Dziennik wojny - doby trzysta pięćdziesiąta szósta, trzysta pięćdziesiąta siódma, trzysta pięćdziesiąta ósma, trzysta pięćdziesiąta dziewiąta drugiego roku (721, 722, 723, 724)

 


Awdijówka padła. 


Wprowadzenie 3 Brygady Szturmowej "Azow" nie miało na celu odbijania utraconych pozycji, tylko utrzymanie kluczowych pozycji i dróg do czasu pełnego odwrotu. Operację zaplanowali i przeprowadzili ludzie Budanowa z GUR i jednostki specjalne przy wsparciu "Trójki". 110 Brygady Zmechanizowanej i 225 Batalionu Strzeleckiego. 


Udało się prawie w stu procentach, choć sytuacja przypominała odwrót spod Limana półtora roku temu. Ostatnie grupy wycofywały się pod nieprzyjacielskim ogniem, mając za plecami rosyjski pościg. 

Odskok tylnej straży 3 Brygady z Awdijówki



Czas był najwyższy. Sytuacja w mieście była już taka, że dalsza obrona nie miała najmniejszego sensu i groziła co najwyżej masakrą. Powodował to nie tylko pogarszający się układ sił, ale też skażenie chemiczne.


Według relacji żołnierza z "Trójki" podanej przez Bartłomieja Wypartowicza:
3. Brygada Szturmowa "Azow" odpiera właśnie ataki czołgów i przeważające siły wroga. Spadają na nas setki bomb burzących, GRAD-ów i dronów FPV. Największym fuck-upem jest to, że ładunki fosforowe zapaliły zbiorniki z olejem opałowym przechowywane w Awdijiwskich Zakładach Koksochemicznych. Opary powodują bardzo poważne konsekwencje dla zdrowia, a nawet życia naszych żołnierzy. Wiatr i ciśnienie ciągle się zmieniają, więc chumra oparów roztacza się nad całą Awdijiwką. Mamy coraz więcej przypadków zatrucia wśród personelu bojowego.
Stwierdzenie, że sytuacja jest "trudna" albo "krytyczna" to sporo niedomówienia. Pomimo trudności żołnierze, podoficerowie i oficerowie 3. Brygady Szturmowej "Azow" dokonują dziś rzeczy niemożliwych. Bohaterstwo wszystkich żołnierzy naszej brygady jest imponujące.
Bohatera od idioty różni to, że bohater wie, kiedy dalsza walka to idiotyzm. Żołnierze są Ukrainie potrzebni żywi, a nie na pomnikach. 

Koksownia chwilę przed opuszczeniem jej przez siły ukraińskie

Nowa linia obrony ma iść wzdłuż linii Oczeretyne-Stepowe-Lastoczkine-Sewerne-Pierwomajskie-Newelskie. 
Tylko nie wiadomo, czy pójdzie, bo Moskale w pościgu podchodzą pod Lastoczkine. 

Razem z wojskiem próbują ewakuować się cywile


W czasie ostrzału Krynek Moskale celowo ostrzelali jeden z ostatnich budynków, w których ukrywali się cywile

Z kolei w mieście pozostało kilka grup ewakuacyjnych, głównie specjalsów, które będą wyciągać z moskiewskich łap swoich kolegów, w tym kilkuset pozostawionych tu rannych. Wiadomo, że dla znacznej części, jeśli nie większości z nich spotkanie z RoSSjanami oznacza śmierć na miejscu. 


Oczywiście, porażka zawsze boli. Warto jednak patrzeć na nią w kontekście sytuacji ogólnej. 
Walki o Awdijówkę trwały od... dziesięciu lat! Zaczęły się zaraz na początku wojny w Donbasie, przez jakiś czas eufemistycznie nazywanej przez Ukraińców Operacją Antyterrorystyczną (ATO) - to był poważny błąd narracyjny, bo potwierdzał tezy rosyjskiej propagandy, że konflikt w Donbasie jest wewnętrznym problemem Ukrainy. Z nową intensywnością bitwa o Awdijówkę zaczęła się blisko dwa lata temu, wraz z początkiem otwartej inwazji Moskwy na Ukrainę. 
W ostatniej fazie przeciw obrońcom rzucono od czterdziestu do sześćdziesięciu tysięcy bojców wspieranych prawie całą siłą artylerii i lotnictwa, jaką Rosjanie mają na tym odcinku! 

