|
Wezwanie do wojska zmienia postrzeganie rzeczywistości. Niestety, nieprzetłumaczalne na polski. Na pierwszym posterze jest "Rosja zdobędzie świat", a na dole, na dwóch z niego utworzonych "Za pokój" i "Rosja, wystarczy". |
Rosja idzie na wojnę.
Oczywiście, Rosja wojnę z Ukrainą prowadzi od ośmiu lat, a na pełną skalę od pół roku z górką, ale to była "wojna Putina", prowadzona przy aplauzie społeczeństwa (z czasem coraz mniejszym) przez władzę. Teraz władza goni do okopów cały kraj.
Duma Państwowa Rosji znowelizowała kodeks karny dopisując przestępstwa związane z mobilizacją, stanem wojennym i czasem wojny.
Karą za poddanie się przeciwnikowi i opuszczenie stanowiska bez rozkazu odtąd będzie 15 lat więzienia.
Mężczyźni w wieku poborowym od północy nie będą mogli wyjechać z Rosji.
Stalinizm w najgorszej formie wraca z przytupem. Tylko teraz nie ma wsparcia aliantów z Zachodu, a przeciwnie, cały Zachód ma przeciw sobie, bo i Niemcy, choć wspierają Rosję, jak mogą, nie pójdą na rzeź dla Putina.
Nie przeszkadza to Margaricie Simonian, która zażyła leki i znów jest w nastroju bojowym, rzucić, że "albo nasze zwycięstwo, albo wojna nuklearna".
Entuzjazm wygłosił także Najśmieszniejszy Awatar Prezydenta Rosji. A zastępca przewodniczącego Dumy Państwowej, generał Andriej Guruljow zaczął wygrażać bombardowaniem zachodnich stolic.
Przygotowania "do obrony kraju" ogłosił też Łukaszenka. Ale w jego wykonaniu może mieć to różne znaczenia.
W ślad za Ługandą przeprowadzenie referendum w sprawie połączenia z Rosją ogłosiło Donbabwe i okupacyjny "gubernator" Chersonia Władymir Saldo, cudownie zmartwychwstały (dwa razy) i ozdrowiały. Podobną "decyzję" podjęto na Zaporożu, dodając, że zgodnie z wynikami "referendum", których jeszcze nie ma, Zaporoże ogłosi "niepodległość" w całości granic Obwodu Zaporoskiego, którego Rosja w około połowie nie kontroluje. Logika.
Referenda mają się odbyć za tydzień.
Ruch Żółtej Wstążki w Doniecku zareagował od razu, wysyłając Penisa Duszylina i całą jego ekipę wraz z referendum tam, gdzie pływa krążownik "Moskwa".
Zareagowały również państwa, powszechnie stwierdzając, że tych referendów nie uznają. I żadne myślące państwo tego nie zrobi, bo to otwierałoby drogę do takich samych działań na ich terytorium, a każde ma swoją mniejszość, której za moskiewskie lub inne pieniądze takie pomysły mogą przyjść do głowy.
Departament Skarbu USA poprosił Kongres o zgodę przekazania zamrożonych w amerykańskich bankach funduszy rosyjskich na rzecz Ukrainy. Chodzi o kwotę co najmniej 300 miliardów dolarów.
Co te decyzje zmieniają? Zasadniczo to nic. Oczywiście, władze okupowanych terytoriów liczą na to, że włączenie zarządzanych przez nie obszarów do Rosji osłabi działania wyzwoleńcze Ukrainy, a Moskwa, zgodnie ze swoją doktryną będzie mogła użyć broni atomowej w obronie "terytorium Rosji".
Rosja z kolei chce uzupełnić braki na froncie, ale przede wszystkim powstrzymać odpływ personelu z szeregów i poprzez strach wzmocnić morale.
Tyle, że to nadzieje płonne. Świat nie uznaje rosyjskości Krymu i Ukraina może półwysep swobodnie ostrzeliwać, choć na Krymie odbyło się "referendum" i został formalnie włączony do Rosji.
Użycie broni atomowej, czy generalnie masowego rażenia to nie jest "małe miki", bo trzeba się liczyć z odpowiedzią NATO. A Stany i Wlk. Brytania (szczególnie ta druga) dość wyraźnie orzekły, że w takim przypadku Rosja musi się liczyć z uderzeniem odwetowym. Oczywiście, Moskwa ma za plecami Chiny, dysponujące taką bronią, ale Stany mogą uderzyć z oceanu także terytorium Chin. Pekin też musi więc pięćdziesiąt razy pomyśleć, zanim raz naciśnie guzik. Światowa równowaga strachu wciąż działa i działać będzie. Wreszcie w samej Rosji na szczytach władzy jest iluś ludzi, którym do grobu się nie spieszy mimo wszystko.
