Dziennik wojny - dwieście czternasta doba drugiego roku (579)

 


Patrząc na to, co odwala ostatnio prezydent Zełeński, coraz więcej osób zadaje sobie pytanie "ki czort?" Co się stało z charyzmatycznym, rozsądnym prezydentem Ukrainy, którego zastąpił znerwicowany pajac, robiący gafę za gafą. 
Kto jest rolą, kreowaną przez aktora postacią, a kto prawdziwym Włodzimierzem Zełeńskim? Trudno bowiem nie odnieść wrażenia, że mamy do czynienia z dwiema różnymi, choć bliźniaczo podobnymi osobami. 
Powstają najróżniejsze teorie - sam je przecież snuję - większość jednak ślizga się po powierzchni i nie utrafia w sedno. 
O ile bowiem sprawę zboża, czy hołdowania Niemcom da się wyjaśnić obietnicami i naciskami z Berlina (i po półtora roku niemieckiej ściemy Zełeński jest nadal takim frajerem, że to łyka?), to skandal z honorowaniem SS-mana w kanadyjskim parlamencie i postawienie w bardzo niezręcznej sytuacji lewicowego premiera Kanady Justina Trudeau (którego praktyki polityczne nie są dalekie od tego, jak rządzona była III Rzesza, ale który należy do formacji programowo się od hitleryzmu odcinającej i wręcz zarzut faszyzmu traktującej jak najcięższą winę) już się w tę hipotezę nie wpisuje, a wręcz przeciwnie.
Pojawiła się jednak ciekawa analiza Piotra Kulpy (dzięki, Przemku za podesłanie), naszego "insajdera" na Ukrainie. Moje wnioski z dzisiejszych rozkmin są bardzo zbliżone do jego. 
Tu wywiad z Piotrem Kulpą.


A ja lecę swoją analizą i sobie porównacie. 

W skrócie.
Na Ukrainie daje się odczuć coraz większe zmęczenie wojną. Po entuzjaźmie pierwszych miesięcy, kiedy wydawało się, że zwycięstwo jest w zasięgu ręki, zaczyna dominować może jeszcze nie pesymizm, ale po trochu zwątpienie. Widać to wyraźnie po sytuacji mobilizacyjnej. Służby wzięły się za komisje wojskowe i dezerterów nie dlatego, że nagle się obudzili, ale dlatego, że realnie zaczęło brakować ludzi. Jeszcze nie na tyle, żeby było to odczuwalne na poziomie strategicznym, ale na tyle, że widać to na poziomie planowania. Ostatnia wielka akcja naboru ochotników miała miejsce w lutym bieżącego roku i potem nie było już kolejnych. 
Odpowiedzialność za tę sytuację ponoszą też władze wojskowe i propaganda Ukrainy, które ostatni nabór do Gwardii Ofensywnej w lutym robiły pod hasłem "Idziemy po swoje", żeby następnie posłać żołnierzy nie do wyzwalania okupowanych terenów, a na przykład do obrony Bachmutu, jak 3 Brygadę Szturmową "Azow".
I nie, to nie tak, że nie należało ich posyłać pod Bachmut. Nie wolno jednak było obiecywać im, że będą wyzwalać okupowane tereny, jeśli nie było pewności, że to ten moment. Do brygad Gwardii Ofensywnej zgłosiło się mnóstwo chłopaków z poszczególnych regionów, licząc na powrót z bronią w ręku do domu. A tego nie dostali.
Drugi raz ten chwyt nie zadziała. 

Ludzie na Ukrainie pamiętają minioną zimę. Pamiętają zimno, ciemność, strach. I boją się powtórki. Wtedy przetrwali, ale sieć energetyczna była w lepszym stanie, niż dzisiaj. Kolejne uderzenia w infrastrukturę, mimo zapewnień władz, mogą być jednak tym razem śmiertelne. 

Do tego ofensywa nie idzie zgodnie z powszechnymi wyobrażeniami. Wiele razy pisałem, że w tej wojnie nie będzie epickich szarż, jakie znamy z sowieckich filmów. Uderzenie na Bałakliję, Izjum i Kupjańsk było wyjątkiem od tej reguły, ale poprzedzonym półrocznymi uporczywymi walkami o Dowhenke, Dolinę i Borodyczne. Można sięgnąć do mojego sprzed ledwie roku, żeby zobaczyć, jak jeszcze w sierpniu była to przepychanka po kilka metrów w każdą stronę. Podobnie pod Chersoniem, gdzie cała operacja trwała siedemdziesiąt dwa dni od pierwszego strzału w Most Antonowski do uwolnienia miasta i dojścia do Dniepru. 

