Dziennik wojny - doba sto czterdziesta pierwsza drugiego roku (506)
Portal do "RuSSkiego Miru" |
Afera generała Iwana Popowa robi się coraz ciekawsza.
Swój apel do bojców 58 Armii Popow opublikował nie w sieci publicznej, tylko na zamkniętym kanale, używanym przez jego podwładnych. Materiał nie powinien zatem wyjść do sfery publicznej.
Ale wyszedł. Na swoim koncie na Telegramie zamieścił go deputowany do Dumy Państwowej Andriej Gurulew. Niesamowicie dziwnym zbiegiem okoliczności Gurulew w przeszłości był krótko dowódcą... 58 Armii.
Jeszcze dziwniejsze jest też to, że kumpluje się on zarówno z Surowikinem, jak i Progożynem.
Nie no, żartuję. Dziwne to nie jest, a wręcz pięknie składa się w całość.
Czy Prigożyn odpuścił sobie rewoltę w czerwcu w obliczu sygnałów, że armia nie jest jeszcze gotowa go poprzeć, a teraz trwa w najlepsze budowanie takiego poparcia, w czym dureń Gierasimow radośnie pomaga? Przecież po takiej aferze, jak ta związana z Popowem bojcy 58 Armii będą czuli się znacznie mniej zobowiązani do lojalności względem ministra i szefa sztabu generalnego, niż dotąd. Spadochroniarze pójdą za Cieplińskim, którego wcześniej odwołano z ich dowódcy (a potem przywrócono) za niezgodę na niewłaściwe wykorzystanie WDW. Każdy z szykanowanych przez Szojgu i Gierasimowa generałów ma opinię skutecznego fachowca, szanowanego przez podwładnych. Jakkolwiek negatywnie byśmy nie oceniali Surowikina, to on też.
Kogo na ich miejsce przysyła Moskwa?
Popowa zastąpił Denis Ljamin, który "wyróżnił się" nieudanym natarciem na Mikołajów i Krzywy Róg (Chersoń zajął dzięki zdrajcom w ukraińskiej SBU). Jego niezdecydowanie i wyraźnie niespójne działania przesądziły o tym, że siły moskiewskie musiały cofnąć się za Inhulec i Śniegurówkę, gdzie "doczekały" ukraińskiej kontry jesienią zeszłego roku.
To jego decyzje zapewniły nam zabawę przy serialu "Czarnobajewka".
Był tak skuteczny, że w połowie ubiegłego roku przeniesiono go na mniej odpowiedzialne stanowisko z dowódcy kierunku do sztabu 58 Armii, gdzie jego głupota nie mogła szkodzić.
Wszędzie, gdzie działał był nielubiany, uważany za tchórza i matoła.
Marka BMW - bierny, mierny, wierny. Własnego zdania nie wyrazi, bo go nie ma.
Bojcom 58 Armii życzymy zatem jak najszybszego dostania się do ukraińskiej niewoli. Z takim dowódcą tylko w taki sposób mają szansę na przeżycie.
Na innych odcinkach nie jest lepiej. Bojcy z 72 Brygady (tej, co pod Bachmutem postrzelała się z wagnerowcami) chowają kolegów z obsługi wyrzutni rakiet Grad (współczesna odmiana "katiuszy"). Bateria dostała od przełożonych rozkaz pojechania na stanowisko ogniowe i czekania na rozkazy. Rozkazy nie nadeszły. Zamiast nich przyleciały precyzyjne pociski ukraińskie.
W sumie, nie żal mi rosyjskich bojców, tłuczonych hurtem przez rezunów, ale kiedy jest to śmierć tak idiotyczna, spowodowana beznadziejną głupotą i arogancją przełożonych, to jednak robi się przykro.
W końcowej części filmu bojcy pokazują, ile dostają amunicji (garść na jedną serię) i mówią, że mają dwa karabiny na dwudziestu dwóch ludzi.
Inne sygnały dochodzące z frontu mówią o walce karabinami przeciw czołgom i braku amunicji do karabinów, których można użyć tylko jako maczugi. Bojcom ma znów brakować jedzenia i wody.
To doniesienia z tylko trzech punktów, ale zlokalizowanych na całej długości frontu. Można więc domyślać się, że jakoś obrazują stan całości.
