Dziennik wojny - doba trzysta trzynasta i trzysta czternasta


 

Chciałem napisać, że wysadzenie rosyjskiej bazy w Makijówce jest porównywalne z zatopieniem krążownika "Moskwa", ale nie. Ono ma znacznie większą rangę. 


Po kolei. 
Dlaczego doszło do takiej masakry? Według wstępnych ocen zidentyfikowano już prawie trzystu zabitych bojców, wszystko z okolic Samary. W rzeczywistości straty są na pewno większe, bo część po prostu wyparowała, a część została rozrzucona w częściach w promieniu stu metrów, więc ciężko będzie ich pozbierać. Iluś wciąż leży pod gruzami, gdzie część dogorywa bez pomocy, a kilkuset rannych jest w stanie krytycznym. 
Jedną salwą Ukraińcy zlikwidowali przynajmniej batalion, a prawdopodobnie większą jednostkę. I co ważniejsze, wraz ze sprzętem i dowódcami.

Kiedy bojcy ginęli, Szojgu się bawił.

Ale dlaczego? 
Po pierwsze, mobików zgromadzono w zespole szkół zawodowych, który mógłby nadawać się na szpital, a nie na miejsce rozlokowania jednostki w strefie zasięgu HIMARSów. 
Po drugie, koło szkoły zgromadzono cały sprzęt, w dodatku ładnie go ustawiono, żeby był łatwiejszy do zniszczenia - o standardowym ustawianiu sprzętu na froncie przez Rosjan i konsekwencjach tego pisałem tuż przed ofensywą na Bałakliję. 
Po trzecie, kiedy usłyszano nadlatującą rakietę dowództwo miało - według świadków, czyli okolicznej ludności - zacząć gromadzić bojców w jednym miejscu przy sprzęcie.
Po czwarte - i to jest clue całości - w piwnicach budynku szkoły w równych pryzmach stała cała amunicja jednostki. 
Wybuch rakiet (lub nawet jednej rakiety) spowodował eksplozję jednego pocisku, od którego zajęła się cała skrzynka, od której zajęły się kolejne, a od nich amunicja i paliwo w pojazdach koło szkoły.
Widzieliście w "Grze o tron", jak Cersei Lanister wysadza "dzikim ogniem" świątynię? To było mniej więcej tak samo. 


Skutek?
Szok, a teraz narastający wkurw Moskali. W pierwszej chwili władze rosyjskie rżnęły głupa, że nic się nie stało, tylko wyburzano budynek, ale żadnych ofiar. Potem przyznano się do sześćdziesięciu, potem zaczęto przebąkiwać o prawie trzystu, choć oficjalnie przyznano się w końcu do osiemdziesięciu dziewięciu. Naprawdę skala strat może sięgnąć stanu brygady. 


Pierwsze uspokajające wpisy trolli na Telegramie.

Właśnie dlatego kłamstw nie dało się utrzymać. Kiedy Tania, Masza i Wiera zaczęły wydzwaniać do swoich chłopów i nikt nie odbierał, skontaktowały się z koleżankami i znajomymi, których mężczyźni też byli w tej jednostce (a większość była, bo zaciąg terytorialny). Kiedy te potwierdziły, że też nie mogą się dodzwonić, od słowa do słowa, od kobiety do kobiety, zaczęto sklecać wiedzę i wyszło, że straty idą w setki. 
A władze, w tym gubernator, "kurator", czyli supervisor z ramienia Dumy, Szojgu i Putin milczą. 

Po dwóch dniach, kiedy zorientowano się, że sprawa nie przycichnie, Putin "oburzony" kazał przeprowadzić śledztwo i wskazać winnego zgromadzenia kilkuset ludzi w jednym budynku w zasięgu ukraińskiej artylerii. Nikt mu nie powie jednak, że winien jest on i jego poplecznicy. 

