Dziennik wojny - doba sto czterdziesta dziewiąta drugiego roku (514)
Oj, nie mają wojenkory (wojenni korespondenci po rosyjsku, bo oni muszą wszystko tak dziwacznie skracać) na tej wojnie szczęścia, nie mają.
We wczorajszym wpisie wrzuciłem film, z ostrzelania rosyjskiej piechoty amunicją kasetową. Na początku filmu miga przekreślone zdjęcie uśmiechniętego typa.
Znacie go?
Znacie.
Pamiętacie z kwietnia bieżącego roku rosyjskiego blogera, który zrobił ściepę w internecie na grube ruble (dwadzieścia pięć tysięcy dolarów) i chciał na Aliexpress kupić bojcom drony? Ukraińscy hakerzy włamali mu się na konto i kupili gadżety erotyczne.
No to on. Michaił Luchin.
O śmierci Miszy poinformowała na Telegramie jego prawa ręka, Natasza |
Misza Luchin, bo tak się nazywał, opisywał swoje przygody wojskowe na Telegramie na kanale "Misza w Donbasie". Był kumplem upieczonego Władlena Tatarskiego, kumpla Prigożyna. No i ponoć w tamtym ataku pod Krasnogórówką, poległ. Zamiast jednostką dronową dowodził zwykłym oddziałem piechoty.
No Misza pełnokrwistym wojenkorem nie był, bo przynajmniej dowodził i walczył, a nie tylko pisał. Za to kolejny, Rościsław Żurawlew, to już pełnoprawny wojenkor, pracujący dla agencji RIA Nowosti. Jego także utłukła amunicja kasetowa użyta przez siły ukraińskie.
Władze ONZ tak się wzruszyły losem Żurawlewa, że złożyły Rosjanom kondolencje. Bo to przecież tragedia, jak ginie w ostrzale na froncie koleś, co udaje dziennikarza, choć sam tę wojnę pomagał rozpętać.
Żurawlew czynnie uczestniczył w podboju Donbabwe. Co ciekawe, też kumplował się z Władlenem, kumplem Prigożyna |
Ale to nie koniec dobrej passy ukraińskiej artylerii. Pod Bachmutem cudem spod ognia uszedł z życiem Aleksander Borodaj, kumpel Girkina-Striełkowa, z którym razem robili podbój Donbabwe. Dziś jest dowódcą jednej z brygad ługandonów. W ostrzale zginęło dwóch oficerów jego sztabu.
Myślicie, że ktoś Ukraińcom tych drani wystawia? Ja też.
W ich eliminacji zainteresowane są zarówno wysoko postawione osobistości na Kremlu, jak i sami Ukraińcy. Wojna wojną, a co stoi na przeszkodzie pozbyć się wroga rękami innego wroga?
Brudny świat wywiadów i służb specjalnych.
To jak jesteśmy przy brudach, przejdźmy do Girkina-Striełkowa i Prigożyna, a w każdym razie jednego z jego ludzi. Bo jak się okazuje, służby nie zwinęły piwnicznego komentatora ot tak sobie. Pretekstem był donos od jednego z liderów wagnerowców, Dymitr Piotrowski. Tenże (tytułowany doktorem) kwestionuje nawet stopień Girkina i fakt, że był on funkcjonariuszem FSB.
Ale chyba się zagalopował i szybko też dostanie bilet na koncert Chóru Aleksandrowa. Podnoszone przez niego wątpliwości nie dowodzą, że Girkin-Striełkow nie był pułkownikiem FSB. Podważają tylko tezę o jego obecnej emeryturze, czyli de facto go dekonspirują, a tego FSB nie wybacza.
Kanał WCzK-OGPU ujawnił, że listy proskrypcyjne na Girkina-Striełkowa i jego ferajnę istniały już od jakiegoś czasu i po buncie Prigożyna zdecydowano się ich użyć. |
Sam Girkin-Striełkow wnioskuje do sądu o areszt domowy, uzasadniając go tym, że jest chory na płuca. Chorobę wykryto niedawno i nie zdążył zdobyć zaświadczenia. Uspokaja też wątpliwości sądu, że mógłby uciec za granicę, bo przecież jest poszukiwany przez Interpol, a MTK skazał go na więzienie za to, "czego nie zrobił" (tak twierdzi).
Oczywiście bredzi, bo sporo krajów nie uznaje jurysdykcji MTK, w tym Białoruś i wszyscy poza Mongolią południowi sąsiedzi Rosji.
Borys Jakemenko, gospodarz programu "Poranek Z" w bloku "Sołowiew na żywo" propagandowo dobija Girkina-Striełkowa i jego Klub Wkurwionych Przegrywów. "Kim ty jesteś, żeby mówić nam, co robić?"
Zamykając wątek nagłych zgonów, na pokład krążownika "Moskwa" udał się Anton Czerepennikow, szef firmy ICS Holding, który pracował nad odcięciem rosyjskiego internetu od świata, powiązaniem go z Chinami oraz systemem jego inwigilacji. W Polsce mogą go kojarzyć fani e-sportu, bo jakiś czas tym się zajmował. Co ciekawe, zmarł w trakcie terapii ksenonowej. Lekarz prowadzący "nie zauważył, że pacjent przestał oddychać" i "nie zdążył udzielić pomocy".
