Dziennik wojny - dzień siódmy drugiego roku (372)

 


W Suszanach i Lubeczanach pod Briańskiem (na samej granicy ukraińsko-rosyjskiej) pojawiły się dwie grupy uzbrojonych ludzi, łącznie czterdziestu. Rzekomo ostrzelali autobus szkolny, zabijając kierowcę i raniąc dziecko (pierwotnie miała to być martwa dziewczynka, ale okazała się żywym, choć rannym chłopcem). Potem mieli opanować szkołę, biorąc zakładników. Wysadzili też stację benzynową i podstację energetyczną. 
Według innych relacji rzeczywiście mieli wziąć zakładników (według części informacji stu), ale trzymali ich na przystanku, skąd zakładnicy uciekli. Autobus zaś nie został ostrzelany, tylko wjechał na minę, przygotowaną na wypadek interwencji rosyjskich sił ekspedycyjnych. Zresztą, autobus ostatecznie okazał się pojazdem rosyjskich służb granicznych.

Na oficjalnym kanale walczącego po stronie Ukrainy Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego (afiliowana przy GUR jednostka złożona z etnicznych Rosjan mieszkających na Ukrainie, jeńców i emigrantów z Rosji) na Telegramie pojawiły się na filmy z umundurowanymi i oznakowanymi na sposób ukraiński mężczyznami, posługującymi się flagą RKO, którzy wezwali do powstania przeciw Putinowi i zapowiedzieli wyzwolenie Rosji. Zaprzeczają jednak, by stosowali przemoc wobec cywilów. Nagrania zostały wykonane w co najmniej dwóch miejscach. 
Na filmach zidentyfikowano rzeczywiście dwóch Rosjan od lat walczących po stronie Ukrainy: Denisa Nikitina, określanego przez niemiecką prasę jako "skrajnie prawicowego" (niezła ta rosyjska prawica, walczy przeciw swoim w obronie innego kraju). Drugi nie jest znany z nazwiska, tylko z pseudonimu-znaku wywoławczego "Fortune".
Około drugiej po południu czasu warszawskiego obie grupy się ulotniły. 



Oficjalna narracja rosyjskich mediów mówi o ataku ukraińskiej grupy dywersyjno-rozpoznawczej i kręci histerię o "zamachu na integralność terytorialną Rosji" (bo jak Rosja narusza integralność to jest OK, ale naruszają Rosji, to ojejku jejku). Opowiada się także o starciach zbrojnych, skierowaniu w rejon zagrożenia jednostki wyrzutni niekierowanych rakiet (tak, do odbijania zakładników). Ukraina miała zaś do wsparcia "dywersantów" podesłać BWPy. 
Zastępca gubernatora Obwodu Briańskiego zaprzeczył jednak, by doszło do ostrzelania autobusu szkolnego. 

Dziennikarka lokalnej rosyjskiej telewizji ma problem z opanowaniem śmiechu, kiedy mówi o rajdzie Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego. 

Podana przez kanał "Ważne historie" wypowiedź rzekomo uczestnika akcji mówi o czterdziestu pięciu żołnierzach i starciu z dwoma BWPami. Miał polec jeden rosyjski strażnik graniczny. Nie było żadnych zakładników ani ofiar wśród dzieci. 

Ukraińcy wyparli się związku z akcją, ale skomentowali ustami Michała Podolaka, że "to jest rosyjska wojna domowa i nic im do tego". Podobnie wypowiada się rzecznik GUR. 
Wygląda, że to rzeczywiście akcja GUR, któremu podlega Rosyjski Korpus Ochotniczy, a cały szum informacyjny wokół tematu, to już robota Rosjan i stugębnej plotki.

Najbardziej prawdopodobny przebieg wydarzeń jest taki, że RKO rzeczywiście w sile plutonu wszedł na teren Rosji w dwóch miejscach, żeby nagrać wezwania. Kiedy pojawiły się one na Telegramie, w rosyjskich strukturach siłowych wybuchła panika, no bo jakim cudem? I zaczęło się kreowanie rzeczywistości, żeby chronić własne tyłki. 
Taki przebieg wydarzeń przedstawił też kanał RKO. 

