Dziennik wojny - doba trzysta czwarta, trzysta piąta i trzysta szósta drugiego roku (669, 670 i 671)

"Nowy film PIXARa. >Wieczny lot<"

 Według nieoficjalnych informacji pierwsze F-16 są już na Ukrainie. Mają stacjonować w rejonie Odesy. I właśnie z tą informacją wiążą się plotki z obu stron frontu. 

Oficjalne plotki rosyjskie mówią o zestrzeleniu już kilku ukraińskich Efek. 




Jak wiadomo, Rosjanie zniszczyli też Abramsy i HIMARSy i to zanim jedne i drugie trafiły na Ukrainę. Tu jest podobnie. Nawet jeśli Efki faktycznie są na Ukrainie, to operują z bardzo ukrytych lotnisk (informację o bazowaniu koło Odesy należy traktować jako zasłonę dymną), w dodatku pod silną ochroną amerykańskich systemów przeciwlotniczych i walki radioelektronicznej (zgadnijcie, Misie, czemu systemy Patriot nagle pojawiły się pod Krynkami?). 

Nieoficjalne plotki ukraińskie wiążą ostatnie zestrzelenie trzech rosyjskich Suk właśnie z pojawieniem się Efek. Atak bombowy na rosyjskie magazyny koło Nowej Kachowki miała wykonać właśnie Efka i dlatego, wbrew dotychczasowej praktyce i procedurom, Rosjanie wysłali do walki cały klucz samolotów Su-34 bez osłony z ziemi. Ktoś liczył na upolowanie "grubego zwierza", nie wiedząc o tym, że właśnie wchodzi w pułapkę. Efka miała być z ziemi asekurowana przez baterie Patriotów, które zdjęły intruzów.

Czy to jest możliwe? 
Tak, taki system działania, oparty na złożonym układzie asekuracji jest ulubionym sposobem działania Amerykanów, ale stosowanym przez wszystkich (np. czołgi osłaniają piechotę, a piechota asekuruje czołgi). Rosyjskie lotnictwo też operuje pod osłoną systemów OPL, które uniemożliwiają działanie samolotom przeciwnika.
Zaskoczeniem dla Moskali (ale tylko dlatego, że nie myślą) było zarówno to, że w rejonie ich działania pojawiła się Efka, jak i to, że objawiły się też Patrioty.
Jeśli to prawda, to mamy do czynienia z perfekcyjną zasadzką z jednej strony i bezdenną głupotą z drugiej.

Jeśli, bo to są informacje nieoficjalne. Oficjalne jest tylko zestrzelenie trzech Suk lecących na przechwycenie ukraińskiego samolotu, bombardującego J-Damami rosyjskie magazyny. 

Sukopad trwał przez całe Święta. W Wigilię z czarnoziemem przywitał się jeden Su-34, a w Boże Narodzenie jeden Su-34 i jeden Su-30SM.

A dziś wieczorem huknęło koło rosyjskiego lotniska wojskowego w Jejsku.


Generalnie są to poważne straty, bo w opinii samych rosyjskich analityków rosyjski przemysł nie jest w stanie uzupełnić strat bieżących rosyjskiego lotnictwa bojowego. Różnica między utraconymi (z różnych przyczyn) a dostarczonymi samolotami jest na poziomie od czterech do sześciu maszyn rocznie. Mówiąc po ludzku, co roku trwale z rosyjskiej floty samolotów taktycznych ubywa właśnie cztery do sześciu maszyn. 
Dużo to, czy mało? W skali strat - jedna czwarta. Na cztery utracone maszyny rosyjskie lotnictwo odzyskuje trzy. W skali liczebności całego rosyjskiego lotnictwa taktycznego, zaangażowanego na Ukrainie to jest to poziom pojedynczych procentów. 
Czyli podsumowując.
Rocznie rosyjskie lotnictwo traci około dziesięciu procent maszyn zaangażowanych w inwazję na Ukrainę, ale z tego odzyskuje trzy czwarte. Oznacza to bezpowrotną stratę na poziomie maksymalnie trzech procent samolotów (naprawdę mniej). Czyli całkowita anihilacja rosyjskiego lotnictwa w tym tempie nastąpi za trzydzieści lat.

Na szczęście są sankcje, brak dostępu do części zamiennych i brak możliwości wytworzenia nowych przez blokadę dostępu do materiałów wysokiej jakości, kończące się resursy silników, zużycie materiałowe itp., co ten proces przyspieszy.
Jak pisał Mark Sołonin, były rosyjski konstruktor lotniczy, który za swoje teksty ujawniające sowiecką rzeczywistość musiał uciekać na Ukrainę, pod koniec II wojny światowej trzy czwarte strat sprzętowych w samolotach myśliwskich Jak-1M było spowodowane błędami pilotażu (szybkie szkolenie pilotów) i zużyciem maszyn. I to w warunkach masowego wsparcia materiałowego z Zachodu, a nie pod sankcjami. 

