Dziennik wojny - doba osiemdziesiąta, osiemdziesiąta pierwsza, osiemdziesiąta druga, osiemdziesiąta trzecia, osiemdziesiąta czwarta, osiemdziesiąta piąta, osiemdziesiąta szósta, osiemdziesiąta siódma, osiemdziesiąta ósma, osiemdziesiąta dziewiąta, dziewięćdziesiąta, dziewięćdziesiąta pierwsza, dziewięćdziesiąta druga, dziewięćdziesiąta trzecia, dziewięćdziesiąta czwarta, dziewięćdziesiąta piąta, dziewięćdziesiąta szósta czwartego roku (1176, 1177, 1178, 1179, 1180, 1181, 1182, 1183, 1184, 1185, 1186, 1187, 1188, 1189, 1190, 1191, 1192)

 

"- A ty kto? Żołnierz?
- Ja ze służb tyłowych"
"W szachach ma powstać nowa figura. Nazywa się biurokrata. Stoi na szachownicy, nie można jej ruszyć, ani zbić, ona niczego nie zbija. Tylko przeszkadza".

Co ma w głowie Matka-Ojczyzna? 
Matka-Ojczyzna ma głowie... trupa!

Dosłownie. W wykonanej z brązu głowie słynnego pomnika na kurhanie Mamaja w Stalingradzie znaleziono zwłoki.

Trup za życia był Nikołajem Czesnokowem i sprawował urząd rektora moskiewskiej AWF. Na razie nic więcej nie wiadomo

Zaczynamy od retrospekcji, czyli wracamy do Dnia Pobiedy w Rosji.
Dzień Pobiedy, jak Dzień Pobiedy. Parady, ordery, poklepywania i generalnie igrzyska dla ludu. Tylko z chlebem problem, ale do tego wrócimy. 


O tym, że w uroczystościach w Moskwie uczestniczył Wielki Chan-Cesarz Pępka Świata Kungfu Kubuś Panda Xi już pisałem. Ale to nie koniec egzotycznych gości. 



Przede wszystkim na Placu Czerwonym w Moskwie pojawili się bojcy z Korei Północnej (o tym, że Kim oficjalnie przyznał, że Korea jest stroną w wojnie na Ukrainie, chyba już pisałem). Tym razem jeden z Putinów jawnie podziękował Koreańczykom za "wspólną walkę z faszyzmem i imperializmem".

W paradzie w Moskwie szła też kompania reprezentacyjna Chińskiej Armii Ludowej. 


Nie można chyba wyraźniej powiedzieć, gdzie Ameryka ma sobie wsadzić swoje pomysły, żeby oderwać Rosję od Chin. 

Sama parada miała znowu odpowiednią rangę i oprawę. 


Pojawiły się nowe rodzaje broni, jak drony.


Odnalazły się nowoczesne czołgi. Jak pisałem już kilka razy: najnowsza produkcja nie trafia na front, tylko do nowo formowanych jednostek. To, że nie ma ich na Ukrainie nie oznacza, że nie ma ich wcale. 

No i tyle co do obchodów moskiewskich. 

Aha, w ramach tego, że budżet Rosji trzeszczy i nie ma kasy dla bojców, w Moskwie postawiono strefę relaksu... makietę 1:1 berlińskiego Reichstagu, żeby zrobić inscenizację walk o stolicę Niemiec.
Mają rozmach!


W innych miastach było już mniej epicko.
W Jakucji została przeprowadzona makieta parady. Z drewnianymi makietami czołgu i samochodu pancernego. Rechot kobiety z tła mówi wszystko. 


Parady przeprowadzono też na okupowanych terenach Ukrainy, ale były nieco... hm... partyzanckie.


Moskale świętowali też za granicą. 

W Berlinie (w tle "najbardziej haniebny pomnik świata", jak mawiała moja mama, czyli pomnik sowieckiego żołnierza i niemieckiego zdrajcy... antyfaszysty)


A także...

w siedzibie Organizacji Niezmiernie Zbędnej w Nowym Jorku!

Ale oczywiście, władza dba o to, by w Rosji lud świętował godnie. 

W kurs po miastach w interiorze ruszył specjalny pociąg, będący jednocześnie obwoźnym muzeum "wielkiej wojny ojczyźnianej" oraz salą koncertową. Można poznać artefakty z epoki, wysłuchać podniosłych pieśni i recytacji, a potem...
Podpisać kontrakt na udział w wojnie z Ukrainą. 


Bądź bohaterem! Daj się zabić! To o tobie też będą śpiewać!

A w Urdmucji i Baszkirii kursuje "Pociąg Zwycięstwa"! 


O co ta walka? Otóż z pociągu wydawana jest...
DARMOWA KASZA GRYCZANA!


Kobieta na offie szydzi, że ludzie się zachowują, jakby trzy dni nie jedli, ale... 

Rosja ma naprawdę problemy z zaopatrzeniem w żywność. 