Ukraińcy podtrzymują morale publikując niesamowite (choć prawdopodobne) opowieści wojenne. 

Ta kobieta, Zofia Biała spod Chersonia, ukryła u siebie trzech rannych ukraińskich żołnierzy. Ukrywała ich mimo, że kwaterowali u niej Rosjanie. Potem przy pomocy znajomego przeniosła chłopaków do sąsiedniej Białozerki, gdzie doczekali nadejścia swoich.

Chłopak o ksywce "Wschód" na własną rękę przedarł się do oblężonego Mariupola i dołączył do załogi Azowstalu. Walczył do końca, ale nie poddał się z innymi, tylko ukrył się w podziemnych korytarzach. Przez tydzień czekał, żywiąc się pozostawionymi przez żołnierzy resztkami zapasów, po czym przekradł się do swoich. 

Wiadomo, jak jest z propagandą i możliwe, że za parę lat lub nawet miesięcy ktoś to zweryfikuje i być może zakwestionuje. Ale teraz są to opowieści "ku pokrzepieniu serc".

Ale zarówno Zachód, jak i Ukraina chcą zobaczyć tryumfujące, sunące po stepie ukraińskie kolumny pancerne, a nie mozolne przebijanie się przez umocnione pozycje. 

Na Zachodzie natomiast pięć minut Ukrainy dobiega końca. Przestała wzbudzać emocje i wzruszać. Zaczęła irytować swoim natręctwem. To dokładnie ta sama sytuacja, jaką miał nasz rząd generała Sikorskiego względem aliantów w 1943 roku. Kiedy generał Sikorski protestując przeciw ustaleniom z Teheranu poszedł do Churchilla, usłyszał:
"Zabieraj pan swoje dywizje. Już ich nie potrzebuję".
Prezydent Zełeński nie słyszy co prawda "zabieraj pan swoje dywizje", ale coraz częściej: 
"Daliśmy, ile chcieliście, czego jeszcze?"
Tymczasem Ukraina, choć radzi sobie coraz lepiej i jest coraz bardziej samodzielna (nawet gospodarka zaczyna jej wychodzić na plus), to nadal bez pomocy Zachodu jest skazana na wojnę nieregularną, z wykorzystaniem przede wszystkim sił specjalnych. 

Gospodarczo Ukraina zaczyna odbijać od dna. Już dwa statki wykonały kurs tymczasowym korytarzem zbożowym do Odesy i z powrotem do Turcji. Ale tym bardziej rodzi to niepokój przed utratą tego minimum stabilności

I tu wchodzi gracz, o którym dotąd nie mówiliśmy, a który cały czas jest obecny. 
Na Ukrainie wciąż spora jest takich, którzy są gotowi porozumieć się z Moskwą. Co więcej, uważają oni, że rosyjskojęzyczne regiony stanowiły dla Ukrainy obciążenie. I wcale niekoniecznie są to siły prorosyjskie, część jest prozachodnia, a wręcz proniemiecka, ale widząca możliwość integracji z Zachodem jedynie w odniesieniu do Ukrainy Zachodniej i Prawobrzeża Dniepru. Zdają sobie oni sprawę z trudności, jakie wiążą się z reintegracją obszarów od dziewięciu lat będących pod panowaniem rosyjskim i uważają ją za niemożliwą, a wręcz szkodliwą dla stabilności politycznej Ukrainy (z tego samego powodu - niemożności reintegracji - Polacy rojący o powrocie do Lwowa powinni włożyć rozgrzane łby do kubła z zimną wodą). Niemcy zaś postrzegają jako gwaranta integralności terytorialnej i bezpieczeństwa względem najbliższego silnego partnera. Polski. 