Ale to dopiero przygrywka. 
W nocy z 25 na 26 grudnia Ukraina wykonała kolejne uderzenie w rosyjskie jaja. W porcie w Teodozji, po wschodniej stronie Krymu pociskami Storm Shadow/SCALP został trafiony rosyjski okręt desantowy, pełniący funkcję transportowca "Nowoczerkawsk". 




Uderzenie, wykonane oficjalnie przez dwa samoloty Su-24 wywołało pożar, w wyniku którego...




Doszło do wybuchu wtórnego. "Nowoczerkawsk" przytargał bowiem właśnie amunicję, w tym podobno drony Szahid/Geran. 

Według oficjalnych rosyjskich wypowiedzi, "Nowoczerkawsk" otrzymał "nieznaczne uszkodzenia", z a blisko stuosobowej załogi polec miał tylko jeden. Trzydziestu trzech uznano za zaginionych. Oznacza to, że znaleziono tylko jedne zwłoki, ponad trzydziestu matrosów wyparowało.

Fascynujące, że można tak łgać bez pyknięcia brewki

W rzeczywistości fragmenty okrętu znajdowano dziś nawet kilka kilometrów od portu.


Z samego okrętu zostały szczątki. To te czarne nad samą wodą. Jak widać łajba dołączyła do krążownika "Moskwa".


Siły ukraińskie w ciągu czterech miesięcy wyeliminowały jedną piątą potencjału Floty Czarnomorskiej i zmusiły ją do ucieczki do Noworosyjska. 


Nieźle, jak na kraj pozbawiony własnej floty.

Zabawne, że rosyjska obrona przeciwlotnicza nawet nie zareagowała. Jak się okazuje super nowoczesny system S-400 ma problem z identyfikacją swój-obcy. 

Uderzenie skomentował były głównodowodzący NATO Ben Hodges.

"Wyobrażacie sobie, że Ukraina ma jeszcze kolejnych sto ATACMS, TAURUS, Storm Shadow lub SCALP?"

A jak bardzo zabolało, pokazuje fakt, że moskiewskie Ministerstwo Terroryzowania Ludności Cywilnej, zwane MSW ogłosiło list gończy za... ukraińskim  dowódcą lotnictwa.


Zarzut terroryzm. Bo jak wiadomo monopol na terroryzm ma tylko rząd Rosji.
Ścigany "listem gończym" jest też Budanow, bo wiadomo, że bez rozpracowania przez wywiad cała operacja nie byłaby możliwa.

Moskale odpowiedzieli w swoim stylu, czyli bombardując Chersoń, w tym dworzec kolejowy, gdzie przebywało sto czterdzieści osób. Na razie doliczono się dwóch zabitych i pięciu rannych.


I oni mają czelność kogokolwiek nazywać terrorystą?

Na Ukrainie ciąg dalszy afery o mobilizację. Pod obrady Werhownej Rady trafił bardzo radykalny rządowy projekt ustawy mobilizacyjnej. W zasadzie wezwanie można dostać na spacerze lub biorąc kredyt w banku. 
Przede wszystkim jednak nowe przypisy pozwalają na wzywanie do wojska obywateli Ukrainy, przebywających poza krajem. 
Estonia, która pierwotnie odmówiła deportowania obywateli Ukrainy, zadeklarowała, że ułatwi ukraińskim władzom prowadzenie mobilizacji na swoim terytorium. Prawdopodobnie zrobią podobnie pozostali, gdyż w Unii Europejskiej imigracja ukraińska zaczyna być postrzegana jako finansowy i demograficzny problem. 


To, czy słusznie, nie ma większego znaczenia. Jedynie w niektórych krajach, jak Polska, większość uchodźców się szybko zasymilowała i pracuje, płaci podatki itp. W większości przypadków są to kolejne tysiące, obciążające i tak już przeciążone fundusze socjalne. 
No i jedno-dwuprocentowa mniejszość etniczna, skonfliktowana z inną mniejszością etniczną, w pewnych warunkach może rozwinąć się w problem. 
Dlatego większość europejskich rządów chętnie się problemu pozbędzie. Kobiety będą mogły zostać, bo wzmocnią potencjał demograficzny, a ich dzieci przyjmą kulturę i tożsamość kraju pobytu, zaś mężczyźni zostaną odesłani na wojnę. 
Cyniczne? 
Jakieś zaskoczenie, że Europa jest cyniczna?

