Dziennik wojny - doba dwieście czterdziesta piąta, dwieście czterdziesta szósta, dwieście czterdziesta siódma, dwieście czterdziesta ósma, dwieście czterdziesta dziewiąta i dwieście pięćdziesiąta trzeciego roku (975, 976, 977, 978, 979, 980)


 Obecność wojsk koreańskich na froncie ukraińskim (podobno już do pierwszego starcia doszło i z całego oddziału ocalał tylko jeden Koreańczyk) dość poważnie zmienia konfigurację geopolityczną konfliktu, szczególnie w kontekście pojawiających się co i rusz informacji o powiązaniach Moskwy ze sterowanymi przez Iran terrorystami. 

W ostatnich dniach bowiem ujawniono, że ataki Houti na statki na Morzu Czerwonym i w Zatoce Adeńskiej były koordynowane na podstawie danych wywiadowczych z Moskwy. 

Z kolei operujący w Libanie żołnierze Cahalu co i rusz wyciągają z arsenałów Hezbollahu rosyjską broń i wyposażenie. 



Tabliczki znamionowe wskazują, że znaczna część sprzętu została wyprodukowana w ciągu ostatnich lat.

Oczywiście, można zrobić taką inscenizację, jak ma się odpowiednio dużo materiałów (skąd? z arsenałów Hamasu oczywiście). Ale kilka, a nie kilkadziesiąt. Skala robi różnicę, a ilość przechodzi (staje się) w jakość (czyli w konkretny zestaw cech, a nie jak roili nasi krajowi marksiści w wysoki poziom). Jeśli zatem w arsenałach grup terrorystycznych znajdzie się powiedzmy jedną-dwie sztuki rosyjskiej broni na sto to jest błąd statystyczny, jednostkowe przypadki. Ale kiedy tego szpeju jest dziewięćdziesiąt procent, to już możemy mówić o świadomym i stałym zaopatrywaniu bandytów w broń rosyjską.
Przez kogo? 
No pewnie przez Marsjan. Tych z Kremla. 

Już to pokazuje, że wojna na Ukrainie i operacje przeciw Izraelowi oraz działania Houti na Bliskim Wschodzie nie są odrębnymi konfliktami, które trzeba rozwiązywać inaczej, ale stanowią część tej samej wojny. Podobnie, jak operacje wagnerowców w Afryce.

A przy okazji, w Sudanie, gdzie GUR pomógł pokonać rebeliantów wspieranych przez wagnerowców, Rosjanie posłali do oddziału rebeliantów samolot z zaopatrzeniem, a ci...

Zestrzelili go. Załoga złożona z obywateli Rosji i Kazachstanu zginęła. Na pokładzie miał też być Wiktor Granow, człowiek największego rosyjskiego handlarza bronią Wiktora Buta. 

I GUR nie ma z tym nic wspólnego. Przecież samolot spruli prorosyjscy rebelianci!

Nie ma większego mistrzostwa dla wywiadu, niż doprowadzić do sytuacji, kiedy przeciwnik uderza sam siebie.

Częścią tego globalnego konfliktu są też działania hybrydowe Rosji rękami Białorusi przeciw Polsce i państwom bałtyckim pod pozorem kryzysu migracyjnego (mieliśmy m.in. Kubańczyków, których FSB zawinęła z ulicy w Moskwie i wywiozła na granicę polsko-białoruską - przynajmniej tak twierdzili).
Tak więc, matołki od "nie dajmy się wciągnąć", my jesteśmy wciągnięci zanim zaczęła się inwazja na Ukrainę. O cały rok wcześniej. 

Mamy zatem wojnę światową. Jak zawsze, wojnę głodnych przeciw sytym.
Głodni to przede wszystkim szeroko rozumiane ofiary kolonializmu, imperializmu i postkolonializmu, które nie tylko dojrzały do samodzielności geopolitycznej, ale wręcz chcą zająć miejsce dotychczasowych hegemonów. Takimi głodnymi są oczywiście Chiny, Korea Północna, czy Iran. Do tego klubu wabione są też Turcja, Arabia Saudyjska, kraje Ameryki Łacińskiej i Afryki. Wszyscy, którzy na systemie wesfalskim (tak, mówimy o Pokoju Westfalskim z 1648 roku! To od niego zaczął się rozpad ówczesnych potęg w całej Europie, w tym Turcji, który ostatecznie doprowadził do obu wojen światowych) i podziale wschód-zachód zostali poszkodowani. 

