Dziennik wojny - dzień sto czterdziesty czwarty i sto czterdziesty piąty drugiego roku (509 i 510)
No to Most Krymski paszoł nachuj. Na razie "tylko" drogowy. Nocne z niedzieli na poniedziałek uderzenie wodnych dronów spowodowało zawalenie się filaru, zniszczenie fragmentu przęsła jednej nitki i uszkodzenie przęsła drugiej nitki.
Efektem są korki w obie strony, a co ważniejsze, masowa komunikacja przez południe kontynentalnej części Ukrainy, stanowiące istotny element rosyjskiej logistyki. Nie dość, że drogi z Mariupola przez Berdiańsk do Melitopola są pod ukraińskim ostrzałem, to dodatkowo zostały zakorkowane przez cywilów podróżujących na Krym i z Krymu.
Czemu nie uderzono też w most kolejowy?
Bo nie ma takiej pilnej potrzeby. Ostrzelanie w zeszłym i poprzednich tygodniach całych dwóch linii kolejowych na Krymie i uszkodzenie Mostu Czonharskiego odpowiednio zredukowało możliwości transportu kolejowego na Krym.
Na uderzenie w nitkę kolejową Mostu Krymskiego przyjdzie pora.
Rzecznik ukraińskiego wywiadu wojskowego GUR zauważył, że zasadniczo Most Krymski jest budowlą nielegalna i zbędną.
Rosjan oczywiście ogarnęła furia. Putin zagroził odwetem (ciekawe jakim? zbombarduje Kijów, jak co dzień?). W Dumie zażądali odebrania Ukrainie Odesy (ich odklejenie od rzeczywistości mnie naprawdę fascynuje, oni rzeczywiście są przekonani, że ich bojcy są w stanie zająć Odesę).
Nie wszyscy się przejęli. Ta para miała niezłą zabawę. Opowiadają, że drony uderzyły tuż przed nimi i mają żal, że nie godzinę później, bo już by odpoczywali na Krymie. Później nagrali też wideo z przeprosinami i wyrazami żalu, że taki piękny most został uszkodzony.
Ostatecznie Moskwa ograniczyła się do odmowy przedłużenia umowy zbożowej i zbombardowania ukraińskich portów w Odesie i Mikołajowie.
A, w ramach wyścigu na najgłupszą decyzję Moskale wszczęli sprawę karną o "atak terrorystyczny". Że też Adolf nie kazał zrobić sprawy Churchillowi za bombardowanie Berlina.
Z tym, że ja bym zerwania umowy zbożowej z uderzeniem w Most Krymski nie łączył. Jeśli już to jako pretekst, albo ukraiński odwet.
Dlaczego?
Tak zwana umowa zbożowa, dotycząca transportu ukraińskich produktów rolnych do krajów trzeciego świata, głównie Afryki, nie była - jak jest często przedstawiana - umową trójstronną: Rosja-Turcja-Ukraina pod auspicjami ONZ, ale były to dwie niezależne umowy Rosji z Turcją i Turcji z Ukrainą, których realizację ONZ gwarantowała. Zerwanie umowy przez Rosję, a raczej nieprzedłużenie jej, nie ma zatem związku z relacjami Rosja-Ukraina, ma natomiast ze stosunkami Rosja-Turcja.
I tu zaczyna się ciekawie.
Jak już wspominałem, Erdogan tuż przed szczytem NATO w Wilnie wykonał salto, woltę, pętlę i wrócił do grona bliskich sojuszników USA, z którego wypadł w 2012, kiedy po stłumieniu przewrotu wojskowego Sułtan dość radykalnie zaprowadził w Turcji swoje porządki, zmieniając konstytucję i ustrój państwa, co otworzyło mu drogę do ponownego kandydowania i zdobycia mandatu prezydenta Turcji. Działania te - oględnie mówiąc - mało demokratyczne, pogłębiły i tak narastającą niechęć między Waszyngtonem a Ankarą coraz mocniej korzystającą ze wsparcia Rosji.
