Dziennik wojny - dzień sto pięćdziesiąty pierwszy, sto pięćdziesiąty drugi, sto pięćdziesiąty trzeci, sto pięćdziesiąty czwarty, sto pięćdziesiąty piąty, sto pięćdziesiąty szósty, sto pięćdziesiąty siódmy, sto pięćdziesiąty ósmy, sto pięćdziesiąty dziewiąty, sto sześćdziesiąty, sto sześćdziesiąty pierwszy, sto sześćdziesiąty drugi, sto sześćdziesiąty trzeci, sto sześćdziesiąty czwarty, sto sześćdziesiąty piąty, sto sześćdziesiąty szósty, sto sześćdziesiąty siódmy, sto sześćdziesiąty ósmy, sto sześćdziesiąty dziewiąty, sto siedemdziesiąty, sto siedemdziesiąty pierwszy, sto siedemdziesiąty drugi trzeciego roku ( 881, 882,883,884, 885, 886, 887, 88, 889, 890, 891, 892, 893, 894, 895, 896, 899, 900, 901, 902)

 


Zgodnie z przewidywaniami, Sleepy Joe poddał wybory i ogłosił, że nie przyjmie nominacji Partii Demokratycznej na kandydata na Prezydenta USA. Po paru godzinach wyraził też poparcie dla kandydatury swojej wice, czyli Kamali Harris. Wszystko to wirtualnie i on-line, co wywołało szereg insynuacji, że być może już nie żyje. 


Ale po kilku dniach pojawił się realnie w programie telewizyjnym na żywo.
Jakoś szybko wydobrzał z covidu. W niecały tydzień!


Tym samym w wyścigu prezydenckim mamy nowe otwarcie, jak w Polsce w 2020 roku (tylko wtedy Kamalą był Rafał Trzaskowski). 


Kamala Harris nie ma zresztą jeszcze formalnej nominacji, bo prawybory w głosowaniu internetowym Demsi przeprowadzą dopiero za prawie miesiąc, ale Harris jest jednak w tym rankingu na najmocniejszej pozycji. Wyraża się to między innymi wysokością darowizn, jakie zgromadziła w ciągu doby od rezygnacji Bidena. Chociaż ma porównywalny z Trumpem elektorat negatywny (mniej więcej połowę Amerykanów). 


Co z tego wynika? 
W interesującej nas tematyce, niewiele. 
Poglądy Trumpa na wojnę są dość dobrze znane: 
- jakby on był prezydentem, Putin by nie zaatakował,
- jest w stanie doprowadzić do trwałego pokoju (przy czym nie precyzuje, jak),
- obie strony muszą przyjąć, że pokój kosztuje i coś będą musiały oddać.

Jakie są poglądy Kamali Harris?
I tu jest problem, że mało kto realnie wie. Harris pozostawała w cieniu Bidena (i mimo to zapracowała sobie na pięćdziesięcioprocentowy elektorat negatywny - zdolna!), więc nie wypowiadała się w sprawie polityki zagranicznej. Kojarzona jest jednak z frakcją Jake'a Sullivana, sekretarza stanu w Białym Domu, który najchętniej prowadziłby niekończące się negocjacje. Wygląda zatem na to, że Harris w Białym Domu nie zamknie zaopatrzenia dla Ukrainy, ale jednocześnie ograniczy je na tyle poważnie, że równie dobrze mogłoby go nie być. 

Pierwszy klip wyborczy Kamali Harris to w zasadzie zlepek lewackich haseł, nie różniący się od propagandy europejskich lyberałów. Nawet straszenie straszną prawicą jest takie samo

Sztab Trumpa odpowiedział rękami Elona Muska, który na Xrze dał wygenerowany przez AI film robiący z Harris idiotkę.


W sumie bez sensu, bo ona sama się świetnie kompromituje. 


Z kolei sztab Harris wyciąga Trumpowi wiek (i nie ma znaczenia, ze przed chwilą chcieli głosować na starszego Bidena).


I uderza w Vance'a fejkiem z 2015 roku, jakoby ten w swojej książce "Elegia dla bidoków" przyznał się do kopulowania z lateksową rękawiczką, wetkniętą między dwie sofy.


