Dziennik wojny - doba dwieście czterdziesta czwarta, dwieście czterdziesta piąta i dwieście czterdziesta szósta drugiego roku (609, 610 i 611)

 


Putin nie żyje!
Ale niekoniecznie. 
Informację o zgonie naczelnika Ułusu Moskiewskiego, zwanego księciem moskiewskim, podał kanał "Generał SWR", a także opozycyjny wobec Putina politolog Walerij Sołowiej. Putin miał kopnąć w kalendarz wczoraj wieczorem w swojej rezydencji w Wałdaju. 


Problem w tym, że poza tymi dwoma źródłami (a wielu uważa, że to jest to samo źródło, powiązane z sekretarzem sekretarzem Rady Bezpieczeństwa Erefii Nikołajem Patruszewem), nikt inny tematu nie podchwycił. Nie ma żadnego potwierdzenia tych rewelacji.

Chociaż...
Coś się dzieje w Czeczenii. Psio lojalny dotąd Kadyrow, zaczyna fikać. Najpierw interwencja w sprawie meczetu w Moskwie. OK. To się da wpisać w strategię budowy pozycji lidera muzułmanów w Rosji, co jest na rękę Kremlowi. Potem jednak pojawia się pobicie studenta Nikitę Żurawela przez Tik-tok Don Bandytę Juniora. Głosy oburzenia i zapowiedź interwencji rzecznika praw obywatelskich Rosji szybko zostają uciszone. W dalszej kolejności zaczyna się afera o nowy podręcznik do historii Rosji, przedstawiający Czeczenów jako zdrajców i wprost stwierdzenie, że zdrajcą był Stalin (w kraju, w którym stawia się nowe pomniki Stalinowi). 

Najnowszy pomnik mordercy narodów odsłonią jego prawnuk i krewni Dzierżyńskiego (którego Stalin otruł)

No i teraz zapnijcie pasy.
Czy wyobrażacie sobie, że w warunkach PRLu powstaje jednostka wojskowa imienia "Łupaszki", czy "Ognia"? 
Niezbyt?
A taki numer wywinął Kadyrow. Na dniach ogłosił powstanie nowego batalionu imienia Szejka Mansura, a wczoraj podał, że kończy się formowanie batalionu imienia Bajsangura Benojewskiego.
W czym rzecz?
Obaj patroni to zabici przez Rosjan bohaterowie walki Czeczenów i Dagestańczyków z moskiewską opresją. Obaj stanowią takie symbole, jak dla nas Kościuszko, Traugutt, czy właśnie Wyklęci. Szczególnie, że w przypadku Mansura dotąd zacierano wszelkie ślady i wspomnienia, niszczono pomniki, przemianowywano ulice i obiekty, I robił to nikt inny, jak Ramzan Kadyrow.
Dotąd wszystkie oddziały czeczeńskie podległe Kadyrowowi nosiły nazwy "Achmat", związane z imieniem starego Kadyrowa, ojca Ramzana, który zachował się dokładnie odwrotnie, niż Mansur i Bajsangur, czyli szmacił się Moskalom.
Dotąd istniał tylko jeden batalion imienia Szejka Mansura, walczący po stronie Ukrainy. 

Wizyta Kadyrowa na budowie koszar batalionu imienia Bajsangura Benojewskiego. Co jest ciekawe? Po pierwsze, obecność Bandyty Juniora. Uczestniczy on teraz we wszystkich podróżach ojca i jest traktowany (filmowany, przedstawiany), jako nowy lider. Po drugie, Kadyrow znów nie wygląda na znanego nam siwiejącego pączusia. Jest wyraźnie młodszy, mniej siwy (chyba, że brodę na rudo zafarbował) i szczuplejszy. Wygląda na wyższego. Po trzecie, zachowanie Delimchanowa. Drugi człowiek w Czeczenii zachowuje się z wyraźnym dystansem i dość biernie. 

Wagnerowiec "Trzynasty" sugeruje, żeby w odpowiedzi powołać pułk imienia Aleksjeja Jermołowa, pogromcy Czeczenów i Persów oraz założyciela miasta Grozny. Ponoć podczas pierwszej wojny czeczeńskiej (1994-1996) istniał batalion imienia Jermołowa, ale w obecnej sytuacji, zdaniem Trzynastego, batalion to za mało. Dopisek sugeruje też powołanie dywizji imienia Stalina do walki z separatystami wewnątrz Rosji (bo w innych krajach separatyści realizują prawo narodów do samostanowienia, a w Rosji są tylko separatystami, z którymi się walczy - taka typowo rosyjska hipokryzja). 

