Dziennik wojny - doba trzysta pięćdziesiąta trzecia

Obrazek zaputiniony od Pana Zen

 Zbliża się rocznica rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Dokładnie rok temu tak pisałem na facebooku:


Tak, niemal do ostatniego dnia nie wierzyłem, że w Moskwie mogą być aż tak głupi. Dopiero koło dwudziestego lutego zacząłem się zastanawiać, czy w tym szaleństwie nie ma metody. Ponieważ wszyscy uważają, że to bez sensu, nikt nie potraktuje zagrożenia poważnie. 
I okazało się, że właśnie taki chyba był tok rozumowania w Moskwie: zróbmy coś tak głupiego, żeby wszyscy byli zaskoczeni, że to robimy. 
I o włos się udało. To, co dziś postrzegamy jako błędy i co doprowadziło do rosyjskiej katastrofy w pierwszych dniach, było częścią planu. Z jednej strony wbić wszystkich w przekonanie, że to tylko kolejna demonstracja i gra nerwów. Z drugiej zastraszyć. Temu właśnie, zastraszeniu, służyć miało jawne niemal werbowanie dywersantów w Kijowie przez FSB. Rok temu pracujący w Warszawie barista z Ukrainy opowiadał mi przerażony o tysiącach zwerbowanych. Sparaliżować jednocześnie strachem i śmiechem. Żeby jednocześnie się ciebie bali i lekceważyli.
Prawie się udało. Po odparciu najazdu pomniki na Ukrainie postawią Załużnemu, Budanowowi, Bidenowi, Dudzie i Johnsonowi. Tym, którzy nie dali się uśpić pozorowaną głupotą, ani zastraszyć. 

A że atak na Ukrainę był najdurniejszą rzeczą, jaką Moskale mogli zrobić, to inna sprawa. Konsekwencje Rosja już ponosi, a to dopiero początek. Pan Zen na tweetterze zrobił nitkę o stanie rosyjskich finansów i krótko mówiąc, Rosja jest - jak to on ujął - na rollercoasterze, który minął punkt szczytowy, zjeżdża coraz szybciej w dół, paląc się jednocześnie, a przęsło przed nim właśnie się zawaliło. 
I jedyną osobą, która ostrzega przed sytuacją jest szefowa banku centralnego Elwira Nabulina, ale jej przekaz stanowczo jest tłumiony przez premiera. 

Co się dzieje z rosyjskim budżetem? Krótko - załamał się.

Ubiegły rok Rosja zamknęła stratą wielkości dwukrotnych miesięcznych wpływów. W dodatku nie mając żadnych szans na wsparcie finansowe z zewnątrz, bo jej obligacje są śmieciowe i nikt ich ni kupi (poza Rosjanami, którym nie daje się wyboru), zaś w ratingach w ogóle nie jest uwzględniana. 

Braki w kasie coraz bardziej uzupełniane są przez rabunek własnego społeczeństwa, ściąganie dywidend z firm państwowych i opodatkowanie ludzi. Ale tu też słabo, bo załamanie gospodarcze i wycofanie się wielu firm (stanowczo zbyt niewielu, ale zawsze) wywołało drożyznę, której skutkiem jest ograniczenie zakupów przez przeciętnego Iwanowa (poza wódką, ta odnotowuje wzrost sprzedaży), a co za tym idzie spadek wpływów z VATu. 

Mówicie, że wojna długo potrwa? 
Napoleon mówił, że do prowadzenia wojny potrzeba pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy. A tych po raz kolejny Rosja nie ma. Od połowy XIX wieku, od wojny secesyjnej w USA wiadomo, że kraj surowcowy nie ma w dłuższej perspektywie szans w nowoczesnej wojnie. Albo wygrywa od razu, albo wcale. Kraj przemysłowy może sobie pozwolić na długą wojnę, bo ma za co sprowadzić konieczne surowce. 
I tak, Ukraina to też kraj surowcowy, ale wspierana jest przez grupę państw wysoko uprzemysłowionych. Te państwa stać na długą wojnę choćby dlatego, że daje im ona zatrudnienie w przemyśle i napędza gospodarkę nie angażując społeczeństwa. Same zyski bez kosztów. 
Rosji na to nie stać. 