Tyle, że nic takiego nie miało miejsca, ale...


Ale AP usunęła ten fact checkingowy artykuł ze swojego portalu. Można go znaleźć w archiwum internetowym.

W sumie znów bez sensu, bo Vance jest najsłabszym ogniwem kampanii Trumpa, który nie ma szans wygrania w rodzimym stanie. 


Ale i tak najlepszego gola strzeliła sobie sama Harris. 


Hasłem swojej kampanii. 
Nie dość, że ukradzionym z pierwszej kampanii prezydenckiej Obamy, to w dodatku Kam (od Kamala) czyta się tak samo, jak "cum", czyli szczytować w trakcie seksu. 
Yes we kam, czyli Tak, my scytujemy.

W ślad za tymi przetasowaniami doszło do dwóch ważnych wizyt i trzech ważnych rozmów oraz opublikowania ważnego artykułu.

Najpierw "najlepszy przyjaciel Ukrainy" Borys Johnson pojechał spotkać się z Trumpem, a po rozmowie z nim opublikował w "Daily Mail" artykuł, w którym przedstawił swój plan pokojowy (który mógłby zrealizować Trump). 


Najważniejsze propozycje to z jednej strony rezygnacja Ukrainy z terytoriów zajętych przez Moskwę, w tym Krymu i zagwarantowanie praw języka rosyjskiego tam, gdzie mówi nim większość. 
Z drugiej strony Rosja miałaby wypłacić reparacje jako procent od transakcji handlowych, a Ukraina weszłaby do NATO i UE. 
Propozycja ta jest bliska temu, co wyprodukowało otoczenie Trumpa. 

Artykuł Johnson kończy sugestią, że spełnienie przez Rosję tych warunków pozwoli jej wrócić do grona państw cywilizowanych, a Putinowi do kręgu osób szanowanych, jak to dawniej było. 

W sieci wybuchła wrzawa, a na Johnsona rzuciły się obie strony. Onuce z wrzaskiem, że jakby powiedział to rok temu, to ilu ludzi by przeżyło, a zwolennicy Ukrainy, że zdrada i hańba.


W wywiadzie dla BBC prezydent Zełeński krytycznie odniósł się do propozycji Johnsona

Mnie w pierwszym odruchu też zatkało łotdefak.

Ale teraz na chłodno. 
Ukraina ma świadomość, że nie jest w stanie w obecnym układzie sił odzyskać terytoriów sprzed ukrytej inwazji w 2014 roku, a i wycofanie się Rosji z terytoriów zajętych po 24 lutego 2022 jest dyskusyjne. Dobrze będzie, jeśli Ukraina nie straci kolejnych obszarów. Armia ukraińska jest w kryzysie, spowodowanym w dużym stopniu opadnięciem entuzjazmu sukcesów pierwszego roku i porażkami z roku ubiegłego. W wojsku trwa rozliczanie i pranie brudów, co nie wpływa dobrze na dyscyplinę. Wywalenie generała Załużnego odbija się czkawką, a kolejni nominaci Syrskiego, jak Sodoł, okazują się porażką. 
Nastroje społeczne na Ukrainie też idą w stronę jakiegoś zakończenia wojny. Nieprzejednanych jest obecnie niecałe sześćdziesiąt procent (wobec osiemdziesięciu procent w roku ubiegłym).

Liczba osób popierających rezygnację z terytoriów za pokój od roku, czyli od pierwszych porażek zeszłorocznej ukraińskiej ofensywy wyraźnie rośnie

