Dziennik wojny - dzień sto trzydziesty dziewiąty drugiego roku (504)

 



- Przyszłość Ukrainy jest w NATO 

powiedział prezydent Joe Biden drugiego dnia natowskiego szczytu.

Przy okazji szczytu NATO odbył się także szczyt G7 (przy okazji Japonia i Korea Południowa podpisały porozumienia o partnerstwie z NATO), na którym zaangażowane w ten klub państwa dały Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa Ukrainie. W odróżnieniu od tragikomicznych "gwarancji budapesztańskich" (Rosja, Wlk. Brytania i USA w 1994 gwarantowały Ukrainie suwerenność w zamian za zrzeczenie się przez nią broni atomowej - efekty mamy dziś), teraz państwa G7 zapowiedziały przekształcenie Ukrainy w fortecę, zdolną zatrzymać wszelką rosyjską agresję. Obejmuje to zarówno dostawy broni, jak i szkolenie wojska. Program ten ma zapewnić Ukrainie ochronę do czasu jej wstąpienia do Sojuszu. 
Prezydent Zełeński wyraził zadowolenie z takiego obrotu spraw. 

No to teraz trochę dziegciu do tego miodku.
Jeszcze przed szczytem doszło do zgrzytu między USA a Wielką Brytanią. Ponieważ Sekretarz Generalny NATO norweski polityk Jens Stoltenberg kończy właśnie kadencję i powinien oddać przywództwo Sojuszu następcy, zaczęła się giełda możliwych kandydatów. Silną pozycję miał szef brytyjskiego Ministerstwa Obrony Ben Wallace. Ale tu właśnie sprzeciwił się Waszyngton (podobno osobiście "Sleepy Joe"). Ponieważ reszta kandydatów nie miała dość mocnego poparcia, ostatecznie przedłużono kadencję o rok Stoltenbergowi, argumentując, że czas wojny to nie pora na zmiany w kierownictwie sojuszu. Stoltenberg, jako Skandynaw z kraju graniczącego z Rosją, który doświadczył w 1944 uroków sowieckiego "wyzwolenia" (Armia Czerwona zajęła fragment północnej Norwegii koło Kirkenes), należy do "jastrzębi" i opowiada się za jak największą pomocą dla Ukrainy i jak najgłębszym zdołowaniem Rosji. 
Jednak ten zgrzyt odbił się echem w mediach brytyjskich. Konserwatywny dziennik "The Telegraph" opublikował artykuł, podkreślający, że w zasadzie to interesy Korony i USA rzadko są zbieżne, więc może odpuścić ze "specjalnymi relacjami" między tymi państwami. 

Pod względem sprzętu Ukraina ma obecnie niewielką przewagę w czołgach, a w artylerii lufowej i rakietowej zmniejsza przewagę rosyjską


Już w czasie szczytu prezydent Zełeński musiał przełknąć gorzką pigułkę od tegoż Bena Wallace'a, który skrytykował roszczeniową postawę władz Ukrainy, domagających się wciąż nowych dostaw sprzętu:

- Ukraińcy tak bardzo spieszyli się z otrzymaniem wszelkiej możliwej pomocy, że nie zawsze wypowiadali słowa wdzięczności. Chcemy czy nie, ale ludzie chcą widzieć wdzięczność. Czasami prosi się kraje o rezygnację z własnych rezerw. Nie jesteśmy Amazonem 

powiedział Wallace. Na Ukrainie odezwały się głosy, że to Zachód powinien być wdzięczny Ukrainie za rozbicie rosyjskiej armii, ale każdy myślący wie, że bez zachodniego sprzętu nic by z tego nie było. Byłaby tragiczna partyzantka. 
Toteż dziś prezydent Zełeński był już potulny i dziękował za gwarancje bezpieczeństwa i wsparcie. 

Do tego wszystkiego jednogłośnie przyjęta przez polski Sejm uchwała w sprawie osiemdziesiątej rocznicy Rzezi Wołyńskiej, wzywająca Ukrainę do wyznania winy w tej sprawie. 
Ruch z polskiej strony bardzo ważny i potrzebny, bo zamykający twarz rosyjskiej propagandzie w czasie polskich wyborów. Nie da się po tym "grać Wołyniem". 
Ukraińcy oczywiście zaczęli gadkę o "pominięciu kontekstu historycznego i "o niewygodnych dla Polski faktach i przesłankach, które doprowadziły do tych wydarzeń", jakby cokolwiek mogło usprawiedliwić rozrąbywanie dziecięcych główek siekierami. Ale to już nic nie zmienia. Z polskiej strony padło domaganie się rachunku sumienia. 
Ptaszki ćwierkają, że wypowiedź Wallace'a też miała związek z manewrami ukraińskiej dyplomacji, próbującej wekslować Polskę na boczny tor. Niejako w reakcji na polskie stanowisko w kwestii Wołynia (znane przecież już wcześniej, nim Sejm podjął uchwałę) Ukraińcy próbowali grać na zasadzie "Do Bydgoszczy będę jeździł, a tutaj nie kupię", ale Wallace przypomniał im podstawowe zasady higieny, że jak się przychodzi po prośbie, to się warunków nie stawia. Bo NATO poradzi sobie z Rosją bez Ukrainy, ale Ukraina bez NATO nie. Polska pozostaje głównym adwokatem Ukrainy w Sojuszu i omijanie jej niczego dobrego Ukrainie nie przyniesie (podobnie było przy wstępowaniu do NATO naszego kraju, tylko wtedy rolę "promotora" pełniły dla nas Niemcy).

