Dziennik wojny - dzień dwieście sześćdziesiąty siódmy, dwieście sześćdziesiąty ósmy i dwieście sześćdziesiąty dziewiąty (632, 633 i 634)

 

Dla Adama Kadyrowa dzień bez medalu to dzień stracony. Dziś dostał dwa kolejne, w tym za wkład w rozwój Uniwersytetu Sił Specjalnych (w Jebanarium coś takiego jest!). Jaki wkład w specjalistyczną uczelnię może mieć piętnastolatek? A kogo to obchodzi? Tu nie idzie o faktyczne zasługi, a o hołdy lenne wobec nowego władcy. 


Na początek historia z happy endem. 
Bohdan Jermochin z Mariupola został deportowany przez kacapów, kiedy chłopak miał szesnaście, czy siedemnaście lat (urodziny ma za kilka dni i wtedy kończy osiemnastkę, więc w czasie zajmowania Mariupola miał lat szesnaście). Poszło o tyle łatwo, że chołopak stracił oboje rodziców, więc jako sierotę wzięło go pod opiekę "państwo rosyjskie". A wiemy, czym się kończy opieka państwa rosyjskiego. Krótko przed osiemnastymi urodzinami dostał "powiastkę", czyli wezwanie na komisję wojskową. Oznacza to, że na urodziny dostanie nowe piękne buty. Znaczy trepy. I nowy garniak w gustownej zgniłej zieleni. A nawet garnek. Na głowę. 
Bohdan od razu przypomniał sobie, że jest Ukraińcem, a nawet opanował ukraiński, co w Mariupolu nie jest zbyt powszechne. 
Może go teraz krzywdzę, ale jakoś podjął działanie na rzecz powrotu do ojczystego kraju dopiero, kiedy w oczy zajrzało mu skierowanie do rosyjskiego wojska. Młodsi od niego ogarniali ucieczkę z Jebanarium, ale jemu jakoś nie było spieszno. 
[Uzupełniam, bo doczytałem w innym artykule już po napisaniu tego tekstu: w marcu bieżącego roku chłopak próbował uciekać, ale wpadł przy granicy z Białorusią.]
W każdym razie Bohdan skontaktował się z adwokatką i przy jej pomocy nagrał apel do prezydenta Zełeńskiego o objęcie nadzorem sprawy jego powrotu. 


To miało miejsce dwa tygodnie temu. 
Dobry Kniaź Kijowski pociągnął za odpowiednie sznurki, nacisnął co trzeba i gdzie trzeba i oto Bohdan przy pomocy SBU znalazł się na Ukrainie.


Tak, proszę państwa, kiedy wszystkie inne sprawy idą, jak po grudzie, przynajmniej wyciąganie naszych przeprowadzamy szybko i sprawnie.

Może jestem cyniczny, ale wobec faktu, że w Rostowie trwa proces obrońców Mariupola, a w niewoli przebywa wciąż ponad trzy tysiące jeńców oraz prawie ośmiuset cywilów, kiedy nieznany jest los siedmiuset tysięcy deportowanych dzieci, akcja z wydobyciem jednego pełnoletniego prawie chłopaka, który bez problemu mógł przedostać się samodzielnie, wygląda na szytą i to nićmi grubymi jak lina cumownicza "Titanica". 

Tymczasem z terytoriów okupowanych samodzielnie, bez pomocy SBU (lub przy ich dyskretnej pomocy przynajmniej w końcowej fazie) przybywa na tereny kontrolowane przez Ukrainę sto osób dziennie. 
Jak? 
Prościuto na około. Z terenów okupowanych wyjeżdżają do Rosji niewłaściwej (Rostów, czy Białogród to nie jest Rosja właściwa). I teraz wokół granicy państwowej do przejścia granicznego koło Sum, które używane jest do wymiany jeńców i zwłok. I tu przydaje się pomoc SBU, żeby obie strony takich migrantów przepuściły. 
Sto osób dziennie może łba nie urywa, ale miesięcznie to już trzy tysiące. Całkiem spora liczba, zważywszy, że wielu mieszkańców tych terenów już i tak je opuściło. 
Uciekinierzy opowiadają o terrorze, samowoli nowych panów, wyrzucaniu ukraińskich właścicieli z mieszkań, odbieraniu im ich przedsiębiorstw, strachu. 
W sumie nic nowego. Zwyczajny RuSSkij Mir, jakiego i my zaznaliśmy. 


