Dziennik wojny - trzysta trzydziesty ósmy, trzysta trzydziesty dziewiąty, trzysta czterdziesty, trzysta czterdziesty pierwszy, trzysta czterdziesty drugi, trzysta czterdziesty trzeci, trzysta czterdziesty czwarty, trzysta czterdziesty piąty, trzysta czterdziesty szósty, trzysta czterdziesty siódmy, trzysta czterdziesty ósmy, trzysta czterdziesty dziewiąty dzień trzeciego roku (1068, 1069, 1070, 1071, 1072, 1073, 1074, 1075, 1076, 1077, 1078, 1079)

Wracamy do tematu procesu ukraińskich generałów, o którym wspomniałem poprzednio, bo jest niezmiernie ciekawy.

Pułkownik Ilja Łapin oraz generałowie Artur Gorbenko i Jurin Gałuszkin zostali zatrzymani przez Państwowe Biuro Śledcze i kontrwywiad wojskowy (wchodzący w skład Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i nie podlegający GUR) za to, że w wyniku ich błędów Rosjanie zajęli w zeszłym roku niewielką część Obwodu Charkowskiego

O tym, co naprawdę stało się w maju w rejonie Wołczańska pisałem na bieżąco, od razu stawiając tezę, że była to zastawiona na Moskali zasadzka, która zasadniczo się powiodła. Kosztem utraty kilku małych i mało znaczących miejscowości, zaangażowano na tym odcinku kilkadziesiąt tysięcy bojców, z których większość już tam została. Zarówno przebieg działań wojskowych, opanowanie sytuacji w ciągu godzin, a także błyskawiczna ewakuacja ludności cywilnej pokazują, że Moskale byli tu oczekiwani. 
Podobnie, jak ujawnione po kilku dniach materiały ukraińskie, pokazujące, że SZU obserwowały podejście Moskali w rejon ataku, a nawet kontrolowały działania rosyjskiej V kolumny, wpuszczającej bojców "tylnymi drzwiami" do Wołczańska. 



Tymczasem obaj generałowie i pułkownik dostali zarzuty jakoby swoimi zaniedbaniami dopuścili do powodzenia rosyjskiego ataku. Rzekomo źle rozmieścili jednostki, źle ocenili możliwy kierunek rosyjskiego ataku, źle wydzielili odwody.
Nawet gdyby te zarzuty były prawdziwe, to nie są to tematy na sprawę karną. Postawić je mogli tylko debile, którzy wojnę znają jedynie z gier komputerowych. W prawdziwej wojnie obowiązuje zasada, że każdy plan jest doskonały do pierwszego kontaktu z przeciwnikiem. 
Zarzuty te są w iście bolszewickim stylu. Takie stawiano sowieckim generałom, którzy choć robili, co mogli, ponieśli porażki. 

Pułkownikowi Łapinowi zarzuca się oddanie bez walki kilku miejscowości i odmowę odbicia utraconych pozycji.
Czytaj: odmówił bezsensownego wytracania żołnierzy na szarpanie się o pozycje, których nie mógł utrzymać. 

Rzeczniczka Państwowego Biura Śledczego Tatiana Sepiał wprost powiedziała, że proces jest "w odpowiedzi na protesty społeczne", czyli że rzucają oficerów na żer tłuszczy, żądającej rozliczeń. A że ludzi bardziej wpienia to, co się dzieje w Donbasie, to nie ma znaczenia. 

Do tego wszystkiego ukraiński wymiar niesprawiedliwości zagrał w typowo bolszewickim stylu. Po postawieniu pierwszych zarzutów generała Gałuszkina zwolniono za kaucją. Nie zdążył opuścić budynku sądu, kiedy został znowu zatrzymany, postawiono mu kolejne zarzuty i tym razem osadzono w areszcie, bez prawa do kaucji.


Prośba generała Gałuszkina o pozwolenie mu na uratowanie honoru i skierowanie na front jako szeregowca

W wojsku wrze, a ukraiński kontrwywiad "wojskowy" dostał polecenie, żeby niedopuścić do porzucania przez podległych oficerom żołnierzy stanowisk i demonstracji poparcia dla nich. 

A to wszystko przy bezkarności ludzi generała Syrskiego, odpowiedzialnych za katastrofę w Obwodzie Donieckim. Generał Jurij Sodoł mimo odwołania z funkcji dowódcy Zjednoczonych Sił Zbrojnych nadal pozostaje nietykalny, choć ponosi on bezpośrednią odpowiedzialność za sytuację między Pokrowskiem a Wielką Nowosiłką. Odcinek wołczański w momencie ataku także jemu podlegał. 

Ale Sodoł jest człowiekiem Syrskiego, zaś trzej oskarżeni to ludzie Załużnego. 

A Załużny...

Załużny otwarcie odrzucił propozycję kandydowania w wyborach parlamentarnych z "drużyny Zełeńskiego". Jest w dodatku najbardziej popularnym człowiekiem na Ukrainie. 


Co prawda prezydent Zełeński nadal ma największe poparcie ze wszystkich polityków, a generał Załużny jak na razie politykiem nie jest, jednak kamaryla Zełeńskiego panicznie się generała boi. 

I tu jest przyczyna postawienia w stan oskarżenia oficerów związanych z Załużnym. W klasycznie bolszewickim stylu będą teraz trzymani w aresztach, żeby zaczęli zeznawać przeciw Załużnemu i być może Budanowowi. 
Choć próba zaczepienia tego drugiego może otoczenie prezydenta Zełeńskiego dużo kosztować. Mimo powtarzających się plotek Budanow jest poza zasięgiem polityków. 
Cóż, cechą jego zawodu jest mieć wiedzę, a ta wiedza jest jego polisą ubezpieczeniową. 

