Dziennik wojny - dzień sto osiemdziesiąty drugi i sto osiemdziesiąty trzeci drogiego roku (547 i 548)

 


Jest już prawie pewne, że Prigożyn i Utkin dostali od Putina bilet na rejs krążownikiem "Moskwa". Oba trupy zostały zindentyfikowane. 
Jest jednak pewien niuans (uwielbiam ten tekst)...

Według nieoficjalnych informacji stan ciał w zasadzie wyklucza stuprocentową identyfikację. Pasażerowie Embraera spadli z większej wysokości i z większą prędkością, niż nasi, którzy zginęli 19 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku. A przecież już tam konieczna była identyfikacja genetyczna. 
Prigożyna podobno rozpoznano po obciętym koniuszku jednego z palców u rąk. Utkin w zasadzie był łatwy, bo tak charakterystyczne dziary na ciele miał tylko jeden czubek. 

Dostępu do miejsca upadku samolotu Prigożyna broni podwójna linia samochodów rosyjskiego MSW

Na miejscu pracują "śledczy". Chociaż "przyczyna już została ustalona i żadne fakty tego nie zmienią", cytując klasyczkę

Ciała zostały przewiezione do kostnicy, a w rosyjskich mediach zaczyna się bardzo interesujący z naszego punktu widzenia, taniec.
Większość Rosjan jest zdania, że Prigożyna wraz z ekipą zlikwidowano na rozkaz Kremla. Na co kremlowska propaganda...

"To banderowcy" - twierdzi Sołowiow - "Popełnianie głośnych zbrodni politycznych jest w ich logice". W logice rosyjskiej nie jest przecież wcale (bo taka nie istnieje), dlatego mało który car zmarł w sposób naturalny. Większość ubito w zamachach. 

Inna wersja mówi, że to robota zachodnich służb, a na dowód pokazują, że Budanow i Biden ostrzegali Prigożyna, żeby po "Marszu Sprawiedliwości" na siebie uważał, bo FSB ma na niego zlecenie. 
Czyli jak powiem córce "nie jedz gwałtownie, bo się zakrztusisz" i ona się zakrztusi, to ją dusiłem? No logiczne. Tak samo, jak lansowane wcześniej przez Moskwę tezy, że zakup systemów obronnych stanowi przygotowanie do najazdu (jak widać, sami tej logiki nie stosowali).

Zwolennikiem wersji o tym, że Prigożyna zabiły służby zachodnie jest między innymi przydupas Kadyrowa Apti Alaudinow


Filmy, pokazujące moment upadku samolotu i ślad smugi kondensacyjnej rakiety przeciwlotniczej są według moskiewskich propagandystów sfałszowane. 
I żadnemu z tych geniuszy propagandy nie przyjdzie do głowy proste pytanie:
jakim Rosja jest mocarstwem, skoro obce służby tuż koło stolicy mogą zestrzeliwać (wysadzać za pomocą bomby) samoloty z ważnymi osobami? 
Generalnie winien ma być (o jakie zdziwienie!) osobisty pilot Prigożyna, który z nim w ostatni lot nie poleciał i... zniknął. 
Co ciekawe, z horyzontu zniknęła też formalna właścicielka firmy MNT Aero, do której formalnie należał samolot, Olga Gubariewa, Przebywa na Kaukazie i nie odbiera telefonu. Ale fotki na Telegrama wrzuca.


Także poprzedni wspólnicy Gubariewej i byli współwłaściciele firmy są nieosiągalni. Aż dziwne. 

Dziwności jest więcej. 
W katastrofie zginęła stewardesa Kristina Raspopowa, prywatnie siostra prokuratora z Obwodu Czelabińskiego, pozostającego w konflikcie z Aleksandrem Bastrykinem, szefem Federalnego Komitetu Śledczego Erefii, należącego do zaufanego kręgu Putina (dla nas ciekawy o tyle, że to on z ramienia Moskwy "ustalał" zasady współpracy z polskimi prokuratorami po Smoleńsku, a potem z ramienia Kremla nadzorował prace komisji Anodiny, jako jej za przeproszeniem członek). 


