Dziennik wojny - siedemdziesiąty siódmy, siedemdziesiąty ósmy, siedemdziesiąty dziewiąty i osiemdziesiąty dzień trzeciego roku (807, 808, 809 i 810)
Ledwo napisałem o przygotowaniach Rosjan pod Charkowem, Moskale właśnie tam zaatakowali. Jeszcze dzień wcześniej zastępca dowódcy ukraińskiej jednostki GUR "Kraken" (z której wywodzi się generał Budanow) oceniał rosyjskie siły na tym kierunku na pięćdziesiąt tysięcy.
Dużo to czy mało?
Zależy, ilu żołnierzy przeciw nim wystawiła na tym odcinku Ukraina. W Obwodzie Donieckim, w rejonie Marinki i Awdijówki przeciw około pięćdziesięciu tysiącom Ukrainców walczy ponad sto tysięcy Rosjan. I to daje Rosjanom powolny postęp na niektórych kierunkach.
Trudno zgadywać, ilu żołnierzy mają Ukraińcy pod Charkowem, ale zważywszy, że umocnienia są tu budowane od roku i że z tego rejonu operowały Rosyjski Korpus Ochotniczy oraz Legion "Wolność Rosji", że przygotowania rosyjkie były obserwowane od dłuższego czasu, można się domyślać, że rejon Charkowa jest mocno obsadzony i dobre przygotowany do walki.
Najlepszy dowód, że ewakuacja cywilów zaczęła się natychmiast, kiedy w piątek Rosjanie zaczęli natarcie. To znaczy, że władze cywilne były przygotowane do działania.
Ta babcia odmawia ewakuacji. Chce do końca zostać w domu w Wowczańsku
Rosyjski atak zaczął się od ostrzału na całej praktycznie linii frontu. Miało to chyba przykryć faktyczny kierunek natarcia i wprowadzić ukraińskie dowództwo w błąd.
Rosyjskie rakiety ostrzeliwują rejon Charkowa
Bo nie ma ono danych z rozpoznania satelitarnego i powietrznego i nie wie, gdzie zgromadziły się znaczne rosyjskie siły. Już to pokazuje, jak Rosjanie nie rozumieją współczesnego pola walki i wciąż działają, jakby to był rok 1945.
Ataki przez cały piątek szły na kilku kierunkach na raz, w tym koło Staromajorskiego na południu, ale i tak największe postępy Moskale uzyskali koło Charkowa, zajmując cztery wsie i łącznie osiemdziesiąt kilometrów kwadratowych w dwóch rejonach:
- na północnych przedmieściach Wowczańska
- na północ od Charkowa.
Oba kierunki natarcia są trochę bez sensu. Topografia Wowczańska w zasadzie uniemożliwia prowadzenie stąd ataku na Charków.
Jedyny mający sens kierunek to na południe do Kupjańska i Izjum oraz na wschód do Urazowa. I też widać, że taki kierunek, wzdłuż Dońca chcą przyjąć atakujący.
Szczególnie, że została zerwana tama na Dońcu, co w zasadzie uniemożliwia Moskalom działanie w kierunku Charkowa, ale też utrudnia Ukraińcom zaopatrywanie własnych sił nad Oskilem i koło Kupjańska
Podobnie jest z drugim kierunkiem. Tu po prostu nie za bardzo jest gdzie rozwijać natarcie, a Ukraińcy mogą spokojnie zablokować je w Barszczowej. W dodatku między Lipcami a Barszczową nacierający będą "defilowali" przed ukraińskimi stanowiskami na wzgórzach.
Oczywiście, generał Łapin, dowodzący Grupą Północ, będzie chciał wziąć odwet za porażki w rejonie Charkowa w 2022 roku, ale dodatkowo może być czynnik komplikujący mu sytuację. Głód sukcesu może zaciemniać mu obraz i odbierać zdolność krytycznej analizy.
Łapina dodatkowo może motywować śmierć jego syna, który poległ na Ukrainie w ostatnich dniach |
W każdym razie na tę chwilę Moskalom udało się zająć fragmenty "szarej strefy" - ziemi niczyjej, przedpola, na którym operowały jedynie wysunięte jednostki ukraińskie, których zadaniem było narobić hałasu i spowolnić marsz wroga. Zasadnicza linia ukraińskich umocnień dopiero przed Moskalami.