Nie koniec ciekawostek. 
Parę dni temu zastępca przewodniczącego Rady Najwyższej Tatarstanu w ostrych słowach skrytykował pobicie Żurawela, nazywając młodego Kadyrowa bandytą i nie szczędząc krytyki jego ojcu. Dwa dni później odwołał swoje słowa, przeprosił za nie, a Tatarstan obdarował Adama Kadyrowa medalem Bohatera Tatastanu za "krzewienie tolerancji i dialogu międzyreligijnego". W ślad za tym posypały się medale od innych republik radzieckich... rosyjskich. 

Tik-tok Pączuś Młodszy w towarzystwie przywódcy Tatarstanu z medalem na wydatnym biuście, w otoczeniu Tik-tok Don Sobowtóra Taty i Adama Delimchanowa. Cała fotografia, jak i precedencja (ulokowanie osób) wskazują Adama Kadyrowa jako przywódcę Czeczenii. 

Rzecz w tym, że takie odbarowywanie medalami ma konkretne znaczenie w dyplomacji i wiąże się z wyrażeniem uznania obdarowanego za legalnego władcę, a czasem i za zwierzchnika. 

Czy zatem faktycznie Kadyrow jest u schyłku/nie żyje, a elity czeczeńskie robią wszystko, żeby w sposób płynny władza przeszła w ręce Adama? To może dziać się za zgodą Kremla, który wie, że śmierć Kadyrowa i bezkrólewie w Czeczenii to początek walk o władzę i destabizacja tej republiki.
W to może się wpisać odwołanie do bohaterów narodowych. 

Ale dokładnie taki proces miał miejsce w Polsce po 1954 i śmierci Stalina, kiedy zaczęto się wycofywać z najbardziej skrajnych koncepcji stalinizmu w Polsce oraz po 1986, kiedy z późnego Jaruzela władza szukała porozumienia z narodem, bo wiedziała, że na Moskwę nie może już liczyć. 
I tu być może mamy to samo zjawisko. Kadyrow (starszy lub młodszy - młodszy nawet bardziej) wie, że nie utrzyma władzy bez wsparcia narodu, a Moskwa mu nie pomoże. 

I tu pytanie, czemu? Bo może właśnie Putin nie jest w stanie go wesprzeć, a inni gracze raczej za Tik-tok Don Pączusiem nie przepadają? 

Na tę historię nakładają się doniesienia z Rosji o działalności imigranckich, głównie kaukaskich właśnie, gangów, a także o pobłażaniu ich działalności ze strony władz republik azjatyckich, wchodzących w skład Erefii. W znacznym stopniu wygląda to wręcz na ignorowanie prawa państwowego na rzecz egzekwowania szariatu przez gangi. Jednocześnie Państwowy Komitet Śledczy FR nakazał powołanie w każdym obwodzie i każdej republice komórki do monitorowania przestępczości imigrantów. O tym, że imigranci są w większości muzułmanami nie muszę chyba pisać.

A na dodatek Białoruś pokazała zatrzymanie grupy imigrantów, którzy zmierzali do... granicy z Polską. Nagle ci, co organizowali nielegalne przekroczenia polskiej granicy, zaczęli je zwalczać!


Oczywiście, może to mieć związek z przewidywaną zmianą władzy w Polsce. Przecież wagnerowcy na Białorusi wprost napisali, że nowy rząd będzie "lepiej budował relacje z sąsiadami". 




Swoje zadowolenie z wyników wyborów wyraził też Łukaszenka. Choć to równie dobrze może być topienie każdego nowego polskiego rządu, kto by go nie stworzył. Wiadomo, jak Polacy reagują na pochwały Łukaszenki, więc taki tekst to "pocałunek śmierci".



Ale nowy rząd jeszcze nie powstał i być może nieprędko powstanie. Na razie rządzą ci sami. Natomiast cała operacja "Śluza" była inspirowana i sterowana z Moskwy, a nawet na polską granicę dowożeni byli ludzie łapani przez FSB na ulicach rosyjskich miast. 
Jeśli służby Łukaszenki dają sygnał, że zaczynają blokować migrację (o ile to nie ściema), to po pierwsze, wysyłają sygnał do rządu w Warszawie, że szukają porozumienia, a po drugie, zaszło coś, co pozwala im się wycofać z realizowanej wcześniej operacji. 
Co?