Od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę Erdogan balansuje z jednej strony wspierając Ukrainę sprzętem, z drugiej często będąc rzecznikiem rosyjskich interesów.
Ale to już jest przeszłość. Po wygraniu drugiej kadencji prezydenckiej i przejęciu kontroli nad Azerbejdżanem Sułtan uznał, że Książę Moskiewski nie ma już niczego do zaoferowania i zrobił woltę. Najpierw wbrew przyjętym wcześniej ustaleniom (w których faktycznie Turcja nie uczestniczyła) zgodził się na to, by internowani u niego dowódcy "Azowa" i jednostek broniących Azowstalu w Mariupolu wrócili na Ukrainę (ustalenia między Rosją a Ukrainą były takie, że pozostaną oni w Turcji i tylko pod tym warunkiem Rosja zgodziła się ich wydąć). Potem Erdogan wycofał swoje zastrzeżenia względem uczestnictwa Szwecji w NATO, co ostatecznie otwiera Sztokholmowi drogę do Sojuszu.
W zamian w Wilnie Turcja miała dostać od USA status głównego rozgrywającego na Bliskim i Środkowym Wschodzie, co oznacza, że Stany nie będą się wtrącać w wewnętrzną politykę Turcji ani w to, jak Ankara rozgrywa swoje relacje z sąsiadami.
Po szczycie NATO w Wilnie rzecznik Kremla Pieskow powiedział, że Turcja z kraju przyjaźnie neutralnego przeszła do obozu wrogów Rosji.
No i teraz dochodzimy do umowy zbożowej. Była ona sztandarowym osiągnięciem Erdogana, który na niej między innymi budował swoją pozycję międzynarodową. Kiedy Moskwa już sygnalizowała, że nie przedłuży umowy, Sułtan zapowiedział, że będzie ona dalej realizowana, a bezpieczeństwo statkom zapewni flota turecka. Moskwa powiedziała "sprawdzam" odmawiając przedłużenia umowy. Teraz Ankara musi się wywiązać z deklaracji poczynionych względem Kijowa (oraz państw oczekujących na żywność), albo straci twarz i wiarygodność, co przełoży się na jej pozycję.
To, że natychmiast skoczyły ceny żywności i Moskwa na swoich produktach (także tych skradzionych na Ukrainie) zarabia więcej, to tylko mały bonusik do całej sytuacji.
Ukraińskie uderzenie w Most Krymski mogło być więc dla Moskwy wygodnym pretekstem do zerwania rozmów, ale równie dobrze Ukraińcy wiedząc od wywiadu, że umowa nie zostanie przedłużona, postanowili uderzyć odwetowo.
Albo obie sprawy nie mają związku, a zbieżność terminów to koincydencja.
W każdym razie obecnie wszyscy mają problem. Ukraina nie może wysłać w świat swoich produktów rolnych, co uderza w jej finanse, ale też blokuje bieżącą produkcję przez pełne magazyny. Turcja musi jakoś ratować swój prestiż, a dodatkowo brak dostaw żywności destabilizuje regiony, którymi Ankara jest zainteresowana. Moskwa zaś ma poważne zaburzenia w systemie logistycznym.
W nocy koło Wężowej Wyspy satelita zarejestrował cztery szybko poruszające się małe obiekty. Być może właśnie owe drony, które zaatakowały Most Krymski |
Do tego w Rosji zaczynają znów zadawać niewygodne pytania. Szojgu zapewniał, że Most chroniony jest przez dwudziestowarstwowy system obrony. Tymczasem według obecnych informacji część dronów dotarła z okolic Wężowej Wyspy (pokonując niezauważenie pięćset kilometrów!), a część... z Morza Azowskiego, do którego Ukraina dostępu obecnie nie ma. Istnieje podejrzenie, że drony te zostały przetransportowane na Morze Azowskie przez "cywilny" statek, który służby rosyjskie przepuściły, a następnie z niego zostały wypuszczone drony.
