Dziennik wojny - doba dwieście siedemdziesiąta

 


Rosjanie wciąż przeżywają utratę Chersonia. To znaczy nie zwykli Rosjanie z "głubinki". Oni nawet nie zauważyli, że coś zostało do Rosji doklejone. Przeżywają ci, którzy biorą w tej tragifarsie udział (bo przecież, gdyby nie tragedia żywych konkretnych ludzi, to to, jak Rosja pogrywa, nadaje się na komedię Barei). 

Rosja próbuje buntować Ukraińców przeciw Zełeńskiemu, ale argumentację
stosują żenującą "Chcemy tylko światła, a nie umierać na wojnie wywołanej przez krwawego
klauna u władzy". Idealnie pasuje do Putina.

Chersoń. Nie ma gazu, więc gotować trzeba na podwórku. Ale w narodowych barwach cieplej. 


Bloger z Telegrama GreyZone kojarzony z wagnerowcami, jak sam deklaruje, pozostający do 9 listopada na kierunku krzyworoskim, nie może się pogodzić z oddaniem Chersonia. Argumentuje, że sił SZU było znacznie mniej, niż wojsk rosyjskich, że nie miały podręcznikowej trzykrotnej przewagi (według innych świadectw na kierunkach przełamania miały przewagę dziesięciokrotną) i że można było stoczyć z nimi wielką epicką bitwę. 
Podaje też przykład obrony Azowstalu, wspominając, że przyjmujący kapitulację obrońców generał rosyjski wyraził uznanie dla ich niezłomnej postawy. On też chciałby na takie uznanie zasłużyć, a nie uciekać z podkulonym ogonem. 

Teatrzyk z pokazowym aresztowaniem bojców 
odmawiających udziału w wojnie. 
Sposób na zastraszenie społeczeństwa przed drugą falą 
mogilizacji.

Cała wypowiedź w ciekawy sposób komentuje i komplementuje działania ukraińskie. Jak z niej wynika, Ukraińcy nadal twórczo rozwijają staropolską myśl wojskową, zaadaptowaną też w XIX wieku przez niemieckich teoretyków wojskowości. 
Ukraińcy mianowicie stawiają na zaskoczenie, manewr i właśnie wytworzenie punktowej przewagi przełamującej w miejscu krytycznym, ale niespodziewanym przez przeciwnika. Tym, co dołożyli od siebie jest zdolność do bardzo elastycznego wyboru miejsca wytworzenia przewagi. Stwarzają zagrożenie w jednym miejscu, a kiedy przeciwnik skupia się na powstrzymaniu ich na tym odcinku, uderzają w zupełnie innym, co powoduje zawalenie się obrony przeciwnika. 
Swego czasu w rozmowie z senseiem Tomaszem Sowińskim porównaliśmy ten sposób działania do filozofii aikido, gdzie właśnie broniący się prowokuje napastnika do skupienia się na jednym kierunku działania, żeby wybić go z równowagi na zupełnie innym. 
Wracając do wypowiedzi GreyZone, to jeśli ma on rację, sukces SZU na prawym brzegu w istocie całkowicie kompromituje armię rosyjską (a da się ją jeszcze bardziej skompromitować, niż dotąd?). Mając przewagę na innych odcinkach, Rosjanie nie potrafią uzyskać nawet sukcesów taktycznych, operacyjne z rzadka, a o strategicznych można zapomnieć. Z drugiej strony Ukraińcy potrafią uzyskać sukces strategiczny nawet dwukrotnie (według GreyZone) mniejszymi siłami. 

"Czemu używać broni taktycznej (jądrowej), skoro jest strategiczna? 
Czemu atakować Kijów, skoro jest Waszyngton?"
pyta Jakow Kedmi, rosyjski propagandysta, 
a w latach 1992-99 dyrektor... izraelskiej służby "Nativ", 
zajmującej się reemigracją Żydów z krajów posowieckich.


