Dziennik wojny - doba trzysta czterdziesta siódma i trzysta czterdziesta ósma drugiego roku (712 i 713)

 


Irańscy ajatollahowie zaliczyli potężny strzał w pysk. 
Amerykańskie i brytyjskie lotnictwo przeleciało się w piątek nad Syrią i Irakiem, demolując po drodze cele, wykorzystywane przez proirańskie ugrupowania. Władze Iraku i Syrii demonstracyjnie się oburzyły takim naruszeniem ich suwerenności, ale w istocie było im to na rękę. 


Nie to jednak jest najważniejsze. 
Jordania ogłosiła, że w ataku brało udział także jej lotnictwo, a za sterami jednego z samolotów... 


Siedziała kobieta!
A w sumie, to wręcz jeszcze dziewczyna. Prywatnie księżniczka, córka króla Jordanii. Salma bint Abdullah jest pierwszą kobietą-pilotem w Jordanii i pierwszą pilotką w jordańskim lotnictwie. 

Czujecie? Pozycje sojuszników reżimu, który samo bycie kobietą traktuje, jak zbrodnię, niszczy kobieta! Iranki po cichu świętują. 

Każdy tata chciałby być tak dumny z córki

No i trochę o kobietach dzisiaj. 
Bo kobiety zaczynają być problemem Putina i to na serio. 
Zbliżają się wybory prezydenckie. Kobiety to ponad połowa elektoratu. A z sondaży wynika, że albo mają wybory w... głębokim poważaniu, albo szukają alternatywy dla Putina. Kogoś, kto im obieca powrót ich synów, mężów i ojców z wojny do domu. 

Kobiecy ruch "Droga do domu" nie generuje masowych (jak na Rosję) demonstracji, ale jest kobieco uporczywy. Na tej samej, zasadzie, na której każda żona zmusi męża do zrobienia tego, czego ona oczekuje. Powtarzając, jak zdarta płyta w nieskończoność ten sam komunikat. Do skutku.

Kobiety gromadzą się co tydzień, składają kwiaty przy pomnikach i ogłaszają swoje postulaty. Uporczywie i konsekwentnie. Do znudzenia. A wiadomo, że jak kobieta się zaweźmie, to nic jej nie przetrzyma.



Władze temat ruchu "Droga do domu" traktują tak bardzo serio, że aż zamknęły ekipę telewizyjną, filmującą protest kobiet. Bo może samych aktywnie działających nie jest zbyt wiele, ale mają coraz większe ciche poparcie. A to może odbić się na wyniku wyborów.



A jakie to ma znaczenie? Przecież Putin może zadekretować wynik jeszcze przed głosowaniem. 
No może, ale jak pokazał przykład Białorusi, fałszerstwo wyborcze ma swoje granice. Rosja zaś ma system znacznie mniej szczelny, niż reżim białoruski. Oczywiście, jest to tyrania, ale zachowująca pozory demokracji. Zatem fałszerstwa ograniczone są pozorami praworządności i dokonywane są w granicach przyzwoitości i zdrowego rozsądku. 

Jak bardzo postulaty pokojowe zaczęły być "na fali" pokazuje wywiad kontrkandydata Putina na urząd prezydencki Borysa Nadieżdina (tłumacząc na polski: Nadziejski - niezła socjotechnika) dla Deutsche Welle. 


Kto czyta cyrylicę, może sobie zobaczyć transkrypcję pod filmem, a dla pozostałych streszczę. 
Nadieżdin zamierza, jeśli zostanie prezydentem, pierwszego dnia zaprowadzić zawieszenie ognia na obecnej linii frontu i zaproponować rozmowy Ukrainie, Stanom Zjednoczonym i koalicji wspierającej Ukrainę. 
Na jakich warunkach? O oddaniu Krymu nie ma mowy. Tego nie zrobi żaden prezydent Rosji, kimkolwiek by nie był. Ale Nadieżdin zamierza powiedzieć Zełeńskiemu i Bidenowi tak:
- To, gdzie przebiega granica, czyj jest Krym to ważne sprawy. Ja to rozumiem. Ale znacznie ważniejsze jest, co zrobić, żeby nie ginęli ludzie.
Panie Nadieżdin, czy też Putin 2.0, na to pytanie mogę odpowiedzieć nawet ja:
Wynieście się z Ukrainy i natychmiast zapanuje pokój. 
Żeby rozwiać wszelkie wątpliwości co do bycia moskiewskim palantem Nadieżdin dodaje, że 
- Z obu stron walczą przecież Rosjanie, tylko część nazywa siebie Ukraińcami, ale to tacy sami Rosjanie, jak my. 
Jak napadną Polskę, będą gadać, że "z obu stron walczą Rosjanie, tylko część nazywa siebie Polakami". A jak napadną Marsa, to z obu stron będą walczyć Rosjanie, tylko część będzie siebie nazywać Marsjanami. 