I jeszcze jedna poszlaka. 
Do Moskwy przybyła delegacja z Hamasu, żeby podziękować za dyplomatyczne wsparcie, jakiego Rosja (i Chiny) udzieliły terrorystom na forum ONZ, blokując wymierzoną w Hamas rezolucję Rady Bezpieczeństwa (ale światem rządzą Żydzi? tylko jakoś swoich spraw na forum ONZ nie mogą przepchnąć). 

Ten po prawej to Musa Abu Marzuk, członek najwyższego kierownictwa Hamasu. Jego majątek ocenia się na jakieś trzy miliardy dolarów (mniej więcej połowa polskiej dziury budżetowej). W tym samym czasie Palestyńczycy w Gazie żyją w nędzy. Ale to wina Izraela?

Podobno wsparcie było nie tylko dyplomatyczne. Analitycy zwracają uwagę, że Hamas używa rakiet, które są w stanie uderzać cele odległe o nawet osiemset kilometrów, a takich nie da się zbudować domowym sposobem. Musiały zostać jakoś dostarczone. I skąd? Iran? Rosja? Chiny? Lista możliwych dostawców jest krótka. 
W każdym razie delegacja spotkała się z różnymi ważnymi ludźmi na Kremlu, ale wyraźnie jej powiedziano, że spotkania z Putinem nie będzie. 
I jasne, że powodów może być miliard z najprostszym: Putin nie chce być widziany w tym towarzystwie. 
Ale... 
Ale to kolejna poszlaka. 

Oczywiście, to wszystko gdybologia i domysły, dają jednak podstawy do analiz. 

Szczególnie, że zaszły pewne okoliczności, które całą historię zdają się uwiarygadniać. 
Kilka dni temu Rosja przeprowadziła pierwsze od lat ćwiczenia tak zwanej triady atomowej, czyli systemów odpalania rakiet z głowicami jądrowymi z ziemi, wody i powietrza. 


Jednocześnie do Dumy wpłynął projekt ustawy o wycofaniu się Rosji z zakazu prób jądrowych. Oznacza to zamiar powrotu Jebanarium do atomowego wyścigu zbrojeń. Wyścigu, w którym Rosja nie ma żadnych szans. Zdaniem rosyjskich ekspertów sprawnych jest od siedmiu do piętnastu procent pocisków z głowicami jądrowymi. Szanse na budowę nowych są niewielkie, zważywszy, że brakuje podstwowych komponentów do utrzymania sprawności zwykłych pociągów i samolotów. Jebanarium taki wyścig musi przegrać. 
Tymczasem w trakcie ćwiczeń "dziadek z bunkra" zachowywał się, jakby nie wiedział, w czym uczestniczy. 


Elity moskiewskie chętnie będą posyłać ludzi na wojnę nawet z Ameryką, ale ryzyko, że Ameryka ich samych zresetuje, jest zbyt niekomfortowe. 

Czy zatem Putin żyje? 
Nie wiem. Tak samo, jak nie wiem, czy żyje Prigożyn. Wiem, że coś się na rosyjskich szczytach władzy dzieje, czego konsekwencje obecnie trudne są do przewidzenia. 
Na pewno też Rosją dalej rządzi triumwirat, ale teraz to triumwirat upiorów: być może martwy Putin, być może żywy Prigożyn i półżywy Kadyrow. 

Kanał WCzK-OGPU ujawnił stenogram z poufnego spotkania byłego rosyjskiego wicepremiera Anatolija Czubajsa, w czasie którego wygłosił on wykład "Co po Putinie?". Zauważył, że w wyborach prezydenckich ludność Rosji będzie głosować na pułkownika GRU Kwaczkowa, pułkownika FSB Striełkowa-Girkina oraz na Prigożyna.


Czubajs mówił to 7 lipca bieżącego roku. Dziesięć dni później, 17 lipca przymknięto Kwaczkowa pod zarzutem dyskredytacji armii. Po czterech dniach za kraty powędrował Striełkow-Girkin, a 23 sierpnia miał miejsce ostatni lot Prigożyna (przynajmniej oficjalnie).

Zawirowania są też na szczytach władzy na Ukrainie. 
Amerykanie domagają się od prezydenta Zełeńskiego przeprowadzenia wyborów prezydenckich, które powinny nastąpić teraz, w październiku. Zełeński pierwotnie się opierał, ale po ostatniej wizycie w Waszyngtonie ogłosił, że je przeprowadzi, kiedy "spełnione będą warunki ich bezpiecznej realizacji".
Niedawno przewodniczący Werhownej Rady Rusłan Stefańczuk podał problemy, które trzeba w tym celu rozwiązać. 


