Dziennik wojny - dzień dwieście osiemdziesiąty piąty, dwieście osiemdziesiąty szósty, dwieście osiemdziesiąty siódmy i dwieście osiemdziesiąty ósmy drugiego roku (650, 651, 652 i 653)
Na początek złe wiadomości.
Delegacja Ukrainy pod przewodem Jermaka pojechała do Waszyngtonu rozmawiać z Kongresem o dalszej pomocy dla Ukrainy. Nic nie załatwili, bo Mike Johnson, spiker Izby Reprezentantów z ramienia Republikanów postawił dwa warunki:
- Biały Dom przedstawi, co uznaje za sukces, a co za porażkę w wojnie (do tej pory narracja administracji zmieniła się czterokrotnie od "umocnić granice NATO" poprzez "ocalenie ukraińskiej państwowości" i "przywrócenie granic z 1991 roku" do "o wolny i sprawiedliwy świat", co oznacza wszystko i nic jednocześnie);
- w pakiecie pójdzie ustawa gwarantująca "zabezpieczenie granicy USA", co realnie oznacza po prostu kontynuację budowy muru.
Teoretycznie GOP nie mówią "nie", ale swoją zgodę uzależniają od tego, że przejdzie projekt, na którym im zależy. Tyle, że jest grudzień i żadne realne zmiany nie zostaną wprowadzone aż do stycznia. Kongres ma czas się bawić z budżetem do marca. Do tego czasu uchwalane będą prowizoria budżetowe, mające na celu utrzymanie administracji. A jak nie uchwalą prowizorium, to pracownicy zostaną w domach.
W warunkach amerykańskich nic nowego. Ale to przekłada się na sytuację Ukrainy, która robi się dramatyczna.
I nie, nie nastąpi z dnia na dzień zawalenie się pomocy wojskowej. To, co zostało już zamówione i zakupione będzie spływać, bo fundusze na to są i w większości zostały już wydane. Teraz tylko faza realizacji.
Na Ukrainę dotarły pojazdy antydronowe "Vampyre" |
Problem może być z funduszami doraźnymi, które idą z puli prezydenckiej, a które szły głównie na wsparcie humanitarne i zapewnienie funkcjonowania ukraińskiego państwa. Budżet Ukrainy jest bowiem w jednej trzeciej na zachodniej kroplówce. Ukraina chwali się powrotem do dodatniego wzrostu, ale to nie sztuka, kiedy startuje się praktycznie od zera, czy wręcz z minusa. Poza tym, znaczna część tego wzrostu jest przepalana na froncie, bo to są drony, amunicja, żywność dla wojska. Nie idzie to w rozwój gospodarki, tylko w tłuczenie Moskali. Oczywiście, nie ma wyboru, ale warto sobie zdawać sprawę ze złudy gospodarczych wskaźników (jeszcze do tego wrócę).
Prezydent Biden mocno się wkurzył i zagrywkę Republikanów nazwał nieodpowiedzialną. Prezydent Zełeński, który miał wystąpić on-line na zakończenie rozmów, strzelił z kolei focha i swoje wystąpienie odwołał. Zachowanie obrażonego dziecka, któremu nie dano zabawki. Zamiast właśnie w dramatycznym, poruszającym wystąpieniu powiedzieć kongresmenom, jakimi są patafianami, że za ich rozgrywki zapłacą żywi ludzie swoim zdrowiem i życiem, on zachowuje się, jak urażona nastolatka. Oczywiste, że po czymś takim będzie bardzo trudno znowu trafić do pozytywnych emocji Amerykanów.
Na marginesie, na giełdzie prezydenckiej rosną szanse Nikki Haley. W zasadzie wygrana kandydata Republikanów jest bezsporna, ale o ile DeSantis ma przewagę nad Sleepy Joe'em na granicy błędu statystycznego, a Trump ledwie sześć procent, to Haley ma mocne dziesięć procent, co jest ważne, zważywszy, że Demsi bez wątpienia ponownie uruchomią wszystkie możliwe cuda na urną, z nadaniem praw wyborczych Ramzesowi II włącznie. Z dziesięciu procent będzie jednak znacznie trudniej urwać, niż z sześciu, o dwóch nie wspominając.
