Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)


 Bezwzględnie pierwszoplanową wiadomością minionego tygodnia jest terrorystyczny atak na salę koncertową Crocus City Hall w Krasnogorsku pod Moskwą, własność pochodzącego z Azerbejdżanu Arasa Agalarowa. Oczywiście muzułmanina. To będzie za chwilę ważne.


W ciągu zaledwie dwudziestu minut czterech uzbrojonych terrorystów zastrzeliło około trzydziestu osób oczekujących na koncert grupy "Piknik", podpaliło budynek i uciekło zanim zaczął się szturm sił specjalnych. Budynek spłonął, a wraz z nim ci, którzy nie zdążyli uciec. Łącznie zginęło ponad sto trzydzieści pięć osób. Drugie tyle zostało rannych. W jednej i drugiej grupie ofiar są dzieci. 
Po kilku godzinach od ataku rosyjskie władze ogłosiły i pokazały zatrzymanie części, a potem drugiej części napastników. 
Do ataku przyznała się działająca w Azji Środkowej komórka Państwa Islamskiego ISIS-K. Propaganda rosyjska wiąże atak z inspiracją ukraińską. 

Informacja ISIS-K o przeprowadzonym zamachu


Próbka finezyjnej propagandy moskiewskiej

I tu zaczynają się niuanse. I jest ich dużo. Bardzo dużo. 

Po kolei. 
Rekonstrukcja wydarzeń (części), wykonana przez dziennik "Izwiestia"

W piątek, 22 marca o godzinie 19.50 czterech zamachowców podjechało pod wejście do Crocus City Hall. Wysiedli, zabili strażników, weszli do środka i zaczęli strzelać do ludzi zmierzających na koncert.


I tu pojawia się pierwszy niuans. Biała furgonetka stojąca przed wejściem, koło której zatrzymało się białe Renault terrorystów, należy do... Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Federacji Rosyjskiej. Konkretnie wykorzystywana jest przez policyjnych przewodników psów służbowych.

Dokładnie ta po prawej. Na pierwszym planie znajduje się samochód terrorystów. 

Ta konfiguracja nie uległa zmianie nawet po otwarciu przez zamachowców ognia i po ich ucieczce z miejsca zdarzenia. Policjanci w ogóle nie zainteresowali się samochodem, z którego wysiedli uzbrojeni mężczyźni. 

Druga kwestia to strażnicy-ochroniarze obiektu. Według naocznych świadków... 
NIE BYŁO ICH! Zanim doszło do strzelaniny zniknęła nawet obsługa bramek do wykrywania metali, a wśród ofiar nie ma żadnego ochroniarza, ani żadnego...

POLICJANTA! Ten przewodnik psa służbowego (na rękawie ma odpowiednią plakietkę) spiernicza ekspresowo na odgłos pierwszych strzałów





Przerażeni ludzie zaczęli uciekać, jak się da.


Krok za krokiem wciąż strzelając krótkimi seriami lub ogniem szybkim pojedynczym o 20.03 napastnicy doszli do sali koncertowej.

Film opublikowany przez kanał dokumentujący działania Państwa Islamskiego




Napastnicy używając prawdopodobnie "koktaili Mołotowa" podpalili tylne rzędy foteli...


Od których zajęła się cała sala razem z dachem.



O 20.13 napastnicy wsiedli do swojej renówki (wciąż stojącej w pobliżu policyjnego samochodu) i odjechali w siną dal. 