Ostatecznie Ukraińcy obrazili się na Niemcy, które są głównym hamulcowym członkostwa Ukrainy w Sojuszu. Nie mówią "nie", jak powiedział Joe Biden, sojusznicy są zgodni, że "przyszłość Ukrainy jest w NATO", ale to jak odległa jest ta przyszłość, zależy od wielu czynników, a każdy z członków Sojuszu widzi ją w innej perspektywie. 

Generalnie NATO rozbite jest na dwie główne frakcje. Państwa "frontowe", czyli Polska, Rumunia, kraje bałtyckie i skandynawskie wspierane przez Szwecję i Wielką Brytanię są za jak najszybszą ścieżką członkostwa (Andrzej Duda powiedział wprost wczoraj, że oferta NATO dla Ukrainy jest niewystarczająca), żeby odsunąć granice Rosji jak najdalej na wschód od obecnej "wschodniej flanki". Z kolei Niemcy są wstrzemięźliwe, Węgry chcą ugrać swoje, Francja zupełnie ma inne interesy i chce wrócić do biznesów z Rosją itp. Stany w tym wszystkim balansują dążąc do tego, żeby na "wschodniej flance" nie mieć punktu zapalnego. Pułapkę na Rosję zastawiono po to, żeby wyeliminować ją z gry zanim dojdzie do konfrontacji z Chinami, a nie po to, żeby znów na lata ugrzęznąć w konflikcie. 

Ostatecznie szczyt NATO mimo dość buńczucznych wypowiedzi Bidena i Stoltenberga zostawia spory niesmak i niedosyt. Szczególnie Ukrainie, która liczyła na więcej. 
Liczyła mimo, że Budanow wprost studził te nadzieje, rozumiejąc uwarunkowania. Podstawowym warunkiem członkostwa Ukrainy w NATO jest zakończenie wojny. I na tym Sojusz się teraz skupia. 

W najnowszym pakiecie pomocy wojskowej Ukraina ma dostać od Francji rakiety dalekiego zasięgu, a od USA amunicję kasetową pod warunkiem, że nie użyje jej na terytorium Rosji. 

Pozostając w sferze wielkiej polityki międzynarodowej. 
Na trwającym równolegle szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy, czyli chińskiej odpowiedzi na Unię Europejską i rosyjski OUBZ, Chanowi z Pekinu postawił się prezydent Kazachstanu Tokajew. Rzekł on wprost, że organizacja ta nie ma sensu, bo przez dwadzieścia lat istnienia nie wypracowała żadnego istotnego projektu. Wypowiedź ta padła w kontekście fiaska próby stworzenia wspólnej dla członków SzOW waluty rozliczeniowej, która zastąpiłaby dolara. Indie w ogóle nie są zainteresowane tym pomysłem i chronią swoją rupię, a Chiny otwarcie przyznały, że ich juan nie jest na to gotowy. SzOW pozostaje klubem dyskusyjnym. 


Trzeba tu przypomnieć, że Tokajew urwał się dopiero co ze smyczy Putinowi, uzyskując od Chin gwarancje bezpieczeństwa i integralności terytorialnej, co wyeliminowało możliwość ewentualnej rosyjskiej "operacji specjalnej". A teraz, ledwie kilka miesięcy później, stawia się Chinom? Ki czort?
Odpowiedź znajduje się w Wilnie, w którym Turcja podczas natowskiego szczytu wróciła do grona głównych sojuszników USA i dopuściła członkostwo Szwecji w Sojuszu, które dotąd blokowała. 
W zamian Sułtan dostał wolną rękę na Bliskim i Środkowym Wschodzie, gdzie ma być "ambasadorem" interesów amerykańskich. 
A Kazachowie są ludem tureckim wyznającym islam, więc bliżej im kulturowo i religijnie do Ankary, niż do Pekinu. W ten sposób po wyrwaniu Rosji Azerbejdżanu Turcja biorąc pod protektorat Kazachstan odbudowuje i rozbudowuje swoje imperium w nowej formule. 

Tymczasem w Jebanarium... 
Szojgu i Gierasimow nie byliby sobą, gdyby czegoś nie spieprzyli. Dowódca 58 Armii generał Iwan Popow został odwołany ze stanowiska za to, że zażądał rotacji swoich sił skutecznie od półtora miesiąca stawiających opór Ukraińcom. 58 Armia zaangażowała już prawie całość swoich sił i nie ma kim rotować oddziałów pierwszoliniowych, chyba że ruszy odwody operacycjne. 
Gierasimow w odpowiedzi wywalił generała ze stołka. 
Generał zaś wystosował apel do swoich żołnierzy tłumacząc, że wywalono go za mówienie prawdy. 


