Dziennik wojny - dni sto dwudziesty drugi, sto dwudziesty trzeci, sto dwudziesty czwarty, sto dwudziesty piąty, sto dwudziesty szósty, sto dwudziesty siódmy, sto dwudziesty ósmy, sto dwudziesty dziewiąty, sto trzydziesty, sto trzydziesty pierwszy, sto trzydziesty drugi, sto trzydziesty trzeci, sto trzydziesty czwarty, sto trzydziesty piąty, sto trzydziesty szósty, sto trzydziesty siódmy, sto trzydziesty ósmy, sto trzydziesty dziewiąty, sto czterdziesty, sto czterdziesty pierwszy, sto czterdziesty drugi, sto czterdziesty trzeci, sto czterdziesty czwarty, sto czterdziesty piąty, sto czterdziesty szósty trzeciego roku (852, 853, 854, 855, 856, 857, 858, 859, 860, 861, 862, 863, 864, 865, 866, 867, 868, 869, 870, 871, 872, 873, 874, 875, 876)

 


Na Ukrainie, w szeregach wojska zginął Podolak. 
Ale nie Michał Podolak, doradca Szefa Kancelarii Prezydenta Ukrainy do spraw zarządzania kryzysowego, tylko...


Jego rodzony brat Władymir, oficer rosyjskiego GRU. 

W sieci z kolei pojawił się apel siotrzenicy Biełousowa, rosyjskiego ministra napadania na kogo popadnie. Dziewczyna, mieszkająca w Charkowie, prosi go, żeby...


Przestał ostrzeliwać miasto, w którym mieszkają jego krewni, a swoje groby mają jego rodzice i dziadkowie. 


Nie są to odosobnione przypadki przenikania się rosyjskich i ukraińskich powiązań rodzinnych. Normalne na gruzach wieloetnicznego państwa, jakim był ZSRR. W Polsce również mieliśmy choćby przypadek rodziny Szeptyckich, w której z trzech braci jeden wybrał Polskę, a dwóch Ukrainę. Mieliśmy też admirała Unruga, czy rodzinę Burschów, którzy mieli swoich krewnych po niemieckiej stronie. 

Rosja te korelacje wykorzystuje do podkreślania, że wojna przeciw Ukrainie i narodowi ukraińskiemu jest konfliktem wewnątrzrosyjskim, że to próba przywołania do porządku zbuntowanej prowincji, oderwanej przez szowinistycznych separatystów (w rosyjskiej retoryce idzie to trochę inaczej, ale taki jest sens). Stąd choćby powtarzane do znudzenia bredzenia o "wyzwoleniu" zajmowanych miejscowości, czy traktowanie stawiających opór żołnierzy ukraińskich jak terrorystów, których walka jest bezprawna. 

Gdyby ta retoryka rosyjska była oparta na prawdzie, to oczywiście, takie podejście miałoby sens. Rzecz w tym, że z prawdą nie ma ona nic wspólnego, a wspomniane powyżej sytuacje są wyłącznie skutkiem faktu, że przez trzysta lat Ukraina wchodziła w skład Imperium Rosyjskiego. 

Ale jednak coś w tym jest, choć zupełnie co innego, niż chcieliby propagandyści w Moskwie. 
Jak swego czasu określił to Fox Mulder, czyli Hubert Kozieł, wojna na Ukrainie faktycznie jest wojną domową - opóźnioną i niedokończoną - ale nie w ramach Rosji, a w obszarze całego dawnego ZSRS. To po prostu forma antysowieckiego powstania, w którym po jednej stronie stoi przemalowany i "zreformowany" sowiecki aparat represji (coraz mocniej odwołujący się do swoich leninowsko-stalinowskich korzeni), z drugiej zaś wszyscy ci, którzy sowieciarstwa w żadnej formie nie chcą i to zarówno Ukraińcy, Gruzini, czy Czeczeni, jak i sami Rosjanie (w niewielkiej liczbie, ale zawsze). 

Na froncie pojawił się w ramach SZU nieduży oddziałek ochotników z Karelii oderwanej w 1940 roku od Finlandii

Ukraina jest w pewnym sensie alternatywną Rosją. W tym znaczeniu, że pokazuje, że przy wszystkich problemach i patologiach, z jakimi mamy tam do czynienia, zerwanie z sowietyzmem i sowiecką mentalnością nawet dla krajów obszaru posowieckiego otwiera możliwości, których zsowietyzowana do imentu Rosja nie ma. 

I oczywiście, mam świadomość i nieraz o tym pisałem, że te szokujace dla Rosjan różnice są znacznie głębsze i wywodzą się wprost z odmienności kulturowych, wynikłych z udziału Ukrainy zarówno w kulturze Rzeczypospolitej, jak i cywilizacji Osmańskiej, ale także przynależności sporej jej części do kręgu wpływów niemieckich i węgierskich w ramach cesarstwa austriackiego. 
Obywatele Ukrainy mają znacznie więcej nierosyjskich i niesamodzierżawnych punktów odniesienia i znacznie więcej okcydentalnych punktów odniesienia, niż mieszkańcy Rosji, którzy w większości nie doświadczyli innej kultury i innej cywilizacji, niż kacapia. 

Ale z perspektywy Rosjanina nie ma to znaczenia. On widzi podobnych sobie, którzy na poziome zwykłych ludzi żyją lepiej, niż on i mają znacznie więcej cywilizacyjnych udogodnień, niż on. Przypomina się napis wymalowany przez uciekającego spod Kijowa bojca na ścianie splądrowanego mieszkania:
"Kto wam pozwolił tak dobrze żyć?"
I dokładnie to jest powodem, dla którego Kreml nie może pozwolić Ukrainie istnieć. Stanowi ona bowiem dla kremlowskiej postbolszewickiej kliki wyzwanie. Pokazuje, że "wszędzie dobrze, gdzie ich (bolszewików i ich spadkobierców) nie ma". A to mogłoby podsunąć Rosjanom niebezpieczną myśl, że może by usunąć to, co jest dla ich kraju prawdziwym balastem, czyli patologiczną i kleptokratyczną władzę. 

Wracamy do przeglądu sytuacji. 
Przez te trzy tygodnie nic się w zasadzie nie zmieniło. Jest tak samo, tylko bardziej. 


Korea Północna wesprze Kreml militarnie. Tyle, że zamiast pierdyliarda niedożywionych komandosów Moskwa dostanie kilka brygad równie niedożywionych wojsk inżynieryjnych (złożonych głównie z trzyosobowych zespołów obsługi koparek mięśniowych dwuręcznych przedsiębiernych-zasięrzutnych). Które będą odbudowywać infrastrukturę Donbasu.
W dodatku Korea Południowa zapowiedziała, że jeśli Moskwa przekaż Phenjanowi nowoczesną technologię wojskową, Seul wyśle do Kijowa broń i amunicję. 

Korea Północna już wysyła amunicję do Rosji. Często z takim skutkiem. Naboje z południa są zdecydowanie wyższej jakości

W podobnym duchu, że rozważy zniesienie zakazu dostarczania broni walczącym stronom i wyśle coś na Ukrainę, wypowiedziała się Japonia. 

A co Wietnam? 
Jak napisałem, kolejne upokorzenia. 
Oczywiście, nie wprost. Nic z tych rzeczy. Po prostu piękne i okrągłe słowa, które nic nie znaczą. 
A potem spotkanie wietnamskiego ministra spraw zagranicznych z amerykańskim Sekretarzem Stanu Jake'm Sullivanem i deklaracja, że USA są strategicznym partnerem Wietnamu. 
Dziękuję, można się rozejść. 

