Dziennik wojny - doba dwieście druga


 

Rosjanie wciąż nie mogą wyjść z dysonansu poznawczego, że dostają łomot od pogardzanych Ukraińców. Po enuncjacjach, że północne rejony Obwodu Charkowskiego wyzwolili (według rosyjskiej propagandy: podbili) mówiący po angielsku Murzyni, przywódca Donbabwe, Denis Puszylin (Penis Duszylin) oświadczył, że w Świętogórsku Moskale przegrali z polskimi najemnikami. W innej analizie podstawą skuteczności armii ukraińskiej jest... żołnierz ROSYJSKI, który miał zostać oszukany i wykorzystany do walki przeciw swoim.
Wbrew rojeniom różnych gazet, które już chciałyby kończyć ukraińską ofensywę, akcja zaczepna na północnym wschodzie trwa. 

- To dopiero początek - powiedział amerykański sekretarz stanu Anthony Blinken. 

Owszem, jak już pisałem, ofensywa zwolniła tempo - i słusznie, zbyt szybki marsz mógłby spowodować wpadnięcie w rosyjską zasadzkę - jednak jest kontynuowana. Ukraińcy działają na trzech zasadniczych kierunkach: na Nowoseliwkę z przyczółka pod Świętogórskiem, na Liman i Jampol z przyczółka pod Ozernem (oba docelowo na Zaryczne, a potem na Krzemienną oraz na Krzemienną i Lysyczańsk (a tu dwie osie natarcia: bezpośrednio na miasto i próba obejścia od południa).
Widać, że celem dowództwa ukraińskiego jest za pomocą koncentrycznych uderzeń, omijających zasadnicze linie rosyjskiego oporu, złapać siły Moskali w kolejne kotły lub poprzez zagrożenie okrążeniem zmusić ich do odwrotu.
Trwa też budowa przyczółków na wschodnim brzegu Oskila, z których będzie można kontynuować natarcie na Krzemienną i Starobielsk. 
Według ukraińskiego szefa Obwodu Ługańskiego Rosjanie całkowicie wycofali się z Krzemiennej zanim jednostki SZU zdążyły dojść do miasta. Opuścić mieli też Starobielsk, zaś do Swatowego, które opuścili wczoraj, wrócić. 
Z kolei pod Soledarem (gdzie Rosjanie wciąż nie mogą wyjść z fabryki Knaufa) Ukraińcy otoczyli oddział kadyrowców. 
Ostatecznymi celami tych działań są Ługańsk i Donieck, których upadek zdaniem Michała Podolaka uruchomi efekt domina i spowoduje masowy odwrót Rosjan z ziemi Ukrainy. 

Rosyjski schron bojowy: worki z gipsem i blachy osłonowe od dział.



Oczywiście, nie ma co liczyć na tak błyskotliwe sukcesy, jak w minionym tygodniu. Rosjanie już nieco ochłonęli. Kto miał uciec lub się poddać, uciekł lub się poddał. Reszta ma większą lub mniejszą motywację do walki, więc trzeba liczyć się z oporem. Poza tym, negatywną stroną ukraińskiego sukcesu jest taka zmiana układu linii frontu, że teraz SZU trudniej jest znaleźć lukę w rosyjskim ugrupowaniu. Ale spokojnie. Teren jest dokładnie rozpoznany, a operujące na zapleczu Rosjan jednostki specjalne i partyzanci swoje robią. 