Ponieśli przy tym ogromne straty, wpadając pod ogień przygotowanej (a jakże) ukraińskiej artylerii.
Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że Łapin do swojej operacji dostał jednostki ściągnięte z innych odcinków frontu. Czyli tam ich zabraknie, a tu też niewiele zrobią.
Jedna z masakr rosyjskiej armii na kierunku charkowskim. Dziesięć pojazdów z bojcami i zanim dotarły do ukraińskiej granicy. |
Bardzo profesjonalny atak rosyjskiej piechoty na kierunku charkowskim
Ten pojazd też nie dojechał do ukraińskiej granicy, gdy spotkał się z dronem-samobójcą. W momencie trafienia pojazd był załadowany bojcami
Cały dzisiejszy dzień trwały walki o wciąż ostrzeliwany Wowczańsk, który dziś rano wyglądał tak
Tymczasem w Charkowie...
ludzie grillowali...
a maturzyści szykowali się do balu.
Dziś rano huknęła także wiadomość, że okrutni Ukraińcy trafili rakietą budynek mieszkalny w Białogrodzie, który się zawalił.
Już podczas akcji ratowniczej na niosących pomoc runęły resztki klatki budynku.
W efekcie zginęło siedem osób, a siedemnaście zostało rannych.
W rosyjskim Telegramie zawrzało. Zaczęły padać oskarżenia pod adresem Ukraińców, którzy mieli popełnić zbrodnię wojenną (bo prawo do zbrodni wojennych mają tylko Moskale).
Komentujący nie potrafili jednak określić, jaki pocisk trafił w blok |
W dodatku sama zarejestrowana kamerą eksplozja jest dziwna. Przerobiłem film na poklatkowy, gdzie każdej klatce dałem dwie i pół sekundy ekspozycji.
Przyjrzyjcie się.
Uderzenie ma miejsce DOKŁADNIE o godzinie 11:21:00. Ani sekundy wcześniej, ani później. Równo.
Dziwne, choć teoretycznie możliwe.
Ale co ważniejsze, nie widać nadlatującej rakiety, a te zawsze w ostatnich sekundach przed wybuchem są na filmie widoczne.
Po trzecie, wybuch następuje DOKŁADNIE w wejściu do klatki schodowej. Może się zdarzyć, ale to już drugi dziwny przypadek w tym wydarzeniu.
Po czwarte, cały impet wybuchu idzie poziomo przy ziemi na podwórko. Tymczasem przy eksplozji rakiety, gdyby uderzyła od strony Ukrainy (czyli południowej), eksplozja powinna pójść we wszystkich kierunkach, w tym do góry.
Wniosek z tego jest dość oczywisty.
Wybuch nastąpił WEWNĄTRZ budynku i przez drzwi oraz okna na parterze poszedł na podwórko.
Rosyjskie Ministerstwo Zabijania Własnych Cywilów po kilu godzinach ogłosiło, że wybuch był spowodowany własną rakietą przeciwlotniczą S-300, która nie poleciała, jak trzeba (co ciekawe, rakiety dostarczone przez Koreę Północną mają zwyczaj nie dolatywać do celu i zbaczać z trasy).
Na dowód pokazano szczątki rakiety.
I temat zamknięto.
Do frontu jeszcze wrócę.
Na razie inne tematy.
Szojgu nie jest już ministrem napadania na sąsiadów... Ale nie cieszcie się, kieruje Radą Bezpieczeństwa Narodowego, czyli dostał kopa w górę.
Ale po kolei.
We wtorek 7 maja miała miejsce koronacja... inauguracja Putina na kolejną kadencję jako prezydenta Rosji. Już piątą.
Formalnie prezydent Rosji może piastować urząd przez dwie kadencje, ale Putin tak przekręcił przepisy, że zasiada na tronie po raz piąty (dwie normalne kadencje, wymiana na jedną kadencję z Miedwiediewem, druga pierwsza kadencja, zmiana konstytucji i liczymy od nowa).
Tak więc na Kreml przyjechała sama śmietanka Jebanarium.
Pojawił się nawet Tik-tok Książę Don Kaukazu, tryskający energią i dynamiką. Przy okazji przypatrzcie się Delimanowowi, jak się porusza, a szczególnie, jak stoi. Ciekawe są te sztywne nogi, no nie?