Wreszcie na koniec dnia wersja portalu Gułagu.net - chyba najpełniejsza. 
Rosyjskie służby naprawdę zamierzały przeprowadzić prowokację w stylu Biesłanu z ostrzelaniem autobusu i zabitymi dziećmi oraz uprowadzeniem zakładników. Wszystkiego miał dokonać oddział rosyjski ubrany w mundury ukraińskie (mówimy o kraju, gdzie wysadzono bloki mieszkalne, żeby mieć pretekst do ataku na Czeczenię). Z tego powodu od kilku dni pojawiały się informacje o ubranych po ukraińsku Rosjanach w okolicy Briańska. 
W ramach przygotowań rosyjskie jednostki z okolicy zostały wycofane, żeby przypadkowo wszystkiego nie popsuły. 
I tu na pełnej petardzie wkracza ekipa Budanowa. Jakieś półtorej godziny przed wyznaczonym terminem operacji oczyszczoną z wojska rosyjskiego granicę z Ukrainą przekroczył oddział Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego. Wtajemniczeni w operację rosyjskich służb Rosjanie widząc oddział ukraiński uznali, że to już (a przyspieszenie terminu wynikło z jakichś decyzji na szczycie) i uruchomili akcję propagandową (pierwsze informacje pojawiły się na kanałach Z). 
I zaczął się chaos, bo nic nie szło według scenariusza. Jadący, żeby odegrać pacyfikację "terrorystów" oddział RoSSgwardii dostał się pod ogień RKO, prawdopodobnie tracąc dwa BTRy. Kiedy Moskale się ogarnęli, że to nie ich operacja, było za późno.

Najśmieszniejszy w tym wszystkim jest komentarz białoruskich pograniczników, którzy stwierdzili, że "granica Białorusi jest dobrze strzeżona" i u nich nic takiego nie grozi. 
No w sumie, wjechać w czterdziestu na terytorium agresora namieszać i zniknąć, to jak naplucie w twarz.

Członek, z przeproszeniem, Komitetu Obrony Dumy i były dowódca zbrodniczej 58 Armii (tej, która napadła Gruzję) Wiktor Sobolew powiedział, że po czymś takim Rosja powinna przestać się z Ukrainą cackać i oficjalnie wypowiedzieć jej wojnę.
I co to dla Ukraińców zmieni? Bo, że Rosjanie będą bardziej w ciemnej... norze to oczywiste. 

Aha, moskiewscy propagandyści już zauważyli pod Briańskiem jednostki polskie.



Co Ukraińcy na tym zyskali?
Po pierwsze, upokorzenie Rosji - na Wschodzie prestiż to rzecz bardzo ważna.
Po drugie, podważenie zaufania społecznego do władz w Moskwie - bo skoro Ukraińcy mogą swobodnie wtargnąć do Rosji, to kto broni kraju? Oczywiście, to ma drugie ostrze, bo poniekąd potwierdza ukraińskie "zagrożenie", ale skoro mogą, a nie atakują, to znaczy, że jednak nie chcą. 
Po trzecie, pokazanie zachodnim sojusznikom słabości i bezradności Rosji - podobnie, jak demonstracyjna "kontrofensywa" pod Jagodnem trzy dni temu.
Po czwarte, zdemaskowanie kłamstw rosyjskiej propagandy, bo tu jak na dłoni widać nadawanie przygotowanej narracji, która potem została przez te same rosyjskie władze zdementowana. 
To nie spowoduje zawalenia się poparcia Rosjan dla Putina, ale pogłębi już rozwijającą się erozję. 

To nie koniec zabawy. 
Wspominałem o uaktywnieniu się krymskiej partyzantki. Członkowie ruchu "Atesz" opublikowali film z przygotowania do wysadzenia toru na Krymie. Jasne i czytelne powiedzenie "walczymy, dołącz do nas" to wejście na wyższy poziom konspiracji. 


Na dokładkę wieczorem coś wybuchło na terenie Kołomny, będącej przedmieściem... Moskwy. na dokładkę miejscowość jest jednym z elementów systemu obrony powietrznej stolicy Rosji, a wisienka na torcie to znajdujący się tu dom rosyjskiego propagandysty Krasowskiego, który kilka miesięcy temu wzywał do zabijania ukraińskich dzieci. 


