Dziennik wojny - doby sześćdziesiąta, sześćdziesiąta pierwsza, sześćdziesiąta druga, sześćdziesiąta trzecia, sześćdziesiąta czwarta, sześćdziesiąta piąta, sześćdziesiąta szósta, sześćdziesiąta siódma, sześćdziesiąta ósma, sześćdziesiąta dziewiąta, siedemdziesiąta, siedemdziesiąta pierwsza, siedemdziesiąta druga, siedemdziesiąta trzecia, siedemdziesiąta czwarta, siedemdziesiąta piąta, siedemdziesiąta szósta, siedemdziesiąta siódma, siedemdziesiąta ósma, siedemdziesiąta dziewiąta czwartego roku (1156, 1157, 1158, 1159, 1160, 1161, 1162, 1163, 1164, 1165, 1166, 1167, 1168, 1169, 1170, 1171, 1172, 1173, 1174, 1175)


Zaledwie trzy tygodnie i znajdujemy się w zupełnie innym miejscu i innej sytuacji. 
Ale zanim do tego dojdziemy, cofnijmy się do poprzedniego wpisu.

 Dlaczego prezydent Zełeński pod koniec kwietnia odrzucił ofertę pokojową prezydenta Trumpa?

Po pierwsze, bo mógł.

Po drugie, bo musiał. 

Czemu mógł, skoro Ukraina jest w dramatycznej sytuacji? 

Bo nie jest i nie była. 
Oczywiście, to nie tak, że wszystko jest idealnie i nie ma problemów. Są, ale podstawowym problemem obecnie nie jest sprzęt, tylko pieniądze. Ukraina musi skądś zdobyć amunicję, a koszty jej zakupu są na tyle poważne, że zagrożone są wypłaty dla żołnierzy. Przy czym trzeba mieć z tyłu głowy, że kiedy Ukraińcy mówią, że czegoś im brakuje, to właśnie to gromadzą. 
Koszty osobowe wzrosły też w związku z wprowadzeniem służby kontraktowej, o której już pisałem. Jednorazowe wypłaty to poważne obciążenie dla budżetu.
Oficjalnie z kontraktów skorzystało na razie około pięciuset ochotników, ale... 
Wiecie, jak wiarygodne są takie informacje. Nikt nie poda prawdziwej liczby. Jakoś kryzys kadrowy w poprzednich miesiącach skończył się powołaniem korpusów, czyli związków operacyjnych, do czego potrzeba sporo ludzi.

Wracając do sprzętu, jak już pisałem, większość tego, co zapowiedziała poprzednia administracja USA już na Ukrainę trafiło. Nowych pakietów na razie w tym momencie nie było, bo ludzie prezydenta Trumpa robili remanenty (wszystkim, których to oburza, przypomnę, że fundusze z USAID trafiały między innymi do rosyjskich farm trolli, Rosja i Chiny mają dobrze rozpracowany system finansowy państw zachodnich i wielokrotnie pozyskiwały kasę poprzez najróżniejsze "słupy" udające coś, czym w istocie nie były). 
Zatem na tamtą chwilę na duże dostawy z USA Ukraina liczyć i tak nie mogła. Nie bez znaczenia jest fakt, że Stany też muszą się zbroić, a to ogranicza liczbę pojazdów i sprzętu, które mogą przekazywać dalej. Na koniec, zachodnia broń jest fajna (choć nie zawsze), ale i tak większość ukraińskich żołnierzy zna przede wszystkim sprzęt posowiecki i choćby tylko w celu ograniczenia czasu i kosztów szkolenia znacznie ważniejsze jest wyposażenie SZU w broń posowiecką i rosyjską. 

Do tego dochodzi własna produkcja ukraińska. Praktycznie całość dronów używanych na froncie i do dalekich uderzeń pochodzi z rodzimej produkcji. Mowa zarówno o dronach powietrznych, jak i morskich, jak i lądowych. Część, o czym pisałem, jest wyposażona w uzbrojenie, pozwalające podjąć walkę z maszynami przeciwnika. 
Do tego haubica Bohdanka, samochody opancerzone Kuguar, Spartan, czy obecnie chyba najpopularniejszy Nowator 2, będący już odmianą transportera opancerzonego. Do tego pojazdy opancerzone Warta i Warta 2, wyposażone w moduł bojowy Sicz. 
Ukraina nie ma jeszcze własnych samolotów i czołgów, ale myślę, że i nad tym pracują. 

Najnowsza konstrukcja to rakieto-dron BARS (sarkastyczny humor, BARS to przecież podstawowa jednostka RoSSgwardii), łączący cechy rakiety manewrującej i drona. 