Przy czym niekoniecznie chodzi o poszkodowanie faktyczne, ale o poczucie krzywdy. Rosja bowiem właśnie na systemie westfalskim wyrosła, podobnie, jak Prusy-Brandenburgia, która jest do dziś hegemonem Niemiec. Ale jedni i drudzy mają poczucie, że nie dostali takiego kawałka tortu, na jaki liczyli. Rosja w efekcie jest w imieniu Chin liderem koalicji głodnych (choć przecież na kolonialiźmie i imperialiźmie została zbudowana). Niemcy zaś...

Niemcy siedzą na dwóch stołkach. Są w koalicji sytych, ale chętnie przejdą do klubu głodnych, bo przecież mają do wyrównania historyczne rachunki. Nie tylko z Polską. 

Nikt ci tyle nie da, ile Niemiec ci obieca. Niemiecki publicysta Julian Roepke opublikował to zestawienie, które nasz generał Andrzejczak już obśmiał, jako pomniejszające polski wkład w ukraińską obronę. Ale nawet to i ewidentna manipulacja, jaką jest połączenie razem pojazdów nieprzekazanych i o nieznanej liczbie przekazanych (obserwatorzy frontu doskonale wiedzą, że PT-1 Twardy są tam w znacznej liczbie) nie są w stanie zasłonić faktu, że większość niemieckiej pomocy to puste deklaracje, a nie realny sprzęt. Oczywiście, Rheinmetal zbudował na Ukrainie swoją montownię, ale nie po to, żeby zasilać ukraińską armię, ale żeby zmniejszyć koszty produkcji (tańszy mimo zniszczeń wojennych prąd, bo nie obłożony unijnymi haraczami klimatycznymi i tańsza siła robocza przy bardzo wysokiej kulturze technicznej). 

Puste deklaracje o pomocy nie przeszkadzają Niemcom blokować Ukrainie wejścia do UE (bo przemysł niemiecki potrzebuje blisko montowni z tanią energią i tanią siłą roboczą) oraz do NATO, w istocie wpychając Ukrainę w objęcia Rosji i Chin. 
Niemcy bowiem udając członka z przeproszeniem koalicji sytych grają na sukces głodnych. 
Bo same są głodne. 

Gdzie w tym my? 
Ewidentnie spełniamy kryteria państwa głodnego, podobnie, jak Szwecja, Norwegia, czy Finlandia. Ale tak, jak Skandynawom, czy Bałtom ani nam, ani Ukrainie wejście do klubu głodnych się nie opłaca. 
Czemu?
Bo to my będziemy głównym daniem!

W naszym interesie jest zachowanie status quo ante bellum przynajmniej na naszym obszarze. 

I w tym kontekście chyba zrozumiała jest postawa Węgier. One też są głodne! 
Zbrodnia, jaką był Traktat w Trianon wpycha Węgry w orbitę Rosji i Chin. 

Głodna jest też Rumunia, ale jej opłaca się gra w klubie sytych, bo tylko wtedy obroni się przed aspiracjami  Węgier, a może uda jej się pożywić Mołdawią, która jest na najlepszej drodze do rozpadu. 

I mówimy tu tylko o Europie. 
W Azji i Afryce jest niemniej ciekawie, ale nie będę wchodził tu głębiej, bo mi miejsca i czasu nie starczy.

Jak widać, w tym konflikcie nie chodzi o ideologiczne brednie, jak chciałaby pani Apfelbaum, ale o podział wpływów na świecie, co przecież otwarcie deklarował Putin tuż przed najazdem na Ukrainę. 

No dobra, a co w takim razie z tą Koreą Północną i jak ona zmienia obraz konfliktu. 