Ostatnio wysypały się filmy pokazujące partyzanckie przysięgi. Ich główną wartością, obok patriotycznej, podtrzymującej morale symboliki, jest pokazanie licznych, dobrze umundurowanych (!!!) i wyposażonych oddziałów partyzanckich. Oczywiście, wojna nie trwa tak długo, żeby mundury się złachały, ale oczywiste jest, że do zdjęć wybrano najbardziej reprezentacyjnych członków oddziałów. 
Niewykluczone też, że przynajmniej część tych filmów powstała na głębokich tyłach ukraińskich i nie pokazują prawdziwych partyzantów, tylko specjalnie wynajętych statystów. Po co? 
Po pierwsze, żeby właśnie pokazać siłę ruchu partyzanckiego. Ukraińcy monitorują ruch w sieci i wiedzą, że publikowane przez nich materiały są w Rosji coraz bardziej popularne. Obejrzenie takiego filmu daje ludności na terenach okupowanych nadzieję, a Rosjanom sygnał ostrzegawczy (temat, jak rosyjska młodzież reaguje na propagandę obu stron rozwinę niżej, bo i tu Moskwa sama się ograła). 
Po drugie, żeby ukryć prawdziwych partyzantów. Nie dlatego, że ich nie ma, bo są, o czym boleśnie przekonują się Rosjanie codziennie, ale dlatego, że tak, jak Ukraińcy lokalizują po zdjęciach stanowiska rosyjskiego sprzętu, tak na podstawie zdjęć sąsiedzi mogą rozpoznać nawet zamaskowanego partyzanta i donieść władzom. 
Parę tygodni temu w Melitopolu taki los spotkał jednego z członków ukraińskiego podziemia. Wydany przez sąsiadów Rosjanom wysadził się granatem podczas próby aresztowania, zabierając z sobą także kilku bojców. 
Wczoraj partyzanci w Chersoniu zaliczyli kolejny sukces wysadzając wraz z lokatorami mieszkanie okupacyjnej rektorki chersońskiej uczelni Tatiany Tomiliny. Ta kobieta to ukraiński odpowiednik naszych szurów, była dyrektorka liceum zwolniona za łapówkarstwo. W 2015 roku tropiła amerykańskie laboratoria do tworzenia broni biologicznej na Ukrainie. Jej profil na facebooku to mieszanka generalnie prorosyjskich deklaracji politycznych i egzaltowanej dewocji (prawosławie moskiewskie). 



Pani "rektor" wylądowała na intensywnej terapii, a jej ochroniarz-kadyrowiec udał się do swoich siedemdziesięciu dziewic. 

Na Krymie podczas wesela zabrzmiała "Czerwona kalina", pieśń Strzelców Siczowych z okresu po I wojnie światowej, walczących o niepodległość Ukrainy (tak, UPA też ją śpiewała, podobnie, jak różne nasze ONR-y śpiewały "Rotę"). Dla Ukraińców ma taką rangę, jak dla nas "Rota", "Pierwsza Brygada", czy "Warszawianka". 
Spanikowany rosyjski gubernator Krymu Aksjonow od razu zapowiedział surowe karanie każdego, kto będzie śpiewał ukraińskie pieśni narodowe. 
Cóż, takie dyspozycje wydaje właśnie władza okupacyjna. Na swoim terenie nie ma potrzeby wprowadzać takie zarządzenia. 

Z drugiej strony nie pozostają bezczynni. Mer Odessy, etniczny Rosjanin, co oczywiście jeszcze o niczym nie świadczy, kłóci się z mieszkańcami miasta w obronie pomnika Katarzyny II, który zgodnie z prawem o derusyfikacji powinien zostać usunięty. Mer go broni, choć to żaden zabytek, bo monument postawiono w 2007 roku. Działacz Automajdanu (organizacji pozarządowej, wywodzącej się z antyrosyjskiego buntu w 2014 roku) Artak Hryhorian oblał wczoraj pomnik czerwoną farbą i opublikował w socjalmediach swoje zdjęcie na tle pomnika z wezwaniem do policji, że na nich czeka. Na razie trafił na posterunek i zobaczymy, co dalej. 

Służby ukraińskie konsekwentnie wyłapują zdrajców. Zatrzymany został (odwołany już maju) były szef charkowskiej SBU, którego działania miały sparaliżować obronę regionu w czasie wiosennej inwazji.

Zmieniając optykę na Chersoń, przed południem doszły informacje, że Rosjanie porzucili stanowiska w Kisielówce, która blokowała wejście do miasta i osłaniała od północy lotnisko w Czarnobajewce. Wieczorem po południu okazało się, że w wyniku kolejnego (w innym miejscu) forsowania Inhulca pod Dawidów Brodem pękła rosyjska linia obrony. W Śniegórówce natomiast wyraźnie daje się odczuć wyczerpanie amunicji po stronie rosyjskiej. 
Ukraińska artyleria chyba już wytłukła wszystkie moskiewskie magazyny i wszystkie przeprawy. 
Nie ma na razie informacji o masowym poddawaniu się Rosjan, ale to kwestia czasu. Nie mają czym walczyć, nie mają dokąd uciec. 
Po drugiej stronie Dniepru, w Nowej Kachowce bojcy zaczęli rabowanie nieużywanych mieszkań, Wyraźny znak, że szykują się do wyjazdu. Zgarniają wszystko: meble, urządzenia techniczne, obrazy. 

Wysokopole wyzwolone około tygodnia temu.


