Dziennik wojny - dzień dwieście sześćdziesiąty drugi, dwieście sześćdziesiąty trzeci i dwieście sześćdziesiąty czwarty

 

"Pozdrowienia z Chersonia"


Skala rosyjskiej katastrofy pod Chersoniem dopiero się wyjaśnia. Wiadomo już jednak, że "lend-lease", czyli liczba porzuconego sprzętu i amunicji, a także "fundusz wymiany", czyli liczba wziętych do niewoli rosyjskich bojców będą porównywalne lub większe do tego, co było we wrześniu pod Charkowem.

Arbuz, symbol Chersońszczyzny jest dziś na wszystkich ukraińskich
profilach społecznościowych.

Plan Rosjan był zupełnie inny. Oddziały mobików, poświęcone przez dowództwo, miały opóźniać marsz Ukraińców. Jednocześnie przebrani w cywilne ubrania bojcy mieli upozorować spontaniczną obronę miasta przez jego mieszkańców. Ukraińcy mieli być wciągnięci w walki uliczne, a ich siły miały być rozproszone przez wspomniane wcześniej oddziały powstrzymujące. Gdyby ofensywa ugrzęzła na przedpolach Chersonia, czy w samym mieście, po jakimś czasie "bohaterska Armia Czerwona... rosyjska" zaatakowałaby znienacka "niosąc wyzwolenie" uciśnionym mieszkańcom Chersonia.
Brzmi, jak sen wariata?

Magazyn broni rosyjskich "powstańców" w piwnicy
jednego z domów w Chersoniu. Oni naprawdę to szykowali. 
Tyle, że nie zdążyli.

Ale wiele wskazuje na to, że taki był plan. Wspomniane wyżej oddziały mobików, zakwaterowani w mieście bojcy w cywilnych ubraniach, zaminowanie kluczowych rejonów, umocnienia, których nie wykorzystano, ale fizycznie powstały.

Rosyjskie oporządzenie porzucone na brzegu Dniepru.


Co nie "pykło"? 
Chyba przede wszystkim motywacja. Mimo całej propagandowej gadki Rosjanie nie mają żadnej motywacji, żeby umierać za Chersoń. To nie jest ich kraj, nie są tam u siebie i przez ostatnie pół roku codziennie dawano im to odczuć. Tu walczyli z nimi wszyscy, mężczyźni, kobiety, dzieci, a nawet staruszki. Po prostu NIKT ich tu nie chciał. I ci, którzy siedzieli na prawym brzegu Dniepru doskonale to rozumieli. "Idi nachuj" było dla nich codziennością, a nie tylko wrogim hasłem. 

Babcia ukradła Moskalom paliwo i amunicję, ukryła u siebie,
a po wyzwoleniu przekazała ukraińskim żołnierzom.

Inna staruszka przez całą okupację przechowała 
flagę ukraińską ukrytą pod chodnikową płytą.

Ukraińcy zaś szli po swoje. Do swojego miasta, do swoich bliskich, swoich rodzin. Nie zatrzymasz syna spieszącego do matki. 

Babcia wita swojego wnuka, który brał udział w wyzwoleniu Chersonia.

Po drugie, zaufanie. Ukraińcy czasem krytykują decyzje swoich dowódców. Czasem ostro. Zapowiadają rozliczenie prezydenta Zełeńskiego z popełnionych przed agresją i w jej trakcie błędów. 
Ale, kiedy dostają rozkaz, mają ufność, że dowódcy kierują się dobrem Ukrainy i nie rzucają ich na rzeź. Ci oficerowie, którzy nie liczyli się z ludźmi, zostali jeszcze w lecie odsunięci ze stanowisk. 
To jest bardzo ważne, kiedy trzeba wykonać zadanie związane z wysokim ryzykiem. 
Rosjanie swoim dowódcom nie ufają. Wysłani na front bez broni, przeszkolenia, zgrania oddziałów są po prostu rzuceni na żer i tyle. I mają tego świadomość. A nikt nie chce umierać za bezdurno. 