Przede wszystkim, przestaje to już być starcie Rosji z Ukrainą, a dołączenie się w jakiejś formie rozważa rząd Korei Południowej. To istotna zmiana, bo kończy fikcję, że to konflikt lokalny. 

Co więcej, o ile wiadomo, że tego ruchu Korea Północna nie zrobiła bez zgody, czy wręcz na polecenie Pekinu, to istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że wśród koreańskich oficerów i generałów (paru już podobno na froncie jest) znajdą się także oficerowie i generałowie chińscy. Choćby tacy, którzy są rodowitymi chińskimi Koreańczykami (mniejszość koreańska w Chinach liczy dwa miliony ludzi, nie jest to dużo, ale kilkuset oficerów w tym środowisku może się znaleźć i rżnąć głupa, że są Koreańczykami z Korei. Coś jak Konstanty Rokossowski w Ludowym Wojsku (Polskim).

Dlaczego jest to prawdopodobne? 
Bo nigdzie indziej chińska kadra nie będzie miała okazji podglądać natowskich sposobów walki! Ukraina to znakomity poligon do zbierania doświadczeń dla obu stron. Coś jak Hiszpania w latach 30-tych. Wysłanie swoich obserwatorów jest dla Chińczyków niemal koniecznością. Szczególnie, że obserwatorzy NATO są już tam obecni. 

Jeśli teraz GUR uda się złapać jakiegokolwiek chińskiego żołnierza, który zezna przed kamerami, że jest obywatelem Chin, to Kijów zyskuje znakomity argument do rozmów z Amerykanami, pokazując, że wojna z Chinami jest na Ukrainie. 

A przy okazji, w tym całym kontekście, rojenia Donalda Trumpa o szybkim zakończeniu konfliktu są tylko rojeniami. Głodni wiedzą, że złapali sytych bez gaci i mają jedyną w historii okazję zmienić układ sił. Tak głęboki kryzys strukturalny Zachodu, porównywalny z upadkiem Rzymu, nie zdarza się często. 

Jak o kryzysie strukturalnym mowa, to przechodzimy do Gruzji. 

Jak było do przewidzenia, "wybory" wygrało Gruzińskie Mazanie Bździny Iwanaszwili. Fałszerstwa były dokonywane na bezczela. 


W jednej z komisji młodzi ludzie z Abchazji jawnie garściami wrzucali do urny karty do głosowania

Ta kobieta w czasie głosowania konsultowała się, jak głosować

Ten facet próbował posłużyć się cudzym dowodem osobistym

Sam Bździna głosował w stylu mafijnego szefa, w otoczeniu ochroniarzy. 

Ostatecznie ogłoszono zwycięstwo Gruzińskiego Mazania, które w parlamencie zajmie nieco ponad połowę miejsc. 


To jednak za mało, żeby stworzyć rząd. Do tego według gruzińskiego prawa potrzeba dwóch trzecich głosów. 

I tu zaczyna się zabawa. 
Rząd powołuje bowiem, jak w innych krajach, prezydent, a Salome Zurabiszwili już powiedziała, że wyborów nie uznaje. 


Po czym wzięła udział w wiecu protestacyjnym przed gmachem parlamentu w Tbilisi. 


Wiec, naprawdę ogromny


Przekształcił się w zamieszki

Więc rząd oskarżył prezydent Zurabiszwili o udział w zamieszkach. 

Do tego włączył się Lado Gamsachurdia, twórca organizacji "Legion Kaukaski" i lider "Unii Kaukaskiej", który wezwał Bździnę do przyznania się do porażki i oddania władzy.


