Dziennik wojny - doba dwieście jedenasta
To było kompletne zaskoczenie. Wieczorem w Arabii Saudyjskiej wylądował samolot z 215 żołnierzami Ukrainy, których Moskale wzięli do niewoli. Wśród pasażerów było 108 obrońców Azowstalu, w tym piątka dowódców, a także trzy ciężarne kobiety i najbardziej znani z mediów uczestnicy walk o Mariupol. Wolność odzyskali także zagraniczni ochotnicy, których tak zwany "sąd" tak zwanego Donbabwe skazał na śmierć za walkę w obronie Ukrainy. Część uwolnionych wcześniej przebywała w Helenówce, więc będzie miała sporo do opowiedzenia na temat rosyjskiej prowokacji.
Wymiany dokonano o zmroku, gdzieś w rejonie linii frontu. Za swoich bohaterów Ukraina oddała Rosji 55 wziętych do niewoli bojców, głównie lotników i... zdrajcę Wiktora Medwedczuka, kumpla Putina. Medwedczuk będzie teraz wyjaśniał w Rosji, co stało się z milionami rubli, które dostał z Moskwy na przeprowadzenie w Kijowie promoskiewskiego zamachu stanu.
Operację, która była możliwa dzięki pomocy władcy Arabii Saudyjskiej, przeprowadziły wywiady Wielkiej Brytanii (MI-6) i Ukrainy (GUR). Rodziny, które powitały swoich wracających z niewoli bliskich, zostały zgromadzone w Kijowie pod pozorem spotkania z szefostwem ukraińskiego Sztabu Koordynacyjnego ds. postępowania z jeńcami wojennymi.
Katarzyna Poliszczuk "Ptaszyna" - sanitariusza z Azowstalu, uwolniona wczoraj w ramach wymiany jeńców. |
Zgodnie z umową uwolnieni dowódcy obrony Mariupola do końca wojny pozostaną w Turcji w luksusowych warunkach pod opieką prezydenta Turcji. Nadal to lepiej, niż niewola rosyjska. Tylko poważnie kontuzjowany dowódca oddziału Państwowej Służby Granicznej Ukrainy zgodnie z porozumieniem trafił od razu na Ukrainę.
Rosjanie przeżywają tę wymianę równie niesamowicie, jak Ukraińcy, tylko w drugą stronę. Są zszokowani. Tu ich się wzywa do obrony zagrożonej Ojczyzny, a tu tego samego dnia wypuszcza się najbardziej znienawidzonych i uznanych za najgroźniejszych, najbardziej ideowych żołnierzy przeciwnika.
Girkin-Striełkow (i nie tylko on) wprost nazywa to głupotą i zdradą. Z jego wypowiedzi wynika też, że dowódcy obrony Mariupola to byli ostatni z przetrzymywanych jeszcze jeńców z Azowstalu (do dużej wymiany, w której mieli być zwróceni obrońcy Mariupola doszło zaraz po zdobyciu Izjumu przez Ukraińców - według innych źródeł w niewoli pozostaje jeszcze wielu bohaterów tej bitwy).
Girkin-Striełkow (i nie tylko on) wprost nazywa to głupotą i zdradą. Z jego wypowiedzi wynika też, że dowódcy obrony Mariupola to byli ostatni z przetrzymywanych jeszcze jeńców z Azowstalu (do dużej wymiany, w której mieli być zwróceni obrońcy Mariupola doszło zaraz po zdobyciu Izjumu przez Ukraińców - według innych źródeł w niewoli pozostaje jeszcze wielu bohaterów tej bitwy).
Zbulwersował się także Tik-tok Generał Kadyrow. Oburzyło go, że nikt się z nim nie konsultował.
Po prostu tyle znaczy.
Ułan-Ude. Granica rosyjsko-mongolska.
Ukraińcy kpią, że dopiero teraz, po 700 latach Rusini wyganiają Mongołów do domu.
Trwają protesty (głównie nogami - kolejki na granicach są gigantyczne!) przeciw mogilizacji w Rosji.
Kanał "Generał SWR" obok wulgarnego szydzenia z Putina i salonowo-fekalnych plotek o jego tchórzostwie (twierdzą, że Putin po wygłoszeniu wczorajszego spiczu wyjechał do Niżnego Nowogrodu, skąd blisko do jego rezydencji) podał, że faktyczna liczba planowanych do zmobilizowania w bieżącym roku wynosi 500 tysięcy, a do marca - kolejne 500 tysięcy. O milionie według mediów mówi też ukryty przez władze siódmy punkt dekretu o mobilizacji.