Mówią, że Rosjanin w imię zwycięstwa będzie jadł trawę, a władzy centralnej to nie interesuje. 
To prawda, ale nawet w takich warunkach Rosja będzie potrzebowała pieniędzy już nawet nie na żołd, odprawy, czy odszkodowania dla rodzin poległych, ale na opłacenie agentów i zdrajców po drugiej stronie, czy na zakup sprzętu i amunicji. Za chwilę nie będzie miała za co prowadzić wojny. 
Nabulina jako datę finansowej katastrofy wskazuje wrzesień bieżącego roku. 

Zresztą, wbrew mitom nie będzie to pierwszy raz, kiedy Rosja w wyniku wojny dozna zapaści uniemożliwiającej jej dalszą walkę. 


Na dokładkę Rosja traci kolejnego tradycyjnego sojusznika. Prezydent Serbii Aleksander Wucić zapowiedział, że jego kraj wkrótce przystąpi do sankcji przeciw Rosji "i nie jest to kwestia miesięcy". Tym samym odpadnie kolejny kanał za pomocą którego Moskwa próbuje ominąć sankcje. Zostają Chiny, Indie i... Kazachstan oraz Gruzja. Tyle, że w przypadku Kazachstanu to kwestia ceny, jaką muszą zapłacić Amerykanie. Sam Kazachstan przeszedł spod protekcji Rosji pod Chiny, ale zmiana opiekuna w Azji zawsze była kwestią otwartą. 
Z kolei Chiny też wspierają Rosję oględnie, bo ich powiązania gospodarcze z Zachodem powodują, że nie mogą się narazić na pełne sankcje. Jeszcze nie teraz, choć proces odcinania chińskiej gospodarki od rynków światowych już od jakiegoś czasu trwa. 
W dodatku to "wsparcie" nie jest za darmo, tylko stanowi ostry drenaż finansowy Rosji, która spada do roli biednego wasala.

A jak już jesteśmy przy Bałkanach, to władze Kosowa oskarżyły bandę Prigożyna o przygotowywanie przejęcia ich kraju w trybie takim, jak to się odbyło na Krymie. Od kilku miesięcy do Kosowa mają być zwożone mundury i broń.
A przypomnę, że "wagnerowcy" otworzyli biura w Serbii, która przecież jest z Kosowem w konflikcie i uważa to państwo za swoją integralną część (poniekąd słusznie). Wagnerowcy mogli więc zwerbować ochotników do "wyzwolenia" Kosowa właśnie spośród Serbów. 
Po co? 
Żeby sprowokować otwartą wojnę na Bałkanach, żeby NATO zajęło się tą częścią świata, a nie Ukrainą. Poza tym, dla Prigożyna (niestety, nie zginął w zestrzelonym samolocie) posiadanie własnego państwa może być wkrótce jedyną opcją. Kadyrow może uciec do Dubaju, a Prigożyn nie ma swojego azylu.

Front stabilny. Choć jest kilka kwestii, na które warto zwrócić uwagę.
Jedna to zajęcie szarej strefy w rejonie Myrnego na Zaporożu. To ten rejon, z którego rosyjskie natarcie ma sens (a w zasadzie jego prawy skraj). W dodatku to dobra podstawa wyjściowa do ataku na Komuszywachę z oskrzydleniem Orzechowa i dalej na Dnipro. Szczególnie, że za plecami jest stacja Połohy, a z przodu w zasadzie płaski i pusty teren. Jeśli atakować, to stąd.
Może to zatem być test, jak Ukraińcy zareagują na takie działanie. W razie braku reakcji może zostać podjęta próba ataku. 
A może to być tylko inicjatywa lokalna. 


Drugi ciekawy rejon to Dworyczne. Uchwycony tam przez Ukraińców przyczółek nie został rozszerzony, a szkoda, bo teraz może to spowodować problemy. Rosjanie naciskają w tym rejonie, dążąc do zmuszenia SZU do wycofania się za rzekę Oskil, żeby potem zaatakować na Kupjańsk. Bez kontroli Kupjańska mogą zapomnieć o odzyskaniu Lymana, a bez Lymana walka o Bachmut nie ma sensu. 
Tak, oni najpierw kupują torebkę, a potem sukienkę i buty pod kolor torebki. 