Mobilizacja zaś nie pomoże Rosji, bo nie liczebność armii jest jej problemem, tylko jej przestarzała i nieadekwatna struktura (wiecie, że zespoły artystyczne sił zbrojnych Rosji to... pół miliona ludzi?) oraz niedziałająca logistyka, wadliwe dowodzenie (a raczej jego brak, wynikający z pionowej struktury, która nie jest w stanie nadążyć za zmienną sytuacją na froncie), przestarzały i zużyty sprzęt bez możliwości szybkiej naprawy lub wymiany, niewydolna służba zdrowia, niezdolna do obsługi takiej liczby rannych (stąd odmowa przyjmowania bojców z Donbabwe i Ługandy, którzy formalnie nie są uznawani za żołnierzy FR, co pod Kupjańskiem pociągnęło za sobą 100% śmiertelności w niektórych oddziałach).
Przyjęcie kolejnych bojców (których trzeba ubrać, wyposażyć, nakarmić) nie rozwiąże tych problemów, a tylko je zwielokrotni.
Jedynym plusem dla bojców Ługandy i Donbabwe będzie uznanie za część sił zbrojnych Rosji i żaden konował nie będzie mógł odmówić im leczenia. O ile dojadą do szpitala.
Oczywiście, tajna mobilizacja już trwa. Gubernatorzy poszczególnych regionów poszli za hasłem Tik-tok Generała Kadyrowa i włączyli się w samogwałt... samomobilizację, tworząc nowe terytorialne bataliony. Swoje jednostki tworzą też korporacje.
Przekonanie, że utworzą one pełnowartościowe wojsko, to mrzonki. Terytorialny system naboru stosowała Wlk. Brytania do I wojny światowej. I w wojnach kolonialnych działał. W okopach we Francji jednak okazało się, że system ten szybko rozkłada morale i dyscyplinę. Nic tak nie dołuje, niż widok umierających (żeby umierających, wręcz mielonych w ogniu artyleryjskim) kolegów. Bliskie więzi emocjonalne między żołnierzami dobre w utarczkach z tubylcami w Afryce, stały się destrukcyjne w walkach w Europie (podobny problem pojawił się też w polskiej Obronie Narodowej w 1939 roku, kiedy dla żołnierzy ON widok własnych domów podpalonych przez Niemców prowadził do całkowitego załamania się morale).
Z kolei dla Austro-Węgier, Niemiec i Rosji system terytorialny okazał się zabójczy, gdyż stanowił bazę tworzenia się niezależnych jednostek złożonych z ludów podbitych (jedna z tajemnic sukcesu Powstania Wielkopolskiego polega właśnie na tym, że do walki stanęły prawie pełne składy "Kaczmarek regimenten", czyli pułków wielkopolskich, niczego nie trzeba było tworzyć, bo było gotowe).
Idąc w mobilizację terytorialną Putin i jego ekipa podkładają minę pod Rosję.
Zatem teraz w Rosji mamy:
- armie najemników prywatnych korporacji - które będą walczyły za pieniądze sponsorów, a nie za Rosję,
- bataliony narodowe - które w każdej chwili mogą stanąć do walki o swoje kraje i ich niezależność,
- Tik-tok Army Kadyrowa - która się mocno oszczędza i głównie strzela do Rosjan w roli batalionów zaporowych,
- kryminalistów Prigożyna (z którymi nawet doświadczeni wagnerowcy nie chcą się bratać) - jest to około sześć tysięcy ludzi, którzy zostali uzbrojeni i chcą tylko zabijać i rabować, wszystko jedno kogo,
- rozbitą armię,
- rozbitą RoSSgwardię.
Nasyćmy to teraz jeszcze wziętymi przymusowo do wojska ludźmi z terytoriów okupowanych, wśród których jakaś część to będą Ukraińcy powiązani z ruchem oporu.
I zobaczmy, co może pójść nie tak...
A, i jeszcze nowe prawo, upraszczające uzyskanie obywatelstwa rosyjskiego jeśli podpisze się roczny kontrakt na służbę wojskową.
Tanio Rosja się sprzedaje. W Rzymie obowiązywało 20 lat służby.
Mobilizacja obejmuje też gospodarkę. Putin powiedział, że Moskale muszą "zwiększyć moce produkcyjne szeregu przedsiębiorstw przemysłu obronnego, przestudiować zachodni sprzęt wojskowy używany na Ukrainie, ulepszyć własny, zrobić to szybko i sprawnie". W warunkach wojny, sankcji, problemów z dostawami wszystkiego, kiedy propagandyści zachęcają Rosjan do jedzenia "bardzo pożywnych"... much!
Co może się nie udać?
Na razie gospodarka zareagowała krachem na giełdzie w Moskwie.
|
Najmniej stracili ci, którzy i tak już leżeli w błocie.
|
|
Spadek na rosyjskiej giełdzie.
|
W tym samym czasie Ukraina zmienia prawo wyłączając spod obowiązku mobilizacyjnego ojców rodzin wielodzietnych (od trzech potomków w górę).
Różnica kulturowa.
Dowództwo Sił Powietrznych USA zadeklarowało, że jeśli zapadnie decyzja wysłania żołnierzy US Army na Ukrainę, oni w kilka godzin zrobią dla Rosjan strefę zakazu lotów.