Liczba 300 tysięcy w przedstawionych Putinowi raportach ma padać, ale to ma być przewidywana wielkość strat ludzkich po stronie rosyjskiej do końca lutego przyszłego roku (teraz jest podobno - także według kanału "Generał SWR" - 59373 zabitych bojców - Szojgu podając wczoraj straty miał obciąć ostatnią trójkę).
Gubernatorzy zabrali się do dzieła z prawdziwie rosyjską przesadą. Skoro mają dostarczyć 20 tysięcy bojców, to na przykład w regionie Samary władze zarządziły, że stawić się mają wszyscy i nikt w wieku poborowym nie ma prawa wyjeżdżać z regionu. W Jakucji i Tatarstanie poszli dalej i zabronili podlegającym mobilizacji, którzy nie dostali jeszcze wezwań, opuszczać swoje dzielnice w miastach lub miejscowości, w których mieszkają.
W odpowiedzi w Togliatti w regionie samarskim koktajlami Mołotowa spalono wojskowe biuro meldunkowe. Podobna akcja miała miejsce w Niżnym Nowogrodzie. Tym, który wczoraj odwiedził Putin. Koktail poleciał też w Petersburgu.
A teraz trochę chodzenia po ziemi. Mobilizacja to nie jest tak, że wojsko pojawi się na Ukrainie jutro. Najpierw trzeba dostarczyć wezwania mobilizowanym - zakładając, że listy są już przygotowane. To zajmuje przynajmniej dobę. Oczywiście, można dostarczyć je za pomocą odpowiednika naszej aplikacji eObywatel, ale jak raz wczoraj się ona zawiesiła. Tyle osób rzuciło się, żeby wyłączyć funkcję dostarczania druków urzędowych on-line.
Powołany ma na stawienie się w jednostce jakiś czas. Powiedzmy, że przyjmiemy minimum - 48 godzin. Już wiadomo też, że Rosjanie ułatwiają zmobilizowanym dotarcie do jednostek i zabierają ich hurtowo z ich miejscowości. Ale nawet jeśli wyjeżdżają dziś od południa, to muszą dotrzeć na miejsce. A to nie jest takie proste. Autobusy lub pociągi wiozą ich na miejsce, skąd samolotami są rozwożeni do rejonów stacjonowania swoich jednostek, skąd dopiero będą znów autobusami lub pociągami rozwożeni do koszar, do których dotrą nie wcześniej, niż dziś wieczorem lub jutro rano.
Następnie trzeba go przyjąć, przebadać, zarejestrować w jednostce, wydać broń i ekwipunek oraz zakwaterować - na to trzeba dnia.
Zmobilizowani pakują się do samolotu, który zawiezie ich w rejon stacjonowania jednostki. |
W ten sposób tylko na zebranie pierwszej grupy zmobilizowanych mija czas od środy do piątku, a w sobotę i niedzielę nikt pracować nie będzie. Szczególnie w Rosji.
Zatem pierwsze szkolenia zaczną się nie wcześniej, niż w poniedziałek 26 września.
System wojskowy może przyjąć jednorazowo 50 tysięcy rezerwistów (według Wadima Denisenko z ukraińskiego MSZ). Równolegle powołanych ma być 120 tysięcy żołnierzy służby zasadniczej, ale oni mają nie być wysyłani na Ukrainę (to znaczy, zostaną wysłani, ale na drugi dzień po zakończeniu służby zasadniczej). Żeby do końca grudnia zmobilizować 500 tysięcy ludzi, zakładając, że ostatnie wcielenie (nie mówię o wyszkoleniu) nastąpi 31 grudnia, system musi się "restartować" co... 10 dni! Dokładnie tyle armia rosyjska ma na przygotowanie bojców do walki licząc od zgłoszenia się do jednostki do zapakowania w pociąg na front.
DZIESIĘĆ DNI NA WYSZKOLENIE ARMII!
I fakt, że zmobilizowani w pierwszej kolejności mają być ludzie z doświadczeniem wojskowym i stosunkowo młodzi (do 35 roku życia) niewiele zmienia. Nadal nie da się zrobić wartościowej jednostki z cywilów w ciągu dziesięciu dni. W XIX-wiecznej armii pruskiej, przy znacznie prostszym sposobie walki i bardziej prymitywnej broni, gdzie oddziały składały się z kolegów z podwórka, a rezerwiści ćwiczyli wspólnie przynajmniej dwa razy w roku, czas uzyskania gotowości bojowej oddziału wynosił 14 dni. W Wojsku Polskim w 1939 roku przewidywano na to 6 tygodni, co w rzeczywistości zostało skrócone do 21 dni. Na początku inwazji Ukraińcy na wyszkolenie jednostek rezerwy (złożonych w znacznym stopniu z weteranów ATO, czyli ludzi, którzy karabin trzymali nie później, niż 8 lat temu) potrzebowali trzech-czterech tygodni. Czas szkolenia żołnierzy ukraińskich w standardach NATO też wynosi miesiąc.