Słowem 
SUCKCESS!
W ramach kolejnych osiągnięć roSSyjskiej dyplomacji, do Moskwy przybył premier Indii Narenda Modi (opierający swoje rządy na retoryce narodowo-religijnej, zbliżonej do formuły puitinowskiej). 


Po okrągłych kurtuazjach, obejrzeniu pokazu jazdy konnej, nieformalnym spotkaniu z jednym z Putinów oraz uzyskaniu obietnicy odesłania do Indii hinduskich najemników walczących w rosyjskiej armii, Modi odwołał planowane negocjacje finansowe i handlowe i wyjechał. 
Nie wiadomo, czy wpływ na to miało ostrzelanie dziecięcego szpitala w Kijowie (o tym dalej), ale tak, czy inaczej, Moskwa została z ręką w nocniku. 

Ale Moskwa ma zupełnie inne problemy (znowu nic nowego, tylko bardziej). 
Dwa tygodnie temu, 24 czerwca w Derbencie i Machaczkale w Dagestanie doszło do dość poważnego ataku terrorystycznego.

Kilku (oficjalnie pięciu) terrorystów zaatakowało dwie synagogi, dwie cerkwie oraz posterunek policji. Zamordowali też prawosławnego księdza, sześćdziesięciosześcioletniego rektora cerkwi Wstawiennictwa Najświętszej Marii Panny Nikołaja Kotelnikowa. Podobno to on był głównym celem ataku, a jego zdjęcie terroryści mieli mieć przypięte na czacie, za pomocą którego się porozumiewali.


Po prawie dobie operacja antyterrorystyczna została zakończona bilansem trzydziestu czterech zabitych, w tym  dwudziestu siedmiu policjantów i pięciu terrorystów. 

















I teraz zaczynają się niuanse.
Akcja miała miejsce na drugi dzień po odprawie władz republiki, podczas której zapewniono, że pod względem zagrożeń terrorystycznych republika jest bezpieczna. 


Po drugie, ten koleś...


A także leżący obok niego na następnym zdjęciu...


To rodzeni synowie tego człowieka...


Magomeda Omarowa, szefa lokalnych władz w Okręgu Sergokalińskiego Republiki Dagestanu. Zatrzymany przez FSB Omarow przyznał, że widział, że jego synowie się radykalizują, ale nie zgłaszał tego na policję...

Zaraz...
W kraju, w którym każdy każdego podpiernicza, gdzie służby tropią każdego, gdzie każdy urzędnik wyższego szczebla ma "anioła stróża", nikt nie zauważył, że synowie gościa, będącego odpowiednikiem naszego wojewody, się zradykalizowali i przystąpili do komórki terrorystycznej? Nikt nie zauważył gromadzenia broni? W Dagestanie, w którym już kilka razy doszło do ostrych zamieszek, a większe i mniejsze protesty są na porządku dziennym?

Dalej...
Oficjalnie zabito wszystkich pięciu terrorystów i trwają działania zmierzające do złapania tych, którzy ich wspomagali.
Pięciu bandziorów przez dobę tłukło siły bezpieczeństwa eliminując prawie trzydziestu policjantów? W dodatku w walce ulicznej, a nie w zabarykadowanym budynku. To nie Unia Europejska, gdzie policjant boi się użyć broni, żeby go nie oskarżono o rasizm.
Jak dla mnie zamachowców było więcej, a tylko pięciu udało się dopaść. 

Warto zauważyć, że praktycznie nie ma tu ofiar cywilnych. Poza księdzem, terroryści strzelali tylko do policjantów, czyli ludzi uzbrojonych, mogących się bronić. 
Dla porównania, w ataku na Crocus City Hall zginęło ponad sto czterdzieści osób (w tym zero policjantów na służbie), zaś w ataku na paryski klub Bataclan w 2015 roku - ponad sto trzydzieści. 
A tu jeden cywil i prawie trzydziestu uzbrojonych policjantów.

Kolejna ciekawostka to moment podania wspomnianych przeze mnie wcześniej informacji o czacie, na którym zmawiali się terroryści. Miało to miejsce jeszcze w trakcie strzelanin, czyli w kilka godzin po rozpoczęciu ataku. Wtedy też od razu zidentyfikowano sprawców jako komórkę ISIS.
Znowu, po ataku na Crocus City Hall nie wzięto pod lupę wszystkich potencjalnie groźnych środowisk? Gdzie typowanie i praca operacyjna?
No i nie za szybko te identyfikacje (oczywiście rytualne wskazywanie Kijowa też miało miejsce)?

Wreszcie postać zamordowanego księdza. To bardzo otwarty, ekumeniczny wręcz potomek osiedlonych w Czeczenii Kozaków. Podcięto mu gardło na oczach parafian w czasie mszy zielonoświątkowej.  Idealny wróg dla wszelkich radykalizmów, a jednocześnie człowiek, który powszechnie będzie żałowany, a jego śmierć nastawi całe społeczeństwo przeciw zabójcom. 
Zabójcom powiązanym ze strukturami... dagestańskich władz!

To bawimy się w stawianie hipotez. 
Czyja to robota? 

Akcja terrorystyczna podważyła rzetelność i kompetencje Siergieja Mielikowa, z woli... Moskwy gubernatora (formalnie pełniącego obowiązki prezydenta) Dagestanu. 
Mielikow, jako "przywieziony w teczce" i narzucony Dagestańczykom otoczony jest powszechną niechęcią.

Udział synów jego podwładnego z zamachu wskazuje brak nadzoru nad podległą mu administracją republiki i infiltrację republikańskich struktur przez radykalne środowiska islamskie. 

Zatem rykoszetem potężnie dostaje Mielikow, szczególnie, że atak nastąpił dzień po odprawie, na której zapewniano, że wszystko jest pod kontrolą. Ta sytuacja jest szczególnie kompromitująca. 

A zatem sprawców szukamy wśród ludzi, którzy nie lubią władz Dagestanu. 
No w samym Dagestanie znalazłoby się sporo osób mających motyw. Ale czy miały możliwości? Choćby takie, jak wyposażenie zamachowców w broń maszynową. 
Dotychczasowe zamieszki w Dagestanie, nawet jeśli miały charakter agresywny, jak jesienią zeszłego roku, to obyły się bez broni. 

Sprawca nie lubi ISIS i chce nastawić społeczeństwo przeciw niemu, ale jednocześnie nie chce uderzać bezpośrednio w ludność Dagestanu, na poparciu której mu zależy, a jedynie w przedstawicieli aparatu represji. 

Na dodatek zleceniodawca zamachu był w stanie dać "parasol" przygotowaniom. 

Służby rosyjskie oczywiście wchodzą w grę, szczególnie, że już wcześniej w Dagestanie mieszały. Ale tamte akcje, z wykorzystaniem portalu "Świt Dagestanu", miały na celu przede wszystkim sprowokowanie do aktywności osób skłonnych do wystąpień antyrządowych i "uziemienie" ich. W przypadku ataku terrorystycznego taki scenariusz nie zachodzi, a wręcz zachodzi niebezpieczeństwo wybuchu przemocy zbrojnej w i tak już niespokojnym regionie. 
Zatem służby rosyjskie nie miały w tej akcji żadnego interesu, poza ewentualnym uwaleniem władz Dagestanu, co grozi zamieszkami. A niekontrolowane zamieszki nie są w interesie żadnych służb. 

