Dziennik wojny - doba trzysta trzydziesta szósta, trzysta trzydziesta siódma, trzysta trzydziesta ósma i trzysta trzydziesta dziewiąta drugiego roku (701, 702, 703 i 704)
W Jebanarium wybuchła afera. Z Jekaterynburga do Petersburga pociągiem wieziony był kot o imperialistycznym imieniu Twix. Kot chodził sobie po wagonie luzem i wiozący go ludzie nie zauważyli, kiedy w Kirowie konduktor, uznając pewnie, że to przybłęda, wywalił zwierzę na peron. Kiedy pociąg ruszył, a "eskorta" kota się zorientowała, zaczęto poszukiwania. Zaangażowało się w nie pięć tysięcy wolontariuszy. Było jednak za późno. Kot nie przeżył.
Ta historia to Rosja w pigułce:
- przestarzała infrastruktura, zmuszająca do wielodniowego transportu kota pociągiem,
- niefrasobliwość opiekunów, puszczających kota luzem i nie zwracających uwagi na to, co się z nim dzieje,
- tępota i brak empatii konduktora jako przedstawiciela władzy - wywalenie zwierzęcia na panujący obecnie w Rosji mróz to forma bezdusznego sadyzmu,
- niewielka w istocie zdolność rosyjskiego społeczeństwa do samoorganizacji - pięć tysięcy ludzi w kilku regionach to pojedyncze osoby w poszczególnych miejscowościach - pomijam przy tym, że mobilizacja dotyczyła sprawy mało istotnej społecznie. Sprawy istotne mobilizują jeszcze mniej ludzi.
Rosja nie ustaje w wysiłkach, żeby utworzyć "drugi front", który odciąży Moskwę i odwróci uwagę Zachodu, a szczególnie USA od wojny na Ukrainie. Nie powiodły się próby destabilizacji Zakaukazia. Spaliła na panewce próba zamieszania na Bałkanach. Październikowa inicjacja wojny na Bliskim Wschodzie została utopiona we krwi i morskiej wodzie oraz zasypana gruzami.
W ataku Hamasu na Izrael 7 października uczestniczyło dwunastu pracowników instytucji doskonale niepotrzebnej, czyli ONZ |
Jednak terrorystyczne ataki Houti z Jemenu na międzynarodowe linie komunikacyjne już zamieszały w światowej gospodarce. Ataki na tankowce spowodowały skok cen ropy, które dotąd udawało się trzymać na niskim poziomie (nie, uderzenie w rosyjski tankowiec - a dokładnie... brytyjski z rosyjską załogą i rosyjską ropą - nie było przypadkowe, Moskwa na tym zyskała), a wybór innych szlaków morskich (głównie na około Afryki) prowadzi do wzrostu cen innych towarów i inflacji.
Wzrost cen ropy z Morza Północnego (Brent) i ropy rosyjskiej (WTI) po ataku Houti na tankowiec |
Houti, atakowani z powietrza przez koalicję odgryzają się, uderzając dronami w pozycje amerykańskie na granicy jemeńsko-saudyjskiej (trzech zabitych, ponad trzydziestu rannych). Coraz mocniej dochodzi do świadomości decydentów, że bez bezpośredniej interwencji zbrojnej się nie obejdzie.
Bez rozbicia postkolonialnych struktur w Afryce i na Bliskim Wschodzie również nie.
Chwalimy się prawie wiekiem pokoju w Europie (bullshit, Bałkany to Europa), ignorując przy tym, że jest to skutek utrwalenia się na Starym Kontynencie systemu państw narodowych (a nie żadnej Unii Europejskiej, która powstała w... 1993 roku). To właśnie sprawiło, że konflikty etniczne i religijne oraz kulturowe zostały zredukowane. Ludzie poszczególnych kultur żyją (a raczej żyli, bo to czas przeszły dokonany) wśród podobnych sobie, wyznających podobne systemy wartości, mających podobne zwyczaje i żyjących według podobnych reguł. Relacje międzyetniczne scedowane na struktury oficjalne nie odbijały się na funkcjonowaniu poszczególnych społeczeństw, gdyż na poziomie indywidualnym zostały zredukowane do poziomu jednostkowego.
Podobnie funkcjonuje to w Azji, której udało się uniknąć pocięcia na zasadzie tortu przez kolonizatorów (nie dotyczy to Bliskiego Wschodu, choć to też Azja).
