Dziennik wojny - dwieście dwudziesta trzecia i dwieście dwudziesta czwarta doba drugiego roku (588 i 589)

 


GUR już nie ukrywa, że celem SZU jest zajęcie Krymu.
Przedwczoraj jednostki specjalne GUR  "Braterstwo" i "Stugna" wykonały kolejny rajd na wybrzeże Krymu. Miało dojść do starcia z wojskami rosyjskimi, którym zadano poważne straty w zabitych i rannych. Siły ukraińskie też poniosły straty, ale mniejsze. 
Rajd miał charakter dywersyjno-rozpoznawczy.


Podczas powrotu doszło do starcia na morzu, ale jak widać, Rosjanie też używają małych jednostek patrolowych

Tyle wersja oficjalna.
A teraz parę szczegółów z tła. 
Atak miał miejsce na zachodnim wybrzeżu Krymu, na razie nie ma informacji, gdzie konkretnie. Był możliwy nie tylko dlatego, że wcześniej oślepione zostały wszystkie rosyjskie systemy monitorowania zachodniej części Morza Czarnego, ale też dlatego, że regularne ataki dronami na rosyjskie okręty, zarówno uwieńczone sukcesem, jak i nieudane, doprowadziły o stanu, w którym - według rzeczniczki Dowództwa Odcinka "Południe" SZU Natalii Humeniuk - Flota Czarnomorska nie wychyla się poza Przylądek Tarchanut.


Oznacza to, że cały akwen od Mierzei Kirnburnskiej do Helenówki (na zachód od znacznika) jest swobodnie dostępny dla ukraińskich jednostek pływających. Oczywiście, gdyby wpłynął tu duży okręt (których Ukraińcy nie mają), to Rosjanie szybko by go zniszczyli, ale SZU używają szybkich łodzi typu RIP oraz... skuterów wodnych. Czyli czegoś, w co wcale nie jest łatwo trafić. W dodatku nawet w przypadku bezpośredniego trafienia takiej jednostki, zagrożonych jest od dwóch (skuter) do kilku żołnierzy, a nie jak na okrętach desantowych kilkudziesięciu do kilkuset. 

I teraz łączymy sobie kropki. 
Na północ od Berysławia gromadzą się siły ukraińskie, porównywalne z tym, co walczy pod Robotynnem, gdzie operuje piętnaście brygad SZU plus parę mniejszych jednostek. Każda brygada to około trzech tysięcy ludzi. Lekko licząc mówimy o trzydziestu do czterdziestu pięciu tysiącach ludzi plus sprzęt ciężki.  
W tym składzie są cztery brygady piechoty morskiej (dwanaście tysięcy ludzi). Do tego trzeba doliczyć siły specjalne GUR - przynajmniej dwa bataliony, czyli do tysiąca ludzi.


Co z tego wynika? 
Kilka istotnych kwestii.
Po pierwsze, siły, jakie zgromadzili Ukraińcy są wystarczające do ataku na słabego, zdemoralizowanego i nieokopanego przeciwnika (przewaga przynajmniej trzykrotna).
Po drugie, do walki z załogą Krymu nie jest konieczny sprzęt ciężki. 
Po trzecie, Rosjanie nie są w stanie zatrzymać dobrze przygotowanego desantu na północno-zachodnie wybrzeże Krymu. 
Po czwarte, Ukraińcy są w stanie uzyskać nad Krymem przewagę powietrzną i nie dopuścić do wsparcia załogi półwyspu przez Flotę Krymską. 
Przynajmniej do czasu. 

Problemem jest logistyka (jak zawsze). 
SZU nie posiadają regularnej floty desantowej, czyli okrętów zbliżonych chociażby do rosyjskiego projektu "Ropucha". Nie mogą więc przerzucić znacznej liczby wojska i pojazdów za jednym zamachem.
Tylko, czy naprawdę tego potrzebują? 
SZU posiada małe jednostki, za pomocą których dokonała ostatnich wypadów. Niedawno z Zachodu przyszła kolejna znaczna partia tego sprzętu. 
Szybkich łodzi typu RIB do przerzucenia batalionu wystarczy dwadzieścia pięć (jeśli weźmiemy te największe klasy Atlantic-21). Brygada potrzebuje ich maksymalnie dwa-trzy razy więcej, bo nie ma potrzeby przerzucać wszystkich jednocześnie. Czyli sto dużych łodzi typu RIB wystarczy do wykonania pierwszego uderzenia. Plus pięćdziesiąt w rezerwie. 
Czy Ukraina ma sto pięćdziesiąt takich jednostek? 
Podejrzewam, że ma. 
Posiada też nieduże, ale pełnomorskie kutry patrolowe, które mogą dać osłonę operacji. 

