Dziennik wojny - dzień dwieście czterdziesty trzeci i dwieście czterdziesty czwarty

 

Minęło osiem miesięcy inwazji. 

Sytuacja rozwija się powoli, ale konsekwentnie. Po chwilowym nacisku Rosjan na odcinku Żerebca, Ukraińcy odzyskali swoje pozycje. Trwają ataki ukraińskie na całej linii rzeki Krasna i od północy na Swatowe. Problem polega na tym, że między Żerebcem a szosą Kupjańsk-Krzemienna prawie nie ma miejscowości, dróg, ani niczego, na czym można oprzeć obronę. Z kolei po wschodniej stronie szosy są wzgórza, dające dobre oparcie broniącym się tu Rosjanom. Zatem obie strony atakując muszą pokonać około dziesięciu kilometrów otwartego terenu, a w razie porażki tym samym otwartym terenem się wycofać. Dlatego tak ważne są z obu stron (ale głównie z ukraińskiej) próby obejścia pozycji przeciwnika. Frontalne ataki w tych warunkach są skazane na porażki. Niemniej Ukraińcy wciąż idą do przodu i moment oskrzydlenia Swatowego jest coraz bliższy. 
Podobnie na odcinku Krzemiennej i Lysyczańska Rosjanie próbują kontratakować, ale bez skutku. 

Ukraiński żołnierz pokazuje, jak przygotowana jest obrona Bachmutu. 
W tle widać umocnienia przeciwpancerne.


Z kolei przeciwnatarcie ukraińskie pod Bachmutem pozwoliło obrońcom złapać nieco oddechu i poprawić swoje pozycje obronne, czy wręcz wrócić na stanowiska zajmowane dwa miesiące temu. 
Rosjanie na swoich kanałach próbują łagodzić negatywny efekt tego odwrotu, który przecież był nieduży (ledwie niecałe 5 kilometrów). Tłumaczą, że Ukraińcy zajęli nie fabrykę asfaltu, tylko betonu (najprawdopodobniej SZU zajęło obie, ale z jednej mogli się wycofać, ze względu na bezsens jej obrony). Nie zmienia to faktu, że ciężko zdobyte pięć kilometrów na wschód od przedmieść Bahmutu Moskale muszą zdobywać od nowa. A łatwiej nie będzie.
Z pozostałych odcinków żadnych nowych pewnych wiadomości. 

Wzięty do niewoli wagnerowiec zamienił wyrok pięciu lat więzienia
na codzienne ryzyko utraty życia. 

Rosyjscy propagandyści socjalmediowi sami się wygadali, że ewakuacja Chersonia to pic na wodę fotomontaż i że miasto ma być twardo bronione. Chersoń jest nasycany wojskiem, które wymienia deportowaną ludność cywilną. Pozostałych na miejscu Ukraińców Moskale "zachęcają" do wstępowania do "obrony terytorialnej". Powtarzają się raporty o bojcach w cywilnych ubraniach, zajmujących opuszczone prywatne mieszkania. 

Rosja w ten sposób chce rozgrać dwie kwestie. Po pierwsze, pokazać, że mieszkańcy Chersonia czują się Rosjanami i że z własnej woli bronią swojego "prawa do samostanowienia". To będzie miało wymiar głównie propagandowy. 
Druga kwestia to rozbicie ruchu partyzanckiego. Mężczyźni w wieku "wojskowym" pozostający w Chersoniu i nie będący członkami "obrony terytorialnej" z automatu stają się podejrzani o przynależność do Ruchu "Żółtej Wstążki".
Wiem, że mojego bloga czytają na Ukrainie (w Rosji jest blokowany), przypomnę zatem, że pierwszym ruchem Powstania Wielkopolskiego w 1918 roku było przejęcie przez Polaków stworzonej przez Niemców "Straży Obywatelskiej" - Selbstschutzu. Zatem, wstępujcie do rosyjskiej OT, a kiedy przyjdzie właściwy moment, strzelajcie do Moskali z  broni, którą wam dadzą. 
Oczywiście, warto mieć na uwadze, że gadanie o rosyjskiej obronie terytorialnej w Chersoniu ma na celu tylko ukryć i uwiarygodnić opisaną powyżej rosyjską prowokację. Potem będą opowiadać brednie o tym, że z SZU walczy chersońska samoobrona, której członkowie pochodzą z Kaukazu lub zza Uralu. To znane i wielokrotnie przez Rosjan stosowane techniki manipulacji rzeczywistością. 