Nie bez znaczenia jest też fakt, że skala zniszczeń na wschodzie Ukrainy przekracza już możliwości rekonstrukcyjne wszystkich krajów Zachodu. RuSSkij Mir zostawił tam pustynię, która długo się nie podniesie. Na dokładkę mieszka tam już niewiele osób, które identyfikują się z Ukrainą.  Zostali albo jednoznaczni zwolennicy Rosji, albo "tutejsi", nie mający jednoznacznego poczucia przynależności. 
Jeśliby Ukraina teraz odbiła tereny okupowane, to wzięłaby sobie na głowę niechętnie nastawionych do niej mieszkańców wraz z problemami, wynikającymi z wojennej demolki. 
A tak, wszystko to dostanie Rosja, która nie dość, że będzie musiała zmierzyć się z problemem rekonstrukcji zajętych terenów i ich integracją z Rosją (co już odbija się czkawką rosyjskiej gospodarce), to będzie miała narastający problem separatyzmu, wynikający tylko i wyłącznie z niespełnienia pokładanych w niej nadziei na lepsze życie (to już się objawia w sposobie, w jaki Ługandony traktują mobików z Rosji, przydzielonych do ich jednostek) oraz faktu, że najbardziej lukratywne posady obejmą importowani z Rosji urzędnicy (to też już ma miejsce). Wynikająca z tego frustracja będzie znakomitym podglebiem pod propagandową pracę ukraińskich służb. 
Oddając okupowane tereny Ukraina wrzuci Moskwie granat do kibla.

Nastrojów na Ukrainie nie poprawia też coraz więcej informacji o wszechogarniającej korupcji i robieniu majątków przez polityków i ich rodziny. 

W kwestii statusu języka rosyjskiego, to aplikując do Unii Europejskiej Ukraina i tak musi rozwiązać ten problem, bo regulują go odpowiednie dyrektywy unijne. Dlatego w Polsce na Opolszczyźnie i Kaszubach są dwujęzyczne tablice z nazwami ulic i miejscowości (choć na przykład Litwa ten przepis ostentacyjnie olewa). 

To koszty. 
A jakie korzyści? 
Przede wszystkim ostateczne wyjście z orbity wpływów Rosji poprzez przyłączenie do NATO (wejście do UE w mniejszym stopniu, zważywszy skalę korupcji elit europejskich). To jest najważniejszy punkt, o który walczy i Rosja (na nie), i Ukraina (na tak). 
Pierwsza bez Ukrainy nie ma co myśleć nie tylko o marszu na Zachód, ale i o poważniejszym statusie międzynarodowym. Krym obecnie nie ma już takiego znaczenia geostrategicznego, jak dwa i pół roku temu. Ukraina pokazała jego całkowitą nieprzydatność z racji pozostawania w zasięgu rakiet średniego (!) zasięgu oraz wobec rozwoju bezzałogowych środków ataku, zwanych potocznie dronami (dlatego może Krym spokojnie zostawić Rosji, która z tego kawałka skały nie będzie miała żadnej korzyści, za to pojawią się coraz większe koszty, których nawet ruch turystyczny nie pokryje. Szczególnie, jeśli Most Krymski poleci wreszcie w kosmos. 

Reparacje, zwrot jeńców i osób uprowadzonych, w tym dzieci to tylko dodatki do ogólnej sytuacji strategicznej.

Jedna z ostatnich wymian...

I cykliczna już manifestacja rodzin i kolegów przetrzymywanych wciąż w niewoli obrońców Mariupola

Przy tym obłożenie wszystkich rosyjskich transakcji "podatkiem" reparacyjnym oznacza w praktyce, że ceny rosyjskich towarów, przede wszystkim paliw, nie będą mogły być dumpingowe, bo natychmiast zostaną wyrównana podatkiem. 
Konieczność płacenia za odbudowę Ukrainy pogorszy sytuację Rosji w kwestii odbudowy terytoriów okupowanych, co da paliwo ukraińskim służbom do rozniecania tam antyrosyjskiego separatyzmu. 

W ślad za tym artykułem w poniedziałek 29 lipca wypowiedział się były doradca Trumpa John Bolton, że plan Pomarańczowego Człowieka na zakończenie wojny to maksymalne uzbrojenie Ukrainy i danie jej zielonego światła na bombardowanie celów w Rosji. 

