Dziennik wojny - dzień trzysta piąty

"Kartoflanin", czyli filmowy komentarz do kosmicznych ambicji Bulbenfuehrera.

 Baćka Trakorzysta poleciał do Moskwy. Po co, skoro w zeszłym tygodniu Car odwiedził osobiście wraz z całą świtą mińskiego księcia? 
No dużo wskazuje na to, że nie odwiedził, a cyrk na lotnisku w Mińsku odstawił sobowtór, nie mający jednak kompetencji decyzyjnych. Rozmowy prowadził Szojgu, ale tylko w aspekcie wojskowym, a sobowtór przekazał życzenia swego pana. 
Bulbenfuehrer zapomniał od razu, że ma grypę i popędził na wezwanie. O czym gadali, mniej więcej wiadomo: likwidacja resztek białoruskiej niezależności pod pozorem utworzenia państwa związkowego, wchłonięcie armii białoruskiej przez rosyjską i udział Białorusi w inwazji na Ukrainę. 
Łukaszenka idzie na ustępstwa ze wszystkim, żeby tylko odwlec to ostatnie. Problem w tym, że im bardziej ustępuje, tym większa szansa, że nie będzie miał nic do gadania. 

Przybycie Łukaszenki do Moskwy. Przy okazji w ośrodku
kosmicznym pod Moskwą odwiedził on kandydatów na 
"pierwszego" białoruskiego kosmonautę.
W cudzysłowie, bo Białorusini latali w kosmos w czasach ZSRR.


Na razie, jak powiedział w wywiadzie szef ukraińskiego wywiadu Cyryl Budanow, na Białorusi szkolą się mobiki pod okiem białoruskich instruktorów, po czym są wysyłani do Donbasu. Komizmu dodaje fakt, że szkolą ich instruktorzy białoruscy, a nie wycofani z frontu doświadczeni bojcy. W efekcie mobiki uczą się, jak w wyobrażeniach sztabowców wojna powinna wyglądać, a nie jaka jest naprawdę.
A uczenie się w boju kosztuje dużo. W przypadku niezdania sprawdzianu rodzina w nagrodę dostaje białą Ładę. 
Nie zarejestrowano, żeby większe jednostki rosyjskie pozostawały dłużej w Kartofelnlandzie. Co nie znaczy, że ich tam nie ma. Są. Mają nawet sprzęt ciężki i wypalają paliwo wędrując tam i nazad w okolicach granicy białorusko-ukraińskiej. Pozorują w ten sposób aktywność. 
Jak był stan wojenny w Polsce, byłem na obozie harcerskim koło Janowa Podlaskiego. Co noc po drugiej stronie granicy jeździł sowiecki sprzęt pancerny. Dziś wiemy, że nie zamierzali wchodzić, ale wtedy te conocne dudnienie silników i dzwonienie gąsienic robiło wrażenie. 
Tu mamy podobną "zabawę". Do przygotowań do inwazji droga jeszcze daleka, co nie znaczy, że jej nie ma.
Na profilach wagnerowców  mówi się, że w styczniu. Załużny uważa, że najpóźniej w maju, choć styczeń też jest datą możliwą. 

Rzekomo czołgi T-14 Armata, szykujące się do działań
na Ukrainie. Tylko, że przy tym oświetleniu ciężko powiedzieć,
czy to nie jest teatrzyk. No i całe dwa. Pytanie, czemu dopiero teraz?

Moskale pochwalili się nowymi samolotami Su-57.

Co internet natychmiast skomentował.


Jak do tego dojdzie? Od kilku miesięcy na Białorusi szkoli się grupa wagnerowców. Do ośrodka, gdzie przebywają dostarczono ukraińskie mundury z zajętych w lutym magazynów. Lasy w rejonie, gdzie znajduje się ich ośrodek zostały kilka dni temu zamknięte dla osób postronnych. 
Prawdopodobnie starym sowieckim zwyczajem ubrani w ukraińskie mundury (i być może mówiący po ukraińsku, bo i tacy tam są) bandyci Prigożyna zrobią atak na białoruskie obiekty graniczne. Może ostrzelają jakąś wieś. W odpowiedzi Łukaszenka, a jak nie on, to sekretarz białoruskiej Rady Bezpieczeństwa Wolfowicz, ogłosi "specjalną operację wojskową". 