Cóż, władza upaja i uzależnia. Prezydent Zełeński miał szansę być bohaterem. Postanowił jednak zostać zerem. Bo kiedy żołnierze wrócą z frontu, to wyniosą go razem z biurkiem. Szczególnie po takich prostackich zagrywkach.

Tymczasem Ukraina ma poważniejszy problem, niż personalne rozgrywki. 
Fundacja "Inicjatywy Demokratyczne" i socjolodzy z Centrum Razumkowa przeanalizowali, jakie plany co do przyszłości mają Ukraińcy. 
I nie są to wiadomości pomyślne. 



W swoim kraju pozostać ma zamiar tylko siedemdziesiąt procent Ukraińców, przy czym co czwarty mężczyzna i co piąta-szósta kobieta. Jednak im młodsi, tym sytuacja wygląda gorzej i w grupie między osiemnastym a trzydziestym rokiem życia wyjazd na stałe deklaruje co trzecia osoba.

Co prawda wśród przyczyn planów wyjazdowych są te związane z wojną, ale na tym samym poziomie wskazywane są też problemy, których koniec działań wojennych nie rozwiąże: brak odpowiedniej pracy, zgodnej z kwalifikacjami (tak, wiemy, że za granicą tym bardziej jej nie znajdą, ale oni jeszcze  żyją złudzeniami), brak możliwości rozwoju, niedostateczne wsparcie państwa, chęć połączenia z rodziną. 
I owszem, są to w większości przypadków postawy roszczeniowe, oparte na złudzeniach i błędnych wyobrażeniach Zachodu. Ale to niczego nie zmienia. Jedna trzecia Ukraińców nie poczuwa się do więzi ze swoim państwem i społeczeństwem. 

Dla porównania w Polsce w lipcu ubiegłego roku wyjazd zarobkowy z kraju rozważał co siódmy Polak, choć wśród najmłodszych była to także jedna trzecia.


Przy czym najczęściej wskazywana przyczyna to po prostu wyższe zarobki (ale już o tym, że koszty życia też są wyższe, to większość nie wie). 


Wspominałem ostatnio o machinacjach GUR i ukrytym werbunku do struktur operacji specjalnych ukraińskiego wywiadu. 
I tu życie znów pisze ciąg dalszy. 

Po wycieczce premiera Słowacji Roberta Fico do Moskwy, a potem za niewiadomoczyje pieniądze do Wietnamu, Słowacy się nieco wkurzyli i przeprowadzili masowe demonstracje przeciw swojemu premierowi. 


Fico o zorganizowanie protestów oskarżył Ukrainę i członków walczącego po jej stronie Legionu Gruzińskiego.

Jednym z organizatorów "Słowackiego Majdanu" ma być Mamuka Mamulaszwili. 

Podstawą oskarżenia ma być fakt, że liderka protestów Lucia Sztasselowa osobiście zna Mamulaszwilego. No logika na poziomie Tomasza Piątka! Ta sama szkoła dochodzeniowa w stylu sowieckiego NKWD. W odpowiedzi Sztasselowa opublikowała powyższy post z komentarzem "Szykujemy przewrót"


Udział Mamulaszwilego w organizacji protestów miały potwierdzić też prorosyjkie władze Gruzji, co w zasadzie jest żadnym argumentem.

GUR w odpowiedzi oficjalnie poinformował, że Legionu już nie ma, a jego liderzy, w tym Mamulaszwili, nie są w strukturach Sił Zbrojnych Ukrainy. 

"Nie mamy waszego Gruzina i co nam zrobicie?"

Czy zatem GUR faktycznie wykorzystuje byłych członków jednostek międzynarodowych SZU do działań poza granicami Ukrainy?
Cóż...

Byliby głupi, gdyby tego nie robili! 
Ale czy faktycznie Gruzin ogarnia protesty na Słowacji? A czemu nie w Gruzji, czy Abchazji? 

Czy ma to związek z zauważalnym wzrostem przestępczości w wykonaniu Gruzinów w Polsce? 
Może mieć. Działalność wywiadowczo-dywersyjna i konspiracja wymaga sporej dawki tajności, w dodatku wykorzystuje przecież umiejętności znane ze świata przestępczego. Począwszy od zasad konspiracji aż po kwestie czysto techniczne, jak fałszowanie dokumentów. Żeby agenci czegoś, co umownie nazwiemy "antymoskiewską międzynarodówką" działali swobodnie, muszą mieć nie tylko parasol służb przyjaznego państwa, ale i korzystać z usług miejscowego podziemia przestępczego. Tyle, że zdanie się na miejscowych zwiększa ryzyko dekonspiracji. Zatem trzeba opanować najważniejsze obszary działalności przestępczej tak, żeby wykorzystać je do rycia pod kremlowskim murem. 

I zanim się oburzycie, to uprzejmie doniosę, że Polacy wielokrotnie robili to samo. W czasie zaborów na potęgę korzystali z usług świata przestępczego państw zaborczych i innych krajów europejskich (choćby emisariusze i kurierzy posiłkowali się pomocą fałszerzy i przemytników). O akcjach ekspropriacyjnych, jak elegancko nazywa się rabunek, typu akcja w Bezdanach, wszyscy wiedzą. 
Powiązania między konspiracją niepodległościową a światem przestępczym były tak mocne, że po odzyskaniu niepodległości struktury mafijne zbudowane zostały na bazie powiązań w środowisku dawnej Organizacji Bojowej PPS, a na ich czele stanął doświadczony bojowiec Łukasz Siemiątkowski "Tata Tasiemka"


Podobnie w czasie II wojny światowej konspiracja wróciła do współpracy ze światem przestępczym, a Tata Tasiemka do pracy niepodległościowej. Bo taka była konieczność. 

