Dziennik wojny - dzień dwieście trzydziesty szósty
Sytuacja na frontach pozornie bez zmian. Pozornie, bo to tylko brak informacji. Rosjanie po pół roku połapali się, że nadmierna gadatliwość ich propagandystów prowadzi do ujawnienia zbyt wielu szczegółów. Ukraińcy rozumieją to od miesięcy, dlatego z ich strony panuje swoista zmowa milczenia z "perskim okiem": "coś wiemy, ale nie powiemy".
Generalnie nic nie wskazuje na jakąś radykalną zmianę obszarów działania i trendów. No może poza tym, że Tik-tok Army wycofała rosyjski front do... Mariupola! Konkretnie don Tik-tok synalkowie don Tik-tok Generała zameldowali się na pierwszej linii frontu, która ich zdaniem przebiega w Mariupolu. Zapóźnienie w rzeczywistości półroczne, ale cóż, mówimy o kraju, gdzie nadal potrafią zapytać, jaki car teraz panuje.
Synalkowie Kadyrowa meldujący się na froncie
siedemdziesiąt kilometrów od linii frontu.
Lepszą bekę wszyscy cisną z innego Tik-tokera, który powiedział, że jego celem jest usunięcie faszyzmu z Rosji. Wszyscy życzymy mu sukcesu, ale...
Ta wypowiedź pokazuje myślenie tych ludzi. W ich przeświadczeniu oni nie napadli innego kraju. Oni bronią Rosji, wyzwalają jej część zagarniętą przez "faszystów". Cokolwiek to słowo znaczy, bo w Rosji to pojęcie-wytrych, pozbawione konkretnego znaczenia (podobnie, jak w politycznej retoryce lewicy europejskiej - faszysta to ten, z kim się lewica/Rosja nie zgadza).
Jak zawsze. Oni tylko bronią, oni tylko wyzwalają
Poza najbardziej komiczną, ale też i najbardziej okrutną, armią świata, gdzie indziej toczą się walki. Raz większe, raz mniejsze. grunt, że zwiększające "fundusz wymiany".
Ten oto dowódca plutonu w dziarski sposób zagrzewał swoich bojców do dzieła po to, żeby po pięciu godzinach wyglądając jak sierota wykrztuszać z siebie słowa niemal przeprosin. Ile w życiu człowieka może zmienić pięć godzin i solidny wpiernicz. Od bufona do pokory.
Z kolei ci dwaj bojcy są szczęśliwi, bo ich wojenna przygoda skończyła się "pljenom" po trzech dniach. To jak z tym uczniem po rozdaniu świadectw, tyle że łomot już był. Teraz tylko wakacje.
Tu większa grupka "pljennych" i trochę bardziej poharatani. No cóż, wiedzieli na co się piszą. Nikt ich tu nie zapraszał.
Jaki jest efekt wzrostu "funduszu wymiany"? Ano taki, jak dziś. Za 110 bojców do domu wróciło 108 ukraińskich kobiet, przetrzymywanych w Rosji. W tym 37 dziewczyn z Azowstalu. Część odzyskanych dostała się w moskiewskie łapy jeszcze przed inwazją za udział w misjach humanitarnych do Donbasu, czy pod zarzutem szpiegostwa.
I co jest niesamowite w tym wszystkim, to ta ich radość. To nie są złamane i przegrane ofiary. To są zwyciężczynie.
Radość niektórych jest podwójna. Paramedyczka z Azowstalu Wiktoria Obidyna podczas kapitulacji została rozdzielona ze swoją czteroletnią córką. Małej się udało. Po ewakuacji nie została wysłana do rosyjskiego sierocińca, tylko trafiła do krewnych na Zaporożu. Wkrótce spotka się z mamą.
O dzieciach postaram się napisać jutro, bo moskiewskie mendy ukradły ich już ponad pół miliona. Wybijać tysiącami własnych obywateli, by kraść tysiącami dzieci innego narodu. Czysty rasizm. Bo tu o to chodzi. Dziesiątki tysięcy wybitej na Ukrainie ludności azjatyckiej mają zostać zastąpione większą ilością europejskich dzieci. Bilans ludnościowy wyjdzie na plus, a i stosunek ruskiej "rasy panów" (bo tak Moskale postrzegają siebie) do ludności kolorowej się poprawi.
I do tego też nie wolno dopuścić. Moskwa nie może wygrać nawet, a zwłaszcza w tym aspekcie.
Jak wspomniałem, walki trwają. Bez zmian odbijających się w raportach, którymi można się chwalić. Dlatego jest okazja przyjrzeć się jednemu odcinkowi, wspominanemu codziennie na zasadzie "na zachodzie bez zmian".
