Dziennik wojny - dzień dwieście pięćdziesiąty pierwszy, dwieście pięćdziesiąty drugi, dwieście pięćdziesiąty trzeci, dwieście pięćdziesiąty czwarty, dwieście pięćdziesiąty piąty, dwieście pięćdziesiąty szósty, dwieście pięćdziesiąty siódmy, dwieście pięćdziesiąty ósmy, dwieście pięćdziesiąty dziewiąty, dwieście sześćdziesiąty, dwieście sześćdziesiąty pierwszy, dwieście sześćdziesiąty drugi, dwieście sześćdziesiąty trzeci, dwieście sześćdziesiąty czwarty trzeciego roku (951, 952, 953, 954, 955, 956, 957, 958, 959, 960, 961, 962, 963, 964)


 Za nami druga tura wyborów w Mołdawii i wybory w USA.


Mołdawia się zmobilizowała i wyraźną większością wybrała Maję Sandu na drugą kadencję na urząd prezydenta. 


Czy to rozwiązuje problem? 
Oczywiście, że nie. Jak wskazuje mieszkający w Polsce ukraiński dziennikarz Michał Susujew, Rosja zmobilizowała wszystkie możliwe siły, żeby uzyskać przewagę, w tym zarówno mieszkańców Naddniestrza (formalnie przecież obywateli Mołdawii), jak i mołdawską diasporę w Rosji i na Białorusi.

Niech was nie zmylą mołdawskie flagi. To zwieziona autokarami do Mińska wycieczka wyborców, którzy na stałe mieszkają na Białorusi

Ostatecznie całymi trzystu tysiącami głosów wygrała diaspora mieszkająca w Unii Europejskiej, która hurtem zagłosowała za Sandu. 

Współczesna Mołdawia jest co prawda tożsama w znacznej części z historyczną wschodnią Mołdawią, ale to właśnie generuje mnóstwo problemów. O ile Rumunia, sklejona z Wołoszczyzny i zachodniej Mołdawii pod panowaniem tureckim zachowała swoją etniczną spoistość, co umożliwiło jej odzyskanie niepodległości już w XIX wieku, o tyle Mołdawia anektowana w 1812 roku przez Rosję została szybko zrusyfikowana i nawet epizod dwudziestolecia międzywojennego tego nie zmienił. Po ponownej aneksji w 1940 Mołdawia wraz z dołączoną do niej w połowie XIX wieku Gagauzją, zamieszkałą przez ludność pochodzenia tureckiego, stały się w zasadzie obszarami rosyjskojęzycznymi. Ich identyfikacja z Rosją - zdaniem Mikołaja Susujewa - jest silniejsza, niż ludności anektowanych przez Rosję terenów Donbasu! 

Widać już możliwy scenariusz? 
Jeśli w wyborach parlamentarnych w przyszłym roku siły prorosyjskie nie uzyskają przewagi, po prostu ogłoszą "republiki ludowe" na obszarach, gdzie uzyskały większość, a potem poproszą Rosję o pomoc. 

Jak o wyborach, to z marszu USA. 
Wszyscy już wiedzą, że miażdżąco wygrał Trump. GOP wzięła też większość w Senacie i Izbie Reprezentantów.

Trump wygrał nie tylko w głosach elektorskich, ale i w głosowaniu powszechnym. To daje mu potężną pozycję w amerykańskiej polityce. Szczególnie, że nie może startować po raz trzeci, a więc nie musi się z nikim i niczym liczyć

Ciekawie to wygląda w zestawieniu z tym, jak identyfikuje się wyborców; czerwony - bezwzględnie wymagany dokument ze zdjęciem, pomarańczowy - można zażądać dokumentu ze zdjęciem, granatowy - bezwzględnie wymagany dokument bez zdjęcia, niebieski - można zażądać dokumentu bez zdjęcia, szary - zakaz identyfikowania wyborców


Jeszcze ciekawiej wygląda to hrabstwami, czyli według odpowiedników naszych województw (stan to państwo, USA są federacją państw). Widać, że po prostu całe Stany są Trumpa i o żadnym "pęknięciu Ameryki na pół" nie ma mowy



Podobnie zresztą wygląda to w Polsce w relacjach między głównymi siłami sceny politycznej. 