To nie koniec złych wiadomości. Zakulisowo Ukraina dowiedziała się od Amerykanów, że NATO na razie idzie do zamrażarki.
Nie wiadomo jednak, czy nie jest to zagrywka proniemieckich środowisk na Ukrainie (Gonczarenko to stronnik byłego prezydenta Poroszenki), które reorientację na Unię Europejską chcą uzasadnić tezą, że NATO i USA Ukrainę porzuciły.
Że NATO i UE to zasadniczo te same kraje, ale inne organizacje, do przeciętnego Ukraińca nie dociera (do przeciętnego Polaka też nie, większość z nas, bredzących o tym, że UE chroni naszą suwerenność nawet nie zna kompetencji Unii). Do tej pory więcej opowiadało się za NATO, niż za UE. Teraz sprzeda się im UE jako rozwiązanie bezalternatywne, sprawdzoną u nas metodą, że "kto nie z UE, ten z Rosją" (co jest bez sensu, zważywszy na skalę skorumpowania UE przez Moskwę).
Jaka jest wartość oparcia się na Europie, niech świadczy fakt, że jedna Korea Południowa, która przekazała Ukrainie trzysta tysięcy sztuk amunicji, dała więcej, niż cała Unia Europejska. Tym samym przyjęty przez UE plan przekazania Kijowowi miliona pocisków 2023 roku nie ma szans realizacji. Unia Europejska jest dobra w gadaniu i stwarzaniu pozorów, ale nie jest zdolna do działania (a jej centralizacja tylko to pogłębi).
Coś jest na rzeczy, bo otworzył się kranik z opiniami wprost przeciwnymi i to ze strony byłych liderów NATO. Kurt Volker, były ambasador USA przy NATO wprost napisał, że warunkiem pokonania Rosji jest włączenie Ukrainy do Sojuszu i użycie całego potencjału NATO, który jest trzydziestokrotnie większy, niż potencjał Rosji.
W podobnym tonie wypowiedziało się wielu innych polityków i wojskowych, w tym były Sekretarz Generalny NATO Anders Rasmussen, czy były szef CIA i Kolegium Szefów Połączonych Sztabów generał Petraeus.
Były szef komponentu wojskowego NATO generał Ben Hogdes również poparł Ukrainę, ale zwrócił uwagę na zaniedbania także po ukraińskiej stronie. Oczywiście, jest za jak najdalej idącą pomocą, ale zapytał, czemu prowadząc wojnę od 2014 roku Ukraina sama nie zwiększyła produkcji pocisków, których teraz tak potrzebuje. Szczególnie, że to na Ukrainie znajdowała się lwia część sowieckiego przemysłu zbrojeniowego, zatem potencjał powinien istnieć.
I to jest kolejne dobre pytanie, na które na razie nie znajdziemy odpowiedzi.
W każdym razie na Zachodzie coraz więcej odzywa się głosów, że czas pomocy bezpośredniej dobiega końca, a teraz pora na pomoc strukturalną, czyli kredyty i know-how, które pozwolą Ukrainie produkować własną broń i amunicję.
Jak to robić w kraju w prawie stu procentach pokrytym zasięgiem wrogich rakiet, na Zachodzie nie mówią.
Ze strony ukraińskiej pojawiają się też uwagi do przekazanego sprzętu. Z konstrukcji niesowieckich dają radę polskie "Kraby", szwedzkie "Archery", amerykańskie "Bradleye" i australijskie "Bushmastery", a także poniemieckie "Leopardy 2" i przeciwlotnicze "Gepardy". Pozostałe różnie, kwadratowo i podłużnie.
MRAPy niespecjalnie nadają się do walki w pierwszej linii. To pojazdy raczej patrolowe, niż szturmowe.
O niemieckich haubicach samobieżnych PZH 2000 napisano już tomy. Dobra broń, ale nie na realny front.
Niemieckie "Mardery" mają nazwę odpowiednią do możliwości. Strasznie wrażliwe i awaryjne.
O francuskich działo-czołgo-transporterach AMX też już wylano litry tuszu. Francuzi nie bez powodu je wycofali.
