Dziennik wojny - dni trzydziesty trzeci, trzydziesty czwarty i trzydziesty piąty drugiego roku (398, 399, 400)

 

Międzynarodowy Komitet Korupcyjny Olimpijski przy wsparciu najbardziej zbędnej organizacji, czyli ONZ uznał, że Kacapy i Białorusini mogą startować w zawodach nie pod flagami swoich państw, o ile potępiają najazd na Ukrainę i nie są bojcami. Komentarz niecenzuralny sam się ciśnie.

Gdzie nastąpi ukraińskie uderzenie? I czy naprawdę nastąpi? 
Ukraińcy wywierają presję psychologiczną na Rosjan, sugerując im, że są gotowi do ofensywy i wskazując co raz to inne jej miejsca. 
Dwa dni temu prezydent Zełeński odwiedził region sumski, gdzie spotkał się z żołnierzami zabezpieczającymi ten odcinek. Niby nic. Wizyta, jak wizyta. 
Ale rejon ten wskazywany był jako jedno z pasm hipotetycznego natarcia w ofensywie rosyjskiej (która ugrzęzła zupełnie gdzie indziej) i - co ważniejsze - pojawiają się sugestie (na przykład na kanale Kartina Masłom, jak dla mnie związanym z GUR), że z sąsiedniego Rejonu Charkowskiego mógłby wyjść atak ukraiński przez terytorium Rosji na Troickie. Autor Kartina Masłom wyjaśnia to tym, że dzięki takiemu manewrowi SZU szły by pionowo z północy na południe wzdłuż pasm wzgórz, które tu przecinają teren, a nie tak, jak na kierunku z Dworycznej, w poprzek nich, co jest łatwe do zatrzymania. 
Do tego pojawiające się w sieci sugestie, że w sumie historycznie Białogród to też Ukraina, więc czemu go nie odzyskać? 
Oczywiście, nie ma to nic wspólnego z realnymi planami, tylko jest elementem gry psychologicznej. 

Zachodni sprzęt na którymś z ukraińskich poligonów

Równocześnie rosyjski telegramowy kanał "Dwaj majorzy" donosi, że na odcinku chersońskim Ukraińcy gromadzą sprzęt przeprawowy i ćwiczą forsowanie rzek. Wskazywać to ma na przygotowania do forsowania Dniepru. 
Jak dla mnie takie ćwiczenia z dala od wścibskich oczu można przeprowadzić na pobliskim Dniestrze, niewiele różniącym się od Dniepru. I to będą ćwiczenia w skali 1:1. 
Czyli znowu pod Chersoniem mamy pokazywanie tego, co Rosjanie mają widzieć. 

Na dokładkę Werhowna Rada Ukrainy, czyli parlament, zaczęła pracę nad ustawą demobilizującą każdego, kto wyrazi chęć powrotu do cywila i odsłużył sto osiemdziesiąt dni. To znaczy, że pierwsi zdemobilizowani zdejmą mundury na początku sierpnia. 
Znowu jest to bardzo złośliwe zagranie psychologiczne przeciw Rosjanom, którym kilka Putina funduje mobilizację kolejnych czterystu tysięcy (a według różnych szacunków do tej pory zmobilizowano od trzystu pięćdziesięciu tysięcy do nawet pół miliona bojców). W okopach Wania będzie pytał Wasię "No jak to tak? My wygrywamy i potrzebujemy więcej ludzi, a oni przegrywają i mogą sobie pozwolić na zwolnienie części żołnierzy?"
Oczywiście, w tym ruchu nie ma żadnego szaleństwa. Zmęczony żołnierz to słaby żołnierz.Wielu z tych walczących od początku najazdu ma już po prostu dość i ich wartość bojowa nie jest zbyt wysoka. Z drugiej strony w szeregi SZU zgłosiło się bardzo dużo ludzi chcących walczyć z bronią w ręku, a liczba jej jest jednak ograniczona. Więc jeśli zmęczonego, wielokrotnie rannego i kontuzjowanego żołnierza może zastąpić młody, sprawny i chętny do walki, to czemu nie? Rutyna nie zawsze jest atutem, a często staje się przepustką na drugą stronę. 
Projektem tej ustawy Ukraińcy załatwiają więc dwie sprawy jednocześnie: dokonują wymiany zużytych kadr na świeże rezerwy i trollują Rosjan. 

Rozrzucana w Moskwie ulotka propagująca służbę kontraktową


Na koniec dziś ukraiński Sztab Generalny ogłosił w zasadzie całkowite oczyszczenie z Moskali Mierzei Kirnburskiej. 