Stan gospodarki rosyjskiej jest taki, że nikt nie wie, jak będzie się ona rozwijać. Szacunki Rosstatu i publikującej na Telegramie grupy ekonomistów o nazwie MMI rozjeżdżają się wyraźnie, a i tak realne dane przebijają najczarniejsze scenariusze. Gospodarka jest tak rozchwiana, że nikt nie wie, czy inflacja wzrośnie, czy zmaleje.

Do tego spadek cen ropy spowodowany amerykańskimi cłami i zwiększeniem wydobycia w USA, a ostatnio także przyłączeniem się do Stanów Arabii Saudyjskiej... 


Powoduje, że wartość eksportu nieprzetworzonej ropy drogą morską spadła do poziomu najniższego od dwóch lat.


Jakby tego było mało, wyłączenie Nord Stream II i zniszczenie go, połączone z zakręceniem rurociągów idących do Europy zmusiło UE do szukania alternatywnych źródeł gazu. Podstawowe dwa to Norwegia i Stany Zjednoczone. Szczególnie ostatnio USA zwiększyły wolumen eksportu do gazu do Europy. 


Efektem jest to, że cena gazu też szoruje po dnie, poniżej poziomu opłacalności wydobycia. 


Co to ma wspólnego z kaszą gryczaną i pociągiem? 

Jak pisałem rok z górką temu, gospodarka wojenna to w istocie hurtowa produkcja złomu. Pracownikom firm wytwarzających na potrzeby armii trzeba jednak płacić pensje (Niemcy i sowieci próbowali to obejść, wykorzystując pracę niewolniczą, ale... cóż za zaskoczenie! Niewolników też trzeba nakarmić, ubrać choćby w łachmany i dać dach nad głową, więc też kosztują!)
Płaci oczywiście klient, czyli armia, zasilana z budżetu przez państwo. 
 I te pieniądze skądś państwo musi mieć. 

Ukraina rozwiązuje ten problem poprzez kredyty i system międzynarodowego wsparcia (realnie pakiety pomocy dla Ukrainy zasilają gospodarki państw wpierających - sześćdziesiąt pięć procent tego, co daje Belgia, trafia do firm belgijskich). 
Rosja może w jakimś stopniu liczyć na Chiny, ale one raczej dążą do jej osłabienia i uzależnienia, a nie do wzmocnienia, więc na wiele nie ma co liczyć. Zasadniczym źródłem rosyjskich dochodów były i pozostają sprzedaż żywności, broni i paliw. 
Sprzedaż broni po jej kompromitacji na Ukrainie spadła dramatycznie, nawet Chiny już jej nie chcą. Paliwa - jak wyżej. Chinom nie zależy na drogiej rosyjskiej ropie, czy drogim rosyjskim gazie. Zostaje żywność. 
I tak tony rosyjskiego (w tym skradzionego na Ukrainie) zboża jadą do Afganistanu, gdzie rządy talibów już wywołały problem żywnościowy. Za to brakuje chleba w samej Rosji i musi on być importowany. 
Typowo komunistyczny absurd. 

Na to nakłada się pogłębiający się brak rąk do pracy, wynikający i z zapaści demograficznej, i z faktu, że około miliona ludzi z rynku wyssała armia. Oznacza to, że nawet gdyby było z czego robić żywność, czy towary codziennego użytku, to nie ma kto tego robić. 

Jak nałożymy na to, że piekarnie przekształcono w fabryki dronów, to mamy pełny obraz nędzy i rozpaczy. 

Tymczasem na spotkaniu Bulbenfuehrera z jednym z Putinów Wąsaty Karaluch poskarżył się, że na Białorusi... zabrakło ziemniaków, bo wszystkie wywieziono do Rosji. Jeden z Putinów szyderczo odpowiedział, że Rosji jest dużo miejsca na uprawę ziemniaków.
Ale w Rosji ziemniaków też nie ma, a ceny szybują pod sufitem. 

Zatem szyderczy komentarz kobiety z filmu może jednak odnosić się do stanu faktycznego, a ludzie nie bez powodu rzucili się na kaszę gryczaną, bijąc się po twarzach. Bo to faktycznie w tej miejscowości może być rarytas.

Sytuacja wygląda w sumie dość podobnie. Tylko w Rosji do tłumu nikt nie strzela. Jeszcze

Ale, żeby nie było za słodko, to tylko na eksporcie surowców naturalnych Moskwa zarobi w tym roku ponad dwieście miliardów euro. Głównie sprzedaje do Chin, Indii i... Turcji, ale z samej Unii Europejskiej ma dostać dwadzieścia miliardów euro. Wartość tego, co kraje UE już zakupiły od Rosji w bieżącym roku ma wartość dwóch miliardów euro. 

Osiemdziesiąt procent rosyjskiego eksportu ropy idzie flotą cieni przez Bałtyk. Na filmie jeden z takich nieoznakowanych i niezarejestrowanych, nieubezpieczonych tankowców przechodzi przez cieśniny duńskie

Tymczasem trzyletnia pomoc wojskowa Unii i państw unijnych dla Ukrainy na koniec 2024 roku wyniosła około pięćdziesięciu miliardów euro. 