Leopardy 1 zostały nazwane tekturowymi czołgami (je też przecież w większości krajów już wycofano z użycia).
Największym zawodem (i to jest ważna informacja dla nas) są amerykańskie Abramsy. Okazuje się, że ich filtry wlotowe silnika nie wytrzymują ukraińskiego błota. Trzeba je czyścić co dwanaście godzin, co znacznie ogranicza możliwości użycia tych czołgów.
Ale jedno cały ten sprzęt ma wspólne:
jego podstawowym zadaniem jest ochrona załogi.
To oznacza, że nawet w przypadku trafienia jadący nimi ludzie wychodzą z tego cało. Czego nie można powiedzieć o korzystających ze sprzętu sowieckiego.
Trafienie dronem ukraińskiego pojazdu. Wszyscy cali
Dostarczona z polski amunicja krążąca Fly-Eye jest dla Rosjan celem nie do zniszczenia
Awdijówka. Z rejonu Stepowego Bradley ostrzeliwuje atakującą rosyjską piechotę.
Zdobyty przez Rosjan uszkodzony, ale nie zniszczony Leopard 2
Szwedzki "Archer" podczas pracy
"Washington Post", czyli medium zbliżone do amerykańskich służb opcji demokratycznej, opublikowało dwuczęściowy artykuł, podsumowujący dwa lata rosyjskiej inwazji na Ukrainę, a szczególnie letnią ofensywę SZU.
Gazeta rozwija też wątek konfliktu prezydenta Zełeńskiego z generałem Załużnym.
Reakcje na Ukrainie? Różne. Od "przecież to pisaliśmy" do "nie wierzcie w moskiewską dezinformację".
Tyle, że sygnałów z różnych stron, jaka jest szara rzeczywistość, jest zbyt dużo, żeby wierzyć, że to tylko rosyjska PSYOPS. Nawet jeśli Rosjanie ten wątek rozkręcają, to po prostu rozdmuchują problemy, które i tak już są faktem, a teraz tylko ujrzały światło dzienne.
W mediach pojawiły się podsumowania statystyczne, pokazujące zasadniczo jedno:
ten rok został zmarnowany.
Zmiany terytorialne na Ukrainie. Pod rosyjską okupacją pozostaje siedemnaście procent kraju, a działania w roku bieżącym niewiele zmieniły. |
Ale to nie jest do końca prawda. Rosyjski sprzęt sam by się nie zniszczył, choć bojcy może rzeczywiście pozabijaliby się sami. Nie zmienia to faktu, że jak na skalę wysiłku i strat po stronie ukraińskiej, efekty ofensywy są mniej, niż skromne.
To wystarczy złych wiadomości. Teraz dobre... A przynajmniej mniej dołujące.
Jebanarium dosięgła kolejna katastrofa naturalna. Śnieg.
Proszę się nie śmiać. W Rosji cztery główne kataklizmy to wiosna, lato, jesień i zima.
Nie dość, że śniegu jest rzeczywiście dużo, to odbudowanie potencjału gospodarczego oraz sukcesy w walce z sankcjami doprowadziły do tego, że paliw zaczęło brakować prawie wszędzie. Rozważane jest zakazanie eksportu ropy, co jest o tyle problematyczne, że to ropa wciąż jest jednak jednym z zasadniczych źródeł dochodu budżetu.
Podobnie, jak żywność, w przypadku której tegoroczny nieurodzaj (spowodowany też brakiem rąk do pracy) spowodował ograniczenia w eksporcie.
Przy okazji, wyszło na jaw, że Rosjanie rabowanie ukraińskiego zboża zaczęli przygotowywać logistycznie w 2019 roku. Wtedy w obwodach graniczących z Ukrainą, zaczęto kupować ciężarówki przystosowane do transportu zbóż w ilościach przekraczających możliwości miejscowych firm rolniczych.
Wracając do zimy i śniegu...
Śnieg spadł. I nagle okazało się, że miasta (poza Moskwą, czy Petersburgiem) nie mają sił i środków, żeby je odśnieżyć.