Zatem, gdzie Ukraińcy uderzą i czy w ogóle uderzą? 
Pojawiły się bowiem głosy, że SZU wcale nie ma zamiaru teraz atakować i wytracić wszystkich rezerw, bo wiedzą, że Rosjanie też nie użyli wszystkich jednostek. Według tych koncepcji Ukraińcy będą męczyć Moskali do jesieni i zaatakują na zmęczonych i wyczerpanych świeżymi siłami. 

Nie sądzę, żeby to była prawda. Dwie kluczowe sprawy, a nawet trzy. 
Pierwsza jest ta, o której wspomniałem: Rosjanie zarządzają mobilizację kolejnych czterystu tysięcy bojców. Jesienna ofensywa ukraińska ugrzęzła właśnie w masie mobików, którzy długo na froncie nie żyli, ale spowolnili natarcie. Teraz otwiera się "lufcik": Rosjanie stracili większość dotychczasowych sił, w tym jednostki elitarne (po raz kolejny), a nowych jeszcze nie ma. Ukraińcy mają zatem dwa-trzy miesiące, nim rozbite przez nich rosyjskie oddziały wrócą na front.
BTW zgrupowanie, które zostało zmielone pod Węglodarem według szacunków ma odzyskać zdolność bojową w okolicach końca kwietnia, połowy maja.

Druga jest taka, że większość szkolonych na zachodnim sprzęcie żołnierzy wróciła na Ukrainę i dotarła tam większość obiecanej broni. Chłopaki są zagrzani i gotowi do walki. Czytali doniesienia z frontu i frustrowali się, że kiedy oni siedzą w Warszawie, Berlinie, Londynie, czy Nowym Jorku, a tam walczą i giną ich koledzy. Oni chcą wreszcie dołączyć do walki, pokazać, co umieją i wziąć odwet. Kto nie rozumie, o czym piszę, niech poczyta, co czuli nasi z 1 SBS przed skokiem pod Arnhem, czy pancerniacy Maczka przed lądowaniem w Normandii. Nic tak nie boli, jak upokorzenie i nic nie leczy go tak skutecznie, jak rewanż. 
Ale oni są gotowi teraz. Przeciągnięcie tego o kolejne miesiące doprowadzi do demoralizacji i spadku wartości bojowej. 

Przekazanie spadochroniarzom zachodniego sprzętu, a przy okazji potężny nacisk psychiczny na Rosjan

Trzeci temat to wybory w krajach sojuszniczych. W Polsce już zaczął się rok wyborczy, za rok znowu Polska, USA, Wlk. Brytania. Rządzące ugrupowania będą chciały się pochwalić efektami wsparcia Ukrainy, a opozycja (choćby w USA) zaczyna głosić potrzebę ograniczenia pomocy. Ukraina nie może sobie pozwolić na ryzyko przełożenia wojny na przyszły rok, a tym groziłby jesienny termin ofensywy. Nie ulega bowiem wątpliwości, że jedna ofensywa nie zakończy wojny. Ona może co najwyżej doprowadzić do przejęcia przez SZU inicjatywy i zmusić Rosję do ograniczenia się do obrony. Bo nawet jeśli hipotetycznie Ukraińcy uderzą teraz na Zaporożu, to nie odbiją tym uderzeniem Krymu, który będzie wymagał osobnej operacji. Donbabwe i Ługanda zaś będą wymagały jeszcze innych działań. 
Ta ofensywa, która szykuje się teraz będzie miała na celu zniszczenie jak największej ilości rosyjskiej siły żywej i sprzętu tak, żeby sparaliżować możliwości ofensywne Rosji. 

Wzięty pod Bachmutem do niewoli bojec przyznał na wizji, że rozrzucał w Doniecku miny "motylkowe". Nie ma znaczenia, czy to prawda. Takie informacje sączone do Donbabwe i Ługandy mają podważyć zaufanie miejscowych do władz rosyjskich. 


Zatem, gdzie? 
Obstawiam jednoczesne uderzenia na czterech głównych osiach natarcia: 
- z Mierzei Kirnburskiej w kierunku Armiańska - odcięcie Krymu,
- z Chersonia przez wyspy na Dnieprze w kierunku Armiańska - zagrożenie oskrzydleniem siłom rosyjskim w rejonie Skadowska i zmuszenie ich do wycofania się, a następnie odcięcie Krymu,
- desant na Energodar i uderzenie od tyłu na siły pod Wasiłówką, a następnie na południe na Melitopol, żeby potem rozdzielić się i pójść na Heniczeńsk (odcięcie Krymu) i w kierunku Berdiańska,
- z Hulajpola przez Połohy na Berdiańsk.