Co prawda to powyżej brzmi strasznie, ale jak popatrzymy w perspektywie czasowej, to jednak bilans handlowy Rosji też szoruje po dnie (ciekawie wygląda ten gwałtowny wzrost przed samą wojną - oznacza to, że Rosja gromadziła wtedy zapasy, licząc się z sankcjami). Ma to związek między innymi z tym, że handel z USA w wyniku sankcji został zredukowany jedenastokrotnie! O ponad dziewięćdziesiąt procent! Dla porównania wartość wymiany handlowej między Rosją a UE w tym samym czasie spadła tylko o dwie trzecie. 

To przechodzimy do teatru zwanego negocjacjami, bo tu też sporo się zadziało. W skrócie:
zgodnie z moimi przewidywaniami prezydent Trump już nie lubi Putina.

Ale po kolei. 

W piątek 16 maja w Stambule spotkały się delegacje Ukrainy i Rosji. Obecni byli też szefowie głównych rządów europejskich i przedstawiciele prezydenta Trumpa, ale - że się tak wyrażę - zdalnie. Czyli byli w Stambule, ale nie uczestniczyli w rozmowach. Sam prezydent Trump był w Arabii Saudyjskiej, gdzie dopinał wielomiliardowy (dokładnie sześćset miliardów dolarów ma wartość sama broń, którą od USA kupili Saudowie) dil między innymi na masowe wydobycie saudyjskiej ropy (kolejny gwóźdź do moskiewskiej trumny). 


To, żeby w ogóle Moskwa przysłała swoich przedstawicieli na te rozmowy wymagało wywarcia na nią potężnej presji. 

Generał Gregory Guio, szef Dowództwa Północnego Stanów Zjednoczonych i Dowództwa Północnoamerykańskiej Obrony Powietrznej i Kosmicznej (NORAD) oświadczył wprost, że Pentagon nie wyklucza bezpośredniego konfliktu amerykańsko-rosyjskiego, jeśli wojna na Ukrainie będzie eskalować. 


Ten tekst poleciał na oficjalnym przesłuchaniu przed komisją senacką do spraw sił zbrojnych, na której analizowano perspektywy możliwego starcia zbrojnego z (zaskoczenie) Rosją, Chinami i Koreą Północną. 

I jak wspomniałem, to oczywiście forma presji na Rosję (ale każdy miłośnik westernów wie, że nie wyciąga się nie nabitego rewolweru). Ale znacznie ważniejsze, że ten tekst usłyszał "redneck". Od "Ameryka nie będzie się angażować" do "Ameryka nie wyklucza wojny". I to w niecałe pół roku. 
Urabianie rednecka w toku. 
A dalej będzie lepiej. 

Odpowiedź Rosji przyszła natychmiast. Minister mordowania sąsiadów Andriej Biełousow powiedział do sołdatów podczas wręczania odznaczenia Gwiazda Bohatera Rosji:
- Dziś nadszedł decydujący moment dla Rosji w konfrontacji z kolektywnym Zachodem. Los naszego wielkiego kraju zależy teraz od działań każdego człowieka, każdego żołnierza i oficera. Wierzymy w Was i Waszą gotowość do rozwiązywania najtrudniejszych zadań.
W czwartek 15 maja do Stanbułu przybyła delegacja ukraińska na najwyższym szczeblu: prezydent, premier, ministrowie. Prezydent Zełeński rzucił Putinowi wyzwanie:
- Jestem tu i czekam. 


W tym momencie, dzień przed terminem spotkania nie wiadomo było, kto z ramienia Rosji się pojawi. 


Kiedy jednak okazało się, że Moskwa przyśle "trzeci garnitur" pod kierunkiem doradcy prezydenta Rosji Władymira Miedinskiego (bolszewicko-nacjonalistycznego dzbana, byłego ministra edukacji, którego podręcznik do historii wywołał awanturę z Kadyrowem), w którym najwyższy rangą był jeden z wiceministrów, prezydent Zełeński demonstracyjnie wsiadł do samolotu i odleciał do Albanii. 


Prezydent Trump pofochał się na to, w stylu:
- No co ty robisz, przecież zabijają twoich ludzi!
Jednak prezydent Zełeński nie miał wyjścia i musiał tak postąpić. 
Czemu?

Z dwóch powodów:
  1. prestiżowego,
  2. pragmatycznego. 
Choć na wschodzie prestiż to część pragmatyki. 

Prestiżowo - no nie może władca (bo taką pozycję ma w istocie prezydent we współczesnych demokracjach, szczególnie wybierany w wyborach powszechnych) układać się z lokajem (minister to sługa, wiceminister to zastępca sługi). Czym innym jest ambasador formalnie wysyłany przez prezydenta-władcę państwa jako jego osobisty przedstawiciel (podległy rządowi i ministrowi, ale strona formalna, że wysyła prezydent została zachowana). 
Zgadzając się na rozmowy z doradcą prezydenta, czyli z człowiekiem jeszcze niższej rangi (doradca to stanowisko samodzielne, nie umocowane w strukturze) prezydent Zełeński uznałby się za podporządkowanego Moskwie i wprost to okazał. 