I tu już robi się bardzo ciekawie, bo Gamsachurdia to wnuk (jeśli nie poplątałem pokrewieństwa) pierwszego prezydenta niepodległej Gruzji Zwiada Gamsachurdii. 
Zwiad Gamsachurdia pochodzący z Abchazji działacz opozycyjny bez jakiegokolwiek obciążenia komunistycznego z czasów sowieckich po kilku latach rządów został oskarżony o dyktaturę i obalony. Oczywiście przy mocnym wsparciu Rosji. Zresztą, hasłem do buntu była decyzja nacjonalizacji majątku obcych wojsk stacjonujących w Gruzji.
Po kilku miesiącach wojny domowej zginął w zagadkowych okolicznościach w czasie próby wywołania antyrosyjskiego powstania i został pochowany w Groznym w Czeczenii (wtedy jeszcze chwilowo niepodległej). Rządy po nim przejął prorosyjski były minister spraw zagranicznych ZSRS Eduard Szewardnadze. Po drugiej wojnie czeczeńskiej prochy Gamsachurdii przekazał nowemu antyrosyjskiemu prezydentowi Gruzji Micheilowi Saakaszwili... Ramzan Kadyrow! Była to jedna z jego pierwszych decyzji. 
Pogrzeb Zwiada Gamsachurdii był wielotysięczną patriotyczną manifestacją Gruzinów. 

Z trzech synów pierwszego prezydenta Gruzji dwaj to aktywni politycy. Którego potomkiem jest Lado? Nie wiem. Dość, że aktywnie walczy z Rosjanami jako dowódca Legionu Kaukaskiego, który podlega GUR. 

Legion Kaukaski i Lado Gamsachurdia koło Sudży w Obwodzie Kurskim w sierpniu bieżącego roku

W ten sposób mamy już całkiem ładny krajobraz do gruzińskiej wojny domowej. Nie wiadomo, jak zachowa się armia, ale wobec skali oporu względem rządów prorosyjskich dowódcy mogą mieć do wyboru iść za narodem lub nie iść już nigdzie więcej. To Kaukaz. Tu nie ma miękkiej gry.


Jak wobec sytuacji w Gruzji zachowała się Unia Europejska?
Nawet całkiem porządnie, jeśli za porządność uznać konsekwentne poparcie dla swoich zwolenników.
Misja OBWE obserwująca wybory w Gruzji odmówiła uznania ich za legalne i wskazała szereg naruszeń, domagając się od gruzińskiego rządu wyjaśnień. Josep Borell, unijny "minister" spraw zagranicznych w ślad za tym również odmówił uznania legalności gruzińskiego głosowania. 
Unijne komórki zaczęły produkować odpowiednią propagandę. 


Brzmi może cynicznie to, co piszę, ale tak wygląda rzeczywistość. Jak pisałem wiele razy, nie ma czegoś takiego, jak spontaniczne wielomiesięczne demonstracje. Zawsze ktoś za to płaci. I choć jestem UE niechętny jako wielbiciel barbarzyńskiej wolności, to z dwojga złego wolę ciasny gorset biurokracji Cesarstwa, niż knut samodzierżawia Hordy.
Podobnie dla Gruzji i innych krajów posowieckich nie ma innej drogi wyrwania się spod panowania rosyjskiego, niż integracja z Unią Europejską. Dla nich najbardziej bezsensowne regulacje Brukseli i tak są lepsze, niż wymysły imbecyli z Moskwy i ich sługusów. 

Jak jesteśmy na Kaukazie, to zaglądamy do Czeczenii, bo tam ciekawie się dzieje. 

Wczoraj drony zaatakowały Akademię Sił Specjalnych GRU w Groznym (tę, której kuratorem jest Tik-tok Pączuszek Junior). 

Atak wyglądał  groźnie, ale w istocie poza papą na dachu, która się zapaliła, nic nie zostało poważnie uszkodzone

Tik-tok Pączuszek Don Kaukazu  od razu oświadczył, że w odwecie wydał rozkaz zabicia wszystkich ukraińskich jeńców, którzy przebywają w Czeczenii. 


Jest tylko mały problem. 
Nie wiadomo, czy jacykolwiek ukraińscy jeńcy w Czeczenii przebywają. 
Swego czasu wspominałem, że Czeczenia wymienia jeńców z Ukrainą z pominięciem Moskwy. Niewykluczone więc, że nie ma ona obecnie żadnych ukraińskich jeńców. 

Wskazywałaby na to także wypowiedź Apti Alaudinowa, który we wrześniu powiedział, żeby Ukraińcy zabrali sobie Czeczenów, którzy się poddali, bo "Czeczenia nie potrzebuje tchórzy".