Most Antonowski po wysadzeniu przez Rosjan. 
Tam, gdzie są dziury, jak w szwajcarskim serze, 
to ślady po ukraińskim ostrzale. Widać, że most
i tak był nie do użytku i jego wysadzenie nie miało 
żadnego sensu. 
Obok zniszczona wybuchem przeprawa pontonowa. 

Po trzecie łączność i koordynacja w strukturach dowodzenia. Wysadzenie mostów na Dnieprze w środku nocy, kiedy wybuchy było widać i słychać daleko wywołało panikę, bo nikt nie wiedział, co się dzieje. Brak zaufania do dowódców w połączeniu z brakiem informacji spowodował, że bojcy uznali, że zostali rzuceni na rzeź i tylko ucieczka jest dla nich szansą na ratunek. W tym momencie wszystko przestało być ważne i tłum rzucił się na jedyne ocalałe przejście przez Dniepr koło Tamy Kachowskiej. Kiedy na wąskiej kładce, jaka została z mostu tłoczył się tłum, cały czas ostrzeliwany przez ukraińską artylerię, poszła plotka (być może rzucona przez ukraińskich agentów), że powyżej Nowej Kachowki wylądował ukraiński desant. Spanikowane rosyjskie oddziały zaczęły walki między sobą, co pogłębiło chaos. 

Po czwarte przewaga liczebna i technologiczna po stronie ukraińskiej. Według szacunków SZU rzuciły na Chersoń sto tysięcy żołnierzy, wyposażonych często w broń zachodnią. Na sam Chersoń uderzyło dziesięć brygad, które zrobiły wyścig do miasta, kto zajmie je pierwszy. Ledwo udało się niedopuścić do rozpadu dyscypliny, tak bardzo każdy chciał być wyzwolicielem Chersonia. To dało takie tempo natarcia, że rosyjscy bojcy nie zdążyli zareagować. 

Po piąte, ludność. Zwykli ludzie, mieszkańcy Chersonia, którzy wyszli na ulice na widok pierwszych ukraińskich oddziałów. Spowodowało to nawet spowolnienie tempa natarcia, kiedy jeszcze część miasta była w rękach rosyjskich, bo pojazdy SZU nie były w stanie przejechać przez centrum. Ludzie dziękowali nawet zagranicznym korespondentom wojennym. 

Powitanie SZU w centrum Chersonia

Wczorajsza manifestacja radości w wyzwolonym Chersoniu.
Pamiętacie te kilkuosobowe "demonstracje" Moskali podczas okupacji?


W tych warunkach pozorowanie prorosyjskiego "powstania" ludności Chersonia nie miało sensu. W Rosji pamiętają, jak taka akcja skończyła się w Odessie w 2014 roku. 

O sytuacji w Chersoniu bezpośrednio z miasta
mówi Mateusz Lachowski

W Rosji nie mogą wyjść z szoku. Bredzą o manewrze Kutuzowa, oddaniu Chersonia, żeby... No właśnie, żeby co? Bez Chersonia nie ma możliwości wyprowadzenia ataku na Mikołajów, Odessę i Krzywy Róg. Ukraińcy mają uwolnione dziesiątki tysięcy żołnierzy, którzy już nie muszą strzec tych miast, bo rosyjski desant morski na Odessę też jest już w sferze fantazji. 
W dodatku po opanowaniu prawego brzegu ukraińska artyleria kontroluje większość okupowanego terytorium wraz z wejściem na Krym. To w zasadzie kończy wojnę. 
Oczywiście, ona jeszcze potrwa, ale Rosja nie tylko utraciła możliwość atakowania, ale nawet nie jest już w stanie obronić stanu posiadania. Jedna linia kolejowa (pamiętajmy, że rosyjska logistyka opiera się na kolei) defiluje przed ukraińskim frontem pod Węglodarem, a druga właśnie znalazła się w zasięgu ukraińskich rakiet. 

Zasięgi ukraińskiej artylerii rakietowej według amerykańskiego generała Hodgesa.
Największy obwód to rakiety ATACMS o zasięgu do 300 km. Oficjalnie Ukraina ich nie ma.