Zupełnie inna sytuacja jest na Bliskim Wschodzie, na Kaukazie, a w Afryce to już jest całkowity hardkor. Granice państw wyznaczone przez kolonizatorów nie zostały zmienione po wykopaniu intruzów, w wyniku czego na wspólnym obszarze mieszkają i mieszają się ludzie, których nie tylko nic nie łączy, ale którzy wręcz sobą gardzą i wzajemnie się nienawidzą. W jednym z państw w Afryce Zachodniej radio nadaje programy w ponad stu pięćdziesięciu językach i narzeczach. My żartujemy z Niemców, że mieszkańcy dwóch końców jednej wsi nie mogą się porozumieć po niemiecku, ale kiedy przechodzą na pisanie lub Hochdeutsch, to nie ma problemu z porozumieniem (mówiący gwarą Wielkopolanin też będzie miał problem z porozumieniem się z mieszkańcem Podhala, dlatego w II RP zbudowano nowoczesny język polski od podstaw, żeby coś mieszkańców sklejonego kraju łączyło). W Afryce nie ma nawet tego minimalnego poziomu komunikacji. Podobnie jest na Bliskim Wschodzie, gdzie na kwestie etniczne nakładają się konflikty islamu ze wszystkimi i wewnątrz islamu.
I bez rozbicia tego, przywrócenia naturalnego rozwoju języków i etnosów, brutalnie przerwanych przez kolonizację, nie będzie mowy o pokoju w tych regionach. Po prostu tam zawsze ktoś będzie kogoś nienawidził i mordował. I zawsze Rosja, Chiny lub inny bandyta będzie na tym żerował.
Drugi ośrodek kryzysu znajduje się w samych Stanach Zjednoczonych i tu już jest znacznie gorzej.
Od paru lat Stany mają problem z falą migracji z graniczącego z nimi od południa Meksyku. Mechanizm jest podobny, jak u nas. Ludzie z całego świata zjeżdżają do Meksyku, gdzie są kierowani na granice południowych stanów USA. W procederze tym sporą rolę odgrywają... różne instytucje rosyjskie! Oficjalnie gospodarcze i kulturalne.
Zaskoczeni?
Wbrew temu, co można przeczytać i usłyszeć w różnych liberalnych mediach, zjawisko migracji nie dotyczy tylko ludności latynoskiej. Ona owszem, sprawia problemy, jak każda masowa i nieasymilująca się imigracja, ale jednak w stanach południowych Latynosi są na tyle od wieków zadomowieni, że stanowią po prostu odrębną grupę etniczną w wielorasowym społeczeństwie. W ramach swojej grupy asymilują się tak samo, jak Chińczycy, Włosi, Polacy, czy Irlandczycy lub potomkowie afrykańskich niewolników.
Obecna fala migracji przez południową granicę USA dotyczy właśnie ludności masowo importowanej z całego świata, głównie z Afryki i Bliskiego Wschodu, która w żaden sposób nie przeszłaby weryfikacji przez Urząd Imigracyjny. Skala zjawiska jest taka, że nasze problemy z "turystami" Bulbenfuehrera są nieistotne. Tylko w grudniu jedynie przez granicę Stanu Teksas przeszło... trzysta tysięcy imigrantów.
Dużo, czy mało?
Ukraińskie mendia piszą, że mało, wręcz niezauważalnie dla USA. Faktycznie, trzysta tysięcy migrantów wobec trzystu milionów legalnych obywateli Stanów to jeden promil.
Ale migranci nie jadą do Nowego Jorku, czy Montany, a pozostają na Południu.
Stan Teksas liczy dwadzieścia dziewięć milionów mieszkańców. Trzysta tysięcy to już nieco ponad jeden procent. Miesięcznie. W skali roku mówimy o około trzech milionach ludzi, czyli dziesięciu procentach mieszkańców.
I tak jeden z najspokojniejszych (mimo mozaiki etnicznej) stanów USA, w którym prawie nie było masowych strzelanin, a wszelkie ich próby kończyły się szybkim odstrzeleniem próbującego, staje się regionem niestabilnym.