Podobnie, jak w Polsce, trzonem liberalnej lewicy w USA są ośrodki akademickie i wielkie miasta, czyli generalnie środowiska z "urojeniem wyższościowym" i "korpoludki". Zwykli zjadacze chleba preferują podejście konserwatywne. 
Oczywiście, trzeba przy tym pamiętać, że polski system jest zupełnie inny, niż amerykański. Niemniej pewne zjawiska są zbliżone. Nie bez powodu na Polskę mówi się czasem, że jest pięćdziesiątym pierwszym stanem USA.

Co ciekawe, w wyborach ważną rolę odegrała właśnie Polonia, do której mocno przy wsparciu Dominika Tarczyńskiego uderzył w końcówce kampanii Trump. 
Swoje dołożyli także...

Amisze!

Wybór Trumpa, w dodatku z tak potężną przewagą, spowodował szok i stupor nie tylko w Stanach. 
Najśmieszniejsze jest kasowanie antytrumpowych wpisów na X przez czołowe postacie europejskiej polityki i potężny ból sempiterny w Polsce, kiedy Dominik Tarczyński powiedział, że sztab Trumpa dostał pełne dossier, kto o nim źle mówił. 
Jest to szczególnie zabawne, kiedy uświadomimy sobie, że bliskim współpracownikiem Trumpa jest właściciel platformy X Elon Musk. Naprawdę ktoś przypuszcza, że Trump potrzebował donosiciela z Polski, żeby dostać całe archiwum? 
A Tarczyński powiedział tylko, że sztabowi Trumpa te materiały dostarczono. Nie określił, kto to zrobił.

W Europie oczywiście Orban tryumfuje i próbuje wysforować się na głównego lidera "nowej, pokojowej Europy". 



Wtóruje mu były komisarz UE z ramienia Francji Thierry Breton

Również w Niemczech mamy wtórne wstrząsy. W czwartek liberałowie (ci prawdziwi, nie lewicowi) z FPD zerwali koalicję z SPD i Zielonymi (FDP pełni w Niemczech rolę naszego PSL, jest partią "obrotową"). Formalnie na tle kwestii finansowych, ale w rzeczywistości nie mają oni ochoty żyrować wojny handlowej z USA, do której parł kanclerz Scholz.
Minister spraw zagranicznych RFN Anneliese Baerbock z Zielonych wyraziła smutek z powodu rozpadu koalicji, po czym dodatkowo werbalnie "skopała" Scholza za jej niewłaściwe funkcjonowanie. 
Prezydent Niemiec zadeklarował gotowość do rozwiązania parlamentu. W Berlinie doskonale rozumieją, że w nowym układzie stary rząd nie ma czego szukać. 

To dopiero początek. 

Co z tego wynika dla Rosji i Ukrainy?
I tu są ciekawe niuanse. 

Na szczyt Europejskiej Wspólnoty Politycznej zjechała do... Budapesztu cała śmietanka europejska i okołoeuropejska. 

W tym także prezydent Zełeński, który nagle zaczął traktować Orbana całkiem uprzejmie

Zjawił się także nasz premier Tusk, którego zachowanie... wzbudziło pewną konsternację...

Oczywiście nie wszystko było słodko i różowo. Na orbanową retorykę na rzecz wstrzymania ognia prezydent Zełeński odpowiedział stanowczo:


Cały szczyt był jednak klasycznym unijnym pierniczeniem

- Napiszmy razem naszą przyszłość opartą na pokoju, nadziei, stabilności i wspólnym dobrobycie
- powiedział przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel.

Oni wciąż żyją w świecie, którego już nie ma i nie są zdolni do żadnych realnych działań. 

Dobrze, to w końcu jaki może być dalszy rozwój sytuacji?