Mamy tu typową negocjacyjną zagrywkę.
Borys Johnson przedstawia maksymalną możliwą propozycję Zachodu, od której zaczyna się licytacja. Rosja dostaje w niej to, co i tak już ma, a Ukraina dostaje to, o co walczy. Okrasza to swoistym szantażem osobistym, skierowanym do rosyjskich elit: "chcecie być traktowani, jak równi nam, to się zgódźcie". 
Bolton przedstawia natomiast WATNA, czyli the Worst Alternative of The Non-Agreement. Najgorszą opcję, jeśli się nie dogadamy. 
Kreml jest teraz pod presją, bo musi się ustosunkować do propozycji, która wcale nie jest dla niego korzystna. Co więcej, rosyjskiemu społeczeństwu będzie trudno wytłumaczyć, że trzy prawie lata uciążliwej walki i utrata miliona-dwóch milionów obywateli zabitych i trwale okaleczonych warte były "wyzwolenia" kilku miast i kilkudziesięciu wsi, a głównie pustkowi.

Zaraz po artykule Johnsona doszło do rozmowy między prezydentem Zełeńskim a Donaldem Trumpem, w którym Zełeński klarował Trumpowi stanowisko Ukrainy. Musiał go zdrowo połechtać, bo Trump poczuł się, jak zbawiciel świata. 




I zaraz potem Dymitr Kuleba, minister spraw zagranicznych Ukrainy odwiedził Pekin, gdzie rozmawiał z Xi. Cesarz-Chan obiecał włączyć się chińskimi funduszami w odbudowę Ukrainy. 


Teraz Ukraina pojechała taktyką negocjacyjną na zasadzie "jak nie sprzedacie nam, to pójdziemy do konkurencji". A Zachodowi, szczególnie Stanom, granica wpływów chińskich na Sanie nie jest na rękę. W Waszyngtonie najchętniej widzieliby ją na Uralu. 
To zmusza amerykańskie elity do liczenia się ze stanowiskiem Kijowa, który zawsze może uciec pod parasol Pekinu (o tym, że chiński protektorat to bardzo wygodna dla Kijowa sytuacja, pisałem już na początku inwazji). Szczególnie po tym, jak otwarcie Pekin objął kuratelą Białoruś. 

A jak jesteśmy przy Białorusi...
Bulbenfuehrer kontynuuje swoją grę w kotka i myszkę. Po tym, jak Karaluch okazał gest dobrej woli i zniósł wizy dla obywateli państw europejskich, białoruski sąd skazał na śmierć obywatela Niemiec. Richard Krieger został oskarżony o cały tabun przestępstw, których najzwyczajniej nie miał kiedy popełnić. Z opisu sprawy wynika, że najprawdopodobniej został zwerbowany "pod fałszywą flagą" przez służby białoruskie (Niemcy nie odróżniają języków wschodniosłowiańskich od siebie), którym po prostu był potrzebny łoś. Przekonany, że jedzie pomagać jako ratownik na Ukrainę (wziął uniform ratowniczy), został wywieziony na Białoruś, gdzie zaraz po przekroczeniu granicy go zatrzymano i oskarżono. 
Teraz Łukaszenka ma kij (egzekucję Kriegera) i marchewkę (ułatwienia wizowe) dla władz niemieckich, a szerzej dla całej Unii Europejskiej. UE odpuści z sankcji, a on przekaże Niemcom ich obywatela. 
Dlaczego Niemcom?
Bo za chwilę będą u nich wybory, a Scholz to nie jest Merkel, która w 2008 roku mogła sobie pozwolić na olanie zabicia w Gruzji przez ostrzał z rosyjskiego samolotu dwojga cywilnych niemieckich obywateli.  
W celi śmierci Krieger może siedzieć latami. Tyle, ile Bulbenfuehrer będzie potrzebował na uzyskanie od miękkich faj z Zachodu tego, co chce. Bo chyba nikt nie wątpi, że Scholz nie pozwoli sobie na to, by przed wyborami Łukaszenka zabił obywatela Niemiec, ale na wysłanie GSG-9 też mu jaj zabraknie.

Trochę o frontach (tak, liczba mnoga). 

Kierunek charkowski - brak poważniejszych zmian w linii frontu. Obie strony straciły impet. Trwają walki miejskie w Wołczańsku, który jest przez Moskali równany z ziemią za pomocą bomb FAB.
Taka mentalność: czego nie mogą wziąć, zniszczą.

