Dziennik wojny - dzień trzysta siódmy, trzysta ósmy, trzysta dziewiąty, trzysta dziesiąty, trzysta jedenasty i trzysta dwunasty drugiego roku (672, 673, 674, 675, 676 i 677)

 


Było oczywiste, że Moskale nie zostawią bez odpowiedzi zniszczenia swoich Suk i okrętu desantowego "Nowoczerkawsk". 

W zasadzie furia zaczęła się już po zestrzeleniu pierwszych trzech Suczek. 25 grudnia Moskale wystrzelili pierwszą falę Szahidów, ogłaszając zniszczenie kilu przekazanych Ukrainie F-16, których na Ukrainie jeszcze nie ma. Ale kogo obchodzą fakty, gdy chodzi o propagandę.

Ukraińska OPL zestrzeliła dwadzieścia osiem na trzydzieści jeden Szahidów i dwie rakiety manewrujące Ch-59

Tego samego dnia strącone zostały kolejne dwie Suki, a na drugi dzień następna. Jedna z nich strącona została zresztą nad Rosją koło Kurska, czyli zaraz po starcie do ataku na Ukrainę. 
No i uderzenie w "Nowoczerkawsk".

Po "dniu karpia", kiedy Rosjan zatkało, zaczęła się furia.


Dzień po zniszczeniu "Nowoczerkawska" poszła salwa czterdziestu sześciu Szahidów. OPL zniszczyła trzydzieści dwa.


Dzień później poszło tylko osiem, z których zniszczonych zostało siedem. 


Główne uderzenie poszło w piątek. Trzydzieści sześć Szahidów (OPL zniszczyła dwadzieścia siedem) oraz sto dwadzieścia dwie (według generała Załużnego sto pięćdziesiąt osiem) rakiety, w tym dziewięćdziesiąt manewrujących Ch-101/555/55 (OPL zniszczyła osiemdziesiąt siedem). Reszta to osiem Ch-22 (naddźwiękowe, "prawie" hipersoniczne - ich prędkość teoretycznie może dość do sześciokrotności prędkości dźwięku), pięć również prawie hipersonicznych Kindżałów, czternaście balistycznych S-300, S-400 i Iskanderów M, cztery kierowane rakiety Ch-31P (o cechach pocisku balistycznego, to znaczy, że namierza cel, przelicza, wznosi się na odpowiednią wysokość i uderza w cel jak rakieta balistyczna) oraz jeden Ch-59, będący wersją rozwojową Ch-22. Te ostatnie, wystrzelone z Su-34, przeznaczone do niszczenia systemów radarowych i kierujące się na źródło sygnału radarowego, miały na celu wymuszenie na Ukraińcach wyłączenie stacji radiolokacyjnych, co ułatwiło przebicie się pozostałym.


 Atak przeprowadzony został falami. Najpierw Szahidy w dwóch rzutach (Tomasz Fit twierdzi, że było ich łącznie sto). O trzeciej w nocy wystartowały bombowce strategiczne Tu-95 (aż osiemnaście maszyn z posiadanych pięćdziesięciu)



O piątej rano poszło dziewięć bombowców dalekiego zasięgu Tu-22M. 



Czyli najpierw przeciążenie ukraińskiej OPL Szahidami i Ch-101, oślepienie systemu wczesnego ostrzegania rakietami Ch-31P i Ch-59, a równocześnie uderzenie pociskami balistycznymi i "hipersonicznymi". 


Jak widać, zestrzelić udało się tylko rakiety manewrujące, bo są wolniejsze i mają płaską trajektorię lotu. Warto jednak pamiętać, że zniszczenie rakiety (lub samolotu) nad terenem zabudowanym oznacza, że wrak spadnie na budynki.

Dokładnie jak w tym przypadku w Kijowie.
Ucierpiały poza stolicą także

Odesa

Dnipro

Zaporoże

Charków

Lwów

Oraz Konotopa. W Dnipro trafiony został szpital położniczy.