Myślę, że ten, kto pociągał za sznurki odkrył się sam. 


Nasz ulubiony Tik-tok Pączuś Don Kaukazu otwarcie ogłosił, że każdy, kto jest powiązany z wahabitami i ISIS ma zostać zabity, a w przypadku ataku na struktury policyjne w Czeczenii, zginąć ma także rodzina zamachowca.
Skąd taki radykalizm?

Kadyrow idealnie pasuje nam do opisu powyżej. 
Nie lubi się z władzami Dagestanu, z którymi miał starcie o potraktowanie czeczeńskiego ministra spraw nadzwyczajnych przez dagestańską policję (i to wyjaśnia zabijanie tylko policjantów).
Zresztą, relacje czeczeńsko-dagestańskie maja charakter otwartej wojny, wyrażającej się między innymi wymianą ognia między pochodzącymi z tych republik oddziałami rosyjskiej armii. Dagestan stanowi też bazę wypadową dla antykadyrowskiej islamistycznej partyzantki

Zamach i związana z nim sytuacja w republice dodatkowo podważa autorytet rosyjskich władz w regionie, a to jak najbardziej jest Kadyrowowi na rękę, bo chce rządzić sam, będąc dla Moskwy jedynym gwarantem stabilności w regionie. 
Do tego ISIS stanowi zagrożenie dla jego pozycji w rosyjskim społeczeństwie, w którym Tik-tok Don Książę Kaukazu chce być nieformalnym (a może z czasem formalnym) liderem rosyjskich muzułmanów. ISIS to konkurencja, dla której dodatkowo jego podejście do zasad praktykowania islamu ociera się o herezję i bluźnierstwo (o jego wyczynach innym razem, a jest to mocny materiał). 
W interesie klanu Kadyrowów jest stłumić zagrożenie ISIS na Kaukazie zanim się rozwinie. 
Wreszcie Kadyrow i jego służby miały możliwości, żeby wyszkolić i uzbroić zamachowców (w Czeczenii znajduje się Akademia Sił Specjalnych GRU, której kuratorem jest Tik-tok Pączuszek Junior Adaś K.), a także poprzez swoich ludzi w strukturach dagestańskich zapewnić ochronę przygotowaniom do zamachu. 
Warto przy tym pamiętać, że Kadyrow jest doświadczonym terrorystą, mającym na koncie mordowanie i torturowanie niewygodnych ludzi. 

Mamy zatem trupy, narzędzia zbrodni, motywy i możliwości. 
Wszystko, by wskazać sprawcę. 

Pozostając w Jebanarium...
W kalendarz kopnął sześćdziesięciojednoletni generał Magomed Chandajew, formalnie szef Departamentu Egzaminów Państwowych Ministerstwa Okradania Bojców, podległy bezpośrednio pod byłego zastępcę Szojgu Timura Iwanowa, zamkniętego pod zarzutami korupcyjnymi parę miesięcy temu. Chandajew odpowiadał za budowę obiektów "infrastruktury społecznej" i zakwaterowanie bojców Floty Kaspijskiej. Jego zeznania mogły zaszkodzić wielu ważnym osobistościom w rosyjskiej armii. 
Ale, jak wiadomo z powieści "Wyspa Skarbów", umarli nie szkodzą.


Na swój los nie czekała natomiast "kasjerka" Szojgu, była wiceminister Tatiana Szewcowa. Zaraz po odwołaniu jej szefa i przymknięciu Iwanowa, Szewcowa złożyła rezygnację i zniknęła. A razem z nią całkiem spora gotówka (miliardy rubli). 

- Ale nie kradniesz, prawda?
- No oczywiście, że nie. Tylko prywatyzuję.

I zgadnijcie, gdzie się odnalazła! 
W ostoi zachodniej rui i porubstwa, czyli Francji. Podejrzewam, że zachodnie wywiady w zamian za ochronę wyciągną z niej sporo ciekawych informacji. 

Tymczasem aresztowany za rzekome oszustwa (i krytyczny wobec Gierasimowa i Szojgu) były dowódca 58 Armii generał Iwan Popow, któremu przedstawiono już oficjalne zarzuty, czyli na nasze pojęcia zapoznano z aktem oskarżenia (według jego prawnika, sprawa jest dęta na tyle, że może się "rozmyć") przeszedł do kontry i zażądał śledztwa w sprawie zdrady stanu. Odpowiedni wniosek trafił już do Federalnego Komitetu Śledczego Erefii. 


Chodzi o opublikowany niedawno list gończy Służby Bezpieczeństwa Ukrainy za Popowem, któremu zarzuca się kierowanie atakiem na kierunku Charków-Izjum od lipca do wrzęśnia 2022 roku (faktycznie atak na Izjum był błyskotliwy, a Ukraińcy uzyskali tu sukcesy dopiero kiedy wymieniono Popowa na fajtŁapina).

W komunikacie o poszukiwaniu Popowa znalazły się szczegóły ordre de bataille, a także skany tajnych dokumentów. Czyli kolejna znakomita wrzutka ukraińskiego wywiadu, bo teraz w Rosji wszyscy wściekle szukają, kto wypuścił tajne dokumenty. 

A jak już wspomnieliśmy o Francji, to...
Spełnia się klątwa Stefana Kisielewskiego, który był rzekł:
Pocieszam się tylko, że ta stara kurwa Francja odcierpi jeszcze za naszą krzywdę, zawsze nas zdradzała i sprzedawała! 
"Stara kurwa" Marianna właśnie zafundowała sobie chorobę dwubiegunową, połączoną z permanentną niezdolnością do czegokolwiek. 

Prezidą Macrą usiłujący być współczesnym Napoleonem (z którym łączy go tylko małżeństwo ze starszą od niego kobietą - choć Napoleon w zasadzie nie ma startu, bo Józefina była odeń starsza tylko o sześć lat), widząc jak topnieje jego popularność w społeczeństwie, co dało się odczuć w wynikach wyborów samorządowych, spróbował ucieczki do przodu i rozpisał przedterminowe wybory parlamentarne. 

Pierwszą turę wyborów w cuglach wygrał Front Narodowy kierowany Marine LePen. 


Gdyby na tym się skończyło, Front Narodowy rządziłby dziś Francją. Ale de Gaule zafundował swoim rodakom najbardziej chorą wersję ordynacji większościowej i do otrzymania mandatu nie wystarczy zdobyć najwięcej głosów. Trzeba mieć połowę plus jeden. A to oznacza drugą turę w większości okręgów. 
Lewica we Francji, jak zawsze, zareagowała entuzjastycznym poparciem demokratycznego werdyktu...




Nie no, jaja sobie robię. Od 1917 roku komuniści nigdy nie zaakceptowali demokratycznego werdyktu, jeśli nie był im na rękę. To, czym kiedyś byli socjaliści, kwalifikowane dziś jest jako "populistyczna prawica".
W każdym razie, jak zawsze i wszędzie od lat, Francuska lewica zaprotestowała przeciw woli ludu, uznając, że lud nie dorósł do prawdziwej demokracji. 
Klasyka.