Władze amerykańskie starają się jakoś rozwiązać problem, trwający od paru już lat. Donald Trump zarządził budowę "muru" na granicy. Lyberałowie, czyli radykalna frakcja Demokratów nie tylko protestowali przeciw temu, ale wręcz zaskarżyli decyzję do Sądu Najwyższego.
Parę dni temu Sąd Najwyższy nakazał zlikwidować zasieki przy granicy.
Gubernator Teksasu, republikanin Greg Abbot, odmówił wykonania werdyktu i zmobilizował Gwardię Narodową, która wyprosiła służby federalne z rejonu przygranicznego. Abbota poparli senatorowie i gubernatorzy z kolejnych dwudziestu pięciu stanów i posłali mu swoje gwardie narodowe jako wsparcie.
W Waszyngtonie mówi się o federalizacji GN (do czego Waszyngton ma prawo i co stosował już choćby w latach sześćdziesiątych, w sprawie zniesienia apartheidu w stanach południowych).
Tylko, że to nie są lata sześćdziesiąte XX wieku. Ameryka jest znacznie mocniej podzielona, niż w czasie tak zwanej "drugiej wojny domowej", jak w historiografii nazywa się ten okres.
Sytuacja jest poważna. Jeśli prezydent Biden zgodzi się na to, żeby jeden ze stanów decydował, czy przyjmuje werdykt Sądu Najwyższego, czy nie, zniknie jedyne w istocie spoiwo federalnego systemu politycznego. Do tej pory nikt wyroków SN nie kwestionował, a ustawy Kongresu, czy dekrety prezydenta mogą być przez legislatury stanowe odrzucane.
Jeśli jednak Waszyngton spróbuje wymusić realizację werdyktu SN, to tym razem federalizacja Gwardii Narodowej może nie dojść do skutku. Tu nie chodzi, jak w latach sześćdziesiątych, o dowiezienie kilkorga czarnych dzieci do szkoły dla białych (kiedyś może rozwinę wątek, jak proces ten w ostatecznym rozrachunku zaszkodził czarnej ludności USA). Teraz w grę wchodzi realna obawa o bezpieczeństwo własne i najbliższych. I to może spowodować wybuch buntu. A pozycja Bidena nie jest tak mocna, żeby ryzykować otwarty bunt. Szczególnie, że z armią też mu nie idzie. Senat postawił w stan oskarżenia Lloyda Austina, szefa Pentagonu w administracji Bidena, czyli amerykańskiego odpowiednika ministra obrony. Zarzuty są bzdurne - chodzi o niemożność rozliczenia się z przekazanej Ukrainie drobnej broni strzeleckiej. Przy czym senatorowie chcą wiedzieć niemal to, na którym odcinku frontu strzelano z którego egzemplarza karabinu, czy granatnika. Coś, co w istocie jest niewykonalne. Ale na bazie takich zarzutów każdemu można "uszyć buty", że nie dopilnował i broń trafiła na czarny rynek.
Prezydent Biden wzywa do poparcia "ponadpartyjnego" projektu ustawy w sprawie granicy, choć wiadomo, że jego ponadpartyjność jest wątpliwa. Republikanie już oświadczyli, że w tej kwestii na żadne kompromisy nie pójdą.
A pieniądze dla Ukrainy wciąż czekają na zatwierdzenie...
To teraz trochę wiadomości poprawiających nastrój...
W Jebanarium...
Zakończyły się na razie spacyfikowane protesty w Baszkirii. Uczestnicy zostali zatrzymani, niektórym zdarzyło się nawet umrzeć w policyjnych pojazdach. W stolicy Baszkirii Ufie odbył się wiec poparcia dla lokalnych władz. O dopisanie frekwencji zadbały służby.
Ledwie przycichła Baszkiria, wybuchła Jakucja, kolejna republika, gdzie liczba zaangażowanych w wojnę na Ukrainie i poległych na niej przekracza średnią federalną.
Poszło o zabójstwo miejscowego dwudziestosześciolatka przez imigranta z Tadżykistanu, mającego rosyjskie obywatelstwo (czyli co? służby powiedziały mu: "zabijasz kogoś, albo jedziesz na Ukrainę"?).
Władze w efekcie w panice odcięły dostęp do wszelkich mediów społecznościowych.
Ale są niuanse.
Ciekawa jest lista regionów, w których nagle "popsuły" się jednocześnie Telegram, WhatsUp, YouTube i inne komunikatory.