Do tego desant z nisko lecących, pod horyzontem radiowym, śmigłowców pod osłoną ataku dronami na węzłowe pozycje przeciwnika, żeby skupić uwagę OPL.

Całość osłania artyleria rakietowa i lotnictwo wyposażone w rakiety Shadow Storm i Scalp. 

Słaby punkt to sprzęt ciężki. Ukraina musi mieć możliwość szybkiego i skrytego przerzucenia czołgów i BWPów oraz artylerii polowej na przyczółek. Przy braku odpowiednich okrętów transportowych, Ukraińcy musieliby zastosować jakieś środki zastępcze, jak samoloty, czy śmigłowce, ale to z kolei wymaga od pierwszego rzutu opanowania lotniska lub terenu, na którym można by urządzić lądowisko dla śmigłowców. Przed inwazją Ukraina miała ponad pięćdziesiąt odpowiednich samolotów transportowych, większości zdolnych do przenoszenia czołgów i BWP, w tym An-225 "Mrija", który został zniszczony na lotnisku w Hostomelu w pierwszych dniach inwazji. Szczególnie ważne są bardzo odporne na ostrzał z ziemi, w tym na rakiety ziemia-powietrze samoloty Ił-76.

Ile Ukraina ma takich maszyn obecnie? Trudno dociec, ale zakłady lotnicze Antonow, które produkują tego typu sprzęt, znajdują się na Ukrainie. 

Kluczowym i pierwszym zadaniem desantu powinno być przecięcie połączenia lądowego Krymu z kontynentem koło Armiańska i Perekopu oraz skuteczne zniszczenie mostów koło Heniczeska. W tej samej fazie należałoby opanować lotnisko i węzeł komunikacyjny w Dżankoj, ze szczególnym naciskiem na zdobycie znajdującego się tu sprzętu, co rozwiązałoby częściowo problemy z logistyką na pierwszym etapie. W tym samym czasie piechota morska powinna desantować się koło Rozdolnego i opanować zachodnio-północne wybrzeże Krymu aż do Przylądka Tarchanut, na którym mobilne systemy rakietowe powinny zapewnić utrzymanie rosyjskiej floty w dystansie. 

W drugiej fazie należałoby opanować i oczyścić cały obszar od Przesmyku Perekopskiego do linii Rozdolne-Pierwomajskie-Dżankoj-linia brzegowa. 

W trzeciej fazie można myśleć o nacisku na południe. 

Już pod koniec fazy pierwszej Rosjanie zaczną ściągać siły z odcinka chersońskiego, a następnie zaporoskiego w celu likwidacji przyczółka na Krymie. Siły ukraińskie w tej fazie miałyby zadanie o tyle ułatwione, że przesmyk i jego zaplecze zostały przez Moskali całkiem solidnie umocnione. 


Zajęcie tych pozycji atakiem od tyłu, szczególnie przy użyciu jednostek specjalnych, nie będzie problemem, ale zdobycie ich od frontu może być trudno wykonalne. 

Czy Ukraińcy zrobią taką operację, czy tylko zrobią wszystko, żeby Rosjanie byli przekonani, że oni zamierzają ją przeprowadzić, to się okaże. 
Nie to jest jednak istotne. Kluczem jest odpowiedź na pytanie, czy w sztabach rosyjskich uwierzą, że taka operacja jest szykowana.

Na marginesie, zmuszenie Floty Czarnomorskiej do wycofania się ma dodatkowy pozytywny efekt. Wszystkie cztery porty ukraińskie, które uczestniczyły w "porozumieniu zbożowym", są na powrót otwarte i pracują. Już dziesięć statków zaliczyło kurs tam i z powrotem po ukraińskie zboże. 

Na froncie poza tym bez jakichś istotnych zmian. 

Trzykrotnie już "całkowicie zniszczona" 47 Brygada nadal wygania Moskali z rejonu Nowopokropówki

Moskale bez skutku usiłują odzyskać tereny niedawno utracone pod Awdijówką.