Tymczasem ukraiński paszport zyskał na wartości i to w miejscu, gdzie nikt by się tego nie spodziewał. 
Takich, jak Bohdan Jermochin jest, jak się okazuje więcej. To znaczy takich, co sobie przypominają o ukraińskim obywatelstwie wobec groźby wzięcia w trepy. I to gdzie? 
Ługandony, które od dziewięciu lat nie chciały mieć nic wspólnego z Ukrainą, nagle wyciągnęły ukraińskie paszporty i machają nimi przed nosami komisarzom wojskowym.
- Jestem obywatelem obcego państwa i nie możesz mnie przymusić do służby wojskowej
mówią.
Najlepsze, że masowo stosują to...
Dezerterzy z 1. i 2. Korpusu Armii, czyli właśnie z "armii" Ługandy i Donbabwe. 
Przewidywałem, że koszty wojny przeciągną Ługandonów na ukraińską stronę, ale nie przypuszczałem, że będzie to miało taki przebieg. 
Mnie bawi. 

Dodatkowy smaczek polega na tym, że Ukraina konsekwentnie nie zamierza stosować przymusowego poboru (przynajmniej na papierze). Planowana jest nawet reforma armii w kierunku kontraktowo-zawodowej. Doświadczenie wojny pokazało bowiem kluczową różnicę między żołnierzami walczącymi pod przymusem a ochotnikami. Morale tych drugich jest na nieporównanie wyższym poziomie, co chyba nie powinno nas zaskakiwać. 
Ługandony zatem odmawiając służby w armii rosyjskiej nie muszą wcale od razu wstępować do wojska ukraińskiego. Co to, to nie. To jeszcze nie ten etap. Na razie coraz częściej wyrażają swój brak zainteresowania dalszym wojowaniem. To jeszcze nie ten etap, żeby zawalił się front, ale tynk już się sypie. 

Jeśli chodzi o sypanie się tynku, to Rosjanie ogłosili, że z Ukrainy zdezerterował do nich pilot Su-27, który od pierwszych dni współpracował z rosyjskim wywiadem, a teraz "wybrał niewolę". I to nie byle jaki pilot, a dowódca jednego z oddziałów.
Cóż...
Całkiem możliwe, szczególnie, jeśli GUR lub SBU deptały mu po piętach. Być może jedyną szansą była dla niego ekstrakcja. Wiadomo, ze FSB i GRU miało swoich ludzi dość wysoko w ukraińskich strukturach, a niektóre z uderzeń były ewidentnie naprowadzone. Część na pewno kierowali różnego rodzaju leszcze codziennie łapani przez SBU, ale część ta ważniejsza musiała być dziełem ludzi ulokowanych dość wysoko w strukturze ukraińskiego dowodzenia. 

GUR odpowiedział na to, że rosyjkie rewelacje to uprzedzenie i przykrycie informacji o masowych dezercjach ze strony rosyjskiej, w tym... pilotów razem z maszynami. 

I jak raz poszła informacja o tym, że na odcinku chersońskim na stronę ukraińską zdezerterowało kolejnych dwudziestu bojców. 

Sytuacja na froncie generalnie bez jakichś zasadniczych zmian. 
Na północy trwają rosyjskie próby walenia głową w mur. Zważywszy ukraińską koncentrację na przedpolu mostu w Kupjańsku, mają one tyle samo sensu, co próby przebicia młotkiem ściany bunkra. Albo moskiewskie szturmy pod Węglodarem. 


Na odcinku Krzemiennej w wysadzonym samochodzie ciężko ranny został "wiceminister" spraw wewnętrznych Ługandy Oleg Szumiłow.


Moskale znów bezskutecznie próbują szturmować na najbardziej bezsensownym kierunku na Torskie.