I znowu pytania.
Czemu terroryści zaatakowali tak otwarcie, będąc jeszcze na ulicy (koło policyjnej furgonetki!). Przecież na pierwszym filmie z budynku widać, że ludzie zaczęli uciekać i kryć się zanim napastnicy weszli do środka. 
Czemu nie poczekali na rozpoczęcie koncertu i nie zaczęli strzelać do pełnej sali, gdzie półmrok spotęgowałby chaos i wywołał prawdziwą panikę (której tu ewidentnie nie ma, ludzie są przerażeni, ale zachowują się przytomnie i racjonalnie)?
Czemu nie strzelali w tłum długimi seriami, tylko krótkimi i ogniem szybkim pojedynczym? Przyjęta przez napastników taktyka zwiększała szanse na przeżycie każdego, do kogo nie celowali. Szli tak, jakby chcieli zabić konkretne osoby. 
To jest taktyka POLICYJNYCH ANTYTERRORYSTÓW! Pozwala ograniczać straty wśród osób postronnych, bo każdy strzał jest oddawany świadomie. 
Czemu terroryści nie spotęgowali efektu przez użycie granatów? Czemu podpalili salę dopiero, kiedy większość ludzi opuściła górne rzędy? Czemu nie zablokowali poprzez podpalenie wszystkich wejść, a tylko niektóre?

Kiedy tylko napastnicy odeszli, obsługa Crocus City Hall zaczęła wyprowadzać ludzi z budynku. Kwadrans później ewakuację zakończono. 


Piętnastoletni Islam z obsługi sali pokazywany jest jako bohater, który wyprowadził część ludzi z pułapki

Straż Pożarna dojechała na miejsce kilka minut później, a o 20.33 ogłoszono alarm oddziałów OMON i ateków z SOBR. Pod budynek policjanci dojechali o... 21.06, jak twierdzą naoczni świadkowie. Ponad godzinę po rozpoczęciu ataku i prawie godzinę po tym, jak napastnicy odjechali. 


Po czym przez kolejne półtorej godziny, do 23.00 czekali aż strażacy ugaszą pożar. A strażacy nie palili się do gaszenia, nie wiedząc, czy napastników nie ma w środku, bo nikt nie wpadł na to, żeby pod tym kątem przesłuchać ewakuowanych. 
A o policyjnej furgonetce pamiętacie? 


Ta (nomen-omen) zwłoka zaważyła na tragicznym finale całego zdarzenia. Według wstępnych ocen napastnicy zabili około trzydziestu osób. Pozostałe blisko sto dwadzieścia udusiło się dymem lub spłonęło żywcem, nie znajdując drogi ewakuacji. 
Gdyby pomoc przyszła o 20.30, część z nich miałaby szansę...

I tu kolejne niuanse.
Służby doskonale znały topografię Crocus City Hall, bo... 
Całkiem niedawno ćwiczyli tu na okoliczność "ataku terrorystów ukraińskich". W dodatku na filmach z działań policji widać, że idą, jak na ćwiczeniach. Nie ma tu żadnego czynnika zaskoczenia. 
Druga informacja jest jeszcze ciekawsza. Otóż osiem godzin przed napaścią w okolicy pojawiły się duże oddziały RoSSgwardii. 


A zatem na ściśle obstawionym terenie, przy policyjnym samochodzie dochodzi do ataku terrorystycznego, po czym napastnicy odjeżdżają nie niepokojeni, a atecy przyjeżdżają po ponad godzinie od ataku. 
Logiczne.

Bilans napaści to straty materialne...




A także zabici i ranni.



Ale nie wszyscy...

Jest około godziny 23.00. Napastnicy w tym samym samochodzie, w którym odjechali z miejsca napaści zapierniczają na południe do granicy... 
W tym czasie koło Ludinowa przy granicy Obwodów Kałuskiego i Briańskiego zostają wyłapani przez drogówkę za przekroczenie dopuszczalnej prędkości o... sto trzydzieści osiem (STO TRZYDZIEŚCI OSIEM!) kilometrów na godzinę. Podjęta próba blokady nie daje efektu, zaczyna się pościg, który po dwudziestu minutach kończy się koło Briańska rozbiciem samochodu i zatrzymaniem dwóch terrorystów. Dwaj pozostali zbiegli do lasu, ale zostali złapani kilka godzin później. 