Pragmatycznie - delegacja moskiewska składała się z ludzi, którzy nie mogli podjąć żadnej decyzji. Mogli tylko przedstawić stanowisko Moskwy i wysłuchać opinii przedstawicieli Kijowa. 
Za to ze strony Ukrainy przybyła cała ekipa decyzyjna. 

I teraz powstał układ taki, że Moskwa mogła na miejscu oczekiwać decyzji od delegacji ukraińskiej, sama zaś była w stanie zasłaniać się brakiem uprawnień do podejmowania decyzji. 
To układ całkowicie nierównoprawny i w połączeniu z kwestią prestiżową dający taką sytuację, że Car z Moskwy przysyła bojarów do zbuntowanego księcia z Kijowa, a ten ma się podporządkować. 
Układ nie do przyjęcia dla każdego rządu chcącego zachować niezależność swojego kraju. 

No i faktycznie, dzban Mediński (który kierował rosyjską delegacją w czasie negocjacji na Białorusi w 2022 roku) zażądał dokładnie tego, czego domagał się wtedy. Zatem przede wszystkim:
- oddania czterech obwodów Ukrainy, w tym terenów, których Rosjanie nie zajęli lub zostali z nich wyparci, 
- demilitaryzacji, 
- rezygnacji z NATO,
- "zagwarantowania Rosji bezpieczeństwa".

Delegacja rosyjska miała powiedzieć wprost, że jeśli Ukraina nie zgodzi się oddać czterech obwodów (Ługański, Doniecki, Zaporoski i Chersoński), to Rosja weźmie także Obwód Charkowski i Sumski. Jeden z Putinów powiedział też publicznie, że Sumy to Rosja. 

Generalnie chodzi to, jak to ujął Pieskow:
- Żeby usunąć PIERWOTNE przyczyny konfliktu. 
Pierwotną przyczyną konfliktu jest istnienie niezależnej Ukrainy. 

Oczywiście, na takie dictum delegacja Ukrainy zerwała rozmowy. Ustalono jedynie wymianę jeńców po tysiąc z każdej strony i że rozmowy "będą kontynuowane". Rosja zaczęła oficjalnie:
- Pracę nad memorandum, które określi warunki zakończenia konfliktu
- jak to ujęła rzeczniczka rosyjskiego Ministerstwa Wtrącania Się w Cudze Sprawy (MSZ). 

Do wymiany rzeczywiście doszło, ale nie objęła ona żołnierzy "Azowa"


Memorandum też faktycznie powstało, ale...
Nie zostało przekazane Ukraińcom. Rosjanie chcą to zrobić w czasie rozmów 2 czerwca w Stambule. Ukraińcy uważają słusznie, że to gra pozorów i pułapka. Kijów, żeby udzielić odpowiedzi musi mieć czas na zapoznanie się z propozycjami i analizę ich. Przekazanie dokumentu w dniu rozmów w zasadzie wyklucza taką możliwość. Ale wtedy Rosja będzie krzyczeć, że przecież przekazali propozycje, a Ukraina nie chce rozmów. 

Memorandum trafiło jednak do Amerykanów, stąd wiemy, że zawiera między innymi klauzulę nierozszerzania NATO na kraje postsowieckie, Zachód ma przestać zaopatrywać Ukrainę, a Ukraina ma odwołać mobilizację.
Keith Kellogg powiedział, że jeśli to zatrzyma wojnę (czytaj: Rosja przejdzie na stronę Zachodu, albo przynajmniej będzie neutralna), to Stany są gotowe o tym rozmawiać. 
Czyli jest to kolejna próba znalezienia lewara na Moskwę. Oczywiście, będzie nieskuteczna. 


Z kolei prezydent Zełeński i przedstawiciele rządów europejskich najpierw skontaktowali się telefonicznie z prezydentem Trumpem, a potem spotkali się z J.D. Vance'm. 

Jak widać, mimo ostrej retoryki prezydenta Trumpa, jego zastępca nie jest jakoś szczególnie zły na prezydenta Ukrainy

Prezydent Trump w swoim stylu stwierdził, że Putina nie było w Stambule, bo on (Trump) nie przyjechał i zapowiedział rozmowę telefoniczną z Putinem. 
Sekretarz stanu USA zapowiedział kolejne sankcje na Rosję, a Stany pozwoliły Australii przekazać Ukrainie pół setki czołgów Abrams. Państwa europejskie zniosły ograniczenia dla Ukrainy odnośnie atakowania dostarczoną bronią terenów rosyjskich, a prezydent Trump "rozważa taką możliwość".



Do tej rozmowy faktycznie doszło. Tyle, że obie strony wyraziły na jej temat zupełnie odmienne zdanie. 



I jasne, jeden z Putinów nie mówił do Amerykanów, tylko do Rosjan. Jednak nie ma tu żadnego przygotowywania do ewentualnego porozumienia. "Wicie-rozumicie" być może, ale nie na pewno. 