Tak pracuje medyk pola walki "Dino" z 3 Brygady Szturmowej "Azow" pod Wołczańskiem

Na kierunku kupjańskim udało się Rosjanom przebić na odcinku Piszczane i zająć to miasto, ale po opanowaniu miejscowości na razie ugrzęźli. 

Co ciekawe, zamiast do mostu w Senkowe, którego opanowanie dałoby im szansę na przełamanie linii rzeki Oskił, zdają się kierować na północ, w stronę Kupjańska. Wygląda zatem na to, że ich celem nie jest na razie sforsowanie Oskiła, tylko dojście do rzeki i oparcie na niej obrony.

 Jakieś ruchy pojawiły się na odcinku siwerskim. 


Moskale zajęli Rozdołówkę, której nie potrafili opanować od półtora roku (od upadku Soledaru), weszli na sąsiednie wzgórza i próbują tędy obejść Fedorówkę i Pereizne. Topografia obszarów położonych za tymi miejscowościami nie daje im większych szans, ale na pewno stworzy to problem dla ukraińskich sił na tym odcinku i wymusi na SZU rozpraszanie odwodów.

Pod Jarem Czasów brak poważniejszych zmian, nie licząc zajęcia Grzegorzówki (Hrihoriwki). W samym mieście Moskale próbowali sforsować kanał Doniec-Donbas, ale po krótkiej bijatyce o jeden budynek wycofali się na pozycje wyjściowe. 

Mapka sytuacyjna tej akcji autorstwa Tomasza Fita

Pod Nowym Jorkiem i Żelaznym (kierunek Toreck) sytuacja bez poważniejszych zmian. Jest worek, ale Ukraińcy jakoś go kontrolują. 

Najgorsza sytuacja rozwinęła się na kierunku Oczeretnego. 
Wspominałem kiedyś, że jeśli z Oczeretnego Moskale pójdą na zachód, to mogą ominąć pozycje ukraińskie na rzece Wowcza i wyjść im na tyły. 
I to właśnie po kilku miesiącach innych kombinacji na tym kierunku zrobili.


Nagły atak skrzydłami, wzięcie w kocioł całej brygady, sypnięcie się frontu na tym odcinku i cała robota na pozostałych odcinkach na nic. Nawet Karłówka traci na znaczeniu. 

Według relacji, podawanych przez Tomasza Fita (jego mapka) sypnęła się 68 Brygada Strzelecka (na południu koło Nowoseliwki Pierwszej), która po prostu uciekła, odsłaniając flankę 47 Brygady. Żołnierze 47 próbując ratować sytuację widocznie osłabili własne północne skrzydło, które nie wytrzymało uderzenia (być może przeprowadzonego na styku odcinkow) i w efekcie 31 Brygada znalazła się w okrążeniu.

W nocy części 31 Brygady udało się wyrwać z kotła, ale generalnie jednostki nie ma. Wołcza przekroczona, a Moskale mają wreszcie przełamanie frontu. 

W zaistniałych okolicznościach obrona Karłówki nie ma już takiego znaczenia, jak wcześniej. W dodatku topografia jest tu po stronie Rosjan. Zachodni brzeg Wowczy to generalnie równina bez jakichś obiektów, na których można oprzeć obronę.

Zastanawia przebieg całej operacji, bo sugeruje on bardzo dobre rozpoznanie ze strony rosyjskiej. Moskale nie "macali" ukraińskich pozycji, tylko uderzyli w najsłabsze punkty. 

Krasnogórówka i Marinka bez zmian, a na kierunku Wodjane Moskale mieli nieznaczne postępy. 

Rzeźnia na tym odcinku w wykonaniu 72 Brygady Zmechanizowanej

Nowomichajłówka zamienia się w kolejną edycję Węglodaru, gdzie ma miejsce hurtowa redukcja sił i środków Moskali. 
Tutaj w wykonaniu 79 Brygady Powietrzno-Desantowej.


Moskale kontrolują większość tej miejscowości, ale od miesięcy nic z tego nie wynika.

Generalnie kluczowy obecnie jest odcinek Wowczy. Jeśli Ukraińcom uda się wyrzucić Moskali za rzekę, mają szanse ustabilizować front. Jeśli nie, pozostaje mieć nadzieję, że siły rosyjskie nie są wystarczające, żeby wykorzystać ten sukces operacyjny. Inaczej będzie źle. 

