Dziennik wojny - dni dwieście pięćdziesiąty trzeci, dwieście pięćdziesiąty czwarty, dwieście pięćdziesiąty piąty, dwieście pięćdziesiąty szósty, dwieście pięćdziesiąty siódmy i dwieście pięćdziesiąty ósmy drugiego roku (618, 619, 620, 621, 622 i 623)

 

Tak sztuczna inteligencja widzi zniszczenie rosyjskiego okrętu w porcie w Kerczu

Zasadnicze zaczepne działania ukraińskie na froncie południowym i wschodnim dobiegły końca. Inicjatywa generalnie jest w rękach rosyjskich, Moskale próbują zmniejszyć skalę ukraińskich - i tak niezbyt dużych, choć niewątpliwie poważnych - sukcesów. 
Uderzenie pod Awdijówką, choć nie zakończone ostatecznie sukcesem operacyjnym, dało Moskalom zysk strategiczny zmuszając SZU do przerzucenia części sił w rejon tej twierdzy, żeby zatrzymać natarcie Moskali. 
Wojsko rosyjskie pod Awdijówką popełnia nie wiem po raz który ten sam błąd, czyli po uzyskaniu jakiegoś sukcesu zamiast poszerzać wyłom i koncentrować na tym kierunku działania, rozprasza się na pierdyliard osi natarcia bez jakiegokolwiek sensu.


Skutkiem jest to, że próby przełamania ukraińskiej obrony na linii kolejowej, mimo kilkukrotnego przejścia przez tory, skończyły się niepowodzeniem. Jednocześnie po raz kolejny SZU uderzyło z flanki w kierunku Krasnogorówki. Do odcięcia sił rosyjskich i stworzenia worka daleko, ale już sama aktywność Ukraińców w zasadzie na tyłach stwarza dla Rosjan spore problemy. 



Rozwiązywanie problemów taktycznych na kierunku Awdijówki za pomocą ukraińskiej amunicji kasetowej

Pod Węglodarem trwa sezon drugi Sqid Games Ukrainian Edition. Najciekawsze, że baty zbierają te same jednostki, które zmasakrowane zostały w zimie bieżącego roku. 
Można zacytować Obeliksa:
- Ja to się dziwię tym Rzymianom... Moskalom.
Pod Węglodarem mamy zatem koleje Verdun XXI wieku. To, o czym pisał generał Załużny: technologia obu stron uniemożliwia uzyskanie przewagi i przełamanie każdej z nich.

Na północy sytuacja podobna. Rosjanie mogą sobie pomarzyć o dotarciu do Kupjańska. Przyczółka broni tak dużo ukraińskich jednostek, że szans na to nie ma żadnych.


Próba uderzenia z flanki wykonana na odcinku 14 Brygady skończyła się kolejną masakrą. W piach poszedł 26 Pułk Pancerny elitarnej 1 Armii Pancernej.



Pod Robotynnem Moskalom udało się odzyskać Nowoprokopówkę, którą na chwilę zajęli Ukraińcy. Poza tym stagnacja. 


Ukraińska 58 Brygada ogląda, co zostało z Moskali po ataku pod Staromajorskiem.


Jest jednak pewien niuans. 

Nad Dnieprem metodą gotowania żaby Ukraińcy przerzucając małe siły doprowadzili do tego, że w rejonie Krynek działają już dwa-trzy bataliony piechoty morskiej wspomagane przez ciężki sprzęt. Pół wsi ma być wyzwolone, a oddziały ukraińskie doszły do pobliskiego lasu. 


Rosyjska piechota pod ukraińskim ogniem w Krynkach

Jednocześnie rozwijany jest przyczółek koło Mostu Antonowskiego i Oleszek. Piechota morska atakowała wzdłuż zerwanego mostu kolejowego koło Piszczanówki. Możliwe, że nie płynęli, tylko przeszli po moście, który do ruchu pociągów i samochodów się nie nadaje, ale z buta można go pokonać. 
W każdym razie tu też Moskale zaczynają mieć problemy. 