Na to nałożyło się intensywne bombardowanie Ukrainy (w tym Kijowa) przez Rosjan i początek rosyjskich działań ofensywnych na kierunku sumskim.


Mieszkańcy Kijowa chroniący się na stacjach metra w czasie bombardowania 18 maja

W zasadzie na Ukrainę coś spada codziennie (głównie drony Szahid, rzadziej rakiety). Najcięższe bombardowanie miało miejsce 25 maja, kiedy Rosja wystrzeliła prawie siedemdziesiąt rakiet i blisko trzysta dronów.




Bilans to dwunastu zabitych i sześćdziesięciu siedmiu rannych.

A to uderzenie rakiety balistycznej w Czernihowie





Efekt?
Prezydent Trump oficjalnie i głośno stwierdził, że Putin całkiem zwariował, a w miniony wtorek dołożył, że Putin igra z ogniem.


Czyli amerykański wyborca w ciągu zaledwie tygodnia dostał trzy ważne informacje:
  • wojna z Rosją jest możliwa,
  • Putin igra z ogniem,
  • Putin zwariował (więc trzeba wariata powstrzymać).

Tym samym w USA oficjalnie zamknięta został etap, w którym rozważano porozumienie z Kremlem. Obecnie Rosją rządzi wariat, a wariatem (który podejmuje nieracjonalne decyzje) nie można się porozumieć, tylko trzeba go wyeliminować.

Spokojnie czekamy na "zatopienie Lusitanii", czyli wydarzenie, które uzasadni otwarty udział Stanów w konflikcie. Być może będzie to starcie na zupełnie innym kierunku, o co Moskwa poniekąd się sama prosi.

W czym rzecz. 
Od jakiegoś czasu docierają informacje, że Moskale gromadzą siły w rejonie państw bałtyckich. Oficjalnie pod pozorem ćwiczeń ZAPAD-2025, które planowane są na wrzesień. 
Nie jest to nic nowego. Takie wspólne ćwiczenia Rosji i Białorusi odbywają się co roku od wielu lat. NATO równolegle lub chwilę później przeprowadza swoje, a pod tym pozorem w czasie ćwiczeń ZAPAD mobilizuje siły na granicy z oboma państwami terrorystycznymi, mając świadomość, że Moskwa regularnie przeprowadza koncentrację przed atakiem pod pozorem ćwiczeń (przed najazdem na Ukrainę też tak było).
Nic nowego. 

Ale...
W bieżącym roku sygnałów alarmowych jest znacznie więcej. 
I to, o czym pisałem, że z frontu znika nowoczesny sprzęt i wyszkoleni ludzie. I to, że Moskwa, wbrew temu, co widać, słychać i czuć, nie zamierza kończyć konfliktu i zawrzeć jakiegokolwiek pokoju, czy choćby rozejmu. I zmiana retoryki w USA. A także cytowana wyżej wypowiedź ministra Biełousowa. 
A wreszcie...
Początek ewakuacji ludności cywilnej z "korytarza suwalskiego" na Litwie! Oficjalnie ludzie sami wyjeżdżają w obawie przed inwazją, ale takich ruchów nie robi się na spontanie. Ewakuacja to przecież porzucenie dorobku życia, a czasem wręcz pokoleń, zmiana środowiska na całkowicie obce. Zatem nie ma tu raczej mowy o wyjazdach z własnej woli, a bardziej chodzi o inspirowaną przez władze cichą ewakuację. W tej formie pozwala ona na zachowanie jak największej części majątku i znalezienie sobie zawczasu w miarę dobrych warunków do nowego startu. 

Litewska armia założyła "obóz polowy" szesnaście kilometrów od granicy z Rosją. Białoruś od razu oświadczyła, że przenosi ćwiczenia ZAPAD-2025 bardziej w głąb kraju i obniży ich rangę, żeby nie eskalować napięcia. Ale to dowodzi, że napięcie jest

Jednocześnie zapowiedziano rozmieszczenie na Białorusi "nowych" rakiet wielogłowicowych Oresznik


Amerykanie z kolei wzmacniają front północny w Europie

Czy atak Rosji jest możliwy? 
Do tej pory uważałem, że raczej nie, bo Moskwa nie walczy nigdy na dwa fronty. Zatem zanim zaatakują na innym kierunku, zamkną kierunek ukraiński.  Byłem też zdania, że w pierwszej kolejności wezmą się za zdyscyplinowanie swojego zaplecza, na przykład Abchazji (gdzie zaczęły się już prowokacje mające uzasadnić inwazję, jak na przykład pobicie "weterana SWO" w Suchumi). 
Ale...

Jeśli Moskwa potraktuje Ukrainę, UE i Stany jako jednego przeciwnika, to atak na kierunku suwalskim nie jest otwieraniem nowej wojny, tylko uderzeniem na innym odcinku frontu wojny już się toczącej. Konieczność ogarnięcia sytuacji nad Bałtykiem mogłaby wpłynąć na rytmiczność i skalę dostaw dla Ukrainy i wymusić na Zachodzie zmianę priorytetów. Przynajmniej chwilowo. To może odwrócić też uwagę Waszyngtonu od Tajwanu.
Dodatkowo będzie to stress test dla NATO i wypróbowanie na ile sojusz jest zdeterminowany do działania. 

