Dziennik wojny - dzień sto czterdziesty drugiego roku (505)
"Rosja nasz" - pieje wagnerowski kogucik. |
Ten obrazek obśmiewający bunt Prigożyna (prawdopodobnie na zlecenie środowiska Szojgu) jest przeróbką komiksu, atakującego "zachodnie zepsucie" i ruch LGBT.
Propaganda w stylu iście nazistowskim, ale autor świadomie lub nie, strzelił gigantyczne fopa, przedstawiając Czeczena (muzułmanina) jako świnię (dla muzułmanów zwierzę nieczyste). |
Sprawa rosyjskiego generała Iwana Popowa, jak to często bywa, ma mieć drugie, a nawet dwa drugie dna. Generał o sygnale wywoławczym "Spartak" został odwołany z dowodzenia 58 Armią za to, że zażądał od Szefa Sztabu Generalnego Armii Rosyjskiej Gierasimowa rotacji wchodzących w skład tej armii jednostek. Faktem jest, że 58 Armia, należąca do prawdziwej elity wojsk rosyjskich, doświadczona w obu wojnach czeczeńskich i podczas napaści na Gruzję, broni się na jednym z głównych kierunków ukraińskiej ofensywy, pod Robotynnem, gdzie ponosi ciężkie straty. Dodatkowo ukraińskie uderzenia rakietowe w rosyjskie punkty dowodzenia, magazyny i rejony ześrodkowania, zniszczyły w znaczącej skali kadrę oficerską, skład osobowy i zasoby Armii. W efekcie wchodzące w jej skład jednostki rzeczywiście stoją na granicy utraty zdolności bojowej.
Zatem postulat generała Popowa ma racjonalne podstawy.
Jednakże sam przebieg rozmowy, przeprowadzonej podczas odprawy u Gierasimowa, zatem publicznie, a nie w cztery oczy, był trochę bardziej dynamiczny, niż pierwotnie wyglądało. Popow zapytany, jak rozwija się sytuacja, rzeczywiście wyliczył problemy, w tym ukraiński ostrzał artyleryjski i rakietowy oraz niezdolność artylerii rosyjskiej do walki kontrbateryjnej (czyli do ostrzału i niszczenia artylerii wroga) głównie z powodu przewagi zasięgu po stronie SZU. Omówił spowodowane tym straty ludzkie i materiałowe i faktycznie zgłosił potrzebę rotacji w celu uzupełnienia sił. Jak dotąd stuprocentowo słusznie.
Kiedy jednak Gierasimow odmówił, stwierdzając, że nie widzi takiej potrzeby (żeby choć powiedział, że nie ma kim, ale "nie widzę potrzeby" to w tym kontekście szczyt chamstwa), Popow wygarnął szefowi sztabu, że wspólnie z ministrem Szojgu okłamują Putina i on pójdzie zamelduje osobiście, jaka na froncie naprawdę jest kaszana.
I tu Gierasimow zdecydował, że gospodin Popow dowódcą 58 Armii już nie będzie. Popow na pożegnanie nagrał wypowiedź, którą wrzuciłem wczoraj, w której stwierdza, że "wyższy dowódca wbił nam [czyli 58 Armii] nóż w plecy". Oskarżenie bardzo mocne i otwarcie sugerujące współpracę Giersimowa z wrogiem.
Kolejna grupa mobików (tu zmobilizowani skazańcy) zwraca się do Putina o pomoc przeciw "złym bojarom"
Zatem dymisja poprzedzona była całkiem konkretną pyskówką i groźbą oficjalnej skargi u Putina (ta nieodmienna wiara w dobrego cara). To wraz z nagranym po dymisji apelem pachnie już otwartym buntem w wojsku. Nie rewoltą najemników i ich sponsora (formalnie nie będących przecież żołnierzami - dlatego często nie traktowanych przez Ukraińców według przepisów dotyczących jeńców). To otwarty bunt generała szanowanego przez swoich podwładnych, którzy mogą za nim pójść.
