Dziennik wojny - doba dziewięćdziesiąta, dziewięćdziesiąta pierwsza, dziewięćdziesiąta druga, dziewięćdziesiąta trzecia, dziewięćdziesiąta czwarta, dziewięćdziesiąta piąta, dziewięćdziesiąta szósta, dziewięćdziesiąta siódma, dziewięćdziesiąta ósma, dziewięćdziesiąta dziewiąta, setna, sto pierwsza i sto druga trzeciego roku (821, 821, 822, 823, 824, 825, 826, 827, 828, 829, 830, 831, 832)

 

Komentarz do "sukcesów" rosyjskiej delegacji w trakcie wizyty w Pekinie. Nie będzie rurociągu "Siła Syberii 2", za to Chiny kupią rosyjski topinambur. Pewnie będzie dostarczany nikomu nie potrzebnym rurociągiem... 
Rosja coraz bardziej staje się po prostu chińską kolonią z mocarstwowymi aspiracjami

Poznajcie Leę. Czy raczej Liję. Ale po angielsku pisze się podobnie, czyli Leah.
Lija też ma konflikt z ojcem, od którego uciekła, a on rzucił się za nią w pogoń. I też jest rebeliantką.
Ale na tym podobieństwa się kończą. 


Lija ma dziewiętnaście lat i jest Czeczenką. Zgodnie z europejskim prawem jest pełnoletnia i może robić, co chce. Ale nie w rządzonej przez szariat Rosji. 

Lija Zaurbekowa uciekła z domu i ukryła się w Moskwie (zważywszy na nasycenie Moskwy imigrantami z Kaukazu był to pomysł genialny, równie dobrze mogła się ukryć przy stole na rodzinnej imprezie). 
Czemu? Nie wiadomo do końca, ale z wypowiedzi dziewczyny wynika, że podłożem jej buntu była przemoc ze strony ojca. Prawdopodobnie chodziło o nieodpowiadające rodzinie wybory partnera życiowego. Na Kaukazie to rodzina decyduje za młodych (za mężczyzn też, ale kobiety mają bardziej przechlapane). Według niej ojciec groził jej śmiercią, jeśli go nie posłucha (zabójstwo "honorowe"). 
Kiedy zniknęła, rodzina oficjalnie zgłosiła zaginięcie, "korygując" jej wiek na szesnaście lat. Za dziewczyną rozesłano alerty policyjne. 

W Moskwie oczywiście szybko została zauważona przez szwagra zięcia wujka teścia, który zawiadomił jej ojca. Któregoś dnia kobieta z przerażeniem zobaczyła tatusia pod blokiem. Na szczęście on nie zobaczył jej. 
Zadzwoniła na policję i opisała sytuację. Policyjny radiowóz zgarnął ją z placu zabaw i odwiózł na posterunek.

Ale to już tatuś zobaczył. Skrzyknął krewnych i znajomych i całą bandą podjechali pod posterunek policji, gdzie zaczęli domagać się oddania im dziewczyny.


Policjanci odmówili, a kiedy sytuacja zaczęła robić się niebezpieczna, Lija w towarzystwie jej prawnika, w konwoju policyjnym została wywieziona z Moskwy. 


W całej akcji wspierali ją wolontariusze Projektu "Marem", który niesie pomoc gnojonym w swoich rodzinach kobietom z Dagestanu i Północnego Kaukazu (fantastyczne miejsce na chlubną aktywność dla naszych feministek, ale większość z nich woli drzeć japę z kanapy, niż zrobić coś, co może się skończyć boleśnie - choć to właśnie tam są naprawdę potrzebne). 
Według Liji jest ona już poza terytorium Rosji, ale nadal żyje w strachu, że któregoś dnia ją znajdą i zabiją za nieposłuszeństwo. 


Obawy kobiety nie są bezpodstawne. Marem Alijewa, od której imienia pochodzi nazwa Projektu "Marem", zmarła w 2015 roku w wyniku psychicznego i fizycznego znęcania się nad nią przez jej męża. Z kolei w 2023 w podobny sposób uprowadzona do Czeczenii została Sedy Sulejmanowa, która również uciekła z domu. Dwudziestosześcioletnia kobieta została przy współudziale petersburskiej policji porwana z domu przez służby czeczeńskie i wywieziona, po czym zniknęła. 
Jej sprawą zajmowała się organizacja SK SOS, udzielająca pomocy głównie osobom LGBT+, ale w tym przypadku nie to było podłożem konfliktu z rodziną. Oczywiście SK SOS jest Rosji uznana za zagraniczną agenturę. 