Oczywiście Jakucja. Poza tym Chabarowsk, Nowosybirsk i Władywostok, ale także Moskwa i Petersburg!
Jak widać, Kreml boi się nie tylko prowincji.
A jak mówimy o strachach Kremla, to pojawiły się dwa. Jeden stary, drugi nowy.
Nowy jest taki, że po wyeliminowaniu z wyścigu prezydenckiego Jekateryny Duncowej, wezwała ona swoich sympatyków do poparcia Borysa Nadieżdina (Nadziejowa 😆). Nadieżdin miał odegrać rolę "kwiatka do kożucha", dać Rosjanom złudzenie wyboru, poprzez sam udział w wyborczym cyrku, choć wiadomo, kto będzie rządził następną kadencję.
Nadieżdin nagle dostał tyle podpisów pod kandydaturą, że Kreml zaczął mieć ból głowy, co z tym fantem zrobić i jak sfałszować wybory przy takim poparciu.
Tymczasem sztab Nadieżdina podszedł do sprawy poważnie i biorąc pod uwagę, że część podpisów zostanie przez Centralną Komisję Wyborczą unieważniona, wezwali do zebrania większej liczby podpisów, niż było potrzebne.
Ludzie stali w wielogodzinnych kolejkach, żeby podpisać się pod listami poparcia
Zobaczymy, jak sytuacja się rozwinie.
Tymczasem kanał "Generał SWR", który zajmuje się kremlowskimi plotkami rzucił niusem, że Prigożyn, który według Walerija Sołowieja (prawdopodobnie prowadzącego ten kanał) przeżył i przebywa w Ameryce Południowej, zerwał się swoim strażnikom "ze sznurka" i zniknął. Nie ma z nim żadnego kontaktu.
Prawda? Nie wiem i nie sądzę. Być może jednak mamy do czynienia z przygotowaniem operacji "zmartwychwstanie". Czy będzie to Prigożyn osobiście, czy sobowtór, nowe wcielenie "cudownie ocalonego carewicza Dymitra", to się okaże. Pół roku to dość czasu, żeby zarówno najbliższych współpracowników, jak i samego aktora przyuczyć do nowej roli i wypracować takie formy funkcjonowania, żeby nikt z zewnątrz się nie połapał.
W Republice Środkowoafrykańskiej bohaterem walki z postkolonialnymi, skorumpowanymi elitami jest Prigożyn i jego PKW "Wagner". Rosja niejako w tle. |
Tymczasem trzeci z triumwiratu, czyli Tik-tok Don Książę Don Kaukazu rośnie w siłę.
Grozny odwiedził słynny generał Denaturow, czyli Wiktor Zołotow, żeby udekorować kolejnym orderem Kadyrowa i ogłosić utworzenie dwóch nowych brygad "Achmat". Formalnie do działania na froncie ukraińskim, ale kiedy będą gotowe, nikt nie wie. Może być zatem tak, że ups... nie zdążyliśmy wicie, rozumicie, ale brygad już nie rozwiążemy. W ten sposób Czeczenia odbudowuje swoją armię.
Pozycja kaukaskiego watażki jest tak mocna, że jeden jego post wystarczył, żeby deputowany do Dumy Michaił Matwiejew publicznie przeprosił za niepochlebne słowa o imigrantach muzułmanach. Matwiejew nazwał ich dzikusami, którzy narzucają Rosji swój szariat. Po reprymendzie od Kadyrowa Matwiejew szczerze przeprosił i dodał, że chodziło mu o "'tych terrorystów, szaitanów, z którymi Kadyrow i jego ojciec walczyli w Czeczenii". Ale Kadyrowowie walczyli też z Rosjanami... Tak, że tego...
Tymczasem w prawosławnej rzekomo Rosji z herbów miast usuwa się krzyże, żeby nie urażały muzułmanów.
Jednego dnia zapadły wyroki w sprawach Girkina-Striełkowa głównego krytyka Kremla z pozycji radykalnie imperialistycznych i nacjonalistycznych oraz Darii Trepowej, która wysłała na koncert Chóru Aleksandrowa kremlowskiego propagandystę i terrorystę Wladlena Tatarskiego.
Girkin dostał cztery lata za "ekkstremizm i terroryzm", polegające na nagrywaniu filmów w piwnicy i wpisywaniu postów na Telegramie.