Ruch Żółtej Wstążki natomiast się ładnie rozwija. Każdy chcący się przyłączyć musi za pomocą specjalnej aplikacji w telefonie wysłać hasło "RAZEM". Wtedy dostaje zadanie sprawdzające. Kiedy je wykona i zgłosi przez apkę, zostaje ono zweryfikowane (a podejrzewam, że kandydat weryfikowany jest w momencie wykonywania zadania, bo jak nadawcy wiedzą co i gdzie ma zrobić, to spokojnie mogą go sobie poobserwować). I zaczyna się prawdziwa walka.
Ważne, że uczestnicy ruchu nie mają o sobie nawzajem pojęcia. Nikt nie wie, kto jest po drugiej stronie aplikacji. Nie da się więc rozbić siatki, bo ona nie istnieje. Nie ma wzajemnych powiązań pomiędzy jej członkami, a pełne dossier ma prawdopodobnie jedynie odpowiednia komórka GUR, czyli ukraińskiego wywiadu wojskowego. 

Tak wygląda apka Ruchu Żółtej Wstążki i pierwszy kontakt.

W tym samym czasie Rosjanie budują na terenie Ukrainy normalne, znane z seriali szpiegowskich siatki szpiegowskie, które po kolei SBU rozbija. Zatrzymania nasilają się szczególnie po ostrzałach, gdyż rosyjska agentura w dużym stopniu koordynuje ogień artylerii. Zatem taki współczesny Stirlitz i Hans Kloss w jednym musi pojechać na miejsce upadku pocisku i zrobić mu zdjęcie, które przesyła "Centrali" (dlatego SZU apelują do Ukraińców, żeby nie robić zdjęć miejsc upadku pocisków i nie umieszczać ich w mediach społecznościowych, bo poprzez geolokalizację pomaga się w ten sposób wrogowi). A na miejscu już czekają obserwatorzy SBU i robią zdjęcia robiących zdjęcia. Jeśli ta sama osoba pojawia się w kilku punktach, jest brana pod obserwację. Zatrzymanie jej i wszystkich, z którymi się kontaktuje, jest kwestią czasu. 

Oczywiście, Ruch Żółtej wstążki też koordynuje ostrzał pozycji rosyjskich, ale w zupełnie inny sposób. Przede wszystkim dzięki rozproszeniu członków ruchu, powtórzenie się tych samych osób w różnych miejscach, gdzie uderzyły pociski, jest mało prawdopodobne. Prawdopodobieństwo zaś, że któryś z członków Ruchu mieszka względnie w pobliżu, jest wysokie. Wystarczy teraz, że członkowie Ruchu mają ogólne zadanie: "jeśli koło ciebie uderzy rakieta zrób dyskretnie zdjęcie miejsca ostrzału ze swojego mieszkania lub z jego bezpośredniego sąsiedztwa i prześlij do nas". W ten sposób GUR dostaje kilka-kilkanaście zdjęć i filmów niekoniecznie z bezpośredniego sąsiedztwa celu, ale dzięki ich ilości i różnych kierunków obserwacji, specjaliści bez trudu wskażą miejsce trafienia. 

Wczoraj działacze RŻW pomogli artylerii ukraińskiej zlikwidować hotel zajmowany przez kadyrowców. Podobno czterdziestu bojców z Kaukazu słucha Kobzona w towarzystwie siedemdziesięciu dziewic. 

Tyle zostało z bazy kadyrowców pod Chersoniem.

Wydobyci spod gruzów bojcy Kadyrowa do kamery nie tracą animuszu,
ale poza kadrem jęczą, jak wszyscy. 