I teraz zaczynają się ciekawostki. 
Sprawa trafiła bowiem przed oblicze najwyższych władz Rosji i Czeczenii. 
Aleksander Jonow, członek Komisji Monitorowania Społecznego i Rady PRAW CZŁOWIEKA przy prezydencie Erefii powiedział, że sprawa Liji Zaurbekowej jest "sporem w rodzinie" i że informacje o niej budują "wykoślawiony jej obraz w społeczeństwie". 
Czeczeński minister polityki narodowej, stosunków zewnętrznych, prasy i informacji Achmet Dudajew oświadczył, że nadzór nad sprawą został powierzony Adamowi Delimchanowi, zaś Delimchanow zajawił, że między rodziną Liji i służbami rosyjskimi "nie ma nieporozumień". 

Oficjalne stanowisko czeczeńskiego "Rzecznika praw obywatelskich" napisane jest w duchu klasycznej bolszewickiej nowomowy. Coś jak przemówienia Gomułki. Za całą sprawą stoją wichrzyciele i agenci, którym Partia da odpór. Jednym słowem...


I tak wygląda kandydat na światowe mocarstwo. Kraj, przy którym afrykańskie bantustany jawią się jako oazy porządku i ogarnięcia. 

Ale jest jeszcze lepiej. 
W Rosji stawia się pomniki... Prigożynowi!

Jeden z pomników Prigożyna i Utkina. Gdzie? W Gorących Kluczach. Tam, gdzie miejscowe władze przegrały z presją bandytów i musiały zgodzić się na przekształcenie kurortu w mauzoleum wagnerowców.

A to już pomnik Prigożyna na jego grobie w Petersburgu. Odsłonięty w urodziny "Dyrygenta"

Facet przeprowadził próbę puczu i został za to zabity. I niecały rok później obok spontanicznych "kapliczek" pojawiają się pełnowymiarowe pomniki "Dyrygenta". 
To pokazuje, jak bardzo Moskwa nie kontroluje już terenu. Realna władza Kremla ogranicza się do stolicy państwa i stolic poszczególnych Obwodów i republik (a i to niekoniecznie). Ale kończy się niemal na rogatkach. 

Manifestacja "wagnerowców" (przypomnę, że członków organizacji w zasadzie nielegalnej) w Archangielsku z okazji rocznicy zdobycia Bachmutu

Sytuacji nie poprawia stan rosyjskich służb porządkowych, w tym policji. Braki kadrowe tej trzeciej pod względem wielkości armii policyjnej na świecie oceniane są na sto pięćdziesiąt tysięcy wakatów. 
Oczywiście, jest to skutek złego zarządzania formacjami, czy marnowania etatów na prace biurowe, które mogą wykonywać cywile. Jednak nie bez znaczenia jest z jednej strony nagromadzenie obszarów konfliktowych, a z drugiej wszczynanie spraw o pierdoły, jak to, że ktoś zrobić sobie zdjęcie z żółtej kurtce na tle niebieskiego nieba. 

Antonida Smolina z Zazaborii koło Wołogdy została przesłuchana przez policjanta (na szczęście w domu) na okoliczność tego zdjęcia, zamieszczonego w mediach społecznościowych. Ktoś (jakiś facet, pewnie zawiedziony kochanek) ją uprzejmie podpierdolił do władz, że Smolina w ten sposób "promuje barwy wroga". Wcześniej były też afery o kolory ławek w parkach, czy huśtawek na placach zabaw dla dzieci. I takimi pierdołami zajmują się policjanci (ten był normalny i sprawę spuścił w kiblu), zamiast ogarniać sprawy poważne. 

Do tego zaangażowanie sporych sił policyjnych na terenach zagarniętych Ukrainie i skierowanie części policjantów do oddziałów wojskowych, dodatkowo pogłębiają kryzys. Moskwa po prostu nie ma sił i środków na egzekwowanie rosyjskiego prawa nawet w stolicy, a co dopiero poza nią? 