Drugie drugie dno jest jeszcze ciekawsze. Wspominałem o zgonie jednego z generałów wchodzących w skład kadry dowódczej 58 Armii Olega Cokowa. Zginął on w ostrzale rakietami Storm Shadow hotelu "Diuna" w Berdiańsku. Otóż poszła plotka, że Cokow zginął przypadkowo, a prawdziwym celem był właśnie Popow.
Lokalizacja hotelu "Diuna" w Berdjańsku |
Hotel "Diuna" przed ostrzałem |
I to, co z niego zostało po ostrzale. |
W hotelu "Diuna" razem z Cokowem miał zginąć szef OMONu (czyli ichniego ZOMO) Inguszetii Hasan Timurzijew |
Tego samego dnia, kiedy zniszczony został hotel "Diuna", ukraińskie rakiety trafiły w zakład Azmoł w Berdjańsku, przekształcony w kwaterę główną sił rosyjskich. |
Z punktu widzenia Popowa lepiej popaść w niełaskę u przełożonych, niż zostać gruzem-200, więc mógł sprowokować pyskówkę z Gierasimowem i znając charakter przełożonego liczyć na właśnie taką decyzję, jaka zapadła.
Trzecie drugie dno jest zaś takie, że wobec sytuacji jego 58 Armii, jeśli Popow nie przesadza, to jej załamanie się jest kwestią czasu. I wtedy lepiej być gdzie indziej, nie mieć na koncie klęski, a wręcz móc powiedzieć "gdyby mnie słuchano i nie zdjęto z dowodzenia, to by do tego nie doszło".
Najpierw Prigożyn wobec ukraińskiej ofensywy daje nogę z Bachmutu, teraz Popow porzuca swoich bojców na odcinku Tokmak-Melitopol-Berdjańsk. Szczury uciekają z okrętu, żeby nie być uczestnikami klęski i nie zatonąć razem z okrętem (tym razem "muzycy" nawiali jako pierwsi, tragedia "Titanica" czegoś ich nauczyła).
Wokół "muzyków", jak często nazywani są wagnerowcy i ich lidera panuje kompletny chaos informacyjny. Po spotkaniu na Kremlu z Putinem, w którym uczestniczył Prigożyn i trzydziestu siedmiu jego najważniejszych rozbójników nikt "Kucharza" publicznie nie widział, choć po swoją broń w siedzibie FSB w Petersburgu stawił się wraz z ochroną osobiście.
Francuski dziennik "La Liberation" podaje, że podczas spotkania na Kremlu został wraz ze swoimi ludźmi uwięziony i jest tam (na Kremlu) przetrzymywany i przesłuchiwany. Tę relację można włożyć między bajki. Prigożyn to za stary wyjadacz, żeby dać się złapać, jak w taniej wersji filmu przygodowego. Jeśli poszedł do jaskini żmii to się zabezpieczył.
Poza tym, jeśli nawet by tak było, to przetrzymywany byłby raczej w takim miejscu, w którym trudno byłoby go zlokalizować. Choćby w obiekcie MO w Odincowie pod Moskwą, gdzie całe jedno piętro ma być według osintowej grupy WCzk-OGPU luksusowym więzieniem dla osobistych wrogów Szojgu.
Z kolei w naszych mediach pojawiła się informacja, że raczej już nie żyje. Tylko, że na jego koncie na Telegramie wciąż pojawiają się nowe wpisy konsekwentnie podtrzymujące jego dotychczasową narrację. Zabicie Prigożyna miałoby sens, gdyby tę narrację ucięło. A tak się nie stało.
W dodatku taka struktura, jak PKW "Liga", czyli wagnerowcy, po śmierci szefa rozpada się, a najemnicy szukają nowego pracodawcy. Nic takiego się nie dzieje. Przeciwnie, trzymają się razem, a nawet odgrażają się, że to nie koniec.
