Dziennik wojny - dzień trzysta dwudziesty drugi, trzysta dwudziesty trzeci, trzysta dwudziesty czwarty, trzysta dwudziesty piąty, trzysta dwudziesty szósty, trzysta dwudziesty siódmy, trzysta dwudziesty ósmy, trzysta dwudziesty dziewiąty, trzysta trzydziesty, trzysta trzydziesty pierwszy, trzysta trzydziesty drugi, trzysta trzydziesty trzeci, trzysta trzydziesty czwarty i trzysta trzydziesty piąty drugiego roku (687, 688, 689, 690, 691, 692, 693, 694, 695, 696, 697, 698, 699, 700)
"- Europa zamarza bez rosyjskiego gazu!" |
Wróciłem i biorę się do pracy. Na razie sukcesywnie przerzucam materiały, jakie się przez te prawie dwa tygodnie zgromadziły.
Dziś będzie sporo "a nie mówiłem?".
I tak, ledwie napisałem, że samo zestrzeliwanie dronów i rakiet, jakie nad Morzem Czerwonym i Zatoką Perską wysyłają finansowani przez Iran Houti przeciw statkom handlowym wszelkich możliwych bander (oberwał też rosyjski tankowiec) nie rozwiąże problemu, bo trzeba zniszczyć przynajmniej możliwość wystrzeliwania czegokolwiek, a więc wyrzutnie i amunicję do nich, a już lotnictwo Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii przeprowadziło naloty na sześćdziesiąt celów Houti w Jemenie.
Houti odpowiedzieli w stylu Czarnego Rycerza ze skeczu Pythonów
- Tis but a scrach
i zrewanżowali się...
Filmem, na którym po morzu pływają trumny z amerykańskimi flagami oraz propagandówką, że mają zarąbistą obronę przeciwlotniczą.
Działania Iranu wkurzyły już wszystkich w okolicy na tyle, że powstała antyirańska koalicja, jakiej Stanom nigdy nie udało się wcześniej zmontować od czasu I wojny w Zatoce Perskiej, kiedy przestraszone agresją Iraku na Kuwejt państwa bliskowschodnie pospieszyły pod amerykański parasol.
Nie ma oczywiście mowy operacji lądowej przeciw Houti, bo przed wyborami nikt w nowy "Wietnam" nie będzie się pakował. Będą jednak kontynuowane działania morskie i powietrzne przeciw terrorystom.
Czyli w polityce amerykańskiej stabilnie: Demokraci wywołują wojny, które potem Republikanie muszą prowadzić.
Ledwo napisałem, że jeśli Chris Christie odpuści z wyścigu prezydenckiego, to Nikky Haley idzie w górę, Christie odpuścił. Tuż przed debatą w New Hampshire. Oczywiście Haley od razu awansowała w rankingu mimo panicznych reakcji Trumpa, który próbował zniechęcić do niej wyborców Christiego. Po czym z wyścigu wycofał się DeSantis, który wezwał do głosowania na Trumpa.
Co prawda w prawyborach w Iowa zdecydowanie wygrał Trump, ale to było przed decyzją Christiego. Wczoraj głosowano w New Hampshire. Następny w kolejce jest macierzysty stan Haley Południowa Karolina. I w tych dwóch stanach wszystko się zdecyduje.
Głosy w New Hampshire są jeszcze liczone, ale po przeliczeniu dziewięćdziesięciu sześciu procent wygrywa Trump z wynikiem pięćdziesiąt cztery procent. Haley ma jednak tylko o jedenaście punktów procentowych mniej, czyli czterdzieści trzy procent (Iowa miała niecałe dwadzieścia procent). Zważywszy, że teraz fundusze, które ściągał Christie pójdą na nią, jest szansa na skokowy wzrost jej poparcia.
W głosach elektorskich wychodzi to trzydzieści dwa do siedemnastu, więc Haley ma o połowę mniejsze (na razie) poparcie, niż Trump.