Pozostajemy w Jebanarium.
Tydzień temu pod Moskwą policja wdarła się do meczetu podczas piątkowej modlitwy, obsikała modlących się muzułmanów zawartością gaśnicy i narobiła chlewu. Wszystko przypominało stare hitlerowskie napaści na żydowskie synagogi i mieściło się w tradycji antyżydowskich pogromów w carskiej Rosji. Tyle, że tym razem dotyczyło muzułmanów.
Wtedy po kilku dniach nawet Kadyrow wyraził "zaniepokojenie".
Na prowokację zareagowała organizacja "Świt Dagestanu" (podobno młodziaki, którym dotąd żadna większa akcja nie wyszła), która wezwała moskiewskich muzułmanów do akcji sprzeciwu.
Udało się?
Tym razem jeszcze jak!
Akcja była dobrze przygotowana. Na profilu Świtu Dagestanu na Telegramie pojawiły się szczegółowe instrukcje, jak się przygotować i jak zachowywać. Nie padło otwarte wezwanie do dżihadu, ale jest mowa o rozszerzeniu obszaru muzułmańskiej Ummy (wspólnoty) i oporze wobec Rosjan okupujących islamskie kraje.
Efekt...
To nie Paryż, ani Berlin. To Moskwa. Stolica Kutachona, który zdaniem naszych onucowców miał ocalić świat chrześcijański przed takimi scenami
Panika!
Prowokacja służb? Oczywiście. Nie ma takich cudów, że grupa dzieciaków, która do tej pory niczego skutecznie nie zorganizowała, nagle robi zadymę w centrum stolicy. W dodatku te szczegółowe instrukcje, które pisał ktoś znający procedury policyjne.
Ale po co?
A choćby po to, żeby wymusić na Kadyrowie deklarację lojalności i pozbawić go możliwości odwołania się do radykalnych wyznawców islamu. Taki test, czy on też pójdzie na zwarcie z systemem, czy jednak jest grzecznym podnóżkiem Kremla.
Co zrobił Kadyrow?
Potępił demonstrację jako nielegalną i psującą pokój wewnętrzny.
No to możliwość, że Kadyrow pociągnie za sobą kaukaskich radykałów mamy zamkniętą. To ciekawe, bo Turcja już na Kaukaz ostrzy sobie zęby, a Erdogan może być dla islamistów niezłym oparciem.
Wyjeżdżamy z Moskwy do pobliskiego strzeżonego (!) osiedla o jakże imperialistycznej nazwie Sherwood. Stoją tu domy warte tysiące dolarów (nawet ponad miliard rubli!). Osobny dom ma ochrona osiedla.
Do jednego z takich domów wszedł młody uzbrojony człowiek, wcześniej terroryzując policjanta (coś kiepska ta policja). Gość zajął dom (według niektórych źródeł wziął zakładników, ale ich wypuścił lub uciekli) i zaczął się ostrzeliwać. Twierdził, że adres wziął z ogłoszenia o sprzedaży, w domu nikt nie mieszka, więc należy do Boga.
Według niektórych źródeł dom ten wcześniej należał do byłego prorosyjskiego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza.
Na osiedle ściągnięto siły policyjne, które po pięciogodzinnej walce zabiły napastnika.
Okazał się nim Wiaczesław Czernienko, jak twierdził, były uczestnik "operacji specjalnej".
Według policji był uzbrojony w kilka karabinów maszynowych, strzelbę myśliwską, granaty, koktajle Mołotowa i mnóstwo amunicji.
I to wszystko wniósł sam, bez niczyjej pomocy na strzeżone osiedle, zamieszkane przez bardzo bogatych ludzi, w tym powiązanych z władzą. I z jakiegoś powodu wybrał właśnie były dom Janukowycza?
W Hollywood scenariusz takiego filmu trafiłby do kosza jako zbyt niewiarygodny.
Wracamy na Ukrainę.
Na Krymie dziś znów wybuchało. W powietrze wyleciał magazyn amunicji na lotnisku w Oktriabrskie i pobliska stacja kolejowa.
Poza tym rakiety lub drony (rosyjskie władze nie mogą się zdecydować, co, spadły na obiekty w dwóch innych miejscowościach. Również ponownie na poligon Starokrymskie.
Mieszkańcy Krymu filmują i wrzucają do sieci starty rakiet wycelowanych w Odesę. To pomoże ukraińskim rakietom i dronom w likwidacji wyrzutni
Rosjanie kolejny dzień i kolejną noc bombardują Odesę i Mikołajów - porty obsługujące eksport żywności. Wczoraj rosyjskie rakiety zdenazyfikowały spichlerz z grochem, a dziś uderzyły w strategiczną cerkiew Przemienienia.
Po wczorajszym komunikacie ukraińskim o uznaniu za wrogie statków płynących do rosyjskich portów (czyli to samo, co Rosjanie w odniesieniu do statków kierujących się do portów ukraińskich) rzecznik Kremla Pieskow stwierdził, że "niesie to zagrożenia", a "sytuacja wymaga namysłu". Potem zaś dodał, że stanowisko Kremla zostało źle zrozumiane, bo chodziło o inspekcje statków płynących do portów ukraińskich.