Pora na dobre wiadomości.
Wagnerowcy dostali potężny cios, po którym się chyba już rzeczywiście nie podniosą. I to w swoim mateczniku!

Po kolei. 
Wspominałem o tym, że Niger, Mali i Burkina Faso zawiązały konfederację, której jedynym spoiwem jest fakt, że ich reżimy utrzymywane są przez wagnerowców właśnie, którzy w zamian czerpią zyski z ich zasobów naturalnych. Głównym skarbcem "Ligi" jest Mali. 

I w tej właśnie Mali pod osadą Tinzaouaten grupa tuareskich powstańców zrobiła rzeźnię dużemu konwojowi wagnerowców. Osiemdziesięciu zabitych, jakichś trzydziestu wziętych do niewoli. 

Stwierdzenie, że to epicki wpierdol nie oddaje skali masakry

No dobrze, mówią Ukraińcy. W Bachmucie tyle to wagnerowców ginęło codziennie. Co w tym za sensacja? 

Ale w Bachmucie "Liga" walczyła z regularną ukraińską armią, a jej trzon stanowili jednak zmobilizowani kryminaliści, a nie żołnierze. W Afryce to jednak co innego. Tu oddziały Ligi rekrutują się z najemników z wojskowym doświadczeniem. 
Przeciw nim wystepuje partyzantka z dość... spontanicznym podejściem do sztuki wojennej. Dotąd to wagnerowcy byli łowcami, a partyzanci zwierzyną. 
Ale role się odwróciły i nastał wagnerowski Little Big Horn. 

Skali klęski dopełnia fakt, że wśród zabitych znaleźć się miał Anton Jelizarow "Lotos", wyznaczony jeszcze przez parę Prigożyn-Utkin na gównemdowodzącego "Ligi". 

Co ciekawe, Jelizarow nie brał udziału w zeszłorocznym buncie i "Marszu Sprawiedliwości"

Po śmierci Prigożyna na mocy jego "testamentu" Jelizarow stał się także opiekunem syna "Dyrygenta" (opiekunem w interesach, bo Paweł Prigożyn ma dwadzieścia sześć lat)

Zidentyfikowano także truchło admina kanały Grey Zone o ksywce "Biały". Dość często go cytowałem. 



I to są trzy bardzo poważne ciosy w pozycję wagnerowców. 
Po pierwsze, ich znaczenie w tej części świata opiera się na prestiżu, na opinii skutecznych w kontrolowaniu terenu i tłumieniu buntów (albo robieniu przewrotów). Tymczasem najpierw ponieśli dotkliwą porażkę z rąk ukraińskiego GUR w Sudanie, a teraz nie uchronili własnego szefa. 
To jak będą w stanie chronić lokalnych kacyków, skoro sami się nie ochronili? 
Po drugie, sama utrata drugiego w ciągu roku gównemdowodzącego to poważny cios organizacyjny. Teraz trzeba znaleźć nowego szefa, wdrożyć go (nawet jak będzie - a na pewno będzie - spośród dowódców polowych, to i tak nie ma wiedzy o całości spraw korporacji). To wymaga czasu, a w tym czasie struktura jest osłabiona. 
Po trzecie, "Liga" utraciła bardzo ważnego propagandystę, który w istotny sposób kreował jej obraz. 

Zafajdany farbą pomnik Prigożyna oddaje stan "Ligi" rok po jego śmierci

To teraz niuanse.
A w sumie to jeden. 

Wśród powstańców, którzy wykonali egzekucję zauważono takiego człowieka


Widzicie tryzuba na piersi? 

No właśnie. Istnieją przesłanki, że i tu GUR maczał swoje palce. 
Ale skąd GUR miałby mieć dane o konwoju? 

Cui prodest?

Pamiętacie, jak Szojgu posłał Surowikina, żeby przejął afrykańskie interesy "Wagnera"? Nic wtedy z tego nie wyszło, a po odwołaniu Hodowcy Reniferów "Generał Armageddon" został odwołany do Moskwy i projekt zamknięto...