Bachmut. Mieścina w Donbasie, która miała strategiczne znaczenie, kiedy Rosjanie trzymali Liman i Izjum i potrzebowali jej, żeby wyprowadzić koncentryczne uderzenie na Kramatorsk i Słowiańsk. Teraz pozbawiona znaczenia. Jej opanowanie niczego Moskalom nie daje, bo nawet jeśli próbowaliby z niej wyprowadzić uderzenie na tyły oddziałów SZU, to wszędzie tam są ukraińskie wojska, które i tak taką akcję zatrzymają. Ale Moskale szarpią się, jak Reksio na szynkę, na Awdijówkę i Bachmut właśnie, żeby stąd uderzyć na Konstantynówke, a potem... No właśnie, nie ma żadnego potem. To ślepa uliczka, w którą dowódcy pakują nie wiadomo, po co, kolejne batalionowe grupy taktyczne. A tragiczny bezsens tego kierunku pokazuje też fakt, że Awdijówki Moskale nie mogą zdobyć od 2014 roku.
Przypomina to scenę z filmu Sergio Leone "Dobry, zły i brzydki", gdzie wojska Unii i Konfederacji biją się o most na rzece, który kiedyś miał kluczowe znaczenie strategiczne, ale front przeszedł dalej i to znaczenie most stracił. Nikt jednak nie odwołał rozkazów i obie strony codziennie toczą bitwę na moście.
Z tą wszakże różnicą, że Ukraińcy bronią swojej ziemi i jasne, czemu nie mogą oddać Bachmutu, ani Awdijówki. Nic jednak nie uzasadnia tępego uporu Moskali.
W Bachmucie jest polski dziennikarz Mateusz Lachowski i tu dwa filmiki od niego.
A tak od tyłu wygląda ukraińska pozycja obronna pod Piaskami między Awdijówką a Marinką (kolejny ślepy zaułek rosyjskiej strategii). Pojazdy opancerzone ukryte pod mostem ostrzeliwują pozycje rosyjskie. Nie ma jak ich stąd wyjąć. Nazywani są żartobliwie "Republiką Mostową".
W ciągu doby Rosjanie zaatakowali Ukrainę czterdziestoma sześcioma dronami Szahid-136, z czego 36 zostało zestrzelonych, w tym przy pomocy systemu OSA z Polski. Reszta doleciała do celu. W dzisiejszym nalocie na Kijów, gdzie doleciało pięć z trzydziestu wystrzelonych dronów, zginęły trzy osoby: młode małżeństwo i ich nienarodzone dziecko.
Reakcja kijowskich policjantów na drona.
Ta akcja w obiektywie fotoreportera AFP. |
Jak widać skutecznie. Dron zestrzelony. |
Moment uderzenia drona Szahid w budynek mieszkalny
z kamery monitoringu.
Ale Ukraińcy zapowiadają odwet. Konkretnie ujawnili, że na froncie już działa ich amunicja krążąca, zwana "dronami kamikadze" i że pracują nad nowym typem o zasięgu do tysiąca kilometrów i masie głowicy bojowej do 75 kilogramów. Za chwilę rakiety ATACMS do systemów HIMARS nie będą potrzebne.
Albo informacja ta maskuje fakt, że te rakiety na Ukrainie już są.
Tak ma wyglądać korpus nowego ukraińskiego drona. |
Tymczasem, w oczekiwaniu na ukraińskie drony Rosjanie radzą sobie całkiem nieźle sami. Dziś wieczorem w Jejsku, w Kraju Krasnodarskim, dokładnie naprzeciw Mariupola, rosyjski Su-34 startujący do bombardowania pozycji ukraińskich wziął i się zepsuł i epicko rozbił się o blok mieszkalny.
Przepraszam, wiem, że to tragedia wielu rodzin, popierających dotąd operację specjalną i domagających się rozprawy ze złymi Ukraińcami, ale jakoś nie potrafię im współczuć. Nie po tym wszystkim, co się przy ich milczącej zgodzie stało.
Ludzie pomstują na pilota, że się katapultował, zamiast próbować ratować ludzi nawet kosztem własnego życia. Ale na filmach widać, że do końca próbował zwiększyć pułap, ale przed samą linią bloków coś stało się z silnikiem i samolot spadł na dom. Pilot zrobił jedyne, co mógł, poza bezsensownym zabiciem się. Wyskoczył, kiedy nic już nie mógł zmienić.
Sabotaż? Nie zdziwiłbym się. Ukraińska diaspora jest duża i mocno rozproszona po Rosji. Nie wiadomo, ilu z nich podjęło po inwazji lub nawet przed nią, współpracę z GUR.
Ministerstwo Mordowania Cywilów, zwane dla niepoznaki Ministerstwem Obrony, orzekło, że to był lot ćwiczebny. I na lot ćwiczebny bierze się tak dużo paliwa i amunicji, że tak mocno i tak długo wybucha?
Ukraina oficjalnie domaga się od Iranu wyjaśnień w sprawie dronów. Iran zaprzecza, ale Biały Dom twierdzi, że Teheran kłamie. Chyba z porozumienia atomowego, na którym zależało ajatollachom będą nici, za to rewolta w Iranie dostanie mocne wsparcie w dolarach.
Chcieli, to mają.
Komentarze
Prześlij komentarz