W swoim wystąpieniu inauguracyjnym jeden z Putinów nie powiedział nic nowego poza tym, że obecna wojna to ciąg dalszy II wojny światowej (w tę retorykę idzie teraz moskiewska propaganda, ale o tym za chwilę)
Na koniec książę moskiewski poszedł do cerkwi udawać religijnego
Całą imprezę większość normalnego świata zlała. Z Unii Europejskiej byli tylko przedstawiciele Węgier, Serbii i Francji. Pozostali to albo "Globalne Południe", albo dawne republiki ZSRS, bo jeden z Putinów przy okazji zrobił szczyt OUBZ, czyli takiego posowieckiego EWG. Podczas szczytu premier Armenii Nikol Paszynian otwarcie oświadczył, że w zasadzie zrywa związki z dawną metropolią (co jest zrozumiałe w kontekście, jak mu Moskwa znowu próbuje mieszać w kraju).
Jeszcze zaplanowany już wyjazd do Chin, złożenie hołdu lennego Cesarzowi i można przez kolejne pięć lat terroryzować okolicę.
Margareta Simonjan, czyli jedna z medialnych suk Putina oświadczyła rozpromieniona, ze pomacała bicka Kadyrowa i jest on twardy, jak kamień (bicek, nie Kadyrow).
Hm... Może jednak jej się z inną częścią pomyliło... Bo tam było ciemno.
I znowu zabawna historia, bo to tak, jak u nas z nagłośnieniem byłego ministra Kierwińskiego:
im bardziej zaprzeczasz i udowadniasz, że nie jest tak, jak mówią, tym bardziej ludzie są przekonani, że coś jest na rzeczy.
To się fachowo efekt bumerangu nazywa.
To było 7 maja. A już 9 maja miała miejsce wielka uroczystość z okazji Dnia Zwycięstwa, czyli zakończenia II wojny światowej w Europie.
Paradę swoją obecnością zaszczycili prezydenci Białorusi (no jakżeby nie?), Kazachstanu, Kirgistanu, Tadżykistanu, Turkmenistanu, Uzbekistanu, Kuby, Laosu i Gwinei Bisau.
Obecność narodów dawnego ZSRS jest zrozumiała, to była także ich wojna. Reszta totalnie temat zlała.
Czaicie?
Rosjanie zawsze chwalili się swoimi technikami kontroli pogody, a tu jak raz, znów nie wyszło.
Praktycznie cała parada była tupana
Jednym czołgiem był muzealny T-34, reszta to różne pojazdy kołowe
Cała parada była bardziej nędzna, niż zeszłoroczna i chyba tylko ten zgubiony przez kogoś but był ciekawy.
Jeszcze tylko wieniec pod pomnikiem i kiedy już wszystko przebrzmiało, zaczęły się roszady.
Nowym premierem został stary premier, czyli Michaił Miszustin. W ramach tego, że on został premierem, prezydent wyznaczył mu ministrów.
Szojgu został pozbawiony wpływu na wojsko i przeszedł na sekretarza Rady Bezpieczeństwa Narodowego. To klasyczny kop w górę. Niby większa pozycja i prestiż, ale faktyczna władza niewielka |
Ciekawe, jak to się rozwinie.
Na razie nastąpiła gwałtowna przecena portretów pasterza reniferów.
Korzystając z moskiewskich uroczystości jeden z Putinów spotkał się z prezydentem Tadżykistanu Emomali Rahmonem. Relacje między oboma krajami są obecnie dość chłodne po zamachu w Crocus City Hall, oskarżeniu o jego przeprowadzeniu Tadżyków i wywołaniu antytadżyckiej histerii w społeczeństwie rosyjskim.
Władze Tadżykistanu zaleciły swoim obywatelom unikanie wyjazdów do Rosji (władze Kirgistanu też). Ale Tadżycy to ważna część emigracji zarobkowej do Rosji, więc Moskwa nie może sobie pozwolić na utratę tego partnera.
Rahmon zobowiązał się do współpracy ze służbami rosyjskimi w śledztwie w sprawie City Crocus Hall (ciekawe, że wątku ukraińskiego nikt już nie podnosi), w zamian zażądał jednak wycofania przez Moskwę uznania dla afgańskich Talibów.