Bez wątpienia Trump będzie dążył do wygaszenia wojny na Ukrainie, ale przede wszystkim do racjonalizacji amerykańskich wydatków w tym zakresie. Stosowana przez administrację Bidena polityka "kroplówki" niczego nie rozwiązywała. Podtrzymywała Ukrainę przy życiu, ale nie dawała rozwiązania problemu. Była to kontynuacja katastrofalnej polityki Demokratów względem Wietnamu w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, która nie dość, że wydłużyła tamtą wojnę, to jeszcze przyniosła tysiące amerykańskich i wietnamskich ofiar, a ostatecznie także porażkę. Podobnie Demsi spartolili wcześniej Koreę, a później Somalię. Za każdym razem strach Demsów przed radykalnymi działaniami prowadzi do katastrofy. 
I Republikanie słusznie tę politykę krytykowali. Ze swojego punktu widzenia. 

Oczywiście, dla nas najlepiej jest, żeby Rosja jak najdłużej krwawiła. Jak już pisałem, nokautujący cios powaliłby ją na deski, zmusił do odwrotu, dzięki czemu zyskałaby czas na modernizację i przygotowanie do kolejnego ciosu. 
Wciągnięcie Moskwy w wojnę na wyniszczenie prowadzi do jej wyczerpania na zasadzie długotrwałej choroby. Moskwa oczywiście będzie się szykować do kolejnego starcia, ale nie będzie miała tego potencjału, który miałaby, gdyby wojna zakończyła się wcześniej. 

Tylko, że Ukraina też "robi bokami", a jej potencjał jest znacznie mniejszy, niż możliwości Rosji. Oczywiście, przy wsparciu (czytaj: oczekiwanych korzyściach) Zachodu jest w stanie odbudować się szybko, ale na tę chwilę rozejm może być sposobem wyjścia z groźby katastrofy.
Słowem, Ukraina też potrzebuje jakiegoś wyjścia z wojny.

W sieci krążą różne wersje "Planu Trumpa", więc nie będę ich omawiał, bo nie ma to sensu. Nie są to żadne konkrety, a "balony próbne", które mają na celu przetestowanie nastrojów i ewentualnych możliwości. Tych koncepcji ma być nawet dwadzieścia, więc żadna nie jest tą poważną. 

Konkretem jest rozmowa dwa plus jeden Trumpa i Muska z prezydentem Zełeńskim, po której obie strony zadeklarowały zadowolenie. Konkretem jest bardzo chłodne przyjęcie zwycięstwa Trumpa w Moskwie i Mińsku. Konkretem są sprzeczne informacje na temat rozmowy Trumpa z jednym Putinów (Amerykanie podają szczegóły, Moskwa zaprzecza). 

No dobra, skomentuję jeden "plan", "ujawniony" przez Wall Street Journall. Rzekomo miałoby to być zatrzymanie Rosji na już posiadanych terytoriach, wstrzymanie wstąpienia Ukrainy do NATO na dwadzieścia lat i utworzenie strefy zdemilitaryzowanej, którą miałyby obsadzić wojska państw europejskich. 
Co jest w tym "planie" zabawne? 
To, że na jego realizację musiałyby się zgodzić państwa europejskie. Polska ustami ministra obrony Kosiniaka-Kamysza zadeklarowała chęć udziału w takiej misji (co politycznie jest samobójstwem, bo daje Rosji paliwo do propagandy o polskiej okupacji Ukrainy). Reszta...
Reszta nie ma czym takiej misji wykonać. Zejdźmy na ziemię. 

Poza tym, 
w tym największy jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz.
Na te pomysły musi zgodzić się Rosja. 
I Pekin!
A tu już nie jest to takie oczywiste. 

Rosja nie ma obecnie żadnego interesu, żeby zatrzymywać się na jakiejś wyznaczonej linii. Ostatnie tygodnie to pasmo sukcesów Moskali i wyraźnego wyczerpania Ukraińców. Front może nie tyle się sypie, jak to komentują media, ale jednak ledwo się trzyma. Skoro osiągnięcie przynajmniej granic Obwodu Donieckiego, a może i linii Dniepru, jest w zasięgu ręki, to po co się dogadywać i zatrzymywać? 
Paradoksalnie Ukraińcy mogą mieć obecnie interes w oddaniu nieco terenu właśnie po to, żeby utwardzić rosyjskie stanowisko, grając na to, że wybujałe ego Trumpa nie zaakceptuje odrzucenia jego wielkodusznej oferty. Ukraina pójdzie na daleko idące ustępstwa (do Waszyngtonu wybiera się delegacja ukraińskiego rządu w celu przedstawienia granic ukraińskich ustępstw), licząc na to, że Rosja w swojej pazerności ich nie przyjmie, tylko zażąda więcej. 
A wiemy z naszej historii, że Moskale propozycje ustępstw biorą za objaw słabości i podbijają żądania. 