Ofiar śmiertelnych było około dziesięciu, zaś rannych kilkadziesiąt. Kilka osób uznano za zaginione.

Zdaniem kanału "Ukraine Battle Map" do ataku zużyto prawie jedną trzecią zapasów rakiet Ch-101. Równowartość dwumiesięcznej produkcji. Faktycznie na drugi dzień na lotniskach, z których startowały Tu-95 przenoszące Ch-101 zarejestrowano lądowania samolotów transportowych. Prawdopodobnie z uzupełnieniem zapasów rakiet. 

To był jeden z największych, jeśli nie największy atak powietrzny tej wojny. Ale też warto zauważyć, ze mimo strat tym razem OPL miała dość wysoką skuteczność, znacznie wyższą, niż rok temu

Tak zatem Ukraina nie jest w stanie zatrzymać takiego ataku. I przypuszczam, że mało który kraj jest w stanie. 
Tyle, że Rosja nie jest w stanie wykonać większej liczby takich ataków (jeszcze tylko dwa i przerwa na dwa miesiące, jeśli wierzyć danym Ukraine Battle Map).

Ekran ukraińskiego smartfona rankiem 29 grudnia...

Na marginesie ataku na Kijów, doszło do naprawdę heroicznej historii. W wyniku trafienia odłamkami zapalił się stojący na parkingu bus. Mężczyzna wsiadł do płonącego samochodu i wyprowadził go z parkingu do pobliskiej myjni samochodowej, gdzie go ugaszono. 


Samochód został całkowicie zniszczony, a mężczyzna doznał poważnych poparzeń. Jednak nie doszło do wybuchu paliwa, co na parkingu mogłoby spowodować rozszerzenie się pożaru i wybuchy wtórne oraz pociągnąć za sobą 


Policja odnalazła bohatera i wręczyła mu dyplom oraz zegarek w podzięce. Choć przydałoby się też sfinansowanie leczenia i rehabilitacji. 



Ukraińcy dość szybko namierzyli rosyjskiego dowódcę, kierującego atakiem. Okazał się nim Nikołaj Warpachowicz, dowódca bazy lotniczej w Engels.


Ukraińscy hakerzy ujawnili na jego temat sporo szczegółów, w tym fakt, że dwudziestojednoletni młodszy syn generała został zastrzelony podczas służby wojskowej w Riazaniu. Oficjalnie samobójstwo z powodu nadmiernego napięcia emocjonalnego. 

Rosyjski ambasador na ONZ Wasyl Nebenzja na zarzuty o atakowanie celów cywilnych palnął bezczelnie, że 
"ofiar by nie było, gdyby nie skuteczność ukraińskiej OPL". 
Coś na zasadzie,
"gdyby sama dała, to bym jej nie gwałcił'.

Po prostu mentalność żula i bandziora. 

ONZ wyraziła "zaniepokojenie".

Ale retoryka Nebenzji obróciła się przeciw niemu już drugiego dnia. 


Dzień później atak był anemiczny (wystrzelono dziesięć Szahidów, z czego pięć zostało zniszczonych), choć ostrzelany został rakietami Charków, w wyniku czego ucierpiało kilka budynków. 
Jednak tego dnia ukraińskie drony wyłączyły wodociągi w Briańsku.



Natomiast również tego dnia ukraińskie rakiety spadły na rosyjski Białogród.






Oczywiście od razu wybuchła afera, że Ukraińcy atakują cele cywilne, a "to miała być wojna cywilizowanej Ukrainy z dzikimi Moskalami" (czyli Ukraina ma się dać cywilizowanie zarżnąć?).
Niebenzyna w ONZ zwołał nawet posiedzenie Rady Bezpieczeństwa, podczas której jako dowód ukraińskiego "bestialstwa"  pokazał...


kod QR, prowadzący do kanału WCzK-OGPU na Telegramie! 
Rosja nawet do dokumentowania rzekomych zbrodni przeciw sobie musi sięgać do źródeł opozycyjnych. 
Ambasador Japonii przy ONZ Kazuyuki Yamazaki odpowiedział kacapowi, żeby przestał zawracać wszystkim cztery litery, bo jedynym człowiekiem mogącym przerwać ten obłęd jest Putin. 