Kirył Spermousow zagrzewa mieszkańców Chersonia do walki, a robi to z.. Krymu, dokąd uciekł z rodziną.
Zresztą, jego "kariera" się kończy. Rosja chce usunąć wyznaczonych przez siebie "gubernatorów".

Słitfocia Spermousowa z rodzinką.

Obiekt, zaznaczony na zdjęcie rodzinnym w tle.

I lokalizacja tego obiektu.

Wracając do partyzantów, to w Melitopolu coś wybuchło koło siedziby FSB i propagandowej rosyjskiej telewizji w Melitopolu. O stratach na razie niewiele wiadomo, ale budynek jest przyzwoicie uszkodzony.


W rejonie miasta słychać  było też inne wybuchy, łącznie siedem. Na pewno wysadzono linię kolejową na wschód, więc pod Donieck nic z Krymu chwilowo nie dojedzie.

I znowu wracając do kadyrowców, a szerzej do bojców muzułmańskich, były mufti Duchownej Rady Muzułmanów Ukrainy Said Ismaiłow nagrał wideo, w którym posiłkując się filmem, na którym rosyjski bojec katuje muzułmanina z jego oddziału, zwraca się do współwyznawców w rosyjskich mundurach z apelem, żeby zrozumieli, że walczą za ludzi, którzy nimi gardzą. 
Czy to pomoże? Nie wiadomo. 

Apel Saida Ismaiłowa.

Film, do którego odwołuje się mufti z angielską translacją.
"Mamy dość twojego Allacha. Będziesz się modlił, kiedy ci pozwolimy".

Rosjanie kontynuują swoją ludobójczą politykę względem dzieci na okupowanych terenach. O ile ewakuację sierocińca z dziećmi niepełnosprawnymi umysłowo z Chersonia da się uzasadnić, to już uprowadzenia dzieci pracowników elektrowni w Energodarze uzasadnić nie można. Dzieciaki wywieziono pod pretekstem wakacji na Krym, a teraz odmawia ich powrotu pod pozorem zagrożenia, jakie wiązać się ma z bliskością frontu. Przez ponad pół roku żadnego zagrożenia nie było. Nagle teraz się pojawiło. 

Ale już rekord pobili goście programu Margarity Simonian w "Russia Today". Jeden z nich, pisarz sci-fi Siergiej Łukjanienko opowiedział, że na okupowanych terenach rosyjskojęzyczne dzieci ukraińskie pytały go, dlaczego Moskale napadły na Ukrainę. Łukjanienko był zszokowany "jak głęboko weszła propaganda ukraińskich nacjonalistów", że dzieci mówiące po rosyjsku nie czują się Rosjanami. Na co drugi z uczestników programu, prezenter Anton Krasowski powiedział, że dzieci ukraińskie należy topić w rzekach i spalić w ich własnych domach. Nawiązując do masakry Nowogrodu w XVI wieku dodał, że kiedyś służyły do tego celu (topienia) drągi. Łukjanienko mitygował, że może wystarczyłaby chłosta ("Rżnij powoli, bo dobry był pan").


Wypowiedzi te wywołały skandal w samej Rosji, a smaczku dodaje mu fakt, że Krasowski jest działaczem rosyjskiego ruchu LGBT, zatem jest idealnym celem dla rosyjskiej propagandy rzekomo broniącej tradycyjnych wartości (fakt, że Putin lubi małe dzieci, szczególnie chłopców nie ma na to wpływu). Simonian zapowiedziała zerwanie współpracy z Krasowskim, a Federalny Komitet Śledczy wszczął w tej sprawie postępowanie. 
Jednak mleko się rozlało i Ukraińcy grzeją te wypowiedź propagandowo jako przykład ludobójczego nastawienia rosyjskich elit.