Obrazek słowackiego autora znakomicie oddający sens liberalno-lewackiej propagandy

Przed drugą turą powstała typowa zmowa kartelowa przeciw FN. Kandydaci pozostałych ugrupowań, którzy uzyskali trzecie i dalsze lokaty w pierwszej turze, rezygnowali z udziału w drugim podejściu, żeby ich zwolennicy mogli hurtowo zagłosować na głównego przeciwnika FN (podobna manipulacja została przeprowadzona u nas w październiku zeszłego roku). 

LePen była przy tym oskarżana o wszystkie możliwe zbrodnie, a przede wszystkim o prorosyjskość (nic nowego i faktycznie grała na strachu Francuzów przed wojną - klasyka - zapowiadając wycofanie zgody na używanie francuskiej broni przeciw rosyjskiej armii na Ukrainie). Jakby prorosyjska i antyamerykańska nie była większość Francuzów.

Wynik? 
Taki sobie. Pozornie się udało. Nowy Front Ludowy (kto pamięta, że stary Front Ludowy to było dzieło Stalina, mające na celu sparaliżowanie Francji w przededniu II wojny światowej?) zdobył większość miejsc w parlamencie, zaś Front Narodowy wylądował na miejscu trzecim. I to pomimo, że FN zyskał najwięcej głosów. 


NFP to Nowy Front Ludowy. Ensemble to zwolennicy Macrona. RN - Front Narodowy. Reszta to plankton, który może mieć znaczenie przy formowaniu rządu. Jak widać, nikt nie ma wyraźnej przewagi i konieczne jest budowanie koalicji, co może byś wybitnie trudne

"Racjonalna" i prozachodnia Europa odetchnęła z ulgą.


Tylko, czy rzeczywiście są ku temu podstawy? 

Nowy Front Ludowy to zlepek komunistów, socjalistów, ekologów i skrajnie lewackiej Francji Niepokornej (LFI), powołany na okoliczność wyborów. Najsilniejszą osobowością tej koalicji jest lider LFI Jean-Luc Melenchon, który co prawda mógłby się spotkać ze Sleepy Joe'm w domu opieki (ma 72 lata), ale jest najbardziej doświadczonym w tym towarzystwie i mającym najmocniejsze poparcie społeczne (trzecia pozycja w wyborach prezydenckich) politykiem. 
To Melenchon nadaje ton koalicji i wypowiada się w jej imieniu - zaraz po wyborach zażądał od prezydenta Macrona powierzenia jego ekipie misji tworzenia rządu i odrzucił możliwość współpracy z republikanami (frakcja prezydencka), co oznacza w praktyce, że nie ma zamiaru nikogo do współrządzenia nie dopuszczać. 

Ale to w tematyce tego bloga ma marginalne znaczenie. Ciekawsze są poglądy Melenchona na politykę międzynarodową
Otóż Melenchon jest za wystąpieniem Francji z NATO i redukcją wydatków na wojsko. W kwestii Ukrainy uważa, że agresorem są Stany Zjednoczone i NATO, a Rosja tylko się broni. Jest przeciwny przyjęciu Ukrainy do UE oraz optuje za referendum w sprawie granic Ukrainy.
Słowem, moskiewski głos w paryskim domu. 
Wygrana Melenchona jest dla Moskwy lepszym prezentem, niż sukces Marine LePen. To po prostu dar Niebios. 

Oczywiście, we Francji jest system prezydencki (wzorowany na polskiej Konstytucji Kwietniowej z 1935 roku) i to prezydent kreuje politykę. Ale prezydent Macron w Pałacu Elizejskim zasiadać będzie jeszcze tylko rok, a wynik wyborów pokazuje, że jego ostatnie zaangażowanie w wojnę na Ukrainie nie jest w społeczeństwie odbierane pozytywnie. Tak, czy tak, dominację uzyskały stanowiska co najmniej neutralne i nie antyrosyjskie. 

Czy zatem rzeczywiście "są powody, żeby być szczęśliwym w Warszawie"? 

W każdym razie przez najbliższy rok Francję czeka permanentny chaos i przepychanki polityczne. Brak wyraźnej większości, a jednocześnie zdecydowana przewaga stanowisk ukrainosceptycznych w parlamencie skutecznie sparaliżuje francuską pomoc dla Kijowa. 

Tymczasem w Afryce frankofońskiej, jak elegancko nazywane są dawne francuskie kolonie afrykańskie...

Pamiętacie tę scenę ze "Szklanej Pułapki 3" z genialnym Jeremym Ironsem? 


No to coś w ten deseń odbywa się właśnie w Afryce Środkowej, gdzie Niger, Mali i Burkina Faso zawiązały konfederację. Co łączy te trzy kraje? Ano tylko to, że ich kacykowie trzymani są na stołkach siłami "Ligi", czyli wagnerowców. Korporacja przetrwała śmierć swoich liderów i przejęcie sterów przez spadkobierców Prigożyna. Poradziła sobie z próbami budowy konkurencji podległej Szojgu i przejęciu jej interesów przez Moskwę. Jak pisałem wiele razy, pozycję wagnerowców w Afryce buduje majątek z kontrolowanych przez nią kopalni złota i surowców mineralnych oraz osobiste znajomości z lokalnymi kacykami, których byt i życie zależy wyłącznie od najemników z "Ligi". 
Po zeszłorocznych doświadczeniach, mając świadomość, że nawet we własnym kraju nie są w pełni bezpieczni, wagnerowcy właśnie budują swój kawałek świata, w którym przy pozorach władzy lokalnych elit to oni będą spoiwem i fundamentem nowej konfederacji. 
Coś czuję, że jeszcze o nich usłyszymy. 

To na zakończenie tematu wyborów we Francji, do parlamentu dostał się po raz pierwszy przedstawiciel lokalsów z Nowej Kaledonii. Oczywiście zwolennik oderwania tego kraju od Francji. 
Kaledończycy natychmiast wznowili zadymy.


A jak jesteśmy przy wyborach, to skaczemy za ocean, gdzie zwycięstwo Donalda Trumpa w listopadowych wyborach jest już w zasadzie pewne. 

Sąd Najwyższy USA orzekł bowiem, że Trump nie może być ścigany karnie za działania podejmowane jako Prezydent USA, tylko za to, co robił jako osoba prywatna. 
I teraz konia z rzędem temu, kto te dwie kwestie oddzieli. 
Tym samym nie istnieje żadna możliwość uwalenia kandydatury Trumpa na drodze wyroków sądowych (i tak była ona mikra, bo Konstytucja USA nie zabrania skazanemu kandydować, ale można to wykorzystać propagandowo). 


Ale to najmniejszy problem Demokratów. 

Znacznie większym bólem głowy jest dla nich stan głównego ich kandydata, który... 

No cóż.. Sleepy Joe swoją ksywkę zyskał nie bez powodu. Najlepszą ilustracją jego demencji było przedstawienie prezydenta Zełeńskiego podczas niedawnego szczytu NATO jako... prezydenta Putina!


"Dlaczego napadłeś na Ukrainę?"

Przedwyborcza debata Biden-Trump przed dwoma tygodniami przypominała mocno debatę Bush-Dukakis w 1988. To znaczy: Trump buszował, a Biden dukał. 


I o ile do tego momentu obaj kandydaci szli względnie łeb w łeb, to po debacie ratingi poleciały jednemu w górę, a drugiemu na pysk. 

Sytuacji nie zmieniły ani pocieszające twitty Baracka Obamy


Ani niewielkie wahnięcia w sondażach. 