Ale nie do końca. 
Andriej Biełousow jest księgowym, a nie politykiem i umie liczyć. Policzył, że utworzenie "Afrika Korps", który miał zastąpił wagnerowców, kosztowało zbyt dużo, żeby się z tego wycofać. Poza tym zasoby, które kontroluje "Liga" bardzo się przydadzą moskiewskim kleptokratom. 
Zatem...

Najwidoczniej projekt wznowiono i pozbyto się problemu rękami Tuaregów przy pomocy GUR. 

Jak doszło do przekazania informacji? 
Na przykład tak...

Gdzieś w kraju neutralnym rezydent GRU podczas oficjalnego dyplomatycznego przyjęcia podszedł do rezydenta GUR i zagaił rozmowę. W jej trakcie dał do zrozumienia, że Kreml nie płakały po "Lotosie", a "Liga" stanowi większy problem, niż korzyść.
Być może zakończył tak:
- Podobno ostatnio lotosy zakwitły koło Tinzaouaten. To bardzo ciekawe zjawisko i warto się temu przyjrzeć, jeśli będzie pan w okolicy. 
Resztę zrobiła praca operacyjna i analityka. 

W każdym razie Ukraińcy dopadli "Lotosa", który dowodził szturmem na Bachmut oraz "Białego" z Grey Zone, a Kreml ma oczyszczone pole w Afryce. 
Następne starcie to już będzie między GUR a "Afrika Korps".

Najlepsza reklama VW Touareg

Ale to nie tak, że Ukraińcy mają same sukcesy na niwie służb specjalnych. Porażki też ich dotykają.

W piątek 19 lipca we Lwowie ktoś zastrzelił nacjonalistyczną lingwistkę i działaczkę Irenę Farion. Menda z niej była przeokrutna. O ile można jakoś przyjąć kwestionowanie patriotyzmu azowców i odmawianie im statusu kombatantów (ja nie przyjmuję, ale powiedzmy), motywowane tym, że nie mówią na co dzień po ukraińsku, tylko po rosyjsku, to podpierniczenie (pośrednio) do rosyjskiej FSB studenta z Krymu, który w sumie poparł jej opinię(!), jest szczytem podłości. Nie głupoty, bo zwrócono jej uwagę, że publikując jego wypowiedź ze wszystkimi danymi naraża chłopaka. 

Farion została zastrzelona przez tak samo popieprzonego nacjonalistę, jak ona przed jej własnym domem we Lwowie.



Co prawda jeszcze żywą odwieziono do szpitala, ale zmarła na OIOMie.

Sprawcą okazał się ten koleś.


Osiemnastoletni Wiaczesław Zinczenko z Dnipro. Ponoć powiązany z organizacją "Narodowy Socjalizm/White Power, mającej swoje korzenie... 
A jakże! W Rosji!

NS/WP stoi na stanowisku, że...
No nie zgadniecie...
Rosja i Ukraina to w istocie jeden naród, walka między nimi jest bez sensu, a prawdziwym wrogiem są wiadomi mieszkańcy Bliskiego Wschodu i inne ludy nieeuropejskie, w tym UE i NATO. 

Co ciekawe, zanim FSB rozbiło rosyjskie struktury NS/WP organizacja ta miała wykonać szereg ataków na komisje poborowe w Rosji. Mieli także planować zabójstwa głównych kremlowskich propagandystów Sołowiowa, czy Simonian. 

Czy zatem FSB przejęła struktury NS/WP, czy od początku była to kreacja służb?

Zinczenko miał dokładnie przygotować atak na Irenę Farion, obserwując ją przez wiele tygodni. 

Nie zwracając przy tym niczyjej uwagi...

Jan, kolega Zinczenki opowiada, że to "dobry chłopak był i mało pił..."

Cyryl Budanow, szef GUR zapowiedział dopadnięcie wszystkich winnych zabójstwa. 

I tu znów pytanie:
czy ukraińskie służby pozwoliły zlikwidować niewygodną działaczkę, której retoryka rozbijała propagandę państwową, a przy okazji zyskały pretekst, żeby sczyścić prorosyjskie środowiska prawicowe?