Wbrew mitom komunistycznej yntelygencji, w Powstaniu Warszawskim walczyli nie hrabiowie i profesorowie, czy raczej nie tylko, a przede wszystkim chłopaki i dziewczyny ze środowisk robotniczych, a często i z tak zwanego marginesu. Słynny Batalion "Parasol" rekrutował się przede wszystkim z wolskich, żoliborskich i marymonckich zakapiorów, nie mających żadnych skrupułów w walce. Oni nie hamletyzowali wzniośle, jak Aleksy Dawidowski (też chłopak z Żoliborza). Oni strzelali nie zadawali pytań. 

Cóż, wojna to czas, kiedy cały system wywraca się do góry nogami i to, co niepożądane w czasie pokoju, w czasie wojny jest na topie. 
Największą "przysługą", jaką komuniści oddali Żołnierzom Niezłomnym jest to, że nie pozwolili im się zdegenerować i pójść drogą "Taty Tasiemki". Patrząc na to, co działo się z weteranami walki o niepodległość po 1918 roku, można domyślać się, jak mogła się skończyć droga weteranów AK i NSZ, gdyby nie tępota komunistów. Paradoksalnie chcąc zniszczyć wojennych bohaterów, komuniści utrwalili ich legendę. 

Nie ma powodów, żeby teraz nie było podobnie. Tyle, że teraz z podziemiem kryminalnym współpracuje konspiracja antykremlowska, której mózgiem i ośrodkiem kierowniczym jest ukraiński GUR, ale wykonawcami przedstawiciele różnych narodów podbitych lub podbijanych przez Moskwę. 

A jak jesteśmy przy GUR to generał Budanow na spotkaniu z deputowanymi do Werhownej Rady miał powiedzieć, że jeśli nie nastąpią rozmowy pokojowe, Ukrainie grożą procesy społeczne, prowadzące do rozpadu państwa. 

Coś w tym jest, bo co prawda Ukraina nie ma tak zaawansowanego procesu rozpadu, jak Rosja, ale jednak pierwsze symptomy widać. Najostrzejszą formę mają one w bezpośrednich atakach na służby werbunkowe wojska. To już nie są ataki rękami, ale otwarte zabójstwa...


I ataki bombowe.

Między innymi w Charkowie...

Równem...

Czy Pawłogradzie.

Jednocześnie nasza znajoma Marianna Bezugla, zwana Bezumną, o ataki oskarża... pracowników służb werbunkowych. 

"Zabójstwo wojskowego z TCK - to skutek pracy TCK"

I oczywiście, ma ona rację, że fatalna obecnie polityka komunikacyjna władz ukraińskich, nieczytelność intencji i zamiarów oraz porażki na froncie generują frustrację, prowadzącą do agresji. Ale jednak oskarżanie ofiary o spowodowanie zamachu to czysto moskiewska retoryka. 

Faktem jest, że poczucie wspólnoty losu rozpada się i zachodnia część Ukrainy coraz mniej ma ochotę dzielić swój los ze wschodnią, czy centralną, częścią. Na to nakładają się różnice językowe i kulturowe pomiędzy regionami. 

Ale jednocześnie gwałtowny wzrost liczby wiernych odnotowuje ukraiński Kościół Grekokatolicki, zaś wyraźnie spada liczba wyznawców prawosławia. W wyniku wojennych przesunięć ludności Ukraina stanie się bardziej spójna etnicznie. Być może odbędzie się to jednak kosztem niektórych terytoriów, których mieszkańcy zostaną podpuszczeni do separatyzmu. 
Nie wiadomo przy tym, jak w tej sytuacji zachowa się armia. Wspólna walka buduje bardzo trwałe więzi i silną tożsamość. Powrót żołnierzy z frontu może ustabilizować sytuację. Ale do tego potrzebne jest przerwanie walk. 

W Jebanarium rytualnie, jak co roku zniknął gdzieś Tik-tok Pączuszek Don Kaukazu. Podobnie, jak rok temu od kilkunastu dni nie był nigdzie widziany. Opublikowano co prawda film z imprezy ku czci ojca Ramzana, czyli Achmata Kadyrowa.


Tyle, że budzi ono wątpliwości. Choćby takie, że Kadyrow jest nieodpowiednio ubrany, nie ma publiczności, jest aktywny, jak klient zakładu pogrzebowego i generalnie wygląda jakby został wklejony z innej bajki. 
Prawdopodobnie jest znowu na leczeniu. Film nie wygląda bowiem na wykreowany na szybko, tylko przygotowany zawczasu. Zatem wyciągnięto wnioski z zamieszania zeszłorocznego i przygotowano odpowiednią zasłonę dymną. 

Co do znikania, to Rosjanie znikają masowo. 


W ciągu zaledwie pięciu lat liczba spraw sądowych o uznanie za zmarłego lub zaginionego wzrosła ponad trzykrotnie, przy czym pięknie tu widać wpływ "operacji specjalnej" na to zjawisko. Kolor czerwony to "poszukiwanie przez dowódcę jednostki", a zielony "informacja tajna", zaś żółty to "powiązane z wojskiem". Wszystkie trzy kategorie kryją zarówno zgony (raczej odpowiadają im wnioski od rodzin - kolor niebieski), gdzie nie odzyskano ciała (jak wiemy, norma), ale też dezercje. Czego jest więcej? 
To trudno powiedzieć, bo przecież Moskwa te informacje skrzętnie skrywa. 