Film z kanału prorosyjskiego. Swoją drogą, jeśli chwalą się
takim "sukcesem", to znaczy, że innych nie mają. 

Według części kanałów rosyjskich Ukraińcy w panice mają uciekać aż za Doniec (ktoś nie umie czytać map), a do Kupjańska ma brakować "tylko" sześciu kilometrów. 
Teoretycznie jest to kierunek hipotetycznego natarcia z rejonu Wałuków, gdzie mają się gromadzić rosyjskie siły. 

Na razie niepotwierdzone kierunki ataków rosyjskich na odcinku północnym. Tu widać działanie zgrupowania z Wałuków (strzałka najbardziej na północ, skierowana w dół).
Mapa od Andrzeja Micka.

Tylko, że raz, że nikt nie sygnalizował, że taki ruch od strony Wałuków nastąpił, a trudno byłoby go przeoczyć, a dwa, że nawet inne kanały rosyjskie, w tym Rybar, nie potwierdzają tego i piszą o taktycznych walkach pozycyjnych. 

Żeby osiągnąć sześć kilometrów do Kupjańska, Rosjanie muszą się bardziej postarać.

Profil Kartina Masłom przedstawił zestawienie gotowości do działania sił rosyjskich, które znajdują się na odcinku Dworyczne-Krzemienna. Zasadniczo to odtwarzane po raz trzeci elementy 1 Armii Pancernej. 


Widać, że tylko 2 Dywizja Strzelców Motorowych (na nasze: Zmechanizowana) ma w miarę pełne ukompletowanie. 3 DSM w większej części, a 144 w połowie. Pozostałe pięć dywizji jest w proszku. 
To potwierdza, że rosyjski atak idzie przed czasem, zanim jednostki uzyskały sprawność bojową. 
I potwierdzają się informacje o problemach z zapewnieniem rosyjskiej armii czołgów i pojazdów opancerzonych. 

Jeśli to prawdziwy atak, a nie macanie, to Ukraińcom opłaci się odskok za Oskoł do Kupjańska, a od Kupjańska oparcie obrony na Oskole i drodze Kupjańsk-Swatowe, ewentualnie na Oskole i Żerebcu. 
Dla Rosjan to będzie dość trudny orzech do zgryzienia, bo rosyjskie siły, idące od północy na południe będą cały czas wystawione na ostrzał ukraińskiej artylerii, a im dalej od rosyjskiej granicy, tym bardziej ich logistyka (i tak słabo działająca) będzie podatna na zakłócenia. W dodatku będą nacierać po płaskim terenie, gdzie trudno się schować. 

Na wysokości Krzemiennej spójny dotąd atak rosyjski zaczął się rozjeżdżać na trzy kierunki. W efekcie powstają miejsca, gdzie SZU mogą dość łatwo nawet niedużymi siłami kontratakować i narobić zamieszania na tyłach. Rosjanie po raz kolejny zapominają o flankach. Widać też, że generalnie ominęli las na południowy zachód od Krzemiennej wraz ze stacjonującymi tam żołnierzami ukraińskimi. Czym to się kończy możemy sobie przypomnieć spod Izjum i Lymana. 

Sytuacja pod Krzemienną. Kropki to miejsca dyslokacji oddziałów potwierdzone zdjęciami lub filmami. Mapka od Def-Mon.


Z wielkich i nieistotnych militarnie sukcesów wojsk rosyjskich trzeba odnotować także ich fizyczne wejście na drogę Bachmut-Konstantynówka i wysadzenie przez Ukraińców mostku na kanałem. 


Dlaczego jest to nieistotne militarnie? Bo ta droga, ostrzeliwana przez Rosjan, od dawna nie była wykorzystywana przez Ukraińców do zaopatrywania garnizonu bachmuckiego. Wsparcie i rotacje idą przez Chromowe, nad którym Moskale nie mają nawet kontroli ogniowej. 

Z ukształtowania terenu widać, że wyjście na drogę Konstantynówka-Bachmut rodzi więcej problemów, niż korzyści. Teoretycznie pozwala oskrzydlić Iwanowskie, ale po otwartym terenie, pod ogniem z ukraińskich pozycji na wzgórzach. 