"Nie powinniśmy tracić z oczu powodu, dla którego, do cholery, spotykamy się tutaj dzisiaj. Do tej sytuacji w ogóle by nie doszło, gdyby Rosja nie rozpoczęła nielegalnej agresji na Ukrainę"
- powiedział Yamazaki (tak jest dosłownie na oficjalnym profilu misji Japonii w ONZ na Xrze). 
 
„Jest całkiem oczywiste, że jest to kolejna próba (podjęta przez Rosję) zniesławienia i krytyki Ukrainy i Zachodu, odwracając w ten sposób uwagę świata od tego, co dzieje się obecnie na terytoriach ukraińskich. Mamy dość zwoływania przez Rosję tak wielu posiedzeń Rady Bezpieczeństwa... Czy my, członkowie Rady i państwa członkowskie ONZ, naprawdę na to zasługujemy? Pomimo wszystkich wysiłków Rosji, żadna rozsądna osoba nie uwierzyłaby w jej narrację"
- dodał Japończyk.

Szybko się okazało, że wokół Białogrodu znajdują się rozlokowane rosyjskie instalacje wojskowe. 


Pod presją spływających informacji rosyjskie Ministerstwo Terroryzowania Sąsiadów musiało przyznać, że celem rakiet ukraińskich nie było miasto, a właśnie te obiekty i że...


to, co spadło to właśnie szczątki zestrzelonych ukraińskich rakiet. Zatem nie byłoby problemu, "gdyby nie skuteczne działanie rosyjskiej OPL". 

Przy okazji po raz kolejny wyszło, że miejsca do ukrycia się przed bombardowaniem są, ale nie ma do nich dostępu. 







Sylwester i Nowy Rok to głównie ataki Szahidów i sporadycznie rakiet. Przy okazji dało się zauważyć, że szczególna furia moskiewska spada na miasta rosyjskojęzyczne, jak Odesa, Dnipro, czy Charków. 
No bo to skandal, żeby mówić po rosyjsku i nie chcieć być Rosjaninem. Tak samo, jak dla hitlerowców skandalem było być potomkiem Niemców i nie chcieć przyznać się do niemieckości. 
Jakoś tak nikt porządny nie chce, żeby mieszać go z bandziorami. 

Ta kobieta przeżyła tylko dlatego, że wyszła na zakupy. Jej dom wraz z kotem spłonął

W tej tragedii jest jeden bez wątpienia plus. Noworoczne uderzenia rosyjskich dronów i rakiet zostały wycelowane w pomniki i muzea poświęcone UPA i przywódcom ukraińskich nacjonalistów. I jakoś mało ludzi na świecie tym akurat jest oburzonych. 


Naprawdę, Ukraino, pora szukać lepszych patronów swojej państwowości. Ja wiem, że żaden nie zadowoli Rosji, ale po co jej dostarczać argumentów przeciw sobie? 

Kolejny atak zaczął się dziś wieczorem.

Na marginesie ostrzału 29 grudnia, to doszło do kolejnego incydentu na terenie Polski. 
Koło miejscowości Wożuczyn-Cukrownia stwierdzono przelot nieokreślonej rakiety. 


I teraz zaczyna się qui-po-quo. 
Najpierw pojawiła się informacja, że rakieta tam spadła. Jednak nic nie wybuchło. 
Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych wydało z siebie komunikat, że obiekt był śledzony do momentu zniknięcia z radarów i że szczątków szuka wojsko. 


