Dziennik wojny - dzień trzysta czterdziesty pierwszy


 Sytuacja jest dobra, ale nie tragiczna. 
Rosjanie po raz nie wiem który robią ten sam błąd: osiągając sukces na jakimś kierunku porzucają go, żeby zacząć imbę zupełnie gdzie indziej. 
Niby to jest kopia strategii ukraińskiej, czyli zmodyfikowanej metody "żabiego skoku". Ale zarówno Amerykanie na Pacyfiku, jak i Ukraińcy teraz najpierw dokańczali dany odcinek (wyspę) aż nie mogli niczego już tam uzyskać i wtedy, wiedząc, że odwody przeciwnika są lub zmierzają w tę stronę, uderzali tam, gdzie się ich nie spodziewano. 
Rosjanie natomiast nie kontynuują pozytywnie rozegranego starcia, nie zmuszają Ukraińców do ściągnięcia tam odwodów, tylko uderzają w rejonie, który wydaje im się rodzić szansę na sukces. 

Tym razem porzucili kierunek bachmucki (nie, że całkowicie, ale intensywność walk spadła), zgromadzili siły na odcinku Krzemiennej i zaatakowali. Odbili Czerwonopopówkę i Dąbrowę, i...
Doszli prawie do zalewu na Żerebcu, co w zasadzie kończy ich natarcie. Teraz muszą się przebić przez wąskie gardła w Ternach i Torskiem oraz Zarzecznem. Nie wróżę sukcesów. Pomysł ataku w miejscu, gdzie za chwilę znajdą się na brzegu najszerszej w tym miejscu przeszkody wodnej jest godny koncepcji budowy przepraw w najszerszym miejscu Dniepru, mając kawałek na południe dogodne wyspy przedzielone kanałami. 
Nie wiem, czy w rosyjskim sztabie ktokolwiek czyta mapy.

Zatem owszem, natarcie Moskali odepchnęło Ukraińców od Krzemiennej, a jednocześnie odsłoniło rosyjskie flanki. O ile południowa jest do ogarnięcia, bo Rosjanie chcą zaatakować na Białogórówkę, to północna świeci jak białe miejsce, gdzie plecy się kończą. Brakuje tylko napisu "TU KOPAĆ". 

Ten układ frontu nie daje Rosjanom żadnego wyjścia do oskrzydlenia Ukraińców
(nawet ten kierunek południowy wygląda słabo), za to prosi się o złapanie w kocioł. 

Pozostałe rejony wykazują pogłębiającą się stagnację rosyjską. Pod Kuzemówką na północ od Swatowego Rosjanie też próbowali atakować, ale szybko im wyjaśniono, że to zły pomysł. Pod Iwanówką na południe od Bachmutu Moskale opowiadają o broniących się tam arabskich najemnikach (już nawet nie Polacy ich leją). To znaczy, że znowu dostali lanie i jakoś muszą to sobie wytłumaczyć. 
Analogicznie gdzie indziej.

Krótki żywot rosyjskiego natarcia pod Kuzemówką.

Rosjanie uciekają się do starego chwytu i puszczają w radio komunikat, że Kijów poddał Bachmut, Marinkę i Awdijówkę i nakazał odwrót. Reakcją jest śmiech ukraińskich żołnierzy, bo czy jest lepszy dowód rosyjskiej niemocy? 

"Polnische soldaten, poddajcze sze".
A nie, to nie ta wojna. Ale brzmi podobnie. 

W ogóle to ciekawe, bo powtarza się po raz kolejny. W Soledarze i pod Kleszczewką Rosjanie uzyskali sukcesy, jak wcześniej pod Lysyczańskiem i Popasną dzięki walce manewrowej i obejściu pozycji ukraińskich. Po czym nagle kończy się inwencja i znowu zaczynają się ataki frontalne. 
I dobrze, powiedzmy sobie, że nie zawsze geografia sprzyja takim manewrom i to jest przyczyną wytracenia tempa natarcia pod Kleszczewką i Iwanowskiem. Jednak widać wciąż tę niekonsekwencję działania. 

Między Iwanowskiem a Kleszczewką jest pas otwartego terenu,a zagon na lewej flance utknął
na linii wzgórz. W zasadzie nie ma którędy obejść pozycji ukraińskich.  


To znaczy, jest którędy: idąc z Torecka na Konstantynówkę i potem na Kramatorsk.
Ale na taką operację Rosjanie nie mają sił i środków. 

Bachmut nadal jest celem nie militarnym a politycznym. Po upokorzeniu tutaj wagnerowców i ich kompromitacji w Soledarze Szojdu i Gierasimow chcą ostatecznie pognębić Prigożyna zdobywając Bachmut siłami regularnych jednostek wojskowych. Takie zwycięstwo wzmocni ich pozycję, ale też doda wiatru w skrzydła odtworzonym oddziałom rosyjskim (między innymi 1 Armii Pancernej, która na Ukrainie już dwa razy została wyzerowana). 
Faktem jednak jest, że po wiosennej, a potem jesiennej klęsce to wagnerowcy i kadyrowcy uratowali sytuację Rosjan i przez dwa miesiące trzymali front. Wagnerowców kosztować to miało osiemdziesiąt procent stanu. Z pięćdziesięciu tysięcy ponoć zjechali na dziesięć. 



Szef NATO Jens Stoltenberg powiedział, że sojusz widzi przygotowania Rosji do ponownego ataku, żeby zająć całą Ukrainę. Koresponduje to z cytowanymi wczoraj słowami szefa pionu wojskowego NATO, że sojusz jest gotów na otwarte starcie z Rosją. 

Według Artura Micka Moskale gromadzą siły w rejonie Białogrodu i prowadzą działania rozpoznawcze w rejonie Charkowa. Przypuszczalne kierunki działań rosyjskich wyglądają mniej więcej tak.