Lista rosyjskich jednostek użytych pod Awdijowką

Działania rosyjskie od kilku tygodni prowadzone były wręcz błyskotliwie. Uderzenia raz z jednej, raz z drugiej flanki, "desant" rurą na ukraińskie tyły, to wszystko rozchwiało i rozbiło ukraińską obronę. Od trzech dni działania oddziałów SZU prawie nie były koordynowane, bo sytuacja była tak zmienna, że rozkazy przychodziły już nieaktualne w chwili ich wydawania. 
Sukcesem jest to, że udało się wycofać bez poważniejszych strat i nie dopuścić do okrążenia obrońców.

W efekcie trwających od lat walk Moskalom udało się przesunąć linię frontu o... maksymalnie trzynaście kilometrów! Tysiące zbitych, miliony wystrzelonych pocisków i trzynaście kilometrów zysku terenowego! Który per saldo niewiele daje. Ukraińcy odskoczyli na nową linię obrony i cały bal zaczyna się na nowo. 

Bilans strat też jest dla Ukrainy korzystny. Potwierdzone zdjęciami ofiary po stronie rosyjskiej są trzynastokrotnie większe, niż po stronie Ukrainy. 
TRZYNASTOKROTNIE!

Dwóch zabitych Ukraińców kosztowało Rosjan stratę plutonu bojców. Ukraiński pluton ginął za cenę rosyjskiej brygady. Za brygadę - równowartość kilku dywizji. Za dywizję - duża armia...

Rosja ma dużo ludzi? Owszem, ale nie trzynastokrotnie więcej, niż Ukraina!

Co Moskalom daje Awdijówka? Poza możliwością trąbienia o "wielkim zwycięstwie".


Cóż...
Niewiele. Z topografii widać, ze Moskale nie za bardzo mają się gdzie na tym odcinku rozpędzić. Góry, rzeki i rozlewiska powodują, że możliwe są trzy główne kierunki działania:
- na północ w stronę Jabłonówki - pozwoli to wyjść na tyły sił ukraińskich pod Toreckiem i na południe od Bachmutu i zajść Konstantynówkę od zachodu. Pytanie retoryczne, czy Ukraińcy na to pozwolą i czy Rosjanie mają odpowiednie do tego siły. Szczególnie, że wzdłuż tej drogi, rokadowo biegnie pasmo górskie dające możliwość skutecznego ostrzału rosyjskich oddziałów;
- na północny zachód drogą i linią kolejową na Oczeretne - przy odpowiednio dużych siłach stworzyłoby zagrożenie dla całości ukraińskiego frontu na odcinku taurydzkim (Węglodar i okolice) i dało moskalom bezpieczeństwo ich linii kolejowej z Doniecka do Melitopola, z której teraz nie mogą korzystać, bo jest pod ukraińskim ostrzałem;
- na zachód w kierunku Karlówki - podobnie, choć tu byłyby potrzebne mniejsze siły szczególnie, jeśli na południu z Marinki pójdzie równoczesny atak na Kurachowe. 

A najlepiej wszystkie te cztery kierunki na raz. 

Jest tylko taki szkopuł, że Moskale nie mają wolnych dwustu czterdziestu tysięcy bojców. Liczba ta to prawie połowa ich sił na Ukrainie (obecnie około sześćset tysięcy). Zebranie takich sił oznaczałoby ogołocenie innych odcinków frontu, a to Ukraińcy wykorzystaliby natychmiast.
Zostaje atakowanie pojedynczych kierunków, co oznacza, bicie się o wąskie gardła, gdzie Ukraińcy mogą bronić się długo.