Następnie pojawił się kolejny nius, że obiekt wleciał od strony Białorusi, zawrócił koło Zamościa i w rejonie Wożuczyna-Cukrowni wyleciał na Ukrainę, gdzie został zniszczony przez ukraińską OPL. 
Ostatnia informacja jest taka, że był to prawdopodobnie Ch-101, czyli rakieta z programowanym uprzednio torem lotu. 
Najciekawsze, że na konferencji prasowej wypowiadali się tylko generałowie, a minister obrony narodowej nie został dopuszczony do głosu. 
Na dywanik został wezwany ambasador Rosji w Polsce.

To jaka jest prawda? 
Nie wiem. Wiadomo tylko, że coś wleciało i że nikomu nie stała się krzywda. 
Czy to prowokacja Rosji?
Bardzo być może. Test reagowania nowych struktur władzy. Jego szybkości i spójności. 
I moim zdaniem wypadł on bardzo dobrze. Może dlatego, że generałowie nauczeni doświadczeniem z "najlepszym rzecznikiem samego siebie", mając teraz nieco mniej prącego na szkło zwierzchnika, skutecznie go wyciszyli i nie dali zrobić politycznego show, ograniczając się do kwestii profesjonalnych. 
Paradoksalnie nieco wycofany i niepewny swoich kompetencji minister może wyjść armii na dobre. Choć osobiście ministra Błaszczaka w moim resorcie wspominam dobrze i był to jeden z lepszych okresów. W sytuacji kryzysowej jednak lepiej, jeśli wypowiadają się specjaliści, ograniczający komunikat do kwestii czysto technicznych. 

Wracając do meritum, odnośnie prowokacji Rosji. 
Oczywiście, nie chodziło o sprawdzenie systemu reagowania NATO, bo po incydentach w Polsce, Rumunii i Bułgarii, wiadomo, jaki on jest. 
Więc, po co? 
Przede wszystkim właśnie przetestowanie, jak zareaguje nowy polski rząd. I trzeba powiedzieć, że na ten moment zareagował bardzo dobrze. Szczególnie wezwanie ambasadora Rosji na dywanik i danie mu do zrozumienia, że takie sytuacje są niedopuszczalne, stanowi czytelny sygnał dla Moskwy, że "nu, nu". 

Gdzie jest łyżka dziegciu? 
Ano w tym, że Rosja ma w zwyczaju zaczepiać rządy postrzegane jako prorosyjskie lub przynajmniej nie wrogi. Z dala trzyma się od tych, które są wyraźnie "rusofobiczne". Woli wykorzystywać te, które chcą mieć wizerunek ugodowych. 
A w oczach Rosji i Białorusi (nie ma znaczenia, czy słusznie) właśnie obecnie rządząca koalicja ma taki obraz. W Moskiwie i Mińsku cieszono się z wyniku wyborów w Polsce i obiecywano sobie "nowe ułożenie spraw z Polską".
Czy słusznie? Na tę chwilę, reakcja władz na pierwszy incydent pokazuje, że niesłusznie. Ale to nie znaczy, że incydenty się skończą. Przeciwnie. Będą kontynuowane. Odporność rządu RP będzie testowana aż będzie musiał zająć wyraźne stanowisko. 
Przewiduję, że nacisk migracyjny na polską granicę wschodnią też wzrośnie.

Ale obym się mylił. 

To jak jesteśmy przy Jebanarium, to lecimy. 

Pogłębia się kryzys jajeczny. Problem jest tak poważny, że powstał jajcarski czarny rynek i jajcarskie podziemie. 


Ten obywatel kupił na czarnym rynku sto dwadzieścia jaj, sprowadzonych nielegalnie z Kazachstanu. Grozi mu za to siedem lat więzienia. Wartość kontrabandy?  Całe dwieście rubli, czyli jakieś dwa euro. 
Problem jest jednak tak poważny, że Putin poprosił o pomoc... Łukaszenkę. 