Rozmowa w rosyjskiej telewizji o bombardowaniach ukraińskiej 
infrastruktury. Nawet zdrajcę "byłego ukraińskiego polityka" znaleźli.
Kolo w dresie mówi: "Zwykli ludzie [na Ukrainie] jeśli wybrali 
drogę zbrodniczej wojny, niech umierają i gniją". 

Ale z tej wypowiedzi widać też, że GreyZone niespecjalnie zna się na wojskowości (co za zaskoczenie!), skoro kwestię przewagi sprowadza do liczebności oddziałów. Ignoruje przy tym fakt, że te dwadzieścia-trzydzieści tysięcy bojców musi czymś walczyć i coś jeść. Posłanie do walki tego tłumu z kilkoma magazynkami i bez możliwości uzupełnień byłoby ich faktyczną likwidacją, bez szans na sukces. Bo ataki głową w mur pod Awdijówką, czy Bachmutem, choć nie dają szans na rozwinięcie ofensywy, powstrzymują działania ofensywne Ukraińców i to jest jakaś tam wartość dodana, która mniej lub bardziej równoważy straty. Ale już wytracenie dziesiątek tysięcy bojców tylko po to, żeby i tak utracić teren, mija się z sensem. Oczywiście, zawsze można powiedzieć, że wiązali walką znaczne siły przeciwnika, których nie mógł użyć gdzie indziej, ale nie przy tym stosunku sił. Takie działanie miało sens w przypadku pięciu tysięcy obrońców Mariupola, którzy związali kilka dywizji. Tu rzeczywiście ich walka spowolniła działania Rosjan gdzie indziej. W przypadku prawego brzegu tak by nie było. Byłaby tylko rzeź. 

Zmobilizowani bojcy skarżą się, że dostali używane mundury,
a nowe muszą kupić w sklepie i apelują do swojego gubernatora o pomoc. 

Ale opinia GreyZone pokazuje nastroje w wojsku, które czuje się zdradzone. Bojcy pragną jednak mieć poczucie sensu i jakiejś bojowej chwały (przynajmniej niektórzy). To będzie powodowało, że będą rzucać się do bezsensownych ataków i trzymać kurczowo stracone pozycje, żeby tylko we własnych oczach okazać się bohaterami godnymi sowieckiego kina. 
Ciekawe, że odwrót w polskiej kulturze nie jest postrzegany jako hańba, a jako mądrość. I to było cechą polskiej sztuki wojennej od zawsze. Mit Termopil był u nas słabo rozwinięty i działał tylko przejściowo. Podobnie na Ukrainie, która w tradycji wojskowej nawiązuje głównie do czasów I Rzeczypospolitej (sprawdzono do jakich postaci odwołują się nazwy ukraińskich jednostek i właśnie tradycja XVII-wiecznej kozaczczyzny jest najsilniej reprezentowana, z kolei nawiązań do UPA-OUN nie ma wcale). 

Front się na razie "ustalił". Ustalenie polega na tym, że jednostki specjalne i desantowe SZU buszują na lewym brzegu Dniepru, utrudniając Rosjanom budowę nowej linii obrony, ale nie zajmując miejscowości (czyli wbrew temu, co pisałem, nie było wycofania SZU z lewego brzegu, tylko wejście w głąb terytorium przeciwnika). Jest to o tyle ułatwione, że rejon ten jest mocno zinfiltrowany przez ukraińską partyzantkę. Teraz partyzanci dostali wsparcie jednostek liniowych. 
W sumie, to chyba nie ma nic gorszego obecnie, jak być rosyjskim bojcem pod Melitopolem. 


Wzięty do niewoli przez SZU bojec prosi o wymienienie
go za... szopa pracza. 

W Melitopolu partyzanci rozwiesili listy gończe za Jewgienijem Balickim, zdrajcą, z woli Moskali gubernatorem miasta. Komentatorzy przypominają, że krótko przed wyzwoleniem Chersonia podobne plakaty dotyczące Stremousowa i Saldo pojawiły się w tym mieście.