Tak, to nie ma nic wspólnego z miłością do Niemców. Ta postawa opiera się na strachu przed partnerem, na którego Ukraina jest skazana z racji geograficznych, którego potencjał stanowi jednak dla niej żywotne zagrożenie. I Polska nie musi nic robić, żeby je stanowić. Wystarczy, że Ukraińcy wyjeżdżający do nas do pracy w drugim, trzecim pokoleniu się polonizują, wchodzą w polskie rodziny, stając się czasem znacznie bardziej antyukraińscy, niż rodowici Polacy (normalny mechanizm, moja mama, potomkini dwóch rodzin niemieckich osadników w Polsce - Foks i Wolf - była głęboko antyniemiecka). Niemcy z racji dystansu kulturowego i niemieckiej ksenofobii (nie ujawnianej oficjalnie, ale przecież istniejącej) stanowią mniejsze zagrożenie, bo Ukrainiec w Niemczech nigdy nie poczuje się, jak u siebie. W Polsce od razu. 
[Zaryzykuję tezę, że ukraińska tożsamość narodowa była budowana na opozycji względem polskości, więc będzie jej bardzo trudno się utrzymać bez wizerunku "polskiego pana" i Polaka, jako wroga. Z drugiej strony, może czas na budowę tożsamości pozytywnej, jako prawdziwej dziedziczki Rusi Kijowskiej. Nie w opozycji, a w kontynuacji.]

Te środowiska, chcą zakończyć wojnę. Linia Dniepru, Dońca, Żerebca i Oskiła jest dla nich bezpieczną granicą, trudną dla Rosjan do sforsowania. Dającą więc pewne bezpieczeństwo Ukrainie. 
Chcą zatem zakończyć wojnę na zasadzie ziemia za pokój. 

Ławrow zachęca, że Rosja jest gotowa do rozmów pokojowych, ale nie ma mowy o zawieszeniu broni. Czyli "poddajcie się, albo was wszystkich wystrzelamy", parafrazując klasyka

Oczywiste jest dla nas, bo znamy historię, że taki układ wcale Rosjan nie zadowoli i że kolejny atak, z nowych pozycji wyjściowych jest kwestią czasu.
Ale tu pojawiają się rojenia, że jak Niemcy zainwestują na Ukrainie, to będą Ukrainy, czyli swoich firm na jej terenie bronić. 
Rządowi Niemiec nie przeszkadzało mordowanie przez Rosjan niemieckich obywateli w Gruzji w 2008 roku, to co ich będzie obchodziło zburzenie kilku fabryk, w których pracują Słowianie? Najwyżej firmy ubezpieczeniowe wypłacą odszkodowanie. 


Tego typu nieoficjalne przecieki służą kreowaniu rzeczywistości. Na Ukrainie powinni zdawać sobie sprawę, że jeśli wszystko będzie zależało od Niemiec, to niczego nie dostaną. Ale adresatem tej informacji nie są Ukraińcy, tylko Polacy, którzy mają się na Ukraińców wkurzyć za "zdradę"

I tym środowiskom - dość obszernie obecnym w ukraińskim rządzie - przeszkadza prezydent Zełeński. Przeszkadza, bo względem Rosji i warunków pokoju jest nieprzejednany i nigdy nie pójdzie na taki układ. Wspierają go w tym wojskowi, przekonujący, że są w stanie uzyskać zwycięstwo. 
Ale Zełeński jest aktorem, wciśniętym przez Kołomojskiego w rolę prezydenta. Niewątpliwie dzielnym człowiekiem, ale nie graczem politycznym. Człowiekiem spoza środowiska, nie znającym i nie rozumiejącym zasad tej gry. Był dobry na czas mobilizacji społeczeństwa, ale w czasie negocjacji będzie zawadzał. 
Poza tym, stał się zbyt mocny i myśli o samodzielności politycznej, czego wyrazem były próby wzięcia za twarz oligarchów, a to oni stoją za opcją ugodową - w końcu Kołomojski wypchnął Zełeńskiego na prezydenta pod hasłem zakończenia konfliktu z Rosją. To jest ich cel: wrócić do biznesów. 

Nie wiem, kto personalnie wsadza prezydenta Zełeńskiego na kolejne miny, ale musi to być ktoś z najbliższego otoczenia, komu Zełeński w pełni ufa. Samemu nie rozumiejąc zasad gry i konsekwencji pewnych ruchów i działań, opiera się na opiniach fachowców, którzy niekoniecznie podzielają jego intencje. 