I kolejna sprawa z sempiterny. Pamiętacie lekarkę Nadieżdę Bujanową
To sprawa ma ciąg dalszy. 

Okazało się, że rzekoma wdowa po bojcu poległym na Ukrainie Anastasja Akinszyna nie jest w zasadzie wdową, bo w chwili, gdy ojciec jej dziecka jechał walczyć o "wyzwolenie" Ukrainy od Ukraińców, a Ukraińców od życia i majątku, byli już po rozwodzie, a ona związana była z kimś innym. 

W obronie oskarżonej, blisko siedemdziesięcioletniej, lekarki wystąpili koledzy po fachu, którzy otwarcie ostrzegają:

- Nie idź na medycynę, bo nikt i nic nie chroni cię przed oszczerstwami ze strony pacjentów.


Ale to niczego nie zmienia. Co prawda rosyjska prokurwatura nie przedstawiła jeszcze formalnie żadnych dowodów rzekomej winy lekarki (oczywiście "szkalowanie sił zbrojnych"), ale już została wywalona z pracy w klinice.

Blisko siedemdziesięcioletnia kobieta, której rzekomą winą są tylko słowa, w kajdankach, a w tym czasie od początku moskiewskiego najazdu na Ukrainę odnotowano już czternaście gwałtów na dzieciach, popełnionych przez "weteranów" SWO - zgadnijcie, która grupa ma ich na koncie najwięcej? Zgadza się, wagnerowcy. No ale policja ma zajęcie, w statystykach wszystko się zgadza.

Nie tylko władze Czeczenii, wagnerowcy i bandyci mają na rosyjskie władze wywalone. W równie głębokim poważaniu ma je biznes.

Jeden z setek przykładów opisywanego problemu. W Jakucji doszło do katastrofy ekologicznej na polu naftowym. Wiadomo tylko, że wszystko zalała ropa naftowa, a słyszalny pod koniec filmu syk to wydobywający się z szybu gaz. Według pracowników w tym miejscu powstał gigantyczny syfon, rozpylający do atmosfery hektolitry ropy naftowej w aerozolu. Nie wiadomo jednak, co się dokładnie wydarzyło, bo... służby państwowe nie są wpuszczane na teren "ze względów bezpieczeństwa", a minister ochrony środowiska Jebanarium o całej sytuacji dowiedział się - jak sam twierdzi - z mediów. 


Jakie rozwiązania problemu samowoli poszczególnych środowisk widzą rosyjskie elity? 
Igor Skurwatow... Skurlatow, nacjonalistyczny politolog i bloger, oburzony całą sytuacją, domaga się utworzenia specjalnego urzędu do spraw polityki narodowościowej przy prezydencie Erefii, uchylenia ustawy o "autonomiach kulturowych" i centralizacji państwa. 
Przypomnę zatem, że dokładnie takie działania za Aleksandra III, a potem w ramach ZSRS w latach po II wojnie światowej doprowadziły do eksplozji lokalnych nacjonalizmów i już dwukrotnie rozerwały imperium. 
Zatem życzymy sukcesów na tej drodze i oczekujemy z niecierpliwością wyników. 

Skleroza na Kremlu i w okolicach idzie jednak dalej. 
Siergiej Mironow, lider partii "Sprawiedliwa Rosja" (poczucie humoru to oni jednak mają), a prywatnie kumpel prawdziwego Putina, który zasłynął tym, że kandydując w 2004 roku na urząd prezydenta Jebanarium powiedział:
- Wszyscy chcemy, aby przyszłym prezydentem został Władimir Putin,
Otóż ten geniusz wymyślił, żeby opracować kurs "Historia świata rosyjskiego" dla szkół poza granicami Erefii. W jego zamyśle program ten mógłby stać się podstawą platformy edukacyjnej dla wszystkich krajów posowieckich, zrzeszonych w rozpadającej się Wspólnocie Niepodległych Państw (jak to żartowano w 1993 w Gruzji, gdy WNP powstawała: 
WNP oznacza: Wybaw nas Panie! 