A ten nie odmówił. W ten sposób Baćka Traktorzysta zrobił dil tysiąclecia. Dostał broń atomową, a oddał jaja. Dosłownie. 

Zdaniem szefowej rosyjskiego banku centralnego Elwiry Nabuliny problem z jajami wynika z tego, że Rosjanom żyje się za dobrze. Mają za dużo pieniędzy, więc popyt wzrósł, a podaż nie. I to pociągnęło za sobą drożyznę i braki na rynku.


W normalnych krajach to się inflacja nazywa, ale gdzie ja tam będę się z fachowczynią kłócił 

Rosja ma zresztą poważniejsze problemy. 
Rosyjski szariat wkroczył bowiem na wyższy poziom. Po przeksztacaniu kobiet w inkubatory i odmawiania im prawa do wykształcenia, zaczęło się bowiem polowanie na osoby praktykujące niekonwencjonalne formy seksualności. I nie chodzi tylko o homoseksualistów.

Zaczęło się w nocy z 20 na 21 grudnia od imprezy w moskiewskim klubie "Mutabor", której uczestnicy bawili się prawie lub całkiem nago. 


Zdjęcia i filmy wyciekły do mediów społecznościowych i zrobiła się afera. Szczególnie, że w imprezie uczestniczyli celebryci z samego szczytu świata mediów i tego, co w Rosji nazywają kulturą. 

Zaczęło się polowanie, potępianie i wymazywanie z afiszy.



Nie pomagają nagrania z przeprosinami i błaganiem o drugą szansę. Krzyżówka prawosławnej wersji purytanizmu, sowieckiego puryzmu i szariatu jest bezlitosna. 


Ale to dopiero początek. Szefowa Ligi Bezpiecznego Internetu Jekaterina Mizulina dopiero nabiera rozpędu.
Już po wybuchu afery klubu "Mutabor" w Wołgogradzie dziennikarze miejscowej telewizji postanowili zrobić swoją inbę.
Nie, nie rozebrali się. Zrobili bal przebierańców, który...

Ciut się wymknął spod kontroli. 

Efekt taki sam. Nagonka, kary, usuwanie z programów. 
Sprawa jest o tyle "bulwersująca", że przebrana za zakonnicę pani to Asia Kostjuczenko, laureatka nagrody dziennikarskiej w 2015 roku.




Szał na pruderyjność uderzył także w rzeczniczkę praw dziecka z Tatarstanu Irinę Wołyniec, której wyciągnięto, że kiedyś startowała w teledurnieju (to nie literówka), w którym przegrany musiał zdejmować z siebie określoną liczbę elementów garderoby. Oczywiście do muzyki. 


Mało wam? No to jeszcze. 
W mieście Nachodka w Kraju Przymorskim wybuchła afera, bo nauczyciele miejscowej szkoły na imprezie noworocznej dla dzieci przebrali się za Dziadka Mroza i Śnieżynkę. Niby nic. Ale ktoś dopatrzył się, że nauczyciel wuefu przebrał się za Śnieżynkę. 


- I jak mamy promować wartości rodzinne? 
- pytał w mediach społecznościowych samozwańczy strażnik moralności.

Nie miało przy tym dla niego znaczenia, że oboje nauczyciele nawiązali do popularnej w Rosji (a kiedyś także u nas) bajki "Wilk i zając". 


Odcinek, w którym oba zwierzaki występują w roli Dziadka Mroza i Śnieżynki nakręcono w... 1974 roku, kiedy o "propagandzie LGBT" nikt jeszcze nie słyszał, a Monty Python jeszcze nawet nie nakręcił "Żywotu Briana" ze słynnym skeczem "Chcę być kobietą".


Cóż, brytyjski typ humoru nie jest zrozumiały na azjatyckim wybrzeżu Pacyfiku.