Pytanie, czy wystarczy to na przeważenie poparcia dla Trumpa?
W zasadzie to nie ma innej opcji, bo poza tą dwójką, nikt się już nie liczy. Ten nikt to Asa Hutchinson, który nie uzyskał poparcia ani jednego głosu elektorskiego. Pozostali kandydaci DeSantis, Christie i Ramaswamy odpuścili.
Po głosowaniu w Iowa Trump ponownie wyskoczył z tekstem, że zna i Putina i Zełeńskiego, więc jest w stanie zakończyć wojnę w dwadzieścia cztery godziny.
Prezydent Zełeński zaprosił go do Kijowa, żeby pokazał, co umie.
Sam Zełeński podczas spotkania z premier Estonii Kają Kallas wystąpił w bluzie z krzyżującymi się liczbami 48.3794 i 31.1656.
Są to koordynaty na googlemapie (i tytuł albumu muzycznego poświęconego Ukrainie) wsi Dobroweliczkówka, która stanowi ponoć środek Ukrainy w granicach z 1991 roku.
Choć raczej trzeba tu mówić o środku okręgu opisanego na konturze granic Ukrainy, bo środek wielokąta, jaki tworzy terytorium tego państwa wypadałby chyba nieco bardziej na północ. |
W każdym razie gest ten zinterpretowano jako wyraz niezgody prezydenta Zełeńskiego na cesje terytorialne, o których coraz głośniej na "kolektywnym Zachodzie".
Tymczasem premier Wielkiej Brytanii Rishi Sunak odwiedził nagle Kijów, gdzie podpisał z prezydentem Zełeńskim umowę gwarantującą Ukrainie brytyjskie wsparcie militarne aż do czasu wstąpienia do NATO.
Domykając konteksty międzynarodowe.
Chiński plan pokojowego zagarnięcia Tajwanu wziął właśnie w łeb. Pekin planował przyłączyć wyspę do "jednych Chin" poprzez wygranie przez prochińskiego kandydata wyborów prezydenckich.
Co prawda wynik wyborów prezydenckich można uznać za nierozstrzygnięty, ale wyścig prezydencki, a prezydent na Tajwanie ma pozycję podobną do prezydenta Francji, czy w II RP pod rządami Konstytucji Kwietniowej, wyraźnie wygrała opcja prozachodnia i antychińska.
Tymczasem w Czeczenii...
W Chankali spłonęły do gruntu koszary 70 Pułku Strzelców Zmotoryzowanych, który wchodzi w 42 Gwardyjskiej Dywizji Strzelców Motorowych, podlegających 58 Armii Ogólnowojskowej.
58 Armia pacyfikowała Czeczenię, próbowała podbić Gruzję i brała udział w najeździe na Ukrainę na froncie południowym. 42 Dywizja odpowiada za odcinek zaporoski. 70 Pułk walczy między innymi pod Robotynnem. Zasadniczo Dywizja, jak i wchodzący w jej skład pułk, to klasyczne jednostki okupacyjne, mające na celu trzymać za twarz Czeczenów. W 70 Pułku służą głównie przedstawiciele ludów uralskich, a do 42 Dywizji na czas działań na Ukrainie dołączono dwa bataliony kadyrowców "Achmat-Wschód" i "Achmat-Zachód". Zasadnicze siły kadyrowców bowiem to stacjonujący w Groznym 141 Specjalny Pułk Zmotoryzowany, wchodzący w skład 46 Samodzielnej Brygady Operacyjnego Przeznaczenia Okręgu Północnokaukaskiego RoSSgwardii.
Czyli zjarały się obiekty jednostki okupacyjnej, a nie lokalnej samoobrony.
Ale są niuanse.
Nie spłonęły zasadniczo obiekty mieszkalne, tylko budynek dowództwa i sztabu wraz z... całą dokumentacją.
Czy to akt sabotażu czeczeńskiego lub ukraińskiego?
Ten bojec i radość, jaką wyraża z pożaru, świadczą o czymś przeciwnym.