Trwają walki o Krasną Górę. Rosjanie próbują zająć Paraskowówkę, żeby zamknąć pierścień wokół miasteczka. Ukraińska artyleria ostrzeliwuje zachodnie przedmieścia Krasnej Góry, co sugeruje, że SZU już się stamtąd wycofały. 


I to zasadniczo tyle, jeśli chodzi o front. Dla porządku dodam, że według serwisu Oryx bilans trzydniowych walk o Węglodar wynosi w sprzęcie sto trzy zniszczone pojazdy rosyjskie na... dziewięć zniszczonych ukraińskich. 
Wpierdol to mało powiedziane.

I rosyjska zemsta za klęskę. Wyrzutnia pocisków 
termobarycznych TOS-1A niszczy przedmieścia Węglodaru.
Oni od czasów hordy Dżingis Chana nie potrafią inaczej. 
Ale Mongołowie przy nich to jednak była kultura.

Jeśli Moskale będą tracić trzydzieści czołgów dziennie, to w maju będą musieli zdjąć z pomników T-34.
W każdym razie zdaniem amerykańskiej CIA w ciągu roku Rosjanie utracili około połowy swoich czołgów.

Ale w obszarach pozafrontowych też się sporo dzieje. 


Kolejne dwie informacje to klasyczne Ministerstwo Głupich Kroków. Rosyjskie Su-24 zbombardowały Żmijową Wyspę. Na której w zasadzie nic nie ma. Jakiś ukraiński posterunek bez istotnego znaczenia. Do tego nawodnymi dronami Rosjanie uderzyli w most na limanie Dniestru. 



I znowu, po co? 
Most owszem, łączy bezpośrednio Ukrainę z Rumunią, ale wbrew temu, co pisane jest w naszych mediach, nie odgrywa istotnej roli logistycznej, bo właśnie jest za bardzo narażony na obserwację i ataki. Znacznie bardziej wykorzystywane są trasy bezpieczne z Polski i Słowacji, szczególnie Tunel Beskidzki (można go przejściowo zatkać, ale to, co weń wjedzie, jest bezpieczne). 
Atak na most nie ma więc ani logistycznego, ani militarnego sensu i wygląda na pokazanie, że "my też możemy". Tylko po co? 

Są trzy możliwości. 
Pierwsza, wywarcie presji na mieszkańców Mołdawii i wsparcie przygotowywanego przewrotu groźbą, że pociski rosyjskie zagrażają krajowi, a "żont nic z tym nie robi". I oczywiście, zmiana rządu na prorosyjski ma w tym pomóc. Po prostu wywołanie strachu i zamieszania.
Druga, działanie ma sugerować Ukraińcom przygotowania do akcji zbrojnej w rejonie Odessy i wymusić koncentrację w tym rejonie oddziałów - bez sensu w obliczu nasycenia wybrzeża bronią ziemia-woda. Po prostu każdy desant zatonie nim dopłynie.
Trzecie, najbardziej prawdopodobne. To reakcja na zapowiedziane przekazanie Ukrainie przez Brytyjczyków systemów Harpoon i Storm Shadow. Pierwsze to rakietowa artyleria przeciwokrętowa już chroniąca ukraińskie wybrzeże razem z systemami Neptun produkcji miejscowej. Ma zasięg czterystu kilometrów, czyli spod Chersonia trafi w Most Krymski. Drugie to rakiety typu "cruise" wystrzeliwane z samolotów do rażenia celów naziemnych z dystansu dwustu pięćdziesięciu kilometrów (w wersji eksportowej, dla siebie Brytole trzymają takie, co latają ponad pięćset kilometrów z Londynu mogą ostrzelać Paryż, a nawet dalej).


Oba systemu mają być wykorzystane do wyzwolenia Krymu (Angole z radością pozbędą się z niego Rosjan).
Nocna akcja Moskali może być próbą pokazania, że są w stanie takie Harpoony zniszczyć na stanowiskach. Tyle, że gdyby mogli, to uderzyliby w już znajdujące się na nabrzeżu systemy, zamiast bombardować pustą wyspę.