Zrabowane dobra są dla Moskali ważniejsze, niż ewakuacja swoich. Pod Kupjańskiem i Izjumem zdarzyło się wiele razy, że brakowało miejsca dla bojców, bo musiała się zmieścić pralka. O kolaborantach nikt nie myślał, ale zostawiono też na zapleczu Rosjan przybyłych pracować w okupacyjnej administracji, w tym rosyjskich nauczycieli. Wszystkim grozi wyrok 12 lat więzienia za pracę w okupacyjnej administracji. Nie są jeńcami wojennymi, nie mają mundurów, a działali wbrew ukraińskiemu prawu na terytorium Ukrainy. 
Ministerstwo Oświaty Rosji pierwotnie twierdziło, że wszyscy nauczyciele zostali ewakuowani, ale kiedy Ukraińcy pokazali więźniów, Moskwa musiała się przyznać. 

Coraz bardziej realna wydaje się możliwość użycia przeciw Ukrainie wojsk białoruskich. W trwających właśnie ćwiczeniach uczestniczy sprzęt wyjęty z magazynów, co oznacza, że jest sprawdzana jego sprawność i gotowość do użycia bojowego. 
Jednak taki ruch może być zabójczy dla Baćki Traktorzysty. Ostatnio z mediów zniknęły walczące po stronie Ukrainy białoruskie pułki imienia Kalinowskiego i "Pogoń". Pod Kupjańskiem widać tylko batalion "Terror", czyli "buntowników" od Kalinowskiego.
Niewykluczone, że reszta czeka przy granicy z Białorusią na rodaków, żeby zwerbować ich do walki z Wąsatym Karaluchem.

W nocy Azerbejdżan ponownie zaatakował Armenię. W tutejszej 102 bazie wojsk rosyjskich miano ogłosić alarm, ale lokalsi twierdzili, że jest tam głucho i ciemno i żadnego alarmu nie widać. Czyżby więc baza stała pusta? 
Rano po mediacjach rosyjskich miano ogłosić zawieszenie broni, ale po południu wciąż trwały walki. 
W Gruzji zapowiedziano referendum, czy kraj przystąpi do wojny z Federacją Rosyjską po stronie Ukrainy. 

Pod Kupjańskiem zestrzelony został rosyjski dron pozyskany z Iranu. Jednocześnie prasa izraelska ujawniła, że kraj ten sprzedał Polsce zaawansowane systemy antydronowe wiedząc, ze Polska przekaże je Ukrainie, omijając w ten sposób deklarację izraelskiego rządu, że nie będzie zbroił żadnej ze stron. 

Amerykanie ostrzegają, że ewentualna zmiana na Kremlu będzie oznaczała raczej dojście do władzy radykałów, a nie zwolenników pokoju. Radykałowie jednak uważają Ukrainę za część Rosji i z tego względu wyrażają niechęć do użycia broni jądrowej. Nie chodzi o wybicie Ukraińców, z tym nie mają problemów, ale o możliwe zniszczenie "rosyjskiej" ziemi. 
Ale wiadomo, że mogą dość do wniosku, że "uratowanie Rosji" wymaga ofiar i jednak "niechętnie", ale użyć tego "argumentu". 
Jeśli do niego sięgną to raczej jednak po wykorzystaniu powszechnej mobilizacji. 
Czy powołanie pod broń przymusowo miliona ludzi zmieni sytuację?
No, nie. Już o tym pisałem. Problemem armii rosyjskiej nie jest brak ludzi, tylko złe rozpoznanie, złe dowodzenie, przestarzały i niesprawny sprzęt. Straty ludzkie są tego skutkiem, a nie przyczyną. 
Jeśli służby kwatermistrzowskie nie potrafią wyżywić 150 tysięcy, to milion będzie głodować. Przekonanie zaś, że braki w logistyce i złe rozpoznanie można zrównoważyć masą ludzką na współczesnym polu walki nie sprawdza się. 

Deklaracja Michaila Szeremeta z komisji bezpieczeństwa Dumy Państwowej
o konieczności wprowadzenia powszechnej mobilizacji
nie wzbudziła entuzjazmu w społeczeństwie.

Analitycy wskazują, że skutkiem mobilizacji będzie wojna domowa w Rosji, a losów wojny na Ukrainie i tak to nie zmieni.

Według najnowszych badań 70% rosyjskiej młodzieży wiedzę o wojnie czerpie ze źródeł... ukraińskich. Rosyjska propaganda, że Ukraińcy to tacy trochę inni Rosjanie, okazała się tak skuteczna, że w oczach młodych wojna jest sporem wewnętrznym między rosyjskojęzycznymi, a skoro tak, to relacje obu stron są równoważne i nie ma źródeł wrogich. W ten sposób sukces rosyjskiej propagandy zablokował jej skuteczność.

Amnesty International nadal gra w moskiewskie propagandzie.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)