Pod Bachmutem SZU poszerzają wyłom, atakując przez linię kolejową na północ od Kleszczówki. 
W Jarze Kuczerów, pięćdziesiąt kilometrów od linii frontu rosyjskie rakiety uderzyły w rejon ukraińskiej koncentracji. Prawdopodobnie z samobieżnej wyrzutni rakiet Tornado.


Dokładnie w tym rejonie. 


Za daleko od linii frontu, więc operator drona, który naprowadził ostrzał i z którego filmowano, musiał działać na podstawie informacji agentury.

Na odcinku północnym Rosjanie dążą do zdobycia Makijówki. W rejonie Krzemiennej gromadzą się siły 25 Armii, żeby przeprowadzić natarcie na najbardziej bezsensowych kierunkach: na Torskie i Białogórówkę. 

Stale rośnie różnica między użyciem dronów kamikadze przez Ukraińców i Rosjan. SZU nie dość, że stosuję je częściej, to jeszcze zdaniem specjalistów, technologicznie wyprzedzają Moskali o jakieś pięć miesięcy, co w warunkach bojowych jest epoką. Dodatkowo Ukraińcy ujednolicili i zestandaryzowali stosowany sprzęt (także drony komercyjne), co znacznie usprawnia działanie. 

Ukraiński dron pomaga Moskalom zrobić cosplay Ghost Ridera. 
©Artur Micek


Pokazane wyżej zniszczenie ukraińskiego rejonu koncentracji to sytuacja wyjątkowa. Moskale wciąż preferują ataki na cele cywilne.

Koło Kupjańska w miejscowości Groza (nomen-omen) zdenazyfikowali dziś strategiczny sklep i militarną kawiarnię. Pięćdziesiąt jeden zabitych, sześć osób rannych.



Zdemilitaryzowana została sześcioletnia dziewczynka. 
Wiem, że brzmi to strasznie, ale może taki styl sprawi, że do ludzi dotrze skala moskiewskich zbrodni na Ukrainie.

Komentarz z mediów ukraińskich


Ukraińska OPL pracuje

Chryja w amerykańskim Kongresie, związana z pomocą Ukrainie, ma swój dalszy ciąg. 
Kevin McCarthy, spiker, czyli przewodniczący Izby Reprezentantów, został wczoraj odwołany z funkcji. Głosami Demokratów (co logiczne, bo jest Republikaninem) i... Republikanów. Konkretnie ośmiu. Konkretnie tych, co są zwolennikami wstrzymania pomocy Ukrainie. 


Jest to skutek afery o amerykański budżet. Rytuał, kiedy prezydent i większość w Kongresie są z innej opcji. Chodzi o wymuszenie przyjęcia swoich propozycji. Taki targ potrafi trwać nawet do wiosny, a administracja w tym czasie jedzie na budżetach prowizorycznych. 
Tym razem pretekstem do blokady była kwota na pomoc Ukrainie. McCarthy dogadał się z Demokratami i przy poparciu części kongresmenów republikańskich przepchnął prowizorium, z którego usunięto punkt poświęcony Ukrainie. 
Radykalne skrzydło "wolnościowców" (ciekawe, że wszędzie ci, co wycierają sobie gęby wolnością są proputinowscy) uznało to za zdradę i złożyło wniosek o odwołanie McCarthy'ego z funkcji. Za zagłosowało całych ośmiu Republikanów (najbardziej uparci z ,upartych), przeciw wszyscy Demokraci. 
Efekt jest taki, że do wyboru nowego spikera, Izba Reprezentantów nie podejmie żadnej uchwały, bo nie może obradować. Spikera wskazuje większość, czyli Republikanie, a Republikanie się pokłócili. Zanim się dogadają i uzgodnią kandydaturę, minie trochę czasu. 
Per saldo zatem prokremlowscy trumpiści osiągnęli cel, paraliżując możliwość pomocy Ukrainie poprzez parlament. 

Administracja amerykańska obchodzi na razie temat różnymi dostępnymi drogami. Między innymi zamierza przekazać Ukrainie broń i amunicję, skonfiskowane z transportów irańskich (od Iranu dla terrorystów i do Iranu). Jest to głównie broń ręczna i amunicja, między innymi trzy miliony naboi do karabinów Kałasznikowa. 


Dużo to, czy mało? 
To jest około dziesięciu tysięcy jednostek ognia (jednostka ognia, to orientacyjna liczba amunicji potrzebna do walki przez dobę). Czyli tyle, ile jeden żołnierz zużyje przez dwadzieścia siedem lat i cztery miesiące, albo dziesięć tysięcy żołnierzy wystrzela w ciągu doby walki. 
Batalion może tym walczyć przez dwadzieścia dni, a brygada przez około tygodnia. 