- z rosyjskiego ładnie się to tłumaczy, bo WNP po rosyjsku to SNG, co było wykładane "Spasi nas Gospodi!", czyli dokładnie to, co po polsku). 

Jak wiadomo miliony Gruzinów, Ormian, Azerów, Kazachów, a przede wszystkim Ukraińców i Czeczenów jak kania dżdżu oczekują wykładu, że są częścią świata rosyjskiego. 
Czyli kolejna lekcja, jak wpienić wszystkich wokół, nie zyskując nic w zamian. 

No to jak jesteśmy przy Gruzji...

Oczywiście pani prezydent Zurabiszwili zawetowała ustawę "o przejrzystości wpływów zagranicznych", proponując dopisanie do niej jednego artykułu, że "ustawa obowiązuje wyłącznie w dniu jej wejścia w życie". Argumentowała przy tym, że dokument ten jest niemożliwy do poprawienia, bo w całości jest sprzeczny z Konstytucją Gruzji i prawem Unii Europejskiej (Gruzja jest stowarzyszona z UE).

Parlament miażdżącą większością (ponad osiemdziesiąt głosów przeciw czterem) przegłosował odrzucenie weta, co wywołało kolejną falę masowych protestów. 

Ktoś, komu się zdaje, że ten ruch protestu szybko wygaśnie, nie rozumie procesów społecznych. W istocie, zbyt wiele podmiotów jest zagrożonych nowym prawem, żeby nie wyłożyły funduszy na jego obalenie. A tam, gdzie spotykają się realne emocje społeczne i pieniądze, wynik jest oczywisty. To tylko kwestia czasu

Obiecałem rozpisać się o sprawie zamachu na słowackiego premiera Fico. 

Najpierw rys historyczny. 
Sergiej Kirow był bolszewickim działaczem, zaangażowanym w działalność wywrotową od rewolucji 1905 roku. Po przewrocie bolszewickim był aktywnym agentem sowieckich służb, między innymi przygotowując bolszewicki przewrót w Gruzji. W nagrodę dostał kierowanie partią bolszewicką w Leningradzie i wszedł w skład Biura Politycznego WKP(b).


W czasie Zjazdu WKP(b) w 1934 roku, zwanym Zjazdem Zwycięzców, choć w sumie był to zjazd skazanych, delegaci dość masowo wystąpili przeciw Stalinowi (jedna szósta zagłosowała przeciw obecności rzeźnika w Komitecie Centralnym) i próbowano oferować koronę... stanowisko genseka Kirowowi. Co prawda Kirow nie przyjął propozycji i zawiadomił o niej Stalina, ale przed jego przemówieniem, delegacji zrobili mu dziesięciominutową owację, co było kolejnym wyrazem sprzeciwu wobec Stalina (dziesięć minut braw i okrzyków należało się tylko jemu, pozostali mogli mieć najwyżej pięć). 
W ciągu następnych kilku lat ponad połowa delegatów na ten zjazd została zamordowana, podobnie, jak większość wybranych wtedy członków Komitetu Centralnego. 

Pretekstem do wybuchu Wielkiego Terroru było zabójstwo Sergieja Kirowa, 1 grudnia 1934 roku, zastrzelonego przed własnym gabinetem przez innego bolszewika. 
Sprawa ma wciąż wiele niejasności, ale większość badaczy jest zgodna, że zamachu dokonała NKWD na rozkaz Stalina, który dzięki temu pozbył się rywala i wszystkich, kontestujących jego władzę. 

To teraz Fico. 
15 maja po wyjazdowym posiedzeniu rządu Słowacji w domu kultury w Handlowej Fico wyszedł do ludzi zebrać sobie trochę punktów poparcia. Kiedy podszedł do barierki dostał z bliskiej odległości serię strzałów z pistoletu.


Obejrzyjcie dokładnie film. 
Pada pięć strzałów. Czwarty i piąty już są niekontrolowane, bo działa ochrona, szarpiąca się z zamachowcem. 
Działa ochrona...
Szarpiąca się....
Z zamachowcem...

I gdzie poleciały te dwa pociski? 
Jeden trafił Fico w rękę. Drugi zniknął.