To przede wszystkim zapewnienie prawa do głosowania dla żołnierzy na froncie oraz dla obywateli Ukrainy na terytoriach okupowanych, a także zapewnienie bezpieczeństwa głosującym. Kolejki przed lokalami wyborczymi to idealne cele dla rosyjskich rakiet.

Jeszcze we wrześniu, po upokorzeniu w Waszyngtonie, prezydent Zełeński w rozmowie z kanclerzem RFN Scholzem poparł ideę "atonomicznej Europy", co oznacza Europę bez Stanów, a przynajmniej z ich ograniczoną rolą. Oczywiście, na Niemcach nie zrobiło to wrażenia i jak podał wczoraj prezydent Litwy, Unia Europejska przekazała przez pół roku mniej, niż jedną trzecią zapowiedzianej na bieżący rok liczby pocisków artyleryjskich. Ma być milion do końca 2023 roku, a wysłano na Ukrainę trzysta tysięcy. 

Te działania prezydenta Zełeńskiego, a także jego nieprzejednanie ostro w kolejnych wypowiedziach krytykuje Aleksy Arestowicz, który pozycjonuje się na człowieka koncyliacyjnego, przewidywalnego, z którym można rozmawiać. 
Usunięcie prezydenta Zełeńskiego (demokratycznie) i Putina (niedemokratycznie) otwiera drogę do negocjacji ukraińsko-rosyjskich. 

I do tego dokłada się czynnik atlantycki, na który zwrócił uwagę Miłosz Lodowski: prezydent Biden może kochać prezydenta Zełeńskiego, ale jeśli chce wygrać wybory, to musi zamknąć lub przynajmniej wyciszyć temat Ukrainy. 


Dlatego sojusznicy naciskali na Ukrainę, żeby rozpoczęła ofensywę mimo braku czynników gwarantujących jej powodzenie (choćby brak panowania w powietrzu). 
Obawiam się, że kunktatorstwo Białego Domu skończy się ponowną klapą Ameryki i jej kompromitacją. Szczególnie, że gospodarcza sytuacja Stanów nie jest zbyt różowa i za chwilę presja społeczna na zakończenie zaangażowania na Ukrainie będzie tak duża, że Biały Dom będzie musiał jej ulec.
Ciekawe, że Moskale atakują inne kraje zawsze, kiedy w Stanach rządzą Demokraci. Jakoś za rządów GOP nie ryzykują. 

Zakończyła się awantura w amerykańskim Kongresie. Izba Reprezentantów wybrała swojego spikera, czyli przewodniczącego. Został nim Mike Johnson, przedstawiciel betonowego skrzydła trumpistów, który wielokrotnie opowiadał się przeciw pomocy Ukrainie. 


Zaraz po wyborze Johnson zwrócił się do prezydenta Bidena, że jest otwarty na rozmowy o wsparciu Ukrainy. Pora na handel, czyli co będzie musiała dać administracja USA, żeby Kongres zgodził się na pomoc dla Ukrainy. Na pewno na stole jest pomoc dla Izraela. 

Natomiast Izraelczycy, podobnie, jak Ukraińcy, uważają, że prowadzą walkę przeciw wspólnemu wrogowi - Rosji.

Przy okazji, izraelska prasa wykryła, że synek premiera Netanjahu wypoczywa na Florydzie w USA. Koleś formalnie jest żołnierzem Cahalu. Nie trzeba dodawać, że irytacja żołnierzy izraelskich wzrosła?

W Tel-Awiwie postawiono taki "pomnik" dzieciom uprowadzonym przez Hamas

Izrael rozpoczął atak lądowy na Strefę Gazy, a armia syryjska ostrzelała izraelskie posterunki na Wzgórzach Golan. 

Ponieważ siły irańskie i proirańskie atakują amerykańskie bazy na Bliskim Wschodzie, w rejon przesunięto kolejne dwie grupy uderzeniowe lotniskowców (lotniskowiec plus mała flota).  

Wracamy do Jebanarium. 
Wyleciała za to z pracy, została osadzona w areszcie domowym i skazana najpierw na wysoką grzywnę, a potem na osiem i pół roku więzienia za "szkalowanie sił zbrojnych". Wyemigrowała z córką, a rodzina, w tym matka, były już mąż i syn wyrzekli się jej. 
Teraz została pozbawiona przez sąd praw rodzicielskich. 