Podejrzewam, że było to tak, jak w scenie finałowej pierwszej części "CK Dezerterów".
70 Pułk w walkach na Ukrainie poniósł gigantyczne straty i już w maju 2022 roku część bojców z tej jednostki odmawiała dalszej walki, domagając się powrotu do stałych miejsc rozlokowania. Nadanie mu przez Putina tytułu gwardyjskiego w sierpniu ubiegłego roku tylko potwierdza, jak potężnie był masakrowany przez Ukraińców.
Po prostu kolejna ekipa mająca zrotować kolegów pod Robotynnem stwierdziła, że nie ma zamiaru umierać w nie swojej wojnie i zorganizowała masową dezercję.
A to wiąże się z kolejną ciekawą historią.
W Baszkirii wybuchły protesty pośrednio antywojenne. Pretekstem było skazanie przez miejscowy sąd baszkirskiego aktywisty Fiala Ałsynowa. Ostatni wolny i nie przebywający na emigracji działacz baszkirskiego ruchu narodowego i członek Światowego Kongresu Baszkirów oraz przewodniczący zdelegalizowanej przez Moskwę organizacji na rzecz języka lokalnego "Bashqot".
Dlaczego pośrednio antywojenne?
Ałsynow został skazany na cztery lata więzienia za rzekome podżeganie do nienawiści i obrażenie pracowników z Kaukazu i Azji Środkowej (których prasa moskiewska obraża regularnie w ramach konfliktów etnicznych, ale prasie moskiewskiej wolno). Ałsynow miał tego dokonać podczas przemowy przeciw niszczeniu baszkirskiej przyrody pod kopalnię złota. To, że baszkirski tekst mowy nie zgadza się z dokonanym dla sądu tłumaczeniem, nie ma znaczenia.
Tyle, że podobny protest przeprowadzony przez Ałsynowa w 2020 roku przeciw budowie kopalnie wapienia na górze, która dla Baszkirów jest święta, zakończył się wycofaniem się władz z tego pomysłu i sukcesem Ałsynowa.
Ale rok temu, w grudniu 2022 roku Ałsynow wypowiadał się ostro przeciw wojnie na Ukrainie, wzywając Baszkirów do dezercji z rosyjskich szeregów.
"Chłopcy z Baszkortostanu idą na wojnę. Czy zapomnieliśmy, że nasz język został zakazany? Robi mi się niedobrze, gdy czytam o operacji specjalnej. To nie jest czas na stanie z bronią w ręku (...) Ameryka nadchodzi, Europa jest przeciwko nam"
- pisał Ałsynow na Telegramie, nazywając wcielanie Baszkirów do rosyjskiej armii ludobójstwem.
Na proteście przeciw wyrokowi zebrało się początkowo dwa tysiące osób. Kiedy nie udało się promoskiewskim władzom przemilczeć demonstracji i sprawa wypłynęła na forum federacyjne, przystąpiono do pacyfikacji. W efekcie na zimnie z rosyjskim odpowiednikiem ZOMO, czyli OMONem starło się nawet dziesięć tysięcy ludzi. W tłumie pojawiają się hasła antywojenne.
W uzasadnieniu zakazu demonstracji podano, że mogą one naruszyć... prawa człowieka!
Komuniści zawsze przekręcą każdą z wartości na jej przeciwieństwo.
Samego Ałsynowa wywieziono z sądu potajemnie, ale to niczego nie zmieniło. Co najwyżej dolało oliwy do ognia.
Oczywiście, jak wiele razy pisałem, nie ma spontanicznych masowych demonstracji, szczególnie w Rosji. Ktoś za to płaci i organizuje, szczególnie, gdy trwają przez kilka-kilkanaście dni (tak, Majdan też miał cichych sponsorów i promotorów i nie były to służby zachodnie, tylko ukraińscy oligarchowie).
Zatem i w Baszkirii protesty mają swoje ukryte zaplecze najpewniej w którejś z frakcji służb.