Przyciśnięty grzecznie zeznał, że zwerbowano go poprzez mail, że kupił samochód użyty do napaści i w nim oczekiwał na wspólników. Szkoleni mieli być przez miesiąc. Pieniądze za robotę przelano im na karty kredytowe. Bajki braci Grimm są bardziej wiarygodne

Ale i tu są niuanse. 
Zacznijmy od powyższego zdjęcia z zatrzymania. Czepiam się, ale bardziej nieprofesjonalnego chwytu transportowego nie widziałem. 

Tak samo, jak nieprofesjonalne jest to zdjęcie. Koleś z kbk AK ma zabezpieczony karabin, celowanie jedną ręką z takiej broni, nawet z przyłożenia, nie gwarantuje celnego strzału, a lufa opiera się na... zębach zatrzymanego. Zabić tak się nie da. No chyba, że chodzi o kolesia w cywilu po drugiej stronie. Ten ma ogromne szanse dostać w łeb pociskiem, który przejdzie przez szczękę zatrzymanego

Dalej, na samym dole film z przesłuchania rzekomego przywódcy napastników. Nie znam tak humanitarnej policji, która zatrzymanemu podejrzanemu o masowe morderstwo podłożyłaby karton, żeby mu nie było zbyt niewygodnie. Raczej poszukają mu możliwie kamienistej podkładki.
Szczególnie, że ci sami ludzie opublikowali zdjęcia z rzekomego torturowania tego samego człowieka prądem i chwalili się filmem z obcinania ucha drugiemu z zatrzymanych (zrobił to ten z "kałachem", mający na rękawie szewron Batalionu Rusicz).


I tu zaczynają się kolejne niuanse.
Terrorystów, profesjonalnie działających w Crocus City Hall zatrzymuje drogówka do spółki z bandą neonazistów-Ługandonów. 
Ale piersi po ordery wypinają służby białoruskie, które rzekomo miały pomóc w zatrzymaniu. 

Co śmieszniejsze, białoruskie KGB pochwaliło się chwilę po tym, jak Rosja oficjalnie podała, że terroryści uciekali w stronę Ukrainy

Briańsk jest równie blisko granicy ukraińskiej, jak i białoruskiej, jednak gdzie Rzym, gdzie Krym?

Ale także...

Tik-tok Army, a konkretnie Batalion Achmat-Rosja

Kadyrow zresztą stanowczo potępił napaść i zapowiedział bezwzględne kary wobec wszystkich, którzy ośmielą się wejść "na drogę szejtanów". 

Ale i tu jest niuans. 
Za antyterrorystyczną ochronę Moskwy odpowiada właśnie... ekipa Kadyrowa. Taki mały układzik mafijny. Skoro największym problemem przestępczym na terenie stolicy są muzułmanie z Kaukazu, niech porządku wśród nich pilnuje przywódca muzułmanów z Kaukazu. 

Ale to nie jest koniec niuansów z samego zatrzymania. 
Chcecie mi powiedzieć, że goście, którzy z zimną krwią zamordowali dziesiątki ludzi, uciekali tym samym samochodem, którym odjechali z miejsca zbrodni i zaiwaniali tak, że trzeba by ślepego funkcjonariusza z drogówki, żeby ich nie zauważył? 

Jedno ze zdjęć samochodu terrorystów z moskiewskiego monitoringu

Władze rosyjskie poinformowały, że zatrzymano łącznie jedenastu uczestników spisku, w tym wszystkich czterech zamachowców. 




Wszyscy są muzułmanami i obywatelami Tadżykistanu. To jeden z tych krajów, który próbuje się urwać Moskwie ze sznurka. 
Ale tu niuans wprowadza Ministerstwo Spraw Zagranicznych Tadżykistanu, które...