To jest rosyjski plan minimum i nic mniej Kremla nie zatrzyma (a i to tylko na chwilę)

Jakie będą więc działania Trumpa? 
Tego na tę chwilę nie wie nawet Trump. Wie, co chce uzyskać, ale jeszcze nie zdecydował, jak. Wstępne informacje, kogo zamierza obsadzić na kluczowych w tym zakresie stanowiskach, wskazują jednak, że w obszarze bezpieczeństwa stołki mogą przypaść zwolennikom radykalnych działań względem... Rosji i Chin.
Dodatkowo istotną rolę w gabinecie Trumpa obejmie Elon Musk. Co prawda ma się zająć odchudzeniem i zdyscyplinowaniem administracji, ale...

Musk wcześniej miał się spotykać na negocjacjach "biznesowych" z Putinem (czytaj: z elitami Kremla). Oczywiście, jako wysłannik Trumpa. 

Po co? 
Żeby oprócz kija ("jastrzębie" w pionie bezpieczeństwa) była też marchewka. 

A co jest marchewką?




Bardzo konkretna propozycja biznesowa. 
Musk na konwencji Trumpa w Buttler 6 października nie pojawił się w tej koszulce przypadkowo. To nie tylko hasło. To także propozycja dla ewentualnych partnerów, w tym Moskwy: dogadajmy się, to razem zrobimy kolonizację Marsa. Wspólny biznes, albo was zniszczymy. 

Dodatkowymi czynnikami, wywracającymi "stolik" są zarówno wspomniana wcześniej miażdżąca przewaga zarówno w głosach elektorskich oraz w głosowaniu powszechnym, jak i fakt, że to ostatnia kadencja Trumpa na urzędzie Prezydenta USA. 
Oznacza to, że nikt nie może na niego wywierać jakichkolwiek nacisków. 

Nawet jeśli Rosja i Chiny pomogłyby Trumpowi w wyborach, to w ich interesie był prezydent słaby, sparaliżowany przeciwną większością w Kongresie, mający minimalną i mocno kwestionowaną przewagę, a w dodatku zamierzający ubiegać się o kolejną kadencję, więc szukający głosów poparcia (kogoś to przypomina?). 
Trumpowi na niczym nie zależy. Jest panem sytuacji. Może stracić poparcie do zera i ma na to wyrąbane, bo do kolejnych wyborów nie stanie. Poparcie zaś ma tak potężne, że żadna fronda przeciw niemu nie ma szans się rozwinąć. 
To będą ciężkie cztery lata dla każdej opcji, która ma problem z asertywnością Waszyngtonu. 

Tymczasem w Gruzji trwają protesty przeciw sfałszowaniu wyborów przez rządzące Gruzińskie Mazanie Bździny Iwanaszwili. 


Na stronę protestujących zaczynają przechodzić lokalne sądy. 
W Teri Tskaro na południu Gruzji sąd unieważnił wybory w trzydziestu obwodach ze względu na naruszenie tajności głosowania. Podczas liczenia głosów zauważono bowiem, że ktoś na kartach postawił markerem znaczki, które z automatu taką kartę unieważniają (u nas Sąd Najwyższy uznaje w takich przypadkach wybory za ważne, ale u nas jest demokracja, a w Gruzji tyrania). W Gori z kolei sąd nakazał przeliczenie nieważnych kart do głosowania w piętnastu lokalach.

Rosja ma jednak zupełnie inny nowy problem. 
Abchazję. 