Czynniki rządowe, w tym sam prezydent Zełeński, mówią, że to armia zażądała czterystu do pięciuset tysięcy nowych rekrutów, żeby móc uzupełnić straty i sformować nowe jednostki. 


Generał Załużny zaprzecza, żeby miał podawać konkretne liczby, ale potwierdza, że określił dokładnie takie potrzeby:
- uzupełnienie strat, 
- tworzenie nowych jednostek,
- stworzenie rezerwy na uzupełnienie przewidywanych strat przyszłorocznych. 

Oczywiście, większość Ukraińców nie dyszy do pomysłu entuzjazmem, szczególnie kobiety, które również zostały objęte mobilizacją. 


Ale rzeczywistość jest taka, że faza manewrowa wojny na razie dobiegła końca, a w wojnie na wyniszczenie kluczowe są zasoby.

W ramach końcoworocznych rozliczeń wypowiadają się i prezydent Zełeński i generał Załużny. 
Ten drugi mówi, że nie jest zadowolony z działań podległego sobie wojska i że dowództwo po analizie zidentyfikowało problemy i wprowadziło środki zaradcze dla dziewięćdziesięciu procent z nich. 
W ramach tych rozwiązań zaapelował do dowódców, żeby prowadzili rotacje w podległych sobie jednostkach. 
Poważnie? Takie rzeczy ustala się regulaminami i procedurami, a nie apelami do dobrych serduszek. 

Z drugiej strony prezydent Zełeński zapowiada w przyszłym roku milion nowych dronów uderzeniowych, a media pokazują próby nowej (wyglądającej jednak znajomo) maszyny. 



Rzeczywistość wygląda jednak trochę bardziej brutalnie. 
Milion dronów w rok to około dwa tysiące siedemset dziennie. Zakładając optymistyczne, że montowane z gotowych już elementów maszyny mogą schodzić z taśmy montażowej co dziesięć minut, mamy czterdzieści osiem dronów dziennie. Oznacza to konieczność uruchomienia blisko sześćdziesięciu linii montażowych.
Dla porównania, w Rosji, w której drony są produkowane w ponad połowie republik i obwodów i są znacznie bardziej prymitywne od konstrukcji ukraińskich (możliwe do montowania chałupniczo), uzyskują tysiąc dwieście dronów MIESIĘCZNIE. 
Dziękuję za uwagę. Dobrych snów, panie prezydencie. 

W rzeczywistości Ukrainie wystarczy jedna czwarta tego, ale używana na froncie, a nie występująca w mediach. Bo pierwsza linia wciąż opiera się na dronach komercyjnych z darów i chałupniczych metodach instalowania bomb. 
Ale milion brzmi ładniej w telewizji. 


W światowym mocarstwie ludzie robią sobie zdjęcia z jajami, dostarczonymi z Chin i Turcji

A jak o milionach.... Czy nawet miliardach, to Rosji  wyparowało nieco miliardów. 

Centralny Bank Rosji przyznał, że szacując wpływy z eksportu surowców pomylił się o prawie cztery i pół miliarda. Bagatelka, ponad jedenaście procent. 
W efekcie, doliczając aktywa zagraniczne bilans handlowy Rosji z ponad czternastu miliardów skurczył się, jak skurczybyk do ponad dziewięciu miliardów. 
W efekcie, doliczając wszystkie "pomyłki" nadwyżka budżetowa za mijający rok z jedenastu miliardów zmniejszyła się do niecałych pięciu. 
Bank Rosji nie precyzuje, skąd się wzięły braki, ale nieoficjalnie wskazuje się na Indie, które rozliczają się w rupiach, nie pozwalając ich wywieźć za granicę, ani wymienić na inną walutę (czyli de facto są to dla Rosji pieniądze zamrożone). Poza tym szereg kontrahentów zagranicznych po prostu nie płaci podmiotom rosyjskim, wykorzystując ich przymusową sytuację. Coraz więcej rosyjskich firm jest wierzycielami, a raczej frajerami, którzy sprzedali, nie dostając zapłaty. 

Dodatkowo zagrożone są wpływy z eksportu energii. Sprzedaż prądu do Chin spadła o jedną czwartą i to z winy strony rosyjskiej. Konkretnie rosyjskie systemy energetyczne, pozbawione z powodu sankcji dostępu części serwisowych, psują się raz za razem, przez co połączenia zostają zerwane. W dłuższej perspektywie oznacza to nie tylko utratę wpływów, ale i kary za niewywiązanie się z umów, odszkodowania, a wreszcie utratę rynku. 