Pokazuje, że dwaj mężczyźni wskazani jako rzekomi i zatrzymani sprawcy masakry są cały czas w Tadżykistanie. Trzeci, z zawodu taksówkarz w Samarze, sam zgłosił się na Policję, żeby przedstawić alibi, że w dniu zamachu nigdzie się z miasta nie ruszał i ma na to świadków. 

Teatr dla gawiedzi trwa dalej. Dziewiętnastoletni Muhammadsober Faizow, który rzekomo nagrywał film z ataku, został dziś przyniesiony do sądu nieprzytomny i pod opieką lekarza. Mężczyzna nie przyznał się do zarzutów.


Dalendżonowi Mirzojewowi nawet nie zdjęto plastikowej torby, którą był duszony. Przy tak ostentacyjnym pokazywaniu, że byli torturowani, żadne wyroki nie mają sensu. Oni dla świętego spokoju gotowi się przyznać do wszystkiego. I nie o to tu chodzi, a o podbicie emocji



W sieci pojawiły się zdjęcia, jakoby obaj byli wcześniej uczestnikami napaści na Ukrainę.

W tym wszystkim najmniej dziwi fakt, że główny śpiewający propagandysta Moskwy o ksywce Szaman swoje muzyczne requiem wypuścił już dobę po tragedii.


No dobrze, a co na to świeżo "wybrana" parodia cara?



I tu jest coś dziwnego. Wystąpienie jednego z Putinów kilka razy przekładano i wycofywano. Wreszcie bodaj za trzecim, czy czwartym razem poszło coś, co jest generalnie bełkotem.


Ale nie omieszkał wskazać "ukraińskiego śladu" słowami, że terroryści uciekali w stronę granicy ukraińskiej, gdzie "przygotowano dla nich "okno"".

Ale Margareta Simonian chyba nie zdążyła zauważyć zmiany narracji i upiera się, że zamach nie jest robotą "braci" z ISIS.



Za co dostała potężny ochrzan od wagnerowskiego kanału "Grey Zone", który nie pisząc, o kogo chodzi, osoby kwestionujące robotę ISIS nazwał "skorumpowanymi sukami".



To tylko część tej masy informacji, które przewalają się od piątku. 

Krótko, co jest grane? 

Po pierwsze, chyba gołym okiem widać, że to operacja typu Biesłan. Prawdziwi terroryści, być może wcześniej rozpracowani, albo kierowani przez prowokatora. Na pewno obeznani z bronią i potrafiący zabijać. Żadni tam po miesięcznym szkoleniu. 
Służby rosyjskie stworzyły im warunki do wykonania roboty i zniknięcia. Zatrzymani pod fałszywymi nazwiskami ludzie mogą być niczego nie spodziewającymi się frajerami, których wykorzystano, albo odgrywają swoje role. Scena odcinania ucha mogła zostać odegrana. Filmowa charakteryzacja nie takie efekty pozwala uzyskiwać. 

ISIS-K faktycznie działający w Azji Środkowej, Iranie i Rosji oraz Afganistanie (gdzie walczy ze "zbyt mało islamskimi talibami") mógł rzeczywiście być w tę sprawę zaangażowany. Podobnie, jak służby białoruskie. 
Smaczku sytuacji dodaje fakt, że w ISIS-K działa nieco "sierot po Prigożynie" z PKW Wagner (podobnie, jak w służbach białoruskich) oraz... Czeczeni. 

Kto był celem? 
W szerokim znaczeniu środowisko islamskich imigrantów z Azji Środkowej. Zamachowcami mają być Tadżycy. Właścicielem sali, która spłonęła i w której zawiodła ochrona oraz systemy przeciwpożarowe jest Azer. Bezpieczeństwo antyterrorystyczne w Moskwie mają zapewniać, a nie zapewnili Czeczeni. 
Wszystkie elementy uderzają w społeczność islamską w Rosji. 

