Dziennik wojny - doba trzysta pierwsza

 


Nie dość, że na ziemi Moskalom nie idzie, to też Niebiosa się na nich obraziły. Układ chłodzenia statku kosmicznego Sojuz MS-22, będącego swoistą ciężarówką, zaopatrującą Międzynarodową Stację Kosmiczną ISS i zapewniającą ewakuację kosmonautom, paszoł naxuj, przez co kosmonauci nie mają jak wrócić do domu. 
W efekcie odwołany został spacer kosmiczny i prace serwisowe przy stacji (poprzednia taka sytuacja miała miejsce zaledwie miesiąc temu). 

Zamarznięte chłodziwo wysypujące się z Sojuza. 

Schodząc na ziemię, Dziś prezydent Zełeński udał się w swą pierwszą od początku inwazji podróż zagraniczną. Celem jest USA. Spekuluje się, że w drodze powrotnej może odwiedzić też Londyn, Berlin i może Warszawę. 
Ale oczywiście, faktyczna trasa jest zachowana w tajemnicy. Nikomu nie jest potrzebny "nieszczęśliwy wypadek". 


Przy okazji wizyty, w czasie której Zełeński ma wystąpić w Kongresie, administracja USA ogłosiła kolejny pakiet pomocy o wartości prawie dwóch miliardów dolarów. Jego elementem jest też przynajmniej jedna bateria rakiet "Patriot", amunicja, pojazdy i środki na pokrycie korzystania z systemu Starlink. 
Czytaj: zakończyło się szkolenie ukraińskich załóg baterii "Patriot" i teraz można spokojnie uruchomić je na Ukrainie, gdzie prawdopodobnie już są.

W tym samym czasie nasz generał Rajmund Andrzejczak, szef Sztabu Generalnego WP odwiedził generała Załużnego, z którym omówił współpracę między obiema armiami, w tym kwestie szkolenia. 



Obie wizyty mają przede wszystkim znaczenie propagandowe. Zełeński u Bidena pokazuje, że gadki o chęci porzucenia Ukrainy przez Stany są mokrymi snami Niemców i Moskali, zaś spotkanie Załużnego z Andrzejczakiem zaprzecza próbom generowania konfliktu polsko-ukraińskiego. 

Dla równowagi Najśmieszniejszy Awatar Prezydenta Rosji Miedwiediew pojechał do Pekinu pokłonić się Chanowi Xi (bawi mnie, że w Heros of the Might and Magic III jest nekromanta Xi). Wizyta ta nie ma żadnego znaczenia, więc nie będę zużywał klawiatury.

Jak jesteśmy przy kreowaniu konfliktu, to dwa słowa o granatniku szefa polskiej Policji. 
Powstało ileś memów, internet się pośmiał i wydał werdykt. A teraz do rzeczy. 
Co wiemy? Wiemy, że huknęło w KGP. Wiemy, że to miał być ukraiński granatnik przeciwpancerny. Wiemy też, że takie granatniki zabezpieczone są przed przypadkowym strzałem. Wiemy również, że nie był to strzał celowany, bo wtedy poleciałyby ściany, a nie podłoga i sufit. 
No i moim zdaniem najważniejsze: gdyby to był granat, to w małym pomieszczeniu socjalnym raczej nikt by nie przeżył. 



Z wyjaśnień samego Komendanta Głównego Policji wynika, że on sam i jego otoczenie było przekonane, że mają do czynienia ze zużytą rurą wyrzutni, a jej wybuch był skutkiem potrącenia, uderzenia, jakiegoś impulsu mechanicznego.
To może wskazywać na niewypał (pocisk nie opuścił wyrzutni i uzbrojony nadal się w niej znajdował - czemu nie zauważyli tego ukraińscy saperzy i czemu nie wybuchł podczas wcześniejszego transportu, magazynowania itp?) lub na... ładunek celowo zainstalowany w zużytej wyrzutni przez kogoś, kto w strukturach ukraińskich służb pracuje dla Moskwy. 
Czemu nie mogli tego zrobić Ukraińcy? A po co? Przecież tylko na tym by tracili. Polska jest obecnie dla nich trzecim głównym sojusznikiem po USA i UK i nie mogą sobie pozwolić na utratę naszego poparcia. 
A o tym, że infiltracja rosyjska w ukraińskich służbach sięgała i pewnie nadal sięga wysoko, już pisałem. Nie wszyscy zdrajcy się ujawnili. 
Dużo do myślenia daje reakcja Ukraińców, którzy zawiesili w obowiązkach ofiarodawcę wybuchowego prezentu i wszczęli postępowanie karne. Nie dyscyplinarne, tylko karne. To niejako sugeruje kierunek śledztwa. 

