - głównodowodzącego siłami rosyjskimi na Ukrainie - rakiety (zlokalizowano szczątki rakiet MARS, wycofanych... w latach 70-tych) mają tak głębokie poczucie patriotyzmu i jednocześnie tak szanują integralność terytorialną Ukrainy, że... spadają na Białogród i okolice. W ciągu trzech dni uszkodzone lub zniszczone zostały tory na południe do Swatowego, podstacja energetyczna, magazyn amunicji, system obrony przeciwlotniczej i magazyn paliw. Nie do odróżnienia jest, co było efektem ostrzału ukraińskiego, a co skutkiem głębokich patriotycznych uczuć rosyjskich rakiet. Podobno tory zostały uszkodzone przez szczątki ukraińskich rakiet, zestrzelone przez rosyjską OPL. No pogratulować. Kilka takich zwycięstw i Ukraina nie będzie miała czego ostrzeliwać w Białogrodzie. 

To akurat rakieta wystrzelona w stronę Zaporoża. 
Jak widać rozpadła się zaraz po starcie.

Na dokładkę na poligonie pod Białogrodem doszło do międzysołdackiej rzeźni. Trzej Tadżycy, o dziwo nie mobiki, tylko kontraktowi, na strzelnicy wywalili ze swoich kałachów w tłum, w pierwszej kolejności zabijając dowodzącego nimi podpułkownika. Kierujący strzelnicą starszyna (na nasze sierżant), który właśnie był w swojej kanciapie, wyskoczył z tetetką w ręce i jednego ze strzelców ranił, a dwóch zabił na miejscu. Raniony dał w długą przez dziurę w płocie, którą zwykle urywali się na "lewizny" i według wieści na teraz, nie został jeszcze znaleziony. 
Według większości doniesień poszło o kwestie religijne. Zaczęło się od tego, że grupa muzułmańskich mobików uznała, że to nie ich wojna i postanowili napisać raporty o zwolnienie ze służby. Na co podpułkownik zrobił spęd, na którym zaczął się odwoływać do uczuć patriotycznych, rzucając, że to "święta wojna". W odpowiedzi usłyszał, że "święta wojna" to walka muzułmanów z niewiernymi. Z szybkością błyskawicy wykluczającą myślenie zareplikował, że w takim razie "Allach to cienias". Tym samym dał hasło do dżihadu. Został zastrzelony przez trzech muzułmanów z Tadżykistanu, a wraz z nim grupa jego rosyjskich podkomendnych, w większości podzielających jego opinie. W rosyjskiej armii serdecznie dość mają propagandowego pompowania kadyrowców, a muzułmanin to muzułmanin, nikt nie bawi się w rozróżnianie. Dwaj polegli egzekutorzy zyskali status męczenników i bohaterów. Trzeci jako ranny chyba też, ale nie mam pewności. 
Ciekawe, czy i jak zostanie to wykorzystane w Azji Środkowej. 

A wykorzystane być może, bo Rosja, wszystkich wokół oskarżająca o rasizm, faszyzm, nazizm i dobry Bóg wie jeszcze o co, sama jest rozsadnikiem takich patologii, do jakich na "zgniły Zachodzie" nie ma prawa dość. Wyobrażacie sobie tę chryję w mediach, klękanie i przepraszanie po ujawnieniu takiego filmu? A to "tylko" Tatarka z Krymu dręczona przez najeźdźców na jej rodzinnym Krymie. Przecież kiedy SZU zbliży się do półwyspu, miejscowi sami wyrżną okupantów.


Czym się to bydło różni od Niemców i ich traktowania Żydów, Polaków, czy też samych Rosjan? 

Ale silni są tylko w grupie, bo kiedy poniewierani zaczynają mieć przewagę, wygląda to tak. 


Podziwiam brak instynktu samozachowawczego u tego bojca. Mówić Kazachom w twarz, że chce się ich zarzynać? No trzeba mieć jaja odłączone od mózgu.

A tutaj znana nam już z filmików i wagnerowskich prowokacji jednostka bojców, która ma prawdopodobnie uzupełnić to, co zostało z "elitarnej" 1 Armii Pancernej. W tym odcinku problemy wywołuje napruty gość z karabinem. Bojcy go rozbrajają, a kadry oficerskiej nie ma (podoficerów też nie ma, bo armia rosyjska nie zbudowała prawdziwego korpusu podoficerskiego). I te wylewne wyrazy szacunku do oficerów na końcu filmiku. 


Można sobie wyobrazić ich motywację, kiedy będą musieli atakować lub bronić się "do ostatniego" (oficera w oddziale). Wkrótce trafią na front.
Tymczasem z południa Ukrainy wycofywane są całe jednostki kontraktowe, którym pokończyły się kontrakty. Na stacji Nowoaleksówka koło Heniczeska zarejestrowano całkiem sporo takich eszelonów, kierowanych na Krym. Prawdopodobnie to ci, którzy odmówili przedłużenia kontraktów, więc teraz na Krymie będą albo "przekonywani", że zgodnie z prawem wprowadzonym we wrześniu, ich kontrakty automatycznie się przedłużają, więc nie ma rezygnacji, albo ich po prostu zmobilizują. Raczej nie ma szans na to, żeby wrócili do domów. Chyba, że w trumnach. A raczej w workach. 
Wezwania do stawienia się w wojenkomatach nie owijają w bawełnę i na pieczątkach mają jak byk: "Dla pakietów". 