"- Witajcie, jeśli jesteś tadżykiem, odwołaj zamówienie ja z tobą nie pojadą lub zawołam drogówkę niech sprawdzi twoją licencję na przewóz osób.
- Witajcie, nie jestem tadżykiem" (pisownia oryginalna)

"Dzień dobry. Jakiej jesteś narodowości? Jeśli jesteś z Tadżykistanu zmieniam zamówienie"

I żeby nie rzucać słów na wiatr. Od razu zaczęły się naloty na noclegownie, w których mieszkają przybysze z krajów muzułmańskich. 


Zamach uderza także w FSB i MSW, które odpowiadają całościowo za bezpieczeństwo państwa, a także za ruch graniczny i politykę  migracyjną. Uderza w moskiewską policję (znów MSW), która nie zauważyła przygotowań do ataku i pozwoliła terrorystom uciec. Uderza wreszcie w RoSSgwardię, która była na miejscu kilka godzin wcześniej i nic nie zrobiła (a kadyrowcy w większości wchodzą w skład RoSSgwardii właśnie).
Na koniec uderza w Putina, który na posiedzeniu szefów rosyjskich służb specjalnych wyśmiewał amerykańskie ostrzeżenia przed zamachami terrorystycznymi ze strony... ISIS!


W tym wszystkim zastanawia chaos informacyjny po stronie Kremla. Upieranie się Simonian, że to nie ISIS zrobiło. Kilkakrotne przekładanie wystąpienia jednego z Putinów. Kompromitujące niespójności w narracji, a wręcz wysadzanie jej przez ISIS-K, Białorusinów i Tadżyków. 
Przez chwilę Kreml zupełnie nie wiedział, jak zareagować, a przygotowane scenariusze nie pasowały. 

Co się zatem stało? 
Ten jest winien, kto ma z tego korzyść, a zleceniodawcy szukaj wśród tych, którzy nie rzucają się w oczy. 

W wyniku zamachu oberwały wszystkie instytucje rywalizujące z... wojskiem i wojskowym wywiadem GRU. Bo to GRU utrzymywał kontakt z Talibami i ISIS oraz prowadził operacje zagraniczne, w których rola Rosjan była co najmniej dwuznaczna. 

W wyniku zamachu społeczna frustracja po sfałszowanych wyborach (o tym za chwilę) została przekierowana na cudzoziemców. 

W wyniku zamachu Kadyrow musi znów przycichnąć, bo jest wśród potencjalnych podejrzanych. Będzie więc musiał znów udowodnić swoją lojalność. 
A Czeczenią rządzi... GRU. To właśnie temu, żeby nie oddać wpływów na Kaukazie w ręce FSB służyła prowokacja GRU w Biesłanie. 

Po co? 
Nowy (stary) prezydent, nowe rozdanie. Komunikat: dogadaj się z nami, albo będziesz mieć ostrą jazdę. 
Do tego część GRU zdaje sobie sprawę z degeneracji armii w wyniku wojny na Ukrainie i całkowitej niezdolności Rosji do otwartego starcia z Zachodem. Nie akceptuje też pogłębiającej się zależności od Chin. 
Rozpętanie wewnętrznego frontu już raz pozwoliło Rosji ocalić (ogromnym kosztem) własne istnienie i wyjść z przegranej i niepotrzebnej wojny. Powtórka może być ozdrowieńcza dla rozpadającego się państwa. 

Co do wyborów. 


Krótko. Oczywiście wygrał, jak już pisałem, Putin. 


Ale są niuanse. 
Trzeci w rankingu Władysław Dawankow, mający oficjalnie tylko niecałe cztery procent, w rzeczywistości jest kandydatem mocno niedoszacowanym (nawiasem mówiąc, w czasie wyborów wyparować miało sto czterdzieści siedem tysięcy kart do głosowania). 


A tak fałszuje się wybory w światowym imperium

Dane z najbardziej wiarygodnych obwodów zagranicznych pokazują, że tam w wyborach wygrał właśnie Dawankow z partii "Nowi Ludzie". 