Leci to na dystans 700-800 kilometrów i ma parametry zbliżone do drona Palianica. Co ciekawe, pocisk opracowała i wyprodukowała prywatna firma



Dron dalekiego zasięgu FP-1. Leci na tysiąc sześćset kilometrów i przenosi studwudziestokilową głowicę z czymkolwiek: ładunkiem termobarycznym, kasetowym, burzącym, zapalającym...

To tylko dwa przykłady, a tych "zabawek" jest znacznie więcej. 

Trzeba pamiętać, że cały prawie sowiecki przemysł lotniczy i rakietowy znajdował się właśnie na Ukrainie. Ma ona więc całą konieczną do takiej produkcji infrastrukturę plus fachowców. A know-how zdobyła w boju. Coraz mniej SZU potrzebują rakiet zachodnich. Nabojów artyleryjskich i innych również. 
Co jest potrzebne? Pieniądze i to, czego Ukraina nie jest w stanie wyprodukować sama. Ale to... Dostaje!
Albo kupuje. 

Zatem odrzuceniem amerykańskiej oferty prezydent Zełeński nic nie ryzykował. 

A czemu musiał? 
Cóż, wbrew temu, co poprzednio napisałem, po powtórnym przeanalizowaniu propozycji prezydenta Trumpa przyznaję, że inspiracja mogła wyjść z Kremla. 

Dlaczego? 
Rosja chce przed rozpoczęciem rozmów przyznania przynajmniej czterech obwodów Ukrainy, a kwestię Krymu uznaje za zamkniętą. 
Ukraina nie wyklucza negocjacji terytorialnych, ale najpierw chce rozejmu. 

I teraz wychodzi propozycja amerykańska będąca niejako w połowie drogi, że warunkiem rozejmu i dalszych rozmów ma być rezygnacja z Krymu. 
Pomijam tu już kwestie formalne, o których pisałem. Istotne jest co innego: zgadzając się na taki układ Ukraina ograniczyłaby sobie pole manewru. 
Jeśli Krym jest na stole i Ukraina wie, że jest nie do odzyskania na tę chwilę, może powiedzieć:
- OK, rezygnujemy, ale wy odpuszczacie Obwód Chersoński, albo Ługański. 
Jeśli jednak Krym jest poza rozmową, liczba możliwych wymian spada. 

Zatem ta "oferta" była nie do przyjęcia, a jej odrzucenie niczym nie groziło. 


Istotnym elementem całej gry było spotkanie prezydentów USA i Ukrainy w Bazylice św. Piotra w Watykanie podczas pogrzebu papieża Franciszka. Na ile były tam prowadzone realne rozmowy, a na ile odegrano teatr dla gawiedzi? 

Jak się rozwinęła sytuacja dalej, to już wiemy: USA i Ukraina zawarły układ, dotyczący surowców mineralnych bardzo dla Ukrainy korzystny (dotychczasowa pomoc nie jest nim objęta, a finansowane z niego będą nowe dostawy), a prezydent Trump zezwolił na sprzedaż bezpośrednią Ukrainie sprzętu (głównie części do F-16) o wartości pięćdziesięciu milionów dolarów (takich dokumentów nie robi się na stole, on był gotowy do podpisu). Zgodził się też na przekazanie Ukrainie stu dwudziestu pięciu rakiet do systemów HIMARS i stu rakiet do systemów Patriot, które obecnie znajdują się w Niemczech. Niemcy zapowiedzieli przekazanie (wreszcie) rakiet Taurus (ale, żeby do tego doszło, kanclerza Scholza musiał zastąpić Merz). 


Jednocześnie redneck dostał całkiem sporo ciekawych informacji, burzących mu poukładany obraz świata. Najpierw w reakcji na odrzucenie oferty rozejmowej przez prezydenta Zełeńskiego prezydent Trump otwartym tekstem poleciał, że Putin chce całej Ukrainy, więc ten Krym Ukraina mogłaby oddać za spokój.
Teza o tym, że pierwotnym celem Putina jest całość Ukrainy została powtórzona w wywiadzie, jakiej prezydent Trump udzielił dla stacji ABC.
Oczywiście, wywiad ten był okraszony retoryką, że Putin szanuje Trumpa i dlatego nie weźmie całej Ukrainy, że Putin chce pokoju itp. 
Ale to pusta retoryka, "bułka" ukrywająca "mięso": 
Putin chce CAŁEJ Ukrainy!


Całość jest tutaj:


To już nie jest popularne wśród rednecków:
Bo Rosjanie tylko chcą tego, co im się należy i Ukraina powinna uszanować ich słuszne żądania
Tylko otwarte i jednoznaczne:
PUTIN CHCE CAŁEJ UKRAINY!
Retorykę tę wzmocnił J.D. Vance, który w przemówieniu w Waszyngtonie kilka dni temu powiedział:
- Nie mówię, że Rosja nie szuka rozwiązania, ale w negocjacjach prosi o zbyt wiele. 
I w tym kontekście trzeba widzieć też sobotnie spotkanie liderów europejskich z prezydentem Zełeńskim w Kijowie i ofertę trzydziestodniowego rozejmu od poniedziałku, 12 maja. Kończąca spotkanie rozmowa on-line z prezydentem Trumpem nadała całemu projektowi charakter wspólnej amerykańsko-europejsko-ukraińskiej propozycji. 