Wagnerowski dowódca polowy "Berserk" zapowiada, że wkrótce PKW wróci do "globalnych zadań"
Z krążących "rewelacji" najśmieszniejsza to jego rzekomo wyjaśnienie, czemu wezwał do Marszu na Moskwę: "Zwariowałem" - miał odpowiedzieć.
Wszystkie te niusy mają na celu albo ukryć prawdziwą aktywność Prigożyna, albo go zdyskredytować.
Tymczasem jednocześnie pojawiają się dwie wykluczające się informacje. Pierwsza, ze 5 sierpnia wagnerowcy wracają na linię frontu i druga, ze zdają Ministerstwu Głupich Kroków posiadaną broń, sprzęt i amunicję.
O powrocie do działań od 5 sierpnia powiedział osobiście Prigożyn
A gdzieś w tle pojawia się kolejna wieść, że firmy Prigożyna podpisały z rosyjską armią nowe kontrakty na dostawy. A "Moskiewski Komsomolec" analizuje, czemu Prigożyn i jego PKW dostali drugą szansę.
Spisek? Nie monopol. Po prostu są w Rosji rzeczy, których nikt poza Prigożynem i jego firmami nie zrobi.
Sytuacja na froncie stabilna, bez znaczących zmian. Ukraińcy skupiają się na niszczeniu siły żywej i sprzętu przeciwnika, a Moskale pomagają im w tym jak mogą, próbując odzyskiwać utracone tereny. Atak rosyjskich spadochroniarzy, którzy zmienili kadyrowców, na pozycje ukraińskie pod Kleszczówką zakończył się jak zawsze, czyli kolejną masakrą Moskali.
Pojawiła się informacja, że Rosja wykonała pierwszy w miarę sensowny ruch kadrowy w tej wojnie i zmobilizowała bojców, którzy ukończyli zasadniczą służbę wojskową. Większość z nich ma trafić do 1 Armii Pancernej na kierunku swatowskim.
Czyli wreszcie elitarny związek operacyjny zostaje uzupełniony specjalistami, którzy przeszli wielomiesięczne szkolenie, a nie tłumem z łapanki.
Czy to coś da? Nie sądzę. To kropla w morzu rosyjskich potrzeb kadrowych.
W Czeczenii na pięć i pół roku więzienia sąd skazał Zaremę Musajewę, żonę byłego sędziego i matkę blogera, zajmującego się obroną praw człowieka w terroryzowanej przez Kadyrowa i jego bandę republice. Ogłoszenie wyroku wraz z uzasadnieniem trwało siedem minut, co jest chyba światowym rekordem.
Musajewa na sali sądowej. Te klatki dla oskarżonych mające dodatkowo pozbawiać ich cech ludzkich. Zbrodnia to mówienie prawdy |
Na ogłoszenie wyroku w sprawie Musajewy przyjechała rosyjska dziennikarka Jelena Miłaszyna wraz z prawnikiem (i jednocześnie kierowcą) Aleksandrem Niemowem.
Oboje zostali napadnięci. Miłaszynie połamano wszystkie palce, ogolono głowę i oblano zieloną substancją. Niemow został pobity, a na nodze ma ranę kłutą. Ich ekwipunek został zniszczony.
Miłaszyna przed napaścia |
I w szpitalu po udzieleniu pomocy lekarskiej. Podobno jest w złym stanie i często traci przytomność |
W napaści miał uczestniczyć "cyngiel" Kadyrowa, formalnie szef policji na lotnisku w Groznym Mahomet Gabajew. Ten skurwiel "specjalizuje" się w napaściach na kobiety, które chodzą z odsłoniętymi głowami, czy zajmują się wróżeniem. Tak w Czeczenii nadal dosłownie poluje się na wróżki i "czarownice".
Do podobnej napaści doszło w Moskwie, gdzie zieloną substancją oblana została adwokatka Jelena Ponomariewa. Wcześniej wielokrotnie jej grożono i zastraszano. W wyniku oblania nieznaną substancją kobieta doznała oparzeń oczu drugiego stopnia.
Komentarze
Prześlij komentarz