Dość ciekawe, że na tym odcinku pojawiła się jednostka dronowa "Ptaki Madziara", która brała udział w najbardziej intensywnych walkach pod Bachmutem i Robotynnem. Sugeruje to, że na tym kierunku może się sytuacja ciekawie rozwinąć.

Rzecz w tym, że jak już pisałem, Rosjanie nie mają sił na obsadzenie całej długości frontu. Do tej pory skupiali się na kierunkach Robotynne, Staromajorskie, Węglodar, Marinka, Awdijówka, Bachmut, Krzemienna, Swatowe, Kupjańsk. Dużo nawet jak na tak dużą armię. Kierunek dnieprzański był traktowany po macoszemu, bo przecież Dniepr to szeroka i trudna do forsowania rzeka, a Ukraińcy nie mają ku temu środków. 
Teraz właśnie na tym zapomnianym odcinku powoli, ale konsekwentnie buduje się całkiem spory przyczółek, którego nie da się zniszczyć bez zaangażowania znacznych sił. Jak jest źle, pokazuje fakt, że na całym odcinku dnieprzańskim od Energodaru do ujścia Dniepru operuje tyle samo brygad rosyjskich, co pod Robotynnem. Oznacza to, że obrona rosyjska jest tu po prostu dziurawa. W dodatku umocnienia idą głównie po osi zachód-wschód, czyli jeśli Ukraińcy rozwiną przyczółek i wyprowadzą z niego uderzenie, będą atakować wzdłuż linii rosyjskich fortyfikacji. 

Warto przypomnieć, że pułkownik Maciej Korowaj przewidywał uderzenie na tym kierunku, które miałoby na celu zmuszenie Moskali, żeby weszli w "pas głodu". Właśnie teraz, przed zimą, a nawet wręcz w czasie zimy, kiedy logistyka leży i kwiczy, rozwinięcie działań znad Dniepru może stać się dla moskiewskiej armii zabójcze. 

Czemu zatem generał Załużny i prezydent Zełeński mówią o końcu ofensywy? Zełeński nawet mówi o planach przyszłorocznych...
Cóż, Sun-Tsy pisał:
- Kiedy chcesz się wycofać, udawaj, że atakujesz. 
A jak jesteśmy przy problemach Rosjan na lewym brzegu, to generał Ciepliński nie ucierpiał w wyniku trafienia sztabu Grupy "Dniepr" pociskiem ATACMS. Za to chyba trafiono go celnie pociskiem "twoja żona puszcza się z twoim bratem". 
Dosłownie. Hakerzy włamali się na konto pani Cieplińskiej i wyciągnęli prywatną jej kurwespndencję z bratem generała, s-pułkownikiem. 

Generał z żoną i synem

S-półkownik, brat generała bez majtek

Cios poważny, bo żaden normalny mężczyzna nie będzie w stanie analizować na chłodno, dowiadując się o zdradzie dwóch najbliższych osób. Do tego taka sytuacja tak poniża ofiarę w oczach innych mężczyzn, że autorytet leży w gruzach. 

Przy okazji, Ciepliński zastąpił na stołku szefa Grupy "Dniepr" Olega Makarewicza. Tego, który zastąpić miał Cieplińskiego na stanowisku szefa spadochroniarzy na początku bieżącego roku. Potem dostał awans na stopniu i od kwietnia dowodził Grupą "Dniepr". 
Wygląda na to, że Grupa "Dniepr" to swoiste miejsce "zsyłki". Ciepliński z dowódcy spadochroniarzy i zastępcy głównodowodzącego na Ukrainie też trafił nad Dniepr. W sumie po takich porażkach, do jakich doszło w lecie, trudno się dziwić, że lecą głowy. 

A propos głów, to poleciała głowa szefa ukraińskich specjalsów Wiktora Chorenko. Podobno za braki sukcesów w ofensywie. Dymisja miała mieć miejsce na żądanie ministra obrony Rustema Umerowa, przy czym generał Załużny miał o niczym nie wiedzieć. Sam Chorenko o odwołaniu dowiedział się z mediów.


I to jest nieco dziwne, bo kto, jak kto, ale właśnie specjalsi mieli w sezonie letnim sukcesy. Kiedy inne formacje miały większe lub mniejsze problemy, oni wykonali błyskotliwe rajdy na Krym, czy też dokonali opisanego wyżej utworzenia przyczółków nad Dnieprem. 