Szczególnie, że w amerykańskim systemie wyborczym głosowanie jest dwustopniowe i głosy szeregowych wyborców to jedno, a werdykt elektorów to drugie. 
Zaś w głosach elektorskich wyglądało to tak



W Partii Demokratycznej zaczęła się panika, szukanie kontrkandydata i naciski na Joe Bidena, żeby sam zrezygnował. 
Tyle, że żaden z ewentualnych kandydatów nie wyraził woli zastąpienia Sleepy Joe'go. Ani Michelle Obama, ani naturalna w tej sytuacji wiceprezydent Kamala Harris. 
Z jednej strony Trump w ciągu jednej nocy po ogłoszeniu wyroku w sprawie oszukania przez niego prostytutki zyskuje rekordową kwotę pięćdziesięciu trzech milionów dolarów w darowiznach na kampanię. Z drugiej darczyńcy Demokratów wycofują swoje pieniądze żądając zmiany kandydata. 
A Sleepy Joe odmawia i upiera się, że da radę.

W tej atmosferze w sennym miasteczku Butler w Pennsylwanii (niedaleko Nowego Jorku, największe miasto to Filadelfia), mateczniku Demsów, w stanie rządzonym przez Demsów, Trump robi sobie wiec, w trakcie którego...


Pada kilka strzałów! 
Trump jest ranny w ucho, na widowni za nim jedna osoba ginie, dwie są ranne. Strzelca natychmiast zabijają snajperzy z rządowej Secret Service, którzy z urzędu ochraniają Trumpa jako kandydata (ale tylko w roku wyborczym). 

Na tym zdjęciu widać pocisk lecący dalej już po zranieniu Trumpa (biała kreska otoczona czerwoną linią). Gdyby nie odwrócenie głowy w momencie strzału, Trump mógł oberwać w w głowę



I oczywiście cały demokratyczny świat dostał amoku. 
Od teorii spiskowych na poziomie przedszkola

Ten komentarz samozwańczego "łowcy szpiegów" powinien raz na zawsze wykluczyć go z poważnego traktowania




Po teksty amerykańskiej pani profesor, żałującej, że Trump nie zginął (w sumie po tym, co u nas się działo od 10 kwietnia 2010 roku, nie powinno nas dziwić). 



No dobra, ale co się właściwie stało i czemu to nie była ustawka? 

Zacznijmy od początku. 
Zamachowiec strzelał z oddalonego od sceny o około sto czterdzieści metrów dachu jakiejś fabryczki. 


Strzelał nie wprost, tylko od boku, będąc nieco na skraju pola widzenia policyjnych snajperów. Fabryczka jest poza perymetrem bezpieczeństwa, czyli nie wchodziła w zakres obserwacji służb (ale to niczego nie zmienia).

Jak bardzo snajperzy ochrony byli zaskoczeni kierunkiem, z którego padły strzały, widać na tym filmie, gdzie snajper musi przestawić swoją broń, żeby móc zareagować

Istotne jednak jest jest, że człowiek, na którego patrzymy z boku, porusza się w znacznie większym zakresie, niż ten, na którego patrzymy od przodu (bujamy się raczej w tył i w przód, niż na prawo i lewo). To ma znaczenie, szczególnie, że Trump jest mówcą dynamicznym. Strzał padł w momencie, kiedy na moment znieruchomiał, patrząc w stronę strzelca.
Dodatkowo z boku większość ludzi ma mniejszą powierzchnię, niż od frontu, a dodatkowo obszary wrażliwe chronione są przez ręce.


Strzelec zatem musiał celować do obiektu, który cały czas mu się bujał we wszystkie strony. Stanowił więc cel ruchomy, w dodatku poruszający się nieregularnie, więc jego pozycji nie można przewidzieć. Strzał do takiego celu jest trudny nawet z celownikiem optycznym...

A niedoszły zabójca celownika optycznego nie miał i strzelał z przyrządów otwartych (w niektórych wersjach wyposażony był w kolimator, czyli rodzaj celownika laserowego). W tej sytuacji z tego dystansu głowa Trumpa miała dla niego wielkość główki od szpilki. Nie da się z tej odległości i przy takim celowniku skutecznie upozorować niecelnego strzału, bo wymaga to niesamowitej celności, której strzelec nie miał, bo...

Popełnił błędy wskazujące na to, że nie był zawodowcem. 
O wyborze miejsca, które utrudniało mu skuteczny strzał już napisałem. Dach zakładu był tak bez sensu dla profesjonalnego strzelca, że znalazł się poza perymetrem bezpieczeństwa. 
Podobnie brak optyki wskazuje, że strzelec nie miał doświadczenia na takim dystansie. 

Zdjęcie z telefonu spłaszcza perspektywę, ale daje pojęcie, co widać z dystansu dwukrotnie mniejszego, niż ten, z którego strzelał zamachowiec. Wyszkolony strzelec da radę trafić w głowę, ale nie ma opcji, żeby z tej odległości celowo strzelić w ucho

Broń. 
Zamachowiec użył karabinka AR-15 najprawdopodobniej na nabój 22 lr, czyli bocznozapłonowy (taki, jak w naszym kbks, tylko z większą nieco łuską i większym ładunkiem miotającym). Pociski z tych nabojów są stosunkowo lekkie, a mały ładunek miotający powoduje, że lecą z umiarkowaną prędkością (jego prędkość wylotowa stanowi najwyżej połowę prędkości wylotowej pocisku ze standardowego naboju pośredniego, stosowanego w broni bojowej). Powoduje to, że są bardzo podatne na czynniki środowiskowe, w tym wiatr (a ten właśnie całkiem konkretnie powiewał).
Strzelec ewidentnie nie miał o tym pojęcia. Gdyby użył broni bojowej, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej, ale on nie miał do tego koniecznej wiedzy.

I teraz zaczyna się cały festiwal zagadek.
Najpierw Departament Policji w Butler podaje, że zamachowcem był działacz lewackiej Antify Mark Violets (raczej pseudonim), który nagrał wideo, że zamierza zabić Trumpa.


Ale zabity strzelec nijak nie jest do niego podobny. To długowłosy blondyn z lekkim zarostem. 

Mniej więcej taki.


FBI podało, ze rzeczywiście zamachowcem był Thomas Matthew Crooks. 

Tylko, ze to nie jest koleś z nagrania. 


Sam Thomas Matthew Crooks miał mieć dwadzieścia lat. W tym czasie zdążył zarejestrować się jako wyborca Republikanów i wpłacić darowiznę na Demokratów. Mieszkał w Pennsylwanii, siedemdziesiąt kilometrów od miejsca zamachu. Należał do klubu strzeleckiego i niczym się nie wyróżniał. Poza tym, że na koniec szkoły dostał pięćset dolarów nagrody za wyniki w nauce matematyki i fizyki. 
Typowy... "active shooter". 

Tak, typowi strzelcy i seryjni mordercy rekrutują się właśnie z takich cichych, nie rzucających się w oczy chłopców, którzy wszelkie problemy tłumią w sobie, aż znajdą one ujście w akcie agresji. 
Hałaśliwi, kłócący się, rozrabiający, wyładowują frustracje i nagromadzony stres niemal natychmiast. Cisi gromadzą go aż ich psychika pod nim pęknie. 
Jedni skoczą z mostu.
Inni zaczną strzelać na podwórku szkolnym.
A inni wybiorą za cel kandydata na prezydenta.