Albo nie ma ich na kogo wymienić. 

Może być też tak, że została wykonana kolejna wymiana, a cały cyrk ze śmiesznym atakiem dronów i oświadczeniem Kadyrowa jest tylko budowaniem legendy, co się z nimi stało - transakcje czeczeńsko-ukraińskie są robione poza strukturami moskiewskimi. 

W tym wszystkim pikanterii dodaje informacja sprzed tygodnia, że pod Groznym partyzanci czeczeńscy ostrzelali rosyjską wojskową ciężarówkę i zabili trzech bojców. 

Mało ciekawostek? 
To dodajcie sobie, że Apti Alaudinow otwarcie powiedział o rosyjskich zbrodniach wojennych! Tyle, że nie na Ukrainie, a w Obwodzie Kurskim, ale jednak zawsze.


Oczywiście, ta wypowiedź (całkowicie nie oddająca prawdy) zirytowała bojców z Rosji, którzy nagrali swoją wersję.


I tak Rosjanie się dowiedzieli, że rosyjska armia popełnia zbrodnie wojenne w Rosji. 
I cała propaganda jak psu w... buty.

To teraz front. 

Coś się zaczyna zmieniać. 

Po pierwsze, analitycy nie mogą się doliczyć ponad stu tysięcy żołnierzy, szkolonych na Zachodzie. Amba Fatima, było i nima. Przyjechali na Ukrainę i zniknęli. 
Co więcej, zniknęło też kilka doświadczonych jednostek. Co ciekawe, niektóre z nich zachowując nazwę "brygada" reprezentują już potencjał dywizji. Tym razem Ukraińcy nie tworzą nowych oddziałów, tylko "puchną" już istniejące, co pozwala ukryć gromadzenie sił. 
Natomiast parę "sto pięćdziesiątych" brygad piechoty zaczęło zmieniać kategorię na "zmechanizowane". Co oznacza, że dostały odpowiedni sprzęt i mają przeszkoloną obsługę. 

12 Brygada "Azow" została przerzucona spod Białogórówki do Torecka, gdzie czyści ulice z Moskali.


Znakomite uderzenie w podstawę rosyjskiego "klina" może zmusić Moskali do wycofania się z miasta. Mapki od Tomasza Fita

Przy okazji wyjaśniło się, czemu wcześniej Ukraińcy wycofali się z centrum miasta. 
Otóż była to, a jakżeby inaczej, pułapka. 
Ukraińcy zaminowali budynki i jak tylko Moskale wchodzili, to Ukraińcy taki budynek wysadzali. 

O, właśnie tak

W efekcie natarcie rosyjskie ugrzęzło, a w konsekwencji nastąpił kontratak. Moskale mogą mieć obawy co do opierania obrony o budynki, bo nie wiedzą, co jest zaminowane i czy przypadkiem taka reduta nie poleci od razu w kosmos. 

Ukraińcy zaatakowali dziś też na kierunku wołczańskim i weszli do wsi Buhruwatka. Na razie nic więcej nie wiadomo. 


I to tyle dobrych wiadomości.

Kierunek kurski - bez zmian. Obie strony ugrzęzły. 

Pod Kupjańskiem zaczął się rosyjski szturm na to miasto. Rosjanie idą od północy wzdłuż linii kolejowej, ale do zajęcia Kupjańska jeszcze długa droga.

Na południe od Kupjańska Moskale poszerzają wyłom pod Piszczane, atakując na wysokości Nowoseliwskiego.

Pod Selidowe kontynuują natarcie zgodnie z tym, co jakiś czas temu przewidywałem



Do samego miasta Moskale weszli trzy dni temu.


Ale dopiero przedwczoraj zawiesili swoje szmaty na ratuszu. 


Wczoraj zaś doszli do zachodnich rejonów miasta (i takie jest prawdziwe tempo zajmowania miast - to i tak jest szybko - a nie to, co się roi w głowach strategów zza biurek).

W zajmowanym mieście doszło do mordowania ludności cywilnej.