Wbrew temu, co tu nieraz piszę, nie jest tak, że Rosjanie się nie uczą. Uczą się, choć idzie im to powoli. Po miesiącach walk w rosyjskim dowództwie zauważono, że za sukcesami wagnerowców stoi działanie w małych grupach. Po prostu wyposażenie współczesnego żołnierza powoduje, że jego siła ognia odpowiada kilku żołnierzom z początku drugiej wojny światowej. Współczesny pluton to pod tym względem odpowiednik dawnej kompanii. Rzucanie do walki tłumu nie ma więc sensu, a tylko generuje straty. Pod Bachmutem i Węglodarem zaczęto więc operować małymi grupami. I dało to wynik pod Bachmutem, bo do oskrzydlenia pozycji ukraińskich wystarczyły stosunkowo nieduże siły, które manewrami rozproszyły ukraińską obronę. Pod Węglodarem nie ma gdzie manewrować, więc wyniku nie dało. 

Po roku Moskale doszli też do tego, że stosowane przez nich batalionowe grupy taktyczne nie zdają egzaminu i postanowili je zastąpić jednostkami (mniejsze) lub batalionami (większe) szturmowymi. O tych zmianach Ukraińcy dowiedzieli się z przechwyconej nowej rosyjskiej instrukcji taktycznej. 

Po prawej fragment przechwyconej instrukcji z opisem działań batalionu szturmowego w ataku. Po lewej wizualizacja na zdjęciu satelitarnym. 

Podstawowa zmiana to właśnie zmniejszenie liczebności. 
BTG to były dwie kompanie zmechanizowane, wspierane przez BWPy, kompanię lub dwie czołgów, kilka baterii artylerii różnego typu, pojazdy medyczne i logistyczne. Strukturalnie był to nieco powiększony batalion. Realnie jednak zbliżał się do poziomu połowy, a zdarzało się, że i całej brygady. Jego trzonem były pojazdy opancerzone i czołgi, a piechota miała tylko dać osłonę pojazdom.

Struktura batalionu szturmowego: trzy kompanie, grupy artylerii, wsparcia ogniowego, rozpoznania i odwodowa, grupa czołgów, OPL, inżynieryjna, remontowa, miotaczy ognia, dronów i ewakuacji medycznej. Mniej więcej połowa tego, co było w BGT.

Nowa koncepcja to liczebnie batalion piechoty lub mniej, wspierany przez sześć samobieżnych moździerzy 2S9, pluton czołgów (liczebnie trzy pojazdy), lekka artyleria polowa i broń ręczna. Generalnie wszystkiego mało, a zwraca uwagę brak w tym BWPów. 
Takie rozwiązania potwierdzałyby pojawiające się informacje, że Rosja ma za mało czołgów i BWPów w stosunku do zakładanej liczebności zmobilizowanej armii. W dodatku produkcja nowych maszyn (dwadzieścia czołgów miesięcznie) nie nadąża za stratami (pod Węglodarem sto trzydzieści pojazdów w trzy dni. Nawet jeśli nie wszystko to czołgi, bo część stanowią BWPy, to i tak przy tym tempie Rosja w miesiąc straci równowartość wieloletniej produkcji.

Uzbrojenie batalionu szturmowego - nie licząc broni osobistej bojców i tego, co ma każda kompania. 