Oficjalna propaganda próbuje uderzać w tony zemsty i odwetu, ale w przeciwieństwie do zatopienia "Moskwy" nikt nie mówi o uderzeniu nuklearnym. Natomiast organizacja "Czarne Wdowy"... "Wojskowe Wdowy" wezwała do kolejnej mobilizacji, zamknięcia granic i rozstrzelania każdego krytycznego względem wojny. Bo przecież "Rosja została napadnięta" (dosłownie tak napisały). Tylko nikt nie potrafi wyjaśnić, czemu na cudzym terytorium? 



Apel "Żołnierskich Wdów" o zwiększenie liczby koleżanek.

W samej Samarze przed kamerami wystąpiła kobieta, płacząca, że straciła w Makijówce swojego męża. Także ona domagała się odwetu. Jak się okazało jest żoną generała Kolotowkina, który do frontu nawet się nie zbliżył. 

Generałowa Kołotowkina odgrywająca żądną zemsty wdowę.

Swój komentarz, ale już ostro krytyczny wobec Szojgu i jego kamaryli zamieścił też Ogórkin-Sriełkow. Ale on o zemście nie mówił. Dziad i bandyta, ale jednak rozumie, jakie są prawidła wojny. On jednak  też mówi o konieczności dalszej mobilizacji. 
Rzecz w tym, że taka hurtowa śmierć w dodatku z całkowitą utylizacją części ciał, jest dla przeciętnego człowieka, nawet z mózgiem wypalonym przez alkohol, znacznie bardziej przerażająca od opcji trafienia standardowym pociskiem. W drugim przypadku mamy loterię i możemy liczyć na łut szczęścia. W pierwszym zgon praktycznie pewny. 

Girkin-Striełkow zapytany, czemu Tik-tok Army już nie nagrywa filmów,
odpowiada "Bo Rosjanie już nie wygrywają i nie ma od kogo ukraść zwycięstwa".

Przy okazji widać znakomitą pracę ukraińskiego rozpoznania. Zarówno Rosjanie, jak i Ukraińcy ściemniają, że akcja była doraźna - Moskale bredzą o namierzeniu telefonów komórkowych, których mobiki nie mają - ale nie ma takiej opcji. Samo przygotowanie salwy, w tym wybór miejsca, zabezpieczenie go przez oddział osłonowy, dojazd wyrzutni, obliczenie momentu strzału, żeby pocisk spadł równo o północy wymaga przynajmniej kilku godzin. A naprawdę kilku dni: namierzenie bazy, ustalenie wszystkich koniecznych szczegółów, opisane wyżej przygotowanie salwy - co najmniej dwa-trzy dni pracy. Ale efekt wart tego. 

Rosjanie ogłosili, że w rewanżu zniszczyli pięć kolejnych wyrzzutni HIMARS (w rzeczywistości ani jednej). Ktoś policzył, że jeśli wierzyć rosyjskim komunikatom, to zaczęli niszczyć HIMARSy zanim one dotarły na Ukrainę i zniszczyli ich więcej, niż Ukraina dostała.



Dokładnie na drugi dzień po Makijówce Ukraińcy wysadzili magazyn amunicji Moskali w Swatowem. Rosjanie zwozili tam materiały wybuchowe przez dwa tygodnie, a Ukraińcy uprzejmie czekali. Wreszcie wczoraj zniszczyli magazyn. Zwykłym granatem, zrzuconym z drona. 


Ostrzał i bombardowania trwają i przypominają to, co się działo pod Chersoniem przed wyzwoleniem miasta. "Bawełna jest na całym froncie od Dniepru do Swatowa. 

Zniszczona wczoraj rosyjska baza w Tokmaku.

Profil Kartina Masłom zwraca uwagę, że środek odcinka zaporoskiego był taki intensywnie ostrzeliwany, że w zasadzie nie powinno tam być wojsk rosyjskich. Przynajmniej zdolnych do stawiania skutecznego oporu. 

