Dziennik wojny - doby trzydziesta szósta, trzydziesta siódma, trzydziesta ósma, trzydziesta dziewiąta, czterdziesta, czterdziesta pierwsza, czterdziesta druga, czterdziesta trzecia, czterdziesta czwarta, czterdziesta piąta drugiego roku (765, 767, 768, 769, 770, 771, 772, 773, 774, 775)
Kontynuując nieco wątek o pracy wywiadów pewna historyjka z ostatnich dni.
Pasterz reniferów, jak złośliwie nazywany jest putinowski minister napadania na sąsiadów Szojgu odwiedził fabrykę amunicji.
Jedna z setek takich wizyt, pokazywanych w telewizji jako propagandówka, że rząd trzyma oko i ucho na pulsie.
Gdzie?
Nie wiadomo. Tajne przez poufne.
Wiadomo tylko, że koło Niżnego Nowogrodu, ale takich zakładów jest tam na pęczki.
Zatem, gdzie?
Służby utajniające cała wizytę dopracowały w najdrobniejszych szczegółach, żeby miejsce produkcji amunicji pozostało tajemnicą.
Przeoczyli jeden szczegół...
A raczej dwa.
OSINTowcy z InformNapalmu ustalili, że chodzi o zakład "53 Arsenal" w Jugańcu.
Dokładnie tu. W zasięgu ukraińskich dronów. To kiedy "bawełna"? |
Jak widać, dla wywiadu nie ma informacji nieistotnych.
A Szojgu wkrótce potem pojechał zdekonspirować kolejną fabrykę, tym razem w Kraju Ałtajskim.
Bezpośrenio po Świętach ukraińskie drony uderzyły w kompleks produkujący drony Szahid w Jełabudze w Tatarstanie.
Dokładnie tu.
Mimo poważnych zniszczeń, spowodowanych przez dwa drony, efekt "dupy nie urywa", bo ładunki uderzyły nie w fabrykę, ale w... hotel pracowniczy na zapleczu fabryki.
Błąd? Awaria systemu?
Nic z tych rzeczy. Celowe działanie.
Zanim jednak potępicie "okrutnych upowców", atakujących cel cywilny, szybka analiza materiału.
Drony uderzyły za dnia, kiedy pracownicy (głównie uczniowie i studenci szkół technicznych na przymusowych "praktykach") pracowali na taśmie w fabryce. Na drugim filmie widać, jak zgromadzeni na placu ewakuacyjnym poza zakładem filmują przylot drugiego drona. Dane rosyjskie nie mówią, żeby były jakieś ofiary wśród ludzi, więc można założyć, że nie było.
Zatem drony uderzyły w jeden z ośmiu pustych o tej porze dnia budynków, oszczędzając hale fabryczne pełne wykorzystywanych niewolniczo młodocianych robotników.
Po co?
Zniszczenie miejsca zakwaterowania robotników wymusza na rosyjskich władzach znalezienie dla nich nowego lokum, gdzie będą bezpieczni. I to niekoniecznie będzie Jełabuga.
Robotnicy, przymuszeni do pracy przy dronach groźbą usunięcia ze szkół (pranie mózgów, jakie przy tym przechodzą, zasługuje na osobny wpis), mogą ze strachu o życie odmówić kontynuowania pracy nawet jeśli zostaną za to relegowani ze szkół i uczelni. Życie to życie, po co martwemu dyplom?
To z kolei generuje mnóstwo problemów dla fabryki i zakłóca tok produkcji.
Dodatkowo, przeniesienie pracowników z hoteli robotniczych poza obszar zakładu pozwala przeprowadzić za jakiś czas zmasowane uderzenie, które ten zakłąd wyzeruje.
Ale nie to jest smaczkiem całej sprawy.
Atak na Jełabuge pokazał, że Ukraińcy mają drony zdolne osiągnąć dystans powyżej tysiąca kilometrów!