Jak widać Moskal pozostanie Moskalem, jakby się na cywilizowanego człowieka nie malował. Zawsze to będzie fałszywe, obłudne, imperialistyczne. Pieprzące o pokoju, ale za plecami szykujące wojnę. 
Tylko idiota wierzy Moskalom.

Jak jesteśmy przy kobietach i kandydatach na prezydenta Jebanarium, Igor Sriełkow-Ogórkin, jedyny w historii terrorysta skazany przez swoich zleceniodawców za terroryzm polegający na pisaniu w mediach społecznościowych, a nie za mordowanie ludzi, może wyjść z więzienia, jeśli zgłosi się do walki na Ukrainie. 



Szkopuł w tym, że w 2022 roku Striełkow dwukrotnie próbował przyłączyć się do walki i nawet został szefem sztabu, czy kimś takim w jednej z jednostek na odcinku donieckim, ale szybko go wykopali. Gość jest z wywiadu i jako taki dla każdej armii jest niestrawny. Po prostu wywiad i siły specjalne chodzą innymi drogami, niż regularne wojsko. A poza tym, czego by o nim nie mówić, jest to człowiek niesamowicie inteligentny, więc w strukturach każdej armii, a rosyjskiej w szczególności, stanowi zagrożenie wizerunkowe dla każdego dowódcy. 

No dobra, nie kopmy leżącego. 

Tymczasem Jebanarium żyje nową aferą. 
Anastazja Akinszyna z Moskwy poskarżyła się, że lekarka pierwszego kontaktu, sześćdziesięciosiedmioletnia Nadieżda Bujanowa obraziła bojców. W czasie wizyty lekarskiej syn Akinszyny miał się rozpłakać. Na pytanie Bujanowej, czemu płacze, Akinszyna odpowiedziała, że rozpacza po ojcu, zabitym na Ukrainie. Na co lekarka miała rzekomo odpowiedzieć:
- No cóż, był legalnym celem Ukrainy.

Akinszyna nagrała odpowiedni filmik na Telegrama ze skargą i napisała donos na lekarkę. 



Tylko na tej podstawie, bez sądu i wyroku Bujanową wywalili z roboty. Szef Federalnego Komitetu Śledczego Bastrykin osobiście kazał wszcząć śledztwo w sprawie "rozpowszechniania kłamstw przeciw siłom zbrojnym", a tępe osiłki z FSB zatrzymały staruszkę, przy okazji demolując jej mieszkanie. 




Popieprzona żona popieprzonego (i na szczęście dla świata już nieżywego) męża nagrała kolejny film, w którym dziękuje internautom za wsparcie "w tym trudnym dla niej okresie". 


I teraz najlepsze. 
Trzymajcie się.
Adwokat Nadieżdy Bujanowej powiedział, że spokojnie wygra sprawę, bo

na nagraniu z wizyty słychać, że niczego takiego nie powiedziała!

Czaicie? Cała przychodnia jest na podsłuchu, a rozmowy lekarzy z pacjentami są nagrywane! 
A u nas prują się, że przestępców nagrywają Pegasusem.

W czasie, kiedy FSB ugania się za staruszkami, które mówią po prostu prawdę, przestępczość, w tym drastyczna (rozboje, zabójstwa) w Rosji skoczyła ponad dwukrotnie w górę. Sprawcami wielu przestępstw są wracający z frontu "weterani", nierzadko skazani za ciężkie zbrodnie recydywiści: pedofile, mordercy, nawet kanibal. 
Zaś ukraińskie służby hasają po Jebanarium jak zające po łące. 

W mieście Engels, gdzie znajduje się wielokrotnie atakowana dronami rosyjska baza bombowców strategicznych i dalekiego zasięgu GUR odpalił jednego z pilotów Tu-95, dowódcę załogi bombowca, który ostrzeliwał rakietami terytorium Ukrainy, majora Olega Stegaczowa.


Samochód, w którym zastrzelono Stegaczowa już po egzekucji


W Lysyczańsku ukraińskie rakiety precyzyjnie trafiły w kawiarnię "Adriatyka", w której bawili się oficjele Ługandy wraz tamtejszym "ministrem" Sytuacji Nadzwyczajnych Aleksiejem Poteleszczenką. "Minister" został obdarowany biletem na "koncert Kobzona". 