A na froncie sporo się dzieje, co wynika nawet ze zdawkowych obecnie informacji Rybara (po trzech dniach się odezwał). Pod Swatowem i Krzemienną Ukraińcy spokojnie naciskają, rozumiejąc, że faza szybkich ciosów na razie minęła. Przed nimi dobrze umocnione pozycje, obsadzone tymi, którzy wycofali się z terenów Obwodu Charkowskiego, ale nie uciekli, nie oddali się do niewoli i nie zginęli. Zatem reprezentują jakąś wartość bojową wyższą od żadnej. Dodatkowo mogą chcieć zetrzeć wstyd wywołany ucieczką jakimś ambitniejszym oporem. SZU konsekwentnie unika ataków frontalnych, dążąc do oskrzydlenia i otoczenia przeciwnika, co przy obecnym prawie liniowym przebiegu frontu jest bardzo trudne. Z drugiej strony, górzysty teren ułatwia zarówno obronę, jak i skryte manewrowanie. 
Rosjanie doskonale rozumieją, że kluczem do ukraińskiej ofensywy jest przeprawa przez Żerebec pod Zarzecznem, więc konsekwentnie atakują w tym kierunku z Krzemiennej, która z kolei jest stale ostrzeliwana przez Ukraińców. Podobnie rosyjskie kontataki próbują odepchnąć SZU do Kupjańska i odzyskać kontrolę nad przeprawami. W obu przypadkach bez efektów, a w raportach rosyjskich działania te określane są mianem akcji grup sabotażowo-dywersyjnych lub uderzeń mających na celu umożliwienie wycofania się innym jednostkom. 



Jednocześnie SZU budują obejście Swatowego od północy i gromadzą siły do uderzenia w środku linii frontu między Swatowem a Krzemienną. Na razie jednak głównie czyszczą "szarą strefę pomiędzy pozycjami walczących wojsk, tym samym poszerzając ukraiński stan posiadania. 

Rejon starć pod Krzemienną

Na odcinku Chersońskim Rosjanie twierdzą, że zdławili wyłom pod Piatichatkami, który wcześniej sami zaanonsowali, bo dowództwo SZU o niczym nie mówiło. Jednak mapa pożarów na tym terenie nie potwierdza tego optymizmu Moskali. 


Z pewnym przybliżeniem można przyjąć, że w strefie walk pożary są skutkiem ostrzału lub bezpośrednich walk. I jak widać na mapie obejmującej miniony tydzień pokrywają się one z hipotetycznym kierunkiem ukraińskiego ataku oraz wychodzą na tyły sił pod Mylowem. Nie sposób jednak powiedzieć, czy przyczyną były starcia bezpośrednie, czy ostrzał artyleryjski. 



Z kolei pod Śniegórówką (automat na twitterze tłumaczy "Śnieżka"), która jest kluczowa dla obu stron, jeśli chodzi o zajęcie Chersonia, to jej położenie wyklucza jakiekolwiek próby oskrzydlenia czy okrążenia, a umocnienia czynią ataki frontalne bezowocnymi. W tej sytuacji jedynym sensownym działaniem, jakie zdaje się podjęli Ukraińcy, jest odcięcie drogi na Chersoń i tym samym zagłodzenie garnizonu. 


Tyle na ten moment wiadomo. Reszta to fantazje. Jednej lub drugiej strony. Jak to ujął jeden z ukraińskich blogerów "Dowództwo "Południe" milczy, uśmiechając się złośliwie, jak to tylko ono potrafi". 

Bachmut. Rosyjski czołg z zabitą załogą i zerwaną gąsienicą,
ale włączonym silnikiem. Upiorny taniec pancernego zombiaka.


Pozostałe odcinki bez zmian. Wagnerowcy pod Bachmutem zaczynają głośno narzekać, że są posyłani do walki bez wsparcia artyleryjskiego i każe się im stosować "taktykę ninja": podejść skrycie i bezszelestnie jak najbliżej i nagle gwałtownie zaatakować. Zresztą, nawet jeśli artyleria jest, to nie trafia. 

Ponieważ Moskale używają ordynarnych PMRek, 
każdy oddział ukraiński może sobie posłuchać ich rozmów.
Tu rosyjski dowódca artylerii wścieka się, że jego podwładni
spudłowali o... pół kilometra.