Która oczywiście została przez Rosję odrzucona. 

Bo - wicie-rozumicie - Ukraina wykorzysta ten czas do mobilizacji i szkolenia swoich żołnierzy, którzy JUŻ ODPOCZYWAJĄ!

Zaskoczeni? 


Cała ta gra została w przededniu rocznicy zakończenia II wojny światowej okraszona medialną szarżą prezydenta Trumpa, który rozbił kolejne powszechne w USA przekonanie, jakoby to ZSRS pokonał III Rzeszę i powiedział wprost, że najwięcej dla zwycięstwa zrobili Amerykanie.
Uwzględniając zaangażowanie na dwóch teatrach działań oraz wsparcie logistyczne walczących stron, to faktycznie, mało kto zrobił więcej. Z całym szacunkiem dla naszych żołnierzy, którzy stanowili ważny, ale jednak ułamek całości. 

Redneck zatem w ostatnich miesiącach dowiedział się, że:
- to Rosjanie zabili prezydenta Kennedy'ego i jego brata - wskazują na to ujawnione przez prezydenta Trumpa dokumenty, dotyczące obu morderstw. Nie ma tego wprost, ale inspiracja moskiewska jest wyraźna,
- Rosja chce całej Ukrainy, a nie tylko jej fragmentu,
- Rosja utrudnia negocjacje i odrzuca wszelkie oferty rozejmowe i pokojowe,
- Rosja kłamie, twierdząc, że to dzięki niej wygrana została II wojna światowa - czekamy na wrzesień i czy padnie deklaracja, że to Moskwa jest współwinna wojnie. To byłaby bomba,
- wojna jeszcze potrwa - powiedział J.D. Vance w Waszyngtonie w czasie wspomnianego już przemówienia. 

Nie bez znaczenia jest też otwarte przyznanie ze strony Korei Północnej (traktowanej w USA jako wróg), że jest ona uczestnikiem wojny na Ukrainie. 

Jak na spójną wizję, jaką rosyjska agentura wypracowała w Stanach, całkiem niezłe rozbijanie. 

Zatem po dwóch tygodniach Ukraina ma:
- zdecydowanie najlepsze, jakie można było osiągnąć porozumienie surowcowe z USA, z którego będzie finansowana amerykańska pomoc - dotychczasowe wsparcie nie jest nim objęte,
- spójne wsparcie USA i UE w negocjacjach,
- znaczące nowe dostawy amerykańskiej pomocy,
- ustawienie Rosji na pozycji faktycznej przeszkody dla pokoju.

I jak teraz wyglądają nasze krajowe mędrki, które oburzają się na wszelkie próby asertywnych negocjacji i pieprzą o "psuciu relacji"? 
Tak się negocjuje, żeby coś uzyskać, a nie skamle na kolanach. 

Czy "bunt" prezydenta Zełeńskiego i odrzucenie amerykańskiej oferty był wcześniej uzgodniony z USA i pozorowany?
Nie sądzę. Prezydent Zełeński zagrał po prostu pokerowo, zdając sobie sprawę, że tym ruchem wiele nie traci, a może dużo zyskać. Emocjonalna reakcja prezydenta Trumpa była jak najbardziej autentyczna. 
Czy tekst o tym, że "Putin chce całej Ukrainy" był ze strony prezydenta Trumpa przejęzyczeniem? 
Zdecydowanie nie. W końcu powtórzył go w wywiadzie dla ABC. 
Tu zaszła pewna synergia i dobre rozumienie psychiki przez prezydenta Zełeńskiego, który przewidział, że tak, czy inaczej, przy okazji odrzucenia amerykańskiej oferty będzie musiało paść, że celem Rosji jest podbój całej Ukrainy. Czy to padnie ze strony amerykańskiej, czy ukraińskiej, nie miało kompletnie znaczenia. 
Prezydent Trump w tę grę wszedł i - świadomie lub nie - wykonał to, co tu było w tym wymiarze ważne. 

To tyle odnośnie negocjacji. Jeśli Rosja nie zaakceptuje propozycji rozejmu, ma nastąpić wzmocnienie europejskich i amerykańskich sankcji i zwiększenie pomocy dla Ukrainy. 

Tymczasem jeden z Putinów przy okazji wizyty Cesarza Kung-fu Kubusia Puchatka Xi oświadczył, że 
relacje chińsko-rosyjskie osiągnęły swój historyczny szczyt.