Ale nie wiadomo, gdzie naprawdę pójdzie kolejne uderzenie. Jak już pisałem kilka razy, atak na Tokmak-Melitopol-Krym jest najbardziej oczywisty i rokuje najwięcej korzyści. Po wyzwoleniu prawego brzegu prawie cały teren przyszłych działań jest pokryty ogniem artylerii. 
Ale ponieważ jest oczywisty, Rosjanie się na niego szykują i tu dosyłają oddziały wycofane spod Chersonia (głównie pod Węglodar). 
Z kolei odcinek Swatowo-Krzemienna-Lysyczańsk, szczególnie na północy, jest najsłabiej umocniony i jeśli uda się przełamać linię rosyjskiego oporu na rzeczce Krasna (a w sumie to na biegnących wzdłuż niej wzgórzach), to dalej nie ma w zasadzie nic i natarcie może dość do Starobielska i Ługańska. 
Ale znowu, Rosjanie doskonale to rozumieją. 
Zatem, gdzie teraz uderzy Załużny?





Ukraińskie dowództwo już zaczęło zabawę w "zgadnij, gdzie cię uderzę" i wrzuciło dziś zagadkowego tweeta:
"Kto mówi o "przerwie operacyjnej" z powodu mrozu, prawdopodobnie nigdy nie opalał się w styczniu na południowym Krymie".

Polski premier Mateusz Morawiecki powiedział dziś, że dotychczasowe śledztwo nie pozwoliło na ustalenie, skąd nadleciała rakieta, która spadła na Przewodów. 
Czytaj: jesteśmy w trakcie ustaleń z sojusznikami, na co możemy sobie pozwolić i ostateczna wersja zależy od tych ustaleń.
Ale wynika z tego także to, że opcja wskazania Rosji i pociągnięcia jej do odpowiedzialności karnej i politycznej, jest otwarta, Po pierwotnym tonowaniu i wyciszaniu możliwość wskazania Rosji jako bezpośredniego sprawcy jest otwarta. 
Aha, właściciel ostrzelanego magazynu kukurydzy opowiadał w mediach, że wybuch zmiótł jeden z budynków tak, że nie ma śladu, że tam coś stało. 
Poważnie? 
W głowicy bojowej rakiety S-300 jest około 150 kilogramów materiałów wybuchowych. W rakiecie manewrującej Kalibr - około pół tony. W ziemi wybuch takiej ilości środków eksplozyjnych robi dużą dziurę, ale budynku nie wyzeruje. 
To z czego ten budynek był postawiony? Ze słomy? 

W Moskwie wybuchł konkretny pożar. Dwa tysiące metrów kwadratowych w halach targowych przy metrze Komsomolskaja. Podobno zapaliło się od magazynu kwiatów. 
Nie pierwszy i nie ostatni. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, kto się do tej akcji przyznał. Prawdopodobnie sterowana przez ukraiński GUR organizacja podpisująca się jako Białogrodzka Republika Ludowa (ta nazwa to niejako podpis Ukraińców, bo tak złośliwie na zasadzie rewanżu określają oni Obwód Białogrodzki, postulując pół żartem pół serio, że BRL mogłaby ogłosić niepodległość). 

"Białogród nie śpi, wy też spać nie będziecie" mówi mężczyzna na nagraniu. 


Dziś minęła rocznica uchwalenia Deklaracji Praw Dziecka.


W ciągu dziewięciu miesięcy od rosyjskiej inwazji na Ukrainie
zginęło 437 dzieci,
rannych zostało (często w stopniu oznaczającym trwałe kalectwo) 838 dzieci,
zaginęło 299 dzieci,
Moskale ukradli i wywieźli 11 255 dzieci. 
I nic tego nie uzasadnia. To zbrodnie niewybaczalne.




Była sanitariuszka z Azowstalu Katarzyna Poliszczuk "Ptaszyna" w finale konkursu "Głos Ukrainy" zaśpiewała piosenkę "Śpij mały kozaku", z przesłaniem, żeby do każdego małego kozaka wrócili mama i tata przebywający w rosyjskiej niewoli. 



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)