To jeszcze na dokładkę. Aktywność rosyjskiego lotnictwa cywilnego spadła do jednej trzeciej poziomu sprzed napaści na Ukrainę. I owszem, w grudniu aktywność lotnictwa spada, ale rok temu było to dwa razy więcej, niż teraz. 
Niedługo jedynymi cywilami mogącymi polatać będą dyrektorzy rosyjskich korporacji wyskakiwani przez FSB z okien. 


Na domiar wszystkiego do Trybunału w Hadze miał się zgłosić były pułkownik GRU, później jeden z dowódców i instruktorów PKW "Wagner" i PKW "Redut" Igor Salikow i zadeklarować gotowość zeznawania. W przesłanym do Trybunału liście opisuje on tło napaści Rosji na Donbas i Krym w 2014 roku i udział w tych operacjach sił rosyjskich. Negliżuje przy tym rosyjską wersję o rzekomym oddolnym ruchu sprzeciwu wobec władz Ukrainy, demaskując nie tylko rosyjską inspirację, ale wręcz czynny udział w tych działaniach. 




Drugim ciosem w rosyjskie służby jest wynik pracy Centrum Dossier (związanym z Chodorkowskim), który dobrał się do dokumentów pułkownika GRU Denisa Smolaninowa, odpowiedzialnego za operacje psychologiczne przeciw Ukrainie. Nie tylko opisali oni jak prowadzono psychologiczną operację przygotowania napaści na Ukrainę i jak werbowano agenturę po ukraińskiej stronie, ale także wskazali powiązania (lub wręcz etatową pracę) rosyjskich propagandystów z GRU. Szczególnie z tymi, którzy brali udział w napaści na Donbas i Krym w 2014 roku. 

Oczywiście, taka operacja nie odbywa się bez pomocy z wewnątrz, więc rosyjski kontrwywiad jak wściekły szuka teraz kreta, który udostępnił tajną teczkę operacyjną Centrum Dossier.

To jak o tajnych rzeczach mówimy. 
Ukraińscy hakerzy wyprowadzili kolejny cios i włamali się na serwery Roswodokanal, największego w Rosji dostawcy wody pitnej. Usunęli ponad pięćdziesiąt terabajtów danych w zasadzie paraliżując pracę firmy. Woda w kranach nie przestanie od tego płynąć, ale już pieniądze z rozliczeń owszem.
W dodatku zabezpieczono dane zgromadzone na serwerach firmy. 

Spytacie, jakie ciekawe dane mogą się pojawić na serwerach dostawcy wody? 
Od adresów interesujących wywiad osób po wzrost lub spadek zużycia wody u konkretnych odbiorców. Jeśli w jednostce Jebiańsku nagle zwiększyło się zużycie wody trzykrotnie, to znaczy, że przyjęto tam nowych bojców. Jeśli spadło o dziewięćdziesiąt powiedzmy procent, to właśnie bojcy wyjechali. 
A jaki wniosek można wyciągnąć z faktu, że regularnie w każdą środę u mieszkającego samotnie Iwanowa zużycie wody jest trzykrotnie wyższe, niż normalnie? 

Nie bez znaczenia jest też lista dłużników, którym można zaproponować pomoc finansową w zamian za "nieistotne" informacje. 
Oczywiście, dla wywiadu nie ma informacji nieistotnych, a ważny może być drobiazg, na który mało kto zwróci uwagę. Na przykład, że sąsiadka z parteru, zawsze szara i smutna, nagle chodzi zadbana i uśmiechnięta. 
Nawet nie wyobrażacie sobie, do jakich informacji można dojść wychodząc tylko od takiej obserwacji.

Front generalnie bez większych zmian. 

Nawalny się znalazł w najbardziej oddalonej na północ kolonii karnej, gdzie nie ma internetu.

I od razu zaczął twittować.


Na dobranoc ukraińska etiuda filmowa "Duch Świąt".



Komentarze

  1. Świetny wpis, jak z reguły zresztą. :-) Pozwolę sobie jedynie sprostować co do Marka Sołonina: jest on inżynierem i był zatrudniony w biurze konstrukcyjnym zakładów lotniczych w Kujbyszewie/Samarze (obecnie - przynajmniej przez przyjazdem do Izraela, czyli w w czasie pobytu w Estonii i Ukrainie - przerzucił się na konstruowanie pieców opałowych). Nigdy nie był żadnym generałem lotnictwa, o ile pamiętam, ma on formalnie stopień (pod?)porucznika rezerwy po studium wojskowym (ros. wojennaja kafiedra).

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))