Białoruscy bojcy w ramach przygotowań do inwazji na Ukrainę
odstawiają cyrki w supermarketach.

I co dalej? Ano kolejny piękny i epicki kolaps. Granica ukraińsko-białoruska to głównie poleskie bagna i błota. Dróg, którymi można wyprowadzić atak na Ukrainę jest zaledwie kilka. W dodatku najbliższa po stronie ukraińskiej droga biegnąca wzdłuż przyszłego frontu, jest poza zasięgiem armat białoruskich, ale terytorium Białorusi jest w zasięgu artylerii ukraińskiej nawet, jeśli stanie ona za tą drogą. 

Możliwości działania wojsk rosyjsko-białoruskich na odcinku poleskim. Mapka od Kartina Masłom.

Poleskie bagna i rozlewiska na granicy białorusko-ukraińskiej.

Oznacza to, że jedyny możliwy kierunek ataku prowadzi prosto na Kijów. Na tym kierunku nie da się użyć jednocześnie większej siły niż jedna armia, licząca do trzydziestu tysięcy bojców. To oznacza powtórkę z lutego i marca i kolumny oczekujących na swoją kolej jednostek, idealne w tym momencie do bombardowania.
A Ukraina ma czym. 
W dodatku cała linia potencjalnego ataku jest ufortyfikowana i obsadzona przez żołnierzy oraz funkcjonariuszy Państwowej Służby Granicznej Ukrainy. Najprawdopodobniej linię obsadzają jednostki szkolące się i wycofane z frontu w celu odpoczynku i uzupełnień. Oznacza to, że w razie ataku białoruscy nieopierzeni bojcy spotkają się z weteranami. 

Ogłoszenie połączenia białoruskich jednostek walczących po stronie Ukrainy
w Białoruski Korpus Ochotniczy, którego celem jest pełne wyzwolenie Białorusi.

Dodatkowo trzeba też uwzględnić postawę w takiej sytuacji społeczeństwa białoruskiego. Oczywiście, Moskale wezmą się za pacyfikację potencjalnego oporu. Ale to tylko da paliwo białoruskiej opozycji, która dotąd walczyła zależnym od Moskwy, ale jednak swoim przywódcą. Z chwilą, gdy Moskwa zacznie bezpośrednią i jawną okupację, wrogiem staną się obcy, a to ułatwi jego identyfikację i konsolidację społeczeństwa. Podobnie jak na Ukrainie, moskiewscy bojcy szybko postarają się, żeby Białorusini zrozumieli, że są mniej Rosjanami, niż Czeczen, czy Buriat. 

Ciekawe zestawienie zmian potencjałów obu stron. Widać, że powoli się one wyrównują.
Jedynie w ciężkiej artylerii przewaga liczebna Rosjan się utrzymuje, ale niweluje ją przewaga
jakości po stronie ukraińskiej. 

Inaczej mówiąc, Putin na Białorusi pakuje Rosję w to, czego chciał uniknąć Breżniew (a naprawdę Czernienko z Andropowem) w Polsce w 1981 roku: otwartej okupacji i jednoznacznego zidentyfikowania ZSRR/Rosji jako wroga. 
Wychodzi na to, że Putin jest głupszy od swoich dawnych przełożonych. 

Jak jesteśmy przy weteranach, to uwolnieni z niewoli rosyjskiej żołnierze Pułku "Azow" pracują nad odtworzeniem jednostki. Kiedy uzyska gotowość bojową i wejdzie do akcji, będzie prawdziwą Nemezis Moskali. Nie dość, że głodni odwetu obrońcy Mariupola i Azowstalu, to do tego młodzież pragnąca dorosnąć do legendy jednostki i pokazać, że są jej godni. 
Aż współczuję Moskalom, którzy się z nimi spotkają. 
A nie, jednak nie...