W Jekaterynburgu mieszkańcy zauważyli, że do władz nie trafiają żadne prośby, ani błagania o odśnieżenie. Jednocześnie natychmiast usuwane są wszelkie sprośności. Cóż więc uczynili obywatele Jekaterynburga? Zaczęli zamiast bałwanów stawiać... fallusy!
Postawisz fallusa i zaraz pojawia się ekipa odśnieżająca.
Wreszcie władze zirytowane ch*jowym problemem do zniszczenia kolejnego śnieżnego przyrodzenia, postawionego przez studentów miejscowej politechniki, wysłały oddział RoSSgwardii. Bojcy wywiązali się z zadania bicia konia, ale na drugi dzień na placu przez politechniką pojawił się kolejny fallus. Tym razem wydeptany.
Z kolei w Dymitrowgradzie drogowcy zapytani, czemu nie odśnieżają, wyjaśnili, że to z braku smarów i paliwa. Władze szybko znalazły rozwiązanie i skierowały drogowców do pracy przy obsłudze koparek mięśniowych dwuręcznych przedsiębiernych zasięrzutnych.
Trudne warunki zimowe są też przyczyną coraz większej liczby wypadków, jak raz trafiających w rosyjskich bojców. Dosłownie na drugi dzień po tym, jak na Sachalinie oficer rozjechał jedenastu bojców, w Woroneżu ciągnik siodłowy z naczepą, zwany potocznie TIRem, wjechał w autokary RoSSgwardii. Dwóch zginęło.
Car (lub jego klon) wysłuchał składanych on-line petycji ludu. Większość to klasyka. Żeby ukrócić samowolę bojarów, żeby była ładna pogoda, żeby było miło.
Żon mobików nie dopuszczono do głosu.
Fragment kolejnego filmu z żalami żon mobików. I prawie im współczuję. Problem w tym, że im nie przeszkadza sama wojna i napaść na inny kraj, tylko to, że chłopa w domu nie ma.
Tymczasem organizacja "Idź przez las", zajmująca się pomaganiem w dezercji, odnotowała półtorakrotny rok do roku wzrost liczby bojców, którym pomogła. Mówimy łącznie o około tysiącu ludzi. Jak na skalę roSSyjskiej armii, mało, ale to tylko jedna organizacja i tylko ci, którzy odważyli się zaufać anonimowej organizacji i powierzyli jej swoje bezpieczeństwo. Nie mamy tu tych, którzy urwali się sami, ani korzystających z ukraińskiego programu "Chcę żyć".
Ta szóstka walczyła na Zaporożu, ale postanowiła, że dość przygód, trzeba trochę pożyć.
Rosjanie łatają swoje szeregi kim się da. W armii rosyjskiej walczyć ma około półtora tysiąca Nepalczyków. Ten został złapany na Zaporożu i walczył w szeregach 70. Pułku Strzelców.
Opowiada, że przyjechał do Rosji studiować, ale chcieli go deportować (prawdopodobnie dość powszechny przypadek wyłudzenia wizy studenckiej). Dali do wyboru: kontrakt armią, albo deport. Kontrakt to na "dzień dobry" sto dziewięćdziesiąt pięć tysięcy rubli (osiem i pół tysiąca złotych - piechotą nie chodzi, średnia moskiewska to dwie trzecie tego, a przeciętne wynagrodzenie jest trzykrotnie niższe).
Ale on podszedł do tematu uczciwie: zainkasował i robił swoje.
Tych ośmiu dżentelmenów, także z Nepalu, wykazało się większym cwaniactwem.
Zainkasowali wypłatę za pierwszy miesiąc i tyle ich widziano. Szuka ich rosyjska żandarmeria i prokuratura, ale przypuszczam, że może ich już w Rosji nie być. Zresztą, Rosja to duży kraj.
Trudno im się dziwić, skoro bojcy swoich kolegów o słabszej psychice traktują tak (film jest "stary", oczywiście):
Natomiast z liczby zabitych Ukraińców niektórzy rozliczają się znanym ze starożytnych społeczeństw sposobem za pomocą...
obciętych uszu!
Tik-tok Army znów się objawiła. Tym razem poinformowali o zniszczeniu ukraińskiej wieży obserwacyjnej niedaleko przejścia granicznego Szebekino między Charkowem a Białogrodem.