Trwa ostrzeliwanie infrastruktury ukraińskiej, szczególnie sieci energetycznych. GUR uspokaja, że Rosji rakiety się kończą i to jest prawda, ale to kończenie się jeszcze trochę potrwa. Podobnie, jak z dronami kamikadze, których Rosjanie wystrzelili już około jednej trzeciej tego, co kupili od Iranu (Iran zaprzecza). Jedna trzecia wystrzelonych dronów dociera do celu. Zatem jeśli nic się nie zmieni, to na Ukrainę spadnie jeszcze około trzystu Szahidów. 

Mapa rosyjskiego ostrzału ukraińskiej infrastruktury energetycznej. 

Co prawda broń do obrony przed dronami na Ukrainę dociera, ale na przykład Niemcy dosłali systemy przeciwlotnicze z amunicją w ilości demo. W zasadzie postrzelały i mogą wracać do domu.
Za to Kijów po raz pierwszy od ośmiu miesięcy odwiedził prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier. Powiedział, że Ukraina może zawsze liczyć na Niemcy.
A mówią, że Niemcy nie mają poczucia humoru.

Kijów wyłączył światła miejskie. 
Robi wrażenie.

A co sami Ukraińcy na to? Prawie dziewięćdziesiąt procent jest za kontynuowaniem walki. Tylko co dziesiąty chciałby rozmów z Rosją. 
W Charkowie zrobiono wystawę pozbieranego i poskładanego z odłamków żelastwa, które od początku inwazji spadło na miasto, jakby chcieli powiedzieć "Przeżyliśmy tyle, to i reszcie damy radę".



Azerbejdżan potępił działania Rosji na Ukrainie i nazwał je ludobójstwem. Zagroził też Iranowi zerwaniem relacji dyplomatycznych, jeśli będzie nadal sprzedawał broń Rosji.
Władze Azerbejdżanu 
A Iran zadeklarował, że wyśle swoich śledczych, żeby sprawdzili, skąd Rosja ma irańskie drony. Śledczy pewnie będą od razu instruktorami do szkolenia operatorów dronów, bo jakoś ostatnio sporo irańskich instruktorów na Ukrainie ginie. 

Belingcat przy wsparciu niemieckich dziennikarzy prześledził, kto stoi za atakami rakietowymi na Ukrainę. I okazuje się, że to sami spokojni dobrzy Rosjanie, żadni tam rzeźnicy w mundurach. Po prostu menedżerowie i informatycy. 



A na Ukrainie dzieciak skonstruował drona wykrywającego pola minowe i on-line nanoszącego je na interaktywna mapę. 
Różnica kultur. 


Zdaniem prawie stu procent Ukraińców Polska to najbardziej przyjazny kraj. Tyle samo uważa Rosję za wroga. Niemcy są przyjazne zdaniem mniej, niż połowy. 













Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - dni osiemdziesiąty pierwszy, osiemdziesiąty drugi, osiemdziesiąty trzeci, osiemdziesiąty czwarty, osiemdziesiąty piąty, osiemdziesiąty szósty, osiemdziesiąty siódmy, osiemdziesiąty ósmy i osiemdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (811, 812, 813, 814, 815, 816, 817, 818 i 819)

Dziennik wojny - dzień sto dziewięćdziesiąty trzeci, sto dziewięćdziesiąty czwarty, sto dziewięćdziesiąty piąty, sto dziewięćdziesiąty szósty, sto dziewięćdziesiąty siódmy, sto dziewięćdziesiąty ósmy, sto dziewięćdziesiąty dziewiąty, dwusetny, dwusetny pierwszy, dwusetny drugi, dwusetny trzeci, dwusetny czwarty, dwusetny piąty, dwusetny szósty, dwusetny siódmy, dwusetny ósmy, dwusetny dziewiąty, dwieście dziesiąty, dwieście jedenasty, dwieście dwunasty, dwieście trzynasty, dwieście czternasty, dwieście piętnasty, dwieście szesnasty, dwieście siedemnasty, dwieście osiemnasty, dwieście dziewiętnasty, dwieście dwudziesty (922, 923, 924, 925, 926, 927, 928, 929, 930, 931, 931, 932, 933, 934, 935, 936, 937, 938, 939, 940, 941, 942, 943, 944, 945, 946, 947, 948, 949, 950)

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)