Ale sam fakt, że do nich doszło świadczy o dwóch rzeczach:
1. nastroje społeczne w Baszkirii są już tak negatywne, że trzeba je zdetonować przez kontrolowany kryzys (demonstracje) - parę miesięcy temu w Dagestanie podobnie zdetonowano emocje inspirowanymi zamieszkami antyżydowskimi,2. w rosyjskiej strukturze władzy nastąpiło pęknięcie i powstała grupa, dążąca do "oddolnego" wymuszenia zakończenia wojny.
Przy czym obie opcje mogą zachodzić jednocześnie, ale nie muszą.
A jaki to ma związek z pożarem w koszarach 70 Pułku?
Otóż Baszkiria to centrum kulturalne ludów uralskich, z których rekrutowani są bojcy 70 Pułku. Baszkirzy też w nim służą. I oczywista jest wzajemna wrogość między bojcami a Czeczenami.
W mediach pytają, czy to początek rozpadu Rosji?
Nie. Początek jest już dawno za nami. To kolejny element erozji systemu. Podobnie, jak masowe awarie systemów ogrzewania w rosyjskich miastach.
Zatem pozostając w zimowych klimatach na Uralu i dalej.
Rosja nadal się psuje i to psuje się potężnie. Jest tak co roku zimą, bo źle wykonana infrastruktura ze złych materiałów nie ma prawa działać. Ale tegoroczna liczba awarii jest niemal dwukrotnie większa, niż zeszłoroczna.
W ramach niedziałających sankcji Rosja nie ma środków ani materiałów do wykonywania podstawowego serwisu technicznego. Według Mateusza Lecha z kanału Kremlinka Show i portalu Ekonomia Rosji z tego samego powodu nie działa ponad połowa rosyjskich wind. Po prostu nie ma części, a Rosja nie jest w stanie wyprodukować ich sama. To znaczy, jest w stanie technicznie, ale po pierwsze ich jakość jest znacznie niższa, niż importowanych, a po drugie, całość prawie produkcji idzie na cele wojenne, więc nikt się windami nie będzie zajmował.
Wreszcie z powodu wojny fundusze na utrzymanie bieżące systemów grzewczych zostały obcięte o połowę.
Ale wracając do zamarzających miast.
Zimno dotarło na Syberię.
Jakuck w oparach pary ciepłowniczej wygląda tak.
A Nowosybirsk tak.
Zaś w Nowoczerkawsku sytuacja jest bardziej... gówniana, bo pękła rura kanalizacyjna i miasto zalało odchodami.
Odnośnie Jakucka, na ironię zakrawa fakt, że jest to potencjalnie najbogatsza część Rosji, stanowiąca centrum wydobycia diamentów. W innym systemie społeczno-gospodarczym, choćby tak patologicznym, jak kraje Bliskiego Wschodu, byłby to region milionerów. Ale nie jest, bo wszystko zagarnia kleptokracja z Moskwy i Petersburga.
Zamarza zatem około połowy regionów i republik Erefii. Zasadniczo wszystkie, gdzie jest zimno. A zimno jest prawie wszędzie. Rosję po raz drugi nawiedziły gigantyczne mrozy, których granica przebiega niemal równo z granicą państwową Rosji.
Sytuacja z bieżącego roku |
No chyba największy tępol zrozumiałby, co mu Niebiosa chcą powiedzieć.
Rosjanie coraz bardziej się irytują nieudolnością władz i nawet pomstują, że pieniądze na wojnę są, a na grzanie nie ma.
Jednak to nie oznacza, że tak całkiem są przeciwni wojnie. Owszem, są za jak najszybszym jej zakończeniem, ale ZWYCIĘSKIM! Przegrana nie wchodzi w grę.
A ten z kolei młody człowiek zachwala wojnę, bo może legalnie zabijać i jeszcze mu za to płacą.