Według kanału CzK-OGPU Raspopowa w telefonicznej rozmowie z rodziną kilka godzin przez zestrzeleniem samolotu mówiła, że start został opóźniony z powodu jakiejś pilnej naprawy. 
Według innego źródła Embraer był dość awaryjny, ale zawsze napraw dokonywano pod czujnym okiem ludzi Prigożyna, który był bardzo nieufny i ostrożny. 

Tymczasem Putin (lub jego sobowtór) wygłosił gadkę, jak mu szkoda Prigożyna, którego znał "od lat 90-tych" (wersja oficjalna, że od początku XXI wieku).


Ale najpierw podczas uroczystości w rocznicę bitwy na Łuku Kurskim sam siebie odznaczył. 


A jakby było mało dziwnych sytuacji, to w Moskwie cudem śmierci w "wypadku samochodowym" uniknął generał Andriej Gurulew, były dowódca 58 Armii, kumpel Surowikina i Prigożyna, który co prawda potępił bunt, ale też opublikował nagranie pożegnalne generała Popowa, kiedy za mówienie prawdy Szojgu Popowa wywalił z dowodzenia pięćdziesiątą ósmą.



Jak na to reaguje rosyjskie społeczeństwo?
Wiedzą swoje, a w kraju rozwija się kult "męczenników" Prigożyna i Utkina. 
Wiem, że takie porównanie jest uwłaczające dla ś.p. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, ale reakcje Rosjan, ich emocje są identyczne z tym, co w 2010 roku działo się u nas. 
Nawet kutasy od "Zimnego Lecha" i tego typu hieny się pojawiły. 

Iluminacja "Wagner Center" w Petersburgu

Tak wygląda petersburskie Centrum Wagnera

Warta honorowa przy "kapliczce"

Odsłonięcie pomnika poległych wagnerowców na Syberii (tak, wczoraj)

Ludowy kult, jak zawsze, ociera się o kicz i śmieszność.

Ta "kapliczka" została umieszczona...

...na bramie cyrku w Rostowie! 

Tej samej, w której w czasie buntu utknął rosyjski czołg...

Chociaż nie wszyscy podzielają żałobę. Stłamszony wcześniej przez wagenrowców mer Jekaterynburga zlikwidował cmentarz wagnerowców. 
Skorzystał z okazji do zemsty?



Niekoniecznie. Władze uspokajają, że cmentarz jest ogarniany po to, żeby nadać mu charakter zbieżny z miejscami pochówków innych bandytów Prigożyna.




Dla nas może to wydawać się dziwne, ale paralela ze ś.p. Lechem Kaczyńskim jest jak najbardziej uprawniona (choć to zupełnie różni ludzie i inne charaktery). Tak, jak dla wielu Polaków Lech Kaczyński był uosobieniem nadziei na pozytywne zmiany, tak sam Prigożyn stanowił dla wielu Rosjan powiew świeżości w skorumpowanym i zgniłym systemie. 
Cóż, jaki kraj, taka nadzieja. U nas kulturalny profesor prawa, u nich bandzior, który prawo znał głównie "z praktyki". 

Nie można przy tym pomijać kontekstu społecznego i ekonomicznego. W szczytowym momencie PKW liczyła pięćdziesiąt tysięcy ludzi, z czego większość na Ukrainie. Z tej ukraińskiej części zginęło ośmiu na dziesięciu. Wielu zostało rannych i kontuzjowanych. Poszkodowanym i rodzinom poległych "Kucharz" wypłacał odszkodowania. Pozostałym Prigożyn załatwił amnestię z półrocznym oknem bezkarności. Do tego dochodzą ich rodziny. 
Lekko licząc pod "opieką" Prigożyna, zależnych od niego było nawet do pół miliona ludzi. 
Dużo, nawet jak na warunki rosyjskie.

Od marca byli podopieczni Prigożyna zamordowali jedenaście osób w pięciu regionach Rosji, jednego w Południowej Osetii, a wobec czterech stosowali przemoc. Hm... Jak na liczbę "absolwentów to nie jest dużo. Ale jeśli ci będą bezkarni, to reszta się ośmieli...