Czy tak przekształcone jednostki szturmowe mogą cokolwiek zmienić w przebiegu walk? Jeśli nadal będą szarżować przez pola minowe, to niespecjalnie. W dodatku jeśli na cały batalion przypadają dwa WKMy i dwóch snajperów oraz tyleż wyrzutni granatów (AGS-17) i wyrzutni kierowanych rakiet ppanc (ATGM), to prosty wniosek, że batalion będzie działał całością, a nie kompaniami (małe grupy, po dwa-trzy miliony). O czołgach pisałem. Uzbrojenie plot szału nie robi (jedna wyrzutnia rakiet na kompanię - powinna być jedna na pluton, żeby to miało sens i dwa działka, które będą chronić tyły - nawet nie bateria). 
Ciekawostką jest aż dwanaście miotaczy ognia "Trzmiel". Po cztery na kompanię. Mocna siła nomen-omen ognia, ale po pierwsze każdy z nich jest jednorazowy, a po drugie, żeby ich użyć i odpalić pocisk z mieszanką napalmową, trzeba podejść na te minimum czterysta metrów, a to już może być problemem.
Jedyne, co robi jakieś wrażenie, to sześć haubic (z lat sześćdziesiątych)  i sześć samobieżnych moździerzy. To poważne wsparcie atakujących, pozwalające także chronić ich przed kontratakiem. 
Ale wobec braku dostatecznej liczby broni przeciwlotniczej, wrażliwe na uderzenia z powietrza. Warto też pamiętać, że artyleria ukraińska ma już przewagę zasięgu, więc baterie wspierające rosyjskie bataliony będą niszczone zanim będą w stanie dosięgnąć działa ukraińskie. 

Ciekawie to wygląda w kontekście zapowiedzianej w grudniu reformy rosyjskiej armii (zwiększenie liczebności do półtora miliona, odtworzenie Petersburskiego i Moskiewskiego Okręgów Wojskowych (w 2010 włączonych do Zachodniego Okręgu Wojskowego i generalnie wzmocnienie wojska). 
Rosja reformuje armię zawsze po przegranej wojnie, ale w okresie przekształceń chaos się pogłębia, co doprowadza do jeszcze gorszego stanu, niż przed reformą. 
Sowieckie klęski w 1942 roku też były skutkiem tego, że po bitwie pod Moskwą Stalin zdecydował się zreorganizować Armię Czerwoną, czego skutkiem był chaos, a w konsekwencji klęska pod Charkowem i zatrzymanie się pod Stalingradem. Niemcy po prostu dostali zadyszki goniąc rozbite wtedy siły sowieckie i to oraz problemy logistyczne związane też z szerokością Wołgi, spowodowało ich porażkę.
Zatem życzymy Rosjanom kontynuacji tej tradycji, szczególnie, że teraz nie za bardzo mają jak powtórzyć tamten "manewr odwrotowy". 

Ukraińcy nabijają się ze putinosławnych kapelanów wojskowych, że to magowie bojowi, ale tu mamy naprawdę maginie bojowe. Przynajmniej tak się przedstawiają i mówią, że tworzą jednostkę wojskową.

Putin się wkurzył i zażądał od FSB ścigania tych wichrzycieli, którzy śmią śmieć krytykować jego genialny zmysł strategiczny. Putinowscy wazeliniarze w Dumie od razu wnieśli projekt ustawy grożący krytykom karą piętnastu lat więzienia. 
Na co FSB ustami Girkina-Striełkowa zareagowało obśmianiem. Bandyta z Donbabwe napisał na Telegramie obszerne auto da fe, które brzmi jak słynne przeprosiny z polsko-żydowskiego przedwojennego dowcipu: 
- Przepraszam, że Szojgu jest kretynem. Jest mi przykro, że Gierasimow to idiota.

Próbka szyderstw Girkina-Striełkowa

A jak jesteśmy przy tematach polskich, to Sołowiow przebił wszystko i wszystkich w absurdzie i zapowiedział na antenie "odwiedzenie" "odwiecznie rosyjskiego miasta"... Warszawy. Rosja to naprawdę stan umysłu.


To lepsze od bełkotu innego rosyjskiego propagandysty, a przejściowo urzędnika w MSZ Izraela Jakowa Kedmi. 


Wracając ze świata alkoholowo-narkotycznych zwidów do rzeczywistości.

Bachmut się broni. Na froncie brak zmian. Wszystkie ataki Rosjan zostały odparte. 
Moskale podobno przerzucili siły spod Krzemiennej pod Węglodar. 


Ukraińcy odpalili stronę internetową z systemem Street View, na której można obejrzeć w jakim stanie są ukraińskie miasta. 

Na dobranoc film z drona, który na Białorusi uszkodził samolot A-50. Akcję przeprowadziła organizacja BYPOL, zrzeszająca byłych żołnierzy i funkcjonariuszy państwowych Białorusi. 





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)