Dziennik wojny - sto osiemdziesiąty dziewiąty dzień drugiego roku (554)
To co z tym Prigożynem? Żyje, czy nie?
Na końcu wczorajszego wpisu wrzuciłem film z jednego z wagnerowskich kanałów, na którym Prigożyn zdrów i cały mówi, że u niego wszystko w porządku.
I znów pojawia się pytanie, czy śmierć "Kucharza" oraz dwóch jego zastępców to rzeczywistość, czy mistyfikacja?
Zacznijmy od filmu.
Widzimy jadącego gdzieś w mundurze Prigożyna, który mówi:
- Dla tych, którzy dyskutują o tym, czy żyję, czy nie, jak sobie radzę… Jest weekend, druga połowa sierpnia 2023, jestem w Afryce. Fani dyskutują o mojej likwidacji, życiu intymnym, zarobkach i czymkolwiek innym, właściwie wszystko jest w porządku.
Z filmu usunięte zostały metadane, więc nie ma ani daty, ani geologalizacji. Poza słowami Prigożyna nie mamy żadnych informacji, kiedy i gdzie powstało nagranie. Choć usunięcie metadanych sugeruje, że było to raczej przed zamachem na "Kucharza". Gdyby nagranie powstało później, to właśnie data byłaby tu istotna.
Z drugiej strony sfałszowanie metadanych dla fachowców nie jest problemem, a ich usunięcie można tłumaczyć chęcią ukrycia miejsca pobytu szefa.
Ciała Prigożyna i Utkina po katastrofie zostały zidentyfikowane po znakach szczególnych, bo zasadniczo nie nadawały się do identyfikacji. "Kucharza" rozpoznano po braku koniuszka palca u prawej ręki, zaś Utkina po wzroście i dziarach. Ostatecznej identyfikacji dokonali członkowie Rady Dowódców PKW.
Potem szczątki poddano badaniu genetycznemu i laboratorium ogłosiło identyfikację.
Ale...
Prigożyn miał sobowtórów (podobnie, jak Putin). Żona jednego z nich, Leonida Krasawina, pojawiła się na wczorajszym pogrzebie "Kucharza". Według świadków Irina Krasawina (idzie jako druga w czarnej chuście i okularach korekcyjnych) była w totalnej rozsypce. Odprowadzała szefa męża, czy... męża?
Nic nie wiem, by sobowtóra miał Utkin "Wagner", ale wcale bym się nie zdziwił. Zresztą, znalezienie odpowiednio dużego faceta i zrobienie mu odpowiednich tatuaży to nie problem.
Upozorowanie obrażeń też nie jest żadnym problemem, szczególnie jeśli się wie, gdzie i w jakich okolicznościach ma spaść maszyna.
Wszystkie relacje z wydarzeń poprzedzających zamach wskazują na nagłe olanie drobiazgowo dotąd przestrzeganych zasad bezpieczeństwa. Jakby chciano zaprosić zamachowców.
W rozmowie z rodziną przed zamachem stewardesa Kristina Raspopowa miała mówić, że w ostatniej chwili do Embraera włożono skrzynkę z winem. Już po sprawdzeniu pirotechnicznym, co jest elementarnym naruszeniem zasad bezpieczeństwa.
Krótko przed lotem znika główny pilot, dotąd latający z Prigożynem (rzekomo zaginął podczas polowana na Kamczatce), a właścicielka firmy lotniczej i jej byli wspólnicy wyjeżdżają poza zasięg łączności i nie odbierają telefonów.
I mówimy tu o człowieku, jeżdżącym zawsze i wszędzie z kilkudziesięcioosobową obstawą, mającym własny wywiad i bardzo drobiazgowo do tej pory przestrzegającym zasad bezpieczeństwa.
I mówimy tu o człowieku, jeżdżącym zawsze i wszędzie z kilkudziesięcioosobową obstawą, mającym własny wywiad i bardzo drobiazgowo do tej pory przestrzegającym zasad bezpieczeństwa.
Czy mógł upozorować swoją śmierć?
Mógł.
Wagnerowskie kanały zaczynają grzać temat, podbijając "dowody" na to, że Prigożyn żyje |
Czy rosyjskie władze miały motyw, żeby zataić, że DNA jednego lub obu się nie zgadza?