Paradoks, że najzimniejsza część Rosji zaczęła zamarzać na końcu daje się wyjaśnić tym, że na Syberii po prostu byli lepiej przygotowani.
Wracając do "a nie mówiłem?"
Ledwie opisałem, na czym polegają złudzenia ukraińskich polityków i środowisk opiniotwórczych odnośnie rolnictwa w Unii Europejskiej, w Niemczech i Francji zaczęły się gigantyczne protesty rolników przeciw polityce rolnej rządów i UE.
Co prawda w Niemczech zasadniczo protestowano przeciw "zielonej transformacji", której skutki uderzają w rolników, ale pojawił się też wątek dopłat do produkcji rolnej i postulaty ograniczenia importu żywności z Ukrainy.
Oczywiście, nie dziwne, że na czele tych protestów stanęła "Alternatywa dla Niemiec" AfD, która jest opcją jawnie putinowską, jak u nas część Konfederacji. Jednak w obu przypadkach struktury te żerują na prawdziwych problemach i rzeczywistej frustracji społecznej.
Przedstawiciele rolników francuskich pojechali do Brukseli domagać się wprost ograniczenia importu z Ukrainy.
Na granicy polsko-ukraińskiej udało się rządowi podpisać porozumienie z przewoźnikami blokującymi przejście graniczne w Medyce, ale blokowane są pozostałe przejścia. Tyle, że protest przewoźników jest jedynie zawieszony do początku marca.
Polski premier Donald Tusk odwiedził Kijów, wygłosił kilka okrągłych zdań o potrzebie współpracy, dopisał Polskę do państw-gwarantów G-7, zapewniających Ukrainie bezpieczeństwo i zasadniczo na tym się skończyło.
Jednocześnie Polska sprzeciwiła się przedłużeniu preferencyjnych warunków handlowych dla podmiotów ukraińskich, które w najbliższym czasie ma zostać przedłużone. Ukraińcy roją, że wszystkie problemy między Polską a Ukrainą zostaną usunięte do 1 marca, ale premier Tusk na zakończenie wizyty zapowiedział kompleksowe rozmowy polsko-ukraińskie, które mają się odbyć... pod koniec marca. A do tego czasu raczej niewiele się zmieni.
I wbrew bełkotowi ukraińskich komentatorów nie jest to w żadnym stopniu polityka antyukraińska, tylko po prostu walka o to, żeby wygrać nadchodzące kolejne wybory (do Parlamentu Europejskiego za dwa i pół miesiąca), a dla rolników i transportowców walka o przetrwanie z nieuczciwą często konkurencją.
Pięć dni później z trzydziestu trzech dronów Szahid udało się strącić dokładnie dwie trzecie. |
Przy czym warto pamiętać, ze los zniszczonej rakiety jest często taki.
To akurat Kijów, ale tak jest w wielu miejscach.
To też Kijów, ale już po ataku. Para patrzy na to, co zostało z ich domu.
A tu już Charków i jeden z wielu zniszczonych wczoraj domów.
W tym domu w Charkowie zginęło dziewiętnaście osób.
Ratownicy w Charkowie wydobywają spod gruzów ciało ośmioletniej dziewczynki, która już nigdy nie stanie się kobietą.
Ale w tym ponurym obrazie dwa jasne punkty.
Ukraińcy twierdzą, że zestrzelenia z 13 stycznia zostały wykonane z użyciem nowego ukraińsko-amerykańskiego systemu obrony przeciwlotniczej, a wczoraj te dwadzieścia rakiet zniszczono przy pomocy nowego systemu walki elektronicznej, a nie ogniem z ziemi.
Może to tłumaczy niezbyt powalający wynik ukraińskiej OPL? Po prostu użycie nowych systemów zawsze ma niższą skuteczność, zanim użytkownicy nauczą się z nich korzystać.
Zemsta ukraińska przyszła szybciutko.