Jednocześnie wykruszają się zwolennicy ograniczania pomocy Ukrainie, skupieni wokół Jake'a Sulivana, doradcy do spraw bezpieczeństwa Prezydenta USA. Z szefa Kolegium Szefów Połączonych Sztabów, czyli odpowiednika naszego Sztabu Generalnego, odszedł Mark Milley, który obok Sullivana był jednym z głównych hamulcowych pomocy.
Czy w administracji głos decydujący przejdzie do "jastrzębi"? Trudno powiedzieć.

Pomaga wciąż Wielka Brytania, przekazując, co się da, za co jest chwalona w ukraińskich mediach i wskazywana jako przykład dla Polski. 


Pomija się przy tym, że głównie jest to sprzęt, którego już na Wyspach się nie produkuje, dawno wycofany lub wycofywany z armii i zastępowany nowszym. Nie ma więc porównania z sytuacją Polski, która przekazała sprzęt wycofany z jednostek liniowych. 
W dodatku British Army jest mniej więcej dwukrotnie liczniejsza od polskiej i stać ją było na posłanie do Iraku w czasie pierwszej wojny w Zatoce czterdziestu pięciu tysięcy żołnierzy (podobnie w czasie drugiej wojny w Zatoce), podczas gdy łączna liczebność polskich kontyngentów w Iraku i Afganistanie po 2001 roku oscylowała w okolicach maksymalnie dwóch tysięcy żołnierzy.
Większa armia, to więcej sprzętu. Także tego w magazynach. 




Ukraińcy sięgają też po broń ostateczną. 
Laleczki voo-doo. 


Jak ktoś wierzy w gusła, może sobie kupić voo-doo orka i pokłóć go szpilkami 

Laleczki idą, jak woda. Dochód jest przeznaczony na wspieranie sił zbrojnych, a same lalki są popularnymi maskotkami. Podobno bardzo je lubią żołnierze ukraińskich sił spejalnych. Jedna z lalek brała udział w zajmowaniu Wież Bojki na Morzu Czarnym.

Margareta Simonian, jedna z trojga głównych propagandystów Putina, strasznie się oburzyła, że Ukraina chce walczyć czarami. Jak na nowoczesną osobę przystało, potraktowała możliwość użycia magii całkiem serio. Ale przecież nie takie cyrki Jebanarium widziało. 

Niedawny wykwit intelektu Simonian, żeby nad Syberią zdetonować bombę wodorową, wywołał powszechne oburzenie, a deputowana do Dumy z Ałtaju Maria Prusakowa zażądała, żeby Simonian przeprosiła mieszkańców Syberii.


Dążąca do murzyńskości Simonian oburzyła się i zagroziła krytykom procesami. 
Jest coś powtarzalnego w tych histerycznych reakcjach środowisk putinowskich. Sami obrażają, a kiedy ktoś im odpowie, biegną na skargę. Zupełnie jak klasowy lizus. 

W ramach budowania wojennej psychozy w Obwodzie Moskiewskim i Petersburskim odbyły się ćwiczebne alarmy przeciwlotnicze. 




I to nie tak, że zagrożenia nie ma, bo przecież naloty dronów na Moskwę i inne miasta są faktem, ale raczej nie ta kwestia miała tu kluczowe znaczenie. Te alarmy trzeba widzieć w kontekście ogłoszonej na przełomie września i października mobilizacji w Rosji. Mają dostarczyć motywacji. 

A jak nie zmobilizuje cię "ukraińskie zagrożenie", to może chcesz spłacić kredyt? Jak nie za życia, to pośmiertnie z odszkodowania. 

Przy okazji, okazało się, że absurdalny pomysł okładania samolotów oponami ma jednak pewien sens. Opony zakłócają bowiem sygnał radarowy, co utrudnia trafienie w cel.




Zbliżają się siedemdziesiąte pierwsze/trzecie urodziny Putina (on nawet metrykę ma sfałszowaną). Z tej okazji w całym Jebanarium składają mu hołdy. 
W szkole w Kałudze nauczyciele i dzieci pochwalili się laurkami, na których jako młody Putin widnieje... Stepan Bandera!