Bojec pokazuje resztki jego BWP po ukraińskim ostrzale

 Pod Bachmutem trwa rosyjska kontra pod Kleszczówką. Na zachodniej osi natarcia Moskale mają nieduże sukcesy wynikające raczej ze szczupłości ukraińskich sił na tej flance, to oś wschodnia (na Andrzejówkę) jest dla nich porażką. 


Pod Awdijówką trwają ciężkie walki. Rosjanie uzyskali sukcesy na kierunku północnym (Aleksandropol i Keramik), ale okupili to odciągnięciem sił od głównej osi natarcia na Stepowa i koksownię. Zyski terytorialne na północnej flance niczego nie zmieniają w sytuacji operacyjnej. To strata czasu i sił wymuszona aktywnością ukraińską. 
Nieduże sukcesy Moskale uzyskali w południowej części Adwijówki. 

Moskale bombardują Awdijówkę bombami termobarycznymi

Rosyjski atak pod Awdijówką za pomocą pojazdu wypełnionego materiałami wybuchowymi. Na szczęście "pojazd kamikadze" wjechał na minę zanim osiągnął ukraińskie pozycje

Pod Staromajorskiem i Węglodarem cisza. Wycofanie przez Ukraińców piechoty morskiej, która działa nad Dnieprem, dało efekt w postaci utraty przez SZU potencjału ofensywnego na tych kierunkach.

Ale się opłacało. Ponownie aktywność Ukraińców i to właśnie piechoty morskiej, na odcinku chersońskim, utworzenie przyczółków i konsekwentne ich poszerzanie, wymusiło na Moskalach przerzucenie w ten rejon części oddziałów z Zaporoża. W efekcie Ukraińcy znów posunęli się do przodu pod Nowoprokopówką. 


Nad Dnieprem Moskale usiłują zlikwidować ukraińskie przyczółki, ale bezskutecznie. SZU nie utworzyły jednego dużego przyczółka, który można atakować z różnych stron, ale szereg izolowanych przyczółków, które jednak wzajemnie mogą się wspierać ogniem, a do tego mają wsparcie z drugiego brzegu. W efekcie Moskale próbując oskrzydlić jeden z przyczółków dostają w plecy z drugiego. 
Zasadniczym zadaniem przyczółków nie jest przełamanie pozycji rosyjskich, tylko ściągnięcie jak największej liczby ich jednostek tak, żeby ogołocić odcinek zaporoski. 

A jak jesteśmy pod Chersoniem, to przeżyjmy to jeszcze raz. Ukraińcy pokazali filmy z telefonów zabitych rosyjskich bojców, nakręcone po jednym z pierdyliarda ostrzałów Czarnobajewki.


Oczywiście było trochę zbiorów bawełny.
Między innymi pod Moskwą w powietrze wyleciał pociąg z paliwem. 


W tejże Moskwie przestępcy z bronią w ręku napadli na bank i ukradli trzysta milionów rubli.


W tym samym czasie w Dumie rozważa się liberalizację przepisów dotyczących posiadania broni, żeby weterani z Ukrainy mogli ją kupować bez konieczności przechodzenia odpowiedniego kursu. 
W sumie posługiwać się nią już umieją i jak widać sprawnie. 

Siedzący wciąż za kratami Igor Girkin-Striełkow poprzez swojego pełnomocnika ogłosił, że będzie kandydował na prezydenta Rosji. 


Duma uznała ruch LGBT za zagraniczną agenturę. W odpowiedzi jeden z blogerów związanych z LGBT na wizji po nazwiskach wyrypał, kto w rosyjskich elitach jest gejem. Według niego co dziesiąty deputowany do Dumy ma niekonwecjonalne podejście do seksu. 


Za to w jednej z rosyjskich wspólnot "protestanckich" śpiewają na cześć... samolotów i rakiet, które pokażą Bogu, że Rosja należy do Chrystusa. 
Tak. Modlą się do rakiet.
Putinarcha Cyryl mówił, że broń nuklearną dała Rosji Opatrzność Boża (raczej opaczność), ale oni postanowili go przelicytować.


Rosja to stan umysłu.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)