Równocześnie powinno pójść uderzenie wspierające z Węglodaru na Mariupol - ale to miasto jako dla Rosjan bardzo symboliczne będzie ostro bronione i prawdopodobnie jego zajęcie będzie wymagało osobnej operacji.
Równolegle powinna nastąpić intensyfikacja działań zaczepnych na innych odcinkach tak, żeby Moskale nie mogli przerzucić sił w zagrożone rejony. 

Tak wygląda moje wróżenie z fusów. Nie gorzej, niż u innych. 

Jeden z możliwych scenariuszy autorstwa Marka Kozubela. Postępy Rosjan pod Bachmutem ustawiają ich w bardzo niekorzystnym i łatwym do zaatakowania położeniu

Z krainy fantazji wracając do rzeczywistości. 
Ze stanowiska wywalono ponoć Rustama Muradowa (zwanego przez Ukraińców Mu-mu), dowodzącego siłami na południu i odpowiedzialnego za epickie zniszczenie trzech-czterech elitarnych brygad rosyjskiej armii (tak, te bęcwały z piechoty morskiej to rosyjska elita). Bilans jego dowodzenia to utrata stu trzydziestu sztuk sprzętu bojowego, głównie jeżdżącego. Nowy będzie chciał się wykazać, więc pewnie też za chwilę "zabłyśnie". 
Smaczkiem jest to, że Muradow dowodził wcześniej "siłami pokojowymi" w Górskim Karabachu, ale objął stanowisko już po epickim laniu, jakie Azerowie spuścili Ormianom w 2020 roku.

Ukraińcy żałują odejścia tak zasłużonego dla ukraińskiego wojska rosyjskiego generała. 

Z kolei Aleksander Chodakowski, były kapitan SBU, a po zdradzie dowódca Batalionu "Wostok" w Donbawe, którego krytyczne opinie tu nieraz cytowałem, dostał "kopa w górę". Mianowano go zastępcą szefa RoSSgwardii w DRL.
Striełkow-Girkin dostał na tę wieść piany, oskarżył Chodakowskiego o korupcję i zdradę. Według niego właśnie Chodakowski odpowiada za to, że nie wymordowano azowców w Mariupolu, tylko pozwolono im się poddać. Jak wiemy, znaczna część z nich wraz z dowódcami, jest już wolna. 

Front generalnie bez większych zmian. Rosjanie odpuścili okrążenie Bachmutu i próbują zajmować miasto kawałek po kawałku. Z kolei zintensyfikowali ataki na Awdijówkę, gdzie dość swobodnie działa rosyjskie lotnictwo. Prezydent Zełeński dziś powiedział, że odesłali system obrony przeciwlotniczej otrzymany od jednego z państw europejskich, bo... nie działał.
Moskale całkowicie odpuścili atakowanie Białogórówki koło Lysyczańska, więc Ukraińcy z marszu zaczęli atakować w tym rejonie.
Jest tak stabilnie, że DefMon przestał robić codzienne raporty z mapami. 

Żart DefMona nawiązujący do stylistyki map Institute for the Study of War, obrazujący ogólną sytuację na froncie. 

Działają jednak i to intensywnie partyzanci i artyleria ukraińska. W Melitopolu zarejestrowano wybuchy w lokomotywowni - uderzenie w logistykę, a konkretnie w przepustowość linii zaopatrzeniowych. 


Z kolei w Mariupolu wybuchł samochód szefa okupacyjnej policji Michaiła (a jakże) Moskwina  (no już lepiej nazywać się nie mógł). Ładunek był taki, że zdemolowało dwa sąsiednie bloki. Oficjalnie Moskwin przeżył, tylko ma wstrząśnienie mózgu. 




Cały dzisiejszy dzień i wieczór ukraińska artyleria młóciła po Zaporożu trafiając precyzyjnie w rosyjskie stanowiska i logistykę.

Pozostając przy wątkach piromańskich, w Swierdłowsku w Rosji wybuchło się gazociągowi.


Natomiast w Czeczenii ktoś ostrzelał posterunek policji. 


Putin w swoim bezbrzeżnym geniuszu postanowił pokazać, że jest niepoważnym partnerem i na drugi dzień po tym, jak wspólnie z Xi podpisał deklarację o niedopuszczalności przekazywania broni jądrowej państwom trzecim zapowiedział wyposażenie Białorusi w rakiety z głowicami nuklearnymi. 
Białoruska wersja Sołowiowa, czyli Ryhor Azaronak z entuzjazmem zapowiedział już na wizji, że Warszawa się stopi, a Wilno zatonie (w sumie, nie wiem, czemu nie odwrotnie, Wilja to strumyk w porównaniu z Wisłą). 
I wtedy odezwał się Xi, stwierdzając, że chyba coś się komuś pozajączkowało, bo zagrożenie trzeba zmniejszać, a nie zwiększać. 
Cesarz wie już, że moskiewskie książątko udające Cara jest niewiarygodne i że wszelkie układy z nim są warte mniej, niż atrament, którym je podpisano. 