Drony UJ-22 Airborne (pierwotna nazwa D-80) zostały opracowane ponad rok temu i wtedy wrzucałem film z ich pierwszych testów, a swój chrzest bojowy miały w maju zeszłego roku w Moskwie, Wtedy jednak nie ujawniono ich faktycznego zasięgu. |
Ciekawostką jest, że drony te mogą przenosić bomby i rakiety, więc nie trzeba ich poświęcać na uderzenia kamikadze. Jednak Ukraińcy po raz drugi się na to zdecydowali |
Ta mapa pokazuje na czym polega prawdziwy problem Moskali. UJ-22 mogą uderzyć bazę bombowców strategicznych w Olenji na północy, a Jełabuga to tylko połowa ich zasięgu. |
Wspomniałem o serii ataków, bo tego samego dnia drony uderzyły w rafinerię w Niżniekamsku zaraz obok Jełabugi. Dosięgnęły też fabrykę Uralmaszzawod w Jekaterynburgu, gdzie produkowany jest "sprzęt górniczy, w tym do zamiowywania". Oficjalnie nie została zniszczona fabryka, lecz należący do innego podmiotu (ale znajdujący się na jej terenie) magazyn farb i lakierów.
Uwolnione w ten sposób toksyczne opary na kilka dni sparaliżowały pracę zakładu i skomplikowały życie w mieście.
Kilka eksplozji odnotowano też w strefie przemysłowej Rostowa, gdzie wybuchły pożary.
A także tradycyjnie w Kursku.
Oczywiście, nie wszystkie te ataki wykonano dronami UJ-22, bo nie ma sensu używać broni długodystansowej na bliskie cele.
Dla Moskali uderzenia tak głęboko na terytorium Rosji, praktycznie już w jej azjatyckiej części (Jekaterynburg to już Syberia) są naprawdę głębokim szokiem. I jak to w przypadku traumy zazwyczaj bywa, zaczyna się od fazy zaprzeczania.
W Jekaterynburgu nie było żadnych dronów. Se wzięło samo i się zapaliło. No tak ni z gruchy, ni z pietruchy. Ale faktycznie żadnego nagrania nadlatującego drona nie ma, więc łatwo ściemniać, że to niedopałek.
Gorzej w Jebałudze... Jełabudze. Tu mamy filmy nadlatujących i wybuchających maszyn.
Ale od czego cudownie odnaleziony deputowany Gurulew?
On prosto wyjaśni, że nie ma żadnych dronów, tylko to była awionetka (lekki, dwumiejscowy samolot), której pilot wykonał lot samobójczy, startując z Kazachstanu.
Oczywiście, rosyjska propaganda już Kazachom wymyśla i grozi odwetem.
Pewnie takim, jak ten wymierzony w mieszkańców Charkowa. Dzień po ukraińskim ataku na Jełabugę na ukraińskie miasto spadło w dwóch falach piętnaście Szahidów w nowej wersji z większym ładunkiem i mocniejszym silnikiem.
Wypracowaną już taktyką druga fala uderzyła w miejsca, gdzie nastąpił pierwszy atak, zabijając na miejscu trzech niosących pomoc strażaków.
Włodzimierz Łoginow wstąpił do straży pożarnej, żeby być, jak ojciec-strażak, Władysław. Pracowali w sąsiednich remizach. Kiedy nastąpił atak pojechali każdy ze swoim zastępem do różnych, ale sąsiadujących rejonów działania. Gdy nastąpiła eksplozja drugiej fali ataku Włodzimierz domyślił się, że oberwał jego ojciec. Kiedy przybiegł na miejsce, przekonał się, że przeczucie go nie myliło...
Strażacy polegli w Charkowie 3 kwietnia br. |
Na skrzydle jednego z dronów znajdował się napis "Za Crocus City Hall"... |
Tymczasem służby rosyjskie nie ustają w pogoni za cieniem, czyli za domniemanymi sprawcami zamachu na Crocus City Hall. Przed moskiewskim sądem stają kolejni podejrzewani o współpracę z zamachowcami i są to zarzuty często naprawdę żenujące. Żeby zostać "terrorystą" wystarczyło kiedyś tam udzielić noclegu jednemu z podejrzanych.
Przy tej okazji uderzono także w giełdę kryptowalut, którymi mieli być opłącani terroryści. Zabawny w tym jest fakt, że główny beneficjentem tej giełdy był Wiktor Miedwiedczuk (ten były polityk ukraiński, któremu dziecko do chrztu trzymał Putin). Miedwiedczuk zaś był głównym sponsorem siatki agenturalnej, zbudowanej wokół portalu "Voice of Europe".
Czyli pod pozorem walki z terroryzmem czyszczą ślady po nieudanej operacji?
"Rozprawa z terroryzmem" ma dwa oblicza.
Dzikie, przypominające najhaniebniejsze metody nazistowskie, czyli łapanki na niepasujących do rasowego schematu.
I "uporządkowane", czyli praca dochodzeniowo-śledcza, nawiązująca do "najszczytniejszych" wzorów NKWD ("dajcie mi paragraf, ja znajdę człowieka").