O oderwaniu od Gruzji tego regionu, zamieszkałego przez ludność niegruzińską, pisałem poprzednio w kontekście postaci Zwiada Gamsahurdii. Ponieważ pierwszy prezydent niepodległej Gruzji pochodził z Abchazji, oderwanie jej było podwójnie bolesnym ciosem. 
Przez następne lata z terenu Abhazji i Osetii Północnej, również oderwanej w tym czasie przez Rosję od Gruzji, Rosja prowadziła klasyczną wojnę hybrydową, starając się zdestabilizować Gruzję. W 1993 roku byłem w Osetii i widziałem na granicy po stronie gruzińskiej normalny posterunek, a po rosyjskiej regularny fort z w pełni uzbrojonymi bojcami (nasz autobus musiał poczekać aż komandir uzgodni, co z nami zrobić, bo przylecieliśmy do Gruzji samolotem, a wyjeżdżaliśmy autokarem - musi szpiony). 

Próba zrobienia porządku z tymi atakami podjęta przez gruzińską armię dała w efekcie wojnę ośmiodniową w 2008 roku (to wtedy po raz pierwszy Unia Europejska pozwoliła Rosji na bezkarną inwazję innego państwa - Czeczenia to jednak z punktu widzenia prawa międzynarodowego była pacyfikacja własnego terytorium), a w efekcie klęskę prezydenta Saakaszwilego i rządy Gruzińskiego Mazania. 



Tak wygląda zaanektowana przez Rosję po 2008 roku część Abchazji po zaledwie dwudziestu pięciu latach od objęcia jej dobrodziejstwem RuSSkiego Miru

Formalnie Abchazja jest "niezależna" (uznaje to pięć państw na świecie, w tym Rosja), ale ta niezależność jest na takiej zasadzie, jaka obowiązywała do 2022 roku w Donbabwe i Ługandzie. Rządzi prorosyjski rząd, który robi wszystko, co Moskwa chce. 
Tym razem posłuszny parlament marionetek przegłosował ustawę o szczególnym traktowaniu rosyjskiego biznesu. Tak szczególnym, że mieszkańcy Abchazji będą mogli tylko "jeździć na szparagi" do Rosji. 
To wywołało protesty posłów opozycji, z których pięciu zamknięto, zarzucając im pobicie posła prorządowego.
Błąd, albowiem poseł prorosyjski, podobnie, jak poseł komunistyczny...


Żarty żartami, ale z tego zrobiła się awantura. Ludzie wylegli na ulice, poblokowali je, a pod parlamentem doszło do zamieszek.




Zatrzymanych posłów wypuszczono, ale ludzie, choć odblokowali ulice, protestują nadal. Podobnie, jak w Kijowie w 2014 roku przeciw brutalności Policji. To byłaby świetna okazja dla gruzińskiego rządu, żeby doprowadzić do zjednoczenia kraju. Ale rząd Bździny Iwanaświni nie ma zamiaru nic robić. Powstaje tym samym pole na ruch prezydent Zurabiszwili. Wspólna walka ze sługusami Kremla mogłaby zbliżyć zwaśnione narody. 

 A teraz pora na niuanse. 
Port w Suchumi jest jedną z dwóch obecnie możliwych dla Rosji do wykorzystania baz morskich. Z Sewastopola, a raczej Dewastopola obecnie musi zrezygnować ze względu na zbytnią wrażliwość portu na ukraińskie uderzenia. Noworosyjsk też już kilka razy został dosięgnięty rakietami i dronami morskimi. 
Suchumi jest prawie tysiąc kilometrów od Odesy, co stwarza pewne ramy bezpieczeństwa dla Floty Czarnomorskiej. 

No chyba, że w Abchazji wybuchnie rewolta, która wyłączy tę republikę z rosyjskich planów, a dodatkowo zmusi ją do przesunięcia tam części swoich wojsk. 
Czy zatem za zamieszkami stoją ukraińskie lub amerykańskie, czy brytyjskie służby? 
Pomidor!

Myślę, że mieszkańcy Abchazji mają dość swoich motywów do protestowania, a jak ktoś ich w tym wesprze logistycznie...

Przy okazji, cztery dni temu koło Cypru palił się rosyjski krążownik "Admirał Gorszkow"


A marynarzy z jedynej na świecie galery parowej, której dym z kominów widać z kosmosu, lotniskowca "Admirał Kuźniecow" posłano zgodnie ze starą bolszewicką rutyną do szturmu na pozycje ukraińskie.