Chorenko wywodzi się z GUR, gdzie odpowiadał za operacje specjalne i jest raczej człowiekiem Budanowa, który wywodzi się z tego samego pionu (operacje specjalne wywiadu). Podobno jego styl zarządzania w podległym mu rodzaju wojsk był daleki od doskonałości. Oskarżany jest o utrudnianie działania doświadczonym zespołom. Z relacji wynika, że sukcesy były raczej pomimo jego dowodzenia, a nie dzięki niemu. 
Ciężko cokolwiek konkretnego powiedzieć, ale Chorenko dowodził siłami specjalnymi od końcówki lipca zeszłego roku, więc jednak portfolio jego sukcesów jest dość bogate. Gdyby był tak fatalnym dowódcą, to nie byłoby tych wszystkich błyskotliwych działań.
Minister Umerow powiedział, że Chorenko wraca do GUR. 

Chorenkę zastąpił Sergiej Łupanczuk, który zmienił go także w składzie Kwatery Głównej Naczelnego Wodza SZU. 
Wymieniony został także szef wywiadu Państwowej Służby Granicznej Ukrainy. 

Zmiany te mogą oznaczać skutki rywalizacji klik w ukraińskim kierownictwie, próbę ograniczenia wpływów Cyryla Budanowa lub być efektem rzekomego konfliktu między prezydentem Zełeńskim a generałem Załużnym. Co prawda poza artykułami prasowymi i rosyjską propagandą nie ma dowodów na taki konflikt, ale faktem jest, że popularność Załużnego wciąż jest bardzo wysoka, a akcje Zełeńskiego spadają. W zbliżających się wyborach prezydenckich (które powinny mieć miejsce teraz, ale prezydent Zełeński odrzucił możliwość przeprowadzenia ich podczas wojny) wojsko będzie miało bardzo istotną pozycję i może zmieść dotychczasowy układ polityczny. Załużny stanowi więc naturalnego rywala urzędującego prezydenta. 

Chyba, że...


To podobno zapis kolejnej operacji GUR przeciw wagnerowcom w Sudanie. Może Chorenko ma za zadanie zająć się wyłącznie tym odcinkiem tak, żeby wyeliminować wpływy Rosji z Afryki?


Pozostając na froncie i wśród dowódców ukraińskich.
W 128 Górskiej Brygadzie Szturmowej żałoba. 


Z okazji Dnia Artylerzysty najlepsi artylerzyści tej brygady zostali zebrani w Orzechowie na Zaporożu w celu wręczenia im odznaczeń i nagród. 
Dowódca brygady Dymitr Łysiuk spóźnił się ponad pół godziny. Przez ten czas żołnierze czekali w szyku na swojego szefa. W międzyczasie odnalazł ich rosyjski dron, który naprowadził rakietę.



Dowódca przyjechał na miejsce dwie minuty po eksplozji. W wyniku ataku zginęło dziewiętnastu żołnierzy, w tym dziewięciu oficerów. Wśród nich prawdziwe asy artylerii. 

W tym nieszczęściu było jednak trochę szczęścia. Żołnierze zgromadzeni byli wewnątrz zabudowań (niebieska obwódka), a rakieta uderzyła w rejonie zaznaczonym żółtym kolorem. Zginęli ci, którzy byli przy ścianie od strony wybuchu. Reszta przeżyła. Gdyby pocisk trafił dokładnie, byłaby masakra na większą skalę.


Atak miał miejsce ponad osiem kilometrów od frontu, więc dron nie znalazł się tam przypadkowo. Operator wiedział, czego szuka. 


A teraz najciekawsze. Dymitr Łysiuk był karany za przemyt papierosów z Ługandy. Pewnie nie tylko to miał na sumieniu. Został już zwolniony ze stamowiska i oficjalnie wszczęto śledztwo, mające wyjaśnić okoliczności masakry.
Ja mam pytanie, czemu ten człowiek, łatwy przecież do zerbowania przez obcy wywiad, został dowódcą elitarnej jednostki. Jak się bowiem okazuje, 125 Górska dość często miała "pecha". 