Wszyscy skupiali się na Nawalnym, Duncowej, Nadieżdinie, Striełkowie-Girkinie, a tu proszę, jaki czarny koń!

Nie, w skali Rosji nie miałby on szans wygrać z Putinem, bo głubinka zawsze zagłosuje za aktualną władzą, ale jednak pokazuje to, że bardziej obyci w świecie Rosjanie zaczynają mieć dość obecnego systemu władzy. 
Ciekawe są przy tym dane z Estonii. Na niecałe półtora tysiąca głosujących (ze wszystkich państw bałtyckich zagłosować miało łącznie siedem tysięcy Rosjan) aż blisko dwie trzecie estońskich Rosjan powiedziało NIE wszystkim kandydatom. 

Według Generała SWR prawdziwy wynik wyborów to trzydzieści dwa procent dla Putina i dwadzieścia siedem procent dla Dawankowa.

Budowanie alternatywy dla Putina, żeby przekonać Zachód?
Pewnie tak, bo w zbliżających się wyborach lokalnych Dawankow ma startować w Moskwie, a tam ma szanse wygrać. 

Wybory w Rosji są sfałszowane podwójnie. Raz, że dokonano "cudów nad urną", a dwa, że formalnie Putin zgodnie z rosyjską konstytucją nie miał prawa ubiegać się o ponowny wybór. 
Ale kogo w Rosji obchodzi jakaś konstytucja? 

W każdym razie Ministerstwo Spraw Zagranicznych Niemiec nie zamierza uznawać legalności wyborów Putina, utrzymywać z nim relacji, ani nazywać go prezydentem

Choć niektóre kraje, zwłaszcza słynące z demokracji i wolnych wyborów, przesłały telegramy gratulacyjne

Swoje urzędowanie Putin zaczął od uroczystego koncertu na Placu Czerwonym z okazji rocznicy aneksji Krymu.
Przymusowo spędzono na niego studentów, uczniów, nauczycieli, urzędników i wszelkich pracowników budżetówki. 


Obecność trzeba było poświadczać trzykrotnie między innymi geolokalizacją. 

A studenci i tak olali i poszli sobie zanim się zaczęło. 


Entuzjazmu na tej stypie nie było

Ale Kreml nie omieszkał zapewnić z tej okazji fajerwerków. W ciągu weekendu Moskwa dosłownie zasypała Ukrainę dronami i rakietami. Zbyt długo był względny spokój. 




Łącznie w ciągu weekendu w stronę Ukrainy poleciało sto dziewięćdziesiąt rakiet, sto czterdzieści dronów i siedemset bomb lotniczych. 

Ataki poprzedzone zostały cynicznymi słowami rzecznika Kremla Pieskowa, że:
- Jakby ktoś dotąd nie zauważył, to to jest wojna,

a także ambasadora Rosji w ONZ Nebenzji, że:

- Demilitaryzacja Ukrainy się zakończyła, bo nie używa już ona własnej broni. 
W atakach Moskale zastosowali nową taktykę, przetestowaną wcześniej w Odesie. Atakują Szahidami, a kiedy na miejscu uderzeń pojawiają się służby ratownicze, spadają rakiety. 

W czasie największego, piątkowego ataku ukraińskiej OPL udało się strącić dwie trzecie rakiet i dronów. Niestety, najgroźniejsze przedarły się wszystkie


Uderzenia poszły głównie w infrastrukturę energetyczną, powodując straty większe, niż przez całą "ofensywę energetyczną" Surowikina  w zeszłym roku. 


Najgorsze było uderzenie w tamę na Dnieprze, przy której pracuje Dnieprzańska Elektrownia Wodna. 

 


W momencie uderzenia po moście idącym tamą jechał autobus z pasażerami. Wszyscy zginęli. 