Jeden z Putinów odpowiedział, że Talibowie zostali przez Moskwę uznani, żeby hamować ich ataki na Tadżykistan.
Tymczasem mieszkający w afgańskiej prowincji Badaszkan Tadżykowie protestują przeciw rządom Talibów (na razie bez broni), a w południowych prowincjach Tadżykistanu gromadzą się grupy terrorystów z ISIS.
Tymczasem w Rosji wybuchła kolejna afera z udziałem Tadżyków.
W piątek przy Moście Pocełujewa skręcając z ulicy Bolszaja Morskaja kierowca autobusu stracił panowanie nad pojazdem i po staranowaniu innego samochodu przełamał barierkę mostu i autobus wpadł do Mojki, jednej z sześciu rzek, które przepływają przez Petersburg.
Kierowca, Tadżyk, który wypadł przez przednią szybę, od razu wziął się do ratowania pasażerów. Na pomoc rzucili się też imigranci pracujący na pobliskiej budowie.
Z ośmiu pasażerów autobusu zginęło na miejscu czterech, a dwóch w stanie śmierci klinicznej przewieziono do szpitala, gdzie zmarli. Poza kierowcą przeżył tylko jeden pasażer.
Władze śledcze z typowo rosyjskim podejściem, nie badając autobusu założyły, że był on sprawny, a kierowca po prostu pomylił pedał gazu z pedałem hamulca.
Tyle, że to powinno spowodować gwałtowne przyspieszenie pojazdu (szczególnie, gdy kierowca próbował docisnąć hamulec, a w rzeczywistości gaz). Tymczasem na materiałach filmowych nie widać tego przyspieszenia. Autobus jedzie szybko i nie zwalnia, ale też nie przyspiesza. W dodatku zachowuje się dziwnie, bo całkowicie utracił sterowność, jak przy wejściu w poślizg. Takie zachowanie może mieć związek z gwałtowną utratą powietrza w jednej z opon.
Materiał z kabiny kierowcy też wskazuje, że utrata sterowności przez autobus nastąpiła nagle. Coś się stało i pojazd zaczął wariować.
Kierowca twierdzi, że zgłaszał problemy z hamulcami w autobusie, ale szefostwo jego firmy przewozowej kazało mu jechać.
Kierowca, Rachmaczoh Kurbonow został przez sąd aresztowany. Przyznał się do winy i poprosił rodziny ofiar o przebaczenie. Upiera się jednak, że w pojeździe były niesprawne hamulce. Dodatkowo był na kolejnej zmianie po zakończeniu poprzedniej, dwudziestogodzinnej i zaledwie pięciu godzinach snu. W trakcie dniówki raz zmieniał autobus, gdyż ten, którym najpierw wyjechał, miał niesprawny kierunkowskaz.
Od razu pojawił się antyimigrancki wrzask, a Siergiej Mironow, lider partii Sprawiedliwa Rosja (a jakże, socjaldemokrata, ten, z którym współpracował Prigożyn) zażądał zakazania imigrantom prowadzenia autobusów i żeby za kierownice wrócili Rosjanie.
- Tylko trzeba im odpowiednio zapłacić!
- grzmiał Mironow. Tymczasem we Władywostoku kierowcy autobusów nie wyjechali na trasy, żądając lepszych warunków pracy.
Ktoś jest zaskoczony, że rosyjski socjaldemokrata ma nacjonalistyczne podejście?
I teraz pora na niuanse.
Autobus należał do firmy Taxi LLC, należący do niejakiej Tatiany Kałużnej, kumpeli szefowej Rady Federacji Rosyjskiej Walentyny Matwienko. Za rządów Kałużnej firma była dwadzieścia trzy razy pociągana do odpowiedzialności administracyjnej za prowadzenie działalności bez licencji z rażącym naruszeniem warunków BHP. Nałożono na nią kary w wysokości ponad trzech i pół miliona rubli.
Obecnie firma należy do konglowmeratu HTK Piterawto, należący do Leonida Bondrenko. Dość grubej ryby w tej branży. Korporacja ma kilka kontraktów rządowych na transport, więc jasne jest, że właściciel jest mocno powiązany.
Dyrektor Taxi LLC został aresztowany za łamanie przepisów BHP. Ciekawe, kogo obciąży w śledztwie.