Na koniec...


To łapcie reportaż o nich. W sumie fragment, bo całość mówi o losach kilku osób. 

Irena do więzienia trafiła za przewały finansowe. I opowiada o sobie i swojej walce. 

Komentarze

  1. Opowieść o lotosie przypomniała mi moje mroczne etapy życia, gdy zdarzało mi się odebrać telefony z pytaniem, czy da radę wsadzić kokosa w kredens 2) jeżeli będzie źle i będą kontrolować nju Jork to kiedy ( i czy w ogóle aglomeracja slow-kra)? Pozdrawiam jako wierny czytelnik odświeżający codziennie po pół ocy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Słowiańska mają 56 km z Niu Jorku. Przy ich tempie natarcia może to zająć miesiące i lata.

      Usuń
  2. Odnośnie Krymu - na Kremlince jest nagranie pod tytułem "Krym zajęli a teraz z nim same problemy" - turystyka pada, prądu brakuje, brakuje też coraz bardziej wody, schną drzewa, uprawy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tego co słyszę i czytam to następuje wzmożenie aby doszło do rozejmu najpóźniej w listopadzie. Niemcy i Francja boją się wygranej Trumpa i chcą jak najszybciej wrócić do starych układów z Rosją. Skorumpowane władze Ukrainy mogą na to pójść. Ogólnie źle to wróży i głowa zaczyna boleć gdy się pomyśli na przyszłymi konsekwencjami.
    Słyszałem również, że cała letnia ukraińska ofensywa została źle poprowadzona, bo na siłę i bez planu pchano wojska na rosyjskie umocnienia, które były na tyle mocne, że nie dało się ich przejść i wojska ukraińskie, które tego dokonywały zostały zdziesiątkowane.
    Co do Krymu to akurat on zyska na znaczeniu, bo jeśli Rosja osiągnie zdobycze terytorialne to Krym będzie można bez trudu zaopatrywać w wodę, bo jak rozumiem, granica na południu przebiegałaby na Dnieprze.
    Może i wschodnie tereny zamieszkałe są przez ludność rosyjską lub prorosyjską, ale to nie znaczy, iż warto tych terenów się pozbywać nawet jeśli są całkowicie zniszczone. To stwarza niebezpieczny precedens, że za jakiś czas Rosja znowu ich zaatakuje i po paru latach wojny pozycyjnej wyrwie kolejne tereny.
    Pamiętajmy również, że zakończenie konfliktu w taki sposób stwarza możliwość aby Rosja za kilka lat ruszyła na kraje nadbałtyckie, a następnie Polskę. Niby te kraje są w NATO, ale co to oznacza w praktyce ? NATO to obecnie jedynie USA, bo zachód Europy pogardza NATO i nie można liczyć na ich jakąkolwiek pomoc.
    Być może NATO powinno się pozbyć państw niechętnych, bo są raczej V kolumną niż sojusznikami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej chwili prawie każdy scenariusz jest otwarty, więc trudno cokolwiek wyrokować.
      Krym ma dla Rosji wartość wyłącznie militarną, a ta właśnie się skończyła. Nie ma sensu go zaopatrywać.

      Usuń
  4. Jestem ciekawy Twojej opinii na temat reportażu Edyty Żemły "Armia w ruinie" - czy będziesz starał się jakoś wybronić rządu pisu w tej sprawie? Pozdrawiam i dzięki za kolejny ciekawy wpis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam zamiaru nikogo wybraniać. W kwestii obronności i bezpieczeństwa każdy ma coś za uszami, bez względu na opcję. Co do pary Wyrwał i Żemła, polecam na FB profil Mundurowi Dziękują Rządowi.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - dni osiemdziesiąty pierwszy, osiemdziesiąty drugi, osiemdziesiąty trzeci, osiemdziesiąty czwarty, osiemdziesiąty piąty, osiemdziesiąty szósty, osiemdziesiąty siódmy, osiemdziesiąty ósmy i osiemdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (811, 812, 813, 814, 815, 816, 817, 818 i 819)

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dzień sto siedemdziesiąty dziewiąty i sto osiemdziesiąty trzeciego roku (909 i 910)