Film jest raczej autentyczny. Rakietę odpalono z terytorium Rosji, wieża stoi przy samej granicy.
Co nie pasuje?
Przede wszystkim to, że wbrew pompatycznej informacji z profilu Kadyrowa, wieża najprawdopodobniej nie była od dawna używana. W tak bliskiej odległości terytorium przeciwnika Ukraińcy na pewno nie mieli swoich pozycji. Jeśli już, to w widocznym w tle lesie. Instalacje na wieży zostały najprawdopodobniej zniszczone w lutym ubiegłego roku i od tej pory nikt się nimi nie zajmował.
Jak zawsze dużo pozorów, mało realnego działania.
Ale tu pojawia się ciekawostka.
Portal "Wiestka" ujawnił, że za walkę na Ukrainie z rosyjskich rejestrów terrorystów wykreślani są Czeczeni osadzeni za działalność terrorystyczną i propagowanie poglądów ekstremistycznych. I nie chodzi tu o taki, ekstremizm, że wybory powinny być demokratyczne, a zwycięzca nie powinien być powszechnie znany pół roku wcześniej. Chodzi o prawdziwą ideologię islamistyczną (przypomnę, że stary Kadyrow był muftim i był powiązany z wahabitami, a Czeczeni stanowili trzon 7 Brygady Muzułmańskiej, zwanej "Czarną Brygadą" w Bośni i Hercegowinie).
Wygląda zatem na to, że klan Kadyrowa znalazł sposób na wyciąganie z rosyjskich więzień najbardziej radykalnych bojowników, daje im szkolenie bojowe na Ukrainie, skąd wracają jako jego prywatna armia.
Obawiam się, że antykadyrowscy Czeczeni z Batalionu imienia Szejka Mansura pozostaną folklorem, a to Kadyrow będzie za niedługo głównym szermierzem walki o niezależny od Moskwy islamski Kaukaz.
I wtedy Armenia i Gruzja, a także Dagestan i wiele innych tamtejszych krajów poproszą Moskwę o ochronę.
Obawiam się, że antykadyrowscy Czeczeni z Batalionu imienia Szejka Mansura pozostaną folklorem, a to Kadyrow będzie za niedługo głównym szermierzem walki o niezależny od Moskwy islamski Kaukaz.
I wtedy Armenia i Gruzja, a także Dagestan i wiele innych tamtejszych krajów poproszą Moskwę o ochronę.
Dziel i rządź.
Eliasz Kiwa był ukraińskim politykiem, posłem do Werhownej Rady. W 2015 roku był radykalnie antyrosyjski, wzywający do zabijania Rosjan. W 2022 okazał się zwolennikiem "RuSSkiego Miru". Zaskoczeni?
Ja nie. Kiedy Rosji potrzebni byli antyrosyjscy radykałowie, grał rusożercę, a kiedy należało opowiedzieć się za Moskwą, "nagle (no, nie tak nagle) zmienił orientację polityczną". Generalnie do początku "operacji specjalnej" Kiła... Kiwa zajmował się wykrzywianiem i kompromitowaniem każdej rozsądnej idei na Ukrainie tak, żeby dostarczyć paliwa kremlowskiej antyukraińskiej propagandzie.
Po fiasku "operacji specjalnej", Kiwa uciekł do Moskwy, skąd nawoływał rodaków do kapitulacji i głosił rosyjsko-ukraińskie braterstwo.
Piątego grudnia zamieścił na Telegramie post, w którym groził śmiercią prezydentowi Zełeńskiemu.
W Mikołajki znaleziono go w jednym z moskiewskich parków z przewietrzonym mózgiem. To znaczy mózgu raczej nie było, bo się rozchlapał po okolicy w wyniku strzału z pistoletu z małej odległości.
Nie wiadomo, czyja to robota, ale dla służb ukraińskich Kiła był ważniejszym celem, niż Prigożyn.
W Ługańsku w wyniku wybuchu samochodu zabity został "deputowany" do "parlamentu" Ługandy Oleg Popow.
Po kolejnych falach zmasowanych nalotów dronami Szahid na Ukrainę, swoje uderzenie wykonali Ukraińcy. Czterdzieści dronów uderzyło cele na Krymie.