Dziesięć dni może wstrząsnąć zmobilizowanymi, ale nie światem.
Dagestan. Pracownica biura werbunkowego przekonuje mężczyzn do mobilizacji "Jeśli zginiecie, rodzina dostanie białą Ładę". Mężczyźni komentują: "Nikt nas nie napadł. To polityka, a nie wojna".
Inna rzecz, że biurokraci w regionach nie będą się przejmować, czy ktoś ma doświadczenie wojskowe, czy nie. Sztuka jest sztuka. Kazali dostarczyć 20 tysięcy, to będzie 20 tysięcy, a dalej niech inni się martwią.
Jakucja. Ich nie stać na wyjazd za granicę.
Zatem, jeśli przyjąć normalny system mobilizacji, realne byłoby przygotowanie do końca roku 150 tysięcy i zmobilizowanie 200 tysięcy (zakładam, że ostatnie wcielenie ma miejsce 31 grudnia, a szkolenie już w roku 2023).
W trybie przyspieszonym można uzyskać 335 tysięcy przeszkolonych i 385 tysięcy zmobilizowanych.
Próba uzyskania 500 tysięcy oznacza ponowne wyprodukowanie mięsa armatniego o ujemnej wartości bojowej.
A nie uwzględniamy tu wypadków, chorób, samookaleczeń i popełniania przestępstw, żeby uzyskać wyrok skazujący, z automatu zwalniający z wojska.
Mamy zatem po raz kolejny to samo, co od początku inwazji, czyli wyznaczanie celów, pozbawionych zupełnie racjonalnych podstaw i wymaganie niemożliwego, a kiedy okaże się, że to nie działa, szukanie winnych.
Kolejna kwestia, jak te siły będą użyte. W całości, czy na raty: dograne 50 tysięcy jedzie na Ukrainę, za dwa tygodnie następni, za dwa tygodnie następni... W pierwszym przypadku mogą liczyć na "zadeptanie" Ukraińców. W drugim, będą po prostu kolejno mieleni porcjami. Patrząc na los 3 Korpusu, rozsmarowanego przez dowódców po froncie, realna jest ta druga możliwość.
Michał Podolak od razu zadeklarował, że kto ze zmobilizowanych nie chce walczyć, niech się podda, a zgodnie z Konwencją Genewską Ukraina da mu ochronę.
I tu pojawia się problem obywateli Ukrainy, którzy po "referendach" znajdą się na terenie Rosji i zostaną uznani za obywateli Rosji, a jako tacy podlegać będą mobilizacji. Ten los już dotyczy Tatarów Krymskich.
Ukraińcy mają problem, ale większy problem będą mieli Rosjanie. Przede wszystkim, znaczna liczba zagrożonych mogilizacją ucieknie do partyzantki (a koło Melitpola są ogromne obszary nie kontrolowane przez Rosjan). Część może poddać się szkoleniu, żeby potem uciec z bronią. A część, jak Polacy wcieleni do Wehmachtu, może po prostu w sprzyjających warunkach uciekać na drugą stronę.
Przecież Rosjanie mają doświadczenie i z powstaniem wywołanym przymusową branką, i z dezercjami wcielonych przymusowo przedstawicieli podbitych narodów.
Przecież Rosjanie mają doświadczenie i z powstaniem wywołanym przymusową branką, i z dezercjami wcielonych przymusowo przedstawicieli podbitych narodów.
A i tak powtarzają w nieskończoność te same głupoty.
"Dobroho weczera. My s Ukrainy."
Ukraińscy specjalsi na przedmieściach Energodaru.
Na froncie Ukraina konsekwentnie idzie do przodu. Zajęli Drobyszewo, które blokowało dostęp do Limana od północy, ale co ważniejsze zajęli Krowi Jar na północ od Drobyszewa i wbili się na 15 kilometrów w głąb pozycji rosyjskich, zajmując Karpówkę i podchodząc pod Rzadki Dąb (Ridkodub). W ten sposób SZU znowu znalazły się na tyłach przeciwnika. Tu mogą skręcić na południe w kierunku Zarzecznego i Jampola (na obrzeżach którego toczą się walki), zamykając Liman w okrążeniu.