Tym samym amerykańskie rojenia o przekabaceniu Moskwy i zwróceniu jej przeciw Chinom trafiły tam, gdzie od początku było ich miejsce, czyli do kosza. 
Jak już pisałem, Zachód nie ma na Rosję żadnego lewara, żadnego środka nacisku. A Chiny mają ich wiele. 

Oczywiście, jak wspomniałem, propozycja trzydziestodniowego rozejmu została odrzucona przez Moskwę, ale w zamian jeden z Putinów zaproponował bezpośrednie negocjacje rosyjsko-ukraińskie. Bez zachodnich pośredników (czytaj: Moskwa już wie, że na USA jako pośrednika liczyć nie może).

Prezydent Trump zareagował na tę propozycję "z radością" - no w końcu osiąga przecież cel, jakim jest posadzenie uczestników konfliktu przy stole negocjacyjnym. 
Prezydent Zełeński również wyraził radość, że Rosja wraca do rozmów i potwierdził gotowość ich podjęcia. Jak tylko Moskwa przystąpi do trzydziestodniowego rozejmu. 

Wbrew bełkotowi antytrumpistów komentarz POTUSa jest bardzo dobry: Ukraina powinna się przyjrzeć, czy porozumienie jest możliwe, a jeśli oceni, że nie ma takiej możliwości, USA i UE "będą wiedziały, na czym stoją i będą mogły odpowiednio postępować". To nic innego, jak groźba, a czwartkowe negocjacje w Stambule mają być tekstem dobrej woli Putina. Dalej powtórka tego, co już padło wcześniej, że Rosja (w postaci ZSRR) nawet nie zbliżyłaby się do zwycięstwa w II wojnie światowej bez Stanów Zjednoczonych. 

Przy okazji, wracając do wywiadu dla ABC. 
W pewnym momencie dochodzi do takiej wymiany zdań:


Kluczowe tu jest:
- Jego (Putina) marzeniem było przejęcie całego kraju. Myślę, że z mojego powodu tego nie zrobi.
I zaraz potem:
- Czy mu ufasz?
- pyta Terry Moran z ABC. 
- Nie ufam tobie. Nie ufam wielu ludziom
- odpowiada Trump.

Mamy tu wyraźny, choć zawoalowany komunikat do... Kremla:
- Jeśli mnie szanujecie (kawałek dalej prezydent Trump mówi, że Putin go szanuje, dlatego nie zajmie całej Ukrainy), to odpuścicie (a jeśli okażą brak szacunku, to... no lepiej, żeby jednak okazali szacunek). To jest test, na którym oprę swoje do was zaufanie. 
Tym samym Kreml został wmanewrowany w bardzo trudną dla siebie sytuację. Nie dość, że pole manewru zostało mu mocno ograniczone. Nie dość, że otrzymał wyraźny komunikat, że nie ma co liczyć na to, czego się domaga (w domyśle: niech się cieszy, jak utrzyma to, co już ma). Dodatkowo znalazł się między młotem naprawdę poważnych konsekwencji, jeśli nie podejmie rozmów a kowadłem nastrojów w kraju, gdzie już ze strony Z-propagandystów, jak się mówi o radykalnych zwolennikach wojny, padły oskarżenia, że Putin zmiękł i zdradził. Do tego dochodzi nastawienie Pekinu, który, jak już pisałem, nie ma interesu w pokoju na Ukrainie. 

Oczywiście, logika rosyjskiego systemu popchnie Kreml do kontynuowania wojny, a zgoda na negocjacje to tylko zasłona dymna. Moskwa zrobi jednak wszystko, żeby winą za przyszłe zerwanie rokowań obciążyć Ukrainę i Unię Europejską, a w ostateczności nawet Stany Zjednoczone. 

Zobaczymy, jak to się rozwinie.



Margareta Simonian otwartym tekstem o tym, że Ukraina nie ma przyszłości i zostanie podzielona
- Tak, jak Stalin i Hitler podzieliły Polskę w 1939 roku!
Nieźle, w przededniu rocznicy pokonania III Rzeszy przyznawać się do współpracy z nią. 

To jak o Jebanarium, to na scenę wraca nasz ulubiony Tik-tok Władca Don Kaukazu, który odwalił kolejną imbę. 

Zacznę od tego, że nasze mendia odkryły niedawno "bunt Kadyrowa", o którym piszę od miesięcy. W ślad za tym rzekomo Kadyrow ma tracić pozycję w Rosji, a siły porządku i prawa rzekomo odniosły sukces w walce z czeczeńską mafią w Moskwie. 
Przejawem tej marginalizacji Kadyrowa ma być to, że coraz rzadziej pojawia się on w Moskwie, towarzyszy rosyjskim delegacjom zagranicznym i transferuje fundusze do krajów Zatoki Perskiej. Podobno od osiemnastu miesięcy nie może też doprosić się o audiencję u Putina. 