W Użhorodzie na Zakarpaciu, gdzie stacjonuje 128 Górska odbyła się żałobna uroczystość. W Brygadzie służą Huculi, Węgrzy, Słowacy, a także Polacy, będący obywatelami Ukrainy.

Jak jesteśmy przy stratach spowodowanych głupotą, to z hukiem z tego świata zszedł asystent Załużnego major Giennadij Czastjakow. Na urodziny dostał od kumpla flaszkę i niemieckie granaty ręczne. Prezent wybuchł, zabijając na miejscu solenizanta i ciężko raniąc jego syna. Obecne w domu żona i córka wojskowego przeżyły.
I teraz wersje się rozjeżdżają. 
Pierwsza jest taka, że w pakunku z wódką  oficjalnie miały być kieliszki w kształcie granatów i pakunek wybuchł w momencie otwierania. Zamiast kieliszków były prawdziwe granaty.
Czemu właśnie teraz? 
Druga wersja mówi, że Czastjakow chwalił się prezentem przed znajomymi, a granaty były prawdziwe i w wyniku tych popisów doszło do wybuchu. 
Czemu poza synem nie ma innych ofiar?
Trzecia wersja - granatem zaczął bawić się syn i podczas odbierania mu "zabawki" doszło do wyciągnięcia zawleczki. 
I doświadczony oficer pozwolił dziecku wziąć granat? 



Problem w tym, że granaty DM 51 są na zewnątrz plastikowe, więc łatwo je pomylić z zabawką.


Kumpel, od którego pochodził prezent został podobno zatrzymany, a w jego domu znaleziono jeszcze dwa takie granaty. 

Na miejscu Ukraińców też nie przyznałbym się, że można w tak głupi sposób sprzątnąć prawą rękę głównodowodzącego. Tak samo, jak wolałbym opowiadać, że komendant policji pomylił głośnik z granatnikiem, niż przyznać się, że można jako prezent wnieść bombę do Komendy Głównej Policji. 
Z drugiej strony... Nie takie głupoty robią nawet doświadczeni ludzie. 


Wracając do działań bojowych. 
Ukraińska artyleria pracuje znacznie skuteczniej od rosyjskiej. 


W stoczni w Kerczu na Krymie rakiety Storm Shadow wyzerowały korwetę rakietową projektu Karakurt "Askold". To okręt zwodowany z 2021 roku, jeden z pięciu istniejących i jeden z dwóch w składzie Floty Czarnomorskiej. W dodatku z różnych powodów technicznych wciąż wykańczany (głównie dlatego, że dostawcą choćby silników były zakłady ukraińskie). Właśnie miał wejść do służby liniowej...



Ale nie wejdzie. 

Uderzenie wykonano czterema pociskami, z czego celu dosięgły dwa. 


Rosjanie mówią o piętnastu zestrzelonych rakietach, a na stocznię miały spaść ich szczątki. 

Szczątki to zostały z okrętu

Zdjęcie satelitarne "Askolda" podczas akcji ratowniczej

Smaczku sprawie dodaje fakt, że rejon portu jest całkiem mocno chroniony systemami PLOT. Jak widać, niewystarczająco


Bilans strat Floty Czarnomorskiej w starciu z krajem pozbawionym floty wygląda niezmiernie ciekawie

W Wołnowasze ukraińskie rakiety wpadły do domu kultury, zamienionego na rosyjskie koszary. Poziom kultury w mieście po tym wzrósł.




Miejscowy gubernator na filmie mówi, że "sława Bohu nikto nie pogib", ale rosyjskie kanały krzyczą o zabitych kobietach i dzieciach. 

W Sedowie koło Mariupola rakiety uderzyły w lotnisko, na którym gromadzone są śmigłowce wymagające napraw. 


Stosunek maszyn uszkodzonych do zniszczonych uległ pogorszeniu.


Czwarty strzał poszedł w Donieck, gdzie miało ulec zniszczeniu centrum szkolenia operatorów dronów.