Tak Artur Micek widzi kierunki nowej rosyjskiej ofensywy. Zdecydowanie więcej sensu miałoby działanie w kierunku na Dnipro i Krasnogród. Jednak znowu: Rosjanie nie mają na to sił i środków. 


Oczywiście pierwsze, co się rzuca w oczy to odsłonięte flanki, o kompletnie nierealnym uderzeniu z rejonu Wielkiej Nowosiłki już nie mówiąc. To znaczy, realne ono jest, ale możliwość, że da coś poza stertą trupów to klasyczne Moscow-Fiction. 
Szanse skutecznego wyprowadzenia przez Rosjan koncentycznego uderzenia północ-południe, które rozcięłoby Ukrainę i odcięło ukraińskie siły w Donbasie, były w kwietniu, może maju. Teraz można o tym zapomnieć. Po prostu Rosja nie dysponuje siłami zdolnymi dokonać tak głębokiego uderzenia z ubezpieczeniem skrzydeł i pod ogniem całej ukraińskiej artylerii. 
Co nie znaczy, że nie spróbują. Jeśli na świecie jest coś głupiego do zrobienia, Rosjanie na pewno będą próbowali. 

Oczywiście Ukraińcy nie śpią i formują nowe jednostki, angażując coraz więcej swoich obywateli. W warunkach katastrofy gospodarczej dla wielu to szansa na przeżycie rodziny. Żołnierzom jednak regularnie się płaci. 

Tymczasem Institute for the Study of War uważa, że opieszałość w dostawach zachodniego sprzętu nie pozwoliła Ukraińcom wykorzystać dogodnej okazji do dobicia gada jesienią. 
Nie do końca zgadzam się z tą opinią. Na przeszkodzie natarciu ukraińskiemu stanęły przede wszystkim warunki terenowe: Dniepr pod Chersoniem i ciągnąca się z północy na południe linia wzgórz plus szosa i rzeka pod Krzemienną i Swatowem. 
Ale na pewno z zachodnim sprzętem łatwiej byłoby pod Soledarem i Bachmutem. 

Gdzieś pod Bachmutem. Ukraiński oddział przedziera się przez rosyjskie pozycje.
To pokazuje, że Moskale nie kontrolują terenu, który deklarują jako opanowany.
Wciąż działają na nim jednostki SZU. 


Do ataku na Iran przyznał się Izrael na zasadzie "Nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?". New York Times podał, że była to wspólna operacja Izraela i Stanów. Z kolei Ukraińcy skomentowali to po swojemu:
Szahidy przezimowały i wracają do domu. 
Ukraiński styl coraz częściej przypomina słynny list Kozaków Zaporoskich do sułtana. Irański MSZ wezwał ambasadora Ukrainy, żeby się z tych szyderstw wytłumaczył. 
Stanowisko zajęło też MSZ Jebanarium. "Smutny człowiek o twarzy konia", czyli Ławrow oświadczył, że Rosja potępia użycie dronów przeciw irańskim instalacjom wojskowym. Bo jak wiadomo używanie dronów przeciw ukraińskim instalacjom cywilnym jest OK.




Ale oburzenie Erefii jest zrozumiałe, bo uderzono w obiekty produkujące broń dla nich, więc dostawy zostały zagrożone.
Zaatakowany został także na granicy syryjsko-irańskiej konwój z już gotowym sprzętem dla Moskali.

Po zwycięskiej dla Ukrainy grze o czołgi zaczęła się gra o F-16. Polska gra znów dokładnie tak samo, jak poprzednio, deklarując przekazanie naszych "efek" "w uzgodnieniu z NATO". 
Przy okazji potwierdziło się to, o czym pisałem na początku marca. Pamiętacie, jak po trzech dniach ukraińskie lotnictwo znikło, a Rosjanie robili na niebie co chcieli? A po dwóch dniach nagle samoloty z żółto-niebieskim kołem wróciły gromiąc Moskali. 
Przy okazji szef unijnej dyplomacji Borell wysypał się, że to Polacy przekazali swoje MiGi. Polska zaprzeczyła motając dokumentnie i po mistrzowsku. 
No więc Borell, choć bezmyślny, powiedział prawdę. Polska rzeczywiście przekazała wtedy swoje MiGi (poza kilkoma, które robiły za alibi "no przeca mamy, nic nie daliśmy"). Jako części zamienne. 

Poprosimy teraz części zamienne do F-16. Mogą być skompletowane. 



 

Komentarze

  1. "Sytuacja jest dobra, ale nie tragiczna". Znam ten żart :)
    Ten opis działań rosyjskich to mam nadzieję nie jest narzekanie ? ;p
    To, iż postępują błędnie, niewłaściwie czy nie mądrze to po prostu uśmiech losu. Strach pomyśleć co by było, gdyby ich sprzęt był taki jak na wiki, a do tego mieli dobre zaopatrzenie, świetną logistykę i dobre dowództwo.
    Warto cały czas przypominać, że wynik wojny nie jest obojętny dla Polski i Polaków.
    Napisałeś ostatnio, że zasięg artylerii, która dysponują Ukraińcy to 80 km, a kacapy swoje punkty zbiórki amunicji przenieśli na odległość 100-120 km. Słyszałem, że ponoć USA rozważa przekazanie artylerii dalszego zasięgu. Lepiej niech to zrobią jak najszybciej.
    Nie współczuje Iranowi tych bombardowań. Ich działania szkodzą pośrednio nam, więc ... niech się walą.
    To swego rodzaju ironia, że drony zbombardowały fabrykę dronów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie. To samo mówi mój znajomy z SZU: mamy szczęście, że to durnie.
      HIMARS i MLRS na Ukrainie mają już do 120 km.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)