Front.
Na północy bez poważnych zmian. Rosyjski "sztylet" okazał się pinezką. Moskalom udało się co prawda uchwycić przyczółek po zachodniej stronie Żerebca koło Karmazynówki, ale muszą się dobrze napracować, żeby coś z tego wyszło. Układ terenu jest tam taki sam, jak pod Iwanowskiem koło Bachmutu - trzy kilometry płaskiego terenu, a od czoła i z prawej flanki wzniesienia, kryjące pozycje SZU, po lewej urwisko. Zatem nie za bardzo jest jak manewrować, a atakujący są na otwartym płaskim terenie narażeni na ostrzał ukraińskiej artylerii.
Pod Bachmutem walki na flankach. Nowy element to atak na Chromowe i północne przedmieście Bachmutu. Czyli SZU zaczynają walkę o samo miasto. Być może chcą przez to ściągnąć część rosyjskich sił z flanek.
Na południowym froncie próba obejścia Staromajorskiego od zachodu z jednoczesnym atakiem wspierającym na Prijutne zakończyła się porażką i Ukraińcy prawie całkiem stracili zajęte już w połowie Staromajorskie, w wyjątkiem północno-zachodniej części wioski.
Reszta bez zmian.
Rodziny mobików-skazańców z batalionu Szturm Z szukają swoich bliskich, którzy zostali wysłani na Ukrainę i słuch po nich zaginął.
Wzięci do niewoli bojcy "pozdrawiają" swoich dowódców
Bo przecież tylko wykonywali rozkazy...
P.S.
Nie angażuję się w rocznicowe spory o Wołyń, bo nie o tym jest ten blog. Niektórzy pamiętają o Wołyniu, ale jak im powiedzieć o rzezi Pragi, czy Obławie Augustowskiej, to wywalają gały.
Nie, żeby tematu nie było. Jest i stanowi poważny problem w relacjach polsko-ukraińskich. Ale to nasz problem, a nie Moskwy, czy Berlina, które wiedzą, ze polsko-ukraińska współpraca to ograniczenie ich wpływów. Dlatego wydadzą każde pieniądze, żeby podbijać wszystkie tematy, które mogą nas poróżnić.
W Polsce i na Ukrainie zaczyna się (w sumie już trwa) kampania wyborcza i padnie jeszcze niejedno głupie słowo. Jakby nie liczyć, w naszym interesie jest wygrana Zełeńskiego, bo tylko jego frakcja jest zainteresowana realnym dialogiem i coś w tej sprawie robi, choć hamowana jest agresywną retoryką zwolenników Poroszenki, którzy każdą krytykę UPA traktują jako gest prorosyjski (a Zełeńskiemu zarzucają, że jest rosyjskim agentem).
A temat nie jest taki do końca zerojedynkowy. Warto go badać i poznawać, bo oczywistości okazują się nie takie oczywiste. Choćby mało kto wie, że na Wołyniu z UPA walczył jedyny polski batalion Schutzmannschaft (a tak, był taki).
Polecam wpis Huberta.
Batalion Schutzmannschaft 202 nie był JEDYNYM tego typu batlionem na Wołyniu. W kilku innych służyli miejscowi Polacy - broniący się w ten sposób przed UPA. Batalion 202. był natomiast jedynym sformowanym z rekrutów z GG. Notabene skierowanych tam podstępem - zaciągali się do zwykłej policji, a skierowano ich tam.
OdpowiedzUsuńMiło się czyta, że w Rosji robi się rozpierdziel, jednakowoż nie wiem jak to odbierać. Czy ten rozpiździel cementuje władzę czy wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńMam jedno pytanie odnośnie pól minowych. Jestem laikiem, więc proszę o nie wyśmiewanie się ze mnie.
Czy artyleria nie może ostrzelać pól minowych w taki sposób aby oczyścić korytarz szerokości 40-50 metrów by ciężki sprzęt mógł przejechać ?
Szkoda amunicji. Poza tym nie ma pewności, że wszystkie wybuchną. Są artyleryjskie systemy rozminowywania. Pocisk ciągnie za sobą długi "kabel" z trotylem, który detonuje po upadku na ziemię (w skrócie detonację ładunku kabla zapoczątkowuje detonacja pocisku). Tyle, że Ukraińcy mają tego bardzo mało.
UsuńPo rosyjsku уволить znaczy "zwolnić ze służby/pracy/stanowiska", natomiast "uwolnić" czyli zwrócić komuś wolność to освободить. Znaczy to, że funkcjonariusze, którzy wtargnęli do meczetu, istotnie zostali już wylani (a przynajmniej ogłoszono to celem uspokojenia muzułmanów).
OdpowiedzUsuńPrzy okazji chciałbym serdecznie podziękować za prowadzenie tak cennego i przyjemnego w lekturze bloga.
Dzięki za wyjaśnienie. Tak przypuszczałem.
UsuńI dzięki za dobre słowo. To naprawdę motywuje.