Kończy się charyzma prezydenta Zełeńskiego na Zachodzie. Za jakiś być może niedługi czas skończy się i na Ukrainie. A w cieniu czeka pokonany w poprzednich wyborach oligarcha Poroszenko, który cały czas buduje swoją popularność w armii fundując sprzęt i broń, czy dając się sfotografować na barykadzie z karabinem. 

Przyjdzie moment, kiedy zmęczonemu wojną ukraińskiemu społeczeństwu powiedzą, że wojna jest przez komedianta w roli prezydenta, który szedł do wyborów pod hasłem porozumienia z Rosją, ale nie chciał i nie umiał się dogadać z Moskwą, choć ta składała oferty. Fakt, że gówniane, ale składała, najnowsza to gotowość odpuszczenia terytoriów w zamian za neutralność Ukrainy (dokładnie padło o poszanowaniu integralności w granicach z 1991 roku). 




Oczywiście, za tymi deklaracjami nie idzie żadne realne działanie, a wręcz przeciwnie. Mianowani są gubernatorzy "nowych terytoriów" i wybijana okolicznościowa trzyrublówka z okazji odzyskania "odwiecznie rosyjskich ziem". 




Ale retoryka będzie dokładnie taka. Czy to przez impeachment, czy to w wyniku wyborów (może za rok, choć powinny być teraz na jesieni), prezydent Zełeński zostanie usunięty, być może osądzony, jak Saakaszwili w Gruzji i wymazany z ukraińskiej polityki. 

Czy ten scenariusz się spełni? Częściowo zależy to od nas, czy damy tym środowiskom pożywkę. Ale przede wszystkim zależy to od... ukraińskiego wywiadu wojskowego, czy będzie za kontynuowaniem wojny, czy uzna, że w obecnych realiach nie ma szans na sukces i trzeba zmienić strategię. 

Być może Ukraina musi z Niemcami odrobić tę samą lekcję, co z Rosją. Jak ofiara przemocy domowej (ze strony Rosji) lub zdradzającego partnera (Niemcy), która wciąż daje kolejne drugie szanse patolom, zanim się przekona, że to droga do nikąd. Przemocowy mąż z bagien poszedł nachuj. Pora na niewiernego kochanka. 

Jest jeszcze jeden, na razie uśpiony gracz, o którym mimochodem wspomniałem: wojsko. Bez względu na wynik wojny zdemobilizowani żołnierze będą stanowić taką siłę, jak dawni legioniści u nas, czy weterani w krajach europejskich po I wojnie światowej. Sfrustrowani lub pełni entuzjazmu, ale w obu przypadkach wściekli na polityków. I oni wszystkie te plany mogą zamienić w popiół, jak zwykli Ukraińcy zamienili w popiół rosyjskie majaki o opanowaniu Ukrainy w trzy dni. 

A tak na to patrzą na froncie. Tam wiedzą, na kogo mogą liczyć

Tymczasem Moskwa, jeśli chce rękami ukraińskich "ugodowców" i Niemiec spacyfikować Ukrainę, musi się spieszyć. Sytuacja rosyjskich wojsk na południ Ukrainy, ale też i na pozostałych odcinkach pogarsza się bowiem z tygodnia na tydzień i za kilka miesięcy może się zdarzyć, że nie będzie w ogóle tematu, bo Rosja zostanie zmuszona do odwrotu. 

We wspomnianym wczoraj wywiadzie generał Budanow stwierdził, że tym razem pogorszenie pogody nie zatrzyma ukraińskich działań ofensywnych. 
Czemu?
Z tego samego powodu, dla którego SZU nie są w stanie posuwać się szybciej. Charakter rosyjskich systemów obronnych plus teren spowodował, że ciężka broń na odcinku zaporoskim nie nadaje się do użytku. BWP i transportery opancerzone służą jako taksówki, dowożąc żołnierzy na odcinek i ewakuując rannych. Walki toczy się pieszo przy wsparciu artylerii i dronów. To oznacza, że jesienna plucha nie będzie miała wpływu na działania wojska. 

Na froncie brak od wczoraj poważniejszych zmian. Walki w tych rejonach, co wczoraj. Generalnie Ukraińcy zbierają siły i szykują się do kolejnego uderzenia.

Putin dał swoim generałom czas do października, żeby zatrzymali ukraińską ofensywę. 