Co robi zabójca atakowany przez ochroniarzy? 
Większość odruchowo strzela w tych, którzy usiłują mu przeszkodzić w jego robocie. 
Ale nawet jeśli zamachowiec chciał strzelać tylko do premiera Fico, to przecież ochroniarze szli na wprost niego. Stanęli na linii strzału. 
I co? 
Nic. Pocisk wyparował. Ani nie został trafiony żaden z ochroniarzy, ani nikt z przypadkowych przechodniów, nie widać rykoszetu...

Ale powiedzmy, że to było bardzo dużo szczęścia. 


Fico miał dostać postrzały w rękę (jeden) i brzuch (trzy). 
Tak się niesie postrzelonego w brzuch? Jak worek kartofli? 
Doskonały sposób na pogłębienie urazu i zabicie podopiecznego. Pozycja półsiedząca jest odpowiednia przy problemach z sercem, ale nie przy urazie brzucha, kiedy przyspiesza wykrwawienie się poszkodowanego. 
Pacjent powinien leżeć płasko na ziemi z lekko ugiętymi nogami (żeby rozluźnić mięśnie brzucha) i jak najszybciej zostać zapakowany pod tlen i kroplówkę do karetki pogotowia...

No właśnie, gdzie jest karetka pogotowia? Posiedzenie rządu, na którym nie ma zabezpieczenia medycznego? A gdyby ktoś miał po prostu zawał? 

Widzieliście, jak cieknie krew z człowieka zranionego w najbardziej ukrwione rejony? 
A tu nic. Zero. Null.
Popatrzcie na ręce ochroniarzy niosących premiera. Czyste, jak łza. Zero krwi.

I po dwóch tygodniach leczenia po takich urazach (pomyślcie, jakie było krwawienie!) premier Fico sam się wypisuje ze szpitala.

No to teraz przyjrzyjmy się zamachowcowi.
Okazał się nim pisarz Juraj Cintula. 


Co o nim wiemy? 
W sumie to niewiele. Ma siedemdziesiąt jeden lat, wydał trzy tomiki wierszy i dwie powieści i założył klub literacki, którego jest prezesem. Utrzymywał się z pracy ochroniarza, dzięki czemu legalnie miał broń palną krótką Cz-75. Kto zna cezetkę (moja broń służbowa), to wie, że nie da się z niej nie trafić i że ma potężnego "kopa". Z tego dwu-trzymetrowego dystansu czterokrotny rzekomo postrzał w brzuch powinien Fico zabić. Mało tego, przynajmniej część pocisków powinna przejść na wylot. 

Wracając do Cintuli. 
Facet plątał się po środowiskach liberalno-lewicowych, głosząc powszechną miłość i braterstwo oraz sprzeciw wobec przemocy. Jak na gościa z legalnie posiadaną potężną bronią palną to ciekawy zestaw poglądów...

Podobno nie głosował na Fico i nie zgadzał się z jego polityką. Inwazję na Ukrainę głośno potępiał...

Wypuszczone do mediów wyznanie Cintuli. Policja nie wie, kto i kiedy je nagrał i wypuścił do internetu

Ale są niuanse...
Jakiś czas temu Cintula należał (od 2016 roku) do organizacji "Slovenskí Branci" (Słowiańskie Gałęzie). A jakże, paramilitarnej, kierowanej przez gościa szkolonego przez GRU (Petra Svrcka) i powiązanej z "Nocnymi Wilkami". Był tam ponoć "głównym mówcą". Sam deklarował, że do organizacji przyciągnęło go to, że jej członkowie

- Działają bez rozkazów ze strony państwa, sami kupują sobie broń i sami się szkolą...
Nieźle, jak na przeciwnika przemocy.

Cintula wypisał się z niej co prawda, ale...
Organizacja ogłosiła zaprzestanie działalności w październiku 2022 roku. Nie wiadomo, czemu...

Po zamachu na Słowacji wybuchła afera, a przewodniczący parlamentu wprost oskarżył opozycję, że to jej wina. Rosyjskie i prorosyjskie kanały zaczęły podbijać wątek, że Cintula strzelał na polecenie USA i NATO. Zaczęło się robić tak gorąco, że słowackie służby spowodowały poblokowanie możliwości komentowania pod informacjami o zamachu. Wprowadzono też ścisłe monitorowanie mediów społecznościowych. 