Obrazek z artykułu, który kilka dni temu opublikowała "Nowaja Gazieta - Europa"

No zdebungujmy sobie te plotki, wspierając się wspomnianym wyżej artykułem. 

Zaczynamy od końca. 
Rzekomo od osiemnastu miesięcy Tik-tok Książę Don Kaukazu nie jest dopuszczany przed oblicze Cara. 

No to kalendarze i liczydła w dłoń i rachujemy. Osiemnaście miesięcy temu był początek listopada 2023 roku.
Pod koniec października 2023 roku kanał Generał SWR zajawił o rzekomej śmierci Putina. I od tego czasu nie jest przed oblicze władcy dopuszczany jeden z jego najbliższych współpracowników? Dziwne, nie? 
Nakłada się to na zwiększającą się samodzielność polityczną Kadyrowa, który zachowuje się tak, jakby to on rządził Rosją i... nic go za to nie spotyka!

Kadyrow nie ma po co jeździć do Moskwy, bo nie ma z obecnymi władcami Kremla żadnych spraw do omówienia. Jego łącznikiem z władzą jest Apti Alaudinow z Ministerstwie Napadania na Sąsiadów i wystarczy. 

Towarzyszenie delegacjom rosyjskim, ustalającym najważniejsze sprawy z azjatyckimi sąsiadami Rosji nie jest przejawem marginalizacji, tylko przeciwnie - dowodzi istotnej roli w tych rozmowach. 

Co do zwycięstwa sił porządkowych nad czeczeńskimi gangami, to mieszkańcy rosyjskich miast, w tym Moskwy nic o tym nie wiedzą.

Na początku maja Tik-tok Książę Don Kaukazu ogłosił, że rozważa odejście ze stanowiska głowy republiki. W mediach poleciały od razu, że jest śmiertelnie chory i umierający i że właśnie żegna się ze światem, a na następcę namaszcza swojego syna Adama. 

Po trzech dniach Tik-tok Pączuszek Don Kaukazu nagle oświadczył, że się rozmyślił, a wszystko było żartem. 

Kadyrow faktycznie jest poważnie chory (o czym pisałem), ale też bez przesady. Nie na darmo zapierniczył z Moskwy cały oddział nefrologiczny wraz ze specjalistami i aparaturą do dializ. Przebywać ma według "NGE" najczęściej w klinice w Gruzji (pamiętacie, jak szlachetnie potraktował Zwiada Gamsachurdię, gruzińskiego bohatera narodowego?), gdzie przeflancował aparaturę (nie dość, że formalnie poza Rosją, to korzystające z tej aparatury elity gruzińskie zapewnią, że nikt w Moskwie nie dowie się, gdzie go szukać) i w należącym do jego rodziny majątku tamże.
Kompulsywne pokazywanie w czeczeńskich mediach witalności Kadyrowa oczywiście może sugerować, że coś jest na rzeczy z jego stanem zdrowia, ale Tik-tok Pajac Don Kaukazu robił to od dawna, bez względu na swój stan. 

Wspomniany artykuł potwierdza też, że w sposób płynny władza przekazywana jest w ręce Tik-tok Pączuszka Juniora, ale o tym procesie też już wiele razy pisałem. Artykuł sugeruje, że młody nie poradzi sobie sam z rywalizującymi klanami i podnoszącymi łeb radykałami islamskimi, ale pomija istotną informację: on nie będzie sam! Władza w Czeczenii ma charakter klanowy. Utrata pozycji przez klan Kadyrowów to też ich upadek, więc młody, kiedy przyjdzie jego czas będzie miał cały tłum wujków, stryjków i braci pracujących na jego pozycję, bo od niej zależy i ich los. 

Otwarcie centrum sportu zapaśniczego w Groznym. W jej trakcie Tik-tok Pączuszek Junior dostał kolejny medal. Złoty

A po co Kadyrow odwalił imbę z rezygnacją? Nie pierwszy raz zresztą.
Nie ma lepszego sposobu sprawdzenia lojalności otoczenia. Ogłoś, że odchodzisz lub umierasz i patrz, jak się zachowują najbliżsi współpracownicy i krewni. Kto cię żałuje, a kto już szuka, jak się umościć po zmianie władzy. 
Zakład, że za chwilę w Czeczenii zaczną się roszady kadrowe?

Czeczenia to jeden z chińskich lewarów na Rosję (była próba przeciągnięcia jej na stronę USA, ale raczej nie udana). Stany nie mają możliwości wesprzeć Czeczenię w przypadku ponownego starcia z Rosją. Chiny owszem, mogą jej zapewnić parasol. Usamodzielniający się Kadyrow jest po Syberii kolejnym chwyceniem Moskwy "za jaja" przez Pekin. Jeśli na Kremlu zaczną fikać, od Rosji zaczną odpadać kolejne terytoria. 