Oczywiście. W ten sposób nadal kontrolują narrację dominującą w przestrzeni publicznej. Będą zaprzeczać i dowodzić, że Prigożyn nie żyje nawet wtedy, kiedy stanie przed nimi tak samo, jak z uporem maniaka powtarzają przeczący prawom fizyki opis Katastrofy Smoleńskiej.
Prawda i kłamstwo nie istnieją. Istnieje tylko narracja (czytaj: propaganda).
Ale równie prawdziwa może być wersja przeciwna.
Od początku wagnerowcy mówią, że Prigożyn przygotował szczegółową instrukcję działania na wypadek jego śmierci. Wykonawcami jej mieli być wszyscy pracownicy PKW, ale przecież na pewno został wskazany (niekoniecznie jawnie) jeden odpowiedzialny za całość.
Warto zauważyć, że poza nielicznymi wyjątkami większość wagnerowskich kanałów komunikacyjnych mówi jednym głosem i prezentuje spójną narrację. Widać, że nadal są centralnie kierowane. Po krótkim chaosie w pierwszych godzinach, wszystkie przyjęły zgodną z linią Kremla narrację o zamachu zachodnich służb. Wątpliwe, by putinowskim służbom udało się tak szybko przejąć całość wagnerowskich kanałów.
Wrzucenie fejka sugerującego, że "Kucharz" żyje może być częścią planu. Ludzie w Rosji płaczą i tęsknią za swoim bohaterem, więc on się objawia. Żywy, zdrów i cały. Zaczną pojawiać się filmy takie, jak ten, podważające przekonanie, że Prigożyn zginął. Sobowtóry z obstawą zaczną być widoczne w różnych miejscach Rosji.
I mamy rosyjską wersję zmartwychwstałego Chrystusa.
I mamy rosyjską wersję zmartwychwstałego Chrystusa.
W końcu cudownie ocalony carewicz Dymitr i inne takie przypadki to w Rosji żadna nowość.
Po co Prigożyn miałby to robić?
Bo tak pozostaje w grze i zachowuje kontrolę nawet po śmierci. Martwy okazuje się groźniejszy, niż żywy.
A nic nie jest lepsze, niż zemsta zza grobu, kiedy ty możesz zniszczyć wrogów, a oni nie mogą niczego zrobić tobie.
Która wersja jest prawdziwa? Nie wiem. Może żadna. Może po prostu ktoś próbuje mieszać, ale na tym się skończy? Choć nie sądzę. Żywy, czy martwy Prigożyn zapewni nam jeszcze sporo atrakcji.
Co do sytuacji na froncie, chciałem zwrócić uwagę na ciekawe analizy podpułkownika rezerwy Macieja Korowaja. Są one o tyle ważne, że pan pułkownik, którego już na moim blogu wspominałem, opiera się w nich na oficjalnych danych rosyjskich i klasycznych sposobach analizy strategicznej, Zatem często przeszacowują możliwości Rosjan, których dywizje obecnie są dywizjami tylko według stanów osobowych, ale według wyposażenia, szczególnie w broń pancerną, często z trudem osiągają poziom brygady.
Pan pułkownik trafnie przewidział zimowe ataki Rosjan na kierunku zaporoskim i pod Krzemienną, a także wiosenną "ofensywę" Moskali pod Swatowem i Kupjańskiem, ale już wtedy, kiedy te jego analizy wspominałem, pisałem, że armia rosyjska nie ma sił i środków do ich realizacji.
Pułkownik Korowaj opublikował kolejną, bardzo ciekawą analizę.
Na podstawie układu umocnień wskazał, jakie kierunki działań ukraińskich (jasnoniebieskie strzałki) przewidzieli rosyjscy planiści (głównie Surowikin). Co się rzuca w oczy to...
Jak wiadomo, Ukraińcy rozegrali to zupełnie inaczej, co zmusiło Rosjan do przedwczesnego wykorzystania odwodów, które już zostały zużyte, a bitwa dopiero się rozkręca.
Cóż, wprowadzenie przeciwnika w błąd to podstawowy warunek sukcesu.
Żeby zaradzić narastającym problemom logistycznym Surowikin wprowadził system małych magazynów polowych, zwanych werkami, zaopatrzonych zawczasu, które na bieżąco dosyłają sprzęt, amunicję i żywność na front. Błąd w przewidywaniach działań ukraińskich i konieczność przedwczesnego ruszenia rezerw spowodowały, że werki też zaczęły świecić pustkami wcześniej, niż przewidywano.