Już 13 stycznia, gdy rosyjskie rakiety spadały na Ukrainę, pod Petersburgiem wybuchł gigantyczny pożar magazynów firmy handlującej w internecie o nazwie "Wildberries". Firma od 2021 roku objęta była ukraińskimi sankcjami za rozprowadzanie mundurów roSSyjskiej armii i antyukraińskiej literatury. Trzy dni przed wybuchem pożaru na terenie magazynów doszło do bijatyki między imigrantami a policją.
Według nieoficjalnych informacji dzień przed pożarem kilkakrotnie wzbudziły się czujki przeciwpożarowe, ale niczego nie stwierdzono.
Pożar trwał trzydzieści godzin. Straty są wyceniane na jedenaście milionów rubli. O włos nie doszło do wtórnego zapłonu na pobliskiej zajezdni autobusowej.
Ewidentnie podpalenie, ale czy robota Ukraińców, czy imigrantów, czy Ukraińców rękami imigrantów, trudno dociec.
Znacznie bardziej oczywista jest druga sprawa. W Szachtyńsku wyleciał w powietrze i zapalił się konkretnie zakład produkujący odcinkowe włókna poliestrowe. Jedyny taki w Rosji. Nówka sztuka otwarta w minionym roku.
Nieoficjalnie był to jeden z zakładów (a raczej główny zakład) wytwarzających kadłuby do dronów.
Ukraińskie drony uderzyły także w terminal naftowy w porcie Usti-Ługa pod Petersburgiem.
Oraz w podobne obiekty w kilku innych miastach w Rosji.
A to Tuapse koło Krasnodaru dosłownie przed chwilą
Ale to nie koniec. Dokładnie na drugi dzień po pierwszym rosyjskim ataku, czyli 14 stycznia Ukraińcy spruli dwa dość ważne samoloty. Pierwszym był samolot rozpoznania A-50, a drugim samolot łączności i dowodzenia Ił-22.
Oba zestrzelone zostały w tym samym sektorze nad... kontrolowaną przez Ukrainę częścią Morza Czarnego.
Zasięg posiadanych przez Ukrainę systemów "Patriot" pozwalał ściągnąć obie maszyny z rejonu Zaporoża.
A-50 spadł, a Ił-22 co prawda wylądował na macierzystym lotnisku, ale postrzelany, jak sito i bez połowy załogi.
Rosjanie najpierw nie potwierdzali trafień, a potem zaczęli opowiadać, że to ostrzał ich własnej OPL. Ale ukraińskie maszyny nie krążą w jednym rejonie w pobliżu rosyjskich pozycji.
Nie dało się też utrzymać rosyjskiej wersji, że nikt nie zginął i w sieci pojawiły się wykazy poległych.
Wreszcie dziś pod Białogrodem spadł rosyjski transportowiec Ił-76. Jedna z największych maszyn tego rodzaju.
Samolot ten odbył lot do Iranu i z powrotem, wylądował w Białogrodzie, wystartował i najprawdopodobniej został zestrzelony |
Ukraińcy ogłosili swój sukces, podając, że na pokładzie były rakiety S-300 przywiezione z Iranu. Rosjanie potwierdzili, jak nigdy zestrzelenie, ale sprostowali, że samolotem lecieli ukraińscy jeńcy. Opublikowano nawet ich listę.
Tyle, że na miejscu rozbicia się maszyny nie ma śladów ani rakiet, ani ciał.
Prezydent Zełeński zażądał międzynarodowego śledztwa w tej sprawie. Niewykluczone bowiem, że Moskale spróbowali zrobić powtórkę ze sprawy samolotu MH-17.
Na froncie po dwóch tygodniach ustawicznego rosyjskiego nacisku po dziesięciogodzinnej bitwie pod Kupjańskiem, poszły ukraińskie kontry pod Awdijówką i Robotynnem. W tym drugim przypadku w ciągu kilku godzin SZU odbiły teren, o który Moskale walczyli przez kilkanaście dni.
A w Moskwie wystawa plakatów wojennych. Wybrałem co smaczniejsze przypadki.
Komentarze
Prześlij komentarz