Nie chce mi się tłumaczyć tych laurek, ale autorzy mogliby startować do castingu w filmie Sergio Leona "Porcja wazeliny"

Sobowtór Putina wykazał się zaś niesamowitym poczuciem humoru oświadczając, że Odesa to miasto rosyjskie i trochę żydowskie. '


Ale, żeby nie było Moskalom tak do śmiechu, to obecnie do Europy muszą z Moskwy jechać przez Stambuł, bo wszystkie pozostałe granice są dla nich zakmnięte.



Fińscy dziennikarze pokazali nieszczelność systemu sankcji. Do Lexusa, zakupionego w Kazachstanie, doczepili lokalizator. Samochód miał do celu przejechać tranzytem przez Rosję (ze względu na handel z Chinami tranzyt jest dozwolony.
Pojazd znalazł się w Tomsku i nigdy do Kazachstanu nie dotarł.


Jednocześnie jednak cywilne lotnictwo rosyjskie notuje coraz więcej awarii. Powoli, powoli zbliża się moment uziemienia wszystkich maszyn. A samolot w Rosji to podstawowy środek transportu na większe odległości.

Wracając na Ukrainę. 
W niedzielę ruszy po siedemnastu latach przerwy bezpośredni pociąg Lwów-Warszawa. Zamiast wielogodzinnej zmiany wózków jezdnych wprowadzono przesiadkę w Rawie Ruskiej na pociąg jeżdżący po torach europejskich (bo na szczęście sowieci nie zniszczyli przedwojennej linii kolejowej).


Ukraińskie władze próbują nakłonić do powrotu tych, którzy uciekli przed poborem za granicę. Minister spraw wewnętrznych Igor Klimenko powiedział w wywiadzie, że rozważane są kary dla dezerterów.


Czyli delikatna sugestia, żeby wrócili, nim decyzje zapadną, bo potem może być gorzej. 
Trochę słaba argumentacja i raczej mało kogo przekona. Ale publika na Ukrainie będzie zadowolona. 

Ukraina zawiesiła skargę do WTO na kraje, które zablokowały sprzedaż na ich terytorium ukraińskiego zboża, w tym na Polskę. 
Presja ma sens. 

Tymczasem z terytoriów okupowanych udało się ewakuować kolejnych dziewiętnaścioro dzieci. 


Według różnych szacunków w wyniku wojny Ukraina w ciągu półtora roku utraciła od pięciu do dwudziestu pięciu milionów obywateli (ta druga liczba jest dla mnie z kosmosu, nawet uwzględniając terytoria okupowane). 

A z pestek słonecznika, które babcia w Mariupolu dała soldatowi, żeby "jak go zabiją, to coś dobrego z niego wyrosło", wyrosło takie coś...



Komentarze

  1. Linia kolejowa do Rawy Ruskiej oczywiście istniała przed wojną, przed różnymi wojnami nawet - ale Sowieci wcale nie mieli pomysłu ani interesu, by ją niszczyć.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - dni osiemdziesiąty pierwszy, osiemdziesiąty drugi, osiemdziesiąty trzeci, osiemdziesiąty czwarty, osiemdziesiąty piąty, osiemdziesiąty szósty, osiemdziesiąty siódmy, osiemdziesiąty ósmy i osiemdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (811, 812, 813, 814, 815, 816, 817, 818 i 819)

Dziennik wojny - dzień sto dziewięćdziesiąty trzeci, sto dziewięćdziesiąty czwarty, sto dziewięćdziesiąty piąty, sto dziewięćdziesiąty szósty, sto dziewięćdziesiąty siódmy, sto dziewięćdziesiąty ósmy, sto dziewięćdziesiąty dziewiąty, dwusetny, dwusetny pierwszy, dwusetny drugi, dwusetny trzeci, dwusetny czwarty, dwusetny piąty, dwusetny szósty, dwusetny siódmy, dwusetny ósmy, dwusetny dziewiąty, dwieście dziesiąty, dwieście jedenasty, dwieście dwunasty, dwieście trzynasty, dwieście czternasty, dwieście piętnasty, dwieście szesnasty, dwieście siedemnasty, dwieście osiemnasty, dwieście dziewiętnasty, dwieście dwudziesty (922, 923, 924, 925, 926, 927, 928, 929, 930, 931, 931, 932, 933, 934, 935, 936, 937, 938, 939, 940, 941, 942, 943, 944, 945, 946, 947, 948, 949, 950)

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)