W rosyjskiej infosferze krąży film, mający przedstawiać kopanie i zapełnianie masowego grobu. Widoczne na filmie kontenery mają przywozić ciała bojców, które nie tylko są porzucane na polu walki bez pochówku, ale - jeśli uda się je odzyskać, na przykład po zajęciu terenu, to nie mają szans na godny pochówek, tylko są utylizowane w masowym grobie. 
Ma to być sposób na ukrycie faktu śmierci i unikanie przez moskiewskie państwo wypłat odszkodowań. 


Czy to fakt, czy ukraińska dywersja? 
Myślę, że dywersja na bazie pewnej rzeczywistości. To, że władze rosyjskie maskują skalę strat nie tylko w celu ukrycia faktu, że są one gigantyczne, ale także, jak wspomniałem, w celu uniknięcia wypłat odszkodowań. 

Z drugiej jednak strony, zarówno Moskale, jak i Ukraińcy giną na skalę masową. Ich zwłoki często nie są ewakuowane nie tylko ze względu na brak woli, ale i z powodu braku możliwości. Po zajęciu terenu zwycięzca musi jednak posprzątać, bo nie da się funkcjonować na masowym cmentarzu. W warunkach polowych nie ma czasu, ani możliwości na identyfikację często już mocno rozłożonych trupów, czy wręcz objedzonych przez zwierzęta szkieletów. Nie raz nie wiadomo nawet, w której armii denat służył, jeśli nie przetrwały oznaczenia, bo obie strony używają niemal identycznych mundurów typu multicam. Wszystkich znalezionych chowają po prostu w jednym dole.

I nie ma w tym niczego niezwykłego.
To standard w masowych wojnach. Tak powstały wszystkie cmentarze wojenne, jak te pod Verdun, w Stalingradzie, czy na Monte Cassino. 

Do tematu Jebanarium jeszcze wrócę.

Tymczasem administracja Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych ogłosiła ustami Marka Rubio, czyli aktualnego Sekretarza Stanu USA, odpowiednika naszego ministra spraw zagranicznych, że...
Stany Zjednoczone są na wojnie!
No dobra. Nie do końca, ale jednak. 


W wywiadzie dla Megyn Kelly poza całą masą innych ważnych rzeczy określił on bowiem swoją wizję polityki zagranicznej USA. 

Według Rubio jednobiegunowy świat, jaki powstał po zimnej wojnie, jest nienormalny i nadmiernie obciążył Stany Zjednoczone, które stały się rodzajem zastępczego "globalnego rządu", mającego pilnować pokoju na świecie nawet kosztem swoich interesów. Rubio uważa, że normalne jest, że każdy dba o swój interes i że nie należy się cofać przed wojną, choć jest zła, jeśli jest to jedyna droga do obrony swoich interesów. Rolą dyplomacji jest dla niego właśnie takie działanie, żeby interesy godzić i znajdować rozwiązania, unikając wojen. Sojusze zdaniem Rubio należy budować na bazie wspólnych interesów nawet jeśli uczestniczyć w tym będą ludzie, których nie zaprosilibyśmy na obiad i wolelibyśmy się z nimi nie spotykać. 

Bardzo zręcznie unika też pytania wprost o nadzieje Ukraińców, że Putin się zatnie w uporze, doprowadzając do utrwalenia się wrogości USA względem Rosji. Wyraża przy tym jednak zrozumienie dla ograniczeń w możliwych negocjacjach ze strony Ukraińców. 
- Mam na myśli, że pod koniec dnia ma – wyobraź sobie, że jesteś Ukraińcem, Rosjanie sprawili ci tyle cierpienia, a teraz pozwolisz im zatrzymać ziemię? Mam na myśli, że ludzie na Ukrainie byliby tym zdenerwowani i byś to zrozumiała. Ale istnieją dojrzałe (dojrzale rozumiane) realia życia na tej planecie i to tam ta praca będzie musiała zostać zdefiniowana. 
Jak na dyplomatę przystało, Rubio nie mówi niczego w formie, która rodziłaby jakiekolwiek zobowiązania. Przedstawia jednak Moskwie po raz kolejny ofertę porzucenia Chin i stanięcia po stronie Zachodu. 

Koresponduje z tym wypowiedź prezydenta Zełeńskiego, który powiedział:
Podczas pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę zginęło około 45.100 naszych obywateli, a 390.000 zostało rannych. Dziś nie możemy odzyskać całego naszego terytorium, myślimy realistycznie – nie możemy tracić milionów ludzi dla rezultatu, który może nie nadejść. Jestem gotowy usiąść naprzeciwko Putina przy stole negocjacyjnym, jeśli będzie to jedyna opcja osiągnięcia pokoju.
Tak wygląda obecnie Jar Czasów

I w tym kontekście należy rozumieć zarówno wypowiedź generała Budanowa do posłów (urabianie opinii), jak i procesy wojskowych. Bo to wojskowi mają ponieść winę i odpowiedzialność za błędy polityków. 

Z wypowiedzią Marka Rubio koresponduje też propozycja prezydenta Trumpa, że Stany odkupią od Ukrainy jej zasoby metali ziem rzadkich. 
Prezydent Zełeński potwierdził, że taka propozycja padła i że nie widzi przeszkód, żeby Stany odpowiednie koncesje dostały. 

Oczywiście, Moskale i ich rezonatory w Polsce już się prują, że "Trump wystawia rachunek" (tak, dzbany, kapitalizm polega na wystawianiu rachunków, tylko wasza "bratnia pomoc" zawsze polegała na masowym i niekontrolowanym rabunku), czy że "to o to chodziło!" (tak, o to chodziło Rosji).

W każdym razie jest to dość dobra polisa ubezpieczeniowa dla Kijowa. 
Dlaczego? 