To tyle fakty. 
A teraz hipoteza. 
Cintula to moim zdaniem człowiek służb słowackich, ale te służby grają wspólnie z rosyjskimi. Jego udział w organizacji "Slovenski Branci" to była klasyczna infiltracja inicjatywy paramilitarnej, która powstała poza strukturami państwa i przejęcie kontroli nad nią przez służby słowackie. I prawdopodobnie Peter Syrcek był kontaktem między GRU a SIS (Słowacka Służba Informacyjna). 

Zamach na premiera Fico został sfingowany, żeby przed wyborami do Parlamentu Europejskiego dodatkowo nastawić społeczeństwo (i tak już mocno zdystansowane do UE) wrogo do Unii i prounijnych ugrupowań. Jego partia "SMER" (Kierunek) i tak ma już bardzo wysokie notowania, ale to tylko dwadzieścia trzy procent. Druga w kolejce prounijna "Postępowa Słowacja" (której formalnym członkiem jest Cintula - co za przypadek!) miała w dniu zeszłorocznych wyborów osiemnaście procent. Różnica pięciu punktów procentowych to mało. 

Szczególnie, że po wyborach SMER zaczął tracić poparcie i PS wyraźnie zaczęła go przeganiać. "Zamach" dał "kopa" partii premiera Fico, choć załamania w PS jeszcze nie widać. Pikuje HLAS, będący w istocie awatarem SMERu. Jego członkowie wracają na łono partii-matki, a razem z nimi wyborcy. Ciekawy jest gwałtowny wzrost niszowej partii REPUBLIKA

"Zamach" buduje sympatię wobec "poszkodowanego" premiera, który mimo poważnych obrażeń po dwóch tygodniach cudownie zdrowieje. Jednocześnie opinia społeczna nastawia się negatywnie do ugrupowania, z którym związany jest "zamachowiec". Co więcej, daje to podstawy do przeprowadzenia śledztwa w strukturach opozycji, bo przecież "to ich wina". 

W efekcie Słowacja spychana jest coraz mocniej na pozycje prorosyjskie przy aplauzie własnego społeczeństwa. 

Co "nie pykło"?
W zasadzie wszystko "pykło". Co prawda nie rozkręcono represji względem opozycji, ale to nie jest obecnie koniczne. Na to przyjdzie czas, kiedy NSDAP... SMER się umocni. Może po drodze będą jakieś przyspieszone wybory?
Cała reszta zagrała zgodnie z oczekiwaniami. 

Operacja "Kirow" w wersji słowackiej.


Na froncie nie ma jakichś szczególnie istotnych zmian. Odcinek charkowski zasadniczo stoi, poszerzyła się nieco strefa szara, czyli ta, o którą toczą się walki. Rosjanie nadal kontrolują nie więcej, niż trzydzieści procent Wołczańska i nawet nie doszli do Wołczy. 

Najtrudniejsza sytuacja jest na kierunku Awdijówki, gdzie Moskale pełzną zgodnie z tym, co wcześniej opisywałem. 

Dwa tygodnie i w zasadzie można przepisać z poprzedniego wpisu na blogu. 

Za kolejne niepowodzenia, generał Łapin mści się równając z ziemią Wołczańsk...


I Charków oraz jego okolice. Jeden z najbardziej spektakularnych ataków został przeprowadzony na market budowlany "Epicenter" w Charkowie.



Pożar objął obszar piętnastu metrów kwadratowych

Moskale oczywiście puścili w świat opowieść o tym, że atak przeprowadzono na magazyny broni i amunicji NATO. Jaki to był magazyn, pokazuje film z monitoringu

Wystawa spalonych książek z drukarni w Charkowie (w ramach targów książki) zniszczonej kilka dni przed atakiem na market "Epicenter"

W wyniku ataku na market zginęło około dwudziestu osób. I tak stosunkowo niedużo, zważywszy, że bomba trafiła w market w godzinach szczytu...

I znów na pomniku Łesi Ukrainki w Moskwie pojawiły się nielegalne kwiaty

Oczywiście nie tylko Łapin niszczy wszystko na swojej drodze. Inni dowódcy na innych odcinkach postępują identycznie. Czego nie mogą wziąć, niszczą.