Na Ukrainę przybyły pierwsze Abramsy.

Bojcy ze 1442 Pułku, zniszczonego pod Kurdjumówką opowiadają, jak po wybiciu przez Ukraińców piechoty, dowódcy posłali do szturmu kompletnie wszystkich. Nawet kucharzy i pisarzy. Z efektem wiadomym.


Tymczasem umocnienia w Obwodzie Białogrodzkim świecą pustkami i zarastają chwastem. Wszystko przerzucono na południe Ukrainy. 



Ukraińcy podsumowali uderzenie w Dowództwo Floty Czarnomorskiej. Po dwóch dniach pożaru część budynku Dowództwa zawaliła się (więc oberwał konkretnie). Zginęło trzydziestu czterech oficerów, w tym sam dowódca Floty admirał Wiktor Sokołow, a stu sześciu zostało rannych. 


Majsterszyk ukraińskiego wywiadu polegał na tym, że rakiety uderzyły w chwili, kiedy w budynku odbywała się odprawa kadry dowódczej Floty, ale nie było w nim zwyczajnych pracowników (po godzinach pracy). Nie ucierpiały więc osoby postronne, a sama generalicja. 


Smaczku całej sytuacji dodaje fakt, że straty wśród kadry oficerskiej są tak duże, bo po ogłoszeniu alarmu... schronili się oni w schronie przeciwbombowym! 
Trik polega na tym, że rakiety Storm Shadow i Scalp są to pociski przeciwbunkrowe. 


Rakieta wyposażona jest w dwa ładunki wybuchowe. Pierwszy, kumulacyjny, przepala ścianę bunkra/schronu osłabiając ją jak tylko się da. Drugi to klasyczna bomba, która uderza bezwładnościowo, rozbijając to, co zostało ze ściany, czy stropu i jeśli się to powiedzie, wybuchając wewnątrz bunkra/schronu. Oznacza to, że dosłownie robi sałatkę z buraków. Nie dość, że fala uderzeniowa eksplozji gania po całym pomieszczeniu, odbijając się chaotycznie od ścian, to odłamki i wszelkie paskudztwo, w jakie wyposażony jest pocisk, rykoszetują wielokrotnie. W zasadzie nie ma szans na ukrycie się przed skutkami takiego wybuchu. Chyba, że w sejfie i zamknąć od środka. 

Czyli dwoma ciosami Ukraińcy urezali łeb Flocie Czarnomorskiej. Chwila minie, nim Moskale po tym uderzeniu dojdą do siebie. 

Mistycyzm rosyjski przy okazji wzniósł się na wyżyny. Otóż z pożaru bez szwanku wyszła ikona świętego Fiodora Uszakowa. A jakże, wojskowego. Konkretnie admirała, faktycznym twórcy i dowódcy Floty Czarnomorskiej. 
Fakt, że nie był może kanalią, był wybitnym wojskowym, stosującym nowatorskie rozwiązania, a car go nie lubił (co już jest plusem), ale Moskale i ich Putinarchat mają jakiegoś chyzia z tymi świętymi wojskowymi. 



Władze Krymu miały nawet koncepcję, żeby z ocalałą ikoną zrobić procesję po Sewastopolu, ale wybito im to z głowy. 

Panika wśród okupantów na Krymie jest tak duża, że kadetów tutejszej szkoły morskiej wywalają na nos z koszar i chłopaki koczują na mieście. Kto da radę ogarnąć hotel, to w hotelu. Reszta, jak się da.

Tymczasem w Jebanarium...
Na spacerniaku przy wodotrysku Ogórkin-Sriełkow dostał po pysku...
Ponoć pierwszy piwniczny terrorysta Rosji został pobity w areszcie, w którym przebywa. Stało się to podczas spaceru, na którym był obecny inny więzień. Według jednych źródeł były żołnierz "Azowa", według innych, były wagnerowiec. Obaj mają powody, żeby Girkina nie lubić. A władze mają powody, by ich ze sobą spotkać. Bez względu na to, kto obije kogo, władza jest wygrana. 


Wygląda na to, że Girkin-Striełkow jako wiedzący zbyt wiele, z więzienia żywy nie wyjdzie. 