Zdaniem generała Christophera Cavoli, dowódcy sił amerykańskich w Europie, w roku bieżącym rosyjska armia dostanie tysiąc pięćset czołgów i trzy tysiące pojazdów opancerzonych różnych typów. Zarówno "zdekonserwowanych", zmodernizowanych, jak i nowych. Część z tego (zdekonserwowane i zmodernizowane starsze typy) trafi na Ukrainę. Nowe i część zmodernizowanych pójdzie do nowych jednostek. 


Generał uważa, że przy obecnym poziomie strat Rosja może walczyć jeszcze przez dwa lata (takie opinie pojawiają się w wielu miejscach). Ale analiza ta nie uwzględnia wsparcia ze strony Korei Północnej, a to może przedłużyć rosyjski potencjał.

Tymczasem w kraju, który rzekomo gwarantuje nam bezpieczeństwo (według niektórych)...

Niemiecka armia zebrała doświadczenia i opinie odnośnie użycia na Ukrainie niemieckiego sprzętu i wyszło, że zasadniczo, jest to jeden wielki szajs. O Panzerhaubitze 2000 już pisałem: lufa do wymiany po kilkunastu strzałach, elektronika pokładowa wymaga wchodzenia do kadłuba w kapciach (nie żartuję!). Leopard 2A6 jest zbyt trudny w obsłudze, co prowadzi do skomplikowanych napraw w warunkach polowych (sprzęt wymagający od obsługi doktoratu to niemiecka tradycja, o czym mówił w jednym ze swoich filmów Grzegorz Bobrek). Systemy przeciwlotnicze Iris-T mają... zbyt krótki zasięg, a Leopardy 1A5 - "pancerz z kartonu", co powoduje, że muszą strzelać z ukrytych pozycji. 
Sprawdza się w zasadzie jedynie system obrony przeciwlotniczej Gepard oraz "bewup" Marder. 

Pamiętajcie, w razie W Niemcy nas obronią.
Aha, przy okazji. 




W kontekście wciąż posiadanego przez Rosję potencjału, jeśli atakować, to teraz. Zanim Europa, której trzonem są - czy tego chcemy, czy nie - Niemcy skoryguje zauważone błędy (te niezauważone też). 


Były szef CIA generał David Petraeus przemawiając w think tanku Policy Exchange w Londynie również wskazał Litwę jako najbliższy cel. 

Atak na państwa bałtyckie nie musi być wykonywany znaczącymi siłami, bo obszar, o którym mowa i potencjalna linia frontu są mniejsze, niż odcinek donbaski na Ukrainie. Nawet, jeśli zahaczyłoby to o Polskę. Sto tysięcy bojców wystarczyłoby aż nadto (armie Litwy, Łotwy i Estonii razem mają niecałe trzydzieści tysięcy, a przy polskim i amerykańsko-brytyjskim wsparciu do pięćdziesięciu tysięcy, jednak ze względu na obecność Obwodu Królewieckiego na północnym zachodzie oraz Białorusi na południowym wschodzie, nie mogą one skoncentrować całości sił na jednym kierunku, tylko muszą przygotować się do obrony okrężnej z jedynie wąskimi przesmykami do Polski i Finlandii). 

Z racjonalnego punktu widzenia interesów Rosji taki ruch byłby totalnie głupi. Równie głupi, jak atak na Ukrainę w 2022 roku. A nawet bardziej, bo angażowałby NATO. Jeśli nie całe militarnie, to jednak natychmiast włączyłby się siły Polski i Finlandii, a także Szwecji, Norwegii i Danii oraz Wielkiej Brytanii i USA. Reszta może zostać w domu. Byle dostarczali sprzęt i amunicję.
Ale od 24 grudnia 2022 nie uważam, żeby czynnik głupoty wykluczał rosyjskie działania. Zwłaszcza, gdy na sytuację spojrzymy z perspektywy Pekinu, dla którego Moskwa to tylko frontowa prowincja. 

Szczególnie, że...
Koalicja Głodnych, a szczególnie Rosja, znajduje się obecnie w dokładnie tym momencie, jak Niemcy tuż przed wybuchem I i II wojen światowych: jest jeszcze mocniejsza od aliantów, ale już zaczyna przegrywać wyścig. I albo uderzą teraz, kiedy Zachód jeszcze jest nieprzygotowany i dopiero się rozkręca, albo straci wszelkie szanse. 

Dodatkowo, jak już wspomniałem poprzednio, logika rosyjskiego systemu będzie każdą rosyjską władzę pchała do wojny. Utrzymanie w posłuszeństwie milionów gnojonych codziennie ludzi jest możliwe tylko w oparciu o miraż mocarstwowości, rozumiany jako podboje, zdobycze terytorialne i zwycięskie wojny. Rezygnacja z ekspansji oznacza implozję systemu, zaś przegrana wojna to szybka wymiana nieudolnego cara (w czym pomogą Chiny). Rosjanie szacunek utożsamiają ze strachem i nie rozumieją innego znaczenia tego słowa. 