Sami wagnerowcy nie sprawiają wrażenia jakoś specjalnie pogubionych (ich nowym szefem podobno został Wiktor But, jeden z największych handlarzy bronią). Co prawda mówi się o konflikcie między dowódcami, członkami Rady Dowódców a "biznesmenami", ale raczej traktowałbym to jako zasłonę dymną. Nie mówimy o jakichś tam sierżantach, czy nawet lejtnantach, ale o głównych dowódcach. O ludziach, którzy jednak na poszczególnych obszarach byli dość samodzielni.
Trudno uwierzyć plotkom, że są pogubieni i nie wiedzą, co robić. Bardziej prawdopodobne jest, że rzeczywiście powstał spór w kontekście strategii. Co w najbliższym czasie robić? 
I tu rzeczywiście "biznesmeni" mogą szukać dróg do ułożenia sobie relacji z Kremlem i robienia dilów "as usual". 
Raczej dość szybko przekonają się, że to niemożliwe i że w Jebanarium nie ma dla nich miejsca. 

Ponoć Prigożyn zostawił szczegółowe instrukcje, co robić w razie jego śmierci, a przecież jeździł na linię frontu, więc z nagłym zejściem musiał się liczyć. 

W rosyjskich miastach pojawiły się ulotki z wezwaniem do zemsty. Być może prowokacja FSB, mająca na celu wyłapanie chętnych do odwetu niedobitków. 

Nagranie wagnerowców, w którym pada "Mamy jedno słowo: ruszamy! Oczekujcie nas!"

I odpowiedź Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego: "Skończmy razem tę bezsensowną rzeźnię i ruszajmy na Moskwę. Ale tym razem nie zatrzymujcie się dwieście kilometrów przed nią"

Zachowało się "ostatnie" nagranie Prigożyna i Utkina, na którym rozważają swoją śmierć. 
Wszyscy pójdziemy do piekła, ale będziemy tam najlepsi 
mówi Prigożyn.



"To nie koniec, a tylko początek! Największej roboty na świecie, która będzie wykonana bardzo szybko. Welcome to hell!" - kanał Prigożyn_2023 przypomina słowa Utkina wygłoszone na początku wygnania do Białorusi w obozie wagnerowców w Celu.

Tymczasem drugi samolot Prigożyna wylądował w Baku. To o niczym nie świadczy, bo Prigożyn zawsze poruszał się dwoma samolotami i lubił mylić tropy. 


Jeśli więc był na pokładzie zestrzelonego samolotu, to ktoś wskazał, którą maszyną poleci, bo decyzja, że będzie leciał tym miała zapaść w ostatniej chwili. 
Lub go w niej nie było...

Jeśli Prigożyn ocalał, to szybko się o tym dowiemy. To socjopata, który nie ominie okazji do zawołania 
Ha, ha, ale was oszukałem!
Jeśli chodzi o front, to GUR przeprowadził najbardziej spektakularną od miesięcy operację w tej wojnie. 
Przedwczoraj ukraińskie rakiety rozbiły wyrzutnię S-400 i nabrzeżną wyrzutnię rakiet przeciwokrętowych. Jak pisałem, wystrzeliwano z nich pociski przeciw ukraińskim celom cywilnym. 



To jednak nie był jedyny cel tego ostrzału. Wczoraj nad ranem w dokładnie tym rejonie Krymu wylądowała specjalna jednostka ukraińskiego wywiadu, szkolona w desantach morskich przez Brytyjczyków. Ta samo, która zrobiła pierwszy desant pod Kozackimi Obozami koło Nowej Kachowki. 




Skutkiem akcji według Rosjan było zniszczenie "ukraińskiej grupy rozpoznawczo-dywersyjnej", ale na poparcie nie dali nawet jednego zdjęcia zwłok, czy choćby zniszczonych łodzi. 
Za to podali, że ukraiński desant wymierzony był w "turystów, korzystających z kempingu". Czemu S-400 stała koło kempingu i jak to się stało, że oddziały rosyjskie przybyły na kemping równo z ukraińskim oddziałem, nie wyjaśnili. 

Według Ukraińców w domkach kempingowych w dawnym ośrodku wypoczynkowym była rosyjska baza, którą oddział GUR zaatakował. zabito trzydziestu Moskali. Ogólne straty Rosjan (w tym ranni i wzięciu do niewoli) odpowiadają rozbiciu brygady zmotoryzowanej (podczas szarży pod Somosierrą, w wyniku której 1 Pułk Szwoleżerów Gwardii stracił przejściowo zdolność bojową, zginęło jakichś dwudziestu pięciu polskich kawalerzystów, ale doliczając rannych i utracone konie, należy uznać, że szarżujący 3 Szwadron został całkowicie zniszczony, co oznacza utratę przez pułk jednej trzeciej żołnierzy, a to jest właśnie utrata zdolności bojowej).
Ukraińcy wycofali się bez strat.