Być może Crooks dodatkowo został podkręcony lejącą się zewsząd antytrumpową propagandą liberałów i lewicy, którym - jak panu Lisowi - pierniczą się konteksty i epoki. 
Ale tak to już jest z komunistami.

Zestawienie wykonane przez wspierającego Trumpa aktora Jamesa Woodsa. Ci sami ludzie, którzy produkują takie okładki wołają, że są przeciw hejtowi i że za dużo emocji w polityce. Jednym z najbardziej irytujących zjawisk u lewolyberałów jest ich obrzydliwa hipokryzja

Na koniec tego wątku. 
Dlaczego służby nie zauważyły strzelca?

No niezupełnie. Zauważyły. 
Ale po kolei.

Początek to położenie miejsca, z którego zamachowiec strzelał.

Nie dość, że poza perymetrem, w miejscu, z którego strzał był bardzo trudny, więc zawodowi strzelcy je zdyskwalifikowali, to jeszcze jego stanowisko schowane było przed snajperami za drzewem

Dodatkowo Trumpa od tej strony "chroniła" trybuna z zaproszonymi gośćmi. Dodatkowy czynnik, wykluczający dach fabryki z podejrzeń

A dalej weszła arogancja i rutyna, które spowodowały, że nawet informacje od świadków, którzy widzieli zamachowca wchodzącego po drabinie na dach i szykującego stanowisko, były zbywane. W końcu "profesjonaliści" orzekli, że stamtąd nic nie grozi. 

Policjanci zostali jednak zaalarmowani przez uczestników wiecu, że ktoś jest na dachu. Jeden z nich, wspierany przez kolegę nawet próbował wejść na dach, ale zamachowiec wycelował w niego karabin, więc policjant - słusznie i rozsądnie, bo martwy policjant to kiepski policjant - wycofał się i wezwał wsparcie, ale w tej samej chwili zamachowiec zaczął strzelać.

Inni policjanci mieli nawet trzymać zamachowca na muszce, ale Secret Service ponoć kazała im się nie wtrącać. 
Powód? Najprawdopodobniej to, co napisałem wyżej: opinia specjalistów, że z dachu nie da się skutecznie strzelić (oczywiście błędna, co już wiemy).

Ikoniczne zdjęcie, które już zrobiło Bidenowi kampanię


Last but not least.
Są dwa kluczowe argumenty, dla których wszelkie twierdzenia o ustawce są bez sensu. 

Pierwszy jest taki, że Trump nie musiał niczego takiego robić, żeby iść dalej po zwycięstwo. Opisany wyżej stan chaosu i paniki w szeregach Demsów wystarczająco wpływał negatywnie na kampanię Bidena, a wzmacniał Trumpa. Oczywiście, kolejna debata Sleepy Joe'go z Trumpem mogłaby odwrócić trendy, ale nie na pewno. A raczej najpewniej nie. Po prostu Biden nie jest typem charakteru, bez względu na wiek, który byłby w stanie skutecznie rozbić agresywną i pełną erystycznych sztuczek retorykę Trumpa. Przeciwstawić się Pomarańczowemu Człowiekowi może tylko ktoś równie bezczelny i bezwzględny, jak on. 

Drugi powód jest znacznie bardziej prozaiczny. 
Wspomniałem, że za ochronę Trumpa częściowo (poza jego prywatnymi ochroniarzami) odpowiada prezydencka Secret Service, odpowiedzialna przed Sekretarzem d.s. Bezpieczeństwa Krajowego, a pośrednio przed prezydentem Bidenem. Trzecia strzegąca bezpieczeństwa kandydata ekipa była z miejscowej policji. Pennsylwanią zaś i Butler rządzą Demokraci. 
Zatem gdyby to była ustawka, to zaangażowani w nią byliby ludzie ze szczytów Partii Demokratycznej zarówno na szczeblu lokalnym i stanowym, jak i federalnym. 

Dlatego takie wynurzenia kompromitują ich autora jako człowieka radośnie chwalącego się swoją ignorancją. Taka przypadłość wiecznie uśmiechniętych

Tak, czy owak skutek jest taki, że Trump odjechał Bidenowi daleko i nawet zmiana kandydata Demokratom nie pomoże.



Oczywiście Rosja już z całej sytuacji próbuje zdobyć swoje profity (i byliby debilami, gdyby tego nie robili).


Napis na rakiecie "Za ucho Trumpa"

Zaś Amerykanie i Chińczycy robią biznesy





W tym kontekście warto wspomnieć o pomyśle na pokój na Ukrainie, jaki pojawił się w otoczeniu Donalda Trumpa i został mu przedstawiony, ale bez jasnej deklaracji z jego strony, czy mu się podoba.

USA miałyby zmusić Ukrainę do rozmów z Rosją grożąc wstrzymaniem pomocy wojskowej. W ramach rozmów Ukraina miałaby zrezygnować z zajętych przez Rosję terytoriów bez formalnego zrzekania się ich. W zamian Ukraina zostałaby "uzbrojona po zęby", żeby nie dopuścić do ponownej inwazji Rosji.
Brzmi sensownie? 

Równie sensownie, jak wyrażone w tym samym czasie stanowisko Rosji, która zażądała od Ukrainy oddania jej czterech obwodów, w tym Chersońskiego i Zaporoskiego, których Rosja prawie nie kontroluje (większość jest pod kontrolą Ukrainy). 

Pozostając w kontekstach wyborczych. 
Zmienił się lokator Downing Street w Londynie. Nowym premierem (bez wstrząsów, bo u Angoli wygrywa ten, kto ma najwięcej i nie komplikują sobie życia) został lider Labour Party Keir Starmer. 

 
Nowy minister obrony Jego Królewskiej Mości John Gealy (ten na górze z królem Karolem to Starmer) już ogłosił nowy pakiet ze wsparciem (głównie amunicja i części wymienne do artylerii oraz... łodzie bojowe). 
Wybory niczego nie zmienią w polityce zagranicznej UK, bo tę od lat robi tam Buckingham Palace rękami MI-5 (a czasem odwrotnie). 

Drugie zupełnie nieistotne z naszej perspektywy wybory miały miejsce w Iranie, gdzie wybrano następcę Ebrahima Raisiego, który zginął w katastrofie śmigłowca na granicy z Azerbejdżanem w maju. 

W wyborach wygrał Masud Pezeszkian (jakie piękne, ormiańsko brzmiące nazwisko!). Kandydat niezależny, ale powiązany z Korpusem Strażników Rewolucji (czyli taką irańską krzyżówką NKWD i SS). Nauczyciel Koranu i kluczowych dla szyityzmu tekstów religijnych opowiada się za poluzowaniem reżimu w odniesieniu do kobiet (krytykował sposób tłumienia protestów dwa lata temu) i mniejszości narodowych. Sam zresztą jest przedstawicielem mniejszości etnicznych jako syn Azera i Kurdyjki, urodzony w irańskiej części Azerbejdżanu.
Pezeszkian opowiada się także za dialogiem z USA. 

Co to zmienia? 
Absolutnie nic. Iranem i tak rządzą ajatollachowie, czyli religijna wersja partii komunistycznej, a prezydent jest tylko marionetką. 
Chociaż z drugiej strony, wybór powiązanego z Korpusem Strażników Rewolucji, a mimo to opowiadającego się za reformami polityka może być dla Zachodu sygnałem, że Iran chce zmienić pewne rzeczy w swojej polityce. 
No cóż, protesty, a w zasadzie to pewna forma powstania ludowego (bez wsparcia z zewnątrz lub ze strony służb nie miało ono żadnych szans na sukces) oraz reakcje ludzi na śmierć Raisiego musiały co przytomniejszym dać do zrozumienia. 