Wczorajszy ostrzał rakietowy terytorium Ukrainy miał niespodziewany incydent. Dwie rakiety "Kalibr" miały przelecieć nad terytorium Mołdawii i Rumunii, żeby spaść na Ukrainie (bez ofiar). Trajektoria lotu pokazuje, że zostały wystrzelone celowo znad Krymu. O żadnym przypadku, czy błędzie nie może tu być mowy. 


Władze Rumunii zareagowały wstrzemięźliwie, oględnie mówiąc, czyli najpierw zaprzeczyły, a potem przyznały, że coś przeleciało, ale tak szybko, że nie zauważono, co. 

Służba Bezpieczeństwa Ukrainy ostrzegła z kolei władze Mołdawii, że Rosja szykuje zamach stanu w tym kraju i zmianę rządu na przychylny sobie. To umożliwiłoby jej przygotowanie uderzenia z Naddniestrza. 
Operację mają przeprowadzić czeczeńscy "ratownicy" wysłani rzekomo z pomocą do Turcji, dotkniętej trzęsieniem ziemi. Dalej nie komentuję, bo cisną mi się na klawiaturę słowa niegodne. 
Rząd Mołdawii natychmiast podał się do dymisji, a prezydent Maja Sandu wyznaczyła na nowego premiera swojego doradcę do spraw bezpieczeństwa.

Moskwa usilnie stara się sprowokować otwarte wejście NATO do wojny, bo to da paliwo propagandzie, że "Ojczyzna zagrożona!". Ale NATO jeśli wejdzie, to po to, żeby dobić gada. 

Po wczorajszym ostrzale w nocy Ukraińcy odpowiedzieli uderzając między innymi w rejon rosyjskiej koncentracji koło Melitopola. Wspominałem o tym, pisząc wczoraj o logistycznych ograniczeniach możliwości rosyjskiego natarcia z rejonu Orzechowa. 


Za to  dziś w Doniecku pożar ogarnął chyba skład amunicji, sądząc po odgłosach. Ładnie pyka. 


Dziś z kolei Moskale zrobili nalot Szahidami. Zestrzelonych zostało dwadzieścia dronów. 


Przy okazji jednego zestrzelonego rozebrano i okazało się, że ma on trochę "usprawnień".


Fabryczna niejako część, to rdzeń, czyli półmetrowej długości walec, który z tyłu ma mechanizm detonujący, a z przodu ładunek kumulacyjny (to stożkowate wgłębienie). Wokół cylindra umieszczone jest osiemnaście małych ładunków kumulacyjnych, jak rozumiem, wybuchających wtórnie. Czyli główny ładunek przebija ścianę, walec wpada do środka i wybuchy tych osiemnastu małych rozrywają cel od wewnątrz.
Ale tu pojawia się "racjonalizacja". czyli te dwa srebrne pierścienie. No to przyjrzyjmy się im z bliska.


Stalowe kostki, które w wyniku eksplozji stapiają się i są rozrzucane na boki w postaci kropel płynnego metalu.
Tak, Ukraińcy używają czegoś podobnego (tytanowe kulki) w rakietach do HIMARSów. Tyle, że z tych rakiet ostrzeliwane są cele wojskowe (chcącemu nie dzieje się krzywda, nikt Moskali na Ukrainę nie zapraszał), a Szahidy kierowane są przeciw celom cywilnym. Z zadaniem zabicia jak największej liczby cywilów. 
Rosja to kraj terrorystyczny, a ich miejsce jest w rezerwacie, a nie na olimpiadzie. 
I takie samo zdanie ma trzydzieści pięć państw, w chodzących w skład MKOl. 

Bezradnie wołającym o pomoc bojcom z Tatarstanuz pomocą przyszły matki i żony, które nagrały prośbę do władz, żeby oddać im mężów. 
Ale nie mają swojego ministra, jak ci z Tuwy. Zatem rozumiecie.
Zresztą, było protestować od razu przeciw wojnie, a nie dopiero teraz, kiedy wojna przyszła do was. 
Wcale mi was nie żal. 


Z apelem o pomoc w wycofaniu z frontu zwraca się coraz więcej mobików. Dziś widziałęm chyba już pięć, czy sześć filmów z prośbami z różnych jednostek. Ci tutaj są z Kaliningradu, czyli z Królewca. 
Skala tych apeli zaczyna być większa, niż na jesieni. 