Według Institute for the Study of War straty wagnerowców pod Bachmutem są tak wysokie, że uniemożliwiają kontynuowanie działań ofensywnych. Tym samym ambitny plan Prigożyna poszedł się paść. Bezsensowne z operacyjnego i strategicznego punktu widzenia szturmy Bachmutu były potrzebne sponsorowi wagnerowców do pokazania, że jego prywatna armia jest lepsza od regularnej. To dawało mu pozycję i możliwość swobodnego krytykowania Szojgu, a pośrednio i Putina. 

Żołnierze ze 108. Batalionu odwiedzili dziś 
wagnerowców po drugiej stronie frontu
i zaprosili jednego z nich do siebie.
Tradycja rzecz ważna. 
Ale warto zauważyć... PUSTE OKOPY!


Klęska ofensywy na Bachmut oznacza upokorzenie Prigożyna i tryumf Szojgu na zasadzie: "ja dałem ciała, ale i ty dałeś ciała". 
Sytuacja przypomina scenę z filmu "Asterix: Misja "Kleopatra", kiedy po nieudanym szturmie rzymskich legionów na teren budowy pałacu Marnypopis pyta Centuriona:
- To jaki teraz plan? Pytam, bo jestem partaczem.
A na całej awanturze najwięcej zyskuje Ramzanka Dyrow, bo... jej tam nie było. 

Dlaczego Moskale giną dziesiątkami? Właśnie dlatego.
Dwunastu ukryło się w budynku, który chwilę potem
oberwał jednym pociskiem z działa.

- Bądź, jak my - zachęca na tym klipie Prigożyn. Serio tak mówi na tle grobów.
Mistrz piaru.

I kolejny dramatyczny zwrot akcji. Wróble w Moskwie ćwierkają, że Putin na następcę szykuje... Kadyrowa właśnie! Nie dotąd obstawianego Patruszewa. Nie lansującego się i budującego równoległe struktury państwowe Prigożyna, ale właśnie Kadyrowa. 
Czemu jego? 
Bo ku zdumieniu wielu aż siedemdziesiąt osiem procent Rosjan widzi Kadyrowa w tej roli! Bo jest jedynym rządcą prowincji, który dysponuje własną siłą zbrojną (już o tym kilka razy pisałem). Bo tą ofertą Putin odciąga Kadyrowa od sojuszu z Prigożynem. Bo... jeśli nie dostanie całej Rosji, zabierze Czeczenię, a wraz z nią cały Kaukaz! 
Putin wyhodował potwora, którego teraz musi obłaskawiać. Wygląda to tak, jakby Don Tik-tok Don Generał był rosyjską wersją Fernrira. Tyle, że ani Putin nie jest Odynem, ani kandydata na Tyra nie widać.

O co zakład, że nikt z pozostałych diadochów nie przyjmie tego werdyktu spokojnie? 

Tymczasem po raz kolejny odezwał się dziadek geopolityki Henry Kissinger, który w kompletnym oderwaniu od realiów grudnia 2022 pisze o wypracowaniu takiego pokoju, który nie doprowadzi do dezintegracji Rosji, bo w załamaniu się rosyjskiej państwowości upatruje on największe zagrożenie. 
Dziadku, za późno. Rosja już jest w stanie rozkładu i nic nie może powstrzymać implozji. Wojna jest dla niej jedyną szansą, bo póki wszyscy mają wspólnego wroga, wzajemne porachunki odkładają na później. 
Kissinger boi się "geopolitycznej pustki" i chaosu.
Panie profesorze, ta pustka i ten chaos mają swoją nazwę: WOLNOŚĆ!

Front dziś był dość spokojny. Dobre wieści mogą wkrótce nadejść z Krzemiennej. Pod Bachmutem Moskale znów nasilają ataki. Wiadomo, dlaczego. 
Moskale rzucają kolejne kolumny przez Mariupol na Tokmak i Melitopol.
Poza tym, nic nowego. 

Znaczące operacyjnie i strategicznie (sempiterna Rogozina miała znaczenie polityczne) trafienia 
ukraińskiej artylerii w ciągu ostatnich czterech dni. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)