Opisana na drugim skrinie sytuacja z ostrzelanym samochodem ma rejestrację filmową z ukraińskiego drona. 

Na filmie widać akcję ratunkową przeprowadzoną przez ukraińskich żołnierzy


Kurachowe wydaje się być dobrze przygotowane do obrony i faktycznie postępy Moskali na tym odcinku są umiarkowane.

Niebieska i żółta kreski to druga i trzecia linia obrony. Mapka od Tomasza Fita

Tylko za chwilę może to nie mieć żadnego znaczenia, bo Moskale z rejonu Węglodaru wychodzą na tyły ukraińskich oddziałów. 


Jeśli ten klin Złota Niwa-Szachtarskie-Jasna Polana dojdzie do Konstantynopola (nad Wołczą, nie nad Bosforem), to żadne ukraińskie umocnienia nie uratują Kurachowego, a całemu zgrupowaniu grozi okrążenie. 

Ale nie tak prędko. 
Jeśli na mapę sytuacyjną nałożymy zdjęcia satelitarne prawdopodobnych ukraińskich umocnień, to widać, że ów wspomniany wyżej klin dochodzi właśnie do pierwszej linii głównych ukraińskich umocnień. Może próbować je obejść od wschodu, ale wtedy wchodzi pod ogień pozycji położonych na zachód od Kurachowego. Ukształtowanie ukraińskich linii wpuszcza rosyjski atak między Scyllę i Charybdę pozycji pod Kurachowem i linii na południe od Konstantynopola. 

Widać też to, o czym pisałem pod koniec września: między Selidowe a granicą Obwodu Donieckiego nie ma żadnej ukraińskiej obrony i tam prosi się o rosyjski atak. Ale dodatkowo widać też, że ukraińskie linie tworzą tam worek, w który Moskale zostali zaproszeni. Mapka od Clementa Molin


Tu tę sytuację widać lepiej. Rosjanie w ciągu trzech dni przeszli dziesięć kilometrów (chyba ich rekord szybkości w tej wojnie), ale przez zupełnie niebroniony teren. Kolejne czternaście kilometrów może być trudne. Szczególnie, że własne bazy daleko, a najsłabszym ogniwem rosyjskiej machiny wojennej jest logistyka

Czy więc ukraińska klęska na tym odcinku nie jest faktycznie kolejnym przecież wciągnięciem Moskali w pułapkę? Gdzieś podziało się sześć brygad SZU i sto tysięcy świeżo wyszkolonych żołnierzy. Tylko, gdzie? 

Zaporoże też szykuje się do obrony, a tu Moskale będą mieli ciężki orzech do zgryzienia. Mapka od Thorkila


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - dni osiemdziesiąty pierwszy, osiemdziesiąty drugi, osiemdziesiąty trzeci, osiemdziesiąty czwarty, osiemdziesiąty piąty, osiemdziesiąty szósty, osiemdziesiąty siódmy, osiemdziesiąty ósmy i osiemdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (811, 812, 813, 814, 815, 816, 817, 818 i 819)

Dziennik wojny - dzień sto dziewięćdziesiąty trzeci, sto dziewięćdziesiąty czwarty, sto dziewięćdziesiąty piąty, sto dziewięćdziesiąty szósty, sto dziewięćdziesiąty siódmy, sto dziewięćdziesiąty ósmy, sto dziewięćdziesiąty dziewiąty, dwusetny, dwusetny pierwszy, dwusetny drugi, dwusetny trzeci, dwusetny czwarty, dwusetny piąty, dwusetny szósty, dwusetny siódmy, dwusetny ósmy, dwusetny dziewiąty, dwieście dziesiąty, dwieście jedenasty, dwieście dwunasty, dwieście trzynasty, dwieście czternasty, dwieście piętnasty, dwieście szesnasty, dwieście siedemnasty, dwieście osiemnasty, dwieście dziewiętnasty, dwieście dwudziesty (922, 923, 924, 925, 926, 927, 928, 929, 930, 931, 931, 932, 933, 934, 935, 936, 937, 938, 939, 940, 941, 942, 943, 944, 945, 946, 947, 948, 949, 950)

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)