Bo interesujące USA złoża to głównie Ukraina Wschodnia, w tym terytoria okupowane i te, które chce opanować Moskwa

I teraz będzie zabawnie, gdy Amerykanie na podstawie kontraktu z Kijowem zażądają od Rosji udostępnienia złóż pod Mariupolem. Moskwa będzie w kropce. Jeśli odmówi, naraża się na prawdziwą wojnę handlową, a i być może bezpośrednią interwencję US Army. Jeśli się zgodzi, uznaje ukraińską jurysdykcję nad tym obszarem. Tak źle i tak niedobrze. 
Oczywiście, Moskwa może domagać się podpisania kontraktu z nią, ale nie ma ona dobrej pozycji negocjacyjnej. 

Za to amerykański podatnik dostaje czytelną informację, co robią ich boysi na Ukrainie: chronią źródło litu do baterii w smartfonie amerykańskiego podatnika.
Proste? 

Równolegle wciąż idą uderzenia powietrzne na rosyjską infrastrukturę, a coraz więcej źródeł potwierdza, że ograniczenia w kwestii użycia zachodniej broni na terytorium Rosji zostały zniesione. 

Komunikat dla Kremla idzie więc taki:
Dogadajmy się, albo was zniszczymy.
A ciosy naprawdę idą potężne. 

Po uderzeniu ukraińskich dronów płonie rafineria w Kstowie koło Niżnego Nowogrodu

Cele na terenie Rosji zaatakowane w styczniu

I cele na terenie Rosji zaatakowane tylko między 27 stycznia a 2 lutego

Najczęstsze trasy rosyjskich dronów atakujących Rosję. Widać, że przy tym natężeniu nie ma systemu obrony powietrznej, który byłby w stanie to zatrzymać

Rozwija się też wymierzona w Rosję ofensywa propagandowa. 

Uruchomione zostało Radio "Wolna Sudża", nadające na terenie Obwodu Kurskiego. Jego audycje kierowane są między innymi do kadyrowców. Przypomina im się w nich ideę wolnej Czeczenii i co Rosjanie w Czeczenii zrobili. 

"Bądź sobą, Wajnachu (grupa etniczna, do której należą Czeczeni i Ingusze), słuchaj radia "Wolna Sudża" i wycieraj nogi o rosyjską flagę"

Ogłoszono też utworzenie w ramach SZU nowej jednostki "Legionu Stepowego" dla bojców z narodów koczowniczych Środkowego Wschodu. 

Sytuacja więc jest taka, że Ukraina zgodziła się na amerykańskie warunki, a to Moskwa poddawana jest obecnie presji na ich przyjęcie. 

Co Moskwa na to? 

W Rosji zaczyna się też urabianie w kierunku pokojowym. (Niedo)rzeczniczka (braku) Praw Obywatelskich Rosji Tatiana Moskalkowa (ta, która nie widziała problemu w pobiciu na terenie Czeczenii dziennikarki Jeleny Miłaszyny i jej ochroniarza, ani w uprowadzeniu, pobiciu i skazaniu Nikity Żurawela - też w Czeczenii), odkryła nagle, że...
UKRAIŃCY TEŻ SĄ LUDŹMI!

Ogłosiła to odkrycie na posiedzeniu Dumy Państwowej, powołując się na relacje rosyjskich bojców, którzy wrócili z niewoli i opowiadają, że życie i zdrowie zawdzięczają ukraińskim ratownikom. Cytowała opowieści deportowanych na Ukrainę z obwodu kurskiego cywilów (którzy wrócili do Rosji), mówiących o żołnierzach ukraińskich, dzielących się z nimi przydziałami żywności. 
Zauważyła też, że 
- Wśród ukraińskich żołnierzy jest wielu prawosławnych chrześcijan i musimy się troszczyć o ich dusze i duchowość.
Ludzka pani. 

Oczywiście, nie zrobiła tego sama z siebie. Wyrecytowała swoją rolę. 
Co z tego wynika? 
Ano to, co powiedziała, że relacje Moskali, którzy wrócili z Ukrainy, podważają coraz skuteczniej oficjalną antyukraińską propagandę. Liczba tych relacji zbliża się do punktu krytycznego, w którym społeczeństwo odrzuci narrację, że każdy żołnierz SZU i każdy Ukrainiec to nazista i banderowiec. Zmienia się to na "nie wszyscy oni są źli, zdarzają się dobrzy" i w domyśle "ale reszta to naziści i banderowcy, a kieruje nimi Żyd-nazista, a to zło najgorsze". 

W każdym razie jest to symptom, że propaganda wojenna w Rosji się zużywa i trzeba ją zastąpić czymś nowym. Czymś, jak bajki o "dobrych Niemcach" z okresu wojny (ci dobrzy mieli mieszkać w komunistycznym enerdówku i jakoś nikt nie zadawał pytania, czemu zawsze antypolscy Brandenburczycy, zniemczeni potomkowie antypolskich Weletów, mieliby nagle stać się dobrzy). 

Licząc się z koniecznością odpuszczenia Ukrainy, Rosja już niemal otwarcie szykuje aneksję Białorusi. Co prawda "wybory" na białoruskiego genseka odbyły się i jak dało się przewidzieć, "wygrał" je Łukaszenka, uzyskując skromne osiemdziesiąt cztery procent. Jednak Rosja sukcesywnie nasyca Białoruś swoim sprzętem wojskowym. 

To tylko transporty w 2024 roku. Nie licząc z roku poprzedniego. Ponad dwieście wagonów, bez określenia, co to jest. Odbiorcami są jednostki artylerii, bazy lotnicze, jednostki pancerne. Słowem, wszystko. Analizując skąd wyszły transporty, nie chodzi o pełne sztuki uzbrojenia, a o komponenty

Jednocześnie dziś przedstawiona została Dumie do ratyfikacji umowa Rosji i Białorusi w sprawie wzajemnych gwarancji bezpieczeństwa
- Przewidziane w umowie środki pozwolą zapewnić dodatkową obronę suwerenności naszych państw oraz nienaruszalności ich terytoriów 
- powiedział przewodniczący Dumy Wiaczesław Wołodin. 