Rosjanie, którzy rok z okładem temu podczas podobnej sytuacji z byłym szefem RoSSkomosu rżnęli głupa, że to przypadek, teraz nie ukrywają, że ktoś musiał rakiety naprowadzić. Akurat Lysyczańsk to ta część Ługańszczyzny, na której od początku działa partyzantka, a pierwszego zamachu na okupantów dokonano kilka dni po zajęciu przez Moskali miasta. 


Koło Tambowa partyzanci Ateszu spalili szafę przekaźnikową linii kolejowej.



Na domiar wszystkiego, śledztwo w sprawie zamieszek w Jakucji naprowadziło na ślad... chińskiej inspiracji!
Do Jakucka pojechała cała brygada śledcza FSB. Ciekawe, czy cokolwiek znajdą? Chociaż spraw o szpiegostwo na rzecz Chin ostatnio się w Rosji namnożyło. 

Chcąc jakoś przykryć tę serię kompromitacji, tępole z FSB ogłosili sucksess. Suckcess odnieśli co prawda towarzysze gruzińscy, ale suckcess to suckcess, nie róbmy zagadnienia.

Towarzysze gruzińscy "zlikwidowali" bowiem próbę przemytu znacznych ilości materiałów wybuchowych do Rosji. Ładunek nadany przez obywatela Ukrainy o gruzińskim nazwisku Szaraszydze, w 2020 roku kandydującego do Rady Miejskiej w Odesie. Ładunek ważący czternaście kilogramów i udający akumulator do samochodu elektrycznego przez Rumunię, Bułgarię i Turcję trafić miał do Gruzji, gdzie został zdemaskowany.


Jakoś nikt nie pyta, po co wozić drewno do lasu, czyli materiały wybuchowe do kraju, gdzie wszystko w ilościach hurtowych można bez trudu kupić za odpowiednią ilość wódki?
Ostatnio w Omsku omskło się gdzieś dwadzieścia pięć tysięcy (DWADZIEŚCIA PIĘĆ TYSIĘCY!) karabinów kbk AK-74.


Cała sprawa gołym okiem wygląda na szytą, a nazwisko nadawcy wzięto po prostu z gazety. 


Front generalnie bez zmian z dwoma wyjątkami. 
Pod Kleszczówką Ukraińcy powoli odzyskują utracone w ostatnich miesiącach pozycje. 
Pod Awdijówką, opisany wcześniej manewr wyjścia na ukraińskie tyły przez rurę na tyle zachwiał pozycjami ukraińskimi, że w zasadzie zaczęła się sypać cała obrona. Najpierw na południu, a gdy cudem udało się sytuację ustabilizować, poszedł atak z północy. 
Nawet najwięksi optymiści nie wierzą już w utrzymanie Awdijówki i porównują sytuację z Bachmutem. Być może miasteczko będzie trzymane do wyborów prezydenckich w Rosji, żeby nie robić Putinowi prezentu, ale utrata tej pozycji jest w zasadzie pewna. 

Nowy rosyjski system ochrony antydronowej czołgów, zwany przez Ukraińców Duchem z Canterville

I małą pociechą jest fakt, że każdy metr zajętego terenu Rosjanie okupują ogromnymi stratami. 

Te tandetne skrzynki w tle to trumny z wkładem w postaci ciał bojców.


A tak Ukraina czci jednego z pilotów, który w pierwszych dniach inwazji zatrzymał podobno rosyjską kolumnę, jednak został zestrzelony. Spadając miał jeszcze skierować wrak samolotu na moskiewskie pojazdy i rozbić się wśród nich. 
Opowieść, jak jedna z historii z II wojny światowej, ale ludzie wychowani na takich wzorcach mogą rzeczywiście tak postępować.

Wracając do płci pięknej, w ukraińskim wojsku wprowadzono chyba pierwsze na świecie mundury polowe o damskim kroju. 


Los generała Załużnego chyba jest przypieczętowany i Jermak czeka tylko na dobry moment, żeby formalnie dokonać odwołania. Z nieoficjalnych przecieków wynika, że generał faktycznie już niczym nie dowodzi i został odsunięty od podejmowania decyzji. 
To oczywiście może być rosyjska PSYOPS, ale niekoniecznie. W mediach ukraińskich zaczęła się nagonka na Załużnego. Nie stawia mu się żadnych zarzutów, tylko bredzi, że "zużył się wizerunkowo".
Jakby w przypadku dowodzącego to było kluczowe. 

Tymczasem pół roku temu, w urodziny generała ukraińska armia, a konkretnie 93 Brygada "Chłodny Jar", śpiewała tak:


Naprawdę wierzycie w tym Kijowie, że dymisjonując bohatera ocalicie stołki? 





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)