W ramach tej pierwszej w Machaczkale i Kaspijsku w Dagestanie przeprowadzona została "operacja antyterrorystyczna".
W jej wyniku zatrzymano między innymi trzech mieszkańców Dagestanu, planujących zamachy terrorystyczne i jednego rzekomo powiązanego z zamachowcami z Crocus City Hall. Miał im dostarczyć broń.
Jak w samochodzie na ukraińskich numerach przewieźli oni broń do Moskwy, o tym służby milczą.
- Ale po co o tym mówić? To niedobra jest
Generalnie cała furia FSB poszła na Dagestan.
Czemu tam?
A pamiętacie taki portal "Świt Dagestanu", wzywający do protestów, a potem do pogromów antyżydowskich?
Po zamieszkach z przełomu października i listopada ubiegłego roku portal został wyciszony i mimo prób reaktywacji nie wrócił. Koniec.
Za to FSB, która stała za tą inicjatywą dostała pełną listę Dagestańczyków gotowych do czynnego oporu. I teraz pod pretekstem walki z terroryzmem po kolei władza się ich pozbywa.
Za to FSB, która stała za tą inicjatywą dostała pełną listę Dagestańczyków gotowych do czynnego oporu. I teraz pod pretekstem walki z terroryzmem po kolei władza się ich pozbywa.
W ramach "walki z terroryzmem" niektórzy Moskale biorą sprawy w swoje ręce.
W obwodzie samarskim nastoletni imigrant nagrał wideo z obelgami pod adresem gubernatora obwodu Dymitra Azarowa. Protestował w nim przeciw takim sytuacjom, jak powyższa.
W efekcie okazało się, że on i jego rodzina przebywają w Rosji nielegalnie i wszystkich deportowano.
Tadżykistan i sąsiednie kraje posowieckie odnotowują gigantyczną falę powrotów, gdyż ludzie uciekają z Rosji przed szykanami i pogromami.
A jaki jest efekt dla Rosji?
Kiedy z Dagestanu wygnano imigrantów, okazało się, że nie ma komu wywozić śmieci. Bo miejscowi mieli od tego "cziornych".
Wracając na pole bitwy.
Ukraina przeprowadziła duże uderzenie na rosyjskie lotniska wojskowe w Morozowsku koło Rostowa, Engelsie i Jejsku. Miało dojść do szeregu eksplozji. Ukraińskie władze wojskowe mówiły o zniszczeniu rosyjskich samolotów.
Tyle, że zdjęcia satelitarne nie potwierdziły tych informacji. Słowem, tym razem porażka |
Choć nie do końca, bo sam fakt kolejnych ataków na bazy bombowców dalekiego zasięgu oraz Su-34 i Su-35 mogą wymusić ponowne przebazowanie maszyn.
Krótko o froncie.
Moskale doszli do wschodnich przedmieść Jaru Czasów. Jednak po raz kolejny popełniają błąd, polegający na tym, że nie idą w miarę równym frontem, a pozwalają na wysunięcie się części swoich oddziałów do przodu bez zabezpieczenia skrzydeł. To daje siłom ukraińskim punkty wyjściowe do ataków na tyły przeciwnika.
Bez wyrównania frontu pod Bohdanówką i Iwanowskiem oraz Kleszczówką, Jar Czasów może dla Moskali stać się taką pułapką, jak wieś Dolina pod Izjumem dwa lata temu |
Pod Awdijówką trwa powolny marsz Rosjan do linii wzgórz i rzeki Durna.
Bardzo powolny szczególnie, że w centralnej części mamy sytuację, jak na południe od Iwanowskiego pod Bachmutem: wzgórza i duży płaski teren przed nimi |
Chcąc zmusić siły ukraińskie do odwrotu z tego odcinka, Moskale zniszczyli jeden z dwóch mostów, pozwalających zaopatrywać ukraińskie wojska. Ten koło Umańska.
Ale jak pisałem, taki odwrót niczego nie zmienia, bo cała równina po wschodniej stronie Durny jest pod ostrzałem ukraińskim ze wzgórz po zachodniej stronie.
Przepychanki trwają też na innych odcinkach frontu. Nie mają jednak wpływu na ogólną sytuację.
W marcu Rosjanom udało się zająć całą jedną setną procenta (jedną dziesiątą promila!) terytorium Ukrainy.
Tracąc przy tym rekordowe ilości ludzi i sprzętu.
Komentarze
Prześlij komentarz