Artykuł 5 umowy przewiduje, że 
W celach zapobiegania i odpierania aktów agresji, wymienionych w punkcie 1 artykułu 4, wobec Republiki Białoruś, na terytorium Republiki Białoruś mogą zostać utworzone obiekty wojskowe i inne Federacji Rosyjskiej, a także rozmieszczone formacje wojskowe Federacji Rosyjskiej.
W przypadku 

celowego stworzenia zagrożenia dla suwerenności, niepodległości czy ustroju konstytucyjnej, niepodzielności terytorium i granicy zewnętrznej Państwa Związkowego
Rosja i Białoruś udzielą sobie wzajemnie

natychmiastowej wojskowej, wojskowo-technicznej i innej pomocy na oficjalną prośbę strony, która doznała agresji lub bezpośredniego zagrożenia agresją.
Oznacza to z jednej strony możliwość użycia wojsk białoruskich w Obwodzie Kurskim, a z drugiej nie tylko otwiera formalną możliwość faktycznej okupacji Białorusi przez Rosję, ale też stwarza furtkę do aktywnej akcji zaczepnej na granicy Białorusi z państwami NATO. Pretekst, zgodnie z zasadą idoli obu tyranów, nie ma znaczenia. 

W tym kontekście nawiązując do wątku o rosyjskich czołgach i ich produkcji, daje się zauważyć radykalny spadek liczby zniszczonych rosyjskich czołgów. 


Oczywiście, ma to ścisły związek z tym, że broń pancerną generalnie z linii wycofano. Ale nadal są produkowane, zatem...
Gdzie się te nowe podziewają? 

Bo nie wierzę w to, że te najnowsze typy są niezniszczalne, ani że ich nie produkują. 





I owszem, możemy się podniecać osłami na froncie (hłe, hłe, hłe, kawaleria też już została spisana na straty, a Moskale na potęgę korzystają z transportu konnego), ale zadajcie sobie pytanie, co się dzieje z nowo wyprodukowanymi pojazdami? 

Dzieją się też dziwne rzeczy w samych Stanach Zjednoczonych. 

3 stycznia nad Waszyngtonem zderzył się pasażerski samolot z wojskowym śmigłowcem. W wyniku zderzenia zginęła trzyosobowa załoga śmigłowca i sześćdziesiąt siedem osób będących na pokładzie samolotu. 



Tragedia. 
Niby nic niezwykłego. Noc. Rzeka, zakłócająca postrzeganie (odbicia świateł - kto prowadził samochód nocą w czasie ulewy po mokrej jezdni, wie, o czym piszę). Gęsty ruch w powietrzu. 


Prosi się o katastrofę. 
Trump przemawiając zaraz po zdarzeniu, podkreślając, że nie jest znana przyczyna wypadku, zwrócił uwagę na obniżone standardy, obowiązujące kontrolerów lotów FAA, co jest skutkiem "polityki inkluzywności". I tak, jest to problem w USA (i nie tylko tam). 

Zaraz jednak zaczęła się jazda. W mediach społecznościowych, jakoś dziwnie powiązanymi z narracją promoskiewską, zaczęły się pojawiać rewelacje, że armia zataiła dane czwartego członka załogi.

Miał/a być nim Jo Elis, transpłociowy/a pilot/ka.  I to on/a miał/a faktycznie pilotować śmigłowiec

Elis na drugi dzień opublikował/a w mediach swój "dowód życia", wyrażając oburzenie manipulacją. I słusznie. 

Faktycznym pilotem była stuprocentowo kobieca kapitan Rebecca Lobach (pięćset godzin wylatanych), a wspierał ją stuprocentowy mężczyzna starszy chorąży Andrew Leaves (tysiąc godzin wylatanych). Żadne więc nie było żółtodziobem. Lobach w wojsku była od czasów studenckich, kiedy wstąpiła do Gwardii Narodowej.

Czekacie na niuanse? 

Oto one. 
Oba statki powietrzne wykonywały manewry. Samolot lądował, śmigłowiec zmieniał korytarz powietrzny. To bardzo trudne operacje, wymagające pełnej współpracy z kontrolerami z ziemi i sprawnej łączności. 

Śmigłowiec leciał na pułapie o około stu metrów zbyt wysokim, jak na procedury w tym rejonie. Śmigłowce w pobliżu lotniska im. Ronalda Reagana w Waszyngtonie nie mogą wznosić się powyżej dwustu metrów. Black Hawk leciał na prawie trzystu. Nie powinno go tam w ogóle być (i na to zwracał uwagę prezydent Trump).

Kontrolerzy dwukrotnie wywoływali pilota śmigłowca, informując go, że jest na kursie kolizyjnym z samolotem. Najpierw na trzydzieści sekund przed kolizją, potem na pięć sekund przed kolizją. 
Zdecydowanie za późno!
Śmigłowiec jednak nie odpowiadał. 

Na około siedemset metrów przed pasem startowym, na pułapie dwa tysiące czterysta metrów samolot przestał wysyłać sygnał ADS-B, pozwalający zlokalizować go i ustalić parametry lotu (korzysta z niego flightradar). Na radarach był, ale nic ponadto. 

Czyli mamy bardzo interesującą sytuację, kiedy nagle w sytuacji kolizyjnej zrywana jest łączność, a kontrolerzy mają ograniczoną możliwość oceny sytuacji. 