Wagnerowski kanał Grey Zone potwierdził masakrę kadyrowców pod Bachmutem i to, że porzucili oni swoje stanowiska. Na ich miejsce potrzeba teraz przysłać oddziały strzelców zmotoryzowanych, a Tik-tok Army niech wraca do tego, co potrafi, czyli terroryzowania mobików i ludności terenów podbitych. 

Film od InformNapalmu, zawierający relacje wziętych do niewoli bojców na temat roli kadyrowców.


Ci bojcy trafili do piwnicy, bo nie chcieli iść na pierwszą linię do ataku.

Po wczorajszym wzmożeniu Rosjan na froncie dziś prawie nie ma śladu. Walki toczyły się głównie pod Bachmutem i w rejonie Torskiego nad Żerebcem. 


Wczorajsze uderzenie na Torskie zostało zatrzymane. Rosjanie mogą teraz albo kontynuować próby przebicia się przez to wąskie gardło, gdzie mają przed sobą wzniesienie, na którym stoi Torskie, dolinę Żerebca i wyższe wzniesienie, na którym znajduje się Zarzeczne. Układ terenu w zasadzie uniemożliwia tu skuteczny szturm. Jesienią zeszłego roku podczas ukraińskiej ofensywy SZU przeszła ten odcinek, bo nikt go nie bronił. 


Jeśli zrezygnują z ataków, Moskale będą musieli wycofać się w rejon Dąbrowy, bo nie ma szans, żeby utrzymali się na otwartym terenie. 

Wracając do Jebanarium, zamach na kapitana Stanisława Rżyckiego w Krasnodarze zaczyna - jak i wcześniejsze takie akcje - przybierać formę tragikomiczną. 
FSB oczywiście już na drugi dzień ustaliła rzekomego sprawcę i miał nim być Siergiej Denisenko, były szef ukraińskiej federacji karate shotokan, pochodzący z Sum, a do inwazji mieszkający w... Buczy. Tak. Tej Buczy. 
No idealny podejrzany. Ukrainiec z miejscowości, w której Moskale popełnili zbrodnie na ludności cywilnej. Jest motyw, jest człowiek. 


Tylko reszta się nie zgadza. 
Po pierwsze, morderstwo zostało popełnione w parku przy stadionie tuż obok siedziny jednostki specnazu Alfa (noszą niebieskie berety, jak osoba uchwycona na monitoringu). W rejonie tym mieszkają spacerują i biegają członkowie tej jednostki. 
Po drugie, podejrzany (i zatrzymany przez FSB) Denisenko na początku inwazji uciekł do Szwajcarii, potem wyjechał do Rosji, potem wrócił na Ukrainę, brał udział w uroczystościach ku czci SZU w Buczy, po czym wrócił do Rosji. I złożył wniosek o rosyjskie obywatelstwo, czyli musiał zostać sprawdzony przez FSB. I nikt się tymi wędrówkami nie zainteresował? 

Denisenko przemawia podczas uroczystości w Buczy

Niespójności w narracji FSB budzą wątpliwości nawet rosyjskich propagandystów

W istocie cała sprawa totalnie kompromituje FSB, która sama przyznaje, że ukraińscy zamachowcy hasają po Rosji, jak chcą. 

A jak jesteśmy przy zamachowcach i FSB. 
Girkin-Striełkow wraz ze swoim Klubem Wkurwionych Palantów miał wygłosić odczyt w jednej z petersburskich księgarni na temat Marszu na Moskwę Prigożyna. 


Wagerowcy dowiedzieli się i zaczęli się skrzykiwać, dodając, żeby wziąć "wybuchowy nastrój" i materiały wybuchowe ukryte w książkach. 
Przed samym odczytem w kawiarni zjawiła się policja i odwołała imprezę ze względów bezpieczeństwa. 


Sam Girkin-Striełkow uważa, że Marsz na Moskwę był inscenizacją, której celem było wyprowadzenie Rosji z wojny. Według kanału Generał SWR za całą akacją stał sekretarz Rady Bezpieczeństwa FR Patruszew. 



Grupa osób zajmujących się deportowaniem ukraińskich dzieci do Rosji zrobiła sobie konferencję on-line. Na zamknięte spotkanie wbili przedstawiciele Służy Bezpieczeństwa Ukrainy, którzy przedstawili się grzecznie i poinformowali zebranych, że to, co planują, jest przestępstwem. Chyba jednak niespecjalnie dotarło.






Komentarze

  1. > Ptaszki ćwierkają, że wypowiedź Wallace'a też miała związek z manewrami ukraińskiej dyplomacji, próbującej wekslować Polskę na boczny tor.

    Ciekawy temat. Gdzies mozna znalezc jakies info na ten temat? Kto tam z Ukrainy probuje zrobic bypass omijajacy Polske?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To z ukraińskiego TL. Prawdopodobnie otoczenie Kuleby. Z ich punktu widzenia skrócenie procedur to przyspieszenie dostaw.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)