Ale jest w tym dodatkowy niuans, bo jakżeby bez niego.
Pozycja Kadyrowa wykracza daleko poza Czeczenię. Pamiętacie pielgrzymki liderów mniejszych republik muzułmańskich z orderami dla Tik-tok Pączuszka Juniora? No właśnie. To były swoiste hołdy lenne. A pamiętacie interwencję Kadyrowa w kwestii samowolnie i nielegalnie postawionego meczetu w Moskwie? 
Kadyrow jest nie tylko gwarantem spokoju w Czeczenii, czy szerzej na Kaukazie. On ustawił się w roli emira, przywódcy rosyjskich muzułmanów. W kraju zagrożonym radykalnym islamskim terroryzmem jest to pozycja niebagatelna. 

I teraz, znacie sztukę Sławomira Mrożka "Policjanci"? W skrócie chodzi tam o to, że policja w fikcyjnym kraju stała się tak skuteczna, że nikt nie popełnia przestępstw. Zagrożeni redukcją zaczynają kreować przestępstwa, żeby udowodnić potrzebę swojego istnienia. 
Polecam, obejrzyjcie przy okazji. 

Co to ma wspólnego z Kadyrowem?
Emir będzie Moskwie potrzebny tak długo, jak będzie w Rosji poczucie zagrożenia islamskim terroryzmem. A szczególnie, jak długo islamski terroryzm będzie się tlił na Kaukazie. 
Czy ktoś ogarnięty chce wierzyć, że mafijnym, głęboko zinfiltrowanym przez układy rodzinno-klanowe społeczeństwie czeczeńskim cokolwiek dzieje się bez wiedzy Kadyrowów? No bądźmy poważni. 

Czy to znaczy, że służby Kadyrowa inspirują terrorystów? 
Niekoniecznie, choć w pewnym stopniu na pewno. Tworzenie lipnych struktur na podpuchę, żeby werbować do nich sfrustrowanych naiwniaków i wykorzystywać w swoich celach jest starą metodą rosyjskich służb. Ale w dłuższej perspektywie takie działanie łatwo zdemaskować. Znacznie skuteczniejsze jest pozwolić takim grupom działać i dyskretnie je obserwować co najwyżej delikatnie inspirując je do działania korzystnego dla służb. 

Efekt jest taki, że gdy Kadyrow ma katar, to w Moskwie mają zawał, bo "co będzie, kiedy umrze?"

Jak o terrorystach, to dwa słowa o nowym obszarze konfliktu, czyli starciu między Indiami a Pakistanem. 
Konflikt między tymi krajami trwa od 1948 roku, a naprawdę jego podłożem są religijno-etniczne konflikty sięgające korzeniami średniowiecza i czasów kolonialnych. 

W dużym uproszczeniu.
Pakistańczycy to w znacznym stopniu potomkowie muzułmańskich zdobywców subkontynentu, którzy opanowywali Indie w kolejnych falach od XI do XVII wieku. Hindusi, czy politpoprawnie Indusi to z kolei w większości potomkowie najeźdźców aryjskich, władających tym regionem od czasów starożytnych. Rdzenna ludność drawidyjska pląta się i tu, i tu. 
Po podboju Indii przez Brytyjczyków władze kolonialne w dużym stopniu wykorzystywały animozje między muzułmanami a wyznawcami hinduizmu (mające podłoże religijno-etniczne) na zasadzie dziel i rządź (dokładnie tak samo, jak robi to obecnie u siebie Rosja). Dodatkowo potęgowało animozje. Kierowany przez Mahatmę Ghandiego Indyjski Kongres Narodowy przyjął charakter religijno-nacjonalistyczny, więc siłą rzeczy jego aktywność wymierzona była nie tylko w brytyjskie władze kolonialne, ale i "element obcy rasowo", jak postrzegano mieszkańców regionów zdominowanych przez muzułmanów (a także przez Sikhów). 
Ponieważ IKN chciał kontrolować całe Indie Brytyjskie (czyli trochę więcej, niż subkontynent), w regionach, które niezbyt ufały w pokojową maskę ludzi Ghandiego powstały inicjatywy niepodległościowe. Dokładnie to samo zrobiły regiony muzułmańskie, które powołały swoje władze i wymusiły na Brytyjczykach oddanie im kontroli nad regionami zamieszkanymi przez islamską większość. Obszary zamieszkane przez większość hinduską zajęły zbrojnie Indie. Problem powstał w Kaszmirze, gdzie muzułmańska większość rządzona była przez hinduistyczną mniejszość. W wyniku konfliktu zbrojnego "ostatecznie" Kaszmir został podzielony między Pakistan, Indie i... tego trzeciego, co korzysta, czyli  tym przypadku Chiny. 
Konflikt o Kaszmir tli się od prawie wieku, co chwila przybierając formę ostrą. 