Ukraińcy niespecjalnie ją lubią, bo wcześniej była tubą kremlowskiej propagandy i nie przeszkadzała jej aneksja Krymu. 
Uwiarygadnianie agentki? 
Może, ale czy nie poszło trochę za daleko? 
Z drugiej strony, co skłoniło posłuszną funkcjonariuszkę reżimu do takiego gestu?

Krótko o froncie. 
W zasadzie nie ma jakichś istotnych zmian. 
Główne obszary działań to Dniepr, gdzie Ukraińcy umocnili się na zdobytych przyczółkach i prawdopodobnie będą kontynuować działania desantowe, tworząc w efekcie nowe osie natarcia na Energodar, Tokmak, Melitopol i w stronę Krymu. Rosjanie mimo zagrożenia nie przesyłają tu wzmocnień, bo ich nie mają. 25 Armia i 1 Armia Pancerna, które mogłyby tu odwrócić sytuację, marnują się pod Awdijówką i Kupjańskiem. 

Pod Robotynnem trwa poszerzanie wyłomu, żeby nie dopuścić do powtórki sprzed paru tygodni, kiedy to Moskale omal nie zamknęli ukraińskich oddziałów w kleszczach. 

Rosjanie bez większego powodzenia kontynuują ataki pod Kupjańskiem. 
Na północ od Bachmutu Moskale cisną na Chromowe, a na południu Ukraińcy na Kurdjumówkę i Odradówkę. 
Wygląda na to, że obie strony wyczerpały tu już swoje siły. 

Największe starcia toczą się pod Awdijówką. 

Mapka od Michała Nowaka

Rosjanie zaprzestali ataków frontalnych i starają się atakować skrzydłami. Na południu ich postępy są nieznaczne. Na północy doszli do linii kolejowej (prosty odcinek frontu). Muszą ją przejść, żeby zająć Stepowe i Berdyczy. Te miejscowości zaś muszą opanować, żeby myśleć o ataku na koksownię (na północnym skraju Awdijówki). Bez jej opanowania nie mogą marzyć o kontrolowaniu terenu. 
Jeśli im się uda, mogą zacząć kontrolować ogniowo ukraińskie drogi zaopatrzeniowe, co w zasadzie kończy obronę Awdijówki. 
Jeśli. Skala rosyjskich strat jak dotąd jest tak duża, że istnieją przesłanki do przypuszczeń, że nie będą w stanie zrealizować tego planu, bo nie wystarczy im siły i środków. I to mimo, że na bezpośrednim zapleczu mają Donieck, więc w zasadzie nie istnieją po ich stronie problemy logistyczne. 

Seria ukraińskich uderzeń w rosyjskie lotniska rakietami ATACMS zniszczyła lub poważnie uszkodziła dwadzieścia cztery samoloty i śmigłowce. Szojgu rzekomo wizytujący front powiedział, że Rosja ma "kompleksy", które zniszczyły dwadzieścia cztery ukraińskie samoloty w pięć dni.


Kompleksy ma na pewno. 

W Rosji mimo sankcji pojawiły się autonomiczne pojazdy. 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - dni osiemdziesiąty pierwszy, osiemdziesiąty drugi, osiemdziesiąty trzeci, osiemdziesiąty czwarty, osiemdziesiąty piąty, osiemdziesiąty szósty, osiemdziesiąty siódmy, osiemdziesiąty ósmy i osiemdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (811, 812, 813, 814, 815, 816, 817, 818 i 819)

Dziennik wojny - dzień sto dziewięćdziesiąty trzeci, sto dziewięćdziesiąty czwarty, sto dziewięćdziesiąty piąty, sto dziewięćdziesiąty szósty, sto dziewięćdziesiąty siódmy, sto dziewięćdziesiąty ósmy, sto dziewięćdziesiąty dziewiąty, dwusetny, dwusetny pierwszy, dwusetny drugi, dwusetny trzeci, dwusetny czwarty, dwusetny piąty, dwusetny szósty, dwusetny siódmy, dwusetny ósmy, dwusetny dziewiąty, dwieście dziesiąty, dwieście jedenasty, dwieście dwunasty, dwieście trzynasty, dwieście czternasty, dwieście piętnasty, dwieście szesnasty, dwieście siedemnasty, dwieście osiemnasty, dwieście dziewiętnasty, dwieście dwudziesty (922, 923, 924, 925, 926, 927, 928, 929, 930, 931, 931, 932, 933, 934, 935, 936, 937, 938, 939, 940, 941, 942, 943, 944, 945, 946, 947, 948, 949, 950)

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)