I teraz najciekawsze. Wśród ofiar katastrofy była trójka rosyjskich łyżwiarzy, którzy wyjechali z Rosji i kontynuowali karierę w Stanach. 

Sprawa co najmniej dziwna. 
Szczególnie, że to jedna z trzech katastrof lotniczych, jakie wydarzyły się w USA w jednym tygodniu, nie licząc wybuchu i pożaru w rafinerii w Kalifornii. 
Jak wiecie, nie wierzę w przypadki. 

Rosja szykuje się zatem na wielką wojną, ale jednocześnie postępuje erozja Rosji jako państwa. 
Opisane wyżej reakcje Rosjan z Obwodu Kurskiego, którzy mieli szczęście dostać się pod opiekę ukraińskiego wojska, jest w rażącej kolizji z tym, jak traktowani są ich sąsiedzi, którzy w Rosji pozostali. 

Nie dość, że uciekinierzy z zagrożonego rejonu zostali z niczym, jak powodzianie z Kotlinie Kłodzkiej...

Tu manifestacja ewakuowanych z Sudży, którzy w Kursku domagali się realnej pomocy

A tu przewodnicząca rady wsi Koreniewo opowiada o sytuacji mieszkańców, również prosząc o pomoc. Skarży się na wciąż trwające rabunki... Tyle, że Ukraińcy do Koreniewa nie weszli. A rabunków (nie tylko tam) dokonują...

Moskiewscy bojcy. Ten tutaj to jeden z achmatów

Na dodatek kilka dni temu Moskalom udało się zbombardować internat w Sudży, pełniący rolę tymczasowego schronienia dla uciekinierów

Rosyjskie władze wolą nie mówić o Obwodzie Kurskim, bo to, jak już pisałem, klasyczny wrzód na dupie. Od tego się nie umiera, ale ani usiąść, ani opowiedzieć... 

Zatem Kreml postanowił temat zamilczeć. W styczniowych wystąpieniach jednego z Putinów o kurszczyźnie wspomniano tylko raz

Ewakuowane rodziny tych, co pozostali (na terenach okupowanych przez Ukraińców ma pozostawać około trzech tysięcy miejscowych cywilów, zorganizowali flash-mob "Ja-My Potrzebni Ludzie - Sudża". 






W nagranych filmikach opowiadają, jak cierpią ich bliscy, których... sami porzucili spieprzając przed Ukraińcami. 

Jak tego pijaczka...

Czy tę staruszkę.

- Oni stali się zbyt chciwi 
- mówi o uciekinierach niezawodny czeczeński troll Apti Alaudinow. 


Jeszcze w sierpniu gwarantował, że Obwód Kurski zostanie wyzwolony, a dziś wali wprost:

- Sami se swoją wiochę wyzwólcie!

Ma jednak o tyle rację, że opór społeczny na terenach zajętych przez Ukraińców nie istnieje. Rosjanie nie chcą się wyzwalać. 

Na ukraińską ofensywę dronową Moskale odpowiadają wciąż anemicznie










Jedynie w nocy z 31 stycznia na 1 lutego wykonany został zmasowany atak rakietowy (ciekawe, że nigdzie nie widać obrazka ze statystyką tego ataku).


Upadek zagubionej rosyjskiej rakiety Ch-55/101. Tu nikomu nic się nie stało

Choć boleśnie. 

Największa tragedia to trafienie w czasie ataku rakietowego w klatkę schodową cywilnego domu w Połtawie. 




Bilans to czternastu zabitych, w tym dwoje dzieci.

Między innymi dziewięcioletnia Sofia Jaworska

W czasie ostrzału dronowego Sum, gdzie zginęło jedenaście osób, śmierć poniósł osiemnastoletni Denis Żurba.


Za to najciekawszy jest atak z 31 stycznia wieczorem, kiedy drony uderzyły w zabytkowe centrum Odesy, niszcząc zabytkowy hotel "Bristol". W rejonie ataku (w hotelu) mieli w tym momencie przebywać norwescy dyplomaci, ale także brytyjscy i holenderscy eksperci wojskowi oraz... szef GUR Cyryl Budanow! Generał miał z gośćmi koordynować ataki na Krym. 


Ostatecznie Budanow miał z rejonu ataku oddalić się zanim do niego doszło. 
Cóż... Szef wywiadu ma dość dużo źródeł, które dadzą mu sygnał
- Uciekaj!
Mimo ogromnych zniszczeń nikt nie zginął, jest tylko trochę rannych. 

Przechodzimy na front.

Ukraińcy podjęli działania zaczepne koło wspomnianej już Sudży. 


Prawdopodobnie SZU próbują wykorzystać wycofanie z linii oddziałów koreańskich, które po ciężkich stratach zostały odesłane na tyły. Kim uzyskał, co chciał, czyli ma doświadczonych w boju ki ostrzelanych szkoleniowców i dowódców. Więcej nie potrzebuje. 

„Ruch wroga jest rejestrowany, a siły się gromadzą. Być może zrobią coś w nocy lub rano... Nasi chłopcy będą mieli nieprzespaną noc”.

Moskale radośnie ogłosili "powstrzymanie wroga". Siedem kilometrów w głębi własnego terytorium. 


80 Brygada Desantowo-Szturmowa atakuje w Obwodzie Kurskim 

W rejonie Kurska pojawiły się koreańskie wyrzutnie rakietowe, udające cywilne ciężarówki.

Broń typowo terrorystyczna, zdejmująca z drugiej strony odpowiedzialność za atakowanie celów cywilnych


Ukraińcy rozpoczęli też kontry pod Dworyczną

Mapka od Artura Micka

oraz koło Senkowe, czyli w wyłomie na wysokości Berestowego, gdzie starają się zlikwidować rosyjską próbę utworzenia przyczółka.