I teraz...
Na początku roku doszło do starć między afgańskimi Talibami a Pakistanem, przy czym władze Pakistanu oskarżały Indie o współpracę z Talibami. Część Pakistanu zamieszkują bowiem Pasztuni, stanowiący rdzenną ludność Afganistanu. Stąd Afgańczycy uważają wschodnie regiony sąsiada za swoje (choć miejscowa ludność niekoniecznie chce znaleźć się pod rządami Talibów). 
Jak kogoś pakistańsko-indyjski węzeł bardziej interesuje, to polecam opracowanie autorstwa specjalisty, czyli profesora Aleksandra Głogowskiego z UJ. 

Pod koniec lutego Indie odwiedził prezydent Trump, który przekonywał premiera Narendę Modiego do zmiany frontu, porzucenie Koalicji Głodnych i przyłączenie się do tworzonego przez USA... nazwijmy to: Sojuszem Nienajedzonych (bo tu już nie ma obrony stanu posiadania, tylko sięganie po nowe obszary nim zajmie je konkurencja). 
Mielibyśmy zatem Klub Sytych (porzucony przez Stany Zjednoczone), Koalicję Głodnych (gdzie dominują Chiny i Rosja) i nowy układ tworzony przez Waszyngton: Sojusz Nienajedzonych.

Wracając do Indii i Pakistanu. 
22 kwietnia w czasie wizyty J.D. Vance'a w Indiach terroryści zaczęli w indyjskiej części Kaszmitu strzelać do turystów. Zginęło ponad dwadzieścia osób. 
Indie po kilku dniach odpowiedziały operacją wojskową (ale w przeciwieństwie do rosyjskiej operacji specjalnej naprawdę krótką). Pakistan odpowiedział swoją. Reszta to w istocie propaganda często wzmacniana obrazkami generowanymi przez AI. 

Indyjskie rakiety nad Pakistanem

Pożar meczetu w pakistańskiej części Kaszmiru, w który trafiły indyjskie rakiety


W tym szumie informacyjnym są dwie istotne informacje.
Pierwsza jest taka, że Indie grożą odcięciem Pakistanowi dostępu do wody. A ponieważ wszystkie pakistańskie rzeki wypływają z Indii, mogą to zrobić.


Druga informacja jest ciekawsza z punktu widzenia geostrategii. Otóż latający w barwach Pakistanu chiński myśliwiec JF-17 za pomocą rakiety PL-15 z aktywnym radarem zestrzelić miał francuski samolot Rafale w barwach Indii.


Chiński badge upamiętniający wyższość chińskiej myśli technicznej nad zachodnią

Według Pakistanu zestrzelono trzy Rafale, poza tym jedną Sukę i jednego MiGa. 

Indie na ten temat milczą, a Pakistan pokazuje wraki. 


Francuzi nieoficjalnie potwierdzają przynajmniej jedno zestrzelenie. 

Co z tej układanki wynika?

Pakistan jawnie już gra w koalicji z Chinami. To automatycznie spycha Indie w stronę USA. Zatem wynika z tego, że lutowa misja prezydenta Trumpa powiodła się i Delhi przeszło na stronę Waszyngtonu. 

Atak terrorystyczny w Kaszmirze wygląda na prowokację służb indyjskich, mającą na celu danie pretekstu do ataku. Zachowanie władz Pakistańskich wskazuje na zaskoczenie i dezorientację, a reakcja Indii nastąpiła zbyt szybko i zbyt precyzyjnie. Atak wymierzony był w pakistańskie bazy wojskowe (także lotniska), centra dowodzenia i siedzibę wywiadu.
Wygląda zatem na to, że armia Indii wykonała prewencyjne uderzenie wyprzedzające, blokując jakąś akcję przygotowywaną przez Pakistan. Pakistan odpowiedział również uderzeniem na centra dowodzenia armii hinduskiej i obiekty w obszarze przy granicy państwowej. 
Czy z tego będzie coś więcej? Nie przypuszczam. Obie strony nie mają do tego sił i też nie potrzebują przeciągającego się konfliktu. Co innego dać sobie raz na jakiś czas po pyskach, a co innego zewrzeć się śmiertelnych zapasach. Nikomu nie uśmiecha się wdepnięcie, jak Rosja w Ukrainę. 

Najbardziej komiczne w tym całym galimatiasie było oświadczenie talibskiego rządu Afganistanu, który... wezwał obie strony do umiaru!

A nie, przebił ich jeden z Putinów, który stwierdził, że jeden kraj nie powinien ostrzeliwać terytorium drugiego kraju. 
No tak, w moskiewskim myśleniu Ukraina nie jest drugim krajem, a ostrzeliwanie "własnego" terytorium ma w Rosji długą tradycję. 