No dobrze, ale czy Putin jest aż takim idiotą? 
No nie. W tym szaleństwie była głupia, ale metoda. W czasie wizyty Xi w Moskwie Putinowi nie udało się przekonać Xi do bezpośredniego wsparcia Rosji. Cesarz nie chce sobie zamykać drogi do uzyskania wpływów na Ukrainie. Wie, że Kijów zawiedzie się na zachodniej pomocy gospodarczej i wtedy on będzie pod ręką. Dla Ukrainy rola etapu na Jedwabnym Szlaku to szansa rozwojowa, a Moskwa dla Chin jest coraz mniej wiarygodna. 
W tej sytuacji Putin spróbował faktów dokonanych. Ogłaszając uzbrojenie Białorusi w atomówki zaraz po wizycie Xi w Moskwie sprawił wrażenie, że było to uzgodnione z Chinami. Zresztą część komentatorów tak to odebrała. Dlatego Xi stanowczo od razu zaprzeczył. 
Zagrywka była prostacka, ale miała minimalne szanse wciągnąć Chiny w konflikt. 

Na Ukrainie trwa wyrywanie komórek rakowych w postaci Putinarchu Moskiewskiego. Dziś z Ławry Peczerskiej wywaleni zostali w atmosferze awantury moskiewscy duchowni. Kościół Prawosławny Ukrainy powołał już struktury, które mają przejąć kolejne obiekty.





Generał Załużny osobiście odznaczył i wręczył w nagrodę karabin Rusłana Zubariewa "Predatora", czyli tego kozaka od samotnej walki. W jej trakcie oficjalnie zniszczył cztery rosyjskie pojazdy. 
Gdyby nie film (a nawet z tym filmem), cała historia brzmi niesamowicie, ale też pokazuje jakość bojców, skoro jeden strzelec wspierany przez ładowacza może zatrzymać cały oddział. I to nie jest jedyna taka zarejestrowana sytuacja w wykonaniu żołnierzy SZU.


Putin z kolei medalem odwagi odznaczył Fiodora, czyli chłopca rzekomo rannego w wyniku rajdu proukraińskiego Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego pod Briańskiem (podobno brali w tym udział także Polacy). Chłopca nikt nigdy nie widział, ale order dostał. 
W czasach bodaj Piotra I był taki porucznik Kiże, który istniał tylko na papierze. Brał udział w wojnach, dostawał ordery, awansował. Tylko nigdy się nie urodził. 
Tu mamy podobną sytuację. 

Dekret Putina o odznaczeniu Fiodora

A przy okazji, ekipa, która przeprowadziła rajd, wrzuciła filmik z tej akcji. 


Tymczasem w Rosji babuszka z Lotnych Brygad Putina rzuciła klątwę na Zełeńskiego. 





Komentarze

  1. Trzeba by zapowiedzieć, że przyszła niezależna Białoruś zachowa tę broń atomową na wypadek ataku Rosji :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odnośnie olimpiady to sprawa jest jasna. Skorumpowany zarząd jak w większości tych organizacji sportowych. Pokazuje to najlepiej, że cały ten system należy zreformować.
    Trudno zgadnąć gdzie nastąpi ofensywa, ale te kierunki, które podałeś są bardzo prawdopodobne, bo logiczne.
    Czytałem, że na razie jest odwilż i ewentualna ofensywa to dopiero pod koniec kwietnia.
    Patrząc na samochód tego Moskwina, to mógłby to przeżyć jedynie będąc daleko od samochodu w momencie wybuchu. Jeśli siedział w środku to już go nie ma.
    Co do nuków przenoszonych na Białoruś, to sam niedawno pisałeś, że Rosja może już żadnych sprawnych nie mieć, więc ta cała akcja to jedynie inscenizacja i o tym pewnie wiedzą wszyscy łącznie z Chinami.
    Trafiłem wczoraj na taki artykuł.

    https://geekweek.interia.pl/news-ukraincy-maja-juz-rakiety-zdolne-zbombardowac-moskwe,nId,6687845

    Hmm. Brzmi ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy nie ma w tekście z interii błędu. Ja wiem o dronach. Ale fakt. są w stanie bombardować Moskwę.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)