Moskwa próbuje jednak iść za ciosem. 
Dlatego dziś zaczęła duży atak pod Robotynnem. Siły do niego gromadzone były już od kilku dni, a ściągnięto oddziały także znad Dniepru, czyli z rejonu, gdzie Ukraińcy wciąż atakują i mają sukcesy terenowe. 
Logiczne, nie? Ściągniemy wojsko z miejsca zagrożonego i poślemy w rejon, gdzie się nas spodziewają i są przygotowani na nasze przyjęcie. 
Co może się nie udać?

Mapka od Tomasza Fita

Wszystkie rosyjskie ataki zostały odparte.

Pozornie nie jest to głupie. Skoro ukraińskie odwody operacyjne są pod Awdijówką, to może zaryzykować na innym odcinku frontu? Jest to trochę kopia ukraińskiej strategii. Ale Ukraińcom w tym roku ta strategia już nie żarła, bo Moskale zreorganizowali system odwodów na wzór... ukraiński (czyli klasycznie: odwód brygady, odwód dywizji, odwód armii, odwód odcinka, odwód centralny). To pozwala reagować elastycznie. Odwód centralny lata po całym froncie, ale nie jest jedyną siłą zdolną zatykać wyłom. 
Zatem strategia "żabiego skoku" na razie nie będzie skuteczna dopóki któraś ze stron nie wyczerpie się tak, że nie będzie już miała odwodów.

Dlatego generał Syrski potwierdził przyjęcie strategii defensywnej, którą już wcześniej zapowiadał generał Załużny

Moskale posuwają się do przodu na północnej flance pod Bachmutem, dochodząc znów do Bohdanówki. 
Tu jednak sytuacja nie jest tak niebezpieczna, jak pod Awdijówką. 


W Synkówce pod Kupjańskiem Moskalom udało się posunąć całe sto metrów do przodu. 

W tym samym czasie ukraińska piechota morska pod Krynkami zyskała kilometr. 
Widzicie różnicę? Tam doborowa i elitarna 1 Armia Pancerena, mająca swobodne dojście do rezerw posuwa się o sto metrów, a tu oddziały desantowe, czyli lekka piechota, które rezerwy muszą przeprawiać przez Dniepr, zyskują kilometr. 

Okolice Krynek

Ukraińcy znowu dali Moskalom po pysku i potwierdzili powiedzenie, że "co się odwlecze, to nie uciecze". 
Był sobie okręt...


Desantowy klasy "Ropucha". Taki sam, jak "Olengorski górnik", czy też "Nowoczerkawsk". Nazywał się "Cezar Kunikow"
No i najlepsze, że wszystko, co o nim można napisać musi być pisane w czasie przeszłym, poza tym, że "Cezar Kurnikow" spoczywa teraz na dnie Morza Czarnego. Dokładnie w Walentynki Ukraińcy posłali Moskalom kartki z tej okazji typu Magura. Według wersji ukraińskiej pięć, według rosyjskiej dwadzieścia. Ale pięć się przedarło. 
I dokładnie tak samo, jak to było w przypadku fregaty rakietowej "Iwanowiec", pierwszy dron unieruchomił okręt niszcząc napęd, a reszta go dobiła. 



"Kurnikow" już raz uciekł śmierci spod kosy, kiedy 24 marca 2022 ukraińskie rakiety zatopiły w Berdjańsku rosyjski okręt desantowy "Saratow". "Kurnikow" zacumowany był obok w panice, uszkodzony uciekł na pełne morze. Ciężko ranny został wtedy dowódca "Kurnikowa" (Ukrainiec w rosyjskiej służbie), który potem zmarł w szpitalu. 
Tym razem jednak się nie udało...

To drugie zniszczenie rosyjskiego okrętu przez drony na pełnym morzu. Czekam na pełnoskalową bitwę morską okrętów przeciw dronom. 
Najciekawsze, że "Kurnikow" został posłany na dno dokładnie w rocznicę śmierci swojego patrona Cezara Kurnikowa. Czuć w tym poczucie humoru Cyryla Budanowa. 