O świętowaniu rocznicy zakończenia II wojny światowej jeszcze napiszę następnym razem. 
Teraz trochę o sytuacji frontowej.

Która zasadniczo jest martwa. Jeden z Putinów może sobie spokojnie ogłaszać co chwila zawieszenie broni, bo w istocie front na większości odcinków stoi. 

Zacznijmy od tego, że Rosjanie "wyzwolili" Obwód Kurski. Nie cały, ale drobne skrawki w ukraińskich rękach się nie liczą. Zajęło im to dziesięć miesięcy!
Od Kijowa w trzy dni do Kurska w prawie rok. Druga armia w Rosji. 

W celu ogłoszenia zwycięstwa Moskale wyciągnęli z szafy generała Gierasimowa, który przedstawił jednemu z Putinów wynik operacji. 
Musicie to zobaczyć.

Chłopak robi za lektora nieco nieprofesjonalnie, ale to nie przeszkadza

Przyjrzyjcie się Gierasimowowi.

Może zbliżenie...


Zwraca uwagę brak tła - w sumie nic dziwnego, ja też wrzucam tapetę na połączenia on-line, ale w tym przypadku nie pozwala to ustalić gdzie i kiedy wykonano nagranie. 

Wypowiedź Gierasimowa jest aktualna, odnosi się w tym fragmencie do udziału wojsk północnokoreańskich w walkach z Ukraińcami. Głowa i tułów poruszają się harmonijnie.

Jednak...
Chociaż Gierasimow ma drewniany styl wypowiedzi, tu widać nienaturalną sztywność twarzy. Jest w tym filmie coś nienaturalnego mimo, że generalnie tym razem autorzy naprawdę się postarali.

Żeby nie było za słodko, Ukraińcy co chwila próbują przejąć na tym odcinku inicjatywę, ale na razie bez pozytywnych efektów.


Pod Wołczańskiem SZU wykonały kontratak, odbijając skrawek terenu. Moskale wyraźnie gromadzą tu większe siły.


Na północ od Kupjańska drobne zdobycze terenowe Moskali w strefie przy granicy. Nic z nich nie wynika. 

Cały odcinek na południe od Kupjańska aż do Jampolówki, brak zmian. Jedynie drobne poszerzenie przyczółka koło Zalewu na Żerebcu.


Aż do Torecka brak zmian. 

Między Toreckiem a Pokrowskiem Moskalom udało się posunąć na północ wzdłuż drogi Pokrowsk-Konstantynówka i wzdłuż drogi H-20, biegnącej po osi północ południe. 
Droga Pokrowsk-Konstantynówka została przecięta pod Nową Połtawką, a koło węzła Koniczynka i koło Nowohelenówki Moskale mają nad nią kontrolę ogniową. 
Tym samym ten szlak logistyczny jest na tę chwilę dla Ukraińców stracony. 


Pod Pokrowskiem brak poważnych zmian. Jedynie drobne postępy Moskali w rejonie Preobrażenka-Kotlarówka. Podobnie, jak dwa tygodnie temu pod Kotlarówką Moskale próbują skręcić na północ, ale bez większych sukcesów.



Na południe od Konstantynopola w zasadzie brak znaczących zmian. Nadal zagrożony jest Bohater i nadal stagnacja pod Wesołym. 

Jedyna poważniejsza zmiana na odcinku Zaporoskim. Moskale zaatakowali koło Nowopola, ale nawet zajęcie tej miejscowości niewiele tu zmienia. 



Moskale kilka dni temu alarmowali o znaczącym desancie ukraińskim przez Dniepr koło Mostu Antonowskiego, ale nie ma śladu takiego ataku, więc chyba zniszczyli desant, którego nie było. 

Tymczasem Ukraińcy utworzyli 8 Korpus Powietrzno-Desantowy


To tylko na koniec wrócimy do prezydenta Trumpa. 

Otóż poleciał on na Bliski Wschód, gdzie podpisał gigantyczną umowę z Arabią Saudyjską. Obejmuje ona także zakup amerykańskiej broni. 
A przy okazji do Rijadu poleciał dogadywać się nowy dyktator Syrii. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - dzień trzysta sześćdziesiąty szósty trzeciego roku, pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, piąty, szósty, siódmy, ósmy i dziewiąty dzień czwartego roku (1096, 1097, 1098, 1099, 1100, 1101, 1102, 1103, 1104, 1105)

Dziennik wojny - dzień sto siedemdziesiąty dziewiąty i sto osiemdziesiąty trzeciego roku (909 i 910)

Dziennik wojny - doba dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta, trzydziesta, trzydziesta pierwsza i trzydziesta druga czwartego roku (1121, 1122, 1123, 1124, 1125, 1126, 1127, 1128)