Tak rzekomo wyglądać miał system ochrony Mostu Krymskiego w pijackich zwidach Szojgu |
Jest jeszcze jedna opcja, która nie wiem, czy dla Moskwy nie jest jeszcze gorsza. Drony rzekomo nie są fabryczne. Mają to być według źródeł rosyjskich przerobione skutery wodne. A to oznacza, że mogły zostać zbudowane w warunkach konspiracyjnych i wypuczone do morza w Berdjańsku lub Mariupolu. A to oznaczałoby, że za plecami Moskali działa struktura partyzancka zdolna przeprowadzić skrycie taką operację.
Rzekomo jest to fragment jednego ze zniszczonych dronów
Jak nie patrzeć, FSB znowu wyszła na bandę durni, niezdolnych do jakiegokolwiek skutecznego działania.
Na froncie sytuacja stabilizuje się. Rosyjskie działania zaczepne na odcinku północnym całkowicie straciły impet. Moskale uzyskali małe sukcesy pod Karmazynówką i Masjutówką, które jednak nie przekładają się na sytuację operacyjną.
Zgromadzone przez Rosjan sto tysięcy bojców w stu batalionowych grupach taktycznych na bazie elitarnej 1 Armii Pancernej to za mało, żeby pokonać płaski otwarty teren, poprzecinany pasmami wznienień na osi północ-południe (czyli w poprzek kierunku ruchu) oraz dwiema rzekami, nie licząc ukraińskich umocnień.
Mapka od Vitaly |
Co nie znaczy, że nie będą próbowali rozkręcić na tym odcinku natarcia. Ale nie przewiduję tu wyniku innego, niż taki, jaki uzyskali Niemcy w Ardenach w 1944. To, co zgromadzili na tym odcinku to ostatnie atuty i resztki amunicji (dlatego na innych odcinkach jej brakuje).
Jednocześnie dowódca ukraińskich sił lądowych generał Syrski (który pierwszy oficjalnie powiedział o przygotowaniach Moskali pod Kupjańskiem) mówi, że Rosjanie wszystkie rezerwy pchają do Bachmutu.
Czyli znowu mamy to, co widać od początku inwazji: brak spójności działań Rosjan. Zamiast skupić się na jednym kierunku i jednym zadaniu, latają oni, jak człowiek z ADHD od odcinka do odcinka marnując siły i środki.
Pod Bachmutem natarcie ukraińskie na całej linii. Namierzone zostały i zniszczone rosyjskie armaty samobieżne Pion. O ile wiem, dwie baterie.
Pod Staromajorskiem Rosjanie próbują kontratakować na kierunku pomocniczym (dla ZSU) pod Prijutnem. Ukraińcy uderzyli tu, żeby uchronić przed oskrzydleniem siły atakujące na Staromajorskie i próbujące zrobić obejście na Staromłynówkę. Jak widać Moskale złapali przynętę.
Równocześnie ZSU poszerzają wyłom atakując na Urodzajne. Staromajorskie kontrolują w połowie, ale też posuwają się do przodu.
Pod Robotynnem rosyjska kontra wyhamowała natarcie ukraińskie i zagroziła flankom SZU, które jednocześnie poszerzają front, atakując w kierunku Nowopokrowki, co w zasadzie niweczy skutki rosyjskiej kontry (bo flanki się przesunęły). W wyniku ostrzału zniszczone miało zostać dowództwo broniącego się tu rosyjskiego 1430 Pułku Strzelców Motorowych.
Mapka od Kartina Masłom |
Legion "Wolność Rosji" współdziałając z czeczeńskimi powstańcami zaatakował znów na terenie Obwodu Białogrodzkiego.
Na Białoruś trafiły już cztery kolumny wagnerowców, a ich baza w Molkinie w Kraju Krasnojarskim została zamknięta.