To samo trochę bardziej dokładnie. Lotnisko Czaplince, która przejęła funkcję
głównej bazy sprzętowej po Czarnobajewce, zostało już przez ZSU zbombardowane.

A przy okazji, tak wygląda obecnie Czarnobajewka.

Po krótkim okresie zapewniania, że "myślę, że nie stało się nic" i "my tu jeszcze wrócimy" Moskale zaczęli szukać winnych. Wskazują już bez ogródek Putina, Szojgu i Surowikina, który miał "zmarnować siłę rosyjskiej armii". No nie da się zmarnować czegoś, czego nie ma. 
Coraz głośniej (wciąż za cicho) mówi się też o niewspółmiernej do formalnej pozycji w państwie - a raczej jej braku - roli Prigożyna. Nie jest wykluczone, że ostatecznie podzieli on los Rasputina, jako symbol patologii upadającego imperium, na który będą chcieli zrzucić odpowiedzialność za klęskę. 

Prigożyn nic sobie z tego nie robi i buduje swoje alternatywne struktury władzy. Sieć obiegł film z "egzekucji" byłego najemnika wagnerowców, który uciekł do Ukraińców i na wizji powiedział, że chce walczyć z Rosjanami. Jak trafił z powrotem w ręce Moskali, nie wiadomo. Według jednej wersji uprowadzili go z centrum Kijowa (Moskale mają wciąż znaczną siatkę wpływów i agentów na Ukrainie, a wśród wagnerowców są też rodowici Ukraińcy). Według drugiej, został wymieniony za dziesięciu ukraińskich żołnierzy, przy czym wymiana została przez Rosjan wymuszona szantażem, że dopóki on nie zostanie im wydany, to żadnych wymian nie będzie. Jakiś związek z tą sprawą być może ma też to, że SBU nabrała podejrzeń co do intencji byłego wagnerowca, a poddany testowi na wariografie nie obronił się. 

Ale co mówimy o okrucieństwie Moskali wobec człowieka, 
którego uznali za zdrajcę, jeśli ci ludzie potrafili dla zabawy powiesić
na drzewie chomiki. 
No jakim trzeba być dzbanem?

Jak było, tak było. Cała sprawa jest bardzo bolesnym ciosem w wiarygodność Ukrainy, która swoim autorytetem gwarantuje bezpieczeństwo Rosjanom, którzy oddadzą się do niewoli. Ludzie Prigożyna pokazali, że potrafią dopaść tego, kogo uważają za zdrajcę. 

Ukraińcy też brutalnie postępują ze swoimi zdrajcami, 
ale zabijają ich tylko na terenie okupowanym
(dziś odpalili szefa rosyjskiej administracji
w Jakimówce koło Melitopola), na obszarach 
wyzwolonych zadowalają się dobrą, starą karą pręgieża.

Ale jest to też cios w instytucje Rosji. Wykonując "egzekucję" przez rozwalenie człowiekowi głowy kilkukilogramowym młotem, wagnerowcy po raz kolejny postawili się ponad systemem wymiaru sprawiedliwości, policją i sądami. Są państwem w państwie. Nie tylko są poza prawem (działalność najemnicza jest w Rosji zakazana i zagrożona wysokimi karami), ale wręcz stanowią i wykonują prawo. 


Złapany przez Ukraińców wagnerowiec opowiada,
czemu dał się zwerbować.


Jak jesteśmy przy prywatnych armiach, to swoją organizuje także Putinarchat Moskiewski Cerkwi Putinosławnej. Organizacja pod nazwą "Krzyż Świętego Andrzeja" już działa i pełni rolę trochę jak współczesne zakony rycerskie. Ale właśnie mają wrócić do pierwowzoru i przekształcić się w siłę w pełni militarną. Na reklamówce pokazują się jako ratownicy SAR (Search And Rescue), ale wiadomo, że propaganda sobie, a życie sobie. 