Tak to już jest, że w reżimach autorytarnych zmiany inicjują ci, którzy mają ich bronić. 

To zamykamy wątki międzynarodowe (jeszcze do nich wrócimy na moment) i Ukraina, gdzie dzieje się ciekawie. 

Na początek historia z Dnipro. 
Jest sobie deputowany z partii prezydenckiej "Sługa Ludu" Mikołaj Tyszczenko. 
Tyszczenko zechciał zrobić karierę na permanentnych kontrolach na tej zasadzie, co nasi posłowie Śmiszek i Szczerba. Doprowadził zatem w 2022 roku do powołania Tymczasowej Komisji Śledczej "Zasoby Narodowe", której celem miało być kontrolowanie Państwowej Agencji Leśnictwa i Zasobów Wodnych oraz Państwowej Ekoinspekcji. 
Pierwszy rok działalności Komisji zakończył się katastrofą, bo Werchowna Rada nie przyjęła jej sprawozdania, co oznacza likwidację Komisji. 
Dodatkowo w styczniu 2023 roku Tyszczenko zafundował sobie wycieczkę do Tajlandii na koszt podatnika, co spowodowało wywalenie go z partii "Sługa Ludu".

Mikołajek jednak się nie przejął likwidacją Komisji i wywalenie z partii. Nie po to wyposażył swoich ludzi w odpowiednie mundury. 

Tyszczenko na pierwszym planie w "mundurze" swojej Komisji

Zaczął więc jeździć po kraju na czele bandy ochroniarzy i w imieniu nieistniejącej Komisji zaglądać w różne miejsca. W tym takie, które nie powinny go interesować...

I tu zaczyna się nasza historia. 
Tyszczenko z ekipą pojechali do Dnipro szukać rosyjskich farm botów. 
Taką robotą zajmują się specjaliści, bo prawdziwa farma botów wygląda tak


i wcale nie jest łatwa do identyfikacji. 
Ale przecież nie takie rzeczy Tyszczenko po pijaku ze szwagrem robili...

Podczas pobytu w Dnipro do Tyszczenki podszedł młody człowiek z żoną i dzieckiem w wózku, przedstawił się jako pracownik komisji werbunkowej i zwrócił mu uwagę, że nie powinien nosić on, ani jego ochroniarze ubrań przypominających mundury Siły Zbrojnych Ukrainy, bo ani nie jest żołnierzem, ani nim nie był. 


Od słowa do słowa doszło do przepychanki, w wyniku której interweniujący wobec Tyszczenki pracownik komisji werbunkowej został przez goryli posła zglebowany i pobity.



Wybuchła afera. Pobity okazał się bowiem weteranem, walczącym w pierwszej linii od początku inwazji i zwolnionym z wojska ze względu na stan zdrowia. 
Szef Kancelarii Prezydenta Andrzej Jermak (którego człowiekiem w partii był Tyszczenko) oświadczył, że ten człowiek nie powinien być posłem do Rady Najwyższej. 


Sąd postawił posłowi zarzut napaści z pobiciem na funkcjonariusza publicznego i aresztował go. 



Przez Ukrainę przewaliła się fala antytyszczenkowego hejtu, w której znaczącą rolę odrgywają żołnierze. 




"Tyszczenko p@dał" piszą ukraińscy żołnierze, walczący o "wartości europejskie"

Do prezydenta Zełeńskiego trafiła petycja napisana przez żołnierzy, żądająca usunięcia Tyszczenki z parlamentu. W ciągu doby podpisało ją dwadzieścia pięć tysięcy osób!

Wiem, że czekacie na niuanse. 
Oto one.

Pobitym weteranem okazał się były żołnierz jednostki specjalnej GUR "Kraken" i to krakenowcy wystosowali petycję. 
Dla złapania kontekstu to tak, jakby u nas goryle jakiegoś posła pobili weterana GROMu. 

Ale dalej jest lepiej. 
Cizia, którą widać na filmie (weteran w pewnym momencie wyrywa jej telefon) jest asystentką Tyszczenki. Nazywa się Ewelina Andrejewska.

Tutaj Tyszczenko z Andrejewską chwalą się zakupem i przekazaniem do użytku karetek pogotowia, które właśnie dostarczył na Ukrainę rząd Hiszpanii

Andrejewska pochodzi z Doniecka 

Bez powodzenia startowała w wyborach z ramienia "Sługi Ludu"

Przekazywała w mediach społecznościowych putinowską propagandę

I na różne inne sposoby wspierała okupantów. Jej matka jest właścicielką sieci cyrków, występujących także na terenach okupowanych i na Krymie

Mało? 
No to na ten przykład ochroniarze Tyszczenki.


Ten startował w wyborach z ramienia prorosyjskiej partii PO-ZŻ (Platforma Opozycyjna - Za Życiem)

I tak cała reszta.
Widoczny na filmie policjant też jest dziwny, bo...
Na co dzień służy w Kijowie, a w Dnipro był służbowo... 
Ale skoro tak, to nie miał prawa w kamizelce POLICJA interweniować w ulicznej sprzeczce.

Wygląda na to, że Tyszczenko, gość łatwy do skorumpowania, został po prostu zaangażowany przez rosyjski wywiad, żeby pozorując kontrole poselskie szperać w różnych obiektach i instytucjach ważnych dla obrony i bezpieczeństwa Ukrainy. 

Ponieważ jest posłem, nie można było go potraktować jak zwykłego szpiega.

Na przykład jak tych członków kijowskiej grupy dywersyjnej, szykującej zamachy w stolicy

Najprawdopodobniej GUR i Budanow (wywodzący się z Krakena) zorganizowali więc prowokację, mającą na celu skompromitowanie posła i ujawnienie jego powiązań oraz neutralizację w postaci aresztowania. 
Ponieważ mieli do czynienia z kretynem, poszło gładko.

A tu ciekawostka. Siedzący tyłem mężczyzna to najprawdopodobniej właśnie Tyszczenko. I co robi? Rozbija smartfona. W czasie przesłuchania przez służby w jego domu

Tyszczenko ma zresztą świadomość, że padł ofiarą prowokacji i otwarcie o tym tu mówi. 


A tu snuje wizję przewrotu wojskowego, który zrobią byli żołnierze... 


Oczywiście, że zrobią. Sanacja to jedyna sensowna droga dla Ukrainy.


Ale to nie jedyna afera na Ukrainie. Druga sięga samych szczytów struktur wojskowych.

Były już dowódca Zjednoczonych Sił Zbrojnych Ukrainy generał Jurij Sodoł

 Szef Sztabu 3 Brygady Szturmowej "Azow" (obecnie pod Charkowem) Bohdan Krotewycz "Tawr" napisał raport do SBU na dowódcę Zjednoczonych Sił Zbrojnych Ukrainy i całego Frontu Północnego (kryptonim "Chortyca"), obejmującego północną granicę z Rosją, odcinek kupjański oraz Donbas generała Jurija Sodoła, otwarcie wskazując, że generał może współpracować z Rosjanami i że w wyniku jego decyzji zginęło więcej żołnierzy, niż zabili Rosjanie. Wśród zarzutów są dotyczące przygotowań do obrony Mariupola, utraty Bachmutu i Awdijówki, a także dotyczące obecnej sytuacji pod Jarem Czasów i Toreckiem. 