Oficjalnie będą szkolili białoruską armię i samoobronę. Część zostanie wykorzystana do działań sabotażowych przeciw sąsiadom Białorusi, czyli także Polski. Prawdopodobnie przejmą od białoruskich pograniczników pilotowanie wojny hybrydowej przeciw naszemu krajowi z wykorzystaniem imigrantów. Być może też znajdą się w tych grupach jako na przykład przewodnicy.
Będzie ciekawie.
Część na pewno zacznie pełnić rolę pretorianów Baćki Traktorzysty (albo raczej swoistej nowej wersji gwardii wareskiej, jaką utrzymywali cesarze bizantyjscy - chodzi o to, że pretorianie to byli Rzymianie, zaś gwardia wareska składała się z Wikingów, czyli najemników z zagranicy). Wąsaty Karaluch nie wierzy już swoim służbom i siłom zbrojnym, które w każdej chwili mogą przejść na stronę powstańców z Pułku im. Kalinowskiego. Szczególnie, że Komisja Europejska zwróciła się do MTK o wydanie za Łukaszenką listu gończego za udział w handlu ludźmi.
Na terenie Białorusi ma się obecnie znajdować niecały tysiąc najemników.
Kilkuset wagnerowców zostało przerzuconych do Republiki Środkowej Afryki, której lider chce powtórzyć manewr Erdogana z 2016 roku: zmienić konstytucję, ustanowić system prezydencki i przez to wyzerować swoje kadencje na stanowisku prezydenta państwa (czyli kolejne dziesięć lat rządów przed nim). Ponieważ opozycja może protestować, ściąga on wagnerowców (chociaż wcześniej Szojgu ich odwoływał i nawet formalne pożegnanie zrobiono). Pisałem, że środkowoafrykański kacyk jest kumplem Prigożyna i Utkina "Wagnera" i tak łatwo PKW z tego kraju nie wyjdzie.
Ci z bandytów Prigożyna, którzy nie mają jeszcze przydziałów, terroryzują mieszkańców Kraju Krasnodarskiego.
Część wagnerowców podpisała kontrakty z Ministerstwem Likwidowania Własnych Generałów i nadal działa na Ukrainie, ale to są śladowe liczebności. Dowodzić ma nimi Andriej Troszew "Sedoj" mianowany przez Gierasomowa były członek Rady Dowódców PKW, usunięty z niej zaraz po ogłoszeniu rządowej nominacji.
Jednocześnie jednak część dowódców PKW wyraża zaufanie do Troszewa, podkreślając, że "Wagner" stanowi jedność.
Może tu zatem zachodzić sytuacja podobna do tej, jaka była z naszymi legionistami po kryzysie przysięgowym w 1917 roku. Piłsudski z Sosnkowskim zamknięci w Magdeburgu, część legionistów internowana, część zmieniła stronę, a część "zbuntowała się" pozornie i wstąpiła do Polnische Wehrmacht, żeby we właściwym momencie przejąć tworzoną przez okupanta formację.
Tutaj też Troszew mógł podpisać kontrakt na polecenie Prigożyna (a odwołanie z Rady Dowódców to ściema), żeby zachować zwarty charakter tej części PKW, która została na Ukrainie.
Tutaj też Troszew mógł podpisać kontrakt na polecenie Prigożyna (a odwołanie z Rady Dowódców to ściema), żeby zachować zwarty charakter tej części PKW, która została na Ukrainie.
Koło Jejska (po drugiej stronie Morza Azowskiego, gdzie znajduje się baza lotnicza słynąca z katastrof (między innymi pamiętne rozbicie się MiGa o blok mieszkalny) bo morza spadł kolejny MiG-31. Pilot katapultował się, ale spadł też do morza. Jego kamizelka ratunkowa nie napełniła się powietrzem, a nasiąknięty wodą spadochron wciągnął go pod wodę. Tonął przez dziesięć minut, czemu biernie przyglądali się plażowicze.
W Rosji nie ma społeczeństwa.
Komentarze
Prześlij komentarz