Podobno zimową masakrą piłą artyleryjską pod Węglodarem ze strony rosyjskiej dowodził osobiście szef sztabu generalnego Gierasimow. Kiedy jasne się stało, że zniszczył dwie brygady piechoty morskiej, wyjechał do Moskwy, oskarżając wszystkich o spowodowanie klęski. Poza sobą oczywiście.

To są jednak drobiazgi. Teraz prawdziwa bomba. 
Były rosyjski minister edukacji Władymir Miediński napisał podręczniki do nauki historii, który oficjalnie wchodzi do użytku. A tam...




A tam w podręcznikach do klasy dziesiątej i jedenastej obok banderowców jako wrogowie ZSRS-Rosji, słusznie ukarani przez Stalina, figurują Czeczeni, Ingusze i inne mniejszości narodowe represjonowane i deportowane przez stalinowski system. 

Szef czeczeńskiego parlamentu i w zasadzie formalny numer dwa Czeczenii Magomed Daudow zrobił awanturę, podkreślając, że już w Rosji po upadku ZSRS Czeczeni zostali zrehabilitowani i przeproszeni za krzywdy. 
Biedak nie rozumie, co to jest prawda etapu. 
Rozumie za to Don Tik-tok Nie-wiadomo-czy-żywy Książę Don Kaukazu, który parę lat temu tak uzasadniał te represje w trakcie rozmowy w Arabii Saudyjskiej.


I dlatego to on rządzi (chyba jeszcze) Czeczenią.

Na kanale Kadyrowa udostępniono nagranie, jak popieprzony synek Dona bije Nikitę Żurawela, rosyjskiego studenta oskarżonego o spalenie Koranu


Wygląda to na budowanie gnojkowi prestiżu "wojownika" i "obrońcy islamu". Młody jest przez tatusia typowany i lansowany na następcę. 

Ateszowcy zlokalizowali na Krymie koło Krasnogwardiejskiego porzucony z braku paliwa wojskowy transport. Na półwyspie już od dawna nie ma paliwa, szczególnie oleju napędowego, ale teraz braki zaczynają dotykać wojsko. Powoli powtarza się to, co było pod Chersoniem, a Krym zamienia się w "samorządny obóz jeniecki".


Za to Kursk hucznie świętuje urodziny miasta. Ponieważ mer odwołał fajerwerki, atrakcje zapewnia ukraińska artyleria rakietowa.


Z okazji Dnia Kurska

Ukraińcy pokazali swoje najnowsze dzieło. Dron niosący minę przeciwpiechotną, wypełnioną wolframowymi lub tytanowymi kulkami. 
I tak po stu latach szrapnele wróciły na pole bitwy.



Komentarze

  1. "Mówi się nieoficjalnie, że ponoć Niemcy i Francja obiecały władzom Ukrainy szybkie wejście do UE, jeśli Kijów pomoże w obaleniu obecnego polskiego rządu"

    https://wiadomosci.wp.pl/ukraina-chce-zmiany-rzadu-w-polsce-zostanie-nam-san-escobar-6945412647570176a

    Nie wiem czy właśnie to obiecano Zelenskiemu. Za późno ta wolta Ukrainy aby wpłynąć na wybory. Być może nawet usztywni to wyborców i zyska głosów Pisowi.
    Nie jestem specem od Ukrainy, więc wolę nie snuć wersji przyszłości. Dodam tylko, że czasami zdarzają się wojskowe zamachy, gdy nieudolność władz cywilnych wkurzy wojskowych.
    Przykro słyszeć, że coraz mniej chętnych jest do walki na froncie, ale z drugiej strony nie ma się czemu dziwić. Nikt z nas nie ma prawa osądzać takiej postawy, bo wojna to koszmar.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu, liczba chętnych do walki zawsze jest ograniczona. Ukraina dochodzi do granic swoich zasobów ludzkich i tyle.

      Ciekawsze, że Zełeńska zapowiedziała, że jej mąż nie będzie startował na drugą kadencję. Z jednej strony nie dziwne. Dwa lata takiego obciążenia psychicznego to tragedia. Z drugiej, w kontekście tego, co pisałem...

      Usuń
  2. Sytuacja w Kanadzie rozwija się w nieoczekiwanym kierunku. Miejscowi totalni zaczęli tłumaczyć się Żydom z parasola nad upowcami a ogólnie nad hitlerowcami. Gambit Zelenskiego?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)