Czas pokaże i oby ta powyższa analiza była błędna. W każdym razie decyzje o zniesieniu ograniczeń na ostrzał terytorium Rosji zachodnią bronią widzę jako swoistą odpowiedź na opisane wyżej zagrożenia. 

Zasięgi zachodnich rakiet na wyposażeniu armii ukraińskiej


Wracając do tu i teraz.

Korzystając z tego, że Rosjanie ściągnęli prawie całą OPL z frontu pod Moskwę do obrony oficjeli, ale także zgromadzonego na paradę sprzętu (Ukraińcy uprzednio zrobili spory szum, że parada w Moskwie to piękna okazja spalenia ogromnych ilości sprzętu). 

Ukraińskie życzenia na dronie wycelowanym w Moskwę

To oznacza od początku maja zmasowane naloty ukraińskich dronów na rosyjskie obiekty przemysłowe i wojskowe. I leci naprawdę mocno. 

Tak wygląda obecnie praktycznie każda noc. Uderzenia wykonują zarówno drony powietrzne, jak i morskie

Najmocniejszy i fizycznie, i prestiżowo był cios w zakłady Kronsztadt w Dubnie zadany dwa dni temu. W zakładach tych wytwarzane są rosyjskie drony uderzeniowe. 





Drony trafiły w halę montażową, prawdopodobnie niszcząc część już zbudowanych dronów i półproduktów

Cios prestiżowy z kolei wynika z faktu, że Dubna zaledwie niecałe sto dwadzieścia kilometrów na północ od Moskwy. Zatem drony musiały przelecieć przez strefę najeżoną systemami OPL! 



Tego wieczora i w nocy Rosja została zaatakowana ponad trzystu dronami. W znacznej części naloty poszły na region moskiewski. 






Swoją drogą, fascynuje ta mieszanka emocji. Od śmiechu i zabawy, poprzez niepokój do ataków histerii i paniki. 
Czy mi ich szkoda? Po ludzku tak, ale... 
Mam do nich podobny stosunek, jak do Niemców bombardowanych w Dreźnie. 

Naloty sparaliżowały rosyjskie lotniska, co jest dodatkowym bonusem, bo każdy przestój w komunikacji lotniczej to koszty. Gigantyczne koszty!

Dwa dni wcześniej ukraińskie drony uderzyły w zakłady chemiczne w Kineszmie w Obwodzie Iwanowskim. 


Oficjalnie nie podano, co zostało trafione (zakładów jest tam kilka). 

Ważniejsze od rzeczywistych strat w tym nalocie jest to, że ukraińskie drony musiały przelecieć nad regionem moskiewskim, czyli znowu w pobliżu systemów OPL. To jest jawne granie Kremlowi na nosie

Wcześniej drony trafiły w fabryki w Tule (znowu pod Moskwą)


I w Jełabudze w Tatarstanie.


Spanikowani Moskale ostrzelali własny... samolot pasażerski


Przechodzimy do frontu, gdzie... 

Po trwającej ponad tydzień w zasadzie stagnacji (poza odcinkiem toreckim) sytuacja gwałtownie przyspieszyła. 

Najpierw Kreml ustami jednego z Putinów zapowiedział stworzenie "strefy buforowej" przy granicy ukraińsko-rosyjskiej.


Potem ruszyło natarcie.

Zaczęło się od zajęcia szarej strefy już na drugi dzień po oświadczeniu jednego z Putinów. W ciągu tygodnia Moskale wdarli się na głębokość od dwóch do dziesięciu kilometrów. 

Dużo to, czy mało?
Jak na standardy tej wojny postęp prawie półtora kilometra dziennie to sporo. Jednak warto się przyjrzeć topografii. Największe postępy Moskale zrobili idąc korytami rzek Snagość i Łoknia. Przy czym jest to teren generalnie płaski i otwarty, z małą liczbą zabudowań. Koryta rzek pełnią tu rolę okopów, kryjących nacierające oddziały. 
W dodatku w pierwszej fazie wojsko rosyjskie wykorzystało fakt, że zajęty przez nie teren był już w zasadzie opuszczony, jako niemożliwy do utrzymania przez oddziały ukraińskie. Czyli tydzień Moskalom zajęło zajęcie praktycznie pustego obszaru. 
W miarę zbliżania się do Sum obrona powinna tężeć. Sami Rosjanie mówią, że "naruszyli" pierwszą linię obrony, a Ukraińcy na tym kierunku mają jeszcze dwie. Siły rosyjskie oceniane są na pięćdziesiąt tysięcy ludzi.

Szczególnie, że zaraz obok Ukraińcy wciąż kontrolują skrawki Obwodu Kurskiego, z których Rosjanie nie są w stanie ich usunąć

Pod Wołczańskiem Moskalom udało się zająć kawałek lasu na wschodniej flance swojego przyczółka. Na razie nic to nie zmienia. 