Mapka od Artura Micka

Koło Tern Moskale nieznacznie poszerzyli przyczółek, ale bez zajęcia Jampola nie ma on większych szans się utrzymać. 


Jar Czasów obecnie wygląda tak.


Rosjanie od tygodnia w zasadzie tu ugrzęźli.

Podobnie wszystko stanęło pod Toreckiem.

Na wschód od Pokrowska pod Wozdwyżenką toczą się walki o skrzyżowanie, którego opanowanie da Moskalom kontrolę nad południowym szlakiem zaopatrzenia Konstantynówki. 


Postępy pod Pokrowskiem nieznaczne. Na południe od miasta Moskale kontynuują zajmowanie równiny. 

Na południe od "języka" Stare Terny można spisać na straty. Moskale chcą zająć Konstantynopol i odciąć siły ukraińskie, które są w rejonie Daczne-Ulakły. 


Natarcie z południa na tym odcinku mocno zwolniło, co daje Ukraińcom trochę oddechu.

Na odcinku Wielkiej Nowosiłki brak znaczących zmian. 

Generalnie dynamika rosyjskich postępów terenowych znacząco spadła w minionych dwóch miesiącach

Dowódcą Grupy "Chotyca", obejmującej cały front wschodni został generał Michał Drapaty, jednocześnie będący dowódcą wojsk lądowych. Zobaczymy, czy to coś da. 

"Trójka" Azow werbuje operatorów dronów, obiecując spokojną i "bezpieczną" służbę

Moskale obchodzą 270-lecie Państwowego Uniwersytetu Moskiewskiego

Transportowce "Sparta" w obstawie okrętów wojennych ewakuują sprzęt z Syrii.


Ale coś poszło nie tak i "Sparta" bez numerka zaczęła się palić.


Za to mimo mobilizacji flot NATO Moskalom udało się przerwać kolejny kabel na Bałtyku.


Jedyne sensowne rozwiązanie to po prostu uznać każdą rosyjską jednostkę jako uczestniczącą w wojnie i zakazać wychodzenia w portów. 

Za to na "opanowanej przez banderowców" Ukrainie ogłoszono zbiórkę na odbudowę zniszczonego rok temu przez rosyjski dron Muzeum Suchewycza. Ideologia banderowska i jej głosiciele są tam tak popularni, że przez trzynaście miesięcy z potrzebnych trzydziestu pięciu milionów hrywien zebrano... całe pięćset tysięcy! Aż z pomocą musiał przyjść faktycznie banderowski mer Lwowa Andrzej Sadowy i przekazać "darowiznę" z budżetu miasta. Zamieszkanego również przez Polaków. 


Ale sprawa wzajemnych relacji i jak to rozgrywa Moskwa, to wątek na następny wpis.

-------------------------------------------------

A następny wpis będzie pewnie jakoś za tydzień, bo wyjeżdżam z młodzieżą na zimowisko i nie wiem, czy będą warunki do pisania. 

Pozostańcie w nasłuchu. 

Komentarze

  1. W przypadku katastrofy lotniczej w Waszyngtonie pułapy są w stopach, nie metrach.
    A pikanterii sprawie dodaje fakt, że śmigłowiec leciał jako "PAT" (Priority Air Transport) czyli transport najważniejszych osób w państwie. Stąd być może reakcja Trumpa, który niespecjalnie przejmuje się innymi, ale tu mu się włączył tryb "to mogłem być ja". Wszystko wskazuje jednak tu na katastrofę - poprzedniego dnia był przypadek zbliżony, tylko samolot zdołał zrobić go-around. Było tam ogromne natężenie ruchu i kowbojskie procedury (zresztą - takie obowiązują na wielu lotniskach USA w przeciwieństwie do bardziej uregulowanej Europy) i było kwestią czasu, kiedy prowadzenie ruchu na gębę ("widzisz samolot, to się trzymaj od niego z daleka" - tylko widział najpewniej następny w kolejce samolot i "utrzymuj visual separation") skończy się tragedią.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - dni osiemdziesiąty pierwszy, osiemdziesiąty drugi, osiemdziesiąty trzeci, osiemdziesiąty czwarty, osiemdziesiąty piąty, osiemdziesiąty szósty, osiemdziesiąty siódmy, osiemdziesiąty ósmy i osiemdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (811, 812, 813, 814, 815, 816, 817, 818 i 819)

Dziennik wojny - dzień sto dziewięćdziesiąty trzeci, sto dziewięćdziesiąty czwarty, sto dziewięćdziesiąty piąty, sto dziewięćdziesiąty szósty, sto dziewięćdziesiąty siódmy, sto dziewięćdziesiąty ósmy, sto dziewięćdziesiąty dziewiąty, dwusetny, dwusetny pierwszy, dwusetny drugi, dwusetny trzeci, dwusetny czwarty, dwusetny piąty, dwusetny szósty, dwusetny siódmy, dwusetny ósmy, dwusetny dziewiąty, dwieście dziesiąty, dwieście jedenasty, dwieście dwunasty, dwieście trzynasty, dwieście czternasty, dwieście piętnasty, dwieście szesnasty, dwieście siedemnasty, dwieście osiemnasty, dwieście dziewiętnasty, dwieście dwudziesty (922, 923, 924, 925, 926, 927, 928, 929, 930, 931, 931, 932, 933, 934, 935, 936, 937, 938, 939, 940, 941, 942, 943, 944, 945, 946, 947, 948, 949, 950)

Dziennik wojny - dzień sto siedemdziesiąty dziewiąty i sto osiemdziesiąty trzeciego roku (909 i 910)