Tymczasem pod Limanem w nocy ruszyło natarcie ukraińskie. Rosjanie byli flankowani z południa od Jampola (prawdopodobnie już zdobytego przez SZU) i z północy przez Drobyszewo. Wieczorem wojsko ukraińskie weszło do Limana, według niepotwierdzonych informacji Rosjanie w większości mieli uciec.
Przy okazji, jednostki ukraińskie w rezerwacie Święte Góry koło Limana doczekały odsieczy!
Do Moskali wreszcie dotarło, co się dzieje i postanowili przerzucić część sił spod Bachmutu (gdzie już odnosili jakieś tam sukcesy, które jednak nie miały i nie mogą mieć obecnie żadnego znaczenia strategicznego) pod Lysyczańsk. Tyle, że znowu Ukraińcy idą tu na trzech kierunkach, flankując miasto z dwóch stron. Prawdopodobnie będą chcieli złapać w kleszcze Lysyczańsk i Sewerodonieck za jednym zamachem.
Oczywiście, walenie moskiewską głową w mur pod Bachmutem trwa w najlepsze i nic nie wskazuje na to, żeby z własnej woli przestali. Ataki są jednak wyraźnie słabsze. Sprawdzoną metodą równają Bachmut z ziemią za pomocą artylerii, żeby Ukraińcy nie mieli czego bronić.
Także pod Andijówką i Marinką miejscowe siły Ługandy, bez wsparcia kadyrowców i wagnerowców atakują dla pozoru.
Na Zaporożu i Chersońszczyźnie trwa młócenie Moskali HIMARSami i inną artylerią (znów Czarnobajewka i Nowa Kachowka). Pod Chersoniem Rosjanie mieli podjąć próby kontrataków, gdzieniegdzie zakończone pewnymi sukcesami, które jednak nie zmieniają ich fatalnego położenia.
Publikowane w sieci relacje dowódców rosyjskich z tego odcinka pokazują ludzi złapanych w beznadziejną pułapkę.
Jeden z nich skarży się, że został ranny w ukraińskim ostrzale z GRADów. Poprosił o wsparcie własną artylerię, ale go nie dostał. Kiedy spytał, czemu, usłyszał:
- Czekamy na ich atak. Oszczędzamy amunicję.
|
Czarnobajewka po raz nie wiem który |
Zidentyfikowano jednego z zamordowanych ukraińskich żołnierzy, pochowanych w masowym grobie w Izjum. Ręka z błękitno-żółtą wstążką należy do Sowy Serhija Ołeksandrowycza z 93 Zmechanizowanej Brygady "Chołodnyj Jar". Kończynę po tatuażach rozpoznała żona ofiary. Mężczyzna walczył w obronie kraju swojego od 2014 roku. Wstążkę dostał od dzieci na szczęście i przez osiem lat mu ono dopisywało.
|
Każdy poległy i zamordowany przez Moskali musi odzyskać imię i twarz. Życie ludzkie to nie jest statystyka. |
Wiecie, jak wygląda piekło? Nie, żadne ognie, kotły i smoły.
Jedynie stanięcie przed tą kobietą i jej synem i odpowiedzenie na pytanie,
DLACZEGO TO ZROBIŁEŚ?
Tymczasem Nikołaj Patruszew, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Ułusu Moskiewskiego udał się do Chana, a zarazem Cesarza, po jarłyk dla swego syna Dymitra. Przedstawił przedstawicielom dworu Chana w Pekinie program nowego rządu (Putin formalnie wciąż rządzi!). Na pytanie, co z wojną, miał odpowiedzieć, że wojna się skończy zanim jego syn zasiądzie na tronie książęcym... no w sumie jeszcze carskim, ale trudno obecny status Rosji uznać za uprawniający do tego tytułu. O pomocy chińskiej i broni rozmów nie było, bo Zakazane Miasto dało dyskretnie znać Bagiennej Stolicy, że nie jest to temat, który interesuje dwór Chana.
Chińczycy uprzejmie kazali mu czekać aż się namyślą.
Tymczasem Dmitrij Patruszew, lansowany przez tatę na nowego władcę moskiewskiego (przy wsparciu FSB) robi objazd po możnych Rosji, pracując nad ich poparciem dla niego.
Oczywiście, wszyscy wiedzą, że nawet jeśli na tronie zasiądzie Dmitrij, rządy sprawować będzie jego ojciec.
P.S.
Dziś wieczorem miało mieć miejsce przemówienie Cara i być może także hodowcy reniferów Szojgu. Ale się nie odbyło. Zapowiedź ze strony internetowej moskiewskiej telewizji zniknęła. I nikt nie wie, co się dzieje.
Przemówienie jest ponoć nagrane i ma być nadane w środę rano, kiedy "Daleki Wschód się obudzi".
Czy ma to związek z wyjazdem Patruszewa do Pekinu do Chana po jarłyk?
P.S. 2
W Czeczenii wybuchły protesty przeciw wojnie.
Do zamieszek i to dużych doszło też w Iranie.
Komentarze
Prześlij komentarz