Sukces taktyczny bez wątpienia. Operacyjny - taki sobie, tylko w wymiarze rozbicia moskiewskiej brygady. Strategiczny żaden.
Za to prestiżowo!


Oto kraj bez marynarki wojennej, do wczoraj terroryzowany przeprowadza skuteczny desant na półwysep-twierdzę i nikt nic z tym nie może zrobić! Nie pomogły budowane na plażach umocnienia. Artyleria i systemy rakietowe były bezradne.
Ukraińcy wchodzą i wychodzą, jak chcą. 
I na dokładkę wieszają na okupowanym terytorium swoją flagę narodową.

To ten sam poziom upokorzenia, jak alianckie naloty na Berlin, czy podłożone przez AK bomby na berlińskich dworcach. 

Ukraińska flaga zawisła też w okupowanym Berdjańsku, zaś w Ługańsku obywatele mogli wysłuchać hymnu narodowego Ukrainy. Czy tego chcieli, czy nie. 
Piękne uczczenie Dnia Flagi Narodowej i Święta Niepodległości. 

Ciekawe, że większość stoi. Niby od niechcenia, przypadkowo, ale jednak. Chyba tylko jedna kobieta idzie

Jakby upokorzeń było mało, Ukraińcy przeprowadzili kolejny atak dronami na kolejne lotnisko z bombowcami Tu-22M3 w Szajkowce. Dronów nad Moskwą już nie liczę. Co ciekawe, Moskwianie coraz bardziej traktują nocne naloty dronów jak atrakcję z cyklu "światło i dźwięk". 


Pożar składu farb i lakierów pod Moskwą


Na froncie też rozwija się ciekawie. 
Dowódca kacapskiej 205 Brygady Zmechanizowanej postanowił za wszelką cenę zdobyć wyspy na Dnieprze. I posyła swoich bojców z lekką bronią, bez wsparcia artyleryjskiego prosto pod ogień Ukraińców, którzy przerabiają ich hurtowo na pokarm dla ryb. 
To o tym w histerycznym tonie pisał "Trzynasty".

"Brody i szewrony" (czyli wyższe szarże, dowódcy) są naszymi największymi wrogami

Opisana przez innego bojca sytuacja, kiedy dowódcy kompanii nie pozwolono ratować oddziału, który dostał się pod ukraiński ostrzał. I jakoś rozumiem decyzję dowódcy - nie chce tracić kolejnych ludzi - ale trudno dziwić się frustracji bojców

Pod Robotynnem Ukraińcy wcisnęli w wąski wyłom kilka świeżych brygad i jednocześnie dziurę we froncie poszerzają i pogłębiają. 
Rosjanie piszą, że upadek Tokmaku jest kwestią czasu. 




Podobnie pod Staromajorskiem trwa obecnie poszerzanie wyłomu i "strzępienie" frontu (jak ktoś to pięknie ujął).

Zaczął się znowu ruch Ukraińców na południe od Bachmutu. Na pozostałych odcinkach bez zmian. 

Cerkiew Putinosławna prowadzi proces kanonizacyjny Suworowa. Nie, nie tego pisarza książek o GRU i historii ZSRS, tylko feldmarszałka z czasów Kaśki II Wielkiej Nierządnicy. Gość, który wymordował kilka tysięcy prawosławnych w multańskim Ismaile (wtedy obok miasta była turecka twierdza) w czasie wojny rosyjko-tureckiej, który wymordował warszawską Pragę (w obu przypadkach, żeby zastraszyć obrońców - co mu się udało), a wreszcie dostał wpiernicz od Napoleona (dał nam przykład Bonaparte), ten zbrodniarz, mogący stanąć w jednym szeregu z katami Warszawy, czy Mińska Litewskiego w 1944. Gość, do którego Prigożyn nie ma nawet startu, ma być świętym Cerkwi Putinosławnej. A w istocie już w pełni satanistycznej. 

Skoro morderca Suworow może być świętym...

...to czemu nie jego wierny uczeń?





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)