Krotewycz i jego list otwarty.

Służby śledcze potwierdziły otrzymanie skargi, a prezydent Zełeński na drugi dzień odwołał Sodoła ze stanowiska. 


Oznacza to, że sprawa jest poważna, a zarzuty, jakie wysunął Krotewycz ciężkie. Od razu wysypały się też inne, nie wspomniane przez Krotewycza kwestie, jak zbędne operacyjnie utrzymywanie przyczółka pod Krynkami na Dnieprze. 


Sodołowi zarzuca się alkoholizm i kontakty z prorosyjskimi politykami na Ukrainie (jak mer Odessy), a wręcz z samymi Rosjanami.

Na miejsce Sodoła powołany został dotychczasowy dowódca odcinka południowego generał Andrzej Hnatow, wcześniej dowódca obrony Bachmutu, kiedy była ona prowadzona skutecznie, a jeszcze wcześniej dowódca broniącej Mariupola 36 Brygady Piechoty Morskiej. 



Sytuacja frontowa jest...
Złożona. 

Na północy trwa czyszczenie terenu z Moskali. W samym Wołczańsku znaczne siły Rosjan są otoczone w fabryce, a próby ich odbicia spełzły na niczym. 
Próba moskiewskiego ataku koło Sotnickiego Kozaczoka (niedaleko przejścia Grajworon) zakończyła się wygonieniem Rosjan z Ukrainy. 
Pod wsią Staryca doszło natomiast do prawdziwej rzezi próbujących atakować Moskali.

Dwudziestu zabitych, dwudziestu jeden rannych, cztery czołgi, jeden BWP, jeden samobieżny moździerz "Goździk", dwa inne pojazdy

A to już rejon wsi Krasne. Dwadzieścia dwie sztuki spalonego sprzętu.




Moskale próbują odzyskać przewagę bombardując pozycje ukraińskie bombami FAB


Bez skutku.
Na całym froncie północnym Ukraińcy mają inicjatywę i nie zamierzają z niej rezygnować.

Działania "Trójki" na kierunku charkowskim

I rozpaczanie Moskala adresowane do rodzin jego kolegów.


Szef GUR Cyryl Budanow ostrzega jednak, że kolejna próba ataku od północy jest kwestią czasu.

Na kierunku kupjańskim pod Krochmalnem powstała niebezpieczna sytuacja, grożąca wyłomem koło Piszczanego. Jeśli Moskalom uda się kontynuować natarcie na tym kierunku, mogą rozerwać siły ukraińskie, co skomplikuje obronę. 


W Jarze Czasów nadal siły ukraińskie utrzymują się na linii kanału Doniec-Donbas. Sytuacja jest trudna, ale pod kontrolą.


Pod Toreckiem w wyniku chaosu decyzyjnego Rosjanom udało się się uchwycić dwa przyczółki na odcinkach Drużba-Piwdenne i New Jork-Juriwka.


Próba stabilizacji sytuacji kosztowała już utratę 24 i 41 Brygad, a jakoś udało się ogarnąć dopiero dzięki spadochroniarzom z 95 Brygady.
W czasie kiedy tu walił się front generał Sodoł miał chlać w knajpie i nie było z nim kontaktu. 

Użycie bomby FAB w Nowym Jorku

Na odcinku Oczeretne-Awdijówka Moskale pełzając zapełniają topograficzne pustki, tracąc impet na przeszkodach terenowych. 


Zgodnie z przewidywaniem przesmyk w Karłówce okazał się być skutecznym korkiem, szczególnie dzięki znajdującemu się tu mostowi. Moskale usiłują obejść go drugim brzegiem zalewu Wodjana, ale tam też jest most na Wowczy plus wzgórza, więc nie rokuję wielkiego powodzenia temu manewrowi.


Rejon Staromichajłówki i Marinki bez zmian. Moskale ugrzęźli pod Krasnogórówką, tracąc tam już trzysta jednostek sprzętu.


Moskale próbują też naciskać pod Węglodarem z takim samy rezultatem, jak zawsze.


Poza tym rosyjskie wojska nieznacznie posunęły się do przodu pod Staromajorskiem.

Pod Robotynnem i Urodzajnem Ukraińcy mieli wycofać się z tych wsi, nie dopuszczając do ich zajęcia przez Moskali, czyniąc z nich tym samym szarą strefę i bufor między liniami frontu. 
Na DeepState jeszcze tego nie widać.

Z kolei nad Dnieprem po wycofaniu się ukraińskiej piechoty morskiej z przyczółka pod Krynkami Moskale zaczęli skarżyć się na gigantyczne pożary tutejszych lasów. 





Miejscowi ukraińscy rybacy zwalczają rosyjskie drony za pomocą... ryb klasy woda-powietrze.


Rosyjski gubernator Obwodu Chersońskiego Włodzimierz Saldo zarządził w rejonie Nowej Kachowki strefę bezpieczeństwa o szerokości piętnastu kilometrów licząc od brzegu. Cywilom nie wolno w niej przebywać.


Albo Moskale boją się ukraińskiej dywersji, albo coś na tym kierunku szykują.

Niewykluczone jednak, że decyzja ta ma związek z informacją, że w wyniku ostrzelania stanowiska dowodzenia grupy "Dniepr" rakietami z wyrzutni HIMARS ranny został dowódca tego odcinka generał Ciepliński.

Do okładania się obu stron pociskami i dronami wrócę w następnym wpisie. Tu wspomnę tylko o kolejnej zbrodni wojennej w wykonaniu Moskali, czyli zbombardowaniu szpitala onkologicznego dla dzieci Ochmadet w Kijowie. 


W szpital uderzyła rakieta manewrująca Ch-101, dostosowana do rażenia piechoty. Nie ma zatem mowy o żadnej pomyłce. Ten rodzaj pocisków jest programowany na cel, a typ ładunku świadczy, że miała za zadanie zabić jak najwięcej ludzi. 

Oczywiście Telegraficzna Agencja Sowieckiego Sojuza, jak brzmi pełna nazwa agencji TASS wszystkiemu zaprzeczyła, twierdząc, że atakowano tylko cele cywilne.


I najbardziej żenujące jest to, ze Rosja właśnie objęła przewodnictwo w Radzie Bezpieczeństwa ONZ!


Ale jest w tym coś dobrego. Ta zbrodnia była na tyle obrzydliwa, że ruszyła sumienie po rosyjskiej stronie. Jeden z bojców z bazy w Engelsie przekazał ukraińskiemu wywiadowi pełnie dossier tych, którzy wydali i wykonali rozkaz zbombardowania szpitala.





Ukraińcy nakręcili film o podobnej tematyce. 
Kobieta, wiedźma, której Moskale zabijają jej mężczyznę, bierze odwet. Krwawy odwet. A refren piosenki "Tak, jak widma skaże" pada w filmie.
"Konotopska wiedźma" wkrótce w kinach.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - dni osiemdziesiąty pierwszy, osiemdziesiąty drugi, osiemdziesiąty trzeci, osiemdziesiąty czwarty, osiemdziesiąty piąty, osiemdziesiąty szósty, osiemdziesiąty siódmy, osiemdziesiąty ósmy i osiemdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (811, 812, 813, 814, 815, 816, 817, 818 i 819)

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dzień sto siedemdziesiąty dziewiąty i sto osiemdziesiąty trzeciego roku (909 i 910)