Moskale twierdzą, że na północ od Kupjańska zajęli dziś Kindraszówkę i Radkówkę (ze strony ukraińskiej nie ma potwierdzenia tego faktu). Trąbią przy tym, jak by to było co najmniej zdobycie Berlina. W istocie jednak dopóki nie przełamią pozycji ukraińskich opartych o drogę Kupjańsk-Dworzyczna, nic im to nie daje. 

Mapka ze źródeł rosyjskich sugeruje przełamanie na zachód od linii Kidraszówka-Radkówka. W rzeczywistości nie jest pewne, czy Rosjanie faktycznie kontrolują te miejscowości


Na tym odcinku walczy Rosyjski Korpus Ochotniczy, więc może być ciekawie. Żołnierze z RKO nie mają nic do stracenia, a trafienie do niewoli nie jest dla nich żadną opcją.


Kontynuując rosyjskie bajania, Geroman (wspominany już przeze mnie rosyjski bloger-propagandysta) "zauważył" jakieś postępy Moskali na południe od Kupjańska w rejonie wsi Pierwszotrawenne. 

I już wieszczy rychły upadek, to znaczy według niego "wyzwolenie" Borowej

Tyle, że z Pierwszotrawennego do Borowej jest czternaście kilometrów w odkrytym płaskim terenie. Nie bez powodu od miesięcy Moskale stoją na tym odcinku. Po prostu ukraińska artyleria i drony robią swoje. 

Dalej na południe front w zasadzie stoi.

Rosjanie posunęli się o jakiś kilometr w rejonie wsi Ridkodub i Nowe. Ridkoduba nawet nie zajęli całego, tylko wschodni skrawek, ale ogłaszają to, jakby zdobyli Berlin

Głupota? Owszem, ale nie tych, co to piszą, tylko tych, którzy czytają i nie kojarzą mapy. W ich oczach armia rosyjska właśnie forsuje Atlantyk. 

Teraz odcinek, na którym naprawdę jest źle.

W rejonie Torecka ukraińska obrona na linii drogi Berestok-Pokrowsk całkowicie się posypała i Moskale idą tu do przodu. Siłom ukraińskim w rejonie Torecka grozi okrążenie, ale co gorsza, zagrożona jest położona w dolinie Konstantynówka

W rejonie Pokrowska i na południe od niego Moskale kontynuują zajmowanie terenu "jęzora".


Obrona tego obszaru jest generalnie bardzo trudna, bo nie ma na czym jej oprzeć i trochę się dziwię, że Ukraińcy z takim uporem tu się szarpią. Z jednej strony spowalniają rosyjskie postępy, ale z drugiej, nie ma szans na utrzymanie tego terenu. 

Na południu, w rejonie Bohatera też doszło do przełamania pozycji ukraińskich wzdłuż drogi Konstantynopol-Pokrowskie. 

Idąc dalej wzdłuż frontu na zachód, Rosjanie rozcięli i częściowo otoczyli ukraińskie siły w Nowopolu i zajęli Zielone Pole.


Należy też odnotować nieznaczne postępy Moskali koło Zaporoża.


Tutaj topografia nie pracuje dla Rosjan. 

Trzy lata temu, 18 maja 2022 upadł Mariupol. Zaś jedenaście lat temu powstał Batalion "Azow", który dziś rozrósł się do stanu dwóch korpusów. 






Komentarze

  1. Duże ciekawych rzeczy.
    Ale z tym przesmykiem to już dementują.
    https://tvpworld.com/86983503/lithuania-warns-of-russian-fake-news-over-locals-fleeing

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - dzień trzysta sześćdziesiąty szósty trzeciego roku, pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty, siódmy, ósmy i dziewiąty dzień czwartego roku (1096, 1097, 1098, 1099, 1100, 1101, 1102, 1103, 1104, 1105)

Dziennik wojny - dzień sto dziewięćdziesiąty trzeci, sto dziewięćdziesiąty czwarty, sto dziewięćdziesiąty piąty, sto dziewięćdziesiąty szósty, sto dziewięćdziesiąty siódmy, sto dziewięćdziesiąty ósmy, sto dziewięćdziesiąty dziewiąty, dwusetny, dwusetny pierwszy, dwusetny drugi, dwusetny trzeci, dwusetny czwarty, dwusetny piąty, dwusetny szósty, dwusetny siódmy, dwusetny ósmy, dwusetny dziewiąty, dwieście dziesiąty, dwieście jedenasty, dwieście dwunasty, dwieście trzynasty, dwieście czternasty, dwieście piętnasty, dwieście szesnasty, dwieście siedemnasty, dwieście osiemnasty, dwieście dziewiętnasty, dwieście dwudziesty (922, 923, 924, 925, 926, 927, 928, 929, 930, 931, 931, 932, 933, 934, 935, 936, 937, 938, 939, 940, 941, 942, 943, 944, 945, 946, 947, 948, 949, 950)

Dziennik wojny - doba dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta, trzydziesta, trzydziesta pierwsza i trzydziesta druga czwartego roku (1121, 1122, 1123, 1124, 1125, 1126, 1127, 1128)