A sam Budanow wyjaśnił, że okręt wybuchł tak epicko, bo wiózł zaopatrzenie wojskowe z Noworosyjska do Sewastopola. Prawdopodobnie amunicję.


Płakać nie będziemy.

W Rosji afera, tłumaczenie, że "Kkurnikowa" zatopiły Stany Zjednoczone i Wielka Bytania, bo... drony były naprowadzane z amerykańskich dronów powietrznych!


Obśmiał to autor moskiewskiego kanału na Telegramie "Starsze Eddy", stwierdzając, że nawet jeśli tak się stało, to jest to kolejny raz, a dowództwo Floty Czarnomorskiej jak było bezradne, tak jest dalej i "dorównuje w profesjonaliźmie swoim poprzednikom z 2022 roku".


Na Kremlu doszli przy tym do wniosku, że tej krytyki działań władzy już dość i poszli za światłą radą:


I postanowili opanować Telegrama, choć FSB i tak ma nad nim pełną kontrolę. Ale nie tak pełną, jak chce Kreml. Ma być pełniejsza. Tak pełna, żeby się z niej wylewało. 
Na początek władze chcą skończyć z anonimowością na Telegramie, a kto się nie zgodzi, to mu się zablokuje kanał. 
Dla poparcia stanowczości sąd skazał na siedem i pół oraz siedem lat więzienia współpracowników Kseni Sobczak - kiedyś oficjalnej rywalki Putina w wyborach, potem krytyczki, ostatnio wielbicielki. Ale publiczne wyznania miłości niczego nie zmieniły. Z trojga młodych ludzi jednego skazano za wyłudzenie pieniędzy, a pozostałych dwoje za... publikowane na Telegramie treści. 


Tymczasem Jekatierina Mizulina jeździ po Rosji i przekonuje młodzież, że internet jest zły, a VPN to wymysł szatana. W ogóle wszystko, co zachodnie, jest złe. 


Sama co prawda chodzi w markowej zachodniej odzieży i skończyła zachodnią uczelnię, ale to jej w niczym nie przeszkadza. 

Ma czterdzieści lat (niezła MILF, jak widać). Jest córką rosyjskiej pani senator, Jeleny Mizuliny. Ukończyła orientalistykę w University of London. Zajmowała się pomocą zaginionym i uprowadzonym dzieciom. Od dziesięciu prawie lat zajmuje się bezpieczeństwem w internecie jako szefowa półoficjalnej Ligi Bezpiecznego Internetu. Zwolenniczka radykalnej cenzury w internecie. 

A teraz najlepsze. 
Jeszcze przed ukończeniem studiów, mając niecałe dwadzieścia lat, była tłumaczką w rosyjskich delegacjach do Chin. 
Czyli jest weteranką rosyjskich służb. Ale czy tylko rosyjskich? 
I drugie. Nieoficjalnie jest aktualną faworytą oficjalnego Putina. Alina Kabajewa, dotychczasowa kochanka i matka dzieci Putina, miała na początku inwazji pójść bowiem w odstawkę. 

Czyli kontrolerka dublera? Nadzorczyni Putina z ramienia Pekinu?

A co młodzież na wywody Mizuliny? 

Młodzież głosuje nogami

Wracają na front.
Trwa wymiana wzajemnych ciosów między Ukrainą a Rosją, przy czym zdecydowanie uderzenia ukraińskie są mocniejsze i boleśniejsze. Płoną składy paliw, fabryki sprzętu wojskowego i oporządzenia, a nawet dachy domów mieszkalnych w Moskwie. 

Antyputinowski ruch partyzancki w Rosji nie jest może znaczący, ale widoczny, a i oni potrafią zadać bolesny cios. 

W odpowiedzi Moskale bombardują trochę infrastruktury energetycznej, a głównie cele cywilne. Przede wszystkim budynki mieszkalne. 