O ten atak straszny jazgot podnieśli Moskale na Radzie Bezpieczeństwa ONZ, oskarżając Ukrainę o atakowanie celów cywilnych. 
Niezła hipokryzja, no nie? 

Pomijając kwestie moralne i humanitarne. Czysta matematyka: Ukraina nie ma tylu pocisków, żeby marnować je na ostrzeliwanie celów niemilitarnych. 

Tymczasem rosyjskie rakiety trafiły w Odesie liberyjski statek, który przypłynął po zboże i właśnie wchodził do portu. Prawdopodobnie był to wypadek. Rakieta była pociskiem przeciwradarowym, kierującym się na źródło promieniowania, a statek wchodzący do portu musi mieć radar włączony, żeby kapitan widział swoje położenie względem linii brzegowej. 



Statek miał zawieźć zboże do... Chin. W Pekinie chyba się wkurzą.


Tymczasem w Jebanarium...
W Jebanarium świętowano...

wygnanie cara Rosji z Kremla!

 Ktoś się doszukał, że Michał Romanow, pierwszy władca Rosji z tej dynastii, był w załodze Kremla, kiedy zamek szturmowali powstańcy Minina, Pożarskiego i Trubeckiego. Oczywiście, zdążył się ulotnić zanim doszło do kapitulacji, bo pewnie by nie przeżył. 

Być może to tylko plotka. W każdym razie 7 listopada to od paru lat w Rosji dzień jedności narodowej. Święto, na  które większość ma wywalone, ale władza obchodzi je z pompą. 

Z tej okazji w Moskwie odbyła się uroczysta msza, na której nie było Putina, ani jego sobowtóra. W trakcie kazania putinarcha Cyryl rzekł:


- Wróg był wygnany z Kremla, potem z Moskwy, a potem z Rosji...
Co w kontekście plotek o zgonie Putina zabrzmiało... Dziwnie. W oficjalnym tekście kazania  na stronie Putinarchatu tych słów już nie ma.

W ramach tych samych uroczystości - po raz pierwszy od lat kwiaty pod pomnikiem składał Putin (sobowtór) w otoczeniu ludzi i z udziałem duchownych - prezydent Rosji (lub jego awatar) rzucił tekstem, że Aleksander Newski słusznie poszedł po jarłyk do chana mongolskiego i bronił Rosji przed Zachodem, bo Tatarzy rozumieli Rosję i bronili jej duszy, którą Zachód chciał zniszczyć...
Akurat Newski nie miał nic do gadania, jakby nie dostał jarłyku, to by nie rządził. 
Jednak ciekawie brzmi podbudowywanie propagandowe chińskiej okupacji Rosji.


Na zakończenie spotkania chłopiec pyta:
- Czy ty jesteś Putin?
- Na razie tak
- pada odpowiedź.

Nie koniec cyrków.
Przed ambasadą amerykańską w Moskwie przedefilowały samochody z modelami rakiet Sarmat na dachach i napisami "Na Waszyngton!"


Na Wystawie Osiągnięć Gospodarczych w Moskwie wystawiono model najsilniejszej bomby wodorowej (i jednocześnie najsilniejszej bomby w ogóle), czyli car-bomby.


Pojawiły się tam także czapeczki z autografem Putina i cytatami jego wypowiedzi




Natomiast popiersie Putina można z innymi figurami, w tym Stalina, kupić w sklepie w Muzeum Zwycięstwa.



Zaś putinarcha Cyryl znalazł ikonę.
I to nie byle jaką ikonę, tylko zaginioną w 1904 roku Kazańską Ikonę Matki Bożej. Tę samą, którą nieśli powstańcy wyganiający Polaków z Kremla. Wielu wierzy, że póki jest ona w Rosji, chroni kraj przed złem. Jej zaginięcie w 1904 roku uważane jest za początek nieszczęść (jakoś w 1856 nie pomogła).


I to gdzie? 
Okazało się, że cały czas miał ją w domu!

Oczywiście dość szybko nawet rosyjscy duchowni prawosławni szybko podważyli te rewelacje, wykazując, że rzekoma ikona jest kopią. 


Ukraińcy nakręcili film fabularny o pierwszych dniach rosyjskiej inwazji



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)