Tymczasem prokremlowska propaganda pokazała skrzynie z amunicją, jakie znaleziono w magazynach wagnerowców.
Jest to tak bezczelna i głupia manipulacja, że zareagował nawet prokremlowski propagandysta, dotąd jadący po Prigożynie i wagnerowcach, jak po burej suce, czyli Składkow. Skomentował on, że przedstawiona amunicja nie pasuje do używanej na froncie broni i jest w większości przeterminowana, czyli stanowi większe zagrożenie dla strzelca, niż dla celu. Prawdopodobnie to trofeum przejęte przez wagnerowców w Soledarze. Zdobyli oni tam magazyn niewykorzystanej posowieckiej amunicji.
Przy okazji, pod Moskwą zauważono konwój wagnerowców pod policyjną eskortą. Na razie nic więcej nie wiadomo.
W wywiadzie dla gazety "Kommiersant" Putin powiedział, że PKW "Wagner" nie istnieje. Nie, że już nie istnieje, ale że w ogóle nie istnieje i nie istniał. To znaczy działa, ale w sensie prawnym takiego podmiotu nie ma.
Czyli te miliony rubli, kwoty większe, niż budżety niejednego miasta, poszły na coś, czego nie ma?
Warte przeczytania streszczenie dyskusji na Telegramie, pokazujące jeden z aspektów konfliktu armii z PKW. Wspominałem o tym zjawisku, ale tu widać jego skalę. |
Skutki zamieszania w rosyjskich szeregach nie dały na siebie długo czekać.
Na odcinku 58 Armii pod Robotynnem w nocnym ataku Ukraińcy zajęli rosyjskie pozycje w północnej części wsi.
Mapa od Tomasza Fita |
Pod Robotynnem rosyjski czołg próbuje kontratakować i aż się pali do boju
Pod Kleszczówką, a konkretnie na południe od niej koło Andrzejówki (odcinek wspomnianej 72 Brygady) siły ukraińskie sforsował kanał Doniec-Donbas i zajęły jeden z umocnionych punktów. Jeśli wezmą drugi, po przejściu pasa lasów wychodzą na linię kolejową, co pozwala wyjść na tyły 72 Brygady, a w konsekwencji oskrzydlić pozycję w Kleszczówce.
Mapa od Tomasza Fita |
Kleszczówka zaś jest pod ciągłym ogniem SZU, które ze swoich pozycji mają ją, jak na dłoni.
Moskale wciąż próbują atakować na odcinku północnym. Co prawda pod Torkiem ukraińska Terobrona wsparta przez artylerię zatrzymała i odrzuciła natarcie, ale Moskale (znacznie sensowniej działający) próbują szturmować małymi grupami pod Stelmachówką i Nowoseliwskiem. Ukraińcy wydają się niespecjalnie przejmować tym kierunkiem. Faktycznie Rosjanie mają tu przed sobą Żerebec, a potem Oskił, a jedyny istotny strategicznie punkt to Kupjańsk. Wszędzie płasko, otwarty teren, mało możliwości ukrycia się, za to pole (dosłownie) do popisu dla artylerii.
Mimo, że na odcinku Dniepru generalnie chwilowo jest spokój (Ukraińcy utrzymali przyczółek pod Oleszkami), działają siły specjalne obu stron. Na tym filmie szybka akcja ukraińskiego SOF zniweczyła przygotowywaną przez Rosjan operację ich jednostki.
W wywiadzie dla "Washington Post" generał Załużny powiedział, że nikt nie będzie decydował, gdzie ma zabijać najeźdźców i jeśli Zachód nie chce dać rakiet dalekiego zasięgu, to Ukraina zrobi je sobie sama. W czasach ZSRS to na Ukrainie znajdowała się większość sowieckiego przemysłu lotniczego i rakietowego z kosmicznym włącznie. Ma zatem ona niezbędne zaplecze technologiczne.
Ukraińscy hakerzy włamali się do rosyjskiej telewizji i nadali film reklamowy GUR (który wrzucałem), a po nim pas de deux z "Jeziora Łabędziego". Czemu ten balet? Bo od śmierci Breżniewa nadawany był zawsze, kiedy w kalendarz kopnął aktualny gospodarz Kremla.
Komentarze
Prześlij komentarz