Rakiety i drony spadły też na Kijów



I wiele innych miast

Mapa piątkowych ataków rakietowych i dronowych na Ukrainę

Mężczyzna opowiada o pożegnalnych esemesach umierających pod gruzami ludzi

Ta kobieta własnymi rękami usiłowała odgruzować swoje dzieci. Bezskutecznie

Ukraiński wywiad twierdzi, że istnieje korelacja między przelotami zachodnich satelitów obserwacyjnych, z których korzystają podmioty prywatne a uderzeniami rakietowymi ze strony Rosji. Podejrzewa się, że Rosjanie kupują od cywilnych firm zdjęcia satelitarne Ukrainy do naprowadzania uderzeń. 



- Kapitaliści sprzedadzą na sznur, na którym ich powiesimy -

mówił Lenin i to się nie zmieniło. Motywowana chciwością głupota sklepikarzy jest stała.

Ukraińcy nie pozostali dłużni i ponownie uderzyli w rafinerie.



Między innymi w Kujbyszewie. Swoją drogą, nie mogąc się doprosić ochrony ze strony wojska rafinerie zainwestowały łącznie miliard rubli (około dziesięć milionów dolarów) w systemy obrony antydronowej. Przejdzie to do historii jako najmniej skutecznie wydane pieniądze.

Przede wszystkim jednak zaatakowali Krym, gdzie rakietami Storm Shadow zniszczyć mieli Centrum Łączności Floty Czarnomorskiej w Sewastopolu


Co ciekawe, centrum obstawione jest systemami wykrywania i niszczenia rakiet

W tym ataku miały też zostać zniszczone dwa kolejne okręty desantowe typu "Ropucha" - "Azow" (że też nikt w Moskwie się nie połapał, że mają taki "nazistowski" okręt) oraz "Jamał". 


Rosyjscy powstańcy hasający od tygodnia po Obwodzie Białogrodzkim, hasają dalej. 
Moskwa mówi o zniszczeniu dużych jednostek ukraińskich i tysiącach zabitych wrogów, ale jednocześnie gubernator Obwodu zamyka dostęp do przygranicznych miejscowości. Ich lista może wskazywać, gdzie działają powstańcy: Kozinka, Głotowo, Gory Podol, Nostrojewka, Biezimieno i Grajworon. Dzieciaki ze szkół, działających w tych miejscowościach mają wcześniejsze wakacje. 


W takiej szkole uczyć się nie da

Moskale atakują zajęte przez powstańców budynki ciężkimi bombami


Tak, bombardują własne miejscowości!

W samym Białogrodzie zaczyna brakować wszystkiego.


W mieście powstał symboliczny pomnik ofiar bratobójczych walk

Ale wasz car o was pamięta i pozdrawia (dosłownie)


Tymczasem jedni Rosjanie wybijają drugich ku uciesze wolnego świata.


Powstańcy stosują tu taktykę ukraińską znad Dniepru. Nie zajmują terenu, tylko nie pozwalają Moskalom, żeby to oni teren zajęli. W ten sposób nadgraniczny pas staje się szarą strefą. Ukrainie to wystarczy do zbudowania strefy buforowej, chroniącej przed ewentualnym ponownym najazdem z tej strony.


Powstańcy popełnili jednak gigantyczny błąd. 
Chcąc pochwalić się, że zajęli Tiotkino, nagrali film w sąsiedniej miejscowości, po stronie ukraińskiej. 



Charakterystyczny ornament na ścianie budynku pozwolił zidentyfikować miejscowość Ryżówka.

I się zaczęło. Rosyjska artyleria, nie mogąc poradzić sobie z przeciwnikiem, zbombardowała z zemsty wioskę.


W regionie zarządzona została ewakuacja.



Na froncie Moskale mają nieduże postępy w Nowomichajłówce na południe od Marinki i na zachód od Bachmutu, gdzie zaczyna się bitwa o Jar Czasów. 
Pod Awdijówką front stabilizuje się na rzece Durnie. 
Pozostałe odcinki bez znaczących zmian. 




Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))