Szkoła czym prędzej usunęła materiały z imprezy, wyjaśniając źródło żartu, ale nauczyciel i tak ma kłopoty.

W tym szale szukania niepoprawności złożono donos nawet na postacie wycięte ze sklejki. O co tu poszło? Trudno dociec. Po prostu jakiś paranoik musiał sobie ulżyć.


To na koniec tej paranoi taka tylko informacja, że w siedemnastu regionach Rosji zakazano dziewczynkom w szkołach nosić spodnie. 


Szkopuł w tym, że akurat wśród ludów mongolskich i na pograniczu Chin niekoniecznie sukienka jest tradycyjnym strojem kobiecym. No chyba, że w sytuacjach oficjalnych. Na co dzień kobiety od dawna nosiły tam spodnie, które były wygodniejsze choćby do jazdy konnej. 

Jak jesteśmy przy pajacach, to kolejny pokaz swoich talentów dał były doradca Andrzeja Jermaka, Aleksy Arestowicz.

Najpierw w wywiadzie telewizyjnym dla rosyjskiej dziennikarki Julii Łatyniny palnął, że 
- Musimy przyjść do Putina i powiedzieć "Przyjaciele, Władymirze Władymirowiczu, zawrzyjmy pokój". A potem Ukraina powinna zjednoczyć się z Rosją i wnieść wspólny pozew przeciw Zachodowi...


"Od tych słów ochujała nawet ruda imperialistyczna konserwa Łatynina"

Tekst ten spowodował, że Mark Fejgin, były rosyjski adwokat, broniący przed sądami opozycjonistów, za co - zgodnie ze starą sowiecką zasadą - utracił prawo wykonywania zawodu, stracił język w gębie i nie wiedział, co powiedzieć. 


Rosyjscy propagandyści zawyli z radości, że moralnie i propagandowo już wygrali.
Ale już 30 grudnia na Telegramie jak gdyby nigdy nic opublikował post, że on nie będzie już ostrzegał, bo teraz nie ma już wyboru i takie tam durnoty.


Komentarze Ukraińców są jednoznaczne. 



Arestowicz już dawno nie miał ich szacunku, ale teraz jest skończony. Szczególnie, że sam nawet nie jest Ukraińcem. 
I chyba już nie będziemy do niego wracać. To polityczny wrak. 

Wracając do Rosji, bo to nie koniec.
Korzystając z ogólnej sytuacji, USNavy ogłosiła, że obejmuje kontrolą szelf kontynentalny koło Alaski, na który chrapkę miała Rosja. To jakiś milion kilometrów kwadratowych, obfitych w ryby i surowce naturalne. 



Rosyjska ropa sprzedawana do Chin obłożona jest wciąż rabatami, które powodują, że w zasadzie jedyną korzyścią z transakcji jest to, że czyszczone są magazyny, więc nie trzeba zatrzymywać wydobycia. 

W handlu z Indiami Rosji udało się ustalić w rozliczeniach z prywatnymi firmami stosowanie chińskiego juana lub dhirmy Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Hindusi nie chcą rubla, Rosja nie może handlować w euro ani w dolarach, a indyjska rupia jest niewymienialna. 
Ale i tu pojawił się problem, bo wierzytelności  dhirmach też nie wpływają na rosyjskie konta. 
Jak nie idzie, to nie idzie. 

W Rosji trwa nagonka na imigrantów. 


Kiedyś ten plakat wzywał do walki za swój kraj. Jego tytuł to "Matka Ojczyzna wzywa!". 
Teraz nawołuje do podpieprzania imigrantów, żeby to oni walczyli za Rosję. 
W efekcie armia rosyjska na Ukrainie jest coraz bardziej... różnorodna.


A to wszystko w momencie, kiedy w kolejnym regionie (tym razem Dagestan) hucznie wita się przesiedleńców ze Strefy Gazy, będących dość radykalnie podchodzącymi do życia muzułmanami. 