W rejonie Kupjańska Ukraińcy atakują na Piotropawłówkę i Kurylówkę, której kontrolowanie zamyka jedną z rosyjskich tras logistycznych i otwiera im drogę na Swatowe.
W rejonie Bachmutu i Marinki Rosjanie wykonali jakieś ruchy pozorowane, z których nic nie wynika poza zużyciem amunicji.
Na Zaporożu Ukraińcy standardowo podsuwają się pod Połohy, ale ich działania tu mają głównie na celu ściąganie w te rejony wzmocnień Rosjan, którzy obawiają się przerwania połączenia z Krymem. Wiedzą już, że Ukraińcy potrafią w tydzień opanować teren pozwalający wybić korytarz od Berdjańska do Mariupola.
Na tym odcinku zestrzelono też dziś cztery irańskie drony, co znaczy, że Ukraińcy już znaleźli na nie sposób.
Na prawym brzegu Dniepru SZU uzyskały kolejne sukcesy na południu, koło wybrzeża, a na pozostałych odcinkach naciskają na Moskali, nie dając im czasu na przejście do kontrataku.
Instalacje wojskowe na Krymie zostały dziś zaatakowane dronami z Aliexpress oznakowanymi czerwonymi gwiazdami. Okazało się, że to Ukraińcy zwracają Rosjanom sprzęt przejęty pod Kupjańskiem. I nawet dodatkowo go wyposażyli. W trotyl.
Rzekomy bezzałogowy dron nawodny, który "zaatakował" nabrzeże portu w Sewastopolu okazał się całkiem załogową łodzią ukraińskich specjalsów. Łódź, czy raczej jej wrak wyrzucony na nabrzeże, znaleziono. Komandosów nie.
Ukraińskie lotnictwo (zniszczone rzekomo pierwszego dnia agresji) wykonało dziś ponad czterdzieści lotów bojowych. Dwa tygodnie temu było ich około dwudziestu. Tydzień temu - trzydzieści.
To też przyczynek do kwestii mogilizacji. Bez panowania w powietrzu te tysiące Rosjan to trupy Schroedingera: jeszcze żywe, a już martwe.
W ramach wzajemnego ostrzału Ukraińcy rozbili Rosjanom pociąg z transportem wojskowym w Jasynowatej koło Doniecka, a Rosjanie Ukraińcom w Charkowie też pociąg. Tyle, że z chłodniami, w których były ciała poległych na Ukrainie Rosjan.
Rozbity rosyjskimi rakietami pociąg "pogrzebowy". |
Oczywiście to nie jedyne trafione cele, ale to obrazuje po raz kolejny różnicę między pracą artylerii obu stron. Ukraińcy niszczą Rosjanom to, co ma znaczenie dla prowadzenia wojny, a Rosjanie Ukraińcom to, bez czego wojnę też można wygrać.
Druga strona pręży muskułki. Tik-tok generał Kadyrow zaprezentował nagranie, w którym wraz ze swym szefem sztabu planuje operacje na Ukrainie i zapowiada, że teraz to już mają taki plan, że Ukraińcy popamiętają.
To, że Kadyrow na froncie nie ma nic do gadania, bo operacjami dowodzą rosyjscy generałowie, a nie Czeczeni.
Kolejne kraje europejskie stwierdzają, że nie dadzą ochrony dezerterom z Rosji. Skoro mogli popierać wojnę siedząc na kanapie, niech odczują, czym wojna jest. Jedynie Niemcy zadeklarowali udzielenie azylu tym, którzy nie popełniali zbrodni wojennych.
Niemcy zapowiedziały też przekazanie Ukrainie kolejnych sześciu Gepardów z amunicją. Bundestag będzie rozważał zgłoszony przez opozycję projekt ustawy o przekazaniu SZU ciężkiego sprzętu, w tym czołgów, z zapasów fabrycznych, czyli z tego, z czego Bundewehra nie korzysta.
Korea Północna zaprzeczyła jakoby przekazała Rosji amunicję. Pyskowanie i prężenie muskułów to jedno, a podpadnięcie Amerykanom to coś zupełnie innego.
W Rosji wszczęto nową sprawę przeciw Nawalnemu. Za to, że nagrał wezwanie do protestów. Z celi.
Naprawdę na tej Łubiance uważacie, że ktoś to łyknie?
Komentarze
Prześlij komentarz