W Charkowie rosyjski dron trafił w stację benzynową, co wywołało burzę ogniową w najbliższej okolicy. 


W płomieniach żywcem zginęło małżeństwo Olga i Grzegorz Putianinowie z trójką dzieci. 


Duże uderzenia rakietowe mają miejsce mniej więcej co tydzień. Do intensywności zeszłego roku daleko. Po ostatnim ostrzale w środę ustalono, że Moskale użyli rakiet Cyrkon przeznaczonych do zwalczania okrętów.


 
I na koniec.
W kolonii karnej zmarli Aleksieja Nawalnego. Z relacji więźniów, które wyciekły do mediów wynika, że wczoraj wieczorem więźniów zamknięto w barakach wcześniej, niż zwykle i zakazano im wychodzić. Potem przyjechały dwa samochody. 
Rano rutynowy obchód zaczął się wcześniej, niż zawsze, a potem koło dziesiątej ogłoszono, że Nawalny nie żyje. 
Oficjalnie powodem zgonu był zator. Jak lekarz rozpoznał zator bez sekcji zwłok, tego nikt nie wie. Szczególnie, że ciało zniknęło.


W sumie, wbrew histerii naszych elyt nie płaczę po Nawalnym. Znakomicie wykreowany na liberała, w istocie był rosyjskim nacjonalistą, popierającym imperialistyczną politykę Putina. Krytykował metody, a nie cele. 
Gdyby przejął rządy, Rosja może nie byłaby tak skorumpowana, jak jest, ale byłaby przez to silniejsza i groźniejsza. 

I tu zaczyna się problem, bo moskiewska władza nijak na tym zgonie nie zyskiwała. Po wyeliminowani z wyścigu prezydenckiego Jekateriny Duncowej, a potem Borysa Nadieżdina, nikt nie mógł zagrozić Putinowi, a dysydenci stracili oparcie. 

Teraz nagle zyskali "świętego" Nawalnego, który stanowi dla nich symbol setki razy lepszy, niż Gurkin-Striełkow, czy Prigożyn. 



I Nawalny, o którym w więzieniu większość zapomniała, nagle przypomniał o sobie w najmniej spodziewany (pozornie) sposób...

Że sprawa jest... trudna zrozumieli na Kremlu szybko. Przewodniczący Dumy Państwowej Wiaczesław Wołodin oświadczył, że winę za śmierć Nawalnego ponoszą...

Waszyngton i Bruksela!


Co z tego wyniknie? Zobaczymy. 






Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - dni osiemdziesiąty pierwszy, osiemdziesiąty drugi, osiemdziesiąty trzeci, osiemdziesiąty czwarty, osiemdziesiąty piąty, osiemdziesiąty szósty, osiemdziesiąty siódmy, osiemdziesiąty ósmy i osiemdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (811, 812, 813, 814, 815, 816, 817, 818 i 819)

Dziennik wojny - dzień sto dziewięćdziesiąty trzeci, sto dziewięćdziesiąty czwarty, sto dziewięćdziesiąty piąty, sto dziewięćdziesiąty szósty, sto dziewięćdziesiąty siódmy, sto dziewięćdziesiąty ósmy, sto dziewięćdziesiąty dziewiąty, dwusetny, dwusetny pierwszy, dwusetny drugi, dwusetny trzeci, dwusetny czwarty, dwusetny piąty, dwusetny szósty, dwusetny siódmy, dwusetny ósmy, dwusetny dziewiąty, dwieście dziesiąty, dwieście jedenasty, dwieście dwunasty, dwieście trzynasty, dwieście czternasty, dwieście piętnasty, dwieście szesnasty, dwieście siedemnasty, dwieście osiemnasty, dwieście dziewiętnasty, dwieście dwudziesty (922, 923, 924, 925, 926, 927, 928, 929, 930, 931, 931, 932, 933, 934, 935, 936, 937, 938, 939, 940, 941, 942, 943, 944, 945, 946, 947, 948, 949, 950)

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)