Posłanie ich do walki z "syjonistami i nazistami z Ukrainy" jest kwestią czasu. A oni, już i tak napompowani propagandą radośnie to zrobią. 

Zdaniem imama Ildara Aljautdinowa z Uzbekistanu to muzułmańscy imigranci uratują rosyjską demografię. 


Na razie na pewno ratują stan liczebny rosyjskiej armii. 


Brytyjczycy (oficjalnie BBC, a w rzeczywistości raczej MI6) policzyli (ustalając nazwiska), jaki jest udział poszczególnych kategorii bojców w rosyjskich stratach na Ukrainie. Niebieski to wagnerowcy i inne PKW, różowy - więźniowie, zielony - ochotnicy, fioletowy - mobiki i czerwony - kontraktowi. 
Imigranci lokują się we wszystkich zakresach, bo część (tych, którzy dostali paszporty) zmobilizowano, część wyciągnięto z więzień, część zaś zaangażowano czy to do PKW, czy jako kontraktowych. 

Szojgu po raz kolejny ogłosił zajęcie Marinki i zameldował o tym aktualnemu Putinowi. 


To naprawdę napoleoński suckcess. Po prawie dziesięciu latach od rozpoczęcia wojny i dwóch blisko latach otwartej inwazji udało się zająć dziesięciotysięczną osadę typu miejskiego, oddaloną o dwadzieścia kilometrów od Doniecka. Dzięki temu front przesunął się o... trzy i pół kilometra w stosunku do stanu wyjściowego w dniu 24 lutego 2022 roku.
Suckcess. 

Dowódca tego odcinka ze strony ukraińskiej wyjaśnił od razu, że SZU blokują pozycje rosyjskie wokół Marinki, a i w samej osadzie są wciąż jednostki ukraińskie. 
Jednak Rosjanie mają co świętować. 


Udało im się zamienić miasto w pustynię. Nawet rosyjski propagandysta Sładkow jest w szoku.

Poza tym nie ma znaczących zmian. 
Moskale próbują odzyskać pozycje na południe od Robotynnego, a ostatecznie wypchnąć Ukraińców z tej wsi i z Wierzbowego. 
Na południe od Marinki starają się za ciosem zająć Nowomichajłówkę.
Trwają walki w rejonie Awdijówki, ale sytuacja jest w miarę stabilna. To znaczy raz jedni wypchną przeciwnika z pozycji, raz drudzy.
Pod Bachmutem stabilizacja. Na razie Rosjanie nie są w stanie iść dalej. 

Stłumienie rosyjskiego natarcia pod Andrzejówką

Podobnie fiaskiem zakończyły się natarcia na Kupjańsk i próby zdławienia przyczółka pod Krynkami. 

Tymczasem pod Dąbrową koło Krzemiennej rosyjskie jednostki zaczęły szturmować własne pozycje. 


Prezydent Zełeński wrócił do tego, co umie najlepiej, czyli kreowania wizerunku i odwiedził 110 Brygadę pod Awdijówką, gdzie wręczył odznaczenia. 


Sto dziesiąta nosi imię bohatera Ukrainy i Polski, generała Marka Bezruczki, który w 1920 roku obronił Zamość. Jego grób znajduje się w Warszawie.


W Jebanarium po raz pierwszy o zakończenie walk zaapelowali deputowani do parlamentów republikańskich. Niedoszła kandydatka na prezydenta Rosji Jekaterina Duncowa uznała, że nie ma co rozpraszać kapitału społecznego, jaki zgromadziła i postanowiła zorganizować partię polityczną o antywojennym charakterze.
Autorzy apelu proponują zawarcie rozejmu na prawosławne Boże Narodzenie, czyli 6 stycznia, a czas świąteczny żeby przeznaczyć na negocjacje. 


Duncowa jest już na tyle rozpoznawalna, że pojawiły się ogłoszenia osób o podobnych nazwiskach, żeby ich z nią nie mylić.