To jak jesteśmy przy powiązaniach, wracamy do Szojgu.
Zgodnie z przypuszczeniami, generał Iwanow w więzieniu zaczął sypać. Nie spowodowało to jeszcze zamiany aresztu na Lefortowie na areszt domowy, choć adwokat generała przy pomocy asystentów przyniósł wszystkie jego medale i wyróżnienia.
A na razie usłyszeli już, że Iwanow dzielił się łapówkami z Szojgu, ale w śledztwie padać ma też nazwisko osobistego "skarbnika" Putina.
Czyli co? Śledztwo zaprowadzi do prezydenta Rosji?
Eeee, nie. Putin przecież nic nie wiedział.
A swoją drogą, podobno z Ministerstwa Marnowania Życia Bojców w czasie rządów Szojgu i Iwanowa wyparowało jedenaście BILIONÓW rubli. BILIONÓW! Nawet uwzględniając kurs jeden cent równa się jeden rubel, to i tak mamy miliardy dolarów.
Z tego Iwanow oficjalnie zajumał skromny miliard rubli (dziesięć milionów dolarów).
Dobrze, to teraz serio.
Budowana jest narracja, uzasadniająca fiasko "operacji specjalnej" i kompromitacji armii rosyjskiej na Ukrainie. To przez Szojgu i jego ludzi, którzy kradli.
Przy okazji, zaczyna być do ludu sączone, że i Putin nie jest czysty. Według zeznań Iwanowa "skarbnik" Putina zapewniał go, że "Sternik" dostaje połowę z tego, co Iwanow ukradł.
Jeśli Rosja chce wyjść z wojny, to Putin stoi jej w tym na drodze. I najlepiej, żeby był martwy i nie mógł nikogo obciążyć.
Wiele krajów, w tym kluczowe dla Rosji Ukraina (ze względu na przyszłe negocjacje) i Niemcy (ze względu na przyszłą współpracę) ogłosiło, że nie uznaje wyboru Putina i że w ich oczach jest on uzurpatorem. To w istocie wyklucza możliwość negocjacji z putinowską Rosją.
Moskale odpowiedzieli wydając listy gończe za prezydentem Zełeńskim i byłym prezydentem Poroszenką.
Na co wtrąciły się Chiny, które próbują doprowadzić do konferencji pokojowej z udziałem Rosji i opierniczyły Moskwę za głupie pomysły. Xi powiedział wprost, że nie chce widzieć żadnego z Putinów w Pekinie, dopóki nie wycofają tych durnych listów gończych.
I Moskwa posłusznie je wycofała.
Moskwie coraz bardziej wymyka się Gruzja.
Ustawa o agentach zagranicznych, wzorowana na przepisach rosyjskich, wciąż nie wyszła z parlamentu, a protesty są coraz silniejsze.
To tylko sobota. W niedzielę wieczorem zaczęła się okupacja placu przed parlamentem, gdzie ludzie rozbili namioty.
Tymczasem bojówki "Gruzińskiego Koszmaru", jak powinno się nazywać partię Gruzińskie Marzenie, pobiły pod jego własnym domem jednego z liderów opozycji, Dimę Czikowaniego.
Sytuacja rozwija się zatem według scenariusza ukraińskiego i szykuje się gruziński Majdan.
Władze w Tbilisi oskarżyły USA o wciąganie Gruzji w wojnę, na co Departament Stanu zareagował, że w wojnę Gruzinów wciąga Rosja, budując bazę wojskową na okupowanych terytoriach.
Protesty, ale prorosyjskie przechodzą też przez Armenię. Demonstrują ludzie, nie zgadzający się z decyzją przekazania czterech pogranicznych wsi Azerbejdżanowi. Demonstranci podburzani są zarówno przez opozycję, jak i Kościół Ormiański.
Paszynian jednak nie ustępuje i sądzę, że ma rację. Po prostu, większość ma dość wojny.
Ukraina i pozostałe odcinki frontu.
Generalnie brak większych zmian. Moskale zajmują "szare strefy", szykując się do ataków pod Wierzbowem i Marinką. Koło Awdijówki zajmują powoli równinę do rzeki Durny. Próbują też obejść Jar Czasów od południa od Iwanówki.
Na Ukrainie obchodzono właśnie Dzień Matki.
Komentarze
Prześlij komentarz