Nie chcę robić fałszywych nadziei, ale... 


Na dobranoc... Tu kończę, bo kiedyś muszę skończyć. 
Kawałek ostrej ukraińskiej muzyki nagrany pod Bachmutem. Pomyślcie dziś o nich ciepło. Walczą o swoje, ale dzięki nim my dostajemy czas.



Komentarze

  1. Odnośnie poprzedniego wpisu, bardzo dobrze i szczegółowo rozpisałeś rozkład sił. Te wszystkie mapki z zaznaczonymi pozycjami wojsk też są super.
    Trzymamy kciuki za to aby sprzęt ciężki z NATO dotarł jak najszybciej.
    Obawy budzi ewentualne przejęcie Mołdawii, bo taka próba chyba nastąpi. Nie wiem czy to cokolwiek da, bo Mołdawia nie ma dostępu do morza, więc wszystko trzeba by przesyłać samolotami, a te mogą być łatwo zestrzeliwane.
    Wątek finansowy bardzo ciekawy i moim zdaniem kluczowy. Jak to powiedział Napoleon Bonaparte : "aby prowadzić wojnę, potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i pieniędzy".
    Wiele osób w Polsce, w tym zwłaszcza kuce twierdzą, że Rosja nic nie straciła na sankcjach i nadal dobrze zarabia. Opierają się oni na danych z zeszłego roku, kiedy sankcje w zasadzie jeszcze nie działały i dopiero od stycznia zaczną działać naprawdę, więc w tym roku się okaże jak zachowuje się gospodarka Rosji. To, iż zaliczy zapaść jest pewne. Pytanie jak głęboka to będzie zapaść. Kuce również podnoszą kwestie tego, że to Ukraina straciła niemal całą gospodarkę na tej wojnie i to może ją doprowadzić do klęski wojennej. To również argument bezsensowny, bo Ukraina i tak już nie opiera się na własnym sprzęcie (w sensie nowej produkcji) tylko na dostawach z zachodu, a te są wystarczające aby wygrać wojnę, a jedynie opóźnione w czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, wciąż pokutuje komunistyczna i kompletnie ahistoryczna wiara nieprzebrane zasoby Rosji.

      Usuń
    2. Zasadniczo Rosja ma nieprzebrane zasoby surowców, ale ... surowcami się nie walczy, tylko technologią, a tej sobie nie wykopią na Syberii. To, iż mają z czego produkować, nie oznacza, że mogą produkować, bo nie są samowystarczalni technologicznie. Trzeba przyznać, że ich przywódcy nie wykazali się myśleniem, bo mogliby to zorganizować gdyby chcieli. Na szczęście ta ryba psuje się od głowy.

      Usuń
    3. Paradoksalnie, pierwszym w naukach społecznych, który sformułował te oczywiste dziś tezy, był Karol Marks. W czasie wojny secesyjnej, kiedy wszyscy stawiali na zwycięstwo Południa, bo właśnie rolnicze i się wyżywi, on twierdził, że wygra Północ, bo ma technologię, za którą kupi jedzenie, a Południe wystarczy zablokować.
      I Rosja jest na tyle niewyuczalna, że nawet od swojego guru Marksa nie potrafi się uczyć.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dziennik wojny - doba dwudziesta czwarta, dwudziesta piąta, dwudziesta szósta, dwudziesta siódma, dwudziesta ósma, dwudziesta dziewiąta i trzydziesta trzeciego roku (754, 755, 756, 757, 758, 759, 760)

Dziennik wojny - dni czterdziesty szósty, czterdziesty siódmy, czterdziesty ósmy, czterdziesty dziewiąty, pięćdziesiąty, pięćdziesiąty pierwszy i pięćdziesiąty drugi, pięćdziesiąty trzeci, pięćdziesiąty czwarty, pięćdziesiąty piąty, pięćdziesiąty szósty, pięćdziesiąty siódmy, pięćdziesiąty ósmy, pięćdziesiąty dziewiąty trzeciego roku (776, 777, 778, 779, 780, 781, 782, 783, 784, 785, 786, 787, 788, 789))

Dziennik wojny - doba trzysta dwudziesta i trzysta dwudziesta pierwsza (685 i 686)