W wyniku ataku zapalił się gazociąg, zapewniający ogrzewanie osiemnastu tysiącom mieszkań
I znowu pytanie:
Po dziesięciu latach wojny tylko czterdzieści dronów? Gdzie reszta? Gdzie szumne zapowiedzi produkcji własnych maszyn sprzed kilku miesięcy? A poszło na to czterdzieści miliardów hrywien.
Na zamkniętym i dostępnym tylko dla bojców Grupy "Dniepr" kanale na Telegramie trwa festiwal darcia łacha z dowódcy Grupy, byłego gównemdowodzącego na Ukrainie i byłego dowódcy wojsk desantowych Michała Cieplińskiego. Ukraińskie media mówią, że to wewnętrzne rozgrywki rosyjskiej generalicji, ale moim zdaniem to znowu robota Budanowa i spółki.
"Przespał Chersoń, żonę i Krynki" |
Ciepliński, do niedawna bardzo szanowany przez desantników, ośmieszany jest jako niekompetentny dowódca i nieudolny mąż. "Relacje" z jego dzieciństwa opowiadają o bitym przez całą klasę kapusiu, który wydał kolegów zamierzających wagarować. Opowieści o współczesności pokazują mściwego człowieka, który po objęciu władzy wojskowej na Ługandą (skąd Ciepliński pochodzi) doprowadził do zmobilizowania i likwidacji tych, którzy w dzieciństwie zrobili mu kocówę.
Prawda? Nie ma znaczenia. Ważne, że takie urabianie spowoduje radykalny upadek jego autorytetu, a nie da się dowodzić, kiedy wszyscy za twoimi plecami się z ciebie śmieją.
Zważywszy, że na prawym brzegu Dniepru wciąż czekają nie użyte jeszcze na tym odcinku jednostki ukraińskiej Piechoty Morskiej, może wkrótce być ciekawie.
Operują tu (lub czekają na wejście do działania) cztery brygady Piechoty Morskiej, dwa samodzielne bataliony PM, jeden batalion zwiadu PM, dwie brygady "wywiadu wojskowego", czyli specjalsi i brygada obrony terytorialnej. To dość, żeby na tym kierunku sporo namieszać.
Rzecznik GUR Andrzej Jusow zauważył też, że znane opinii publicznej rajdy sił specjalnych na Krym to ułamek tego, co naprawdę jest tam realizowane.
Poza tym, ukraińskie siły oficjalnie przechodzą do "obrony strategicznej".
Co to oznacza?
Na razie nie będzie dużych i znaczących operacji zaczepnych. Gdzieniegdzie zostaną odpuszczone pozycje, których nie da się utrzymać, w innych miejscach będą ataki mające na celu odebranie pozycji, które pozwolą utrzymać linię.
Rosyjska "ścieżka umarłych"
Rosjanie też raczej odpuszczają, choć jeszcze ostatnimi zrywami próbują wrócić na utracone latem pozycje.
Pod Awdijówką w ostatnie dwa dni kontratakowali Ukraińcy, poprawiając swoją sytuację taktyczną.
Donbas i kolejny nieudany atak rosyjskich czołgów
Pod Bachmutem Moskale próbują jeszcze rozpędem zająć Kleszczówkę, Bogdanówkę i Chromowe.
Wspólne działania polskiego i ukraińskiego rządów doprowadziły do znalezienia rozwiązania problemu blokady przejść granicznych. Ciężarówki przez granicę będą przewożone ukraińskimi pociągami.
Prowodyr nadgranicznej burdy już płacze. Tylko czemu pisząc o macosze tak dziwnie pisze słowo "Rosja"?
Wczoraj był Dzień Sił Zbrojnych Ukrainy. Święto ludzi, których wysiłek staram się w miarę codziennie tu relacjonować (ostatnio rzadziej, bo i mniej się dzieje - "na Wschodzie bez zmian", jakkolwiek okrutnie by to nie brzmiało). W pełni zatem podzielam intencje autora tej piosenki.
Dzięki Wam z pracy wracam do domu i pracuję za biurkiem, a czasem na patrolu, a nie w okopach.
Komentarze
Prześlij komentarz