Trepowa posiedzi dwadzieścia siedem lat za terroryzm.
Girkina-Striełkowa do pudła odprowadzali dziennikarze i zwolennicy. Trepowa miała tylko asystę jednego programu informacyjnego
Przy czym przypomnę, co pisałem: moim zdaniem wyrok Trepowej to ustawka. Tatarskiego sprzątnęła któraś z frakcji służb. Tu nie skleja się nic począwszy od życiorysu Trepowej po sam przebieg zamachu i zatrzymania. Długa odsiadka pozwoli ukryć kobietę przed ciekawskimi, a po zmianie tożsamości wróci ona do pracy operacyjnej. Przy tak nijakiej, przeciętnej urodzie, nie będzie to żaden problem.
Żeby było zabawniej, oba wyroki zbiegły się z rocznicą posadzenia Aleksieja Nawalnego. Jedynego w Rosji "więźnia sumienia", który z więzienia wysyła posty na portale społecznościowe nawet, gdy znajduje się w więzieniu, gdzie internet nie ma zasięgu.
I jak raz całkiem przypadkowo właśnie teraz turbopatriota Z o ksywce "Szaman" wypuszcza dysk poświęcony "każdemu, kto cierpi za prawdę".
Takie tam kreowanie przyszłych postputinowskich bohaterów.
Nadal nic nie wiadomo o katasrofie Iła-76 poza tym, że spadł. Rosja uparcie twierdzi, że na pokładzie byli jeńcy do wymiany i nawet pokazała film, jak jacyś ludzie wchodzą gdzieś i kiedyś na pokład jakiegoś samolotu, ale nie wiadomo, kto, gdzie, ani kiedy. Równie dobrze rok temu.
Opublikowane przez Margaretę Simonian listy rzekomych pasażerów samolotu zawierają w całości nazwiska wymienionych cztery dni temu.
Na filmach z miejsca katastrofy nie widać ciał, a podane przez Rosję liczby i status pasażerów przeczą rosyjskim procedurom (trzech konwojentów na ponad sześćdziesięciu ludzi, kiedy powinno być nie mniej, niż dwóch konwojentów na trzech więźniów).
Ukraina jest oszczędna w komunikatach. Nie potwierdza, nie zaprzecza. Podkreśla tylko, że nawet jeśli na pokładzie byli jeńcy, to zgodnie z procedurami Rosja przed startem samolotu powinna zwrócić się do Ukrainy o zapewnienie bezpiecznego przelotu.
Na forum ONZ Rosja próbowała zrobić jatkę i domagała się potępienia "tego aktu terroryzmu", ale dostała ochrzan nawet od swoich sojuszników, którzy stwierdzili, że za bezpieczeństwo jeńców odpowiada "kraj goszczący", a nie strona przeciwna.
Istnieją reguły, na których przestrzeganiu zyskują wszyscy, więc nikt (poza kacapami) ich nie złamie. Dotyczą one między innymi zasad traktowania jeńców.
Tymczasem w dniu katastrofy gubernator Obwodu Białogrodzkiego ogłosił, że rosyjska OPL zestrzeliła ukraińskiego drona "w typie samolotu". Ukraińcy faktycznie mają bezzałogowe samoloty, zatem być może doszło do pomyłki rosyjskiej OPL, szczególnie, że Ił leciał nietypowo nisko, jak na tego typu maszynę. Być może paradoksalnie w celu uniknięcia ukraińskiego ostrzału.
Pod Awdijówką w południowej części Moskale dostali się do rury ściekowej z koksowni i idąc w kucki przeszli na tyły wojsk ukraińskich, zmuszając je do odwrotu i oddania rejonu restauracji "Carskie polowanie" ("Carska ochota").
Ukraińcy kontratakowali i zablokowali Rosjanom tę drogę, ale samej restauracji jeszcze nie odebrali. Trwają walki.
Moskale posunęli się też nieco koło Synkówki, zajmując wieś Tabajówka.
Tymczasem w Rosji młodzi tańczą dla Putina.
Na koniec niezmiernie ciekawy i pouczający materiał, ile można się dowiedzieć tylko z tego, jaka jest struktura zamówień pizzy. Dla wywiadu nie ma informacji nieistotnych.
Komentarze
Prześlij komentarz