Brak sukcesów na froncie Moskale odbijają sobie atakami na obiekty cywilne i miasta. Wczoraj i dziś celem zmasowanych nalotów dronami Szahid był Kijów. Przypomnę tylko, że w zamierzeniu drony te miały polować na wyrzutnie HIMARS. Ale wiadomo, że w budynek łatwiej trafić i nie odjedzie on nagle. Więc zamiast z sensem, drony zużywane są bez sensu. I według Ukraińców ich zapas szybko się wyczerpuje. Putin, jak już pisałem, miał zamówić kolejne dwa i pół tysiąca sztuk, ale raz, że przy tej intensywności ostrzału zostaną one zużyte w maksymalnie trzy miesiące. Dwa, że Iran nie ma mocy przerobowych, żeby tyle w krótkim czasie wyprodukować. 






Rosja zamówiła więc w Iranie trzysta rakiet precyzyjnych o zasięgu 300-700 kilometrów. I znowu z tym więcej kłopotu, niż pożytku, bo ta ilość przy obecnej intensywności ostrzału wystarczy na góra tydzień, a w dodatku na tę wieść żachnął się Izrael, stwierdzając, że w tej sytuacji chyba jest zmuszony wybrać stronę konfliktu i na pewno będzie ona przeciwna Iranowi. Rosja grozi Izraelowi pogorszeniem relacji, co raczej nie będzie miało wpływu na izraelską politykę. W IL jest duża diaspora rosyjska, ale jest też duża ukraińska. A społeczność żydowska z Winnicy jest znana na całym świecie...

Ukraińcy odgryzają się ostro. O Białogrodzie pisałem. Blogerzy ukraińscy śmieją się, że lotnisko w Melitopolu powinno zmienić nazwę na Czarnobajewskie, bo Rosjanie powielają na nim błędy spod Chersonia i wciąż mimo ostrzału rozstawiają na nim swój sprzęt. Wczoraj miał miejsce jakiś duży wybuch na lotnisku w Woroneżu w Rosji. Oficjalnie wybuchł zbiornik z gazem. 


A najlepsze na koniec. Ukraińscy hakerzy włamali się do systemu sterowania elektrociepłowni w Petersburgu i wyłączyli Rosjanom ogrzewanie, a potem na potwierdzenie, że to ich robota, udostępnili dane pozyskane z zasobów elektrociepłowni. 
I to jest kluczowa różnica w tej wojnie. Z jednej strony wiek... Może XX, może XIX, mentalnie nie dalej, niż XVI. Z drugiej wiek XXI i skuteczne uderzenia w infrastrukturę krytyczną bez niszczenia czegokolwiek. 

Jak jesteśmy przy wieku XXI, to Elon Musk stwierdził, "A ch... z tym... Ukraina będzie miała Starlink za darmo, choć inne korporacje zarabiają. No niech będzie moja stratata. Tratata tratata jestem zbawcom świata" (skorygowałem cytat, nie padnijcie z wrażenia). Po pokazie ignorancji w dziedzinie geopolityki z "propozycjami" pokojowymi dla Ukrainy i Tajwanu, na które można było tylko prychnąć. Po pokazie mentalności pięciolatka "to ja ziabielam ziabawki i ide do innej piaskownicy". Po pokazie żenującego podejścia do biznesu "niech mi Penatgon zapłaci", kiedy zostały pokazane rachunki, kto i ile zapłacił za jego sprzęt (Polska kupiła ponad połowę terminali Starlink) oraz deklaracji Litwy, że państwa Europy Środkowej się zrzucą na pokrycie kosztów. Po gwałtownym spadku akcji firmy Muska SpaceX i prawdopodobnie solidnym opierniczu od udziałowców. Wreszcie po wezwaniu Paula Messaro starszego doradcy Kongresu USA (to naprawdę szycha w amerykańskim systemie, gość, który wyjaśnia kongresmenom i kongreswomenom za czym należy głosować, a za czym nie warto), żeby zweryfikować rządowe zamówienia dla SpaceX (a ta firma stoi na zamówieniach od wojska). Po tym wszystkim mały Elon przestał się mazać i wrócił do wspólnej zabawy. Szkoda, że w międzyczasie w oczach opinii publicznej z bohatera w pelerynie zjechał na poziom rozkapryszonego dziecka - łagodnie mówiąc. 

A tak to działa w praktyce. Stary posowiecki system przeciwlotniczy,
ale dowódca z nowoczesnym tabletem z mapą taktyczną aktualizowaną on-line
dzięki Starlinkom. 

Tymczasem Baćka Traktorzysta zakiwał się do końca i właśnie dokonuje likwidacji Białorusi. W rejonie Homla prowadzona jest cicha mobilizacja. Mężczyźni wzywani są do urzędów, żeby coś tam wyjaśnić w dokumentach, a na miejscu dostają wezwanie do wojska. W rejonie Homla ma powstać siedemnastotysięczne zgrupowanie wojsk białorusko-rosyjskich, w których Białorusini będą tylko mięsem armatnim. Wyżej kaprala nie dojdą. Całą kadrę dowódczą stanowić będą Rosjanie. 
Dla Białorusinów zbliża się czas ostatecznego wyboru. 

Na Białoruś jadą pociągi ze sprzętem, oznakowane symbolem trójkąta. Były już literki Z, O, V, a teraz trójkąt, który można odczytywać jako A. 
A Z O V



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)