Co zwalili nasi? Prawie wszystko. Począwszy od tego, że to wjechało do Polski. Rozumiem, że obdarowani uznali, że jako sprzęt bez wartości bojowej nie jest to broń i nie podlega zgłaszaniu, ale jednak funkcjonariusze na granicy powinny wyłapać i sprawdzić, co to w istocie jest. Bo to znaczy, że na paszport dyplomatyczny można nam wwieźć pełnosprawną broń i też nikt tego nie zauważy. 
Nikt też nie przyjrzał się sprzętowi w KGP. Znowu założono, że to złom i OK. 
No nie. Jesteśmy państwem frontowym, choć główna wojna toczy się u sąsiada i trzeba zachować szczególną ostrożność. 
Dobrze, że nic się nie stało. Mam nadzieję, że to zdarzenie czegoś decydentów nauczy. 

Ukraina walczy ze skutkami ostatnich rosyjskich ataków rakietowych. Po weekendowej fali "uspokoiło się", co nie oznacza braku ostrzału. Po prostu mamy ogień nękający: pojedyncze pociski w randomowe cele. Nikt nie wie, gdzie i kiedy uderzy. Psychicznie jest to znacznie bardziej wyczerpujące, niż zmasowany atak, bo wymaga stałej czujności. 

Według Ukraińców Rosjanie mają rakiet precyzyjnych na jeszcze dwa-trzy zmasowane ataki, ale takie nękające mogą prowadzić cały czas. 

Kijowska nauczycielka podczas zaciemnienia prowadzi lekcję z ulicy, 
gdzie znalazła możliwość podłączenia się do prądu

Ciekawa była wymiana zdań między Karin Kneissl, byłą austriacką minister spraw zagranicznych, obecnie zasiadającej w Radzie Nadzorczej Rosnieftu (na jej ślubie  w 2018 roku obecny był Hujło) a polskim premierem Mateuszem Morawieckim. Nie tłumaczę, bo angielski na tyle każdy zna. 


Wracamy na front, gdzie zasadniczo nic się nie dzieje. Pod Bachmutem Ukraińcy doczyszczają okolice miasta z Moskali, wypierając ich ze zdobytych dopiero co pozycji. Pod Krzemienną cisną od południa i Dąbrowy oraz poszerzają przyczółek pod Czerwonopopówką. Rosjanie kontratakują w stronę Torskiego, co ma niewiele sensu, bo i tak im się to nie uda, a tracą siły potrzebne gdzie indziej. Koło Swatowego SZU działa koło Kuzemówki, co oznacza dalsze wypracowywanie oskrzydlenia miasta.
Pod Sewerodonieckiem zarejestrowano rosyjską kolumnę pięćdziesięciu czołgów T-80.


Putin podpisał dekret o powiększeniu sił zbrojnych do półtora miliona, co oznacza przyjęcie kolejnych trzystu pięćdziesięciu tysięcy bojców. Nasila się agitacja na rzecz służby kontraktowej. Może to oznaczać z jednej strony skalę wybrakowania w zawodowej służbie wojskowej, której zmobilizowani amatorzy nie są w stanie zastąpić, ale także wskazuje, że z perspektywy Rosji mobilizacja nie dała rezultatów. Tłum leszczy nie zastąpi wyszkolonych bojców. 

Wstąpienie do służby kontraktowej ma rozwiązać wszelkie
życiowe problemy. Tu chroni przed windykatorami. 
To jeden z wielu przykładów agitacji.

"Mobilizacja leczy narkomanię i zapobiega bandytyzmowi.
Te i jeszcze siedem pozytywnych przyczyn, żeby jechać w strefę "operacji specjalnej".

Priożyn z kolei lansuje zatrudnianie w swojej korporacji skazane kobiety. Nie tylko jako sanitariuszki, czy łączniczki, ale i jako dywersantki lub snajperki. 
Jemu naprawdę się epoki pozajączkowały. 

W każdym razie rosyjski przemysł trumienny osiągnął sto procent swoich mocy produkcyjnych. Między firmami trwa wyścig o klienta i oferowane są promocje. Brakuje tylko hasła "W naszej trumnie wyglądasz jak żywy".




Tymczasem na odbitych terytoriach odkrywane są kolejne miejsca tortur i ofiary moskiewskiego bestialstwa. Znajdowane są kolejne masowe groby. 
W jednej z wsi pod Chersoniem znaleziono zbiorowy grób siedmiu osób, w tym nastolatki. Ślady wskazują, że nie zginęły one w wyniku walk. 

Czternastolatek spod Chersonia opowiada o przeżyciach
w moskiewskiej izbie tortur.





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)