Bombardowanie Jaru Czasów pociskami termobarycznymi.

Po miesiącach przerwy doszło do kolejnej wymiany jeńców. Z niewoli w Rosji wrócili strażnicy graniczni i obrońcy Mariupola.


Po dwóch latach w rosyjskiej niewoli wygląda się tak

Poznajcie Marianę Czeczeluk, ukraińską policjantkę z Mariupola. Nie walczyła. Wraz z młodszą siostrą Aliną ukrywała się w Azowstalu przed ostrzałem. Podczas ewakuacji ludności cywilnej, przedstawiciele ONZ i Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża obiecali jej i jej siostrze transport do Zaporoża. 


Kłamali. Obie trafiły do obozu koncentracyjnego, zwanego dla niepoznaki filtracyjnym. Rodzice wyciągnęli Alinę już jakiś czas temu. Teraz udało się uwolnić Marianę.
Opowieść kobiety o tym, co przeszła, nie różni się od relacji tych, którzy doświadczyli "gościnności" Moskali już wcześniej. 


Tymczasem jeden z Putinów wręczył Gwiazdę Bohatera Rosji starszemu porucznikowi Chałymowi Chuldum-oolowi, oficerowi 55 Samodzielnej Brygady Strzelców Zmotoryzowanych Gwardii. Wiosną 2022 roku podczas okupacji Obwodu Czernichowskiego porucznik Cham w piwnicy miejscowej szkoły przetrzymywał trzysta pięćdziesiąt "niepewnych politycznie" osób. Dziesięć z nich zamordowano. 


Porucznik Cham został też zaszczycony siedzeniem za jednym z Putinów podczas parady 9 maja i zaczął karierę polityczną.

Na wojnie każda ze stron popełnia zbrodnie. Tego nie da się uniknąć. Ale jest różnica, czy za nie czeka sprawcę kara, czy nagroda. 

Jeśli Moskale nie zostaną zatrzymani na Ukrainie, to samo będą robić gdzie indziej. Niekoniecznie od razu u nas. Jesteśmy zbyt dużym kąskiem. Najpierw prawdopodobnie spacyfikują Armenię i Gruzję, a potem zwrócą się ku Europie...

Deputowany do Dumy Państwowej Jebanarium Piotr Tołstoj wprost mówi, że po ostatecznym rozwiązaniu problemu Ukrainy przyjdzie kolej na inne państwa "okrążające Rosję" w tym Kazachstan. Czemu Kazachstan? Bo "rozwija się w niej nacjonalistyczna ideologia i dążenia do niezależności". 




Komentarze

  1. Ciągle czekam na słowo komentarza o ucieczce sędziego Szmydta - jakie informacje mógł pozyskać, z kim był powiązany, kto go protegował? Afera spora, dziwię się, że jeszcze nie było o niej słowa, nie masz nic do dodania? Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przymierzałem się kilka razy, ale nie zmieściło się. :-) Wiedzieć za dużo raczej nie wiedział. Jego rola moim zdaniem była zupełnie inna.

      Usuń
    2. Będzie w najbliższym

      Usuń
  2. W trakcie czytanie tego wpisu obejrzałem film, na którym ochroniarze niosą Fico do samochodu i od razu aż poraziło mnie, że na chodniku nie ma śladów krwi. Wróciłem do czytania i ... Ty też to podkreśliłeś.
    Słowacy łyknęli tak kiepską mistyfikację ? U nas spora część społeczeństwa by ostro po tym jechała i na pewno nie przeszło by to bez echa. Chyba na Słowacji mają ostrą cenzurę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie? Szokujące, jak wszyscy łyknęli tę szopkę.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - dni osiemdziesiąty pierwszy, osiemdziesiąty drugi, osiemdziesiąty trzeci, osiemdziesiąty czwarty, osiemdziesiąty piąty, osiemdziesiąty szósty, osiemdziesiąty siódmy, osiemdziesiąty ósmy i osiemdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (811, 812, 813, 814, 815, 816, 817, 818 i 819)

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dzień sto siedemdziesiąty dziewiąty i sto osiemdziesiąty trzeciego roku (909 i 910)