Przegląd frontu.
Zasadniczo kontynuacja tego, co działo się dwa tygodnie temu. 

Pod Kurskiem Rosjanie próbują odbić terytorium i jakoś po metrze posuwają się do przodu. Jednak na tyle wolno, że odbicie zajętych przez SZU obszarów zajmie im miesiące. 
Sytuacji nie zmieniło przysłanie na front Koreańczyków, a po pierwszych laniach pojawiły się informacje, że zaczęli współpracować z... Ukraińcami. 

Pod Wołczańskiem bez zmian.

Kupjańsk. 


Moskale poszerzają wyłom w pozycjach ukraińskich na wschodnim brzegu Oskiła. Miasto jest pod ostrzałem. Ukraińcy chyba chcą odpuścić przyczółek i zbudować obronę na Oskilu, ale nie oddadzą terenu za frajer. 

Dziś rosyjska grupa rozpoznawcza wparowała na chwilę do wschodniej części Kupjańska

A tak to wyglądało. Kolejna szarża i kolejna masakra

Pod Jarem Czasów próba obejścia pozycji ukraińskich tym razem od północy. Kanał Doniec-Donbas jest jednak na razie przeszkodą nie do przebycia

Toreck-Niu Jork. 
Moskale powoli posuwają się do przodu. Z akcentem na powoli.


Na odcinku donieckim sytuacja rozwija się tak, jak przewidywałem. 
Worek pod Kurachówką został zlikwidowany. Moskale atakują na południe od Selidowego, odpuszczając Pokrowsk. 


Tutaj rozwój sytuacji od początku września, gdzie lepiej to widać

Odcinek Wołczański. 
Moskale posunęli się mocno do przodu. Na razie atakują przez teren, gdzie nie ma umocnień. Najbliższe są pod Kurachowem i na drodze Konstantynopol-Kurachowe oraz między Rozdolnem a Jasną Polaną. I jak widać, tam nie ma ataku. Moskale omijają umocnienia ukraińskie. 


Tu dla porównania jeszcze raz mapa prawdopodobnych umocnień ukraińskich. 


Na powyższych filmach widać też, że Moskale zajmują nieufortyfikowany obszar przed Wielką Nowosiłką. 

W ciągu pierwszego tygodnia listopada Moskale zajęli największy od początku inwazji obszar.

Całe dwieście kilometrów kwadratowych

Czyli...

tyle, co obszar aglomeracji warszawskiej!

Przy wszystkich ukraińskich problemach uprzejmie informujemy, że informacje o załamaniu się frontu są mocno przesadzone. 
Choć jest ciężko i sytuacja jest poważna.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - dni osiemdziesiąty pierwszy, osiemdziesiąty drugi, osiemdziesiąty trzeci, osiemdziesiąty czwarty, osiemdziesiąty piąty, osiemdziesiąty szósty, osiemdziesiąty siódmy, osiemdziesiąty ósmy i osiemdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (811, 812, 813, 814, 815, 816, 817, 818 i 819)

Dziennik wojny - dzień sto dziewięćdziesiąty trzeci, sto dziewięćdziesiąty czwarty, sto dziewięćdziesiąty piąty, sto dziewięćdziesiąty szósty, sto dziewięćdziesiąty siódmy, sto dziewięćdziesiąty ósmy, sto dziewięćdziesiąty dziewiąty, dwusetny, dwusetny pierwszy, dwusetny drugi, dwusetny trzeci, dwusetny czwarty, dwusetny piąty, dwusetny szósty, dwusetny siódmy, dwusetny ósmy, dwusetny dziewiąty, dwieście dziesiąty, dwieście jedenasty, dwieście dwunasty, dwieście trzynasty, dwieście czternasty, dwieście piętnasty, dwieście szesnasty, dwieście siedemnasty, dwieście osiemnasty, dwieście dziewiętnasty, dwieście dwudziesty (922, 923, 924, 925, 926, 927, 928, 929, 930, 931, 931, 932, 933, 934, 935, 936, 937, 938, 939, 940, 941, 942, 943, 944, 945, 946, 947, 948, 949, 950)

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)