Najważniejszy w analizie pułkownika jest czerwony pas na południu, szerokości dwóch trzecich całego obszaru południowej Ukrainy. Maciej Korowaj nazywa go pasem głodu ze względu na to, że z racji małej liczby magazynów, większych osiedli i miast oraz źle rozwiniętej sieci dróg, logistyka tutaj leży i kwiczy. W zasadzie żadna armia nie jest w stanie na tym obszarze długo się utrzymywać.
Ukraińcy nie muszą więc szturmować wszystkich rosyjskich pozycji obronnych. Wystarczy, że zepchną Moskali na pas głodu. Resztę zrobi biologia razem z czasem.
Jak dużo czasu potrzeba? Zdaniem pułkownika jeśli nic się nie zmieni, późną jesienią Moskale będą musieli oddać południową Ukrainę.
Na froncie sytuacja rozwija się wciąż pomyślnie dla SZU.
Zwrot na Brzozowe, który zaskoczył Rosjan, związany był z tym, że Rosjanie stąd szykowali uderzenie na tyły atakujących Ukraińców, zamierzając wykorzystać ściągniętą z innego kierunku dywizję spadochronową. Ukraińskie uderzenie na przygotowane do ataku, a nie do obrony siły rosyjskie (w mikroskali powtórka tego, jak Niemcy zaskoczyli sowietów w 1941) spowodowały załamanie się rosyjskiego frontu i odwrót do Brzozowego.
Na południe od Bachmutu rosyjskie siły są równie rozciągnięte, jak na Zaporożu, ale tu są w znacznie gorszej sytuacji, bo bronią nie pierwszej, a ostatniej linii obrony. Jeśli zostanie przełamana, obrona rosyjska posypie się, a siły ukraińskie zyskają pełną swobodę działania na tyłach rosyjskich.
Rosjanie twierdzą, że pod Briańskiem rozbili ukraińską grupę dywersyjną złożoną z pracowników SBU, GUR i żołnierzy sił specjalnych. Na dowód pokazali zdjęcie broni.
Ale jest pewien niuans.
I to nie jeden.
Broń wygląda, jak wyjęta z magazynu, a nie zdobyta w walce.
Nie ma zdjęć zabitych, ani wziętych do niewoli.
SBU i GUR nie działają razem, prowadzą osobne operacje (czasem z tragicznym wynikiem, jak wtedy, gdy SBU pomyłkowo odstrzeliła agenta GUR w przekonaniu, że pracuje on dla Rosjan).
Ukraińskie siły specjalne to też jednostki podległe SBU i GUR.
Czyli w zasadzie nic się nie zgadza.
Tymczasem Baćka Traktorzysta szuka zwady, ale nie fika do nas, tylko do mniejszej Łotwy i oskarża ją o naruszenie swojego terytorium.
Dowodem ma być ten film, a dwaj mężczyźni w mundurach mają być łotewskimi żołnierzami
Warto na to zwrócić uwagę, bo pchanie migrantów przez zieloną granicę tez Białoruś zaczęła najpierw na granicy z Łotwą, potem z Litwą i dopiero na końcu przyszedł czas na Polskę.
Film z Prigożinem to żaden dowód. Platforma niedawno wypuściła spot reklamowy, na którym SI mówi głosem Morawieckiego słowa, których nigdy nie wypowiedział. Technika idzie na przód i takie rzeczy będą czymś powszechnym lada chwila. Już zaczynają być.
OdpowiedzUsuńCiekawe jak potoczy się dalej ofensywa po tym przebiciu się pod Robotynnem.
Ciekawa historia z tą strefą głodu. Nigdzie o tym nie czytałem.
Byłoby miło aby Rosja przegrała wojnę w ciągu pół roku. Jestem sceptykiem, ale jestem za.
Na deepfake ten film nie wygląda, ale jak piszę, może być elementem PSYOPS. I oczywiście nie zdziwię się, jak powstaną filmy deepfake z Prigożynem. Nie wierzę, by wagnerowcy odpuścili. Przyczaili się, bo nie mają obecnie wyjścia, ale się zemszczą.
UsuńKorowaj pisze na twitterze. Ciekawie.
Utrata Zaporoża i południowej Ukrainy nie zakończy wojny. Nie zakończy jej nawet utrata przez Rosję wszystkich terenów Ukrainy. Rosja zwyczajnie nie odpuści, bo to uderza w jej prestiż i pozycję na świecie.
Chyba, że Chiny każą. ;-)