Zasięgi ukraińskiej artylerii według Kartina Masłom

Tylko dzisiejsze poważniejsze trafienia na Zaporożu według DefMon

Trafienia ukraińskiej artylerii z ostatnich trzech miesięcy sugerują wyczyszczenie
z magazynów rosyjskich, stanowisk dowodzenia i punktów koncentracji
 pasa frontu wraz z zapleczem o szerokości 138 kilometrów.

A propos Chersonia. 
Ukraińcy wkroczyli na Wyspę Potiomkinowską na Dnieprze. Co prawda poszło info poparte filmem z wywieszenia ukraińskiej flagi, ale rzeczniczka Dowództwa Operacyjnego "Południe" Natalia Humeniuk sprostowała, że to jeszcze nie jest wyzwolenie, tylko początek walki o wyspę. Po prostu ktoś się pospieszył z wypuszczeniem filmu. 


Co Ukraińcom daje kontrola tej wyspy? Parę tygodni temu, kiedy zajęli ją Rosjanie, pisałem, że im nie daje niczego. Ukraińcom zaś daje sporo, ale tylko pod jednym warunkiem: że przeprowadzą operację forsowania Dniepru. Do tego opanowanie wyspy ryglującej dolny bieg Dniepru jest konieczne. W dodatku tędy można przeprowadzić atak unikając budowy przepraw w szerokiej części rzeki na północ od wyspy. I Rosjanom wyspa ta mogłaby być potrzebna w analogicznej sytuacji, jako lądowy pomost na drugą stronę rzeki. Tylko, że Rosjanie nie są zdolni do takiej operacji. Nie mają dość sił. Ukraińcy zaś są w stanie ją przeprowadzić. 



Załużny zatem znowu bawi się w ciuciubabkę. Ostrzałem Zaporoża sugeruje szykowanie ataku na południe. Zajęciem Wyspy Potiomkinowskiej - forsowanie Dniepru. Ruchami jednostek - szturm na Krzemienną lub Swatowe. 
Znów nikt nie wie, gdzie uderzy. 


Poza tym, na froncie stabilizacja i brak jakichś istotnych zmian. Przepychanki, raz jedni, raz drudzy, powodują sprzeczne komunikaty. Generalnie wszystko stoi w miejscu, a pracuje artyleria. 

Trzeba wspomnieć o dwóch sprawach. 
Atak ukraiński pod Krzemienną ostatecznie załamał się, a SZU wycofała się na pozycje wyjściowe, a nawet nieco na zachód, prawdopodobnie tracąc Czerwonopopówkę, ale utrzymując Dąbrowę. 
Dobrze to, czy źle?

Mapka od Artura Micka

Ukraiński atak był uderzeniem wyprzedzającym na przygotowane do ofensywy oddziały rosyjskie. Trudno teraz powiedzieć, ilu bojców Moskale stracili w wyniku tego manewru, ale sytuacja zrobiła się dla nich na tyle groźna, że pod Krzemienną pchali wszystkie rezerwy. Których zabrakło gdzie indziej.
W dodatku oddziały, które miały dojść do Toskiego, musiały odbijać tereny, które zajęli Ukraińcy. 
W tej chwili rosyjska ofensywa na tym odcinku nie jest możliwa. Kosztem chwilowej utraty Czerwonopopówki nie dopuszczono do znacznie poważniejszych strat.

Pod Bachmuckiem i Krasną Górą Ukraińcy mieli przeprowadzić kontratak na jeden z rosyjskich występów w linii frontu. Zwykła korekta. 

Mapka od Artura Micka

Na koniec ukraiński skecz o szefie wywiadu generale Budanowie. Chyba nie muszę tłumaczyć. Najlepszy jest moment, kiedy odbiera telefon od prezydenta Zełeńskiego zanim prezydent wystukał numer jego telefonu. 

- Jestem Budanow, wiem, co będzie (szczo bude).






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)

Dziennik wojny - dni trzydziesty czwarty i trzydziesty piąty trzeciego roku (764 i 765)