Chyba trzeba odświeżyć idee zakonów rycerskich w Europie, szczególnie, że to oryginały (Joannici bez przerwy, Krzyżacy z kilkusetletnią przerwą, Templariusze starają się o reaktywację, ale już działają - zajmują się ochroną kościołów, zgodnie z ideą reguły), a nie moskiewska parodia. 


Ale Rosja w Chersoniu osiągnęła jednak jakiś sukces. Tuż przed ucieczką bojcom udało się złapać i uprowadzić... szopa pracza. Jako fachowi bandyci i zbrodniarze w porwaniach i uprowadzeniach są dobrzy. 


Ukraina proponuje Moskalom wymianę. Za zwierzaka oddadzą im dziesięciu bojców. 
Niezły tam mają przelicznik. 


Moskale przeżywają, a tymczasem...
Tymczasem Ukraińcy wyłapują maruderów i likwidują zagubione oddziały po zachodniej stronie Dniepru, rozminowują teren, do czego ściągnęli saperów z całego kraju i...
Chyba idą do przodu. 
W sobotę ukraińskie jednostki specjalne i desantowe wspierane przez artylerię miały wjechać na Półwysep Kirnburnski, który mierzeją osłania od południa ujście Dniepru i wyzwolić miejscowość Herojskie. Jeśli SZU uda się utrzymać zaopatrzenie dla tego przyczółka (co jest możliwe, bo najdalej na zachód wysunięta część mierzei jest poza zasięgiem rosyjskiej artylerii) uzyskują bardzo dobry punkt wyjścia na rosyjskie tyły i w kierunku Krymu. Z drugiej strony, jak pokazała historia walk o rezerwat Święte Góry pod Limanem, dla Rosjan taki teren jest trudny do zdobycia.
Informacja ta nie ma jednak oficjalnego potwierdzenia. 


Filmy rzekomo z akcji desantowych na Półwyspie Kirnburnskim
i/lub pod Oleszkami. 

Z kolei dziś szef ukraińskiej administracji w Oleszkach - dokładnie na przeciw Chersonia po wschodniej stronie Dniepru - podał informację, że miejscowość ta została zajęta przez Ukraińców. SZU miały też opanować Gołą Przystań.
I to jest możliwe, bo lewobrzeżne pozycje rosyjskie po ucieczce Moskali z prawego brzegu znalazły się w zasięgu całości ukraińskiej artylerii. W efekcie oddziały moskiewskie zaczęły być wycofywane poza strefę ostrzału. Podjęto też ewakuację kolaborantów i ich rodzin z Nowej Kachowki. Na razie do obozu filtracyjnego, a formalnie hotelu, gdzie zostaną rozdzieleni, komu od razu podziękują kuracją klimatyczną za Uralem, kto będzie miał wypadek, a kto się jeszcze przyda. 


Na pozostałych frontach bez zmian. 
Moskalom w końcu udało się zająć południowe i zachodnie skrawki Pawłówki pod Węglodarem, ale sami piszą, że wobec poniesionych strat będą się musieli wycofać, bo nie ma opcji, żeby zdobycze utrzymali. 
Pod Swatowem próbują kontratakami zatrzymać ukraińskie oskrzydlenie miasta od północy. Podobnie w pozostałych rejonach wala głowami w ścianę, czasem uzyskując nieistotne nawet taktycznie sukcesy. Generalnie zaś tracą ludzi, siły i środki. 

Odparcie ataku rosyjskich czołgów pod Bachmutem.

Rosyjskie Ministerstwo Wtrącania się w Nie Swoje Sprawy, czyli Spraw Zagranicznych po przemyśleniu przekazanych przez Turcję propozycji pokojowych, a w zasadzie warunków kapitulacji, stwierdziło, że nie ma obecnie podstaw do negocjacji z Ukrainą. Moskwa chce negocjować z Zachodem, bo to ją nobilituje jako partnera USA. 
Ale Zachód zgodnie mówi, że warunki porozumienia określi Ukraina, czyli standardowo powtarza Moskwie, gdzie ma iść (wszyscy wiedzą). 





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)