Robota służb? 
Oczywiście. Ale podobnie, jak ruch "Droga do dmu", czyli "Białych szali", jest to forma kanalizacji narastających w rosyjskim społeczeństwie nastrojów antywojennych. Coraz więcej ludzi jest na nie i szukają kogoś, kto wyrazi ich odczucia. Lepiej, gdy ten ktoś będzie pod kontrolą, niż gdyby miał działać poza systemem, jak nie przymierzając Prigożyn. 
Skoro więc pojawiają się takie "niezależne" ruchy, to znaczy, że ferment oddolny jest już dość spory i służby przygotowują zmianę władzy, która odpowie na zapotrzebowanie społeczne. 
I raczej nie będzie to nikt z obecnie kluczowych postaci. 

A przy okazji Świąt i ruchów antywojennych. 
Arcybiskup Wiktor Piwowar ze Słowiańska nad Kubaniem (Rosja) ma kłopoty ze strony FSB za wielokrotne krytykowanie napaści na Ukrainę i nazywanie "specjalnej operacji wojskowej" wojną. Grozi mu osiem lat więzienia.


Z kolei arcybiskup Andriej Kordoczkin po dwudziestu latach w strukturach Cerkwi Putinosławnej uciekł do Konstantynopola, skąd krytykuje putinarchę Cyryla i zarzuca patriarsze, że oddał Cerkiew krwawemu bogu wojny. 


A teraz przypominamy sobie, że w Rosji nie ma instytucji niezależnych, a Cerkiew jest najgłębiej zindoktrynowana ze wszystkich. 
Czyli mamy już przygotowanie wymiany Cyryla na kogoś, kto przywróci normalne relacje z Konstantynopolem (na ten moment Cerkiew Putinosławna ma tam status heretyckiej).

Ruchy te mogą mieć związek ze słowami jednego z Putinów, który miał powiedzieć Chanowi-Cesarzowi Xi, że wojna potrwa do pięciu lat. Jakoś Pekin też nie ma ochoty na tak długi konflikt. To miała być mała, szybka wojna, a nie preludium do konfliktu światowego. 

Zmiana lidera Cerkwi, zmiana władzy świeckiej, zawarcie pokoju, zniesienie sankcji i powrót do starych dobrych interesów. 
Tylko służby, nacjonalizm i imperializm bez zmian. 
Czy to szykują w Rosji?

Aktualny Putin wygłosił noworoczne orędzie, ale jak się słyszało poprzednie, to wiadomo, co mówił. 


Pozdrowił rosyjskich bojców walczących za kraj, tylko nie powiedział gdzie. W przedwyborczej agendzie temat Ukrainy nie istnieje. 

W ramach psikusów noworocznych ukraińscy hakerzy włamali się na portal 1C-Rarus. System ten wspiera rosyjskie biznesy od sklepów internetowych, poprzez obieg bezgotówkowy aż do księgowości. Jego zablokowanie na kilka godzin sparaliżowało rosyjską gospodarkę.

Hakerzy włamali się też na serwery RoSSkomnadzoru, czyli Federalnej Służby ds. Nadzoru w Sferze Łączności, Technologii Informacyjnych i Komunikacji Masowej, czyli tamtejszej cenzury internetowej (jednej z kilku). W efekcie uzyskali mnóstwo danych o charakterze strategicznym, w tym dotyczących bezpieczeństwa infrastruktury krytycznej Rosji. 


Wreszcie 1 stycznia ukraińscy hakerzy wyłączyli w Rosji wszystkie terminale do płatności kartami. 




Czekam, kiedy wejdą na systemy programowania rakiet i przekierują je na Kreml. 

A czego w Nowym Roku życzą sobie Ukraińcy? 
Tego, czego wszyscy normalni ludzie. Pokoju. spotkania z rodziną, powrotu do normalności. 




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)